Dziś szybki przegląd nowości w mojej kosmetyczce. Zobaczycie sporą ilość pomadek i innych kosmetyków do makijażu, ale będzie też odrobina pielęgnacji, więc zapraszam do czytania dalej.
Nowe pomadki Nabla z serii Gold Dust są równie kremowe i trwałe jak inne tej marki. Mają jednak bardziej nietypowe odcienie. Moim faworytem z całej piątki jest oczywiście Arabesque czyli zgaszony, elegancki fiolet, idealny na wieczór. W kolekcji znajduje się też nietypowy odcień ciemnego brązu o nazwie Dilemma, który robi furorę na Instagramie. Poniżej znajdziecie próbki wszystkich kolorów.
Od lewej: Arabesque, Moulin Rouge, Dilemma, Bye Bye Birdie, Dragonfire
Kolejną nowością marki Nabla jest cień w kremie w pięknym złoto-miedzianym kolorze o nazwie Dusk. Ależ on pięknie wygląda na powiekach! Podbija zieleń tęczówki i świetnie wygląda solo, jak również jako baza pod inne cienie. Czy wspomniałam już, że uwielbiam tą markę?
Róż do policzków od Benefit Galifornia to połączenie złota, brzoskwini, koralu i różu. Sama niestety nie będę go używać, ponieważ ma w sobie dużą dawkę rozświetlających drobinek, ale już wiem komu go sprezentuję. Wygląda naprawdę uroczo, do tego pięknie pachnie. Nie pogardziłabym perfumami z taką nutą.
W jednym z ostatnich postów (tutaj klik) pokazywałam Wam przepis na maseczkę drożdżową z żelem aloesowym, który pochodzi z grudniowego pudełka Liferia (tutaj klik). Znajdziemy w nim 5 pełnowymiarowych produktów:
- żel do demakijażu marki Tołpa,
- regenerujący krem z kolagenem i kosmetycznym ekstraktem ze ślimaka Avena,
- dwa róże do policzków marki VH Proffesional Makeup Studio Fix Brush Correcting 303
- połyskujący cień mineralny Neauty w kolorze Sea Shell
- żel aloesowy Mizon.
Jak na razie jestem zachwycona działaniem żelu aloesowego z Mizon, którego używam nie tylko do mieszania z drożdżami, ale też solo, jako maseczkę do twarzy. Świetnie koi wszystkie podrażnienia, gasi zaczerwienienia i lekko nawilża bez żadnego zapychania. Jeśli macie skórę tłustą i mieszaną, skłonną do powstawania niedoskonałości po zastosowaniu kremu nawilżającego - spróbujcie tego żelu.
Spodobał mi się również żel do demakijażu oczu z Tołpy i choć wiele razy zawiodłam się na ich produktach, to ten jest naprawdę świetny. Dobrze domywa każdy makijaż i jest łagodny. Nie przesusza też okolicy pod oczami, co zimą jest szczególnie ważne.
Ciekawostką jest też regenerujący krem z kolagenem i kosmetycznym ekstraktem ze ślimaka (tak, ze ślimaka, a nie ze śluzu ślimaka). Wygląda na gęsty i tłusty, jednak po rozsmarowaniu jest lekki, a do tego szybko przynosi ukojenie np. suchym dłoniom.
Całkiem niezły jest też róż z duo VH Proffesional Makeup Studio Fix Brush Correcting 303. Odcień po prawej stronie pasuje do mnie i nie jest nachalny. Rzadko używam różu, bo zwykle mnie zapycha, ale ten jak na razie nie zrobił mi żadnej krzywdy.
Kiedy dowiedziałam się, że mój ulubiony zapach Naomi Campbell Cat Deluxe nie będzie już dostępny w większych pojemnościach, to na chwilę zrezygnowałam z jego kupna. Podczas świątecznych zakupów w Rossmannie dowiedziałam się o promocji, dzięki której po zakupie jednej buteleczki druga była gratis, więc musiałam skorzystać. Uwielbiam ten zapach i nic go nie przebije. Mam jednak wrażenie, że nie pachnie już tak intensywnie jak kiedyś.
Zoeva jakiś czas temu wprowadziła do sprzedaży lakiery do ust Pure Lacquer. To bardzo gęste, płynne formuły, które idealnie pokrywają usta już za jednym pociągnięciem. Kolory są intensywne i w większości nietypowe. Jeszcze nie miałam okazji ich ponosić dłużej, ale dam znać jak ostatecznie się sprawdzą.
Od lewej: Strong Career, Noble Heart, Senso, Sensual Curve, Crushed Bloom, Haute Pursuit, Criss Crossed, Unrefined
Kolejna nowość, to paletka Smashbox Photomatte. Kryje w sobie mnóstwo zgaszonych, neutralnych kolorów, idealnych do codziennego makijażu. Jest lekka, ma duże lusterko i dwustronny pędzelek. Brakowało mi palety z samymi matowymi cieniami, którą mogłabym wykonywać makijaż do pracy i ta zaspokoiła wszelkie moje oczekiwania.
Dwie nowości marki Collistar czyli peeling glikolowy do twarzy oraz serum kolagenowe z kwasem hialuronowym do pielęgnacji biustu. Przyznam, że nie używam żadnych specjalnych produktów do tej części ciała i to mój pierwszy kosmetyk, który jest dedykowany pielęgnacji biustu. Ciekawa jestem jak się sprawdzi. A co do peelingu glikolowego, to moja skóra bardzo dobrze na niego reaguje, więc jako uzupełnienie złuszczania kwasami u dermatologa będę stosować także produkt od Collistar. W późniejszym czasie z pewnością podzielę się pełną opinią na jego temat.
Zapach imbiru dobrze mi się kojarzy, więc produkty Origins Ginger są dla mnie wprost stworzone. W zeszłym roku miałam ich imbirową wodę perfumowaną, która miło kojarzy mi się z rodzinnym, świątecznym klimatem. W tym roku kolekcję uzupełniłam o balsam do ciała, żel pod prysznic, olejek do ciała i miniaturkę tej samej wody perfumowanej.
Na dzisiaj to wszystko. Dajcie znać czy coś Was tu zainteresowało :-) Jeśli macie jakieś pytania, to oczywiście postaram się pomóc.
Zapraszam też na mój INSTAGRAM @kosmetycznahedonistka