Quantcast
Channel: HEDONISTKA
Viewing all 851 articles
Browse latest View live

OPALENIZNA Z TUBKI CZYLI TOP 3 - NAJLEPSZE SAMOOPALACZE. JAK PODTRZYMAĆ OPALENIZNĘ PO LECIE? JAK SIĘ OPALIĆ BEZ SŁOŃCA?

$
0
0
Dziś post, o który wiele z Was mnie prosiło. Wcale nie jestem zaskoczona takim zainteresowaniem samoopalaczami. Sama używam ich praktycznie codziennie i zdążyłam już bardzo dobrze rozeznać się w temacie. Niestety nie mogę się opalać, co jest dla mnie przeżyciem dosyć traumatycznym. Od kiedy pamiętam lato kojarzyło mi się przede wszystkim z opalaniem i każdą wolną chwilę wykorzystywałam właśnie na to. Już w tamtym roku cierpiałam na uczulenie słoneczne, a tego lata problem stał się na tyle uciążliwy, że całkowicie zrezygnowałam ze słońca. Jeśli już to tylko z kremem SPF 50+ (klik TUTAJ). Dlatego żeby uzyskać ładną i choć zbliżoną do naturalnej opaleniznę, zaczęłam interesować się tematem samoopalaczy. I tak wyłoniło się trzech faworytów w tej dziedzinie, o których dziś Wam szerzej napiszę. Jeśli tak jak ja nie możecie lub też nie chcecie się opalać ale mimo to marzy się Wam ładnie opalona skóra - zapraszam do dalszego czytania. 




SAMOOPALACZ W MLECZKU SUN OZON - delikatna opalenizna
_______________________
Zacznę od produktu najbardziej delikatnego w efektach i jest to mleczko samoopalające z Rossmanna Sun Ozon. Stosuję go już od bardzo dawna i zużyłam prawdopodobnie kilkadziesiąt buteleczek. Jest to najlepszy, drogeryjny samoopalacz jaki miałam okazję testować. Efekt jest subtelny, natomiast można go stopniować, codziennie i regularnie smarując się tym mleczkiem na noc. Nie śmierdzi tak jak inne produkty tego typu. Pozostawia dosyć przyjemny zapach, który mi absolutnie nie przeszkadza. Mleczko się nie lepi i jest przyjemne w stosowaniu. Smaruję się nim na wypeelingowaną skórę, na noc, a rano biorę prysznic. To konieczne, jeśli chcecie mieć czyste ubrania i nie zalatywać spalonym kurczakiem. Konsystencja jest lekka, a produkt sam w sobie ma śmietankowy kolor. Schodzi równo ale może lekko wysuszać skórę, dlatego warto jest ją odpowiednio przygotować na samoopalacz. Dostępny jest w wersji dla skóry jasnej i ciemnej. Osobiście używam tej ciemniejszej, bo daje o wiele lepsze i szybsze efekty. Do kupienia w drogeriach Rossmann. 


SAMOOPALACZ ST.TROPEZ BRONZING MOUSSE - średnia opalenizna
_______________________
To produkt w formie pianki/musu, który bardzo przyjemnie się rozprowadza na skórze. Ma delikatnie brązowy kolor, co jest plusem, bo widać, gdzie go aplikujemy. Efekt, jaki daje ten samoopalacz to średnia opalenizna, którą możemy pogłębić do bardzo wyrazistej i ciemnej. Wszystko zależy od tego jak dużo nałożymy tego produktu i jak często go stosujemy. Lubię tą piankę za przecudowny zapach i małe prawdopodobieństwo uzyskania plam czy nierównego koloru. Bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia lepkiej warstwy. Możemy go także stosować na twarz i nie powoduje to zapychania czy alergii, gdyż zawiera wyciąg z aloesu. Opalenizna jest brzoskwiniowa i bardzo aksamitna, co wyróżnia ten samoopalacz na tle innych. Produkt jest bardzo wydajny, a w opakowaniu znajdziemy 120 ml. Możecie go zakupić stacjonarnie w perfumeriach Douglas lub poprzez stronę internetową TUTAJ klik. 


SAMOOPALACZ ST.MORIZ INSTANT SELF TANNING LOTION - bardzo ciemna opalenizna
_______________________
Ostatnim produktem samoopalającym jest prawdziwa petarda. Jeśli chcecie uzyskać bardzo ciemną, głęboką opaleniznę lub ją zintensyfikować po lecie i nadać kolorytu a la Beyonce - to będzie samoopalacz dla Was. Wystarczy jedna aplikacja i jestem już bardzo mocno opalona. Samo nakładanie produktu może być nieco przerażające, bo samoopalacz jest ciemny jak bejca. Po zaaplikowaniu go na całe ciało wyglądam jakbym się wytarzała w błocie ale uwierzcie mi, że efekt końcowy jest tego wart. Może się Wam wydawać, że macie na skórze same smugi i kolor będzie nierównomierny, natomiast po porannym prysznicu ukazuje się jednolita, ciemna opalenizna bez żadnych niedoskonałości. Jest to produkt dla osób o ciemnej karnacji i z tego, co wiem istnieje też w jaśniejszej wersji. To samoopalacz dla zaawansowanych w aplikacji takich kosmetyków i dla tych, którzy naprawdę lubią ciemną opaleniznę. Mogę ją porównać do koloru skóry Hindusów. Produkt jest bardzo wydajny i ma przyjemny zapach, kojarzący mi się trochę z szamponem Familijnym. Możecie go zakupić TUTAJ klik i polecam Wam do jego użycia dokupić też rękawicę, bo może szybko odbarwić ręce przy aplikacji. 



Używacie samoopalaczy? 

Napiszcie mi koniecznie jakie Wy polecacie samoopalacze lub balsamy brązujące. 


↓↓↓OBSERWUJ MNIE ↓↓↓
___________________________________________

MIĘTA I BANAN CZYLI LETNI MANICURE HYBRYDOWY W PASTELOWYCH KOLORACH SEMILAC 023 BANANA I 022 MINT.

$
0
0
Kolory inne niż czerwienie, borda i pastelowe róże nie goszczą na moich paznokciach zbyt często. Od zawsze trzymałam się odcieni tradycyjnych, choć zdarza mi się też sięgać po ciemne fiolety, śliwki czy też nawet czerń. Muszę przyznać, że połączenie lakieru miętowego z żółtym jest dla mnie nowością ale ogromnie mi się podoba. Odcieni mięty tak naprawdę jest bardzo dużo ale ta wyjątkowo przypadłą mi do gustu. Wpada bardziej w kolor seledynowy, który ładnie współgra z opalenizną, a delikatny akcent w postaci żółtego lakieru na palcu serdecznym ciekawie uzupełnia cały manicure. Ogólnie połączenie prezentuje się cudownie w duecie z białą lub miętową sukienką, więc jeśli planujecie jeszcze jakieś letnie wyjście, to koniecznie spróbujcie takiej kombinacji. Zapraszam do dalszego oglądania zdjęć.  






Kolor miętowy 022 MINT zakupicie TUTAJ klik. 
Kolor żółty 023 BANANA zakupicie TUTAJ klik. 

Jeśli chcecie zobaczyć inne kolory Semilac na moich paznokciach, to zachęcam do odwiedzenia starszych wpisów:
↓↓↓OBSERWUJ MNIE ↓↓↓
___________________________________________

PĘDZLE REAL TECHNIQUES: ZESTAW CORE COLLECTION ORAZ TRAVEL ESSENTIALS.

$
0
0
Jakiś czas temu recenzowałam zestaw pędzli do makijażu oka Real Techniques Starter Set (klik TUTAJ) oraz pędzle do twarzy, które można zakupić pojedynczo (klik TUTAJ). Dziś przygotowałam dla Was przegląd dwóch zestawów: Core Collection oraz Travel Essentials. Jeśli jesteście fankami tych kolorowych pędzli zaprojektowanych przez siostry Pixiwoo, to zapraszam do dalszego czytania.





ZESTAW REAL TECHNIQUES TRAVEL ESSENTIALS
__________________
W zestawie znajdziemy trzy pędzle, które tak naprawdę powinny wystarczyć do wykonania podstawowego makijażu. Jest tu wielozadaniowy pędzel do pudru, różu i bronzera, pędzel do korektora i podkładu oraz pędzel do cieni. Dla osób które cenią sobie kosmetyczny minimalizm taki zestaw będzie bardzo praktyczny. Wygodne etui zapewnia nam bezproblemowe przewożenie pędzli bez obaw o odkształcenia czy zabrudzenia. Zestaw szczególnie uwielbia moja mama, która nie lubi mieć w kosmetyczce zbyt wiele. Zestaw Real Techniques Travel Essentials daje jej możliwość wykonania szybkiego makijażu bez potrzeby używania kilkunastu pędzli. Tak jak wszystkie akcesoria marki Real Techniques, pędzle wykonane są ze sztucznego włosia, które bezproblemowo się myje. Ponad to pędzle bardzo szybko schną, co jest wielkim plusem np. dla wizażystów.

Multi-task Brush - wielozadaniowy pędzel do makijażu twarzy, idealny do aplikacji pudru, różu lub bronzera. Zbity, gęsty i bardzo miękki. 
Domed Shadow Brush - uniwersalny, okrągły pędzel do cieni. Można nim nałożyć oraz rozetrzeć cienie. 
Essential Foundation Brush - języczkowy pędzel do podkładu, bazy oraz korektora.

Zestaw Travel Essentials możecie zakupić TUTAJ klik. 



ZESTAW REAL TECHNIQUES CORE COLLECTION
__________________
Zestaw wygląda niezwykle elegancko i przyznam, że chyba najbardziej mi się podoba. Złote trzonki efektownie połyskują i prezentują się ciekawie na mojej toaletce. Znajdziemy tu głównie pędzle do makijażu twarzy, a najmniejszy może nam też posłużyć jako aplikator pomadki czy cienia. Pędzle w tym zestawie pomogą nam bardziej precyzyjnie nanosić produkty na twarz, gdyż mają specjalnie wyprofilowane kształty. I tak na przykład pędzel do różu jest okrągły i dosyć mały, co pozwoli na nałożenie produktu tam, gdzie tego chcemy. Będzie przydatny także w konturowaniu. Pędzel do pudru i bronzera również ma niewielki rozmiar, co dla osób o mniejszej twarzy będzie miało spore znaczenie. Języczkowy pędzel do podkładu, bazy czy korektora też jest bardzo przydatny. Uwielbiam nim nakładać korektor w miejscach przy wewnętrznych kącikach oka, bo jego szpiczasty kształt wszystko bardzo ułatwia. Natomiast najmniejszy pędzel do korektora czy pomadki to absolutny mistrz. Służy mi przede wszystkim do wyrównywania linii brwi korektorem czy też korygowania kształtu ust poprzez starcie nierównomiernie nałożonej pomadki. Świetnie sprawdzi się też jako bezpośredni aplikator dla pomadek. Możemy go także wykorzystać w makijażu oka np. do nanoszenia cieni. Zestaw prezentuje się moim zdaniem wyjątkowo atrakcyjnie, wręcz luksusowo.  Tak jak w przypadku wszystkich innych pędzli Real Techniques, są wykonane ze sztucznego włosia, które jest łatwe w czyszczeniu i szybko schnie. Pędzle dzięki swoim płaskim trzonkom możemy postawić na toaletce. 

Pointed Foundation Brush - pędzel do podkładu
Contour Brush - pędzel do konturowania, różu
Detailer Brush - precyzyjny pędzel o wielofunkcyjny zastosowaniu; do korektora lub pomadki
Buffing Brush - pędzel do pudru lub podkładu mineralnego

Zestaw Core Collection możecie zakupić TUTAJ klik. 

I jak się Wam podobają te dwa zestawy? Który byłby dla Was bardziej przydatny?
A poniżej bardziej przejrzysty Social Media Box (taka tam robocza nazwa) - mam nadzieję, że śledzicie już mojego bloga  na tych trzech platformach! Na Facebooku informuję zawsze o nowych postach, a na Instagramie dzieje się jeszcze więcej. Wystarczy kliknąć w odpowiednią nazwę i zostaniecie przeniesieni w konkretne miejsce. 


 instagram

 bloglovin kosmetyczna hedonistka

KOSMETYKI MAKEUP REVOLUTION LONDON: ICONIC 3, SALVATION PALETTE, ULTRA BLUSH PALETTE, ULTRA COVER AND CONCEAL PALETTE, VIVID BAKED HIGHLIGHTER, FOCUS & FIX EYEBROW SHAPING KIT, PRESSED POWDER, ULTRA BRONZE, SALVATION VELVET LACQUER + RABAT DLA WAS.

$
0
0
Marka Makeup Revolution całkowicie opanowała blogosferę i Youtube. Przyznam szczerze, że początkowo byłam dosyć sceptycznie nastawiona do tego typu tanich produktów do makijażu. Pomyślałam sobie, że to kolejna firma, która chce aspirować do tworzenia zamienników droższych produktów, a i tak nic z tego nie będzie. Po przetestowaniu kilku kosmetyków spotkało mnie pozytywne zaskoczenie. Mogę śmiało stwierdzić, że są to naprawdę godne uwagi produkty do makijażu na każdą kieszeń. Ich jakość jest świetna, opakowania przykuwają uwagę, a podobieństwo do oryginałów (choćby Naked 3) jest bardzo duże! Dziś przygotowałam dla Was mały przegląd produktów, które posiadam. Poza tym na końcu posta znajdziecie też rabat, który możecie wykorzystać do końca września. 






SALVATION PALETTE "Welcome to the Pleasuredome"
______________________
Paleta od razu wpadła mi w oko z uwagi na piękny turkusik i kobalt. Poza tym brązy w tej palecie są cudowne i mamy tu zarówno maty, jak i kolory mocno błyszczące, z drobinkami. Paletka przyda się nam w makijażu dziennym i wieczorowym. Już wyobraziłam sobie swój makijaż z podkreśloną brązami górną powieką, a na dolnej turkusowy akcent. Pigmentacja tej palety to istne szaleństwo. Cienie są jakby mokre w swojej konsystencji i na powiece wyglądają jak błyszcząca folia. Za taką cenę aż żal jej nie kupić. Paleta do kupienia TUTAJ klik.  

O palecie Iconic 3 pisałam już TUTAJ klik. 




PALETA RÓŻY ULTRA BLUSH PALETTE, "Hot Spice"
______________________
Ta paleta to jedno wielkie WOW. Mamy tu naprawdę wspaniałe kolory i każdy w naturalny sposób podkreśla policzki, bez żadnych brzydkich tonów. Róże możemy też ze sobą mieszać, aby uzyskać pożądany kolor. W palecie znajdziemy też dwa błyszczące odcienie, które mogą posłużyć nam jako rozświetlacze. Używam tej palety także w makijażu oka i przy mojej jasnej tęczówce takie odcienie konkretnie podbijają kolor. Pigmentacja jest bardzo mocna, więc najlepiej przy aplikacji posłużyć się pędzlem duo fiber. Taki pędzelek wszystko ułatwia, spróbujcie. Kolory są trochę mniej neonowe, niż na zdjęciu. Paletka do kupienia TUTAJ klik. 


PALETA KOREKTORÓW ULTRA COVER AND CONCEAL PALETTE, "Light"
______________________
A tutaj coś dla miłośniczek porządnego krycia w stylu kamuflażu. Ta paleta zawiera 8 kolorów, które można ze sobą dowolnie mieszać. Wszystkie odcienie mają jasne kolory i wpadają w żółć. Produkt jest bardzo kremowy, lekko tłustawy i świetnie rozkłada się na skórze. Pigmentacja jest bardzo przyzwoita i korektory zakryją niedoskonałości tak, jak Camuflage Cream z Catrice. Co ważne, nadają się też pod oczy, bo nie zastygają na suchą skorupkę. Można też używać tych korektorów jako baza pod cienie - sprawdzą się wyśmienicie. Paleta do kupienia TUTAJ klik. 



BRONZER ULTRA BRONZE I PUDER TRANSPARENTNY PRESSED POWDER
______________________
Satynowy bronzer w chłodnej tonacji, który ma bardzo jedwabistą konsystencję. Będzie idealny dla osób o jasnej i średniej karnacji, bo nie jest jakoś specjalnie mocno napigmentowany. Ma w składzie parafinę, więc jeśli coś takiego Was zapycha - odradzam. Co do pudru prasowanego, to jest to produkt transparentny, którym można zmatowić twarz i wykończyć makijaż. W składzie również parafina. Ma bardzo ciekawe opakowanie z gąbeczką i lusterkiem. Bronzer do kupienia TUTAJ klik, a puder TUTAJ klik. 



ROZŚWIETLACZE VIVID BAKED HIGHLIGHTER, kolor Peach Lights i Golden Lights
______________________
Kolejne produkty, które zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Świetnie napigmentowane rozświetlacze w cudownych kolorach. Peach Lights to połączenie różu i brzoskwini. Na policzku wygląda jak cudowna, pastelowa poświata. Kolor złoty czyli Golden Lights to rozświetlacz, który wygląda nawet lepiej niż Mary Lou. Jest bardziej dyskretny. Tylko opakowania nie są najwyższych lotów ale za taką cenę - warto. Rozświlacz Peach Lights kupicie TUTAJ klik, a Golden Lights TUTAJ klik. 



CIENIE DO BRWI FOCUS & FIX, kolor Light Medium
______________________
W zestawie znajdziemy 3 cienie i transparentny wosk. Dołączona została też pęseta i skośny pędzelek. O dziwo akcesoria są bardzo dobrej jakości i pędzelka będę na pewno używać. Kolory są zdecydowanie chłodne i jasne, co pozwoli na łagodne podkreślenie brwi. Zestaw będzie świetny dla blondynek i jasnych brunetek. Jestem z niego niesamowicie zadowolona. Do kupienia TUTAJ klik. 



MATOWE POMADKI W PŁYNIE SALVATION VELVET LACQUER
______________________
Niesamowicie napigmentowane pomadki w płynie w mocnych, nasyconych kolorach. Na zdjęciu jako pierwszy widzicie kolor o nazwie "Keep Flying For You" który jest neonową pomarańczą ale wklepany delikatnie w usta daje piękny, morelowy odcień. Kolejna pomadka to czerwień "Keep Trying For You". Soczysta, nasycona i bardzo sexy pomadka, która po zaschnięciu wygląda niezwykle elegancko. Ostatni kolor to róż  "Keep Crying For You", który przypomina mi trochę odcień z Bourjois. Pomadki są bardzo trwałe i mają ciekawe wykończenie. Nie wysuszają mi ust. Przy delikatnym wklepaniu dają efekt przygryzionych warg. Pomadki dostępne TUTAJ klik. 


RABAT -10%
_________________

W sklepie puderek.com.pl przy zamówieniu wpiszcie kod KOSMETYCZNAHEDONISTKA, który uprawnia do 10% rabatu na wszystkie produkty Makeup Revolution i BH Cosmetics. Rabat ważny do końca września. 

I jak się Wam podoba moja kolekcja produktów Makeup Revolution? Wpadło Wam coś w oko?


A poniżej bardziej przejrzysty Social Media Box (taka tam robocza nazwa) - mam nadzieję, że śledzicie już mojego bloga  na tych trzech platformach! Na Facebooku informuję zawsze o nowych postach, a na Instagramie dzieje się jeszcze więcej. Wystarczy kliknąć w odpowiednią nazwę i zostaniecie przeniesieni w konkretne miejsce. 

 facebook


 insta



DWIE ŚWIETNE SZCZOTKI DO WŁOSÓW: SIBEL D-MELI-MELO I TANGLE TEEZER ORIGINAL SWEET PEPPERMINT.

$
0
0
Uwielbiam gadżety do włosów. Jak pewnie wiecie mam bardzo długie i plączące się włosy, dlatego takie szczotki, których głównym zadaniem jest bezbolesne rozczesywanie kołtunów są w moim kręgu zainteresowania. Niedawno pokazywałam Wam o złoty Tangle Teezer w wersji kompaktowej (klik TUTAJ) ale jakiś czas temu trafił do mnie też klasyczny w miętowo-różowym kolorze. Skusiłam się również na całkowitą nowość w mojej szczotkowej kolekcji czyli D-Meli-Melo. Jak się sprawdzają u mnie te dwie szczotki i czym się różnią? Zapraszam do dalszego czytania. 




Głównym zadaniem tych szczotek jest łatwe rozczesywanie kołtunów i wszelkiego rodzaju splątań. Dzięki specyficznej i podobno opatentowanej budowie szczotki nie wyrywają włosów, masują skórę głowy poprawiając jej ukrwienie i domykają łuskę włosa, przez co jest bardziej błyszczący i zdrowy. Szczotki są szczególnie polecane przy rozczesywaniu włosów małych dzieci. U mnie w domu głównym użytkownikiem TT jest mój piesek, który wcześniej na widok grzebienia zwiewał pod łóżko. Od kiedy zaczęłam go czesać Tangle Teezerem wszystko się zmieniło i teraz bezstresowo mogę "odkołtunić" mu grzywkę. Ma swój osobisty, różowy egzemplarz. 

Tangle Teezer jest już szczotką kultową i każda włosomaniaczka pewnie miała z nim do czynienia. Natomiast nowością u mnie jest D-Meli-Meli marki Sibel. To coś, co ma działać podobnie jak TT. Zdecydowanie jednak różni się od niego designem. 


SIBEL D-MELI-MELO
_______________
Muszę przyznać, że to godny zamiennik Tangle Teezera. Pójdę nawet dalej i napiszę, że D-Meli-Melo jest nieco wygodniejszy w użytkowaniu. Mimo, że uwielbiam TT, to zawsze trochę przeszkadza mi to, że nie ma rączki. Tutaj producent odpowiada na częste narzekania użytkowniczek i proponuje szczotkę o tradycyjnej budowie ale w nowoczesnym wydaniu. Szczotka podobnie jak TT nie wyrywa włosów podczas czesania i ich nie łamie. Bez problemu można usunąć wszelkie splątania i kołtuny za jednym pociągnięciem. Łatwo się ją czyści i jest bardzo lekka. Jedyny minus, to rozmiar. O ile Tangle Teezer zarówno w wersji kompakt jak i Original nie zajmuje dużo miejsca w torebce, o tyle D-Meli-Melo jest trochę duży. Dlatego zawsze w podróży mam przy sobie TT, a do czesania w domu D-Meli-Melo. Szczotka jest dostępna w różnych wariantach kolorystycznych. Ja wybrałam złotą ale jest też bordowa, żółta, zielona czy pomarańczowa. Jeśli lubicie TT to ta szczotka na pewno przypadnie Wam do gustu. 

D-Meli-Melo do kupienia TUTAJ klik. 


TANGLE TEEZER ORIGINAL SWEET PEPPERMINT
_______________
Kolejny TT w mojej kolekcji i tak naprawdę we wcześniejszych postach chyba już wyczerpałam temat co do jego działania (klik TUTAJ). Nowa wersja kolorystyczna bardzo wpadła mi w oko i po prostu musiałam się skusić. Sympatią do tej szczotki zaraziłam całą swoją rodzinę i tak naprawdę jak kupuję jakąś nową wersję, to starą daję komuś w prezencie. Obecnie pozostałam przy złotym kompakcie i tej miętowo-różowej wersji. Dzięki żywej kolorystyce szybko można go odnaleźć w torebce. Polecam wszystkim włosomaniaczkom i wielbicielkom kultowego Tangle Teezera. 

Tangle Teezer Sweet Peppermint możecie zakupić TUTAJ klik. 



Dajcie znać czy używacie tego typu szczotek i jakie są Wasze wrażenia!


 fb
 fb


 ig


 bl

MAKIJAŻ KROK PO KROKU W STYLU KIM KARDASHIAN PALETKĄ SLEEK OH SO SPECIAL. MAKIJAŻ DO CZERWONEJ SUKIENKI + KONKURS.

$
0
0
Dziś propozycja makijażu w stylu Kim Kardashian czyli makijaż w brązach i złocie. Nie jest to oczywiście jakaś wierna kopia, natomiast starałam się zachować konwencję brązowego i połyskującego smoky eye, w jakim możemy zobaczyć Kim najczęściej. Często pytacie mnie jaki makijaż pasuje do czerwonej sukienki i myślę, że ten jak najbardziej koresponduje z tym żywym i jakże wdzięcznym kolorem. Pamiętajcie jednak, że kierowanie się kolorem sukienki w doborze makijażu nie jest najlepszym pomysłem. Akcenty kolorystyczne na oczach wcale nie muszą być odwzorowaniem koloru stroju. Osobiście na jakieś większe wyjścia, niezależnie od kolorystyki outfitu, wybrałabym makijaż w złocie i brązach, ewentualnie z jakimś żywszym akcentem na dolnej powiece. Makijaż oka wykonałam kultową i najbardziej uniwersalną paletką  Sleek Oh So Special. Dopiero niedawno odkryłam w niej bardzo niespotykany odcień złota, który w tym makijażu odgrywa główną rolę. Zapraszam na tutorial. 


Makijaż oka zaczynam od pokreślenia załamania górnej powieki oraz przyciemnienia zewnętrznego kącika. Robię to za pomocą pędzla Zoeva 227 Soft Definer oraz jasnego, matowego brązu o nazwie The Mail z palety Sleek.

Teraz w centralnej części powieki ruchomej nanoszę cień o nazwie Gift Basket z palety Sleek. Nałożyłam go też na dolną powiekę. Cień jest dosyć błyszczący i trochę się osypuje, więc najlepiej go wklepywać palcem. Ja użyłam tu jednak pędzla Zoeva 234 Smoky Shader.

Czas na piękny, połyskujący cień o nazwie Gateau z palety Sleek. Nakładam go syntetycznym pędzlem Real Techniques i łączę z wcześniej nałożonym brązem. Chcę aby przejścia były jak najbardziej płynne. Jeśli podczas rozcierania zaniknie Wam jakiś cień, to możecie go dołożyć.


Teraz pogłębiam kolor w zewnętrznym kąciku, aby nadać makijażowi większego wyrazu. Używam pędzla Zoeva 231 Petit Crease i ciemnego, matowego brązu przechodzącego trochę w grafit o nazwie Wrapped Up z palety Sleek. Następnie rozcieram górne granice cieni matowym różem o nazwie Ribbon, a posłużyłam się pędzlem Zoeva 221 Luxe Soft Crease.

Na górnej powiece narysowałam kreskę czarnym cieniem Noir i ją delikatnie roztarłam. Natomiast dolną powiekę rozblendowałam matowym brązem Boxed. Wytuszowałam rzęsy maskarą Maybelline The Colossal i dokleiłam kępki rzęs z Neicha 303. Są to cudowne kępki w trzech długościach, bez węzełka. Wyglądają bardzo naturalnie i jeśli boicie się rzęs na pasku (że się Wam odkleją lub nie będą wyglądać jak Wasze naturalne) to polecam kępki. Trudno je odróżnić od naturalnych. I makijaż oka jest gotowy!


Na twarzy mam mieszankę dwóch podkładów - Dr Irena Eris Provoke w kolorze 210 (test tego podkładu TUTAJ klik) i nowość u mnie The Collection Lasting Perfection Ultimate Wear Foundation w kolorze 1 Vanilla. Zmieszałam te dwa podkłady, bo potrzebowałam większego niż zwykle krycia. Podkład z Colletion zapewnił mi pokrycie wszystkich zmian, natomiast Eris-em rozjaśniłam jego kolor. Jest dla mnie trochę za ciemny. Całość utrwaliłam pudrem również z Collection o nazwie Lasting Perfection Ultimate Wear Powder w odcieniu 2 Medium. Świetny i baaardzo tani puder matujący, który również kryje. Na dole posta znajdziecie odnośniki do sklepu, w którym możecie zakupić te produkty. 


Opaliłam twarz bronzerem z Bourjois Poudre Bronzante Delice do Poudre 52, który również jest nowością u mnie. To produkt w ciepłym odcieniu, więc świetnie nadaje się do "udawania" opalenizny na twarzy. Na koniec posłużyłam się nim jeszcze w konturowaniu. Rozświetliłam policzki produktem Bourjois Touche Illuminatrice Illuminating Touch w kolorze 97 Rose Essentiel. 


Na policzki nałożyłam trochę różu z paletki Sleek Blush By 3 w kolorze Lace 367. To cudowne trio nadaje się także na powieki i przyznam, że pigmentacja jest bardzo mocna. Środkowy, rozświetlający róż to coś pięknego. 


Paletka, którą wykonałam makijaż oka to Sleek Oh So Special. Mamy tu zarówno matowe, jak i połyskujące cienie. Jest to chyba najbardziej znana paleta Sleeka i zarazem kultowa oraz uniwersalna. Jeśli miałabym wymienić swój must have w makijażu oka, to z pewnością byłaby właśnie ta paleta. Ma genialne kolory odpowiednie dla każdej tęczówki. Pigmentacja jest świetna i jedyny minus, to osypywanie się cieni ale Sleeki tak już mają. Na ustach błyszczyk Bourjois Effet 3D Volume & Shine Elixir w kolorze 04, a na paznokciach Bell Glam Wear 605.

LINKI
__________________________
  • Paleta Sleek Oh So Special TUTAJ klik
  • Błyszczyk Bourjois 3D Volume & Shine Elixir w kolorze 04 TUTAJ klik
  • Podkład The Collection Lasting Perfection Ultimate Wear Foundation 1 Vanilla TUTAJ klik
  • Puder Collection Lasting Perfection Ultimate Wear Powder w odcieniu 2 Medium TUTAJ klik
  • Bronzer i rozświetlacz Bourjois TUTAJ klik
  • Róż Sleek TUTAJ klik
  • Tusz do rzęs Maybelline The Colossal TUTAJ klik
  • Kępki rzęs Neicha 303 TUTAJ klik
  • Czerwona sukienka TUTAJ klik. 

KONKURS
__________________________
Mam dla Was zestaw do makijażu Bourjois i aby wziąć udział w rozdaniu musicie:
  • Polubić na Facebooku fanpage Top Drogeria  TUTAJ klik
  • Polubić na Facebooku fanpage mojego bloga TUTAJ klik
  • Zgłosić chęć udziału w komentarzu pod tym postem i zostawić swój adres e-mail
  • Możesz też dołączyć do obserwatorów mojego bloga - nie jest to warunek konieczny ale będzie mi bardzo miło. Ogłoszenie wyników nastąpi w tym poście w dniu 15 września 2014. 



 fb


 insta


 bl



GADŻECIARA: MOJE ULUBIONE, DARMOWE APLIKACJE NA TABLET, iPAD, iPHONE.

$
0
0
Dziś pierwszy post z cyklu o nazwie "Gadżeciara", którą niewątpliwie jestem. Telefon zmieniam średnio raz na dwa miesiące i bardzo interesuję się tematem wszelkiego rodzaju gadżetów, nie tylko typowo kobiecych. Mam nadzieję, że cykl przypadnie Wam do gustu i znajdziecie w nim ciekawe inspiracje zakupowe. W dzisiejszym poście nie będę opowiadać stricte o moim tablecie, bo iPada mini już chyba wszyscy dobrze znają.  Zdradzę Wam jakie są moje ulubione aplikacje, których używam niemal codziennie. Są to aplikacje, które śmigają zarówno na iOS, jak i na Androidzie, więc praktycznie każda z Was będzie mogła wypróbować. Zapraszam do dalszego czytania. 




WEEK TABLE
________________
Jeśli lubicie trzymać rękę na pulsie i mieć wszystko zaplanowane, to apka Week Table jest naprawdę świetna i prosta w obsłudze. Lubię w niej to, że mam ogląd na cały tydzień i mogę sobie zaplanować np. tygodniowy rozkład postów na bloga. Dodatkowo jest tu podział na godziny. Jeśli chodzicie do szkoły, to może być ciekawa opcja, jako elektroniczny plan lekcji. 


SHOPSHOP
________________
To nic innego jak aplikacja, w której można zapisać listę zakupów i na bieżąco skreślać nieaktualne pozycje. Jest bardzo przejrzysta i szybka w obsłudze. Jest też pomocna, kiedy pakuję się na wyjazd i odhaczam rzeczy, które już wrzuciłam do walizki. 


EVERNOTE
________________
Evernote to bardziej zaawansowany notatnik, w którym możemy sobie zapisywać wiele ważnych informacji. Można też tworzyć checklisty i ustawiać przypomnienia. Bardzo ciekawa aplikacja, w której często mam schowane swoje ulubione przepisy kulinarne lub luźne myśli i zadania do wykonania. 



FOTORUS
________________
Aplikacja, w której można tworzyć kolaże na Instagram ale nie tylko. W Fotorus wyretuszujemy też zdjęcie i dodamy efekty specjalne. Jeśli jesteście fankami portali społecznościowych, to taka aplikacja naprawdę się przyda. 


FULL PIC
________________
Aplikacja umożliwia dodanie na Instagram zdjęcia w pełnej wielkości. Instargam zawsze kadruje fotki w kwadrat, co nie do końca mi czasem odpowiada. Zwykle robię zdjęcia w poziomie i takie kadrowanie zabiera mi dużo przestrzeni. Dzięki Full Pic mogę dodać zdjęcia w odpowiedniej dla mnie formie. Stworzymy tu też kolaż i dodamy efekty specjalne. 


OBSERWUJĄCY+ 
________________
Baaardzo ciekawa aplikacja, dzięki której dowiemy się kto nas zaobserwował na Insta czy na Facebooku ale też kto anulował obserwację. Efekty pracy tej aplikacji są czasem zaskakujące i można z niej wiele wywnioskować :-) Szukajcie w AppStore pod hasłem Followers+.


BLOGLOVIN'
________________
Z tej aplikacji korzystam codziennie, po kilka razy. Dodaję tu swoje ulubione blogi i śledzę nowe posty. Korzystałam kiedyś z Feedly i innych tego typu aplikacji, które zasysają nowe publikacje z interesujących mnie stron ale żadna nie była tak przyjemna dla oka jak Bloglovin'. 


TVN24
________________
Po prostu wiadomości, od których jestem uzależniona. Zawsze muszę wiedzieć co się dzieje, dlatego portale informacyjne są u mnie na porządku dziennym. Najbardziej lubię TVN24 i w domu też najczęściej oglądam ten kanał. 


ESKA GO
________________
Jedyne radio, którego słucham to Eska Rock, Eska Rock Polska i inne odmiany tej rockowej stacji. Świetna rozgłośnia i działa wyśmienicie na iPadzie czy komputerze. Aplikacja się nie zacina i może działać w tle, podczas gdy robimy na tablecie coś zupełnie innego. 


PADGRAM
________________
Na iPadzie używam aplikacji Padgram, bo znacznie lepiej się w nim przegląda nowe posty dodane na Instagramie. Przejrzysta i łatwa w obsłudze aplikacja. W ogóle zauważyłam, że Instagram nie jest jeszcze tak popularny wśród użytkowników np. Facebooka. Zachęcam do wypróbowania tego portalu społecznościowego, gdyż jest o wiele bardziej przyjazny niż Facebook. Możecie mnie zaobserwować TUTAJ klik. 

Jestem ciekawa jakie są Wasze ulubione aplikacje?
Dajcie KONIECZNIE  znać w komentarzach! Kolejny post z serii "Gadżeciara" już niedługo. 


 fb


 ins


 bl



ULUBIEŃCY LIPCA I SIERPNIA 2014: DOVE, TONI&GUY, LA ROCHE POSAY, LOCCITANE, VICHY, THE BALM, MAKEUP REVOLUTION, DR IRENA ERIS, CATRICE, MAXFACTOR, ROUGE BUNNY ROUGE, NEICHA.

$
0
0
Dziś post z ulubionymi kosmetykami, jakie towarzyszyły mi w lipcu i sierpniu. Lato mija mi bardzo szybko i staram się wykorzystywać ostatnie, słoneczne chwile. Dlatego też w przerwie między wylegiwaniem się na plaży publikuję dla Was ulubieńców wakacji i mam nadzieję, że coś Was zainteresuje. Zapraszam do dalszego czytania. 



LA ROCHE POSAY ANTHELIOS XL SPF 50+, Dry Touch
_________________
Krem z filtrem 50+, którego w ostatnich miesiącach używałam najczęściej pod makijaż. Świetnie zgrywa się z moimi podkładami i nie skraca ich trwałości. W dodatku to krem suchy w dotyku, a więc nie spotka nas nieprzyjemna niespodzianka w postaci klejącej warstwy. Nie bieli skóry i nie powoduje powstawania zakórników. Więcej o filtrach z La Roche Posay możecie przeczytać TUTAJ klik.  Do kupienia w aptekach.

LA ROCHE POSAY HYDRAPHASE LEGERE, krem nawilżający lekki
_________________
W końcu znalazłam idealny krem nawilżający pod makijaż, z którego jestem w 100% zadowolona. Jeśli akurat nie stosuję kremu z filtrem, to zawsze pod podkład aplikuję krem nawilżający. Ten jest bardzo lekki i całkowicie się wchłania w skórę, nie pozostawiając lepkiej warstwy. Makijaż trzyma się na nim idealnie i mam wrażenie, że skóra dłużej zachowuje mat. Pachnie bardzo przyjemnie, a opakowanie z pompką ułatwia aplikację. Polecam dziewczynom ze skórą mieszaną i tłustą. Dla osób z cerą suchą jest wersja Riche, czyli bardziej nawilżająca. Dostępny w aptekach. Więcej o nim TUTAJ klik. 

LOCCITANE FRISSION DE VERVEINE, mleczko nawilżające orzeźwiająca werbena
_________________
Mleczko wyjątkowo przypadło mi do gustu w okresie upałów. Zwykle rzadko smaruję się balsamami, bo moja skóra potrafi zareagować na nie źle. Na ciele mam skórę normalną i raczej nie potrzebuje jakiegoś dodatkowego nawilżenia. To mleczko jednak bardzo polubiłam, bo chłodzi, jest lekkie i szybko się wchłania. Niesamowicie pięknie pachnie i odświeża. Woń werbeny i cytrusów utrzymuje się na skórze zaskakująco długo. Łagodzi również wszelkie alergiczne wysypki czy poparzenia słoneczne. Polecam też mgiełkę z tej samej serii, bo pachnie równie uroczo.  Mleczko możecie zakupić TUTAJ. 

DOVE OXYGEN MOISTURE, odżywka i szampon dla włosów pozbawionych lekkości
_________________
Moje włosy zdecydowanie potrzebowały dokładnego oczyszczenia z wszelkich obciążających kosmetyków. Dzięki szamponowi z Dove z serii Oxygen Moisture moje włosy jakby na nowo odżyły i stały się lekkie, bardziej puszyste ale nie napuszone czy sianowate. Odżywka bardzo ładnie wygładza i nie obciąża włosów oraz przede wszystkim nadaje im objętości. Faktycznie zauważyłam, że po użyciu tego produktu moje włosy są o wiele bardziej uniesione od nasady, a przy tym miękkie i błyszczące. Dawno nie byłam tak zadowolona z drogeryjnych produktów. Do kupienia w Rossmannach czy Naturze. 

TONI&GUY CASUAL RADIATING TROPICAL ELIXIR, rozświetlający eliksir do włosów
_________________
Bardzo lubię wszelkiego rodzaju olejki do włosów bez spłukiwania i ten sprawdził się u mnie rewelacyjnie! Wygładza i nabłyszcza włosy, a w dodatku pachnie obłędnie. To dla mnie woń wakacji, plaży i letnich, upalnych wieczorów. Olejek wyraźnie zapobiega puszeniu się włosów i moje końcówki są dzięki niemu bardziej zdyscyplinowane. Wystarczy niewielka ilość, żeby swobodnie rozczesać włosy i pokryć je na całej długości. Do kupienia z drogeriach Rossmann czy Natura. 

TONI&GUY GLAMOUR FIRM HOLD SPRAY, lakier do włosów mocne utrwalenie
_________________
Potrzebowałam małego lakieru do torebki i ten okazał się strzałem w 10. Zastąpił nawet mój ulubiony lakier z JBeverlyHills. Działa identycznie czyli utrwala bez sklejania i skorupy na głowie. Włosy są nadal lekkie ale porządnie utrwalone. Daje się z łatwością wyczesać i nie pozostawia białego nalotu. Do kupienia w drogeriach Rossmann czy Natura.

VICHY IDEALIA EYE CONTOUR IDEALIZER, krem pod oczy 
_________________
Genialny krem pod oczy, który rozświetla tą okolicę i wyraźnie ją nawilża. Krem jest delikatnie koloryzujący i odbija światło, dzięki czemu spojrzenie wygląda na bardziej wypoczęte i świeże. Po aplikacji uczucie ściągnięcia i podrażnienia okolic oczu całkowicie znika. Używam tego kremu codziennie i nadal pozostało mi dużo w tubce, a więc jest wydajny. Uwielbiam produkty z serii Idealia i również szczególnie polecam Wam serum w opakowaniu z pompką. Produkty Vichy kupicie w aptekach, a więcej przeczytacie TUTAJ klik

THAT MOMENT ONE DIRECTION EAU DE PARFUM
_________________
Nowe perfumy sygnowane przez zespół One Direction bardzo mnie zaskoczyły. Mam już ukształtowane swoje gusta zapachowe i rzadko które nowości mnie zadowalają. Ostatnio nawet złapałam się nad tym, że podczas wąchania perfum w Rossmannie wszystkie pachniały dla mnie tak samo - alkoholem. Woda perfumowana That Moment pachnie cudownie grejfutem, zielonym jabłkiem, ogórkiem w połączeniu z sezonowymi kwiatami czyli piwonią, jaśminem, fiołkiem i drzewem cedrowym. Świeży, a zarazem bardzo słodki i pociągający zapach. Będzie idealny zarówno dla młodych dziewczyn, jak i tych starszych. To według mnie bardzo uniwersalna kombinacja zapachowa. Utrzymuje się na mojej skórze cały dzień, a ubrania pachną jeszcze dłużej. Do kupienia w perfumeriach Douglas lub za pośrednictwem strony internetowej TUTAJ klik.  Flakonik wygląda naprawdę uroczo!



MAX FACTOR LASTING PERFORMANCE, podkład 105 Soft Beige
_________________
Jest to podkład, którego używałam jeszcze w liceum i teraz do niego wróciłam. Mam już trochę mniej do zakrycia, niż za czasów licealnych, więc Lasting Performance jest dla mnie idealny. Krycie jest duże i można je stopniować, a sam produkt wygląda na twarzy naturalnie i lekko. Nie powoduje u mnie powstawania zaskórników i utrzymuje się cały dzień. Muszę się jeszcze zaopatrzyć w jaśniejszy odcień, który posłuży mi zimą. Do kupienia TUTAJ klik. 

NEICHA, kępki rzęs 306
_________________
Bardzo naturalnie wyglądające kępki, w trzech długościach, bez węzełka. Na oku są praktycznie niezauważalne, więc jeśli nie przepadacie za sztucznymi rzęsami na pasku, to te powinny Wam podpasować. Miałam je na oku w tym makijazu klik TUTAJ. Do kupienia TUTAJ. 

MAKEUP REVOLUTION ULTRA BLUSH PALETTE, paleta róży Hot Spice
_________________
O tej palecie pisałam Wam już TUTAJ klikKolory są wspaniałe, a trwałość i pigmentacja zadziwia. Lubię w niej to, że wszystkie róże mam w jednym miejscu i mogę je ze sobą mieszać w celu uzyskania idealnego odcienia. Do kupienia TUTAJ klik. 

MAKEUP REVOLUTION SALVATION VELVET LAQUER, Keep Crying For You
_________________
Pomadki z tej matowej serii również pokazywałam Wam w ostatnim poście z kosmetykami MUR (klik TUTAJ). Ten różowy/fuksjowy odcień spodobał mi się najbardziej. Zarówno trwałość, jak i pigmentacja są świetne. Do kupienia TUTAJ klik. 

DR IRENA ERIS PROVOKE REAL MATT, 603 Passion Rouge 
_________________
Matowa pomadka z serii Provoke w koralowym odcieniu wygląda na ustach genialnie. Nie jest to płaski mat, a coś na pograniczu satyny. Kolor jest żywy ale można go też delikatnie wklepać w usta i wtedy wygląda o wiele bardziej naturalnie. Pomadka idealnie sprawiła się podczas letnich imprez. Do kupienia TUTAJ klik. 

DR IRENA ERIS PROVOKE ILLUMINATING CONCEALER, korektor n1
_________________
Korektor rozświetlający pod oczy w dosyć jasnym odcieniu. Kryje bardzo dobrze i wyraźnie rozjaśnia okolicę pod oczami. Nie wysusza i nie wchodzi w zmarszczki. Lubię go używać na koniec makijażu oka, aby wyczyścić granicę cieni na dolnej powiece. Znajduje się w opakowaniu z pędzelkiem i jest bardzo wygodny w użyciu. Do kupienia TUTAJ klik.

THE BALM MARY LOU MANIZER, rozświetlacz
_________________
O Mary Lou pisałam już TUTAJ klik. Nadal jest to mój ulubiony rozświetlacz. Obecnie testuję Cindy Lou czyli bardziej różową wersję rozświetlacza i niedługo podzielę się z Wami wrażeniami na temat tego produktu. Mary Lou do kupienia TUTAJ klik. 

THA BALM BROW POW, cień do brwi w kolorze Blonde
_________________
Mam go od niedawna ale od razu bardzo przypadł mi do gustu. Jest jasny ale widoczny na brwiach. Pozostawia chłodny kolor i w bardzo naturalny sposób można wypełnić luki między włoskami. Będzie pasował blondynkom oraz jasnym brunetkom. Opakowanie zawiera lusterko. Do kupienia TUTAJ klik. 

CATRICE PRIME AND FINE MATTIFYING POWDER, matujący puder wodoodporny
_________________
Jest to transparentny puder w kamieniu, który bardzo mocno matuje skórę i zapewnia jedwabiste i trwałe wykończenie makijażu. Obecnie jest to mój ulubiony produkt matujący. Powoli rezygnuję z pudrów sypkich, które niestety nie nadają się do noszenia w torebce i poprawek w ciągu dnia. Poza tym nie raz już zaliczyłam wpadkę z rozsypaniem się takiego pudru w kosmetyczce i nie jest to przyjemne przeżycie. Puder z Catrice jest w formie prasowanej, a pudełko posiada lusterko i jest dosyć solidne. Do kupienia TUTAJ klik.

ROUGE BUNNY ROUGE MIDNIGHT MODELLING MASCARA, 046 "Godzina Czarów"
_________________
Jedyna maskara z silikonową szczoteczką, która nie skleja moich rzęs i naprawdę widocznie je wydłuża oraz pogrubia. Tusz nie kruszy się w ciągu dnia i bardzo szybko wysycha. Nie odbija się też na powiece. Szczoteczka jest giętka i pracuje się nią bardzo wygodnie. Aktualnie to moja ulubiona maskara i z pewnością będę do niej wracać. Mam też wrażenie, że moje rzęsy są po niej bardziej podkręcone i nie wypadają przy demakijażu tak często, jak to miało miejsce w przypadku innych maskar.  Do kupienia TUTAJ klik. 


Ostatni ulubieniec to organizer/kalendarz z Biedronki. Pokazywałam Wam go na swoim INSTAGRAMIE (klik tutaj). Uwielbiam zapisywać różne rzeczy w iPadzie ale jednak najbardziej pewna jestem tych zapisków, które zanotuję na papierze. Miałam już kilka takich sytuacji, kiedy jakimś dziwnym trafem ważna notatka zniknęła z iPada, dlatego naprawdę ważne rzeczy zapisuję w kalendarzu. Ten jest bardzo przejrzysty i mimo dosyć dużych rozmiarów - lekki. Były też dostępne inne kolory ale wybrałam ten z  uwagi na to, że szybko znajdę go w otchłani torebki. 





I to już wszyscy moi ulubieńcy ostatnich dwóch miesięcy. 
Dajcie znać czy coś Wam wpadło w oko i czy coś już testowałyście.

Jeśli chcecie się dowiedzieć jak zrobiłam te różowe, pachnące przegródki do mojej toaletki to TUTAJ klik jest post o tym.

 gb
 fb


 insta


 bl



GADŻECIARA: DOMOWA MIKRODERMABRAZJA PMD PERSONAL MICRODERM oraz GLOV HYDRO DEMAQUILLAGE ON THE GO ŚCIERECZKA DO DEMAKIJAŻU WODĄ.

$
0
0
Dziś kolejny post z mojej nowej serii "Gadżeciara", o której Wam ostatnio wspominałam TUTAJ klik. Pisałyście, że tego typu posty Was bardzo interesują, a więc chętnie zabrałam się do tworzenia następnej notki. Tym razem skupię się na pielęgnacji twarzy, bo jestem w posiadaniu dwóch gadżetów, które okazały się niesamowicie pomocne. Mam cerę mieszaną, trądzikową i wrażliwą, czasem nawet alergicznie reagującą na wszelkie nowości z zakresu pielęgnacji. Bardzo ostrożnie podchodzę do nowoczesnych zabiegów, więc jeśli macie podobne problemy z Waszą skórą, to zapraszam do dalszego czytania. Opowiem Wam o domowej mikrodermabrazji oraz zmywaniu makijażu bez użycia żelu czy mydła. 



PMD PERSONAL MICRODERM CZYLI MIKRODERMABRAZJA W DOMU
_______________
Zabieg mikrodermabrazji w skrócie polega na ścieraniu warstw naskórka po to, by poprawić funkcjonowanie skóry. Takie złuszczanie wspomaga odnowę i regenerację oraz zapewnia głębsze wchłonięcie substancji aktywnych z kremów pielęgnacyjnych. Mikrodermabrazję mogą stosować osoby z piegami i przebarwieniami, bliznami potrądzikowymi, trądzikiem, rozstępami oraz zmarszczkami. Kiedyś taki zabieg był wykonywany tylko przez dermatologów ale dziś mikrodermabrazję możemy zafundować sobie w gabinecie kosmetycznym czy nawet w domu.  Sama kiedyś chodziłam dosyć regularnie na takie zabiegi, natomiast była to zbyt kosztowna kuracja i po jakimś czasie odpuściłam. Kiedy przeczytałam o urządzeniu PMD, to stwierdziłam, że jest idealne dla mnie. W internecie można przeczytać wiele opinii o Personal Microderm i przyznam, że znakomita większość jest pozytywna. Jestem już po 16 zabiegach i widzę znaczną różnicę w gładkości i ogólnym stanie mojej skóry. 


JAK DZIAŁA PMD?
_______________
To urządzenie, które delikatnie zasysa naszą skórę, a wewnętrzna nasadka ściera naskórek i wciąga go do środka. Zasada działania takiego gadżetu jest więc całkiem zbliżona do tradycyjnej mikrodermabrazji stosowanej w salonach kosmetycznych. Do wyboru mamy trzy rodzaje nakładek: białą, zieloną i niebieską. Biała jest najbardziej łagodna i przyznam, że odpowiada mi idealnie. Jeszcze nie czuję się na siłach, aby spróbować zielonej ale z czasem na pewno zacznę jej używać. Małe nasadki służą do twarzy, natomiast te większe do ciała. PMD jest zasilane prądem, a więc nie musimy zaprzątać sobie głowy bateriami.


SZCZEGÓŁY
_______________
Na pierwszym zdjęciu widzicie wnętrze PMD czyli filtr, który zbiega złuszczony naskórek po zabiegu. Po każdym użyciu trzeba go przemyć pod wodą. Na drugim zdjęciu urządzenie ma już białą nasadkę, której teraz używam do mikrodermabrazji. Trzecie zdjęcie to kompletne urządzenie, gotowe do pracy. Trzeba pamiętać, aby wszystko umieścić na swoim miejscu i aby nasadka ścierająca była nieco niżej, niż obudowa. Wszelkie instrukcje dotyczące użytkowania znajdziecie na dołączonej płycie. Na ostatnim zdjęciu zaprezentowałam Wam urządzenie z nasadką do ciała czyli o większej powierzchni ścierającej. 

JAKIE EFEKTY ZAUWAŻYŁAM
_______________
Szczególnie zależało mi na intensywnym złuszczaniu, bo jak wiadomo, to najbardziej skuteczna metoda, która pozwala na spłycenie blizn potrądzikowych, rozjaśnienie przebarwień czy pozbycie się zaskórników. To urządzenie naprawdę działa i efekty były zauważalne już po 8 zabiegach (każdy wykonuje się co 6-7 dni). Skóra stała się gładsza, bardziej napięta i szybciej wchłania nawet najbardziej bogate kremy. Pory, szczególnie na policzkach znacznie się zmniejszyły. Zauważyłam też, że wszelkie odstające skórki od razu zostają usunięte, co szczególnie dokucza mi w okresie jesienno-zimowym. PMD działa lepiej niż jakikolwiek peeling, nawet gruboziarnisty. Skóra jednak nie jest podrażniona i na następny dzień można z powodzeniem wyjść do ludzi. Obsługa tego urządzenia jest dziecinnie prosta i po obejrzeniu jakiegokolwiek tutorialu czy instrukcji dołączonej na płycie, każda z Was poradzi sobie z tym zabiegiem. Jeśli borykacie się z podobnymi problemami skórnymi i chcecie wspomóc swoją pielęgnację skóry, to myślę, że warto zainwestować w taki gadżet. Nie odmieni on diametralnie i od razu stanu skóry ale zintensyfikuje działanie kremów i pobudzi skórę do szybszej regeneracji. Biorąc pod uwagę cenę takiego zabiegu w gabinecie, to jednorazowy wydatek na PMD się opłaci. 

PMD możecie zakupić TUTAJ klik, a na wszystkie produkty z tej strony jest rabat -25% na hasło "kosmetycznahedonistka". Rabat aktywny do 1 stycznia. Przesyłka była u mnie w ciągu tygodnia.



PHENICOPTERE On-the-Go GLOV CZYLI ŚCIERECZKA DO DEMAKIJAŻU WODĄ
_______________
Kiedy tylko usłyszałam o tym gadżecie do demakijażu, to od razu zapisałam go na swojej liście zakupowej. Od pewnego czasu zauważyłam, że żel z La Roche Posay trochę mnie podrażnia. Czasem wykonuję 2-3 makijaże dziennie i za każdym razem używam żelu do mycia, co nie do końca pozytywnie wpływa na moją skórę. Jest wtedy bardziej zaczerwieniona i sucha. Kiedy dowiedziałam się, że dzięki tej ściereczce nie potrzeba już żadnego żelu myjącego, to musiałam ją mieć. Faktycznie idealnie zmywa cały makijaż. Wystarczy ją zmoczyć wodą i przecierać dokładnie twarz, aż do całkowitego usunięcia wszelkich zanieczyszczeń. Nie podrażnia skóry i jest idealna dla takich wrażliwców jak ja. Jestem nią naprawdę zachwycona.


Glov ma wygląd rękawiczki. Wykonana jest z włókien 30 razy cieńszych od bawełny, co pozwala na delikatne ale skuteczne usuwanie makijażu. Piorę ją pod bieżącą wodą i wieszam, aby swobodnie wyschła. Można jej używać przez 3 miesiące. Jest to idealne rozwiązanie dla alergików oraz osób nie tolerujących chemicznych preparatów do mycia twarzy. Rękawiczki Glov używam naprzemiennie z żelem LRP ale planuję całkowicie się na nią "przerzucić". Myślę, że im mniej chemii w pielęgnacji skóry, tym lepiej. 

Glov możecie zakupić TUTAJ klik. Jest jeszcze większa, w kwadratowym kształcie ale niestety nie miałam okazji testować. 


Co myślicie o tych dwóch gadżetach? 


 fb
 fb



 in





USTKA - NADMORSKI LOOKBOOK.

$
0
0
Dziś mam dla Was 3 stylizacje, które połączyłam w lookbook. W weekend pogoda nad morzem wyjątkowo dopisała, a więc sceneria prezentowała się bardzo uroczo. Lubię wrzesień w Ustce, kiedy nie ma już tak wielu turystów, jest cieplutko i klimatycznie. Nikt nie pędzi, nikt nie goni, po prostu sielanka. Kiedy czuję, że Trójmiasto mnie przytłacza, to wracam tu z największą przyjemnością. Taki schyłek lata i jesień, to idealna pora na wypoczynek, relaks i naładowanie baterii przed zimą. Nad morzem jest wtedy magicznie. Mam nadzieję, że odwiedziłyście już tą przytulną, nadmorską miejscowość. Jeśli nie, to koniecznie musicie tu przyjechać. Szczególnie jesienią jest tu niezwykle kameralnie, romantycznie i po prostu przyjemnie. Zapraszam do oglądania zdjęć i zanurzenia się jeszcze przez chwilkę w wakacyjny klimat. 









Luźna i przewiewna sukienka w paski w połączeniu z czarną ramoneską, to ostatnio moja ulubiona stylówka. Do tego szare baleriny i biała torebka listonoszka. Wszelkiego rodzaju ramoneski są moim must have na jesień, bo pasują praktycznie do wszystkiego. W szafie mam już wiele kolorów ale jednak czarna, klasyczna kurtka to jest to. 
_____________________
Czarna ramoneska | TUTAJ klik
Sukienka w paski | TUTAJ klik
Biała torebka listonoszka | TUTAJ klik
Szare baleriny |Centro
Okulary | Sinsay







Tutaj już bardziej elegancki zestaw z czarną, koronkową spódnicą. Bardzo ją lubię, bo jej długość jest według mnie idealna na co dzień. W duecie z brązową ramoneską cały outfit wygląda mniej oficjalnie. Mam jeszcze taką spódniczkę w kolorze białym i niedługo zobaczycie ją w następnym lookbooku. 
_____________________
Brązowa ramoneska |TUTAJ klik
Biała bluzka | TUTAJ klik
Koronkowa spódnica |TUTAJ klik
Sandały | Centro
Okulary | Cubus
Pierścionki | H&M
Czarna kopertówka |TUTAJ klik 





Ostatnia stylizacja to zwykłe, krótkie spodenki, luźna bluzka i kurteczka z eko skóry w kolorze beżowym. Jak tylko ją zobaczyłam na stronie, to od razu wpadła mi w oko. Obawiałam się jedynie jak wygląda na żywo, bo nie widziałam innych zdjęć, prócz tych na wieszaku. Ta kurtka jednak okazała się świetnym wyborem. Jakość jest genialna i takiego koloru szukałam już od dawna. 
_____________________
Kurtka | TUTAJ klik
Biała bluzka | TUTAJ klik
Spodenki | New Yorker
Torebka | TUTAJ klik
Sandały | Centro 
Okulary | Cubus
Kolczyki | TUTAJ klik


Mam nadzieję, że moje propozycje przypadły Wam do gustu i...
...że miło się Wam oglądało zdjęcia z Ustki :-) 


 fb
 fb



 ig



 bl


IDEALNE POKRYCIE NIEDOSKONAŁOŚCI BEZ EFEKTU MASKI. MOJE ULUBIONE PRODUKTY KRYJĄCE I METODY APLIKACJI.

$
0
0
W dzisiejszym poście napiszę Wam jak uzyskuję idealne pokrycie wszelkich niedoskonałości na twarzy. Wbrew pozorom nie wystarczy jedynie kryjący podkład. Osiągnięcie efektu nieskazitelnej cery wymaga odpowiedniej aplikacji konkretnych produktów. Ważna jest też kolejność nanoszonych kosmetyków. Jeśli macie problem z przebarwieniami, bliznami, trądzikiem i plamkami na twarzy, to zapraszam do dalszego czytania. Zdradzę Wam mój sposób na zakrycie niedoskonałości bez efektu maski. 




KRYCIE BEZ EFEKTU MASKI
_________________
Wiele z Was zapewne nie jest zadowolona ze swojego stanu skóry. Niestety idealna cera to zjawisko rzadkie, a to, co serwują nam w kolorowych magazynach jest jedynie efektem pracy w Photoshopie. Sama od lat borykam się ze śladami po trądziku. Oczywiście odpowiednia pielęgnacja i złuszczanie to podstawa ale przebarwienia nie znikną z dnia na dzień. Dlatego tak ważne jest dobranie dla swojej skóry kosmetyków kryjących, które zamaskują i ujednolicą cerę. Osobiście absolutnie nie przeszkadza mi w makijażu dziennym to, że moje niedoskonałości nie są w 100% zakryte. Natomiast już w makijażu wieczorowym, przy ciemnym "smoky eye" cera powinna być jak najbardziej jednolita. Metodą prób i błędów wypracowałam swoją metodę aplikacji produktów kryjących o której napiszę Wam poniżej krok po kroku. 


KROK PIERWSZY - ZIELONY KOREKTOR
_________________
Najbardziej przebijające przez podkład są czerwone i brązowe przebarwienia, które przykryte jedynie podkładem zawsze się ujawniają po jakimś czasie. Z doświadczenia wiem, że korektor czy kamuflaż w cielistym odcieniu też nie do końca daje radę. Produktem, który genialnie sprawdza się w neutralizowaniu czerwonego i brązowego barwnika niedoskonałości jest zielony korektor. Wystarczy nanieść go palcem lub pędzlem na przebarwienia i delikatnie wklepać. Tak przygotowana cera może zostać pokryta podkładem. Nie bójcie się, zielony kolor nie będzie później widoczny.

Mój zielony korektor znajduje się w kółku ISA DORA Color Correcting Concealer. Produkt jest o tyle ciekawy, że ma różne odcienie, a nawet rozświetlacz w kremie.  Dostępny w perfumeriach Douglas. 

Pędzle do korektora, które ostatnio bardzo sobie upodobałam to Maestro ze złotej i srebrnej kolekcji. Moje ulubione do aplikacji korektora to Maestro Shadow M [klik TUTAJ], Maestro 360 [klik TUTAJ] i Maestro 330.


KROK DRUGI - PODKŁAD
_________________
Największym błędem, jaki można popełnić nakładając podkład, to aplikacja zbyt dużej ilości. Wbrew pozorom to nie zagwarantuje Wam idealnego krycia. Sprawi jedynie, że pędzel wpije cały nadmiar, a na twarzy uzyskacie efekt maski, smugi i plamy. Ja nakładam bardzo małą ilość palcem na twarz (prosto na najbardziej uwidocznione niedoskonałości), a następnie pędzlem stempluję na całym obszarze skóry. Aby uzyskać największe krycie najlepiej jest wciskać podkład w twarz, a nie przesuwać po niej pędzlem. Jeśli widzę, że jedna warstwa nie pokryła moich niedoskonałości, to wtedy doklepuję podkład tam, gdzie mam przebicia. Nigdy nie aplikuję kolejnej warstwy na całą twarz, a  jedynie w miejsca, które tego wymagają. Istotny jest też sam pędzel, jakiego używacie. Jeśli będzie zbity i twardy (jak np. Hakuro H51), to zbierze on zbyt dużo produktu z twarzy i niedoskonałości wciąż będą odsłaniane przy aplikacji. Najlepszy wg mnie jest miękki i puszysty pędzel typu flat top.

Polecam Wam Maestro ze złotej kolekcji o nazwie "Foundation". Jest dla mnie idealny. Możecie go zakupić TUTAJ klik. 

Moje trzy ulubione podkłady ostatnio to tradycyjnie Dr Irena Eris Provoke Matt Fluid, którego recenzja i test znajduje się TUTAJ klik,Max Factor Lasting Performance 105 Soft Beige [do kupienia TUTAJ klik] oraz BH Cosmetics Liquid Foundation w kolorze Medium Olive [do kupienia TUTAJ klik]. Ten ostatni zachowuje się podobnie jak Revlon Colorstay i zastyga w takiej jakby gumowej formie. Jest trochę za ciemny, abym mogła go zaaplikować na całą twarz ale mieszam go z jasnym Dr Irena Eris. 


KROK TRZECI - KOREKTOR LUB PODKŁAD MINERALNY
_________________
Trzeci i bardzo ważny krok w tuszowaniu moich niedoskonałości to nałożenie podkładu mineralnego. Używam go jako pudru wykończeniowego ale taki podkład mineralny zapewnia mi jeszcze dodatkowe krycie. Akurat ten z Earthnicityświetnie komponuje się z podkładami płynnymi i uwierzcie mi, że cera nabiera bardzo gładkiego, jednolitego i zdrowego wyglądu. Często pudry matujące tworzą końcowy efekt maski i dają suche, nieciekawe wykończenie. Cera wygląda wtedy na zmęczoną i niezdrową. Podkład mineralny zachowuje się zupełnie inaczej i nie dość, że daje dodatkowe krycie, to matuje na długo. Możecie też użyć korektora mineralnego w tym samym odcieniu, co Wasz płynny podkład. Na zdjęciu widzicie też korektor mineralny z Lily Lolo Blush Away w odcieniu zielonym ale jego używam zwykle w kroku pierwszym, zamiennie z zielonym korektorem Isa Dora. 

Do aplikacji podkładu mineralnego używam pędzla również z Maestro o lekko zaokrąglonym kształcie [do kupienia TUTAJ klik] oraz w miejsca przy nosie Maestro 321 [do kupienia TUTAJ klik]. Jest to co prawda pędzel do blendowania ale przy sypkich podkładach świetnie się sprawdza.


KROK CZWARTY - ZMATOWIENIE STREFY T
_________________
Ostatni krok wykonuję tylko wtedy, kiedy moja cera jest wyjątkowo tłusta albo na dworze panuje upał lub jest wilgotno. Staram się delikatnie omiatać twarz pudrem wykończeniowym i matującym z Vichy [recenzja TUTAJ], skupiając się na obszarach najbardziej przetłuszczających. Używam pędzla o jak największej miękkości, który nie będzie mi ścierał podkładu i odsłaniał przebarwień. Najlepsze są duże "miotły" i takim pędzlem jest właśnie Maestro ze złotej kolekcji "Powder" [do kupienia TUTAJ klik]. 

Moim ostatnim odkryciem jest matujący, transparentny puder w kamieniu Catrice Prime And Fine. Używam go do poprawek w ciągu dnia i jest moim pudrem do torebki. Niestety te sypkie kompletnie nie nadają się do przenoszenia. Produkt Catrice możecie zakupić w drogeriach np. Natura. 

A na koniec akcent humorystyczny. Niestety, o ile przebarwienia jesteśmy w stanie zakryć, a małe wgłębienia w skórze wypełnić, o tyle odstających wyprysków niestety nie da się zamaskować (spłaszczyć). Coś jest w tym porównaniu, jakie znalazłam na Demotywatorach :-) 



Mam nadzieję, że moje rady się Wam przydadzą. Chętnie poczytam jakie są Wasze ulubione, kryjące produkty. 

 fb
 fb



 ig



 bl

ODŻYWKI DO WŁOSÓW KTÓRE POLECAM: CHANTAL SESSIO, KERATYNA W PŁYNIE, JEDWAB W PŁYNIE, DOVE OXYGEN MOISTURE, BIOVAX.

$
0
0
Dziś post, o który wiele Was mnie prosiło. Opiszę Wam swoje ulubione odżywki i maski do włosów, których aktualnie używam. Postanowiłam też przy okazji odżywek wspomnieć o moim ostatnim odkryciu czyli o keratynie. Zapraszam do dalszego czytania. 



KILKA SŁÓW O MOICH WŁOSACH
_____________________
Jeśli śledzicie mojego bloga to z całą pewnością zdążyłyście się już zorientować, że jestem włosomaniaczką. Lubię testować nowości i wybierać spośród nich perełki, które później regularnie wprowadzam do swojej pielęgnacji. Jakiś czas temu zdecydowałam się na dekoloryzację włosów i ściągnięcie czarnej farby, której używałam od wielu lat (o całym procesie dekoloryzacji możecie przeczytać TUTAJ klik). Zabieg nie był dla moich włosów obojętny, jednak przestrogi o całkowitym zniszczeniu i wysuszeniu włosów okazały się bardzo przesadzone. Oczywiście dekoloryzacja niszczy w jakimś stopniu włosy ale u każdego ten proces przebiega inaczej. W moim przypadku włosy stały się trochę bardziej porowate i przesuszone, dlatego musiałam wprowadzić dużo więcej nawilżających i zamykających łuski włosa produktów. Dziś jestem bardzo zadowolona ze stanu moich włosów i z pielęgnacji, która nie jest ani bardzo kosztowna, ani skomplikowana. W większości są to produkty, których używam od lat i mam nadzieję, że u Was również się sprawdzą. Pamiętajcie, że każda z nas ma inne włosy, które mogą zareagować w różny sposób. Dając przykład: dużo dziewczyn prowadzących blogi czy kanały na Youtube zachwyca się odżywką z Garnier Ultra Doux z olejkiem awokado i masłem karite. U mnie ta odżywka kompletnie się nie sprawdza. Wprawdzie nie powoduje niczego złego, natomiast nie działa w żaden widoczny sposób. Osobiście oczekuję od odżywek wygładzenia, nabłyszczenia, odczuwalnego nawilżenia, czasem zmiękczenia czy puszystości włosów ale akurat ta z Garnier nie robi nic. Dlatego każda z nas musi samodzielnie przetestować co jest dla niej dobre. 


CHANTAL SESSIO CONDITIONER DO WŁOSÓW BLOND I SIWYCH
_________________
Pewnie zastanawiacie się po co mi odżywka do siwych i blond włosów. Ma ona fioletowy kolor, a więc neutralizuje żółty odcień, który często pozostaje po rozjaśnianiu czy farbowaniu. Moje włosy po dekoloryzacji wciąż wytrącają właśnie takie żółte, nieciekawe tony, więc ta odżywka pomaga mi uzyskać chłodne refleksy. Wiem, że coś takiego w ofercie ma Joanna ale przypadku Sessio pojemność jest większa i cena również bardzo atrakcyjna. W ogóle produkty do włosów Chantal kupuję już od bardzo długiego czasu. Podoba mi się stosunek ceny, do jakości. Dostajemy zawsze dużą pojemność produktu za cenę, która jest naprawdę śmiesznie niska.  Tą odżywkę możecie zakupić TUTAJ klik. 

CHANTAL SESSIO CONDITIONER DO WŁOSÓW FARBOWANYCH
_________________
Wprawdzie nie farbuję włosów ale z doświadczenia wiem, że odżywki do włosów farbowanych działają o wiele silniej, niż inne. Domykają łuski włosa (zapobiegając wymywaniu koloru) i porządnie nawilżają, wygładzają. Ta odżywka ma wyciąg z aloesu, winogronu oraz witaminę E. Ma też filtr UV. Jest to moje kolejne opakowanie i jestem z niej bardzo zadowolona. Ułatwia rozczesywanie i przyjemnie pachnie, a opakowanie z pompką jest bardzo wygodne.  Do kupienia np. TUTAJ klik.

CHANTAL SESSIO JEDWAB W PŁYNIE 
_________________
Tradycyjny jedwab w płynie kupowany w malutkich buteleczkach (np. w Biedronce) się u mnie nie sprawdza. Bardzo przetłuszcza moje włosy i je obciąża. Nie wiem jak to jest, ale nałożony nawet na końcówki sprawia, że włosy następnego dnia muszą być umyte, bo wyglądają nieświeżo. Jedwab z Chantal jest w bardziej płynnej formie, w buteleczce z atomizerem. Spryskuję nim włosy od połowy i dopiero wtedy suszę i modeluję. Nie obciąża i wygładza. Starcza na bardzo długo, co w przypadku moich włosów jest istotne. Wszelkiego rodzaju kosmetyki w spreju zużywam w zastraszającym tempie ale ten jest bardzo wydajny. Do kupienia TUTAJ klik. 

CHANTAL SESSIO KERATYNA W PŁYNIE
_________________
To moja nowość i spore odkrycie. Keratyna w płynie ma za zadanie zwiększyć objętość włosów, wygładzić je i "wypełnić od środka". Zapewnia połysk włosom matowym i chroni przed działaniem wysokiej temperatury. Używam jej na mokre włosy i suszę oraz układam jak zwykle. Muszę przyznać, że niesamowicie wygładza włosy i je prostuje. Wyglądają wtedy jakbym je potraktowała prostownicą. Są lekkie ale nie sianowate. Używam jej od czasu do czasu, bo tak naprawdę keratyna może wysuszać przy zbyt częstym stosowaniu. Jednak na większe wyjścia sprawdza się u mnie świetnie, bo włosy się nie puszą i wyglądają bardzo zdrowo. Ważne jest też to, że nie obciąża i nie przetłuszcza włosów. Możecie ją zakupić np.TUTAJ klik. 


MASKI  L'BIOTICA BIOVAX
_________________
Podobnie jak w przypadku Chantal, tych masek z Biovax używam od lat. Stosuję je pod czepek i nie krócej, niż 30-40 minut. Ta niebieska z proteinami mlecznymi niesamowicie nawilża włosy i sprawia, że są miękkie i puszyste. Natomiast ta w pomarańczowym opakowaniu ładnie nabłyszcza i wygładza. Używałam już wszystkich rodzajów tych masek ale te dwie są dla mnie najlepsze. Mieszam je czasem z miodem, albo z siemieniem lnianym lub żółtkiem. To właśnie te maski wyraźnie poprawiły stan moich włosów po dekoloryzacji. Możecie je zakupić w aptekach lub w internecie. 


DOVE OXYGEN MOISTURE
_________________
Odżywki z Dove są u mnie od niedawna ale przyznam, że bardzo się z nimi polubiłam. Zwykle nie mam większych oczekiwań co do odżywek drogeryjnych ale tutaj spotkało mnie miłe zaskoczenie. Seria jest stworzona z myślą o nawilżeniu ale nie takim, które obciąża i przetłuszcza włosy. Faktycznie po użyciu zarówno odżywki jak i sufletu nawilżającego moje włosy są lekkie, miłe w dotyku i mają odpowiednią objętość ale bez szopy. Produkty z tej serii pięknie pachną i teraz na pewno częściej spojrzę w kierunku Dove w Rossmannie. 

I to już wszystkie moje ulubione odżywki, jakie teraz stosuję. Co prawda testuję jakieś nowości ale i tak zawsze wracam do tych produktów. Mam nadzieję, że u Was też się sprawdzą. Dajcie znać czy coś Was zainteresowało oraz czy miałyście okazję czegoś używać. 

Jeśli macie jakieś "włosowe" zapytania, to śmiało piszcie w komentarzach.

Po więcej informacji odnośnie pielęgnacji oraz fryzur odsyłam do zakładki "WŁOSY" na moim blogu (klik TUTAJ). 


 fb
 fb


 ig


 bl

TEST! TUSZE DO RZĘS THE BALM: CHEATER, TALL DARK AND HANSOME ORAZ THE BODY BUILDER.

$
0
0
Marka The Balm stała się ostatnio niesamowicie popularna zarówno na blogach, jak i na YouTube. Produkty The Balm oprócz naprawdę świetnych opakowań są bardzo dobre jakościowo i szczególnie warto zainwestować w palety do makijażu. W dzisiejszym poście zaprezentuję Wam 3 tusze do rzęs tej marki, wraz z efektem na moich rzęsach. Każdy z nich w zupełnie inny sposób podkreśla spojrzenie i być może znajdziecie tu coś dla siebie. Z tuszem jest tak jak z podkładem - tego jednego, jedynego szuka się bardzo długo ale kiedy już go odnajdziemy, to nie chcemy innych.  Zapraszam do dalszego czytania. 




KILKA SŁÓW O MOICH RZĘSACH
__________________
Ostatnio moje rzęsy nie są w najlepszej kondycji i muszę przyznać, że nawet moja ulubiona maskara z Maybelline Collossal trochę je obciążała i bardzo sklejała. Nie wiem też czy zmienili coś w formule tego tuszu, bo strasznie się kruszy i osypuje, a wcześniej coś takiego nie miało miejsca. Praktycznie każdy nowy tusz, a szczególnie z silikonową szczoteczką fatalnie sprawował się na moich rzęsach, dlatego tym bardziej byłam ciekawa maskar z The Balm. Pomyślałam, że skoro tak bardzo lubię ich palety z cieniami, to może w kwestii rzęs również znajdę jakiegoś ulubieńca. Moje rzęsy nie są spektakularnie długie i gęste, dlatego byle jaki tusz nie będzie prezentował się na nich dobrze. Poza tym mam bardzo wrażliwe oczy i dosyć słabe rzęski. W przypadku maskar z Essence czy Miss Sporty praktycznie zawsze pojawiało się zaczerwienienie i pieczenie, a rzęsy wypadały przy demakijażu. 


THE BALM  CHEATER MASCARA - TUSZ POGRUBIAJĄCY Z PANTENOLEM
__________________
Zacznę od tuszu, który w najbardziej widoczny sposób pogrubia rzęsy już przy jednej warstwie. Szczoteczka to coś, co bardzo mi się podoba. Przypomina trochę szczotkę z Collossal-a, która zawsze bardzo przyzwoicie pogrubia i jednocześnie nie skleja. Na zdjęciu widać jedną warstwę i już przy drugiej można uzyskać efekt sztucznych rzęs. Ja w codziennym makijażu zawsze pozostaję przy jednej warstwie i w przypadku tego tuszu to w zupełności wystarcza. Maskara nie kruszy się w ciągu dnia i nie odbija na powiece. Nie jest wodoodporna, a dosyć ciężko się ją zmywa, co świadczy o dużej trwałości produktu. Jeśli lubicie mocne pogrubienie rzęs, to będzie tusz dla Was. Zawiera w składzie pantenol. Nie zauważyłam żadnych podrażnień, ani wypadania rzęs po jej użyciu. Zwykle nowy tusz musi trochę zgęstnieć, aby porządnie wyglądał na rzęsach, natomiast ten od razu prezentuje się dobrze. Polecam go dziewczynom z niezbyt gęstymi rzęsami, bo bardzo dobrze pogrubia. Jest najbardziej czarny z wszystkich tu prezentowanych. Tusz The Balm Cheater możecie zakupić TUTAJ klik. 


THE BALM THE BODY BUILDER - TUSZ POGRUBIAJĄCY I PODKRĘCAJĄCY Z PANTENOLEM, WITAMINĄ E ORAZ WYCIĄGIEM Z BAMBUSA
__________________
To tusz, którego głównym zadaniem jest pogrubiać ale również nieco unosić rzęsy. Moim zdaniem wydłuża trochę bardziej, niż jego poprzednik ale pogrubia nieco słabiej za jednym pociągnięciem. Na zdjęciu widoczna jedna warstwa ale spokojnie mogłabym zaaplikować 2-3 bez obciążenia czy "pajęczych nóżek". Szczoteczka jest dosyć wąska, więc operuje się nią lepiej, niż w przypadku "Cheater". Tusz prezentuje się na rzęsach bardziej naturalnie i dobrze je rozdziela. Tak jak w przypadku wyżej omawianej maskary, ta również się nie kruszy ani nie odbija na powiece, natomiast szybciej się ją zmywa. Nie spowodowała u mnie podrażnień czy wypadania rzęs. Lubię ją bardziej niż "Cheater" bo podoba mi się efekt stopniowania i lepsze wydłużenie rzęs. Tusz The Balm Body Builder możecie zakupić TUTAJ klik.


THE BALM TALL, DARK AND HANDSOME - TUSZ WYDŁUŻAJĄCY I UNOSZĄCY Z PANTENOLEM, WOSKIEM OLIWNYM I RYŻOWYM
__________________
Ostatnia z prezentowanych maskar, to coś bardzo subtelnego i delikatnego. Osobiście nie lubię silikonowych szczotek i w tym przypadku również jakoś specjalnie nie przypadła mi do gustu. Oczywiście rozdziela rzęsy i je delikatnie wydłuża, natomiast nie zauważyłam pogrubienia, co w przypadku moich rzęs jest niezbędne. Świetnie nadaje się natomiast do malowania dolnych rzęs, bo szczotka jest chuda i precyzyjna. Tusz sam w sobie jest świetny i przyznam, że zanurzając zupełnie inną szczoteczkę wygląda na rzęsach idealnie. Tusz zaaplikowany oryginalną szczoteczką daje bardzo szkolny i delikatny efekt, co pewnie niektórym może się spodobać. Tak jak w przypadku poprzedników, maskara się nie kruszy, nie odbija i nie powoduje podrażnień. Z silikonową szczoteczką trzeba uważać, bo można się ukłuć w powiekę. Zapewne są zwolenniczki tego typu szczotek ale ja zdecydowanie wolę te tradycyjne, duże i puchate.  Tusz The Balm Tall, Dark and Hansome możecie zakupić TUTAJ klik. 


Podsumowując, jestem zadowolona z dwóch pierwszych maskar i przede wszystkim przekonuje mnie do nich to, że nie powodują u mnie podrażnień. Zawierają w składach odżywcze substancje i nie mają parabenów czy siarczanów. Są delikatne dla rzęs i dla oczu. Duży plus także za to, że się nie kruszą i nie odbijają na powiekach. Moim ulubieńcem okazała się maskara "The Body Builder" z uwagi na najlepsze wydłużenie i możliwość stopniowania. Tusz nawet przy 3 warstwach wygląda dobrze. 

Jestem ciekawa czy używałyście już maskary The Balm i jak się u Was sprawdziły? A może zdradzicie mi jaki jest Wasz ulubiony tusz? 


 fb

 fb



 ig



 bl


LOOKBOOK: 3 CODZIENNE STYLIZACJE.

$
0
0
Dziś kolejny lookbook i tym razem mam dla Was 3 luźne stylizacje. Zdjęcia tak jak ostatnio zostały wykonane w pięknej Ustce. Poprzedni lookbook możecie obejrzeć TUTAJ klik. Zapraszam do dalszej części posta. 







BLUZKA | Tutaj klik
SPÓDNICA | Tutaj klik 
JEANSOWA KURTKA | Tutaj klik
BUTY | Centro
TOREBKA | Tutaj klik
OKULARY | Cubus

_____________________________________________





KURTKA | Tutaj klik
BLUZKA | H&M
SPÓDNICA | Tutaj klik
BUTY | Centro
Torebka | Allegro
OKULARY | Cubus

_____________________________________________





ŻAKIET | Tutaj klik
BLUZKA | Tutaj klik
SPODENKI | Tutaj klik
BUTY | Sinsay
OKULARY | Sinsay
TOREBKA | Tutaj klik

_____________________________________________

Mam nadzieję, że takie zwykłe, codzienne stylizacje się Wam podobają. Zapraszam do śledzenia mojego bloga na platformach społecznościowych.


 fb


 in


 bl

GADŻECIARA: DUŻA OBJĘTOŚĆ FRYZURY I ROMANTYCZNE LOKI NA WAŁKI TERMICZNE. BABYLISS PRO PROFESJONALNE TERMOLOKI CERAMICZNE BAB3021E.

$
0
0
Dziś kolejny post z cyklu "Gadżeciara", który bardzo przypadł Wam do gustu (inne z tej serii znajdziecie TU i TU). W dzisiejszej publikacji opowiem Wam o wałkach termicznych czyli termolokach marki Babyliss. Jak pewnie wiecie bardzo lubię różne gadżety do włosów i testuję wszelakie metody pozwalające uzyskać ładny skręt. Nie wszystkie sposoby, szczególnie te bez użycia ciepła, dają efekt dużej objętości fryzury i uniesienia włosów u nasady. Dzięki termolokom moje ciężkie i dosyć oporne na kręcenie włosy, w ekspresowym tempie są bardzo ładnie ułożone. Co również istotne - wałki termiczne nie niszczą włosów tak, jak lokówka czy inne gadżety wykorzystujące wysoką temperaturę. Jeśli nie macie czasu, ani ochoty na falowanie naturalnymi metodami, to takie wałki będą sprawować się idealnie. Wystarczy tak naprawdę 10 minut, aby mieć piękne, kobiece loki. Zapraszam do dalszego czytania, gdzie poznacie więcej szczegółów. 





SZYBKA I ŁATWA METODA NA LOKI
_________________
Nad zakupem wałków termicznych myślałam już od dłuższego czasu. Metody bez użycia ciepła mają swoje plusy i minusy. Są na pewno tańsze i całkowicie nie ingerujące w kondycję włosów ale wymagają więcej czasu. Z gąbczastymi papilotami czy plastikowymi wałkami musimy przespać całą noc, aby skręt był odpowiedni i trwały. Wiele dziewczyn narzeka na to, że takie metody kręcenia nie pozwalają im się dobrze wyspać, bo wałki gniotą i są po prostu mało wygodne. Przy takich termolokach czas kręcenia to najwyżej 10-15 minut, w zależności od tego jak mocne loki chcemy uzyskać. Wystarczy rano podłączyć urządzenie z wałkami do prądu, poczekać 5-10 minut aż się nagrzeją i nawinąć pasma. Po następnych 10 minutach mamy już piękne, kobiece loki i dużą objętość fryzury. Taka metoda jest bardzo szybka i przede wszystkim trwała, bo ciepło wydobywające się z wałków sprawia, że takie loki trzymają się znacznie dłużej. 



BABYLISS PRO, PROFESJONALNE TERMOLOKI CERAMICZNE BAB3021B
_________________
Są to profesjonalne wałki termiczne z ceramicznym rdzeniem, pokryte aksamitem. Urządzenie jest niezwykle łatwe w użyciu, gdyż wystarczy podłączyć je do prądu i wałki są w pełni nagrzane już po 5 minutach. Ja zwykle czekam nieco dłużej, gdyż moje włosy są grube i oporne na kręcenie, dlatego 10 minut to czas optymalny. Jeden z wałków ma czujnik nagrzania i jego końcówka zmienia kolor z białego na czerwony. Wtedy mamy pewność, że wałki są gotowe do kręcenia i mają idealną temperaturę. Zestaw zawiera 8 dużych, 6 średnich i 6 małych wałków oraz 20 klipsów i 20 spinek (igieł metalowych). Ja używam zwykle klipsów, bo są po prostu wygodniejsze i nie pozostawiają odcisków na włosach. Miałam kiedyś termoloki z Remingtona, ale niestety klipsy zostawiały nieestetyczny odcisk, który musiałam później niwelować prostownicą. Klipsy dołączone do termoloków Babyliss mają długie i gęste ząbki, które "wchodzą" we włosy i dzięki temu nie robią żadnego śladu.

Każdy wałek jest pokryty aksamitem, więc włosy są dodatkowo chronione przed złym wpływem ciepła. Nie wyrywają i nie plączą włosów, co jest dla mnie bardzo istotne. Uwierzcie mi, że kondycja moich włosów jest dla mnie niezwykle ważna i po długich namysłach wybrałam właśnie termoloki z Babyliss, bo są najbardziej bezpieczne. Wałki trzymają temperaturę przez 15 minut. Wystarczy nawinąć pasma i w tym czasie zrobić makijaż czy zjeść śniadanie. 

Sam pojemnik nagrzewający jest lekki i zajmuje niewiele miejsca. Nagrzewanie uruchamia się jednym przyciskiem.  



ROZMIAR MA ZNACZENIE
_________________
W zestawie znajdziemy 3 rozmiary wałków. Jeśli chcę uzyskać maksymalną objętość włosów i akurat nie zależy mi na mocnych lokach, to nawijam pasma na największe wałki. Kiedy chcę uzyskać lepszy skręt, to skupiam się na małych i średnich rozmiarach. Akurat na zamieszczonych zdjęciach przednie partie włosów nakręciłam na średnie wałki, natomiast tył i najdłuższe pasma nawinęłam na największe termoloki. Metod kręcenia jest naprawdę dużo i same musicie przetestować jaki układ wałków odpowiada Wam najbardziej. Bardzo ciekawe jest to, że umieszczając różne rozmiary w innych partiach włosów możemy mieć za każdym razem inną fryzurę. Tak samo jest z kierunkiem nawijania włosów. Możemy je nawinąć od połowy, albo od samych końców i również efekt będzie za każdym razem inny. Włosy najlepiej kręcić, kiedy nie są świeżo umyte, bo wtedy skręt jest najładniejszy i najtrwalszy. Wałki świetnie sprawdzają się w celu "odświeżenia" fryzury. Wystarczy nawinąć wierzchnie warstwy włosów i znów mamy ich dużą objętość. 



EFEKT PRZED I PO
_________________
Moje włosy są ekstremalnie proste i sprężyste. Tak naprawdę ciężko je skręcić i tylko metody kręcenia na całą noc dawały efekty w przypadku papilotów z gąbki czy plastikowych wałków. Termoloki Babyliss były strzałem w 10, bo bardzo szybko pozwalają mi na ładny skręt. Rozczesane wyglądają niezwykle elegancko i objętość włosów jest wtedy jeszcze większa. Jest to obecnie moja ulubiona metoda kręcenia z uwagi na szybkość i mnogość efektów, jakie mogę uzyskać. 

Podsumowując, jestem niesamowicie zadowolona z działania termoloków i jeśli tylko możecie pozwolić sobie na kupno takich wałków , to serdecznie Wam je polecam. Używa ich też moja mama, która ma znacznie cieńsze i krótsze włosy, a efekty są równie zadowalające. 


Hairstore.pl to sklep fryzjerski, w którym zaopatruję się od lat w najróżniejsze akcesoria i kosmetyki do stylizacji. Aktualnie trwa tam promocja na prezentowane przeze mnie termoloki i myślę, tym bardziej warto się skusić.

Czy używałyście już takich wałków? Jakie są Wasze wrażenia? Dajcie znać, czy tego typu sposób na romantyczne loki  i dużą objętość fryzury się Wam podoba! Jeśli chcecie być na bieżąco z najnowszymi wpisami na blogu, to zachęcam do polubienia mojej strony na Facebooku i Instagramie. 

 fb
 fb


 ig


 bl




MAKIJAŻ INSPIROWANY BEYONCE KOSMETYKAMI MAKEUP REVOLUTION: SZMARAGDOWO KOBALTOWA KRESKA NA OKU I FUKSJA NA USTACH. MAKEUP REVOLUTION WELCOME TO THE PLEASUREDOME.

$
0
0
Dziś mam dla Was makijaż krok po kroku, do którego zainspirowała mnie Beyonce. Jakiś czas temu natknęłam się na jej zdjęcie z piękną, brokatową kreską na oku oraz różowymi ustami. Postanowiłam wykonać podobny makijaż na sobie ale oko delikatnie zmodyfikowałam. Moja dzisiejsza propozycja makijażu jest zdecydowanie dla tych z Was, które właściwie nie przepadają za mocnymi kolorami na całej powiece. Jeśli w żywym, połyskującym "smoky eye" nie czujecie się dobrze, to ciekawym rozwiązaniem jest kolorowa kreska. Tak naprawdę możecie ją wykonać każdym cieniem, połączonym z bezbarwnym żelem do brwi czy Duraline i nie potrzebujecie specjalnego eyelinera. W sezonie jesiennym kreski będą bardzo modne, więc zachęcam do eksperymentowania. Praktycznie cały makijaż wykonałam za pomocą kosmetyków Makeup Revolution oraz pędzli Maestro. Zapraszam do czytania dalej i podążania za tutorialem. 




Makijaż oka zaczynam od podkreślenia brwi. Używam skośnego pędzelka Maestro Eyeliner ze złotej kolekcji oraz cienia z paletki Focus & Fix w kolorze Light Medium.
Na całą powiekę ruchomą nakładam matowy, śmietankowy cień z palety MUR Welcome To The Pleasuredome. Rozprowadzam go i rozcieram pędzlem Maestro 497 r.12.
Kolejny krok to podkreślenie załamania powieki i stworzenie głębszego odcięcia między powieką ruchomą, a nieruchomą. Najpierw używam małego, szpiczastego pędzelka Maestro Shadow ze złotej kolekcji. Nabieram brązowy, matowy cień z palety MUR i podkreślam załamanie powieki. Następnie wszystko dobrze rozcieram czystym pędzlem Maestro 321 r.12. Czynności powtarzam na przemian kilka razy, aż uzyskam zadowalający efekt.
Następny krok to narysowanie kreski cieniem. Wracam do pędzelka, którego używałam do podkreślenia brwi czyli Maestro Eyeliner i grafitowym cieniem z palety MUR rysuję niezbyt grubą kreseczkę.
Tym samym pędzlem nad czarną kreską rysuję grubszą, w szmaragdowym kolorze. Najlepiej, jeśli zmoczycie w wodzie pędzel i dopiero wtedy przystąpicie do malowania kreski takim połyskującym cieniem. Pigmentacja będzie większa i samo szkicowanie kreski będzie łatwiejsze. Możecie też delikatnie wyskrobać cień z paletki i połączyć go z Duraline lub bezbarwnym żelem do brwi. Uzyskacie wtedy konsystencję eyelinera. Pod "ogonkiem" czarnej kreski umieściłam jeszcze kobaltowy akcent. 


Na sam koniec poprawiłam jeszcze czarna kreskę żelowym eyelinerem z The Balm Schwing Liquid Eyeliner, wytuszowałam rzęsy maskarą The Balm Cheater oraz dokleiłam kępki Neicha. Jako wzmocnienie efektu na linię wodną nałożyłam ten sam, szmaragdowy cień, co na górnej powiece. Usta zostały podkreślone pomadką Makeup Revolution Velvet Lip Laquer w kolorze Keep Crying For You. Wciąż mnie o nią pytacie, kiedy akurat mam ją na ustach - jest piękna i bardzo trwała! Tak samo inne kolory i szczególnie polecam czerwień. 


PRODUKTY UŻYTE W MAKIJAŻU
_________________

OCZY
  • cienie z palety MUR Welcome To The Pleasuredome (KLIK tutaj)
  • czarny eyeliner The Balm Schwing Liquid Eyeliner (KLIK tutaj)
  • tusz do rzęs The Balm Cheater (KLIK tutaj)
  • kępki rzęs Neicha 
TWARZ
USTA
PĘDZLE MAESTRO (KLIK tutaj)
  • powder
  • 145
  • 143
  • eyeliner
  • 497 r. 12 
  • 321 r. 12
Przegląd kosmetyków Makeup Revolution wraz ze swatchami robiłam TUTAJ klik.  Dla zainteresowanych przypominam, że na hasło KOSMETYCZNAHEDONISTKA w sklepie puderek.com.pl jest rabat -10% na kosmetyki Makeup Revolution i BH Cosmetics. Zniżka ważna do końca września. 

Dajcie znać czy makijaż się Wam podoba! Oczywiście kolorystyka zależy od Was ale myślę, że fajnie jest od czasu do czasu poszaleć z kolorami. 


 fb

 fb


 is


 bl


CUKIERKOWY MANICURE SEMILAC 103 ELEGANT RASPBERRY I 007 PINK ROCK. SŁODKI RÓŻ NA PAZNOKCIACH.

$
0
0
Ostatnio miałam wyjątkową ochotę na różowy, słodki ale zarazem soczysty róż na paznokciach. Nie mogłam się zdecydować na jeden kolor, więc połączyłam dwa odcienie Semilac. Kolory są po prostu cudowne i tworzą ciekawy duet. Lakiery hybrydowe mają niezwykły połysk i przy tak soczystych kolorach jest to jeszcze bardziej zauważalne. Zapraszam do dalszego oglądania zdjęć. 






Mam nadzieję, że takie połączenie się Wam podoba. Lakiery hybrydowe wraz z akcesoriami możecie zakupić na stronie internetowej Diamond Cosmetics (klik). Kolor Pink Rock 007 dostępny jest TUTAJ klik, natomiast kolor Elegant Raspberry 103 dostępny jest TUTAJ klik. 

INNE KOLORY SEMILAC NA MOICH PAZNOKCIACH
__________________

 fb

 fb


 ig


 bl


MAESTRO GOLD ZŁOTA KOLEKCJA - RĘCZNIE ROBIONE PĘDZLE DO MAKIJAŻU TWARZY I OCZU. PREZENTACJA.

$
0
0
Dziś kolejny, "pędzlowy" post, bo takie lubię najbardziej. Mam nadzieję, że wśród moich czytelniczek znajdą się osoby równie entuzjastycznie podchodzące do tematu pędzli. W dzisiejszej prezentacji zaserwuję Wam moje najnowsze nabytki Maestro ze Złotej Kolekcji. Do ich zakupu skłonił mnie przede wszystkim fantastyczny, elegancki design oraz dobre opinie, jakimi cieszą się akcesoria Maestro. Jeśli złote skuwki działają na Was kusząco, to zapraszam do dalszego czytania. Poznacie moją opinię na temat poszczególnych pędzelków. 



O MAESTRO
______________
Maestro to polska marka. Wszystkie pędzle są wykonywane ręcznie i składają się głównie z naturalnego włosia. Budowa i jakość trzonków jest w mojej ocenie bardzo zbliżona do pędzli Hakuro. Ceny są dosyć atrakcyjne, jak za takie wykonanie ale nie każdy pędzel przypadł mi do gustu. Jak to w asortymencie każdej marki, zajmującej się produkcją pędzli i ta ma swoje lepsze oraz gorsze modele. Myślę jednak, że warto zainteresować się pędzlami Maestro i przy zachowaniu odpowiedniej pielęgnacji (dostosowanej do potrzeb włosia naturalnego), można cieszyć się nimi przez długie lata. 




PĘDZLE DO MAKIJAŻU TWARZY MAESTRO
______________

Maestro Powder - do pudru to pędzel dosyć specyficzny, który początkowo nie przypadł mi do gustu. Dopiero w późniejszej fazie testowania doceniłam jego zalety. Jest wykonany z włosia naturalnego - Racoon (włosie szopa) i muszę przyznać, że dawno nie spotkałam się z taką jakością. Pędzel początkowo może stwarzać nieciekawe wrażenie, bo jest bardzo duży, puchaty i rozłożysty. Włosie jest nieco mniej sprężyste, niż w przypadku syntetycznego ale to okazuje się jego niebywałym plusem. Produkty sypkie są w mojej ocenie lepiej rozprowadzone i "wtłoczone" w skórę, niż w przypadku bardziej miękkiego pędzla. 

Maestro Foundation Duo Fiber- do podkładu to pędzel przeznaczony do płynnych konsystencji fluidów. Wykonany został z połączenia włosia syntetycznego oraz naturalnego. Jest niesamowicie giętki i odpowiednio gęsty. Te z Was, które lubią posługiwać się pędzlami Duo Fiber z pewnością będą usatysfakcjonowane efektem rozprowadzania podkładu. Można nim też aplikować róż i jest to bardzo wygodna metoda, nie pozostawiająca plam czy smug. 

Maestro Foundation II - do podkładu to pędzel o zaokrąglonym kształcie, przeznaczony do aplikacji podkładów płynnych i sypkich ale również bronzerów czy różu. Wykonany z włosia syntetycznego o niebywałej miękkości. Dzięki jego sprężystości i gęstości idealnie rozprowadza podkład, zarówno mineralny jak i ten płynny. Można go też wykorzystać do nakładania pudru i w tej roli sprawdza się równie genialnie. To jeden z tych pędzli, które są wielofunkcyjne i warto je mieć. 

Maestro Foundation III - do podkładu to typowy flat top. Możemy nim zaaplikować każdy rodzaj podkładu i uzyskać duże krycie. Uwielbiam tego typu pędzle. Ten jest gęsty ale giętki i tak naprawdę delikatny w rozprowadzaniu. To cecha, która pozwala na uzyskanie dobrego krycia, bez dużego nacisku i odsłaniania niedoskonałości w trakcie rozprowadzania produktu. 

Maestro Rouge - do różu jest wykonany z włosia koziego. Chyba nie do końca lubię tego typu włosie w pędzlach do twarzy i zwykle jestem z niego średnio zadowolona. I w tym przypadku pędzel okazał się trochę sztywny i "drapiący". Oczywiście kształt idealnie nadaje się do konturowania i nakładania rozświetlacza ale komfort podczas używania pędzelka może nie być zadowalający. 

Maestro Modelage - do konturowania to pędzel również wykonany z włosia koziego ale jest to już zupełnie innego rodzaju tworzywo. Modelage jest miękki, giętki i miły w dotyku. Absolutnie nie drapie i nie jest uciążliwy w użytkowaniu. Nie wiem z czego wynika taka rozbieżność pomiędzy jakością tego samego włosia ale w tym przypadku jestem na tak. Pędzel ma szpiczasty kształt i posłuży nam do konturowania ale też do rozświetlacza, pudru czy bronzera. 




PĘDZLE DO MAKIJAŻU OCZU MAESTRO
______________

Maestro Shadow M - do nakładania cieni to pędzel z białego włosia o budowie języczkowej. Idealnie nadaje się do nakładania na całą powiekę cieni sypkich czy też kremowych. Dzięki odpowiedniemu wyprofilowaniu pędzel nadaje się również do podkreślania dolnej powieki. Jest w odpowiednim rozmiarze i bardzo wygodnie się go używa. Wykonany z włosia naturalnego, niestety nie dotarłam do informacji jakie to konkretnie włosie. 

Maestro Shadow S - do detali to pędzel, który naprawdę uwielbiam. Maluszek potrafi idealnie przyozdobic kącik oka rozświetlającym cieniem czy też zaakcentować dolną powiekę. Można nim także rozetrzeć kreskę na górnej powiece. Tak naprawdę każda czynność w makijażu, która wymaga precyzji będzie łatwiejsza z tym pędzelkiem. 

Maestro Shadow I - do załamania to pędzel kulkowy, szpiczasty i idealny do podkreślania załamania oka czy też akcentowania dolnej powieki. Jego rozmiar jest niewielki, a więc świetnie sprawdzi się przy małych oczach, które zwykle "nie lubią" dużych pędzli kulkowych. Wykonany z włosia naturalnego.

Maestro Shadow II - do rozświetlania łuków brwiowych. Początkowo nie zauważałam zastosowania dla tego typu pędzli ale kiedy zaczęłam ich używać do rozświetlania (czy też rozjaśniania) łuku brwiowego, to nie widziałam już innego pędzla w tej roli. Genialnie sprawdza się do czyszczenia łuku brwiowego z np. za wysoko roztartego cienia przejściowego lub po prostu do końcowego rozświetlania. Również wykonany z włosia naturalnego.

Maestro Blending - do rozcierania cieni ma dosyć specyficzny kształt. Nie jest to typowy puchacz, którym można idealnie rozetrzeć cień. Ten lekko spłaszczony kształt sprawdza się przy rozcieraniu kreski na górnej powiece czy też "smużeniu" w zewnętrznym kąciku. Wykonany z naturalnego włosia. 

Maestro Shadow L - do nakładania cieni to większa wersja Shadow M ale z ciemnym włosiem. U mnie bardziej sprawdza się mniejsza wersja ale w celu szybszego nałożenia cienia lub też na większej powierzchni powieki, będzie bardziej pomocny. Włosie naturalne. 

Maestro Eyeliner - do kresek i do brwi to jedyny pędzel z włosia syntetycznego. Obecnie to mój ulubiony do podkreślania brwi cieniem ale też do Aqua Brow czy też do żelowego eyelinera. W ostatnim makijażu używałam go także do kolorowych kresek z cienia i również sprawdzał się świetnie. To jeden z tych pędzli, które są cieniutkie, precyzyjnie ścięte i po prostu dobrze się nimi pracuje. 



Podsumowując, są to bardzo dobre pędzle do makijażu, które z uwagi na złotą skuwkę prezentują się niezwykle elegancko i luksusowo. Maestro stawia na włosie naturalne (koza, szop), które jest włosiem wymagającym. Jeśli chcecie zachować je w dobrej kondycji, to musicie pamiętać, aby myć pędzle w delikatnym szamponie. Ja używam tego Babydream z Rossmanna (około 4-5 zł) i dzięki niemu nie muszę już nanosić odżywki na każdy pędzel. Skuwki nie rdzewieją i nie odkształcają się. Włosy nie wypadają i nie płowieją. Warto też po umyciu całkowicie wytrzeć do sucha rączkę wraz ze skuwką. Z uwagi na włosie naturalne musicie też wiedzieć, że te z Was, które mają wyjątkowo alergiczną skórę, powinny najpierw zorientować się czy takie włosie ich nie uczuli. U mnie żadna reakcja nie wystąpiła, choć mam skórę wyjątkowo wrażliwą. 

Pędzle Maestro ze złotej kolekcji możecie zakupić TUTAJ klik. 

Dajcie znać czy pędzle się Wam podobają i jeśli miałyście już z nimi styczność, to jaka jest Wasza opinia. Chętnie poznam Wasze doświadczenia z marką Maestro. Jeśli macie inne, kosmetyczne pytania nie związane akurat z tematem pędzli, to również zadawajcie je w komentarzach :-)


 fb

 fb


 in


 bl



NAJLEPSZE PUDRY MATUJĄCE I WYKOŃCZENIOWE W KAMIENIU: CATRICE, ORIFLAME, LOREAL, MANHATTAN, COLLECTION, SLEEK.

$
0
0
Ostatnio pudry sypkie zaczęły być dla mnie dosyć uciążliwe w użytkowaniu. Szczególnie nieprzyjemna jest sytuacja, kiedy rano wykonując makijaż, resztki białego pudru opadną mi na czarne spodnie czy spódnicę. Niestety produkty sypkie mają tą wadę, że niesamowicie się pylą i fruwają dosłownie wszędzie podczas aplikacji. Oczywiście są bardziej i mniej udane opakowania ale problem pylenia istnieje zawsze. Dlatego tak bardzo lubię produkty w kamieniu, w wygodnych kompaktach, które możemy bez obaw wrzucić do torebki i dokonywać poprawek w ciągu dnia. Dziś pokażę Wam 6 moich ulubionych pudrów w kamieniu. Zapraszam do czytania dalej!





COLLECTION LASTING PERFECTION ULTIMATE WEAR POWDER, kolor 2 Medium
__________________
Kosmetyki Collection znane są przede wszystkim dzięki kultowemu korektorowi na niedoskonałości i pod oczy. Miałam go ostatnio okazję wypróbować i faktycznie jest świetny. Myślę, że dosyć niedoceniony jest puder Collection Lasting Perfection, który ma za zadanie matowić i kryć niedoskonałości. Co do krycia, to nie jest tak dobre jakbym sobie tego życzyła, natomiast efekt matu utrzymuje się u mnie spokojnie do 6 godzin. Puder się nie ściera, nie płowieje i nie tworzy plam. Jest w kolorze Medium, natomiast bardziej przypomina puder transparentny. Opakowanie nie jest najwyższych lotów i przypomina to z Rimmel. Myślę, że za tak niską cenę warto się skusić. Nie spowodował u mnie żadnych podrażnień czy wysypów. Dostępny TUTAJ klik. 

CATRICE PRIME AND FINE MATTYFYING POWDER, transparentny
__________________
Puder drogeryjny, dostępny w Naturze bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jest transparentny, jedwabisty i wodoodporny. Zawiera witaminę A+E oraz pigmenty odbijające światło. Skóra po aplikacji pudru jest jakby bardziej wygładzona i matowa naprawdę na długo. Efekt matu utrzymuje się u mnie również około 6 godzin. Polecam go osobom z wyjątkowo tłustą skórą. Mimo swojej wodoodporności nie spowodował u mnie powstawania zaskórników. Opakowanie jest solidne i sprawia profesjonalne wrażenie. 

SLEEK PRESSED POWDER SUPERIOR COVER, kolor Bisquit 468
__________________
Puder Sleek'a ma działanie matujące i kryjące. Nałożony na podkład naprawdę solidnie ukryje wszelkie przebijające się niedoskonałości. Można go też używać na mokro, zamiast płynnego podkładu. Efekt matu nie jest tak imponujący, jak w przypadku Catrice ale myślę, że tego typu puder sprawdzi się świetnie u osób z cerą normalną czy też suchą. Kolor Bisquit wydaje się być w opakowaniu bardzo ciemny, natomiast na skórze wypada o wiele jaśniej. Dostępny TUTAJ klik. 

MANHATTAN CLEARFACE COMPACT POWDER ANTYBACTERIAL, kolor 76 Sand
__________________
Kolejny, drogeryjny puder, który jest w mojej kosmetyczce od lat. Zużyłam już niezliczoną ilość opakowań i jeśli miałabym wybrać mój ulubiony puder matująco-kryjący, to byłby właśnie ten z Manhattan. Gdyby z jakiegoś powodu został wycofany z drogerii, to naprawdę byłabym tym faktem zawiedziona. Kolory są bardzo rozsądnie wymyślone i nie wpadają w róż czy pomarańcz. Zwykle wybieram 76 Sand lub 77 Natural. Opakowania wyglądają dosyć tandetnie ale dla mnie to kompletnie nie istotne. Produkt świetnie kryje, idealnie stapia się ze skórą i matuje na bardzo długo. Jest jeszcze jakaś wersja 2w1 ale tej akurat nie polecam. Puder dostępny w Rossmannach. 

L'OREAL TRUE MATCH POWDER, kolor D5/W5 Golden Sand
__________________
Zabawne, że kiedyś wydawało się, że to produkt w bardzo ekskluzywnym opakowaniu i z wysokiej półki. Dziś patrzę na pudełeczko z lekkim politowaniem, bo jest niezwykle tandetne i plastikowe ale sam puder niesamowicie spełnia moje oczekiwania. Jest jedwabisty i bardzo ładnie stapia się ze skórą. Matuje na około 5 godzin ale za to nie wygląda na twarzy "ciastowato" i nie tworzy suchej skamieliny. Nałożony pędzlem jest praktycznie nie zauważalny na twarzy ale spełnia swoje matujące zadanie. Mam go w kolorze Golden Sand i aktualnie jest dla mnie trochę za ciemny. Opakowanie otwiera się podwójnie i zawiera lusterko oraz gąbeczkę. W drogeriach kupicie ten produkt dosyć drogo, polecam poszukać w internecie np. TUTAJ klik. 

ORIFLAME THE ONE ILLUSKIN POWDER, kolor Medium
__________________
Na koniec produkt, którego nie podejrzewałabym o tak dobre działanie. Opakowanie znów jest mało interesujące ale sam puder sprawuje się genialnie. Mimo, że to kolor średni czyli Medium, to produkt jest bardzo jasny, a więc będzie nadawał się dla jasnych karnacji. U mnie genialnie sprawdza się do utrwalania korektora pod oczami i rozjaśniania tej okolicy. Dodatkowo puder jest w żółtym odcieniu, a więc będzie niwelował wszelkie zaczerwienienia i sprawi, że oczy będą bardziej wypoczęte. Puder bardzo dobrze kryje i odbija światło. Matuje na około 5 godzin. Malutkie pudełeczko z lusterkiem i gąbeczką można wygodnie ulokować w torebce. Produkt dostępny u konsultantek Oriflame. 

Dajcie znać czy testowałyście już jakiegoś mojego ulubieńca i jaka jest Wasza opinia. Wiem, że co do pudrów matujących zdania są zwykle podzielone. 


 fb

 fb


 ig


 bl


NAJLEPSZE POMADKI NA DZIEŃ DLA KAŻDEGO TYPU URODY (NUDE, RÓŻ, BRZOSKWINIA). RIMMEL AIRY FAIRY, LILY LOLO DEMURE, PAESE 37, MIYO APRICOT SORBET, ASTOR SOFT SENSATION BURNT ROSE, LILY LOLO PARISIAN PINK, ZOEVA LIP CRAYON SECOND CHANCE.

$
0
0
Dziś post, który mam nadzieję okaże się dla Was przydatny. Opowiem Wam o pomadkach, które śmiało możecie nosić na dzień czyli do pracy, do szkoły bez obaw o nadmierne "przemalowanie". Kolory, o których dziś mowa są głównie "nudziakami" i odcieniami delikatnego różu czy brzoskwini. Tego typu pomadki pasują do każdej karnacji i będą nadawać twarzy bardziej wypoczętego, młodzieńczego wyglądu. Żadna z pomadek nie zawiera drobinek czy brokatu, a więc unikniecie efektu dyskoteki. Jeśli jesteście ciekawe moich ulubionych pomadek do noszenia w ciągu dnia, to zapraszam do dalszego czytania. Może znajdziecie tu coś dla siebie!




RIMMEL LASTING FINISH LIPSTICK, kolor Airy Fairy
_________________
Pomadka w kultowym kolorze o nazwie Airy Fairy. To zgaszony, brudny róż z delikatną domieszką różowego złota (bez drobinek), który pod wpływem nakładania kolejnych warstw może zmieniać swój właściwy kolor. Ja zwykle nanoszę tylko jedną, max dwie warstwy, bo kolejne wyglądają trochę sztucznie. Pomadka prezentuje się na ustach bardzo elegancko i nie jest nachalna. Nie wysusza i schodzi równomiernie. Co do trwałości, to jest zaskakująco dobra jak na tak kremową pomadkę. Możecie ją kupić w drogeriach stacjonarnych typu Rossmann, Natura. 

LILY LOLO, kolor Demure
_________________
Kolor na zdjęciu i w opakowaniu może się Wam wydawać dziwnie pomarańczowy ale tak naprawdę pomadka wygląda na ustach rewelacyjnie. To coś z pogranicza brzoskwini z delikatną domieszką rozbielonego pomarańczu, bez drobinek i w idealnej, kremowej konsystencji. Lubię pomadki Lily Lolo, bo są dosyć trwałe i nie wysuszają ust. Do kupienia na stronie internetowej Costasy. 

PAESE, kolor 37
_________________
Niestety nie wiem z jakiej kolekcji pochodzi ta pomadka, ponieważ na opakowaniu widnieje jedynie logo i numerek. Kolor jest podobny do Rimmel Airy Fairy ale wpada w bardziej żywe, różowe tony. Dzięki temu pomadka nie jest już tak zgaszona i nadaje ustom bardziej wyrazisty charakter. Nie wysusza i nie podkreśla suchych skórek. Nie ma też drobinek czy perły. Jest to po prostu ładny, kremowy kolor na dzień.  Kosmetyki Paese z tego, co się orientuję są dostępne w małych drogeriach. 

MIYO LIP ME LIPSTICK, kolor 04 Apricot Sorbet
_________________
Ostatnio moja ulubiona pomadka. Ma piękny, koralowo różowy odcień, który na ustach wygląda naprawdę pięknie. Pomadka leżała na dnie mojej szuflady, aż któregoś dnia postanowiłam ją reaktywować. Jestem z niej niezwykle zadowolona zarówno pod względem trwałości, jak i wykończenia i samego koloru. Świetnie prezentuje się też pod bezbarwnym błyszczykiem. Pomadki Miyo kupicie w drogeriach Natura czy w małych osiedlówkach. 

ASTOR SOFT SENSATION LIPCOLOR BUTTER, kolor 009 Burnt Rose
_________________
Wykręcane masełko do ust, które bardzo dobrze nawilża i jest półtransparentne w wykończeniu. Możemy bez problemu pomalować się tą pomadką nie patrząc w lusterko. Kolor to ładny róż ale nie żarówiasty i rzucający się w oczy. Podoba mi się formuła tego produktu, ładny połysk jaki daje i wykręcany sztyft. Pomadki z tej serii zakupicie w drogerii Rossmann czy Natura. 

LILY LOLO, kolor Parisian Pink
_________________
Cudowny kolor, który nie do końca udało mi się oddać na zdjęciu. Ładnie podbija odcień moich ust i delikatnie je nabłyszcza. To kolor lekko czerwonawy ale bardzo zgaszony i stonowany. Długo utrzymuje się na ustach i wygląda niezwykle kobieco, podkreślająco ale subtelnie. Do kupienia na stronie Costasy. 

ZOEVA LIP CRAYON,kolor Second Chance
_________________
To pomadka w kredce. Oszałamiająco kremowa formuła, która jest dla mnie dosyć unikalna. Nie spotkałam się jeszcze z tak kremową pomadką. Kolor to cudowna, lekko rozbielona brzoskwinia z różem. Usta dzięki tej pomadce są zdecydowanie bardziej wydatne i wygładzone, mają piękny połysk i są nawilżone. Pomadka dosyć dobrze kryje. To najładniejszy odcień brzoskwini z różem jaki kiedykolwiek miałam. Jedyny minus - pomadka nie ma temperówki, a nie jest wysuwana. Trzeba zatem zaopatrzyć się w strugaczkę :) Do kupienia na stronie internetowej Zoeva lub w drogeriach internetowych. 


Mam nadzieję, że jakiś kolor wpadł Wam w oko. Próbki kolorów robiłam na dłoni, a więc na ustach mają delikatnie inny odcień. Wszystkie są jednak moimi faworytami i nie prezentują się sztucznie czy ekstrawagancko. 

Dajcie znać jakie są Wasze ulubione, dzienne pomadki. Chętnie przetestuję coś nowego, bo takich produktów nigdy nie za wiele. 

 fb
 fb


 ig


 bl




Viewing all 851 articles
Browse latest View live