Quantcast
Channel: HEDONISTKA
Viewing all 851 articles
Browse latest View live

MOJE ZAPACHY NA JESIEŃ: TOM FORD, MICHAEL KORS, DKNY, TRUSSARDI.

$
0
0
Lubię zmieniać perfumy w zależności od pory roku i w dzisiejszym wpisie opowiem Wam o moich jesiennych ulubieńcach. Będą to zapachy nieco cięższe i bardziej intensywne, niż te, których używam wiosną i latem. Zapraszam na mały przegląd w którym zaprezentuję 5 ulubionych perfum na jesień. 


michael_kors_rose_radiant_gold

MICHAEL KORS ROSE RADIANT GOLD
_______
Lubię zapachy od Michaela Korsa, a ten wyjątkowo mocno kojarzy mi się z jesienią. Głęboki, intensywny, otulający i nieco słodki. Nutą bazową jest piżmo, a dalej znajdziemy tu też aromat kwiatów i przypraw. Idealnie nadaje się na chłodniejsze pory roku, bo jest na tyle intensywny, że podczas upałów mógłby stać się męczący zarówno dla nas, jak i dla otoczenia. Najlepsze jednak w nim jest to, że zupełnie inaczej pachnie wąchany bezpośrednio z flakonu, a zupełnie inaczej rozwija się na skórze. To zapach z tzw. ogonem, który ciągnie się za nami i wiele osób zwróci na niego uwagę. U mnie utrzymuje się na skórze przez cały dzień, a ubrania pachną aż do ich wyprania. Rose Radiant Gold pochodzi z linii Gold Collection i spośród wszystkich dostępnych ten jest moim faworytem. 

michael_kors_sexy_amber

MICHAEL KORS SEXY AMBER
_______
Do perfum MK Sexy Amber z przyjemnością wracam właśnie jesienią. Są jeszcze bardziej intensywne, niż te z kolekcji Gold Colletion i to typowy klasyk marki. Muszę przyznać, że latem nie jestem w stanie wytrzymać z tymi perfumami, bo czuję je dosłownie wszędzie. Unoszą się taką oleistą i ciężką chmurą, co przy wysokich temperaturach jest po prostu męczące. Sexy Amber nie każdemu przypadnie do gustu - to aromat bardzo dojrzały, elegancki, dla kobiety pewnej siebie. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że to perfumy idealne dla "bussineswoman", które będą dodawać jej jeszcze większej powagi i prestiżu. Znajdziemy tu nuty kwiatowo-orientalne: ambra, drzewo sandałowe, mech, mandarynka, pomarańcza i białe kwiaty. Chyba nie spotkałam się z równie trwałym i mocnym zapachem, jak ten. 

tom_ford_orchid_soleil

TOM FORD ORCHID SOLEIL
_______
Zauważam pewne podobieństwo między zapachem Tom Ford Orchid Soleil, a Michael Kors Rose Radiant Gold. Obydwa aromaty mają w sobie takie ciepło i słodką ciężkość, którą akurat bardzo lubię jesienią. Niezwykle otulający, oleisty oraz intensywny zapach, przełamany czymś nieco gorzkawym i ostrym. Perfumy pachną orientalnie i kwiatowo - obecne nuty to gorzka pomarańcza, różowy pieprz, cyprys, czerwona lilia, tuberoza, wanilia, paczula, kasztan, orchidea i... bita śmietana! Z tak zaskakujących połączeń nie mogło wyjść nic banalnego, więc jeśli szukacie w perfumach wyjątkowości - polecam. Podoba mi się też flakon, który lśni różowym złotem i wygląda ekskluzywnie.

trussardi_my_scent

TRUSSARDI MY SCENT
_______
A to już zapach zupełnie inny, niż wyżej prezentowane. Jest lżejszy i weselszy, ale nadal pozostaje u mnie w jesiennych klimatach. To typowy, różowy aromat - flakon jest bardzo dobrze dopasowany do charakteru kompozycji. Pachnie głównie kwiatowo, z lekkim, owocowym przełamaniem. Rozwija się na skórze i z biegiem dnia pachnie trochę inaczej. Znajdziemy tu nuty gruszki, różanych pączków i składników o tajemniczo brzmiących nazwach: molekuły serenolide, cashmeran, hliotrop. Wyżej opisane zapachy polecałabym bardziej na wieczór, natomiast ten można spokojnie używać w ciągu dnia. Nie jest męczący, ale pozostaje wyczuwalny przez wiele godzin. 

be_tempted_dkny_donna_karan_new_york

DKNY BE TEMPTED
_______
Zapach, który mam najkrócej, ale już zdążył zdobyć moją ogromną sympatię. Jest najsłodszy z moich ulubieńców i może podobać się nieco młodszym dziewczynom. Będzie idealny zarówno na dzień, jak i na wieczór. Ma w sobie coś takiego, że zwraca uwagę mężczyzn i ostatnio zdarza mi się to naprawdę często. Mamy tu czarną porzeczkę, która nadaje kompozycji charakteru, lukrecję, cytrynę i jak przystało na markę DKNY - jabłko. W Be Tempted znajdziemy też akcent różany, fiołek, pomarańczę, paczulę, mirrę i wanilię. Całość prezentuje się bardzo zmysłowo, ale bez przesady, o którą łatwo w przypadku zapachów, które w założeniu mają być uwodzicielskie. Czerwone jabłuszko jest inne, niż pozostałe od DKNY. Mniej kwaśne, a bardziej dojrzałe i słodkie. 

To już wszystkie zapachy na jesień, do których z przyjemnością wracam. A czym pachną moje czytelniczki? Napiszcie koniecznie w komentarzu jaki jest Wasz ulubiony, jesienny zapach!

Obserwujcie mnie też na Instagramie @kosmetycznahedonistka 



ZARA HAUL: CZARNA RAMONESKA, JEANSY, CZARNE RURKI Z WYSOKIM STANEM, KOSZULE, ŻAKIET I INNI.

$
0
0
Do Zary zaglądam naprawdę rzadko. Zwykle nie mam czasu (i cierpliwości) na chodzenie po sklepach z ubraniami, więc zanim wybiorę się do centrum handlowego, to przeglądam w internecie asortyment danej marki. Jeśli coś wpadnie mi w oko, to po prostu idę do tego sklepu, przymierzam, kupuję i wychodzę. Z Zarą bywało różnie, bo po pierwsze zdjęcia na stronie internetowej mnie nie zachęcały, a po drugie już wiele razy zdarzyło się, że rzeczy prezentowały się troszkę inaczej w rzeczywistości. W rezultacie omijałam ten sklep, ale ostatnio postanowiłam do niego zajrzeć i po prostu przepadłam. Obecna kolekcja niemalże w 100% trafia w mój gust i już dawno nie wchodziłam do przymierzalni z tak dużą ilością ubrań! Pomyślałam, że skoro nazbierało mi się trochę nowych rzeczy z tego sklepu, to zbiorę je do kupy i pokażę Wam na blogu. Oczywiście nie obyło się bez wpadek i niewypałów, więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam do dalszej części wpisu. 

zara_haul_zakupy_z_zary_haul_zakupowy_ubrania_na_jesien

różowa_koszula_w_białe_paski_zara

Koszule to absolutnie ulubiona część mojej garderoby. Kiedyś to były żakiety i marynarki, a teraz zdecydowanie lubuję się w koszulach o luźnym kroju. Wyglądają fajnie, kiedy są zapięte, ale często ich nie zapinam i zakładam do jakiegoś czarnego, koronkowego top-u (zdj. niżej). Jasna, różowa koszula w białe paseczki od razu wpadła mi w oko. Ma genialny krój, bo jest luźna, a tył nieco dłuższy. Podoba mi się również materiał, z jakiego jest wykonana. Tego typu koszule zakładam do jeansów, albo czarnych rurek, o których napiszę dalej. 


zara_biała_koszula

Pozostajemy w temacie koszul i to kolejna, którą zakupiłam w Zarze. Spodobało mi się w niej to, że jest w stylu męskim, a jak wiecie uwielbiam tego typu koszule. Niestety następnego dnia nie byłam z niej już tak bardzo zadowolona. Niemiłosiernie się gniecie, poza tym materiał, z którego jest wykonana nie należy do najbardziej komfortowych. Szkoda, bo fason jest naprawdę świetny. Jeśli znacie sklep, w którym znajdę takie klasyczne, białe koszule w luźnym stylu, ale wykonane z dobrego jakościowo materiału, to będę wdzięczna za informację. Na zdjęciu z Insta wyżej mam na sobie również białą koszulę, ale zakupioną w Reserved. Materiał jest już o niebo lepszy. 

zara_t_shirt

Dawno szukałam tego typu bluzek z dekoltem w serek, o luźnym kroju i z dobrego jakościowo materiału. Te są jeszcze ozdobione kawałkiem przeźroczystej tkaniny przy dekolcie, co wygląda naprawdę bardzo ciekawie. Lubię zakładać je pod żakiet czy kardigan. Świetnie wyglądają włożone w spodnie, ale puszczone luźno również prezentują się ciekawie. Szkoda, że nie było koloru białego i ostatecznie zdecydowałam się na krem i czerń. 

czarna_ramoneska_zara

Od jakiegoś czasu poszukuję idealnej ramoneski, w której nie będę wyglądać tak, jakbym odziedziczyła ją po młodszej siostrze. Niestety większość ramonesek jest przykrótka, a ja jestem dosyć wysoka (172) i w tak króciutkiej kurteczce moje proporcje są po prostu zaburzone. Ta ze zdjęcia w przymierzalni wydawała mi się całkiem ciekawa i nie była aż tak dramatycznie krótka, ale już w sklepie nie byłam do niej w 100% przekonana. W domu przemyślałam sprawę i postanowiłam ją oddać, a o wszystkim przesądził tak naprawdę ciężko przesuwający się zamek. Dla niższych dziewczyn będzie na pewno idealna, natomiast ja lepiej czułabym się w czymś nieco dłuższym. Poza tym kurtka jest naprawdę świetnie wykonana, a skórka bardzo miękka i porządna. 

żakiet_marynarka_szalowy_kołnierz_szal_zara_ecru

Najbardziej jestem zadowolona z żakietu w kolorze złamanej bieli. Idealnie leży w ramionach, ma optymalną długość i dokładnie czegoś takiego szukałam. Podoba mi się to, że nie ma klasycznego kołnierza, tylko taki jakby szal, który prezentuję się wyjątkowo elegancko. 

jeansy_zara_z_wysokim_stanem

Muszę przyznać, że Zara ma w sprzedaży naprawdę fajne jeansy. Długie nogawki i wysoki stan to coś, czego szukam w tego typu spodniach. Model, na który się zdecydowałam jest wykonany z bardzo mocno rozciągliwego jeansu, który nie jest powycierany i podziurawiony. Odczuwam już lekki przesyt takimi udziwnionymi jeansami, więc te od razu mi się spodobały. Są proste, klasyczne i idealnie nadają się na co dzień, ale też do pracy. Ogromny plus za wygodę i komfort noszenia!


Nie zamierzałam kupować żadnej sukienki, ale ta bardzo mi się spodobała. Jest czarna, a na rękawach posiada biały pasek. Świetnie wygląda zestawiona z Conversami czy Air Maxami, ale spokojnie można do niej dobrać też botki, kozaki czy szpilki. W zależności od obuwia będzie miała zupełnie inny charakter - bardzo lubię tego typu rzeczy. 


Czarnych rurek w Zarze jest naprawdę mnóstwo. Przymierzyłam chyba z 10 sztuk i ostatecznie wybrałam te, które były najbardziej komfortowe. To samo, co przy jeansach - mają wysoki stan i długie nogawki. Są też mocno rozciągliwe i bardzo ładnie opinają sylwetkę. Ważne jest też to, że się nie marszczą na nogawkach. Jeśli szukacie dobrych jakościowo i wygodnych spodni, to zajrzyjcie do Zary. Ja na pewno będę tam częstszym gościem.


I na koniec zapach Red Vanilla, który najbardziej przykuł moją uwagę spośród wszystkich, które tam wąchałam. Ciepły, jesienny i otulający - tak bym go określiła. Muszę przyznać, że Zara ma bardzo ciekawe i trwałe perfumy, których cena nie przyprawia o zawrót głowy. Myślę, że każda z Was znajdzie tam coś dla siebie. 



Zaglądacie czasem do Zary? Może jesteście chętne na wpisy z nowościami ubraniowymi danej marki? Dajcie znać czy coś Wam wpadło w oko! Zapraszam też na mój Instagram, gdzie postaram się teraz wrzucać więcej stylizacji :-)

 Instagram @kosmetycznahedonistka 



10 PRODUKTÓW, KTÓRE ODMIENIŁY MOJE ŻYCIE...

$
0
0
Pewnie wiele z Was po przeczytaniu tytułu dzisiejszego wpisu uśmiechnie się pod nosem, bo czy istnieją produkty, które mogą w jakikolwiek sposób odmienić naszej życie? I tak, i nie. Dla niektórych to stwierdzenie bardzo na wyrost, jednak osobiście uważam, że odkrycie pewnych rzeczy może ułatwiać dbanie o siebie. Dziś napiszę Wam o 10 takich produktach, bez których nie mogę się obejść. Dlaczego są tak wyjątkowe? O tym w dalszej części.

kosmetyczna_hedonistka_produkty_ułatwiające_życie_TAG_bobbi_brown

estee_lauder_double_wear

PODKŁAD ESTEE LAUDER DOUBLE WEAR | wersja klasyczna, odcień Sand
______
Myśląc o makijażu, który przetrwa cały dzień i całą noc przychodzi mi do głowy tylko jeden produkt i jest nim podkład Estee Lauder Double Wear. Jego odkrycie wprost zrewolucjonizowało moje podejście do makijażu. Myślałam, że skoro mam cerę mieszaną w kierunku tłustej, a do tego trądzikową, to mogę zapomnieć o nieskazitelnej cerze. Kiedy pierwszy raz go użyłam, to mnie nie zachwycił, a wszystko z uwagi na źle dobrany odcień. Dopiero odpowiedni kolor sprawił, że byłam w 100% zadowolona z krycia, wykończenia i trwałości. Jeśli miałabym wytypować podkład, którego użyłabym na ślubie bądź innej, ważnej uroczystości, to byłby właśnie Estee Lauder Double Wear. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł i nawet przy dużych problemach z cerą jestem w stanie to ukryć. Kiedy moja skóra wygląda dobrze, to używam go jako korektora w miejscach, gdzie prześwitują jakieś przebarwienia i wtedy również sprawdza się świetnie. A jakie są Wasze odczucia związane z tym produktem? Myślę, że jest na tyle kultowy, że wiele z Was miało z nim styczność.

flat_top_pedzel_do_podkladu_zoeva_buffer_104_103

PĘDZLE DO PODKŁADU TYPU FLAT TOP
______
Pędzle ogólnie dużo zmieniły w moim podejściu do makijażu. Wcześniej uważałam, że nie mają zbyt wielkiego znaczenia, a liczą się przede wszystkim umiejętności. Oczywiście jest w tym trochę prawdy, ale dobre pędzle z pewnością wiele ułatwiają. Pamiętam pierwsze użycie pędzla typu flat top do rozprowadzania podkładu i już wtedy wiedziałam, że to coś dla mnie. Uzyskiwałam o wiele większe krycie podkładu, poza tym skóra wyglądała bardziej naturalnie. Największym zaskoczeniem było lepsze wypełnienie i wygładzenie rozszerzonych porów, niż w przypadku rozprowadzania podkładu palcami. Dziś nie wyobrażam sobie makijażu bez flat top-a. Moi ulubieńcy to Zoeva 104, 103 i Hakuro H51. 


SILIKONOWA SZCZOTECZKA KILLYS
______
Demakijaż to dla mnie naprawdę ważna kwestia. Jeśli nie umyję twarzy wyjątkowo dokładnie, to bardziej niż pewne, że następnego dnia pojawią się na niej nowe niedoskonałości. Szczoteczka z Rossmanna, którą kupiłam za 9 zł to prawdziwe odkrycie roku. Genialnie domywa pozostałości makijażu, oczyszcza pory, delikatnie peelinguje i usuwa suche skórki. Żaden peeling ziarnisty nie może się z nią równać - jest idealna pod każdym względem. Poświęciłam jej osobny wpis, który możecie zobaczyć tutaj. 

zalotka_inglot_neicha_bobbi_brown

ZALOTKA INGLOT
______
Już teraz wiem, że opowieści mojej mamy i babci o poucinanych czy połamanych rzęsach, które nigdy nie odrosną trzeba włożyć między bajki. Zawsze mnie straszyły, że zalotka to największe zło i lepiej sobie ją odpuścić. Długo powstrzymywałam się przed jej zakupem, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła. I od tej pory się z nią nie rozstaję! Kiedy jej nie użyję, to mam wrażenie, że moje rzęsy są o połowę krótsze i mniej okazałe. Z zalotką każdy tusz ma szansę wyglądać dobrze. Dodam, że moje rzęsy wcale nie ucierpiały, ale duże znaczenie ma tu jakość zalotki. Używam tej z Inglota i mogę ją szczerze polecić. 

KĘPKI RZĘS
______
Do sztucznych rzęs można mieć różne podejście. W pełni rozumiem opinie, które głoszą, że tego typu rzęsy wyglądają po prostu mało naturalnie i w wielu przypadkach - karykaturalnie. Oczywiście wszystko zależy od rodzaju takich rzęs i o ile dobierzemy je prawidłowo, to mają szansę udawać nasze naturalne. Jeśli jednak macie nietypową budowę oka, albo nie radzicie sobie z przyklejaniem rzęs na pasku, to świetną alternatywą są kępki. Dobrze przyklejone będą praktycznie niezauważalne dla makijażowego laika, a pięknie podkreślą spojrzenie. Odkąd je odkryłam, to muszę mieć co najmniej jeden zestaw w swojej toaletce. Używam ich zarówno na co dzień, jak i na specjalne okazje. Tak naprawdę straciłam ochotę na przedłużanie rzęs metodą 1:1, które miałam w planach, bo kępki w zupełności mi wystarczają. Ich aplikacja zajmuje niewiele czasu, a efekt jest bardziej naturalny. Nie ucierpią też na tym nasze naturalne rzęsy, a w przypadku przedłużania 1:1 bywa różnie. Jeśli chcecie zobaczyć jak przyklejam kępki krok po kroku, to zapraszam na tutorial tutaj. 

artego_feel_shine_serum

SILIKONOWE SERUM NA WŁOSY
______
Odkrycie silikonowego serum naprawdę wiele zmieniło w "pielęgnacji" moich włosów. Tak naprawdę w przypadku silikonów trudno mówić o walorach stricte pielęgnacyjnych - pełnią trochę inną rolę. Zabezpieczają włosy przed łamaniem i nadają im elastyczności, wygładzają, nabłyszczają i ułatwiają rozczesywanie. To takie podrasowanie włosów "last minute" :-) Silikonowego serum lubię używać "na zakładkę" i czytelniczki mojego bloga z pewnością wiedzą o co chodzi. Jeśli macie ochotę natychmiastowo poprawić wygląd swoich włosów i zabezpieczyć je przed czynnikami zewnętrznymi, to koniecznie kupcie jakieś serum na bazie silikonów. Polecam Mythic Oil lub dla bardziej wymagających - Artego Feell & Shine. 


TANGLE TEEZER
______
Niby zwykła, plastikowa szczotka, a bardzo mnie zaskoczyła już przy pierwszym użyciu. Trochę nie wierzyłam w te wszystkie opowieści, że bezboleśnie rozczesuje kołtuny, a jednak to prawda. Mam kilka wersji Tangle Teezera i najbardziej lubię Elite. Jest większa i dobrze leży w dłoni, natomiast tą mniejszą Compact mam zawsze w torebce. Ostatnio lubię też używać zwykłego grzebienia, jednak w celu dokładnego rozczesania włosów sięgam po TT. Włosy stają się wtedy niesamowicie puszyste i miękkie.


SUSZARKA Z OBROTOWĄ SZCZOTKĄ
______
Wyciąganie włosów na okrągłej szczotce było dla mnie zawsze utrapieniem. Podobał mi się ten efekt, kiedy robiła to fryzjerka, ale sama nie byłam w stanie powtórzyć tego w domu. Odkrycie suszarki z obrotową szczotką zmieniło moje podejście do takiej stylizacji. Mogę bardzo szybko wygładzić włosy baz zbędnego wysiłku. Do tego są mocno odbite od nasady i zyskują dodatkowy połysk. Swoją suszarkę Rowenta mam już kilka dobrych lat. Pochodzi z serii Elite i widziałam, że aktualnie kupicie już nowsze modele. Jeśli chcę, aby moje włosy wyglądały naprawdę "wow", to zawsze używam takiej suszarki.  


PREPARAT DO USUWANIA SKÓREK
______
Już wiele razy wspominałam Wam, że ten preparat od Sally Hansen Cuticle Remover to mój ogromny ulubieniec. Dzięki niemu moje skórki zawsze wyglądają idealnie, a manicure nabiera jeszcze większej staranności. Kiedyś bywało różnie, bo męczyłam się z cążkami, ale to zwykle kończyło się źle (krwawiące zadziory itp.). Aktualnie nie wyobrażam sobie mani bez tego produktu.

LAKIERY HYBRYDOWE
______
W tym zestawieniu nie mogło zabraknąć również lakierów hybrydowych! Mogłabym je nazwać życiowym odkryciem, bo nic tak nie cieszy jak idealne paznokcie bez żadnych odprysków przez 2, a nawet 3 tygodnie. Zwracam dużą uwagę na dłonie, zarówno u mężczyzn jak i u kobiet. Wolę nie mieć w ogóle pomalowanych paznokci, niż widzieć na nich ubytki w lakierze czy jakiś inne niedociągnięcia. Mam na tym punkcie małą obsesję :-) Lakiery hybrydowe to niesamowity komfort i wygoda, o której wiedzą tylko te osoby, które miały z nimi styczność. Hybrydy sprawiły, że mam o wiele więcej czasu, którego nie muszę spędzać na poprawianiu manicure. 


Dziewczyny, a jakie produkty odmieniły Wasze życie? Muszę przyznać, że dziś nie wyobrażam sobie życia bez mojej złotej dziesiątki! 

Tego typu post krążył po YouTube jako TAG, więc jeśli jako blogerki macie ochotę coś takiego opublikować w swojej wersji, to zachęcam :-)



 Instagram @kosmetycznahedonistka 


MAKIJAŻ WŁOSÓW? 3 SPRYTNE TRIKI, KTÓRE WARTO WYPRÓBOWAĆ!

$
0
0
Makijaż niejedno ma imię. Kosmetyków kolorowych można używać w zasadzie na powierzchni całego ciała i ostatnio dużo się o tym słyszy. Instagram pęka w szwach od filmików dziewczyn, które konturują swój brzuch, nogi, biust, a nawet palce u stóp... A czy słyszałyście o makijażu włosów? Dziś zdradzę Wam trzy proste, włosowe triki z użyciem produktów, które każda z Was ma w swojej kosmetyczce. 

trik_na_błyszczące_włosy_rozświetlacz_na_włosy_hedonistka_kosmetyczna


ZAMIAST SUCHEGO SZAMPONU...PUDER!
________
Jeśli Wasze włosy szybko tracą na objętości i już po kilku godzinach od umycia są przyklapnięte, to w tej sytuacji zwykle pomocny jest suchy szampon. Odbija włosy od nasady i sprawia, że stają się bardziej puszyste i świeże. Niestety suchy szampon może być też przyczyną wielu problemów skóry głowy i osobiście nie mogę go często stosować. Pewnego razu postanowiłam wypróbować sypki puder matujący (transparentny, bambusowy, marka Ecocera) zamiast suchego szamponu i był to strzał w 10!  Puder bambusowy jest silnym absorbentem czyli wchłania nadmiar wydzielonego sebum z powierzchni skóry, więc idealnie nadaje się również do "odświeżania" włosów u nasady. Produkt zadziałał w identyczny sposób, co suchy szampon, ale nie skleił włosów, ani ich nie obciążył. Trzeba jedynie pamiętać o wcieraniu niewielkiej ilości i późniejszym przeczesaniu włosów, ponieważ może powstać delikatny, biały nalot, który po jakimś czasie znika. Blondynki będą miały trochę lepiej, bo u nich puder bambusowy już od początku będzie mało widoczny. Jeśli nie mam pod ręką suchego szamponu, to sięgam po mój puder bambusowy, który swoją drogą mi poleciłyście i jestem z niego bardzo zadowolona. 

rozświetlacz_do_wlosow_błyszczące_włosy_połysk_nabłyszczacz_do_włosów

ROZŚWIETLACZ DO WŁOSÓW
________
Trik z rozświetlaniem włosów jest moim ulubionym i stosuję go od wielu lat. Idealnie sprawdza się wówczas, gdy planujemy jakieś wieczorne wyjście. A kiedy mamy w planach zdjęcia w sztucznym oświetleniu, a do tego z lampą błyskową, to już krok obowiązkowy! Ja akurat bardzo lubię rozświetlacze z Lovely, które są bardzo tanie, a genialnie sprawdzają się do rozświetlania włosów. Mają taką lekko wilgotną konsystencję, dzięki czemu połyskujące drobinki trzymają się włosów i przepięknie odbijają światło. Tuż przed nałożeniem rozświetlacza na włosy warto wsmarować w nie niewielką ilość silikonowego serum np. Mythic Oil, albo Artego Feel&Shine. To jeszcze bardziej spotęguje połysk i przytrzyma świetliste drobinki na powierzchni włosów. Nie bez znaczenia jest wybór odpowiedniego rozświetlacza. 

Rozświetlacz ze srebrną poświatą (Lovely Silver Highlighter) będzie idealny dla włosów czarnych i bardzo ciemnych. Wygląda wtedy o wiele bardziej naturalnie, niż rozświetlacz złoty (Lovely Gold Highlighter), który z kolei najlepiej sprawdza się na włosach kasztanowych i blond. Ja lubię je ze sobą mieszać i nakładam na włosy pasmami. Nie warto przesadzać z ilością i wybrać tylko kilka pasemek - nie chodzi o to, aby włosy świeciły się jak u lalki Barbie i wyglądały przy tym sztucznie. Chcemy uzyskać efekt świetlistych refleksów, ale bez przesady. Nawet, jeśli wydaje się nam, że po nałożeniu rozświetlacza w ogóle go nie widać, to uwierzcie mi, że przy zdjęciach z lampą, albo w lekkim słońcu efekt będzie piorunujący. 


FARBKA DO BRWI NA ŁYSINKĘ, ZAKOLA, SIWE WŁOSY I ODROSTY
________
Nie miałyście czasu zrobić odrostów, albo denerwują Was łysiejące miejsca? A może macie problem z coraz głębszymi zakolami? W tym przypadku z pomocą przychodzą farbki/żele barwiące do brwi, które swego czasu były niesamowicie popularne. Ja mam dwie ulubione - Makeup Revolution I Tint My Brows w odcieniu Light Medium lub Gimmie Brow z Benefit również w odcieniu Light/Medium. Delikatnie muskam spiralką po włoskach, które chcę uwidocznić np. w okolicach zakoli lub aby wyrównać linię włosów przy czole. Często wydaje się nam, że pewne miejsca na głowie są bardziej łyse, ale mamy tam jakieś włosy, tylko są bardzo jasne. Tak samo w przypadku pojedynczych, siwych włosów - można je szybko ukryć. Farbka je przyciemni i w razie potrzeby - zamaskuje też odrosty, jeśli dobierzecie odpowiedni odcień. Można też aplikować farbkę na całkowicie wyłysiałe miejsce, ale trzeba to zrobić umiejętnie, muskając spiralką tak, by powstało coś na kształt włosków. Takie barwiące żele i farbki do brwi znajdziecie w ofercie wielu marek - Wibo, Delia, L'oreal, Lovely czy Golden Rose. I znów trzeba pamiętać o niewielkich ilościach i przeczesywaniu włosków czystą spiralką, aby je dokładnie rozdzielić. Jeśli się posklejają, to będą wyglądać nieestetycznie.

I tak prezentują się moje trzy ulubione pomysły na makijaż włosów, po które dosyć często sięgam. Muszę przyznać, że mój ulubiony trik to ten z rozświetlaczem i polecam Wam spróbować! 

Dajcie znać czy próbowałyście już któregoś sposobu, a może macie swój ulubiony, którym chcecie się podzielić w komentarzu? 


Obserwujcie mnie też na Instagramie @kosmetycznahedonistka 


PROJEKT DENKO #1

$
0
0
Dziś na blogu pierwszy "projekt denko" czyli dla niewtajemniczonych - będzie o kosmetykach, jakie udało mi się w ostatnim czasie do końca zużyć. Lubię czytać tego typu posty, bo to świetna okazja do zapoznania się z takimi kosmetycznymi mini recenzjami. W dzisiejszym wpisie będzie sporo zużytych produktów do pielęgnacji włosów, ciała, twarzy, a także kilka rzeczy z kolorówki. Gotowe? To zaczynamy!



MAKIJAŻ
_________

# Krem z filtrem Clinique Mineral Sunscreen Fluid SPF 50 - towarzyszył mi całe lato i był jednocześnie bazą pod makijaż oraz chronił przed szkodliwym działaniem promieniowania słonecznego. Bardzo lejący w swojej konsystencji, ale dzięki temu lekki, nietłusty i świetnie dogadywał się z moimi podkładami. Nie wybielał skóry, nie zapychał i nie spowodował u mnie żadnych problemów z cerą, dlatego chętnie sięgnę po kolejne opakowanie. 


# Puder brązujący Benefit Hoola - żałuję, że mi się skończył, a miałam go naprawdę niesamowicie długo. Używałam go do opalania całej twarzy oraz do lekkiego konturowania. Wygląda na skórze bardzo naturalnie, jest całkowicie matowy i trwały. Również planuję zakupić go ponownie. 


# Puder matujący Manhattan Clearface - wiele razy wspominałam Wam, że to mój wielki ulubieniec i niestety został wycofany ze sprzedaży. Szkoda, bo to jeden z niewielu pudrów matujących i utrwalających makijaż, który mnie nie zapychał i nie powodował żadnych problemów z cerą. Jestem też zdziwiona, że nie można go kupić w sieci, co jest bardzo dziwne. Nie mam pojęcia czym go zastąpię, bo nic mu nie dorównuje #nothingcomparestoyou :-(


# Tusz do rzęs L'oreal False Lash Wings - oj niestety nie polubiłam się z tym tuszem. Podejrzewam, że problemem jest ta innowacyjna, silikonowa szczoteczka, która nieprawdopodobnie skleja moje rzęsy. Tusz sam w sobie nie jest aż taki zły, bo po nabraniu go na inną szczoteczkę całkiem nieźle pogrubia i wydłuża, ale za to odbija się na górnej powiece. 


# Żel do utrwalania brwi IsaDora Brow Shaping Gel - bezbarwny żel, który ma za zadanie utrzymać włoski brwi na miejscu. Nie był to najlepszy żel na świecie, bo nie utrwalał tak mocno, jakbym sobie tego życzyła. Plus za małą szczoteczkę, którą naprawdę łatwo wystylizować brwi. Bardzo szybko się skończył, więc raczej nie kupię go ponownie. 


# Podkład Dr Irena Eris Provoke Matt Fluid 210 - zużyłam już niezliczoną ilość buteleczek tego podkładu. Jak na zawołanie właśnie dobrnęłam do końca z kolejną sztuką, a że aktualnie można go kupić w Rossmannie z 49% zniżką, to z przyjemnością uzupełnię zapasy. 


# Kredka do brwi Nabla Brow Divine Venus - najlepsza kredka do brwi jaką kiedykolwiek miałam. Odcień Venus nie jest ani zbyt ciemny, ani za jasny. Nie ma też rudej poświaty. Długo utrzymuje się na brwiach, nie jest tłusta, nie pozostawia we włoskach takich nieestetycznych kawałeczków. Brwi wyglądają bardzo naturalnie, a jednak są odpowiednio zaznaczone i wyrównane. Dla mnie ideał. 


PIELĘGNACJA CERY
_________

# Żel do mycia twarzy La Roche Posay Effaclar - mój ulubieniec od lat. Nie wysusza mojej skóry, nie powoduje powstawania niedoskonałości, doskonale domywa i odświeża. Jest też bardzo wydajny i starcza mi na kilka dobrych miesięcy. Potrzeba niewielkiej ilości, aby dokładnie zmyć cały makijaż. Wersja z pompką jest wygodna i dozuje idealną ilość żelu. Ostatnio udało mi się go kupić w stacjonarnej aptece za około 30 zł, więc warto polować na okazje. 


# Kwas glikolowy Bielenda 30% Glycolic Acid - lubię peelingi kwasem glikolowym, bo jest nieco silniejszy, niż migdałowy, ale nie powoduje u mnie nadmiernego złuszczania. Ten z Bielendy jest całkiem niezły, ale nie wiem czy kolejny będzie również tej marki. Raczej wypróbuję coś innego. 


# Odżywczo-regenerująca maska po eksfoliacji Bielenda - to maseczka, której używam po zneutralizowaniu i zmyciu kwasu, zarówno migdałowego jak i glikolowego. Fantastycznie łagodzi wszelkie podrażnienia i nawilża. Z pewnością kupię kolejne opakowanie. To starczyło mi na prawie rok. 


# Krem pod oczy Vichy Aqualia Thermal - bardzo szybko się skończył, ale lubiłam jego działanie. Spodobał mi się do tego stopnia, że z każdego innego jestem niezadowolona. Lekki, o żelowej konsystencji, ale ekspresowo nawilżający i kojący skórę pod oczami. Aktualnie chcę wypróbować krem pod oczy z Clinique All About Eyes w wersji rich, a jeśli mi się nie sprawdzi, to na pewno wrócę do Vichy. 


# Peeling enzymatyczny/wygładzający Ziaja Sopot Spa - jeden z lepszych produktów Ziaji, jaki miałam okazję stosować. Dodam, że niewiele kosmetyków tej marki się u mnie sprawdza. Wiele z nich ma nieprzyjazne dla mojej skóry składy i powodują u mnie więcej szkód, niż pożytku. Ten peeling jest rewelacyjny. Po jego zmyciu skóra jest miękka, gładka, wyraźnie rozjaśniona, ale też nawilżona i ukojona. Na pewno zakupię go ponownie tym bardziej, że jest niedrogi. 


# Aktywny kolagen w żelu Dermo Future - wiązałam z tym produktem duże nadzieje, ale niestety nie zauważyłam żadnego efektu po zużyciu całego opakowania. Plus za to, że mnie nie uczulił, ani nie spowodował pogorszenia stanu cery. 


# Krem pod oczy Clinique Pep-start - co prawda skończyłam go już dosyć dawno, ale postanowiłam umieścić go w tym zestawieniu. Był całkiem niezły i dobrze nawilżał, ale jednak Vichy okazał się o wiele lepszy. Myślę, że sprawdzi się u naprawdę młodych dziewczyn, może nawet jako pierwszy krem. 


# Serum Estee Lauder Advanced Night Repair - jestem już przy końcówce tego serum i stosuję je co drugi dzień, na noc. Jestem zachwycona jego działaniem, chociaż opinie na jego temat są bardzo podzielone. Genialnie nawilża i rozjaśnia drobne przebarwienia, a do tego ujędrnia skórę. Lubiłam go używać także pod maski algowe, aby zmaksymalizować efekty. Na pewno zakupię kolejne opakowanie. 


PIELĘGNACJA WŁOSÓW
_________

# Silikonowe serum termoochronne Marion - bardzo intensywnie wygładza, ale szybko można z nim przesadzić i obciążyć włosy. To serum było jednym z wielu, których używałam w tym samym czasie, dlatego starczyło mi na bardzo długo. Ma gęstą, oleistą konsystencję, dzięki czemu daje wrażenie porządnej termoochrony.


# Szampon przeciw wypadaniu Head&Shoulders - z szamponami tej marki jest u mnie tak, że początkowo sprawdzają się genialnie. Nadają włosom objętość, które są gładkie i sprężyste nawet po użyciu byle jakiej odżywki. Ale wszystko do czasu. Później zaczyna mnie swędzieć głowa, skalp bardzo się przetłuszcza i odczuwam jego duże podrażnienie. Raczej nie skuszę się na kolejne opakowanie. 


# Szampon przeciw wypadaniu Dermena - był jednym z kroków mojego planu przeciw wypadaniu włosów, który możecie zobaczyć tutaj klik. Szampon z Dermeny ma tą wadę, że obciąża włosy u nasady i sprawia, że już po niedługim czasie wyglądają nieświeżo. Czy wspomógł moją walkę z wypadaniem? Trudno powiedzieć, ale nie spowodował swędzenia i jakiegoś dodatkowego podrażnienia. 


# Szampon Babydream Rossmann - nie wiem która to już moja butelka, ale z pewnością można liczyć w setkach. Babydream lubię nie tylko do mycia włosów, ale także do czyszczenia pędzli. Nic tak dobrze ich nie domywa.


# Suchy szampon Bumble&Bumble Pret-a-powder - niestety ten suchy szampon zupełnie się u mnie nie sprawdził. Pozostawiał na włosach biały nalot, przez co wyglądały na siwe, a do tego wcale tak mocno nie odświeżał i nie unosił włosów. Aplikacja z buteleczki jest też trochę niewygodna. Najbardziej lubię suche szampony w spreyu. 


# Krem modelujący Kerastase Oleo Curl - bardzo fajny produkt, który wzmacnia skręt włosów, nadaje im jakby większą plastyczność. Ponad to nabłyszcza, ułatwia rozczesywanie i włosy nie są po nim sztywne. Nakładałam niewielką ilość przed wysuszeniem włosów, następnie suszyłam, rozczesywałam i nakręcałam je np. na termoloki. Po usunięciu wałków wgniatałam jeszcze odrobinę w loki, które nabierają wtedy takiej jedwabistości. Pięknie pachnie! 


# Odżywka do włosów Artego 6:50 - produkt do spłukiwania. Dobrze dociążał moje włosy, lekko je wygładzał, ale bez fajerwerków. To samo uzyskuję po użyciu jakiejkolwiek emolientowej maski Kallos, które są znacznie tańsze. 


# Maska do włosów Kallos Blueberry - ulubiona maska tej marki, która starcza mi na baaardzo długo. Dociąża, wygładza, zapobiega puszeniu. Już zakupiłam kolejne opakowanie.


# Maska O'Herbal z tatarakiem - moje odkrycie ostatnich miesięcy i naprawdę jestem z niej bardzo zadowolona. Ma gęstą, treściwą konsystencję i nieco trawiasty zapach. Mam wrażenie, że zapewnia nie tylko dobre efekty wizualne, ale faktycznie nawilża i pielęgnuje włosy od środka. Z pewnością kupię ją ponownie i aktualnie testuję też szampon tej marki. 


# Pianka do włosów Schwarzkopf Taft Volume Mousse - to jedyna pianka, która w miarę spełnia moje oczekiwania co do utrwalania loków. Nakładam odrobinę na suche włosy przed nawinięciem na termoloki, dzięki czemu skręt jest trwalszy i silniejszy. Nie skleja, nie robi na głowie skorupy czy hełmu. Daje się łatwo wyczesać, chociaż z tym trzeba uważać. Generalnie nie powinno się czesać włosów po lakierze czy piance. 


PIELĘGNACJA CIAŁA
_________

# Peeling cukrowy Lirene o zapachu żurawiny - bardzo przyjemny peeling cukrowy, który nie jest co prawda takim mocnym zdzieraczem, ale świetnie sprawdzał się u mnie latem, podczas złuszczania lekko podrażnionej słońcem skóry. Ma obłędny, słodko-kwaśny zapach żurawiny, który bardziej przypomina mi aromat kolorowych, pudrowych cukierków z lat 90 :-)


# Samoopalacz Sun Ozon Rossmann - myślę, że na jego temat nie ma sensu się dalej rozpisywać, bo już wiele razy o nim wspominałam. Nadal jest najlepszym samoopalaczem, jakiego miałam okazję używać. Oby tylko nie został wycofany!


# Samoopalacz w piance Lirene Bronze Collection - również bardzo lubię ten produkt, bo daje mocniejszą i szybszą opaleniznę, niż w przypadku Sun Ozon. Trzeba jednak z nim bardziej uważać, bo potrafi zrobić smugi i plamy. Sun Ozon jest trochę bezpieczniejszy pod tym względem. Pianka pozostawia mocny zapach samoopalacza, więc jeśli tego nie lubicie, to lepiej kupić coś innego. 


# Samopalacz w kremie do ciała i twarzy Lirene Bronze Collecton - produkt z tej samej serii, co pianka. Mogę go porównać do samoopalacza Sun Ozon - daje równomierny, brzoskwiniowy odcień opalenizny. Niestety ma trochę małą pojemność i kolejnym razem wybiorę samoopalacz z Rossmanna. 


# Brązujący balsam do ciała pod prysznic Lirene - produkt bardzo ciekawy, bo trzeba go nałożyć na mokrą skórę podczas brania prysznica, dokładnie rozsmarować, odczekać chwilkę i spłukać. Daje subtelny kolor opalenizny, ale na pewno nie spowoduje żadnych plam, odcięć czy smug. Będzie to świetny produkt dla bladziochów oraz dla osób, które po prostu mają uraz do samoopalaczy. Tym na pewno nie zrobicie sobie krzywdy. Nie pozostawia też tego specyficznego smrodku samoopalacza i sam w sobie bardzo ładnie pachnie. 


# Antycellulitowy żel chłodzący Lirene - zdecydowanie bardziej wolę żele chłodzące, niż rozgrzewające i ten jest całkiem przyjemny. Nie mrozi tak, jak produkty z Eveline, szybko się wchłania, ale trudno powiedzieć coś na temat działania antycellulitowego, bo ma malutką pojemność. Na pewno skóra jest bardziej nawilżona. 

***

Żyjecie? :-) Przyznam, że trochę się tego nazbierało na przestrzeni kilku miesięcy. Znacie jakiś produkt z dzisiejszego wpisu? 

Obserwujcie mnie też na Instagramie @kosmetycznahedonistka 




NOWOŚCI: ZOEVA CARAMEL MELANGE I BLANC FUSION, STROBE GEL, VICTORIA BECKHAM DLA ESTEE LAUDER, POMADA NABLA BROW POT, SMASHBOX PHOTO FINISH PRIME WATER I INNI.

$
0
0
Wiem, że bardzo lubicie wpisy z nowościami w mojej kosmetyczce, więc dzisiaj kolejna odsłona. Będzie o najnowszych paletkach i rozświetlaczu Zoeva, wodnej bazie pod makijaż, pomadach do brwi i kilku innych produktach, więc zapraszam do dalszej części posta. 


zoeva_caramel_melange_blanc_fusion

Dziś prosto z Mintishop.pl przyleciały do mnie nowe paletki Zoeva, które do sprzedaży trafią 31 października. Biała paleta o nazwie Blanc Fusion kryje w sobie jasne, mleczne odcienie, które idealnie sprawdzą się podczas wykonywania makijażu dziennego. Znajdziemy tu też cienie połyskujące i odrobinę szaleństwa w postaci złoto-pomarańczowego koloru, który może stanowić akcent na powiece.  W drugiej palecie o nazwie Caramel Melange znajdziemy bardzo ciepłe barwy, pasujące przede wszystkim do posiadaczek zielonej i niebieskiej tęczówki, ale nie tylko. Ciemne oczy również lubią być podkreślane brązami i złotem. Mi zdecydowanie bardziej wpadła w oko paletka Caramel Melange i na pewno będę z niej często korzystać. Pigmentacja cieni nie zaskakuje, bo Zoeva zdążyła nas już przyzwyczaić do bardzo dobrej jakości swoich produktów i w tym przypadku również tak jest. 


Zoeva przygotowała też coś dla fanek rozświetlenia w makijażu. Strobe Gel to lekka formuła, zapewniająca idealną taflę błysku. Możemy go używać do strobbingu, albo jako pojedynczy akcent np. na powiekach. Jestem bardzo zaskoczona lekkością, a zarazem pigmentacją tego żelu. Ponad to dosyć szybko zastyga i ciężko go zmyć, więc będzie to produkt niesamowicie trwały. Mój kolor to Corona i to bardzo niespotykany, szampański odcień z domieszką różowego złota.


Provoke Matt Fluid: od lewej odcień 210, następnie 215 

Korzystając z rossmannowskich obniżek -49% uzupełniłam podkładowe zapasy i jak zwykle trafiło na Provoke Matt Fluid od Dr Ireny Eris. Prócz odcienia 210 zakupiłam też 215 i na zdjęciu widzicie jak te kolory wyglądają obok siebie. 215 jest dużo ciemniejszy, choć w sklepie nie widać znacznej różnicy w stosunku do 210. Mieszanka tych dwóch odcieni idealnie mi odpowiada. 


Wodną bazę Smashbox Photo Finish Primer Water można stosować na dwa sposoby - przed nałożeniem podkładu lub w ciągu dnia, na gotowy makijaż aby go nieco odświeżyć. Od dawna miałam na nią ochotę, bo słyszałam wiele pozytywnych opinii. Pierwsze testy za mną i na razie bez zachwytu, ale czas pokaże jak się ostatecznie spisze. Na pewno dam znać. 


Od lewej: 230 Preety Shocking, 320 Drop Dead Red, 210 Bold Innocent, 220 Sheer Sin, 110 Nude Reveal

Nowe pomadki Estee Lauder Pure Color Envy Hi-Lustre są bardzo lekkie, a zarazem dobrze napigmentowane. Mają powiększać usta i je nawilżać. Co do powiększenia - efekt jest raczej minimalny, natomiast bardzo dobrze się ją nosi. Nie przesusza i równomiernie się ściera. Mój ulubiony odcień na co dzień to 110 Nude Reveal, ale fuksja 210 Preetty Shocking także jest piękna. Na uwagę zasługują też opakowania, bo są bardzo eleganckie, ciężkie, a do tego zamykane na magnes. 


Od lewej: Uranus, Neptune, Mars, Venus

Jeśli jesteście fankami pomad do makijażu brwi, to marka Nabla właśnie wprowadziła do asortymentu 4 odcienie z serii Brow Pot. Być może będą to tańsze zamienniki pomad Anastasia Beverly Hills - na pewno dam znać jak się sprawują. Uwielbiam kredkę Nabla Brow Divine w odcieniu Venus i cieszę się, że ten kolor jest także dostępny w formie pomady. 


Jeśli jesteśmy już przy brwiach, to na promocji w Rossmannie dorwałam bezbarwny żel utrwalający L'oreal Brow Artist. Niestety nie jestem z niego zadowolona, bo bardzo słabo utrwala. Poza tym podczas zanurzania szczoteczki w buteleczce da się wyczuć, że w środku jest niewiele produktu. 


Na moim Instagramie pokazywałam Wam już kilka nowych produktów z kolekcji Victoria Beckham dla Estee Lauder. Najpiękniejsza jest oczywiście paletka cieni. Mamy tu typowe, jesienne kolorki  z lekkim połyskiem. Najbardziej jednak zauroczyło mnie opakowanie, które z wierzchu jest obleczone lśniącym materiałem. Myślę, że byłby to z pewnością idealny prezent dla kobiety np. pod choinkę.


W pielęgnacji moich włosów pojawiła się też maska Macadamia Natural Oil Deep Repair Masque, która pokazywałam Wam ostatnio na Instagramie. Wróciłam do niej po latach i jest tak samo dobra. Mimo, że potrzeby moich włosów się zmieniły, to nadal genialnie je dociąża, wygładza i nabłyszcza.

choker

I na koniec dwie błyskotki ze sklepu sotho.pl. Pierwsza to aksamitny choker z ozdobnym łańcuszkiem (tutaj klik), który powędruje do mojej kuzynki. Niedługo organizuje swój wieczór panieński i z pewnością będzie zachwycona takim drobiazgiem. Dla siebie zamówiłam połyskującą bransoletkę ze srebrną rozetką i chwostem (tutaj klik). Lubię tego typu ozdoby zestawiać z zegarkiem i bez koralikowej bransoletki zawsze mi czegoś brakuje. Do tego trzy nowe wody perfumowane od Sotho - N6 (moja faworytka), N7 i N8, które uwielbiam nosić w torebce - są lekkie i zajmują mało miejsca. Możecie je zamówić tutaj klik. Kod SOTHOFW2016 daje 20% zniżki na całą kolekcję (rabat łączy się z aktualną promocją na sklepie marki).

I to już wszystko na dziś. Obserwujcie moje konto na Instagramie, bo tam na bieżąco wrzucam zdjęcia nowości, jakie się u mnie pojawiają :-)


JAK NATURALNIE PRZYCIEMNIĆ WŁOSY BEZ FARBOWANIA? MÓJ NAJLEPSZY SPOSÓB.

$
0
0
Moje stałe czytelniczki na pewno wiedzą, że od dawna próbuję przyciemniać włosy naturalnymi sposobami. Nie chcę ich na razie poddawać chemicznej koloryzacji, ale nie do końca dobrze czuję się w jasnym odcieniu brązu, który pozostał mi po lecie. Próbowałam już wielu metod z lepszym lub gorszym skutkiem, aż w końcu trafiłam na coś naprawdę skutecznego. Jeśli tak jak ja chciałybyście przyciemnić swoje włosy bez narażania ich kondycji, to zapraszam do dalszej części dzisiejszego wpisu. Wyjaśnię co dokładnie trzeba zrobić :-) 

płukanka_z_orzecha_włoskiego_jak_przyciemnić_włosy_kosmetyczna_hedonistka


O ORZECHU WŁOSKIM SŁÓW KILKA
________
Orzechy włoskie to moja ulubiona, jesienna przekąska. Zawierają cenne kwasy tłuszczowe, są źródłem pełnowartościowego białka i L-argininy, a także kwasu elagowego, który podnosi odporność.  Jeśli macie problem z regularnym spożywaniem ryb lub mięsa, to naprawdę warto schrupać kilka takich orzeszków dziennie. Spożywanie orzechów włoskich może znacząco poprawić wygląd naszych włosów, które uwielbiają zarówno białko, jak i kwasy Omega-3. Są co prawda bardzo kaloryczne (5 dużych orzechów to tyle kalorii, ile pączek!), ale i tak warto je umieścić w diecie  każdej włosomaniaczki. A co zrobić z łupinami? Nie wyrzucajcie ich, bo mogą się przydać. 


PŁUKANKA Z ŁUPIN ORZECHA WŁOSKIEGO - JAK JĄ PRZYGOTOWAĆ?
________
W zasadzie najlepszą i najszybszą drogą do przyciemnienia włosów naturalnym sposobem będzie płukanka z zielonych łupinek orzecha włoskiego czyli tych, które znajdują się na tej twardej, brązowej skorupie po zerwaniu z drzewa. W zielonej skórce jest najwięcej brązowego barwnika, ale jeśli macie tylko orzechy, to skorupki także się przydadzą. 

Łupiemy orzechy swoim ulubionym sposobem (ja robię to zwykłym, kuchennym tłuczkiem do mięsa), zjadamy zawartość, a skorupki wrzucamy do wrzącej wody i gotujemy na małym ogniu przez około 30 minut pod przykryciem. Kiedy woda stanie się już mocno brązowa odcedzamy łupinki i odstawiamy wywar do całkowitego przestygnięcia. Nasza płukanka jest już gotowa :-)


JAK UŻYĆ PŁUKANKI?
________

1. Myjemy włosy, nakładamy naszą ulubioną maskę (najlepiej emolientową, dociążającą, u mnie Macadamia Natural Oil Deep Repair Masque). 

2. Po upływie określonego czasu zmywamy ją wodą i polewamy włosy płukanką z orzecha, najlepiej nad miską. 

3. Następnie płuczemy włosy w wywarze jeszcze przez jakieś 5-10 minut. 

4. Później już tylko wykręcamy dobrze nasze włosy i ja lubię jeszcze nałożyć odrobinę odżywki bez spłukiwania np. Schauma Krem i Olejek, bo płukanka może je lekko przesuszyć. 

5. Suszymy lub pozostawiamy do wyschnięcia. 


JAK SZYBKO POJAWIAJĄ SIĘ EFEKTY?
________
U mnie wystarczyły dwie płukanki, aby zobaczyć pierwsze efekty. Włosy nabrały bardziej głębokiego odcienia brązu, a przy każdej następnej płukance stawał się on coraz ciemniejszy. Niestety kolor wypłukuje się z włosów tak, jakbyśmy użyły farby i każdorazowo podczas ich mycia zauważymy brązową wodę w wannie. Nie przeszkadza mi to, ponieważ wiem, że kondycja moich włosów nie ucierpiała poprzez jakiś chemiczny zabieg, a efekt, jaki otrzymałam można porównać do szamponu koloryzującego. Nie wiem jak na taką płukankę zareagują włosy świeżo farbowane - moje gdzieś w okolicy 3/4 długości mają jeszcze pozostałość farby, którą nakładałam bardzo dawno temu i mimo to złapały kolor. Pamiętajcie, że podczas wykonywania płukanek trzeba bardzo zadbać o odpowiednie nawilżanie włosów, ponieważ zarówno płukanki z orzecha, jak i te ziołowe mogą przesuszać. Aktualnie planuję wrócić do przyciemniania włosów z udziałem orzecha włoskiego, bo znów zaczynają lekko się rozjaśniać i wpadać w rudawe tony. 


Wiem, że wiele włosomaniaczek rekomenduje też naturalną farbę do włosów z zielonych łupin orzecha włoskiego, która daje podobno najmocniejszy efekt. Myślę, że spróbuję metody. Jeśli miałyście z nią do czynienia, to koniecznie napiszcie jakie są Wasze doświadczenia :-)


A jeśli chciałybyście przeczytać o innych sposobach na naturalną zmianę koloru włosów (zarówno przyciemnienie, jak i rozjaśnienie), to kliknijcie tutaj. Dla mnie jednak orzech włoski ma największą moc i cieszę się, że w końcu zdecydowałam się go wykorzystać! 






ZESTAW RATUNKOWY DO UBRAŃ CZYLI 5 PRZYDATNYCH GADŻETÓW.

$
0
0
Ostatnio bardzo dużo podróżuję i można powiedzieć, że wiodę życie na walizkach. Niewątpliwym plusem tej sytuacji jest fakt, że z każdym kolejnym wyjazdem coraz sprawniej idzie mi pakowanie wszystkich niezbędnych rzeczy (a początki były trudne). W dzisiejszym wpisie pokażę Wam 5 bardzo przydatnych "gadżetów", które zawsze ze sobą zabieram. To taki mój ubraniowy zestaw ratunkowy, dzięki któremu nic mnie nie zaskoczy. Jesteście ciekawe co dokładnie się w nim znajduje? To zapraszam do czytania dalej. 


golarka_do_ubran_eldom

PO PIERWSZE - GOLARKA DO UBRAŃ
_________
Mam taki ulubiony sweter, który potrafi się zmechacić wisząc w szafie i do tego w zupełnym odosobnieniu. To dosyć trudny przypadek, ale odkąd odkryłam golarkę do ubrań, to problem mam w zasadzie z głowy. Szybko i sprawnie usuwa wszystkie upierdliwe kuleczki, które potrafią pojawić się po jakimś czasie i dana rzecz wygląda jak nowa! Przed pierwszym użyciem trzeba jednak zrobić próbę gdzieś w niewidocznym miejscu ubrania, aby zobaczyć, czy golarka nie uszkodzi materiału. Swój egzemplarz kupiłam w osiedlowym sklepie ze sprzętem AGD za jakieś 50 zł. Można ją ładować i używać bezprzewodowo lub bezpośrednio podłączyć do prądu. Wspaniały gadżet, bez którego nie ruszam się w żadną dłuższą podróż. Miałam kiedyś podobny gadżet, ale na baterie i niestety posłużył mi na dosłownie kilka razy, a później ostrza się stępiły, więc lepiej zainwestować w coś porządniejszego. 

żelazko_podrozne_ariete_małe_zelazko

PO DRUGIE - MAŁE ŻELAZKO
_________
Nie przepadam za wymiętymi ubraniami, więc będąc w hotelu zawsze proszę o wyprasowanie jakiejś rzeczy bądź też robię to sama, o ile zostanie mi udostępnione żelazko. Niestety nie każdy hotel dysponuje tak podstawowym sprzętem, więc nauczona doświadczeniem zabieram swoje żelazko ze sobą. Jest naprawdę malutkie i niewiele waży, a można nim bardzo dokładnie wyprasować wszelkie zagniecenia, czy zrobić kant. Zupełnie nie pamiętam gdzie zakupiłam to małe cudo, ale jest marki Ariete i po kilku latach wciąż sprawuje się świetnie. 


PO TRZECIE - IGŁA I NITKA
_________
Biała i czarna nitka z igłą to mój absolutny must have w podróży. Tak naprawdę tego typu zestaw noszę ze sobą codziennie w torebce, bo nigdy nie wiadomo kiedy się przyda. Nieraz przyszywałam na szybko oderwany guzik czy szlufkę w spodniach. Są też w sprzedaży takie maleńkie, gotowe zestawy szwalnicze np. marki Muji. 



PO CZWARTE - ROLKA DO CZYSZCZENIA UBRAŃ NP. Z SIERŚCI
_________
Lepka rolka to wspaniały wynalazek i właścicielki kotełków, albo innych zwierzaków przyznają mi rację. Wystarczy kilka razy przejechać taką rolką po ubraniu, a naszym oczom ukaże się czysty materiał bez żadnych kłaczków i paprochów. Czasem nie trzeba mieć w domu zwierzaka - niestety coraz więcej materiałów ma tendencję do przyciągania wszelkich paprochów. Mam kilka takich czarnych spodni, które po prostu wyłapują jakieś małe włoski z powietrza! Wówczas taka rolka naprawdę się przydaje. W domu używam rolki wielokrotnego użytku, którą czyści się w wodzie -kupiłam ją w sklepie Inter Marche za jakieś 12 zł. W podróży najlepiej sprawdza się zwykła rolka np. z H&M, która działa na zasadzie taśmy klejącej. 




PO PIĄTE - ODPLAMIACZ W SZTYFCIE
_________
I na koniec coś naprawdę przydatnego czyli...odplamiacz w sztyfcie. Bardzo szybko usuwa drobne plamy z kawy czy soku. Ostatnio wyratował mnie z opresji, kiedy zanurzyłam rękaw białej koszuli w pizzy z keczupem :-) Kosztuje coś koło 10 zł i kupuję go w Rossmannie. 

Ciekawa jestem czy znacie wyżej zaprezentowane gadżety. A może dorzucicie tu coś ciekawego od siebie? 




MOJE WIECZORNE RYTUAŁY: PIELĘGNACYJNA RUTYNA.

$
0
0
Jesień i zima wbrew pozorom mają trochę plusów. Wieczory stają się coraz dłuższe i miło jest je spędzać w domu. Moje wieczorne rytuały zazwyczaj wyglądają tak samo i dziś trochę Wam o nich opowiem. 



Nie wiem jak to jest u Was, ale ja po powrocie do domu od razu zmywam makijaż. To właśnie od porządnego demakijażu rozpoczynam wieczorne rytuały i jeśli śledzicie mojego bloga od dłuższego czasu, to doskonale znacie trzy powyższe produkty. Żelu do mycia skóry Effaclar La Roche Posay używam już od wielu lat i mimo, że  kilka razy próbowałam go zamienić na coś innego, to i tak nie ma sobie równych. Co 2-3 dni oczyszczam skórę dodatkowo silikonową szczoteczką, o której pisałam tutaj klik. Nakładam na nią trochę żelu i masuję dokładnie powierzchnię skóry omijając okolicę oczu. Później przemywam jeszcze twarz płynem micelarnym z Biodermy i jeśli mam więcej czasu - używam też toniku ryżowego, o którym przeczytacie tutaj klik


Po wykonaniu demakijażu pochłaniają mnie jeszcze przez chwilę domowe obowiązki, ale później mam już czas tylko dla siebie. Biorę długą kąpiel lub szybki prysznic, a w międzyczasie nakładam na twarz maseczkę oczyszczającą. Moja ulubiona to ta z Origins Clear Improvement, która zawiera węgiel drzewny z bambusa, białą glinkę i lecytynę. Raz w tygodniu używam też maseczki węglowej domowej roboty, o której wspominałam tutaj klik oraz maseczki typowo odżywczej z Bielendy (odżywczo- regenerująca maska po eksfoliacji). Stosuję ją nie tylko bezpośrednio po zabiegach z kwasami, ale również wtedy, gdy moja skóra jest podrażniona, napięta i sucha. 

Co do pielęgnacji ciała po kąpieli, to na jeszcze mokrą skórę nakładam trochę oliwki Hipp, czekam moment do jej lekkiego wchłonięcia i wycieram się ręcznikiem. Oliwki nie używam po każdej kąpieli, bo moja skóra nie jest aż tak wymagająca. Stosuję ją co 2-3 dni.


Po zmyciu maseczki nakładam krem pod oczy i ostatnio wspominałam Wam, że zamierzam przetestować dosyć popularny w sieci krem Clinique All About Eyes w wersji Rich. Jestem już po kilku pierwszych zastosowaniach i muszę przyznać, że to jeden z najlepiej nawilżających kremów pod oczy, z jakimi miałam styczność. Niesamowicie gęsty, tłusty i treściwy, ale pozostaje na miejscu i nie migruje po twarzy. Pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne, ale z pełną opinią wrócę dopiero za jakiś czas. Nadal stosuję też maści przeciwtrądzikowe przepisane przez dermatologa i jest to Duac oraz Acnelec. Nakładam je naprzemienne co drugi dzień, a w międzyczasie stosuję coś typowo nawilżającego jak La Roche Posay Effaclar H oraz przeciwzmarszczkowego - serum Estee Lauder Advanced Night Repair. 


Moim ulubionym, wieczornym rytuałem jest olejowanie włosów. Kiedy wiem, że rano będę je myła, to obowiązkowo nakładam olej migdałowy, który jest jednym z moich faworytów. Często pytacie mnie o zabrudzenia na poduszce po olejowaniu, ale ja nie mam z tym większego problemu. Jeśli jednak macie wątpliwości, to warto przeznaczyć jedną lub dwie poszewki, które będziecie zakładać na poduchę do olejowania. 


Nie zapominam też o paznokciach i tutaj od wielu lat z powodzeniem używam masła shea. Wcieram odrobinę w każdy paznokieć skupiając się na skórkach, które mają skłonność do przesuszania. Dzięki takiemu regularnemu wcieraniu masła shea całkowicie pozbyłam się problemu jakichkolwiek stwardnień w okolicach paznokci i rzadko mam jakieś zadziorki. 


A później już tylko czas na prawdziwe przyjemności czyli pracę nad blogiem :-) A jak u Was wyglądają wieczorne, pielęgnacyjne rytuały? Jeśli macie jakieś pytania, to oczywiście postaram się pomóc :-)




3 NAJLEPSZE SZAMPONY DLA WŁOSÓW PRZETŁUSZCZAJĄCYCH SIĘ U NASADY.

$
0
0
Jesień i zima to niezbyt łaskawy czas dla naszych włosów, a szczególnie dla ich nasady. Zaczynamy nosić czapki, pada deszcz, śnieg, a domowe ogrzewanie mocno przesusza powietrze. To wszystko sprawia, że włosy są oklapnięte i mocno się przetłuszczają, a ich końce wyglądają na suche i matowe. Często lekceważymy temat szamponu do włosów wierząc, że to odżywki, wcierki i produkty do stylizacji pomogą nam poradzić sobie z przetłuszczaniem. A tak naprawdę wszystko zaczyna się od mycia  i w dzisiejszym wpisie pokażę Wam 4 najlepsze szampony, na które warto zwrócić uwagę. 

kosmetyczna_hedonistka_szampon_do_wlosow_przetluszczajacych_sie_tlustych

Wybierając szampon do włosów trzeba mieć na uwadze, że czasem na zwiększenie przetłuszczania, swędzenie, łupież i wypadanie włosów wpływają grzyby i bakterie bytujące na skórze głowy. Warto zatem zwracać uwagę na konkretne składniki, które znajdziemy w szamponach. Nie zawsze te całkowicie naturalne i pozbawione "chemii" będą w stanie poradzić sobie z danym problemem. Wiem, że nadal panuje trend "eko" i niektóre z Was zupełnie dyskwalifikują produkty drogeryjne w obawie o swoje zdrowie, ale nie dajmy się zwariować. Owszem, starajmy się wybierać produkty łagodne (bez SLS, SLES i silikonów), ponieważ skóra głowy podobnie jak skóra na twarzy potrzebuje subtelnego traktowania. Im bardziej będziemy ją narażać na kontakt z dużą ilością chemikaliów i mechaniczne drażnienie, tym częściej będzie się buntować zwiększonym wydzielaniem łoju. Pamiętajmy też o tym, że problemy ze skórą głowy mogą wynikać z niedostatecznego oczyszczania. Sama miałam kiedyś epizod z całkowicie naturalną pielęgnacją i niestety moja skóra głowy zaczęła się mocno buntować. Poniżej znajdziecie 3 szampony, które w mojej subiektywnej ocenie warto wypróbować. 

o'herbal_szampon_zwiekszajacy_objetosc_wyciag_z_arniki

O'HERBAL SZAMPON ZWIĘKSZAJĄCY OBJĘTOŚĆ CIENKICH WŁOSÓW Z EKSTRAKTEM Z ARNIKI
________
Z marką O'herbal zetknęłam się już jakiś czas temu, kiedy do koszyka w Naturze wrzuciłam maskę z tatarakiem. Od tej pory używam jej regularnie i jest jedną z moich ulubionych maseczek do włosów. Wiele z Was polecało mi do wypróbowania szampon tej marki i mój wybór padł na ten z ekstraktem z arniki, który ma zwiększać objętość. Arnika jest mi bardzo dobrze znana, ponieważ moja mama bardzo lubi jej używać w pielęgnacji cery naczynkowej. Fantastycznie wpływa na redukcję zaczerwienień, działa przeciwzapalnie, przeciwgrzybicznie i przeciwbakteryjnie. Szampon bardzo ładnie odbija włosy od nasady, są lekkie, sypkie i "odtłuszczone". Celowo użyłam takiego słowa, ponieważ wiele szamponów mimo, że teoretycznie powinny dobrze usuwać tłuszcz z powierzchni włosa, to zupełnie tego nie robią, a nawet jeszcze bardziej obciążają. Ten sprawia, że włosy są dobrze oczyszczone, ale nie suche, a to również jest bardzo istotne. Co ciekawe, w składzie znajdziemy też hydrolizowaną keratynę i proteiny mleczne, więc podejrzewam, że mają one duży wpływ na odczucie oczyszczenia i usztywnienia włosów, które wydają się być bardziej odbite od nasady.  Przeszkadza mi jedynie jego zapach, który nie jest jakiś wybitnie przeszkadzający, ale to nie moje klimaty. Maska z tatarakiem również pachnie osobliwie, ale zapachy pozostawmy z boku - liczy się działanie, które akurat w obydwu przypadkach zasługuje na pochwałę. 

alterra_koffein_biotyna_kofeina

ALTERRA SZAMPON DO WŁOSÓW OSŁABIONYCH I PRZERZEDZAJĄCYCH SIĘ Z KOFEINĄ I BIOTYNĄ
________
Szampony rossmannowskiej marki Alterra zawsze sprawdzały się u mnie dobrze, ale miały jedną wadę - pozostawiały na włosach taką delikatnie tłustą powłoczkę. To sprawiało, że już kilka godzin po myciu wyglądały na nieświeże co nie do końca mi się podobało. Po użyciu szamponów z Alterry miałam też problem z uzyskaniem odpowiedniej objętości włosów u nasady, więc mimo, że nie podrażniały mojego skalpu (co jest rzadkością), to dałam sobie z nimi spokój na jakiś czas. Ostatnio w Rossmannie zwróciłam uwagę na szampon z biotyną i kofeiną, które jak wiadomo - genialnie wpływają na wzmocnienie cebulek i pobudzenie wzrostu włosów. Myślicie, że szampon jest mało istotny w walce z wypadaniem? Przecież czasem trzymamy go na skórze głowy dłużej, niż jakąkolwiek odżywkę. Poza tym w trakcie masowania skóry głowy i polewania jej ciepłą wodą do wnętrza cebulek dociera znacznie więcej składników odżywczych, niż wówczas, gdy tylko nałożymy odżywkę. Wracając do szamponu - okazał się naprawdę świetny. W odróżnieniu od innych tej marki nie obciąża włosów, nadaje im świeżości i lekkości. A jeśli do tego ma wzmacniać cebulki i przyspieszać wzrost włosów, to jestem na TAK. 


PETAL FRESH SCALP TREATMENT TEA TREE - ODŻYWCZO ANTYSEPTYCZNY SZAMPON DO WŁOSÓW, WYCIĄG Z DRZEWA HERBACIANEGO 
________
I na koniec moja perełka oraz odkrycie ostatnich miesięcy w kwestii mycia włosów. Wiecie, że od dłuższego czasu byłam wierna szamponowi Babydream z Rossmanna, ale męczył mnie jego zapach. Wiele z Was narzekało też, że włosy są po nim pozbawione objętości i faktycznie coś w tym jest. Postanowiłam rozejrzeć się za czymś nowym i nie ukrywam, że to dla mnie zawsze problem. Moja skóra głowy (tak jak i zresztą na twarzy) jest bardzo wrażliwa i jeśli znajdę produkt, który jej nie podrażnia, to trzymam się go. Niestety Babydream mnie tak zmęczył, że odczuwałam dużą potrzebę zmiany. Rozglądałam się jakiś czas po sieci w poszukiwaniu dobrych opinii na temat szamponów, ale ostatecznie moim wyborem pokierował przypadek. Szampon Petal Fresh jest pod każdym względem idealny dla moich włosów - dobrze je oczyszcza, odświeża, odbija od nasady. Po jego użyciu pozostają świeże o jeden dzień dłużej, niż po zastosowaniu innych szamponów. Kolejne plusy? Nie powoduje łupieżu, swędzenia i nie przesusza włosów na długości. Do tego dobrze się pieni i znośnie pachnie (trudno mnie zadowolić pod tym względem). Myślę, że pozostanie moim ulubieńcem przez długi czas.


A jaki jest Wasz ulubiony szampon? Wpisujcie nazwy, bo jestem ciekawa czego używają moje włosomaniaczki :-) Więcej moich porad na temat pielęgnacji włosów znajdziecie tutaj klik. 




ULUBIEŃCY PAŹDZIERNIKA: PITBULL NIEBEZPIECZNE KOBIETY, ROZKLOSZOWANA SPÓDNICA ZARA, MACADAMIA NATURAL OIL, MICHAEL KORS WONDERLUST I INNI.

$
0
0
I mamy już listopad. Ostatnio czas dosłownie ucieka mi przez palce i w kalendarz spoglądam z lekkim niedowierzaniem. To już końcówka roku? Przecież dopiero świętowaliśmy 2016! Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy tworzyłam dla Was wpis na temat mojej sylwestrowej kosmetyczki (klik), a już za chwilę wypadałoby zrobić aktualizację :-) Dziś jednak mam dla Was ulubieńców października, więc zapraszam do dalszego czytania.

pitbull_niebezpieczne_kobiety_patryk_vega
Tak naprawdę miałam chwilę zastanowienia czy umieścić tą książkę w ulubieńcach miesiąca, ale ostatecznie stwierdziłam, że opowiem Wam o niej w ramach ciekawostki. Dlaczego? To nie jest wybitne, literackie dzieło. Nie jestem nawet w stanie stwierdzić, czy mi się podobała. Mamy tu raczej surowy, naturalistyczny obraz funkcjonariuszek polskiej policji. Autor przepytuje siedem kobiet, które opowiadają prostym, potocznym językiem o swoim życiu. Dlaczego zdecydowały się na taki, a nie inny zawód? Z jakimi problemami muszą się borykać na co dzień? Jak wygląda ich życie prywatne po służbie, kiedy ściągają policyjny mundur? Niektóre odpowiedzi mogą Was zaskoczyć, a nawet zszokować. Jeśli interesujecie się szeroko pojętą kryminologią, to będziecie czytać tą książkę z uśmiechem na ustach i co chwilę wyłapywać jakiś truizm. Jeśli nie, to możecie być nawet lekko zażenowane. Książkę pochłania się niezwykle szybko, a niektóre fakty są nieco obrzydliwe. Nie brakuje w niej wulgaryzmów i potocznego języka, ale myślę, że to najlepszy sposób na pokazanie tego środowiska takim, jakim jest naprawdę, bez owijania w bawełnę. Już od dłuższego czasu po sieci krążą zwiastuny filmu Patryka Vegi pt. "Pitbull. Niebezpieczne kobiety". Widziałam wcześniejsze części, oglądałam też serial, więc i tym razem wybiorę się do kina. Jestem ciekawa jakie twarze "dostaną" książkowe bohaterki, choć pierwszy raz mam wrażenie, że film będzie lepszy, niż książka. Podsumowując - polecam, jeśli chciałybyście poznać świat policji widziany oczami funkcjonariuszek, ale nie spodziewajcie się dogłębnego przedstawienia tematu. To raczej pobieżne historie, które pochłonęłam w jeden wieczór. 


Lubię zapachy od Michaela Korsa i to szczególnie jesienią, kiedy "ubieram się" w nieco cięższe, otulające aromaty. Perfumy MK na mojej skórze utrzymują się nieprawdopodobnie długo. Są takie oleiste i wyraźne, że muszę uważać z ilością psiknięć, aby nie przyprawić osób w moim otoczeniu o ból głowy. Nowy zapach o nazwie Wonderlust to połączenie aromatu bergamotki, różowego pieprzu, mleka migdałowego, a także drzewa sandałowego i kaszmirowego. Jest też tajemniczy heliotrop i tradycyjny goździk. Kompozycja pachnie raczej kwiatowo i jest jednotorowa, natomiast idealnie wpasowuje się w mój jesienny nastrój. Najbardziej cenię jednak trwałość, a to nie zawsze takie oczywiste przy perfumach z wyższej półki. Jeśli chodzi o perfumy Michael Kors, to zawsze mam pewność, że nie zawiodą mnie pod tym względem.


Najlepszą maską do włosów w ostatnim czasie okazała się Macadamia Natural Oil Deep Repair Masque. Jest po prostu bezkonkurencyjna, jeśli chodzi o efekty na moich włosach. Fantastycznie je wygładza, nabłyszcza i nawet lekko pogrubia. Dobrze się po niej układają, są sypkie, ale nie napuszone czy obciążone. W dodatku jest niesamowicie wydajna - jej gęsta, treściwa formuła sprawia, że nie trzeba wiele, aby pokryć całe włosy.


Październikowym ulubieńcem jest też paletka cieni Zoeva i tu małe zaskoczenie, bo początkowo myślałam, że bardziej polubię Caramel Melange, a tymczasem to Blanc Fusion skradła moje serce. Idealnie nadaje się do wykonywania dziennego makijażu. Jest subtelna, nienachalna, ale można dzięki niej wykonać też coś mocniejszego, na wieczór. Zaczęła podobać mi się nawet nieco bardziej, niż Naturally Yours, której byłam ogromną fanką. Jeśli szukacie takiej uniwersalnej paletki na dzień bez szalonych, dziwacznych kolorów, to śmiało wybierzcie Blanc Fusion. Ta pigmentacja... Absolutnie fantastyczna!

Nieoczekiwanie w swojej toaletce odnalazłam bardzo fajne duo od Catrice Prime And Fine Proffesional Contouring Palette. Znajdziemy tu puder brązujący i rozświetlacz. Pamiętam, że początkowo nie byłam zadowolona z odcieni tych produktów, ale czasem tak jest, że dopiero po czasie zaczynamy się do czegoś przekonywać. Bardzo chętnie sięgam po tą dwójkę w dziennym makijażu. Puder brązujący ładnie wygląda na całej twarzy, ale też można nim konturować. Dobrze się rozciera, nie pozostawia plam i smug. Rozświetlacz również jest ciekawy i nie daje takiej nachalnej tafli, która nie w każdych okolicznościach jest wskazana. To raczej naturalny, subtelny połysk zdrowej skóry, więc jestem na tak. Bardzo fajna dwójeczka za rozsądną cenę.

Marka Nabla coraz bardziej mnie zaskakuje i to w ten pozytywny sposób. Po rewelacyjnych kredkach do wypełniania brwi przyszedł czas na pomady. Moja ulubiona to ta w odcieniu Venus (tak jak kredka). Bardzo subtelnie podkreśla brwi, a kolor nie wpada w rudości. Pomada nie jest tak trwała jak ta z Anastasia Beverly Hills, ale jest też trochę tańsza, więc coś za coś.


Kolejnym znaleziskiem w mojej toaletce jest tusz Bourjois Twist-up The Volume. Kiedyś nie byłam z niego zadowolona, a teraz naprawdę mnie zaskoczył tym jak genialnie wydłuża rzęsy, pogrubia i je rozdziela. Tusz jest dosyć ciekawy, bo można go używać na dwa sposoby. Przekręcając nakrętkę w pozycję 1 otrzymujemy dłuższą szczoteczkę, a w pozycji 2 robi się grubsza i skręcona. Co ciekawe - efekt podoba mi się tylko po wyczesaniu rzęs szczoteczką w pozycji 2, więc kształt aplikatora ma w  tym przypadku tuszu ogromne znaczenie.


Balsam pod prysznic Lirene Egzotyczna Orichidea urzekł mnie swoim zapachem, który utrzymuje się na skórze jeszcze długo po kąpieli czy prysznicu. Używa się go podobnie, jak balsam brązujący z tej serii - aplikujemy go na mokre, umyte ciało, chwilę czekamy i spłukujemy. Skóra jest po nim bardzo miękka i gładka, więc nie wymaga już żadnego balsamu czy oliwki. Myślę, że to fajna alternatywa dla osób, które nie lubią się już niczym smarować po kąpieli.


I na koniec rozkloszowane spódniczki z Zary. Wykonane z grubszego, nieco sztywnego materiału, więc idealnie nadają się na jesień czy zimę. Długo szukałam właśnie takiego modelu spódnicy, który nie byłby zbyt mocno falbaniasty, ale też nie całkiem prosty w kształcie litery A. Lubię je zestawiać ze zwykłymi, cienkimi golfami wpuszczonymi w środek, albo z obszernymi swetrami. Do tego oczywiście kozaki za kolano i jesienny zestaw gotowy.

Dziewczyny, podzielcie się w komentarzu swoimi ulubieńcami ostatnich tygodni, chętnie poznam Waszych faworytów.




PALETKA CIENI WIBO GO NUDE SEX APPEAL EDITION - TAŃSZY ZAMIENNIK URBAN DECAY NAKED?

$
0
0
Jakiś czas temu podczas zakupów w Rossmannie wpadła mi w oko paletka Wibo o nazwie Go Nude Sex Appeal Edition. Zwykle w drogeriach próżno szukać dużych palet do makijażu, a jeśli już są, to ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Ta zwróciła moją uwagę przede wszystkim dlatego, że jest wyraźnie inspirowana paletą Urban Decay Naked, której koszt jest dosyć spory. Czy warto kupić paletkę od Wibo? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu, więc zapraszam do czytania dalej.



Zacznę od opakowania - dosyć solidne, przy czym lekkie i poręczne. Lubię zabierać je w podróż, bo mam pewność, że paletka nie otworzy się w bagażu, a cienie nie pokruszą brudząc wszystko wokoło. W środku znajdziemy dwustronny pędzelek, który jest całkiem niezły i jakością przypomina mi pędzle od Real Techniques. Płaskim możemy nałożyć cień na całą powiekę, a puchatym zaaplikować i rozetrzeć cień w załamaniu. Wewnątrz opakowania znajdziemy też spore lusterko, które jest niestety beznadziejne. To zabawne, bo patrząc w nie mam wrażenie, jakbym była pod wpływem alkoholu :-) A teraz przejdźmy do rzeczy, czyli do cieni.


W paletce znajdziemy 12 cieni w stonowanej, piaskowej kolorystyce. Tylko dwa cienie są pozbawione drobinek, ale nie można ich nazwać matami. To takie lekkie satyny, chociaż przy dobrym roztarciu nie zobaczymy żadnego połysku. Reszta jest błyszcząca i są to raczej perły z delikatnymi drobinkami.


Dużym plusem tej paletki jest to, że znajdziemy tu świetny zestaw kolorów, którymi można wykonać zarówno dzienny, jak i wieczorowy makijaż dla każdego typu urody. Niestety paletka nie jest samowystarczalna - do pełni szczęścia brakuje mi tutaj typowo matowego, cielistego koloru, którym można byłoby rozcierać cienie powyżej załamania lub matowić łuk brwiowy. Co prawda jest tu odcień jasny o nazwie Nude, ale to perła, której raczej nie chcemy widzieć na powiece powyżej załamania. Cienie satynowe naprawdę świetnie się rozcierają - nie robią plam, są miękkie i nie znikają z powieki podczas blendowania. Cienie błyszczące jak zwykle najlepiej nakładać na powiekę palcem lub lekko wilgotnym pędzelkiem i wtedy wyciągniemy z nich najwięcej pigmentacji. Nanosząc je suchym pędzlem spotka nas duże rozczarowanie, bo na powiece nie zobaczymy zbyt wiele koloru. 


Cienie o dziwo nie rolują się na powiece (chociaż ja nie mam z tym większych problemów), nie znikają i nie bledną w ciągu dnia. Lekko się osypują, ale wcale nie bardziej, niż te z palety Urban Decay. Cienie z Naked są lepiej napigmentowane i mają jednak trochę ładniejsze, bardziej szlachetne kolory, jednak trzeba pamiętać, że Wibo kosztuje kilka razy mniej. Widziałam, że marki Wibo i Lovely postawiły na intensywne inspirowanie się kosmetykami z wyższej półki - jest to zauważalne zarówno w kwestii samych produktów, ich opakowań, jak i nazewnictwa (Go Nude --> Naked). 

Pomijając tragiczne lusterko paletkę uważam za całkiem udaną, chociaż za tą cenę wolałabym kupić np. paletkę Makeup Revolution Girl Panic, albo jakiegoś Sleek-a. Myślę jednak, że to jedna z lepszych,  łatwo dostępnych paletek, jakie znajdziecie w popularnych sieciówkach. Jeśli nie macie ochoty na zakupy on-line i potrzebujecie na szybko palety z brązowo-złotymi kolorami, to Go Nude będzie trafnym wyborem. Nie nazwałabym jej jednak tańszym zamiennikiem Urban Decay Naked, chociaż z pozoru tak się może wydawać. 

Miałyście już okazję ją wypróbować? Co o niej myślicie?


CZY POWINNAŚ UŻYWAĆ MAŚCI TRANOWEJ? 5 GENIALNYCH ZASTOSOWAŃ!

$
0
0
Chyba wszystkie dobrze znamy właściwości tranu - jest bardzo zdrowy, ponieważ zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe i witaminy niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu. Kiedy pierwszy raz usłyszałam o maści tranowej, to od razu postanowiłam ją wypróbować na kilka sposobów i dziś Wam o nich opowiem. Już na wstępie mogę zdradzić, że za 3 złote otrzymujemy o wiele więcej, niż można się spodziewać. 



Maść tranowa (moja jest z Aflofarm) ma silne właściwości regenerujące naskórek. Można ją stosować w leczeniu odleżyn, odmrożeń, a nawet łuszczycy. Ja znalazłam dla niej pięć zastosowań, o których przeczytacie niżej.


NA POPĘKANE, PRZESUSZONE USTA I ZAJADY
_______
Myślę, że wszystkie dobrze znamy ten dyskomfort, jaki powodują popękane usta, nie wspominając o zajadach. Kiedyś na tego typu problemy używałam maści z witaminą A, później byłam ogromną fanką balsamu Tisane, teraz najlepiej sprawdza się u mnie maść tranowa. Nakładam odrobinę na podrażnione miejsce i od razu odczuwam pewnego rodzaju ulgę. Pieczenie i swędzenie ustępują, a proces gojenia jest znacznie szybszy, niż w przypadku używania innych specyfików. 


POD OCZY SOLO LUB W DUECIE
_______
Jeśli macie w swojej kosmetyczce krem pod oczy, który zupełnie się nie sprawdził (za mało nawilżał), to spróbujcie go nałożyć tak, jak zwykle, a następnie na warstwę kremu nanieść trochę maści tranowej. Będzie stanowiła taką ochronną warstwę, która wzmocni nawilżające działanie kremu. Możecie ją również wypróbować jako samodzielny produkt do nawilżania skóry pod oczami, ale tylko okazjonalnie, w stanach dużego przesuszenia. Jest to jednak produkt leczniczy i jego ciągłe stosowanie może wiązać się z wystąpieniem skutków ubocznych. 


NA PRZESUSZONĄ, STWARDNIAŁĄ SKÓRĘ STÓP
_______
Maść tranowa świetnie sprawdza się też do pielęgnacji stóp wymagających szczególnego traktowania. Wystarczy zrobić porządny peeling, następnie wsmarować grubszą warstwę maści i założyć skarpetki. Ja robię to zwykle na noc i rano skóra moich stóp jest wspaniale zmiękczona. Maść tranowa daje w mojej opinii jeszcze lepsze efekty, niż jakikolwiek balsam lub krem z mocznikiem, bo działa na dłużej.


NA PRZESUSZONE ŁOKCIE I KOLANA
_______
Co prawda ja nie mam problemu z przesuszoną skórą w okolicach łokci i kolan, ale za to moja mama się z tym boryka. Próbowała już naprawdę wielu specyfików i dopiero maść tranowa całkowicie wyeliminowała ten problem. 


NA PRZESUSZONE SKÓRKI WOKÓŁ PAZNOKCI
_______
Jakiś czas temu wspominałam Wam o masełku shea (sprawdźcie wpis o moich wieczornych rytuałach klik), którego używam w pielęgnacji skórek wokół paznokci. Maść tranowa o wiele szybciej i efektywniej zmiękcza oraz nawilża, więc jeśli masło shea było dla Was za słabe, to koniecznie wypróbujcie!


Do wad z pewnością można zaliczyć nieprzyjemny zapach, który jest po prostu...tranowy. Na szczęście dosyć szybko się ulatnia i aplikując maść na usta przestaję go czuć już po około 5 minutach. Maść ma w składzie parafinę, więc osobiście unikam jej nakładania na większe partie twarzy. Na szczęście pod oczami nie robi mi żadnej krzywdy, ale osoby bardzo wrażliwe muszą uważać. Dodatkowo w składzie znajdziemy też lanolinę, a jak wiadomo - może powodować np. kontaktowe zapalenie skóry. Myślę jednak, że poza tymi kilkoma wadami nie znajdziemy w aptekach nic lepszego, co szybko i skutecznie regeneruje naskórek i to za 3 złote :-) 


Próbowałyście już maści tranowej? Jeśli macie jakieś pytania, to jak zwykle postaram się pomóc :-)



TANIE ODPOWIEDNIKI DROŻSZYCH KOSMETYKÓW - CZ. 1.

$
0
0
Muszę przyznać, że największą frajdą w testowaniu kosmetyków jest odnajdywanie pośród nich prawdziwych perełek za niewielkie pieniądze. A jeśli do tego są łudząco podobne do tych o wiele droższych, to radość jest podwójna! W dzisiejszym wpisie pokażę Wam kilka produktów, które można nazwać tańszymi odpowiednikami/zamiennikami droższych kosmetyków. Mam tego więcej, więc postanowiłam podzielić wpis na kilka części i niedługo spodziewajcie się kontynuacji. Gotowe na pierwszą porcję? To zapraszam do dalszej lektury. 

Od góry: Bell Glam Wear Nude 04, niżej Estee Lauder Pure Color Envy 170

BŁYSZCZYK BELL GLAM WEAR NUDE 04  |  ESTEE LAUDER PURE COLOR ENVY 170
___________
Lubię błyszczyki w odcieniach brudnego różu, ale muszą być naprawdę dobrej jakości. Nie przepadam za lekkimi formułami, które wchodzą w załamania ust, szybko wylewają się poza kontur i po chwili zostaje po nich tylko tłusta plama. Błyszczyk musi być dla mnie gęsty, nieco lepki, treściwy i mocno nasycony kolorem, dlatego też od razu polubiłam ten od Estee Lauder z serii Pure Color Envy w odcieniu 170 Potent Petal. To śliczny, mleczny róż, który idealnie nadaje się do przydymionego, wieczorowego makijażu, ale na dzień również spisze się świetnie. Kosztuje około 115 zł, ale mam dla Was inną, nieco tańszą propozycję. Jest nią błyszczyk Bell Glam Wear Nude w odcieniu 04. Kolor to również brudny, mleczny róż, ale cieplejszy, niż Estee Lauder, natomiast na ustach różnica jest praktycznie niezauważalna. Formuła również jest podobna i nakładając go pierwszy raz na usta od razu nasunęło mi się podobieństwo do o wiele droższego EL. Jeśli lubicie tego typu odcienie, to błyszczyk z Bell kupicie za około  10 zł np. w Biedronce. 

Od lewej: Lovely Gold Highlighter, obok The Balm Mary Lou Manizer

ROZŚWIETLACZ LOVELY GOLD HIGHLIGHTER  |  THE BALM MARY LOU MANIZER
___________
Zapewne wszystkie fanki błysku w makijażu doskonale znają zarówno słynną Mary Lou, jak i produkt od Lovely, który był jednym z pierwszych rozświetlaczy z prawdziwego zdarzenia, jakie mogłyśmy zakupić w zwykłej drogerii. Mary Lou od The Balm jest naprawdę genialnym produktem, który wygląda pięknie zarówno na kościach policzkowych, jak i na powiekach czy na łuku kupidyna. Ten złotawo-szampański odcień pasuje do większości typów urody, a efekt można stopniować. Mary Lou ma dwie wady - cenę (od 70-100 zł) i to, że bardzo szybko się kruszy. Miałam już trzy egzemplarze i każdy skończył podobnie czyli w kawałkach mimo, że nie przypominam sobie, aby zaliczył jakiś upadek. Znacznie tańszym odpowiednikiem tego produktu jest rozświetlacz o nazwie Gold Highlighter z Lovely. Kosztuje około 10 zł i jest łudząco podobny do Mary. Mogę pokusić się nawet o stwierdzenie, że na skórze wygląda ładniej, bo jest nieco chłodniejszy. Świetnie spisze się też w makijażu...włosów! Jeśli chcecie wiedzieć o co chodzi,  to odsyłam tutaj klik. 

Od lewej: Bell Wax Eyebrow Pencil odcień 1, następnie Nabla Brow Divine odcień Venus

KREDKA DO BRWI BELL WAX EYEBROW PENCIL 1  |  NABLA BROW DIVINE VENUS
___________
Kiedy pewnego dnia na dłużej zatrzymałam się przy szafie Bell w Biedronce, to moją uwagę  od razu przykuły kredki, a w zasadzie woski do brwi w trzech odcieniach. Zdecydowałam się na najjaśniejszy i ku mojemu zdziwieniu idealnie pasuje do moich włosków w brwiach. Nie odróżnia się, nie jest rudawy, a wręcz naturalnie chłodny. Co najważniejsze - kredka bardzo dobrze trzyma się na brwiach, nie powoduje ich przetłuszczania i wygląda subtelnie. Efekt mogę śmiało porównać do mojej ulubionej kredki z Nabla Brow Divine w odcieniu Venus. Jedyny minus kredki Bell - jest bardziej miękka i woskowa, więc trzeba jej używać z większą uwagą i "lżejszą" ręką. Poza tym są do siebie łudząco podobne i cieszę się, że odnalazłam coś o wiele tańszego. Kredka Nabla to koszt około 50 zł, a Bell 10 zł.

Od góry: konturówka Miss Sporty Mini-Me Lipliner 010 Toffee, niżej Estee Lauder by Victoria Beckham 01 Victoria

KONTURÓWKA MISS SPORTY MINI-ME LIPLINER 010 TOFFEE  |  ESTEE LAUDER BY VICTORIA BECKHAM 01 VICTORIA
___________
Konturówka Miss Sporty to jedna z moich ulubionych i zużyłam już kilka sztuk. Jest niestety bardzo niewydajna, ale cena trochę to rekompensuje (około 10 zł). O wiele droższym odpowiednikiem tego koloru jest Estee Lauder by Victoria Beckham w odcieniu 01 Victoria ( ok. 120 zł). To również ciepły, karmelowy brąz, który jest aktualnie bardzo na topie. Jeśli nie chcecie wydawać majątku na konturówkę od byłej Spice Girl, to Miss Sporty może ją godnie zastąpić. 


PUDER MATUJĄCY BELL LOOK NOW! HD POWDER NO. 01   |   KRYOLAN ANTI-SHINE POWDER
___________
Puder Kryolan Anti-Shine to jeden z tych kultowych, bardzo popularnych produktów matujących, które się kocha, albo nienawidzi. Ja kiedyś go uwielbiałam, jednak przy dłuższym stosowaniu bardzo przesuszył moją skórę. Aktualnie używam go tylko przy większych okazjach kiedy chcę, aby mój makijaż przetrwał trochę dłużej. Muszę przyznać, że nie przepadam jakoś szczególnie za pudrami sypkimi, bo zawsze się pylą i osiadają na wszystkim, łącznie z ubraniami. I tutaj znowu mam dla Was ciekawą propozycję z szafy Bell - prasowany puder HD za około 10 zł. Efekt w zasadzie jest bardzo podobny - lekko wybielona skóra i mocne zmatowienie na dłużej. Do tego wygoda stosowania i duża wydajność. Myślę, że puder od Bell można spokojnie nazwać tańszym zamiennikiem Anti-Shine od Kryolan, którego koszt to 70 zł. 


PŁYN MICELARNY GARNIER 3W1  |  BIODERMA SENSIBIO H2O
___________
Zauważyłam, że zdania na temat wyższości Garniera nad Biodermą i odwrotnie są bardzo podzielone. Ja nie widzę między nimi większej różnicy w działaniu - obydwa płyny dobrze radzą sobie z usuwaniem makijażu, ale nie tego mocno wodoodpornego, bo do takich zadań najlepszy jest płyn dwufazowy.  Różnicę mogą odczuć jedynie posiadaczki bardzo wrażliwych oczu, bo chyba nie ma bardziej łagodnego płynu micelarnego, jak Bioderma. Osobiście "przerzucam się" na Garniera, bo nie ma sensu przepłacać. Bioderma kosztuje 50-70 zł za 500 ml, a Garnier około 20 zł za 400 ml. 


I na dzisiaj to wszystko - niebawem kolejna tura tanich odpowiedników droższych produktów. Dajcie znać, czy testowałyście już coś z wyżej pokazanych kosmetyków, a tymczasem życzę Wam miłego dnia :-)



4 URODOWE BŁĘDY, KTÓRYCH UNIKNĘŁAM DZIĘKI MOJEJ MAMIE.

$
0
0
Lubię rozmawiać z mamą na różne, urodowe tematy i ostatnio wróciłyśmy do moich szalonych pomysłów, jakie miałam będąc nastolatką. Doskonale pamiętam te buntownicze czasy, kiedy chciałam eksperymentować ze swoim wyglądem i dopiero dziś zdaję sobie sprawę, że dzięki mojej mamie uniknęłam kilku urodowych katastrof. Wtedy zupełnie nie rozumiałam braku przyzwolenia na niektóre rzeczy, ale z perspektywy czasu wiem, że w pewnym wieku warto posłuchać osoby bardziej doświadczonej. Jeśli chcecie się dowiedzieć o czterech urodowych błędach, których uniknęłam dzięki mojej mamuśce, to zapraszam do dalszego czytania. 


# TATUAŻ 
Moje szalone pomysły zaczęły się tak na dobrą sprawę już w czasach gimnazjalnych. Nosiłam wtedy powyciągane swetry z lumpeksu, podarte spodnie i glany, a na plecaku miałam pełno naszywek z Kurtem Cobainem i hasłami typu "punk's not dead" czy "anarchy". Co ciekawe - plecak mam do dziś, a te czasy wspominam z pewnym sentymentem. Moje gusta muzyczne zupełnie się nie zmieniły, styl zdecydowanie tak, natomiast całe szczęście, że po tym buntowniczym okresie nie została mi pamiątka w postaci dziwacznego tatuażu, jaki chciałam sobie wówczas zrobić. Miałam tysiące pomysłów, począwszy od tribali, a skończywszy na dziwnych tekstach z piosenek, jakie wtedy były modne. Za każdym razem, kiedy wspominałam rodzicom o tatuażu, to słyszałam stanowcze "nie", ale mama zawsze tłumaczyła mi z czego wynika brak przyzwolenia. Tatuaż to jednak coś na całe życie i co prawda można go usunąć lub zakryć, jednak decyzja o nim powinna być świadoma i przemyślana (a z myśleniem u nastolatków bywa różnie). Mając naście lat nie do końca zdajemy sobie sprawę z konsekwencji i kierujemy się impulsem, a czasem nasze wybory są podyktowane chęcią zrobienia na przekór. Mimo, że zawsze byłam bardzo zbuntowana, to nie postawiłam na swoim i nie poszłam do studia tatuażu. Myślę, że gdzieś podświadomie wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł, ale kto wie jakby się sprawy potoczyły, gdyby moja mama na to pozwoliła. Mimo, że tatuaże bardzo mi się podobają, to uważam, że dziś żałowałabym tej decyzji głównie ze względu na wybrany wzór. Mama w drodze negocjacji pozwalała mi na kolczyki, które trochę rekompensowały ten brak przyzwolenia na tatuaż i wiele z nich mam do dziś. 


# TRWAŁA ONDULACJA
No tak - mając włosy proste zwykle chcemy mieć kręcone i na odwrót. Moim kolejnym, genialnym pomysłem była trwała ondulacja, bo marzyłam o pięknych lokach niczym u Natalii Oreiro ze "Zbuntowanego Anioła" (pamiętacie ten serial? 😂). Mama zawsze ostrzegała mnie przed tego typu zabiegiem, bo sama często eksperymentowała z włosami i później gorzko tego żałowała. Pewnego razu byłam już tak naprawdę o krok od wybrania się do fryzjerki, ale siła perswazji mojej mamy zwyciężyła. To tak trochę jest, że kiedy w młodym wieku decydujemy się na pierwszy, bardziej poważny zabieg u fryzjera, to wpadamy w pewną obsesję zmian. Bóg jeden wie jak teraz wyglądałyby moje włosy, o ile w ogóle bym je miała. 


# DRASTYCZNE ŚCIĘCIE WŁOSÓW
Od kiedy pamiętam miałam długie włosy. Będąc małą dziewczynką sięgały prawie do kolan i już wtedy wykazywałam skłonności do zmian. Męczyłam wtedy mamę, żeby zaplatała mi na noc drobniutkie warkoczyki, aby kolejnego dnia mieć piękne fale. W czasach nastoletnich zaczęła się moda na ścinanie i z uporem maniaka namawiałam mamę, aby pozwoliła mi na krótkiego boba. Co ciekawe, doskonale wiedziałam, że tak krótkie włosy nie będą mi pasowały, ale skoro wszystkie koleżanki ścinają, to dlaczego mam być gorsza (logika nastolatki). Dzięki mojej mamie nigdy nie zdecydowałam się na krótką fryzurę i całe szczęście, bo pewnie płakałabym później w poduszkę. Kombinowałam za to z farbowaniem, cieniowaniem, pazurkami i degażowaniem, ale nigdy nie byłam do końca zadowolona z efektów. 


# BRWI NA EDYTĘ BARTOSIEWICZ
Pamiętacie te podwójne brwi w stylu Edyty Bartosiewicz (klik)? Tak, chciałam mieć identyczne. Miałam nawet przygotowane narzędzie zbrodni w postaci pęsety na moim biurku i codziennie walczyłam z mamą, aby pozwoliła mi dokonać tego "wspaniałego" dzieła. Na szczęście mama wyperswadowała mi, że to bardzo głupi pomysł i ostatecznie z niego zrezygnowałam. Czasem tak jest, że raz wyrwane włoski z brwi już nigdy nie odrastają i nawet pomada od Anastasii BeverlyHills mogłaby nie dać rady. 


Teraz kolej na Was - jakich urodowych błędów uniknęłyście dzięki swoim rodzicom? Piszcie, chętnie poznam Wasze historie 😉



KOSMETYKI DO CODZIENNEGO MAKIJAŻU.

$
0
0
Swój codzienny makijaż wykonuję w 15-20 minut. Nie jest zbytnio skomplikowany - najwięcej czasu poświęcam na wytuszowanie rzęs oraz ewentualne doklejenie kępek, co akurat zdarza mi się okazjonalnie. W dzisiejszym wpisie opowiem Wam o kosmetykach, których używam do wykonania codziennego makijażu, więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam do czytania dalej. 


Pewnie będziecie pytać - kurtka tutaj klik 
Makijaż ze zdjęcia w całości wykonany kosmetykami, o których niżej. 



MAKIJAŻ TWARZY
_________

Standardowo zacznę od makijażu twarzy i tutaj bez niespodzianek - nadal używam podkładu Dr Irena Eris Provoke Matt Fluid, ale w tym nowym odcieniu 215. Kiedy na mojej skórze pojawia się więcej niedoskonałości, to wtedy mieszam Provoke z Estee Lauder Double Wear (odcień Sand) w proporcji 1:1. Podkładu Double Wear używam też czasem jako korektor na niedoskonałości i w tej roli również sprawdza się świetnie. 

Pod oczy mój ulubiony korektor L'oreal True Match w odcieniu Vanille - wymaga przypudrowania, aby się nie zrolował. Aktualnie do pudrowania twarzy i okolić pod oczami używam pudru Clinique Redness Solution w żółtym odcieniu, który genialnie neutralizuje wszelkie zaczerwienienia. 

W celu ocieplania/opalania skóry najchętniej sięgam po puder brązujący z Catrice Prime And Fine 010 Ashy Radiance, który okazał się moim ulubieńcem. Ma bardzo ładny odcień, chociaż początkowo trochę na niego narzekałam. Teraz, kiedy jestem już znacznie mniej opalona pasuje idealnie. 

Do delikatnego konturowania stosuję puder Kobo 308 Sahara Sand - można nim w bardzo subtelny sposób wymodelować twarz. 

Okazjonalnie używam też rozświetlacza z Lovely Gold Highlighter na kości policzkowe. Znacznie częściej ląduje u mnie na powiekach i na łuku kupidyna. 

Do poprawek w ciągu dnia obowiązkowo bibułki matujące z Wibo - tanie i dobre. 


MAKIJAŻ OCZU
_________

Mam mnóstwo palet z cieniami, ale ostatnio najchętniej łapię za tą z Wibo Go Nude, o której powstał zresztą osobny post (klik). Na całą powiekę nakładam palcem cień o nazwie Diamond lub Party, w załamaniu brąz Sand, w zewnętrznym kąciku ciemniejszy brąz Brick i robię kreskę wzdłuż górnej powieki wykorzystując cień Spicy. Czasem w ogóle nie cieniuję oka, a jedynie robię kreskę - wszystko zależnie od ilości czasu, jaką dysponuję każdego ranka. 

Następnie podkręcam rzęsy zalotką Inglot i zabieram się za tuszowanie. Ulubioną maskarą okazała się Bourjois Twist up The Volume - pięknie utrzymuje skręt zalotki i nie skleja rzęs mimo silikonowej szczoteczki. Trzeba jednak pamiętać o przypudrowaniu łuku brwiowego, aby w trakcie dnia tusz się na nim nie odbił. Jeśli nałożę zbyt wiele tuszu, to jak zwykle niezastąpiony jest grzebyk do wyczesywania nadmiaru - mój to Neicha, wcześniej używałam Inglota.   

Czasem doklejam też kępki sztucznych rzęs - jak to zrobić krok po kroku pokazywałam tutaj klik. Tam też polecałam konkretne modele. 

Na linię wodną cielista kredka, która sprawdza się szczególnie wtedy, gdy moje oczy są zmęczone i zaczerwienione. Polecam kredkę Nabla Magic Pencil w odcieniu Light Nude - daje nienachalny kolor i dobrze utrzymuje się przez cały dzień. Jest też miękka i nie drażni linii wodnej podczas aplikacji. 

Teraz czas na brwi. Tutaj najlepiej sprawdzają się u mnie dwie kredki - Nabla Brow Divine w odcieniu Venus i Bell Wax Eye Brow Pencil w odcieniu 1. Używam ich na zmianę, w zależności która pierwsza wpadnie w moje ręce. Do utrwalenia kształtu brwi transparentny żel z L'oreal Brow Artist Plumper, który niestety nie jest mocno utrwalający i próbuję go jak najszybciej skończyć, aby kupić coś innego. 


MAKIJAŻ UST
_________
Mój makijaż ust wygląda ostatnio bardzo podobnie - stawiam na pomadki w odcieniach brudnego różu. Moim ulubionym duetem jest konturówka z Lovely Perfect Line w odcieniu 1 oraz pomadka IsaDora Twist-Up Matt Lips w odcieniu 69 Nude Rose


I tak prezentują się kosmetyki, których aktualnie najczęściej używam. Oczywiście cały czas testuję jakieś nowości i wprowadzam małe zmiany, ale pewne rzeczy są tu jak widać na stałe. Jeśli macie jakieś pytania, to oczywiście postaram się pomóc 💗




11 RAD DLA POSIADACZEK ZNISZCZONYCH WŁOSÓW.

$
0
0
Kiedy nasze włosy są mocno zniszczone na szybko próbujemy je "naprawić", ślepo wierząc w działanie reklamowanych kosmetyków. Kiedy w krótkim czasie nie zdarzy się cud, to nasz zapał znika i znów wracamy do starych, pielęgnacyjnych nawyków. Zamiast podkładać wszystkie nadzieje w "serum scalające końcówki" i inne tego typu wynalazki, wystarczy pamiętać o kilku prostych zasadach. Jakich? W dzisiejszym wpisie przygotowałam dla Was 11 rad, z których warto skorzystać, a bardzo szybko zobaczycie różnicę w kondycji swoich włosów. 

kosmetyczna_hedonistka_wlosomaniaczki_jak_dbać_o_włosy_zniszczone


PRZED KAŻDYM MYCIEM NAKŁADAJ OLEJ
___________

Wiem, że o olejowaniu pisałam już wiele razy, ale wciąż przybywają nowe czytelniczki, które nie mają o nim pojęcia. Odpowiednio dobrany olej potrafi czynić cuda, szczególnie w przypadku zniszczonych i przesuszonych włosów. Jeśli miałabym jakiś polecić, to świetnym wyborem będzie olej awokado lub olej migdałowy, o którym pisałam tutaj klik. Na suche włosy nakładamy trochę oleju zaczynając od wysokości brody, następnie lekko przeczesujemy grzebieniem i zaplatamy w warkocz lub koczek. W takiej olejowej masce można spędzić całą noc i dopiero rano umyć włosy, ale czasem wystarczy też godzinka przed samym myciem. To sprawi, że włosy z dnia na dzień będą bardziej sprężyste i błyszczące oraz przestaną się łamać na długości.  Olejowanie musi być regularne - sporadyczne nakładanie oleju nic nie da. Myślę, że minimum to raz w tygodniu, ale ja akurat robię to przed każdym myciem na całą noc. To mój włosowy nawyk, który przestał być dla mnie uciążliwy (choć na początku tak było). Kiedy zaczęłam zauważać pozytywne efekty, to już nic nie było mnie w stanie przekonać do zaprzestania tego rytuału. 


MYCIE W ŁAGODNYM SZAMPONEM LUB ODŻYWKĄ
___________

Wiele osób traktuje mycie włosów trochę po macoszemu. Kiedy włosy są zdrowe i nic im nie dolega, to faktycznie nie warto przykładać wielkiej uwagi do wyboru szamponu. Kiedy są już bardzo zniszczone, to lepiej nie męczyć ich ostrymi detergentami, które tylko pogłębiają suchość i przyczyniają się do łamania włosów. Jak zawsze polecam szampony dla dzieci - mają łagodniejsze składy lub te bardziej naturalne, bez SLS i silikonów. Stosując mycie bardzo łagodnym szamponem dla dzieci typu Babydream z Rossmanna, po jakimś czasie możecie zauważyć przyklapnięcie włosów u nasady i ich ogólną ciężkość - wówczas polecam mycie na dwa produkty. Skalp oczyszczamy naszym ulubionym szamponem, a na długości myjemy tym łagodnym, dla dzieci. Można spróbować też mycia włosów na długości odżywką, która będzie dla nich jeszcze bardziej łagodna. Ja jednak nie byłam w stanie przekonać się do tej metody z uwagi na słabe spienianie i ogólne wrażenie niedokładnego oczyszczenia. Natomiast jeśli włosy są ekstremalnie zniszczone, to zdecydowanie warto się przemęczyć. 


ZIMNA WODA NA KONIEC
___________

Włosy mogą wyglądać na zniszczone z kilku przyczyn, ale główna to ich brak zdolności do samodzielnego domknięcia swoich łusek. To powoduje, że są w dotyku szorstkie, nie mają połysku i sprawiają wrażenie suchych. Ostatnie płukanie po umyciu powinno być zawsze przy użyciu wody zimnej (ale nie lodowatej). Wysoka temperatura rozchyla łuski, a niska domyka, więc już na etapie mycia włosów można im trochę pomóc. 


OSTROŻNIE Z POCIERANIEM
___________

Przyznajcie się - która z Was tarmosi włosy w ręczniku, aby je szybciej odsączyć z wody? Każda forma pocierania i ucisku może naruszyć strukturę włosa. A ta w przypadku włosów zniszczonych jest już mocno nadwyrężona. Najlepiej delikatnie odciskać nadmiar wody w ręcznik, ale pod żadnym pozorem nie pocierać. 


SERUM SILIKONOWE NA ZAKŁADKĘ
___________

Na szczęście strach przed silikonami już powoli opada - uważam to za słuszne, bo przy zachowaniu odpowiedniej pielęgnacji nie musimy ich demonizować. Pełnią przede wszystkim funkcję zabezpieczającą, uelastyczniającą i szybko poprawiają wygląd naszej fryzury. Włosy są wizualnie wygładzone, błyszczące i miękkie. Poza tym mają mniejszą tendencję do urywania się na długości. Serum to taki płaszcz ochronny, który zapobiega dalszym uszkodzeniom. Posiadaczki włosów mocno zniszczonych muszą przede wszystkim zainwestować w dobre, silikonowe serum. To taki olejek na włosy, ale nie do olejowania. Najlepiej nakładać je "na zakładkę" czyli po umyciu włosów, zmyciu odżywki i odciśnięciu ich w ręczniku, a następnie jeszcze trochę już po wysuszeniu. A jakie serum wybrać? Oto kilka moich propozycji tutaj klik. 


PIANKI I LAKIERY DO KOSZA
___________

Zarówno pianki do stylizacji, jak i lakiery utrwalające są bardzo groźne dla włosów zniszczonych. Jeszcze bardziej je przesuszają i usztywniają, przez co łamią się jak słony paluszek (dziwne porównanie, ale chyba jestem głodna i nic innego mi nie przyszło do głowy).  Początki będą trudne, ale uwierzcie mi, że da się z tego wyjść :-) Kiedyś też nie wyobrażałam sobie braku utrwalenia grzywki lakierem, a teraz bez problemu mogę sobie odpuścić. Co prawda używam produktów do stylizacji, ale sporadycznie, na wyjątkowe okazje. Czesanie włosów po nałożeniu pianki czy lakieru jest jeszcze gorsze - włosy, które są zniszczone będą się urywać i strzępić w każdym, możliwym miejscu. 


ŁAGODNA STYLIZACJA I FRYZURY
___________

Wiem, że od prostownicy czy lokówki można się uzależnić. W pewnym momencie nie wyobrażamy już sobie naszej fryzury bez stylizacji i jakakolwiek próba odstawienia zawsze kończy się fiaskiem. Najlepiej byłoby zrobić sobie mały detoks i przez jakiś czas zupełnie z tego zrezygnować, ale czasem się po prostu nie da. Moja propozycja jest taka, żeby na rzecz prostownicy zacząć używać suszarki z okrągłą, obrotową szczotką, a lokówkę zastąpić termolokami. To gadżety, które są mniej destrukcyjne dla naszych włosów, a efekt będzie podobny. Wiem też, że wiele posiadaczek włosów zniszczonych na siłę próbuje je nosić w totalnym rozpuszczeniu, więc dlatego codziennie siłują się z prostownicami i lokówkami. Jest tyle genialnych fryzur i upięć dla włosów o każdej długości, a jak wiadomo włosy, które są upięte wyglądają na mniej zniszczone. Czasem zwykły warkocz będzie dobrym rozwiązaniem, a dzięki temu damy naszym włosom kilka dni odpoczynku od stylizacji na ciepło. Jest tyle genialnych filmików na YouTube, w którym dziewczyny pokazują jak krok po kroku wykonać nawet najprostsze upięcia, więc warto się zainteresować.


KUP GRZEBIEŃ O SZEROKIM ROZSTAWIE ZĘBÓW
___________

Tangle Teezer jest ok, szczotka z dzika też daję radę, ale jeśli mam być szczera, to najłagodniejszy dla moich włosów jest najzwyklejszy, plastikowy grzebień o szerokim rozstawie zębów. Widzę na nim o wiele mniej włosów, niż na szczotce, a efekt jest podobny, tylko trzeba poświęcić na czesanie trochę więcej czasu. Mając włosy bardzo zniszczone dobrze zainwestować w tak banalny gadżet. Mój grzebień jest już bardzo stary, więc nie podam konkretnego źródła, ale szukajcie takiego z okrągłym zakończeniem zębów. 


A MOŻE BY TAK PRZESTAĆ FARBOWAĆ WŁOSY?
___________
Kilka lat temu zupełnie nie wyobrażałam sobie rezygnacji z farbowania moich włosów. Uważałam, że mój naturalny kolor jest mysi i niewyraźny. Farbowałam je na czarno, więc jaśniejszy odrost faktycznie nie wyglądał zbyt ciekawie. Dopiero po odrośnięciu włosów na znaczną długość zobaczyłam, że kolor wcale nie jest taki zły. Rezygnacja z farbowania ma kilka istotnych plusów: moje włosy mocno się zagęściły, przestały być ekstremalnie suche na długości i przestały się urywać w połowie, o wiele mniej się puszą. Poza tym mają ładniejszy połysk. O oszczędności już nie wspomnę - przecież to spory, comiesięczny wydatek. Jeśli miałabym włosy mocno zniszczone, to poważnie rozważyłabym opcję zrezygnowania z farby. Niestety każda, nawet najbardziej łagodna koloryzacja przyczynia się do osłabienia naszych włosów. Początki na pewno będą trudne, przyjdą chwile zwątpienia, ale uwierzcie mi, to się opłaci.


NIE ZAPUSZCZAJ NA SIŁĘ I PODCINAJ OSTRYMI NOŻYCZKAMI
___________

Na co dzień widuję sporo dziewczyn, które mają długie włosy. Zauważyłam, że wiele z nich zapuszcza je trochę na siłę mimo, że ich kondycja jest naprawdę kiepska. To nieprawda, że każde długie włosy są piękne. Nawet te króciutkie, ale zadbane potrafią wyglądać obłędnie! Warto je regularnie podcinać i jeśli widzicie, że są mocno zniszczone i nic nie pomaga, to nie wahajcie się chwycić za nożyczki. Czasem kilka centymetrów robi różnicę. Najważniejsze, to wybrać dobrego fryzjera, albo nożyczki. O moich ulubionych pisałam tutaj klik. Znajdziecie tam tez wiele informacji na temat samodzielnego podcinania włosów. 


SKORZYSTAJ Z MOJEGO PLANU NA PIĘKNIEJSZE WŁOSY W 30 DNI
___________

Zanim jednak padnie decyzja o cięciu, to dajcie sobie jeszcze 30 dni. Zapraszam do tego wpisu, gdzie proponuję konkretny schemat pielęgnacji, która może Wam pomóc.



Jestem ciekawa, czy coś jeszcze dodałybyście tu od siebie. Jeśli macie pytania, to oczywiście chętnie pomogę :-) A po więcej rad na temat pielęgnacji włosów odsyłam do konkretnego działu na blogu tutaj klik. 





KILKA PRAKTYCZNYCH POMYSŁÓW NA PREZENT MIKOŁAJKOWY.

$
0
0
Nadchodzi mój ulubiony czas w roku czyli grudzień i święta. Uwielbiam ten cały, świąteczny klimat i przygotowania, choć tym razem obiecałam sobie, że do wszystkiego podejdę na spokojnie i bez pośpiechu. Grunt, to mieć dobry plan, aby choć trochę uniknąć tej świątecznej gorączki :-) Co prawda do Mikołajek jeszcze dwa tygodnie, ale myślę, że jeśli chcecie zamówić jakiś drobiazg dla bliskiej osoby przez internet, to już dzisiaj warto to zrobić. A jeśli nie macie jeszcze pomysłu, to przygotowałam dla Was kilka praktycznych, mikołajkowych propozycji. 


FORMY DO PIECZENIA CIASTEK 
Coś dla miłośniczki domowych wypieków czyli świąteczne foremki do pieczenia ciastek. Osobiście byłabym bardzo zadowolona z takiego drobiazgu, bo lubię prezenty praktyczne, bez zbytniego wydziwiania. Foremki ze zdjęcia pochodzą ze sklepu Ikea. 


TERMOFOR
Co roku kupuję nowy termofor, bo jestem strasznym zmarzluchem. Obdarowuję nimi również swoich znajomych, bo to taki prosty, a zarazem świąteczny prezent, który z pewnością ucieszy nas w zimny wieczór. W sklepach znajdziemy mnóstwo wzorów, a na zdjęciu widzicie reniferka z Home&You. 


TABLICA Z KLAMERKAMI
Jakiś czas temu wpadła mi w oko stylowa kratka w kolorze różowego złota, którą wypatrzyłam w sklepie Jysk. Można ją postawić na biurko i zawiesić na niej karteczki z przypomnieniami lub jakimiś złotymi myślami. Macie w towarzystwie jakąś zapominalską duszyczkę? Myślę, że taki prezent będzie wprost idealny na Mikołajki. 


KUBEK
Wiem, że to dosyć oczywisty prezent, ale czy jest coś bardziej praktycznego? Sama mam mnóstwo kubków, które przypominają mi o konkretnych osobach, od których je otrzymałam. Świetnym pomysłem jest podarowanie takiego, który będzie nawiązywał do zainteresowań danej osoby. Kubek w kształcie obiektywu znajdziecie w Empiku, a ten dla fanów Gwiezdnych Wojen np. na Allegro. 


POWER BANK
Kolejny, praktyczny prezent. Osobiście nie ruszam się z domu bez przenośnej ładowarki do telefonu i tabletu. Power Bank nie musi być nudny - są takie w kształcie pomadek, puderniczek czy śmiesznych postaci z bajek. Największy wybór w niskich cenach znajdziecie na Aliexpress, ale trzeba się liczyć z dłuższym oczekiwaniem na przesyłkę. Pozostaje też Allegro.


PIŻAMA
W każde Mikołajki czy święta dostaję od kogoś piżamę i...jestem z tego powodu bardzo zadowolona! Uwielbiam dwuczęściowe piżamy i bardzo ciekawe modele ze świątecznym akcentem widziałam w sklepie Sinsay. 


LATARENKA
Latarenka, w której można umieścić zwykłą świecę tworzy w domu niesamowity klimat. Ta ze zdjęcia pochodzi ze sklepu Jysk, gdzie znajdziecie mnóstwo pięknych ozdób. Co roku wybieram się tam na świąteczne zakupy, bo lubię ten prosty, skandynawski styl. 


BIŻUTERIA I PERFUMY
Piękna, minimalistyczna biżuteria od Sotho.pl z pewnością ucieszy naszą mamę, siostrę czy przyjaciółkę. Teraz możecie zakupić ją również w zestawie z perfumami tej marki. Cenowo wychodzi taniej, a dodatkowo otrzymujecie jeszcze ładne, stylowe opakowanie. Są też zestawy dla mężczyzn z bransoletkami. Kod "SOTHOFW2016" daje 20% rabat na wszystko (poza kartami prezentowymi) i łączy się z innymi promocjami. Ważny jest do końca roku. 



Zestaw z rozetkątutaj klik  |  Zestaw z nieskończonościątutaj klik | Zestaw męski z bransoletką tutaj klik 


KOKTAJLER
Uwielbiam koktajle, więc taki prezent z pewnością by mnie ucieszył. Przygotowanie takiego napoju jest jeszcze prostsze dzięki dołączonemu bidonowi. Wrzucamy do niego owoce, zalewamy jogurtem, blendujemy i śniadanie gotowe! Do tego można je zabrać ze sobą i wypić w drodze do pracy. Model ze zdjęcia to koktajler z Eletrolux, dostępny np. w Mediamarkt. Sama mam na niego ochotę :-)


ŚWIECA 
Kiedyś byłam ogromną fanką świec i wosków. Latem odłożyłam je w bezpieczne miejsce, by teraz wrócić do nich z prawdziwą przyjemnością. Pięknie pachnące świece to coś, co tworzy w domu cudowny klimat. Myślę, że taki prezent ucieszy każdą z nas. Polecam świece Yankee Candle oraz Woodwick (szczególnie zapach Linen). 


PALETA CIENI
Paletkę Blanc Fusion od Zoeva umieściłam w tym zestawieniu nie bez powodu. Jest tak uniwersalna i świetna jakościowo, że każda miłośniczka makijażu powinna ją mieć. 


ZEGAREK 
Często dostaje od Was zapytania o zegarki Daniel Wellington. Jestem posiadaczką kilku z nich i są naprawdę fantastyczne jakościowo. Najbardziej urzeka mnie ich prostota, elegancja i ponadczasowość. To zegarki, które nigdy nie wyjdą z mody - bez zbędnych ozdób i krzykliwych kolorów. Jeśli na prezent mikołajkowy macie ochotę przeznaczyć większą ilość gotówki, to taki zegarek będzie idealnym pomysłem. Moje czytelniczki na hasło "kosmetyczna_hedonistka" mają zniżkę w wysokości 15% na wszystkie modele dostępne na stroniedanielwellington.com + darmową wysyłkę w każdy zakątek świata. Kodu możecie użyć też na świąteczną ofertę, która obowiązuje w dniach 15.11-30.12.2016.

Daniel_Wellington_classic_black_Cornwall_36_mm_zegarek_cuff

Zegarektutaj klik  |  Bransoletkatutaj klik


RĘKAWICZKI
Rękawiczek w zimie nigdy za wiele. To również bardzo praktyczny prezent, który przyda się każdej kobiecie. Te ze zdjęcia kupicie w sklepie Sinsay. 


POŚCIEL
Uwielbiam pościel ze sklepu Ikea, a ta w szare paski jest moją ulubioną. Myślę, że to również bardzo przydatny prezent dla bliskiej osoby. Ja z pewnością kupię kilka kompletów moim rodzicom. 


ZAPARZACZ DO HERBATY
Jakiś czas temu te silikonowe zaparzacze wprost opanowały Instagram. Są dosyć zabawne, ale też idealnie nadają się do zaparzania sypkiej herbaty. Używam ich w zasadzie codziennie, kiedy przyrządzam swój ulubiony, ziołowy napar. W sieci znajdziecie sporo ciekawych wzorów. Ten ze zdjęcia znalazłam na Aliexpress, ale identyczny jest również na Allegro (niestety - znacznie droższy). Pływającego ludzika z poniższego zdjęcia kupiłam jakiś czas temu w Biedronce. 


I na koniec kapcie z Netto, które dzisiaj kupiłam. To chyba najbardziej klasyczny prezent, którym się obdarowujemy, prawda? :-)


Macie już pomysły na mikołajkowy prezent? Dajcie znać co wymyśliłyście :-) 




MIESIĄC PEELINGU CERY RĘCZNIKIEM - JAKIE EFEKTY ZAUWAŻYŁAM?

$
0
0
Skóra, która jest systematycznie poddawana złuszczaniu, nawilżaniu i masażowi z pewnością odwdzięczy się pięknym wyglądem. Szybko zauważymy zmniejszoną ilość zaskórników i przebarwień, poprawę kolorytu, a podkład zacznie "leżeć" o wiele lepiej. Przetestowałam już mnóstwo peelingów mechanicznych i gadżetów złuszczających, jednak najbardziej banalna metoda okazała się najlepsza. Dziś napiszę Wam o efektach, jakie zauważyłam po miesiącu ręcznikowego peelingu. Myślę, że mogą Was zaskoczyć!


JAKI RĘCZNIK WYBRAĆ?
__________
Najlepiej taki z tkaniny frotte, który będzie już po kilku, a nawet kilkunastu praniach. Chodzi o to, aby był już lekko sztywny i ostry, bo dzięki temu najefektywniej usuwamy martwy naskórek. Te nowe, mięciutkie ręczniki zupełnie się u mnie nie sprawdzają, chociaż posiadaczki skóry ekstremalnie wrażliwej mogą od nich zacząć. 


JAK PEELINGOWAĆ SKÓRĘ RĘCZNIKIEM?
__________
Peeling ręcznikiem wykonuję już po dokładnym oczyszczeniu skóry z makijażu. Myję twarz żelem Effaclar z La Roche Posay, spłukuję i dopiero wtedy przystępuję do ręcznikowego peelingu. Moczę kawałek ręcznika i zaczynam pocierać okrężnymi ruchami jeszcze mokrą skórę na całej powierzchni twarzy. Omijam okolicę oczu i ewentualne niedoskonałości, które się pojawiły. Pocieram tylko do momentu, aż moja skóra zrobi się lekko zaczerwieniona. Każdą część twarzy pocieram inną częścią ręcznika (policzki, broda, czoło, nos). Następnie jeszcze raz przemywam twarz ciepłą wodą i osuszam. Nie zapominam o nałożeniu kremu nawilżającego lub aplikuję serum. Peeling wykonuję 2 razy w tygodniu i nie ma sensu robić tego częściej, ponieważ rezultaty mogą być odwrotne od oczekiwanych (wzmożone wydzielanie sebum i powstawanie niedoskonałości).



DLACZEGO TO LEPSZA METODA, NIŻ SILIKONOWA SZCZOTECZKA Z KILLY'S I GOTOWE PEELINGI ZIARNISTE?
__________
Wiecie, że od dłuższego czasu byłam fanką silikonowej szczoteczki za grosze marki Killy's. Jest to niewielki i niedrogi gadżet, dzięki któremu można pozbyć się martwego naskórka tak samo, jak w przypadku ręcznika. Widzę jednak jedną, zasadniczą różnicę - ręcznik o wiele lepiej wygładza skórę. Po jej osuszeniu jest w dotyku niesamowicie miękka, ale nie podrażniona. Kilka z Was zgłaszało w komentarzach, że po pewnym czasie używania szczoteczki zauważyłyście wzmożone pojawianie się niedoskonałości. Przyczyną może być nieodpowiednia dezynfekcja szczoteczki lub jej niewłaściwe przechowywanie. W przypadku ręcznika łatwiej jest utrzymać higienę, bo codziennie używam świeżego. Jeśli macie problemy z zaskórnikami i trądzikiem, to warto zwrócić na to szczególną uwagę. A co w przypadku gotowych peelingów, które znajdziemy w drogeriach? Niestety wiele z nich ma w składzie szkodliwe, zapychające substancje, które podczas peelingu zupełnie niepotrzebnie wprowadzamy w naszą skórę. Ręcznik w tym przypadku zdecydowanie wygrywa, a efekty są jeszcze lepsze. 


EFEKTY
__________
Postanowiłam zrobić mały eksperyment i przez miesiąc wykonywałam tylko i wyłącznie mechaniczne złuszczanie cery za pomocą ręcznika. Nie używałam żadnych innych peelingów i szczoteczek. Efekty zauważyłam już po pierwszych, ręcznikowych peelingach - skóra była niesamowicie gładka i oczyszczona, jak po jakimś chemicznym zabiegu. Moja skóra jest daleka od ideału, ale dzięki dokładnemu usunięciu suchych skórek podkład prezentuje się na niej o wiele lepiej. Skóra przestała się nadmiernie przetłuszczać, zmniejszyła się też ilość zaskórników. Mam też wrażenie, że stała się bardziej ujędrniona i gęsta (masaż). Ostatnie plusy to szybsze znikanie przebarwień po pryszczach, jakie ostatnio się u mnie pojawiły oraz poprawa naturalnego kolorytu skóry. Taki peeling jest bardzo szybki i nie wymaga praktycznie żadnego nakładu finansowego, bo  chyba każda z nas ma w domu stary ręcznik (takie są najlepsze). 


DLA KOGO?
__________
Myślę, że taki ręcznikowy peeling może najbardziej sprawdzić się w przypadku cer tłustych i mieszanych, zanieczyszczonych (wągry) i ze skłonnością do powstawania niedoskonałości. Jeśli po innych peelingach widzicie pogorszenie stanu skóry, to zdecydowanie warto spróbować tego ręcznikiem. Jest też świetną formą masażu, który może przyczynić się do poprawy jędrności skóry. Uważajcie jednak, jeśli macie cerę wrażliwą i suchą. Tak jak wspomniałam wcześniej - warto wówczas zacząć od miękkich ręczników lub szmatki muślinowej. Nie przesadzałabym też z ilością wykonywanych peelingów. Na początek zacznijcie to robić raz w tygodniu i obserwujcie swoją skórę. Jeśli nie zareaguje podrażnieniem czy nowymi niedoskonałościami, to można zwiększyć częstotliwość do dwóch razy w tygodniu. I oczywiście omijamy wszelkie, ropne zmiany.


Jak się okazało jest to dotychczas najlepsza (i najbardziej banalna) forma domowego peelingu, jaki miałam okazję przetestować. Dajcie znać czy próbowałyście na sobie i jakie są Wasze spostrzeżenia. A może pierwsza próba dopiero przed Wami? :-)



KWAS TCA NA BLIZNY I PRZEBARWIENIA PO TRĄDZIKU - CZY WARTO?

$
0
0
Dziś wpis, o który bardzo często dopytywałyście, a mianowicie podzielę się wrażeniami na temat TCA. Pierwszy zabieg kwasem trójchlorooctowym miałam w lutym tego roku, a kolejny w marcu. To właśnie wtedy borykałam się ze sporymi problemami dermatologicznymi. Po trądziku zostało trochę blizn i przebarwień, a moja skóra była szara, zmęczona i potrzebowała gruntownej odnowy. W dalszej części posta postaram się zrelacjonować przebieg peelingu oraz pokażę stan mojej skóry na przestrzeni 8 dni. Mam nadzieję, że dzisiejszy wpis choć troszkę pomoże tym z Was, które chciałyby poprawić wygląd swojej skóry. 

kwas_TCA_peeling_kwasowy_chemiczny_jak_usunac_blizny_przebarwienia_po_tradziku

KILKA SŁÓW O KWASIE TCA
__________
Jest jednym z najsilniejszych kwasów, które stosuje się w celu usunięcia powierzchniowych defektów skóry. Usuwa drobne zmarszczki, przebarwienia, wygładza blizny i sprawia, że pory stają się mniej widoczne, a skóra jest bardziej jędrna i napięta. TCA oprócz intensywnego złuszczania naskórka stymuluje skórę do zwiększonej produkcji kolagenu i elastyny, więc to rewelacyjna opcja dla osób, które borykają się z pierwszymi oznakami starzenia. Zabieg kwasem TCA powinien być wykonywany pod okiem doświadczonego specjalisty, najlepiej dermatologa. Najczęściej stosuje się stężenia od 20 do 35%, a nawet 50% - o tym jakie stężenie jest dla nas odpowiednie decyduje lekarz. Efekty po TCA są zauważalne już po pierwszym zabiegu. 


DLACZEGO ZDECYDOWAŁAM SIĘ NA ZABIEG KWASEM TCA?
__________

Od wielu lat borykałam się z trądzikiem, po którym pozostały blizny i przebarwienia. Wiele z nich ma już kilka dobrych lat i wcześniejsze peelingi chemiczne zniwelowały je tylko w niewielkim stopniu. Kiedy dowiedziałam się o TCA, to od razu umówiłam się na zabieg do mojego dermatologa i już na wstępie mogę powiedzieć, że nie żałuję. 


JAK PRZYGOTOWAĆ SIĘ DO ZABIEGU?
__________
Przede wszystkim trzeba wygospodarować w swoim grafiku około 7 dni wolnego, ponieważ skóra w tym czasie będzie mocno podrażniona. Osobiście nie wyobrażam sobie nakładania podkładu na tak zaognioną twarz, poza tym pękający i odpadający naskórek nie wygląda zbyt estetycznie. Przed samym zabiegiem najlepiej usunąć makijaż, chociaż lekarz i tak oczyści skórę specjalnym preparatem. 



PRZED ZABIEGIEM
__________
Jak widzicie na pierwszym zdjęciu na mojej skórze było trochę przebarwień (zarówno tych świeżych, jak i starych, które miałam od kilku lat). Borykałam się też z widocznymi porami, nierównomiernym kolorytem oraz bliznami (ubytkami w skórze). Do lekarza wybrałam się bez podkładu, ale z nałożonym filtrem. Był to jeden z bardziej pochmurnych dni lutego, ale o ochronę przeciwsłoneczną warto dbać cały rok. 


W TRAKCIE ZABIEGU
__________
Lekarz dokładnie oczyścił skórę specjalnym preparatem, a następnie zabezpieczył wazeliną okolicę ust, oczu i pieprzyki. Pędzelkiem nałożył pierwszą warstwę kwasu, a następnie zaczął go wcierać pionowymi i poziomymi ruchami w miejsca, które były najbardziej przebarwione. Kwas dosyć nieprzyjemnie pachnie i już samo jego nałożenie zaczyna być odczuwalne. Skóra staje się gorąca i zaczyna bardzo piec, a po chwili wręcz palić. Wcieranie kwasu jeszcze potęguje cały dyskomfort i po kilku minutach miałam naprawdę dosyć. Mimo, że dostałam od lekarza wiatraczek, który miał ulżyć w cierpieniu, to i tak zabieg zaliczam do bardzo nieprzyjemnych. Kwas powinien pozostać na skórze do momentu jej zbielenia (oszronienia) i u mnie było to około 5 minut. Lekarz powinien być cały czas obecny przy fotelu i obserwować co się dzieje. Po zmyciu kwasu dostałam zimny okład, a następnie zrobiono mi maseczkę łagodzącą. Nadal odczuwałam lekkie pieczenie, ale nie tak intensywne, jak podczas bezpośredniego działania kwasu. Po usunięciu maseczki lekarz nałożył na skórę grubą warstwę kremu Zinalfat, którym miałam się smarować co godzinę przez 5-6 dni. Ma działanie nawilżające, ochronne, bakteriobójcze, kojące i regenerujące. 

Na zdjęciu widzicie stan mojej skóry po 10 minutach od zmycia kwasu -  jest już trochę czerwona i pojawiły się przebarwienia, które nie były widoczne przed wykonaniem zabiegu. Niektóre mocno zbrązowiały lub nabrały krwistoczerwonej barwy. Skóra była o wiele bardziej czerwona po powrocie do domu, ale to zupełnie normalne. 



PO 2 DNIACH
__________
Po 2 dniach skóra zaczyna przybierać brązową barwę i jest coraz bardziej sucha. Z niecierpliwością oczekiwałam momentu, kiedy zacznie się porządnie złuszczać, ale to nastąpiło dopiero 4 dnia. 




PO 3 DNIACH
__________
Kolejnego dnia skóra była jeszcze bardziej wysuszona i sztywna, a przy próbie lekkiego uśmiechu pojawiły się zmarszczki jak u babci :-) Lekarz ostrzegał przed nadużywaniem mimiki twarzy, by nie przyspieszać pękania naskórka, ponieważ może dojść do powstania nowych blizn. 


PO 5 DNIACH
__________
Naskórek już mocno się złuszczył odsłaniając bardzo miękką, świeżą i jednolitą kolorystycznie skórę. Na policzkach była jeszcze mocno podrażniona i zaczerwieniona. Ważne, aby pamiętać o regularnym smarowaniu kremem i nie zdzierać odstających skórek. 


PO 8 DNIACH
__________
Po 8 dniach moja skóra wróciła do normalności i ujrzałam jej nowe oblicze. Była mocno rozjaśniona, koloryt się wyrównał, a przebarwienia zniknęły! Pod złuszczonym naskórkiem pojawiła się jakby świeża skóra - bardzo miękka, gładka i delikatna. Co do spłycenia blizn, to nie jest to nic spektakularnego, ale zauważyłam ich niewielką redukcję - w tej kwestii lekarz zalecił co najmniej 4 zabiegi do uzyskania pożądanego efektu. Pory były mniej widoczne, a skóra przestała się nadmiernie przetłuszczać. Zaobserwowałam też znaczną redukcję zaskórników i przez dłuższy czas nie miałam absolutnie żadnych problemów z cerą. Zabieg kwasem TCA bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ponieważ przy innych kwasach efekty nie były tak spektakularne i natychmiastowe. Po miesiącu wybrałam się na kolejny zabieg i tym razem lekarz nałożył mi dwie warstwy kwasu. Po wyjściu z gabinetu moja twarz była znacznie bardziej czerwona, ale samo złuszczanie przebiegało w podobny sposób. Po złuszczeniu obowiązkowo nakładamy krem z filtrem, ponieważ nasza nowa skóra będzie jeszcze bardziej wrażliwa na działanie promieni UV. 


Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z peelingu kwasem TCA. Jesień to doskonały czas, aby zadbać o swoją skórę i zainwestować w peelingi chemiczne. Nic tak dobrze nie odnawia cery, jak porządne złuszczanie pod okiem specjalisty.  Jakiś czas temu z ciekawości przejrzałam kilka forów internetowych na temat peelingu kwasem TCA i doświadczenia innych dziewczyn były naprawdę różne - od tych pozytywnych, po traumatyczne. Każda skóra jest inna, a to dosyć inwazyjny zabieg, który trzeba przedyskutować ze swoim dermatologiem. Myślę jednak, że jeśli macie problem z przebarwieniami i bliznami, a skórze brakuje jędrności, to warto się skusić. Ja na pewno nie skończę na dwóch zabiegach i już planuję kolejne. 

Miałyście już kiedyś do czynienia z tego typu zabiegiem złuszczającym? Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało zadawajcie je tutaj w komentarzach. Postaram się pomóc :-)




Viewing all 851 articles
Browse latest View live