Quantcast
Channel: HEDONISTKA
Viewing all 851 articles
Browse latest View live

OBNIŻKA NA KOSMETYKI ROSSMANN -49% ORAZ -55% DLA KLUBOWICZÓW. CO KUPIŁAM?

$
0
0
Chyba pierwszy raz tak bardzo cieszę się z tej obniżki na kosmetyki do makijażu w Rossmannie. Skończył mi się mój ulubiony podkład, a poza tym od dłuższego czasu miałam ochotę wypróbować kilka nowych kosmetyków. To, co czekało na mnie w kilku trójmiejskich Rossmannach przeszło moje najśmielsze oczekiwania, ale o tym w dalszej części dzisiejszego wpisu.

Z moich obserwacji wynika, że nie tylko ja czekałam na tegoroczne obniżki, bo takiego oblężenia w trójmiejskich Rossmannach nie widziałam od dawna. Przy szafach z kolorówką trwa prawdziwa bitwa. Bitwa o najjaśniejsze kolory podkładów i dorwanie niemacanych pomadek, co w zasadzie graniczy z cudem. Co do macania - szkoda, że marki nie udostępniają testerów do wszystkich swoich produktów. A gdyby tak jeszcze każdy, pełnowartościowy kosmetyk był zafoliowany, to wszystko byłoby w porządku. Sama kupiłam dziś dwa uszkodzone lakiery do paznokci, które zapaćkały mi wszystkie kupione kosmetyki w reklamówce. Trudno dopchać się do jakiejkolwiek szafy, a towarzyszący panowie jeszcze bardziej zagęszczają atmosferę. Najgorsze jest jednak to, że niektóre szafy były praktycznie puste, a przecież promocja dopiero się zaczęła. W sześciu Rossmannach nie było szansy na kupienie mojego ulubionego podkładu Dr Ireny Eris Provoke Matt w odcieniu 210, a niektóre drogerie w ogóle nie mają tej marki w sprzedaży. Po żmudnej batalii udało mi się dorwać odcień 220, ale porażający wzrok pani za mną dawał do zrozumienia, że też miała na niego ochotę. Niestety - ostatnia sztuka. Kilku kosmetyków, które planowałam kupić również już nie było i to nawet w magazynie, więc tegoroczne obniżki były dla mnie dosyć zaskakujące. A teraz czas na moje "łowy", więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam do czytania dalej.


Priorytetem było dla mnie zrobienie "zapasów" mojego ulubionego podkładu, a mianowicie Dr Irena Eris Provoke Matt Fluid. Ostatecznie kupiłam tylko odcień 220, a po 210 będę musiała wybrać się do Douglasa, albo Hebe. Teraz pytanie - czy wszyscy rzucili się na ten podkład czy Rossmanny są tak kiepsko zaopatrzone?


Do mojego koszyka wpadły też dwa produkty do ust. Jeden z nich to błyszczyk od Dr Irena Eris z serii Provoke w odcieniu 8 Rose Secret. To taki brudny róż wpadający w fiolet. Zdjęcie nie oddaje jego prawdziwego koloru - w rzeczywistości jest nieco ciemniejszy i zgaszony. Formuła błyszczyka jest bardzo gęsta i kryjąca, więc myślę, że będzie długo utrzymywał się na ustach. Drugim produktem jest Rouge Laque od Bourjois w odcieniu 02. Nałożyłam go na usta od razu po wyjściu ze sklepu i to zdecydowanie "mój" kolor. Łączy w sobie odcienie różu, czerwieni i brązu, przez co ożywia cały makijaż. Dosyć mocno wgryza się w usta i mogę go porównać do takiego typowego tint-u. Nie jest całkowicie matowy, a po zniknięciu tej bardziej błyszczącej warstwy kolor nadal się utrzymuje. Bardzo ładnie się "zjada" i nie tworzy na ustach suchej skorupki. To coś na pograniczu matu z satyną i dobrze wygląda też wklepany w usta. Do minusów z pewnością można zaliczyć chemiczny zapach.

Kupiłam też dwie ulubione konturówki, które mocno ucierpiały przez ten wylany lakier w siatce i po kontakcie ze zmywaczem wyglądają naprawdę fatalnie, więc nie będę Wam ich pokazywać. Kredki, o których mowa to Lovely  Perfect Line w odcieniu 1 i Wibo Lip Definer Pencil w odcieniu 2. To najlepsze kredki, jakich dotychczas używałam, a tą dwójeczkę mam na ustach w zasadzie codziennie.


Od lewej: Bourjois Rouge Laque 02 | Dr Irena Eris Provoke 8 | Wibo Lip Definer 2 | Lovely Perfect Line 1


Moją uwagę zwróciły też kępki rzęs Lovely i postanowiłam je wypróbować. Dotychczas używałam kępek Neicha i o tym jak krok po kroku je przykleić pisałam tutaj klik. W Rossmannie kupicie też bardzo fajne kępki z Ardell, ale nie wiem czy obniżka je obejmuje. Kępki z Lovely mają też w komplecie klej.


Wiem, że miałam nie kupować żadnych tuszy do rzęs, ale nie mogłam się im oprzeć. Do koszyka wpadł jeden z moich ulubieńców czyli Revlon Volume + Lenght Magnified oraz klasyk L'oreal Volume Million Lashes So Couture. Niestety on również ucierpiał przez wylany lakier i zmywacz pozbawił go części napisów.


I na koniec sprawca całego zamieszania, czyli lakier do paznokci z Bell w kolorze czarnym. Pewnie zastanawiacie się dlaczego taka zagorzała fanka lakierów hybrydowych kupuje w Rossmannie zwykły lakier. Tak ciemne odcienie lądują u mnie na stopach, bo na nich nawet najzwyklejszy lakier utrzymuje się bardzo długo, więc nie mam potrzeby nakładać tam hybrydy. Niestety musiałam go wyrzucić, bo szyjka od buteleczki była zbita. Kupiłam też drugi lakier z Bell w śliwkowym odcieniu, natomiast ta po otwarciu rozleciała się na pół. Bardzo dziwne zjawisko i jak się domyślacie lakier był dosłownie wszędzie :-)

Na blogu pojawiło się już kilka wpisów o tym co warto kupić na obniżkach w Rossmannie, więc podrzucam linki niżej:

1.  Co warto kupić w Rossmannie #1
2.  Co warto kupić w Rossmannie #2
3.  Co warto kupić w Rossmannie #3
4.  Co warto kupić w Rossmannie #4
5.  Co warto kupić w Rossmannie #5


A jak Wasze polowania i wrażenia z tego zakupowego szaleństwa? 





5 BŁĘDÓW W PIELĘGNACJI MOICH WŁOSÓW, KTÓRE JESZCZE ZDARZA MI SIĘ POPEŁNIAĆ.

$
0
0
Myślicie, że taka "włosomaniaczka" jak ja nie popełnia żadnych błędów w pielęgnacji włosów? Mimo, że staram się o nie dbać jak najlepiej, to mam chwile słabości. Wiele włosowych grzeszków popełniam świadomie i premedytacją mimo, iż wiem, że kolejnego dnia będę tego gorzko żałować. W dalszej części dzisiejszego wpisu dowiecie się co dokładnie mam na myśli. 

kosmetyczna_hedonistka_daria_włosy_pielegnacja_wlosow_brazowe_wlosy_brunetka


SPANIE Z WILGOTNYMI WŁOSAMI
Włosy mokre lub wilgotne są najbardziej narażone na uszkodzenia, więc położenie się spać zaraz po ich umyciu nie jest najlepszym pomysłem. Mimo, że doskonale zdaję sobie z tego sprawę, to czasami zmęczenie bierze górę i wskakuję pod kołdrę bez dokładnego wysuszenia włosów. Kończy się to tak, że rano wyglądają naprawdę fatalnie (klik) i jedynie ciasny warkocz może uratować sytuację. Zazwyczaj jednak myję włosy ponownie i obiecuję sobie, że już nigdy więcej. 


SPANIE Z ROZPUSZCZONYMI WŁOSAMI
Kolejny, "łóżkowy" błąd, to spanie z rozpuszczonymi włosami.  Kiedy śpimy nie kontrolujemy tego gdzie znajdują się nasze włosy. Mogą zaplątać się pod poduszką, kołdrą, a nawet w zębach naszego partnera :-) To z kolei wiąże się z ich naciąganiem i łamaniem, więc najlepiej związywać je w luźny warkocz lub kok na czubku głowy. Kiedy mam ochotę na proste, nieodkształcone od warkocza włosy na następny dzień, to z premedytacją wrzucam je luźno za poduszkę (choć wiem, że to im szkodzi). 


CZESANIE WŁOSÓW PO LAKIERZE/PIANCE
Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że czesanie włosów pokrytych lakierem lub pianką może je poważnie uszkodzić? Produkty do stylizacji zawierają w składzie wiele usztywniających substancji, a alkohol denat. działa niezwykle przesuszająco. Rozczesując włosy po lakierze czy piance można je z łatwością połamać i mimo, że staram się unikać produktów do stylizacji, to zdarza mi się popełniać ten błąd. 


UŻYWANIE PRODUKTÓW Z ALKOHOLEM DENAT. W SKŁADZIE
To jeden z gorszych grzeszków, jakie mam na sumieniu. Warto pamiętać, że nie wszystkie alkohole, które znajdziemy w kosmetykach do włosów są złe. Niektóre z nich pełnią rolę emolientów, a więc natłuszczają włos pokrywając go warstewką ochronną (np. Cetyl Alcohol czy Cetearyl Alcohol). Jednym z tych złych alkoholi jest Alcohol Denat znajdujący się w składach wielu wcierek na porost włosów, jednak tutaj może okazać się nawet nieco pomocny. Ułatwia wnikanie w skalp wszelkich składników aktywnych, ale mocno przesusza włosy i może powodować ich łamanie czy kruszenie. Trzeba unikać zatem przeciągania wcierki na długość włosów, aby nie narażać ich na kontakt z przesuszającym działaniem alkoholu. Niestety ten składnik znajduje się też w składzie wielu produktów do stylizacji czy nawet pielęgnacji włosów typu maska lub odżywka. Muszę przyznać, że zdarza mi się używać tego typu produktów, ale tylko dlatego, że zachwycają mnie swoim działaniem. Zazwyczaj stosuję je sporadycznie, ale jednak mogą mieć zły wpływ na stan włosów. 


SPŁUKIWANIE SZAMPONU I ODŻYWKI GORĄCĄ WODĄ
Pewnie dobrze wiecie, że kontakt włosów z wysoką temperaturą jest dla nich zgubny. Ale czy zastanawiałyście się nad tym już na etapie ich mycia? Czasem robimy to przy użyciu bardzo gorącej wody i sama niejednokrotnie się na tym przyłapałam. Wysoka temperatura wody przyczynia się do tego, że skóra głowy będzie wytwarzała o wiele więcej sebum. Włosy szybko staną się nieświeże, a poza tym szkodzimy im też na długości. Do dziś zdarza mi się popełniać ten błąd. 


A Wy jakie "włosowe" grzeszki macie na sumieniu? Dajcie znać :-) Więcej na temat pielęgnacji i stylizacji moich włosów znajdziecie tutaj klik. 



ULUBIEŃCY KWIETNIA: MINCER PHARMA, THE BALM, ESTEE LAUDER, LIRENE I INNI.

$
0
0
Przyszedł czas na kosmetyczne podsumowanie minionego miesiąca. W kwietniu pojawiło się u mnie kilka genialnych produktów, o których chciałabym Wam dzisiaj wspomnieć. Napiszę o pielęgnacji przeciwzmarszczkowej, masażu antycellulitowym oraz o kosmetykach do makijażu. Gotowe na ulubieńców kwietnia? To zapraszam do czytania dalej. 



Jestem posiadaczką dosyć kapryśnej cery. Jeśli dany kosmetyk jej nie podpasuje, to w przeciągu kilku dni pojawiają się na niej nowe niedoskonałości, podrażnienie, a czasem uciążliwe uczulenie. Do pielęgnacji przeciwzmarszczkowej podchodziłam zawsze z pewną ostrożnością, bo tego typu produkty nie zawsze są odpowiednie dla cery mieszanej/tłustej ze skłonnością do trądziku. Większość jest zbyt ciężka i tłusta, więc starałam się "celować" w lekkie sera na bazie kwasu hialuronowego. Miałam z nimi różne doświadczenia, ale zazwyczaj nie spełniały moich oczekiwań. Dawały skąpe uczucie nawilżenia, a czasem wręcz nieprzyjemne przesuszenie. Dużym zaskoczeniem była dla mnie ampułka hydroliftingująca marki Mincer Pharma, którą znalazłam na rossmannowskiej półce. To produkt na bazie kwasu hialuronowego (siatki hialuronowe, podporowy kwas hialuronowy, molekularny kwas hialuronowy, mikrosfery hailuronowe), który genialnie nawilża i koi skórę bez uczucia lepkości czy jakiegokolwiek dyskomfortu. Najlepsze jednak jest to, że wyraźnie napina skórę i daje wrażenie delikatnego liftingu. Nakładam niewielką ilość przed porannym makijażem, a następnie wmasowuję, pozostawiam do wchłonięcia i aplikuję swój ulubiony krem. Tak samo robię wieczorem. Przetestowałam kilka produktów z gamy NeoHyaluron, ale ampułka lifitungująca jest czymś naprawdę godnym polecenia i to nie tylko dla skóry odwodnionej. Będzie też idealna jako składnik tzw. maseczki bankietowej. Jeśli chcę, aby moja skóra wyglądała naprawdę świetnie przed ważnym spotkaniem, to nakładam większą ilość tej hydroliftingującej ampułki, a następnie nanoszę maskę algową. Efekt gładkiej, napiętej i odświeżonej skóry gwarantowany. 


Mam mnóstwo palet z cieniami od marki The Balm. Większość z nich jest naprawdę świetna, ale ta o nazwie Meet Matt(e) Ador to mistrzostwo świata. Zachwycam się jej kolorystyką, bo jest prosta, uniwersalna i samowystarczalna. Paletka zawiera 9 matowych kolorów, które idealnie podbijają niebieską i zieloną tęczówkę oka. Aktualnie jest najczęściej używaną przeze mnie paletką i szczególnie upodobałam sobie cień Matt Jones oraz Matt Bernard - żółtawe, ale nienachalne brązy, które w subtelny, dzienny sposób wydobywają zieleń mojej tęczówki. Jeśli szukacie lekkiej, poręcznej i samowystarczalnej paletki do makijażu dziennego - celujcie w Meet Matt(e) Ador od The Balm. Do kupienia np. na Mintishop.pl. 


Pozostając w temacie makijażu oczu, to jakiś czas temu na rossmannowskiej promocji kupiłam zupełnie w ciemno kępki rzęs od Lovely Style Secrets. Okazały się całkiem przyzwoite jak za taką cenę. Idealnie układają się na oku, są dobrze wyprofilowane i wyglądają bardzo naturalnie. Minus jedynie za to, że producent zbyt mocno wkleił je do opakowania, przez co oderwanie pojedynczej kępki za pomocą pęsety jest trudne i często kończy się jej zniszczeniem. Rada ode mnie - starajcie się to robić jak najbliżej główki. Mimo to w tej cenie ciężko znaleźć coś lepszego i chętnie ich używam zarówno w dziennym, jak i wieczorowym makijażu. Fantastycznie "otwierają" i powiększają oko bez efektu sztuczności czy zmęczonego spojrzenia. 


Przechodząc do makijażu ust mam do polecenia dwie pomadki, które od jakiegoś czasu regularnie wykorzystuję w swoim makijażu. To Estee Lauder z serii Pure Color Love, które są mocno napigmentowane i bardzo trwałe. Zachowują się trochę jak tint, który zostaje na ustach jeszcze długo po starciu tej delikatnie lepkiej warstwy, jaką zostawia każda pomadka. Do dziennego makijażu najchętniej dobieram odcień Crazy Beautiful (jasny, naturalny róż), a do wieczorowego Shock&Awe, który jest soczystym, malinowym odcieniem czerwieni. Jak zwykle urzekają mnie też opakowania tych pomadek. Jak to na Estee Lauder przystało są niezwykle eleganckie i gustowne. Mam ochotę na inne odcienie z gamy, którą możecie podejrzeć tutaj klik.


Kiedy na swoim InstaStories poleciłam Wam antycellulitowy masażer od Lirene, to w kilka minut otrzymałam od Was około 300 wiadomości z zapytaniem gdzie go kupić. Katuję nim swoje uda już od miesiąca i po pierwsze - genialnie rozładowuje napięcie po całym dniu. Po drugie - rozluźnia mięśnie po intensywnym treningu na siłowni. Wreszcie po trzecie - wspomaga walkę z cellulitem. Jeśli z jakiegoś powodu nie możecie używać bańki chińskiej, to wypróbujcie ten gadżet. Będzie łagodniejszy dla naczynek, a z pewnością wspomoże ze skórką pomarańczową. Masażer jest dostępny w zestawie z antycellulitową maską i znajdziecie go np. w Rossmannach. To mój zdecydowany ulubieniec kwietnia, jeśli chodzi o antycellulitowy masaż!


I na koniec coś błyszczącego czyli suchy olejek IsaDora Bronzing Shimmer Oil. Wiem, że sezon na odkryte nogi jeszcze daleko, ale ja tego typu olejków używam przez cały rok. Pięknie nabłyszczają włosy, ramiona oraz dekolt. Ten olejek ma w sobie delikatnie brązową poświatę, więc sprawia, że skóra wygląda naprawdę pięknie. Musicie się w niego zaopatrzyć na lato! 

Oto moi ulubieńcy kwietnia. Co znalazło się na Waszej liście? Polecicie coś fajnego? Jeśli macie jakieś pytania, to chętnie odpowiem. Jeśli coś ominęłam pod ostatnimi postami, to przypominajcie się śmiało :-) 





DOMOWE SPA PRZED WIELKIM WYJŚCIEM CZYLI NAJLEPSZE ZABIEGI I TRIKI BANKIETOWE NA PIĘKNIEJSZĄ SKÓRĘ, WŁOSY I PAZNOKCIE.

$
0
0
W dzisiejszym wpisie chciałabym się z Wami podzielić moimi ulubionymi zabiegami, które wykonuję przed większym wyjściem czy ważniejszym spotkaniem. To takie ekspresowe, domowe SPA, w trakcie którego stosuję kilka trików, o których dowiecie się czytając dalej.



PEELING KAWOWY LUB SZCZOTKOWANIE CIAŁA NA SUCHO 
________
Zacznijmy od początku czyli od przygotowania kąpieli lub wskoczenia pod orzeźwiający prysznic. Przyznam, że zdecydowanie wolę tą drugą formę, bo kiedy zamierzam gdzieś wieczorem wyjść, to kąpiel mnie totalnie rozleniwia. Za to prysznic dodaje energii i zawsze wykonuję wtedy peeling kawowy domowej roboty. Wielokrotnie wspominałam Wam o jego niesamowitym działaniu. Zalewam dwie czubate łyżki mielonej kawy gorącą wodą, ale nie za dużo. Chodzi o to, aby kawa lekko się zaparzyła, ale konsystencja ma być nadal gęsta. Do takiej kawowej papki dodaję ulubionego żelu pod prysznic lub oliwki i tak przygotowaną miksturą masuję dokładnie całe ciało. Kawa wspaniale złuszcza naskórek, wyrównuje koloryt i sprawia, że skóra jest niesamowicie gładka. To najtańszy i najprostszy w przygotowaniu peeling na świecie, a działa spektakularnie. Kofeina dodatkowo pobudza i poprawia ukrwienie, dzięki czemu wykazuje działanie antycellulitowe i ujędrniające. Kiedy nie mam czasu na peeling, to przed prysznicem szczotkuję ciało na sucho posuwistymi ruchami zaczynając od dołu czyli od samych stóp. To również wygładza skórę, pobudza do działania, a poza tym zapobiega wrastaniu włosków po depilacji. O szczotkowaniu ciała na sucho pisałam więcej tutaj klik. Co prawda depilacja nie jest jakimś wybitnym zabiegiem bankietowym, ale pewnie wiele z Was wykonuje ją właśnie przed większym wyjściem, więc odsyłam Was do wpisu z testem maszynek do golenia tutaj klik.Poznacie tam mojego absolutnego faworyta w tej kategorii!


DELIKATNA OPALENIZNA I BLASK SKÓRY
________
Wiem, że wiele z Was ma pewne obawy przed stosowaniem samoopalacza. Doskonale to rozumiem, bo minęło sporo czasu zanim nauczyłam się go prawidłowo aplikować. To wymaga wiele wprawy i doświadczenia. Jeśli mimo to chciałybyście mieć nieco bardziej opaloną skórę, która będzie wyglądać apetycznie i zdrowo, to polecam Waszej uwadze moje ostatnie odkrycie czyli brązującą mgiełkę od Lirene w formie dwufazowego olejku. Spryskuję nim ciało, lekko rozsmarowuję i już po godzinie moja skóra jest delikatnie brązowa. Nie jest to mocny, spektakularny efekt, ale robi różnicę, kiedy chcecie bardziej odsłonić pewne części ciała np. ramiona czy dekolt. Skóra nie jest tłusta, ale wygląda na nawilżoną i zadbaną. Olejek nie pozostawia też tego specyficznego smrodku po samoopalaczu czy balsamie brązującym, więc nie jest w żaden sposób uciążliwy. A później warto też delikatnie przeciągnąć po skórze olejkiem z drobinkami od IsaDora, o którym pisałam tutaj klik. Genialnie sprawdza się też na włosach!


PEELING RĘCZNIKIEM
________
Przed większym wyjściem warto również dobrze przygotować skórę twarzy do nałożenia podkładu, który powinien utrzymać się w nienagannym stanie przez wiele godzin. U mnie najlepiej egzamin zdaje peeling ręcznikowy, któremu poświęciłam odrębny post tutaj klik. Plusem tego peelingu jest to, że nie zapycha skóry, nie pozostawia żadnej tłustej warstwy, genialnie usuwa wszelkie suche skórki i lekko napina skórę. Ważne, aby użyć do tego celu wysłużonego, szorstkiego ręcznika.


ULUBIONA MASECZKA BANKIETOWA
________
Pewnie każda z Was ma swoją ulubioną maseczkę, którą nakłada przed większym wyjściem. Moją ulubioną maską bankietową jest Gravitymud od Glamglow. Pewnie nieraz natknęłyście się w sieci na test tej maski, która niestety nie należy do najtańszych. Jej koszt to około 230 zł za 40g, co uważam za sporą przesadę. Mimo to zachwyca mnie swoim działaniem. Ma srebrny kolor i zastyga w gumowy sposób, więc po jej wyschnięciu można ją usunąć jednym ruchem. Najbardziej lubię w niej to, że fantastycznie napina skórę i wygładza drobne zmarszczki powstałe na skutek odwodnienia. Daje u mnie widoczny efekt liftingu i za to ją najbardziej cenię. Poza tym pięknie pachnie i gdyby cena była niższa, to używałabym jej częściej. Po usunięciu maseczki nakładam serum z Mincer Pharma o którym pisałam we wczorajszych ulubieńcach kwietnia, a po jego wchłonięciu krem Clinique Moisture Surge w wersji żelowej. Tak przygotowana skóra jest gotowa na nałożenie podkładu i dzięki tego typu rytuałowi makijaż trzyma się przez wiele godzin.


RZEPOWE WAŁKI
________
Niezależnie od tego czy zamierzam nakręcić włosy na termoloki czy też pozostawić proste, to zawsze po ich umyciu i wysuszeniu nawijam je na rzepowe wałki, które możecie kupić np. w Rossmannie. Dzięki temu włosy są odbite od nasady, stają się bardziej jedwabiste i wygładzone, a fryzura ma ładny kształt. Wystarczy spędzić zaledwie kilkanaście minut w takich wałkach, aby włosy nie były przyklapnięte i wyglądały lepiej. Kiedy mam w planach kręcenie włosów, to po prostu usuwam rzepowe wałki i nawijam pasma na termoloki. To mój mały, włosowy trik i nie wyobrażam sobie, aby ominąć ten krok w moim bankietowym SPA.


LŚNIĄCE WŁOSY
________
Trik z rozświetlaczem na włosach odkryłam zupełnie przypadkowo i do dziś go stosuję. Najlepiej sprawdza się u mnie zwykły rozświetlacz z Lovely za kilka złotych i wystarczy go wetrzeć w pojedyncze pasma włosów, aby stały się bardziej błyszczące niczym tafla wody. O tym jak to dokładnie robię pisałam tutaj klik, więc koniecznie odwiedźcie ten wpis. W sztucznym oświetleniu włosy będą prezentować się naprawdę pięknie!


ZADBANE PAZNOKCIE
________
Zdarza się, że mamy bardzo mało czasu przed wyjściem i nie damy już rady wyciąć skórek czy wykonać naszego manicure od nowa. Wystarczy wtarcie odrobiny nierafinowanego masła shea w skórki, które są wówczas mniej widoczne i sprawiają wrażenie zadbanych. 


- Tom Ford Sole Di Positano - mój nowy faworyt wśród perfum -

WIĘKSZA TRWAŁOŚĆ PERFUM
________
Trik na zwiększenie trwałości i intensywności perfum stosuję już od kilku dobrych lat. Używam do tego celu zwykłej, bezbarwnej i bezzapachowej wazeliny kosmetycznej. Rozcieram odrobinę na nadgarstkach, w zgięciach łokci, na karku oraz za uszami i dopiero wtedy spryskuję te miejsca ulubionymi perfumami. To intensyfikuje zapach i sprawia, że perfumy nie ulotnią się tak szybko i będą cały czas "przy nas". 


A jakie są Wasze sposoby na domowe SPA przed ważnym wyjściem? 




SERUM STYMULUJĄCE WZROST RZĘS JOANNA MULTILASHES - EFEKTY PO 2 MIESIĄCACH STOSOWANIA.

$
0
0
Jakiś czas temu na moim Instagramie wspominałam Wam o tym, że stosuję odżywkę do rzęs Joanna Multilashes. Były w naprawdę kiepskim stanie, więc postanowiłam sięgnąć po produkt, który przywróci je do dawnej świetności. W dzisiejszym wpisie znajdziecie zdjęcia przed i po kuracji serum marki Joanna oraz moje spostrzeżenia, więc zapraszam do czytania dalej. 



Nigdy nie narzekałam na swoje rzęsy, ale od jakiegoś czasu bardzo zmarniały. Stały się krótkie, rzadkie i wywinięte w różne strony, więc żaden tusz nie był w stanie ich ujarzmić, a ja nie byłam z nich zadowolona. Dosyć często sięgałam po kępki, ale ich codzienne używanie to po pierwsze spory wydatek, a po drugie dodatkowy krok w makijażu, na który nie zawsze miałam ochotę. Długo broniłam się przed stosowaniem typowych odżywek do rzęs, ale ostatecznie postanowiłam zaryzykować. Padło na Multilashes od Joanny. Poniżej możecie zobaczyć jak moje rzęsy wyglądały przed rozpoczęciem kuracji odżywką zarówno bez jak i z tuszem do rzęs. 

 Rzęsy przed rozpoczęciem kuracji odżywką (2 miesiące temu)

Jak widzicie moje rzęsy nie prezentowały się dobrze. Najbardziej przeszkadzało mi w nich to, że przestały się wywijać do góry i nawet zalotka nie była w stanie ich porządnie podkręcić. Poza tym ich gęstość i długość pozostawiała wiele do życzenia. Osobną kwestią było to, że rzęsy intensywnie wypadały i zaczęłam się o nie poważnie martwić. Serum od Joanny kupiłam w Superpharmie w zestawie z zalotką. Jest w standardowym opakowaniu z cieniutkim pędzelkiem jak od żelowego eyelinera. Bardzo szybko i łatwo aplikuje odpowiednią ilość serum wzdłuż linii rzęs. Produkt nie spływa do oka i nie szczypie. Produkt nakładałam na górną linię rzęs codziennie przez około 2 miesiące przed pójściem spać. Poniżej możecie zobaczyć wizualne efekty i przyznam, że sama jestem nimi zaskoczona. 

 Rzęsy po 2 miesiącach codziennego stosowania serum Joanna Multilashes


Rzęsy już po miesiącu regularnego stosowania serum od Joanny stały się nieco dłuższe, ale najbardziej zaskoczyło mnie ich podkręcenie i wywinięcie do góry. W zasadzie nie używam teraz zalotki, bo są wystarczająco podkręcone i rozdzielone. Po tygodniu rzęsy przestały też nadmiernie wypadać i czułam, że są sztywniejsze oraz bardziej gładkie i jedwabiste. Producent informuje, że pierwsze efekty powinny pojawić się po 3 tygodniach, a maksymalny czas kuracji to 6 miesięcy. Ja po 8 tygodniach regularnego stosowania jestem bardzo zadowolona z ich wzrostu, bo osiągnęły satysfakcjonującą mnie długość - nie wyglądają na przerośnięte, jak to często bywa podczas używania odżywek z bimatoprostem. Są długie, ale prezentują się naturalnie. Liczyłam na większe zagęszczenie, ale z moich obserwacji wynika, że tego typu odżywki nie zawsze sobie z tym radzą. Plus za to, że odżywka nie spowodowała u mnie żadnego podrażnienia, swędzenia i odczucia piasku pod powiekami. 


Produkt nakładałam jednym pociągnięciem wzdłuż górnej linii rzęs po wieczornym demakijażu. Nie aplikowałam go na dolne rzęsy, bo są wystarczająco długie. Nie używałam go też na brwiach, bo jestem zadowolona z ich gęstości, ale wiem, że tam również może się sprawdzić. Wiele dziewczyn właśnie w tej sposób stosuje serum na porost rzęs i zauważa zagęszczenie brwi nawet w znacznym stopniu. 


Podsumowując, jestem zadowolona z efektów jakie dało to serum i mam nadzieję, że po jego odstawieniu rzęsy nie wrócą do stanu sprzed kuracji. Używam go teraz co 3 dni dla podtrzymania efektów tak, jak zaleca producent, ale za jakiś czas planuję zupełnie z niego zrezygnować. Serum kupicie w Superpharm za około 35 zł i w zestawie jest też gratisowa zalotka.


Dajcie znać czy używałyście kiedyś odżywki do rzęs i która sprawdziła się u Was najlepiej!




5 ZAPACHÓW NA WIOSNĘ CZYLI MOJE ULUBIONE PERFUMY Z KONTROWERSYJNYM SKŁADNIKIEM.

$
0
0
Zapach to dla mnie coś, na co bardzo zwracam uwagę w kontaktach z innymi ludźmi. Stanowi naszą wizytówkę, dopełnia stylizację, a także odzwierciedla charakter i usposobienie. Uwielbiam pięknie pachnące kosmetyki, a ich zapachy pomagają mi podjąć ostateczną decyzję o zakupie. To, że jestem kolekcjonerką perfum nie powinno więc nikogo dziwić. Pora na prezentację moich wiosennych faworytów z dodatkiem kontrowersyjnego składnika, więc jeśli jesteście ciekawe - zapraszam do czytania dalej. 


Na początek perfumowana mgiełka zapachowa do ciała i włosów od marki Benefit "Just Confess You're Obsessed" Bathina. Nazwa jest jak najbardziej trafiona, bo to kompozycja przywołująca na myśl taką aromatyczną kąpiel z mydlaną nutką świeżości i pudrowości. Bathina jest dosyć specyficznym zapachem, który wszędzie rozpoznam. Dzięki temu, że nie zawiera alkoholu, to można go używać do ciała i włosów. Myślę, że tak właśnie pachniały kobiety w stylu retro! Na uwagę zasługuje też piękny flakon, który jest często ozdobą moich blogowych zdjęć. Idealny zapach na wiosnę i lato, który przypomina mi mnóstwo pozytywnych chwil. Swoją drogą - czy perfumy są dla Was takimi "nośnikami" wspomnień? 


Moje stałe czytelniczki z pewnością wiedzą, że mam ogromny sentyment do perfum Michael Kors. Zaczęło się od zapachu Sexy Amber, który jest jest jednym z najcięższych, ale też najbardziej trwałych aromatów z jakimi miałam do czynienia. Nie wiem jak to jest z Wami, ale ja bardzo cenię zapachy, które utrzymują się przez długi czas. Największym zawodem dla mnie są perfumy z górnej półki, które pachną przez kilkanaście minut, a następnie stają się zupełnie niewyczuwalne. Mam wtedy poczucie totalnie straconych pieniędzy i niechęci do całej marki, przez co zazwyczaj nie daję już szansy innym zapachom z oferty. Może to błąd, natomiast kiedy wydajemy na perfumy więcej, to można mieć wobec nich pewne oczekiwania. Wracając do zapachów Michael Kors, to sposób im odmówić niesamowitej trwałości. Na mojej skórze utrzymują się przez cały dzień, a ubrania pachną aż do wyprania. Wiosenną propozycją od marki jest Sexy Blossom, który łączy w sobie nuty kwiatowe, piżmowe i drzewne. Można tu wyczuć zapach liczi, piwonii, konwalii, frezji i róży. Drzewo sandałowe i piżmo dodaje całej kompozycji ciekawego charakteru. Perfumy są bardzo intensywne, rozwijają się na skórze i to kolejna niebanalna propozycja tej marki. Jest słodko, ale bez przesady. To jeden z tych zapachów, który podoba się mężczyznom i często zwracają na niego uwagę (wiem to z doświadczenia). Używam go zarówno na dzień, jak i na wieczór, ale to z pewnością wiosenna kompozycja, która będzie wprost idealna na tę porę roku. 


Kolejnym zapachem, który świetnie wpasowuje się w wiosenny klimat jest Be Tempted Eau So Blush od DKNY. Początkowo można go trochę zlekceważyć  i pomyśleć, że jest po prostu różowy i banalny, jednak po chwili wyczuwam w nim tą ostrą, charakterną nutę za którą go uwielbiam. Znajdziemy tu woń różowego grejpfruta, czerwonej porzeczki i pomarańczy przełamaną aromatem różowej piwonii oraz drzewa jaśminowego i cedrowego. Piżmo dodaje całej kompozycji charakteru, a morela ją ociepla. 

W ramach ciekawostki -  piżmo jest wydzieliną z gruczołów okołoodbytniczych piżmowca syberyjskiego. Tą substancję można pozyskać także od skunksa czy kaczki piżmowej. Od wielu lat jest uważana za afrodyzjak, ponieważ piżmowiec wytarza ją w celu zwabienia samicy. Mimo wszystko nie pokładałabym w nim zbyt wielkich nadziei - ludzie to jednak nie piżmowce :-) Coraz częściej naturalne piżmo zastępuje się tym syntetycznym, ale przyznajcie, że oryginalna wersja jest nieco kontrowersyjna (także z uwagi na sposób pozyskiwania). Dzięki niemu zapach utrzymuje się dłużej i ma specyficzny charakter, którego osobiście jestem wielką fanką. 


Aromatics In White od Clinique to coś idealnie wpasowującego się z mój gust. Kompozycja jest nieco ostra, orzeźwiająca i niebanalna przez swoją orientalną nutę. Nie przepadam za typowo kadzidlanymi zapachami, ale ten ma w sobie coś więcej. Nutami głowy są pieprz syczuański, liść fiołka i labdanum, nutami serca są kwiat pomarańczy, róża i paczula, a nutami bazy są ambra, piżmo, benzoes i wanilia. Przyznajcie, że to dosyć ciekawe połączenie? Mam malutką wersję tego zapachu, ale ta pełnowymiarowa z pewnością trafi do mojej kolekcji. 


I na koniec ostatni zapach, na który postawię tej wiosny czyli Tom Ford Sole Di Positano. Co prawda są to perfumy dla kobiet, ale mogłyby przypaść do gustu także mężczyznom. Uwielbiam męskie perfumy, bo potrafią być o wiele ciekawsze, a przede wszystkim trwalsze, niż te damskie. To zapach cytrusowo-kwiatowy, gdzie obecne są nuty włoskiej bergamotki, gorzkiej pomarańczy, cytryny, mandarynki, pachnotki, drzewa sandałowego, jaśminu, konwalii i piżma. Brzmi kobieco, prawda? Mimo to wyczuwam tu tą fajną, męską i silną nutę, która czyni ten zapach wyjątkowym. Sole Di Positano nie będzie kompozycją dla każdego, bo perfumy tej marki są generalnie bardzo specyficzne. Myślę, że albo się je kocha, albo nienawidzi. Ja należę do tej pierwszej grupy. 

Jeśli jesteście ciekawe moich ulubionych zapachów na jesień i zimę lub po prostu jesteście fankami nieco cięższych kompozycji, to zajrzyjcie tutaj klik. 


Lubicie perfumy z piżmem? Jakich perfum na wiosnę używają moje czytelniczki? A może macie tylko jeden zapach, który towarzyszy Wam niezmiennie od wielu lat?




10 POMYSŁÓW NA PREZENT Z OKAZJI DNIA MATKI.

$
0
0
Dzień Mamy już 26 maja, więc pora zastanowić się nad jakimś prezentem. Pewnie wiele z Was zdecyduje się na tradycyjną formę czyli kwiaty, ale ja lubię dodać od siebie coś jeszcze. Coś, co będzie małym zaskoczeniem i miłą niespodzianką w tym wyjątkowym dniu. W dalszej części dzisiejszego wpisu znajdziecie 10 pomysłów na prezent dla mamy i być może zainspiruję Was do konkretnego wyboru. 



(NIE)ZWYKŁY BUKIET KWIATÓW
_________
Kwiaty są dosyć banalnym wyborem, ale podejrzewam, że każda mama mogłaby się z nich ucieszyć. Jedyną wadą takich bukietów jest to, że szybko więdną i po kilku dniach nadają się już tylko do wyrzucenia. Tym bardziej ogromnym zaskoczeniem był dla mnie bukiet markiFleurs De Paris (klik), który jest już u mnie od ponad sześciu tygodni, a kwiaty nadal wyglądają jak świeże. W pewnym momencie miałam nawet podejrzenia, czy oby na pewno są żywe. Dopiero później dowiedziałam się, że mogą przetrwać w tak dobrym stanie do trzech lat! Przyznajcie, że róże w pudełkach wyglądają po prostu przepięknie i efektownie, a jeśli do tego są tak niesamowicie trwałe, to zdecydowanie warto się skusić. Przesyłka ze sklepu Fleurs De Paris przyleciała do mnie w 2 dni kurierem, więc z pewnością zdążycie przed 26 maja. 


LIFTINGUJĄCE SERUM 
_________
Banalnym, ale jakże praktycznym dodatkiem do bukietu kwiatów będzie przeciwzmarszczkowe, ujędrniające serum. W ostatnich ulubieńcach pojawił się u mnie produkt od Mincer Pharma Neo Hyaluron, więc jeśli jesteście ciekawe bardziej szczegółowych informacji, to zajrzyjcie tutaj klik. 



365 POWODÓW, ZA KTÓRE KOCHAM CIĘ MAMO!
_________
A to już prezent, który sprawi, że naszym mamom zakręci się łezka w oku. Na każdej karteczce znajduje się jeden powód, za który kochamy i podziwiamy nasze mamy. Jest ich 365, więc powodów starczy na każdy dzień roku. To prezent od serca, mocno spersonalizowany i sama planuję go podarować. Taki słoik z karteczkami można od początku do końca wykonać samodzielnie i wypisać na nich nasze sentencje. Jest też opcja dla leniuchów - słoik z gotowymi karteczkami zakupicie na DaWanda tutaj klik.  Fajny pomysł, prawda?



KUBEK Z NAPISEM
_________
Kubek z jakimś fajnym, ciekawym napisem również jest dobrym pomysłem na prezent. Będzie przypominał naszym mamom o nas podczas picia porannej kawki. Wybór tego typu kubków jest naprawdę ogromny. Na stronie Empiku można złożyć zamówienie na kubek ze zdjęciem i jakimś napisem. A ten z powyższej grafiki kupicie tutaj klik. 



TERMOLOKI
_________
Już od jakiegoś czasu słyszę od mamy, że marzy o wałkach termicznych, więc zbliżające się święto jest idealną okazją na tego typu prezent. Kiedy byłam mała, to mama gotowała takie plastikowe wałki w garnuszku z wodą i nawijała na nie włosy. Efekt był nieco pudlowaty i raczej dziwny, ale kiedyś trendy były inne. Termoloki dają zdecydowanie bardziej naturalny efekt, są praktyczne i posłużą na lata, a poza tym nie niszczą włosów tak, jak lokówka czy prostownica. Myślę, że to idealny prezent z okazji dnia mamy.



ZESTAW DO ROBIENIA HYBRYD
_________
Dzień mamy to idealna okazja do sprezentowania zestawu startowego do samodzielnego wykonywania manicure hybrydowego. Sama bardzo ucieszyłabym się z takiego prezentu, bo to coś, co naprawdę ułatwia życie. Poza tym sam proces robienia paznokci jest bardzo przyjemny i nie powinien nikomu sprawiać trudności. Aktualnie w ofercie marki Provocater zestaw startowy kupicie w obniżonej cenietutaj klik.



FOTOKSIĄŻKA
_________
I kolejny prezent dany od serca, który powinien ucieszyć nasze mamy. Możemy umieścić tam wspólne zdjęcia lub takie, które po prostu przywołują jakieś miłe wspomnienia. Fotoksiążkę zamówicie np. przez stronę Empiku ładując zdjęcia, wybierając wielkość książki i kolorystykę. A może skusicie się na pewne wyzwanie, którego podjęli się trzej bracia (tutaj klik)? To byłoby coś :-)



KUFEREK NA KOSMETYKI
_________
Jestem totalnie oczarowana małym, różowym kuferkiem, który znalazłam na stronie Inglota. Nasze mamy mają zazwyczaj trochę mniej kosmetyków kolorowych, niż my, więc powinny zmieścić swój ekwipunek do takiego kuferka. Wszystko jest dobrze posegregowane, widoczne i ma swoje miejsce. Nie ukrywam, że sama mam na niego wielką ochotę!



KARTA PODARUNKOWA
_________
Jeśli nie mamy konkretnego pomysłu na prezent, to świetnym rozwiązaniem będzie karta podarunkowa do jakiegoś sklepu. Może to być drogeria typu Hebe, Douglas czy Sephora, ale także sklepy odzieżowe jak H&M czy nawet Zalando. Tego typu karty można kupić bezpośrednio w danym sklepie lub np. w supermarketach Piotr i Paweł. To taki prezent "last minute", ale z pewnością ucieszy niejedną mamę.



SUSHI? 
_________
Ostatnim pomysłem na miłe spędzenie tego dnia będzie wypad do jakiegoś fajnego miejsca z dobrym jedzeniem np. do restauracji japońskiej, gdzie można zamówić sushi. Nauka jedzenia pałeczkami, rozróżniania rodzajów sushi i samo posmakowanie tego typu dań może być ciekawym doświadczeniem, które długo pozostanie w pamięci. Jeśli jesteście z Gdańska, to polecam Mito-Sushi na Starym Mieście. 



Oto 10 propozycji na prezent z okazji Dnia Mamy. Mam nadzieję, że znalazłyście tu odrobinę inspiracji. Jeśli macie inne pomysły, to wpiszcie je w komentarzu pod spodem. Na pewno przydadzą się innym czytelniczkom :-) 



JAK PRZEDŁUŻAM PAZNOKCIE KROK PO KROKU Z SHAPE BASE OD PROVOCATER?

$
0
0
Dziś mam dla Was mały instruktaż przedłużania paznokci metodą hybrydową. W roli głównej nowość od marki Provocater czyli Shape Base. Mam nadzieję, że dzięki kilku moim wskazówkom będziecie mogły bez żadnego problemu naprawić złamany paznokieć, przedłużyć go lub nadać mu migdałowy kształt. 



Shape Base to produkt o gęstej konsystencji, dzięki któremu można przedłużyć płytkę paznokcia nawet o 5mm. Jeśli macie problem z łamliwymi i cienkimi paznokciami, to Shape Base będzie dodatkowym utwardzeniem i zabezpieczeniem płytki przed mechanicznymi uszkodzeniami. Dzięki Shape Base można też naprawić złamany paznokieć. W poniższym instruktażu pokażę jak krok po kroku przedłużam paznokcie przy użyciu tego produktu.


KROK 1
Dokładnie odtłuszczam płytkę paznokcia, czekam aż Cleaner dobrze odparuje (paznokieć będzie suchy), a następnie nakładam cienką warstwę Base Hard oraz utwardzam pod lampą. Odparowanie Cleanera jest bardzo ważnym krokiem. Jeśli nałożymy bazę na jeszcze wilgotną płytkę, to będzie się kurczyć i uciekać z brzegów, a to z kolei ma wpływ na trwałość lakieru hybrydowego naniesionego w późniejszym etapie. 

KROK 2
Przygotowuję szablon do przedłużania paznokci (swoje kupuję na Allegro). Odrywam kółeczko znajdujące się pośrodku szablonu. 


KROK 3
Przyklejam kółeczko pod spodem szablonu, aby to miejsce było bardziej sztywne. Dzięki temu szablon trzyma kształt i nie skleja się zbyt mocno. To bardzo ważny krok, o którym kiedyś nie pamiętałam, a a ma znaczenie jeśli chodzi o ostateczny efekt. 

KROK 4
Sklejam szablon, aby powstała ostra, szpiczasta końcówka. 


KROK 5
Wkładam szablon pod paznokieć tak, aby nie było żadnego uskoku i szczeliny. Przyłożenie takiego szablonu jest trochę niekomfortowe i może sprawiać delikatny ból, ale akurat wówczas mam pewność, że jest odpowiednio dopasowany i paznokieć ostatecznie będzie miał prawidłowy kształt. Jeśli już jestem pewna, że szablon dobrze leży pod paznokciem, to sklejam go od góry.

KROK 6
Nakładam produkt Shape Base. Zaczynam od końcówki, którą następnie łączę z płytką i nakładam produkt już na całą powierzchnię. Ważne, aby nie było żadnych zgrubień, górek czy dołków. Po nałożeniu Shape Base warto odwrócić paznokieć do dołu i odczekać kilka sekund, aby produkt spłynął na środek. Następnie utwardzamy pod lampą. Produkt może rozlać się na boki, ale zupełnie się tym nie przejmujcie - Shape Base daje się z łatwością opiłować i przy pomocy dobrego pilnika uzyskacie pożądany kształt. 


KROK 7
Po wyjęciu paznokcia spod lampy delikatnie usuwam szablon. Wystarczy go nacisnąć od góry drewnianym patyczkiem i powinien się z łatwością odkleić. Na zdjęciu pokazuję Wam, iż mimo, że produkt rozlał mi się na boki i nakładałam go mało uważnie, to opiłowanie i uzyskanie pożądanego kształtu jest naprawdę łatwe. 

KROK 8
Przy użyciu pilnika o gradacji 100/180 opiłowuję paznokieć uzyskując migdałowy kształt. Tą bardziej łagodną stroną pilnika możecie też piłować po płytce, jeśli powstały na niej jakieś nierówności. Na koniec warto wygładzić płytkę bloczkiem polerskim. Piłowanie to dla mnie jedna z najprzyjemniejszych czynności i nawet z najbardziej koślawego przedłużenia jestem w stanie wyprowadzić pożądany kształt. Tak przygotowany paznokieć jest gotowy do nałożenia kolorowego lakieru hybrydowego (nie nakładamy już bazy). 


Tak oto prezentują się paznokcie przedłużone Shape Base od Provocater. 


Po ich przedłużeniu wykonałam gradientową stylizację z użyciem koloru 102 Rinsed Pink i 19 Juicy Naked. Kolory bardzo dobrze się ze sobą łączą, a całość wygląda wakacyjnie i soczyście. Zachęcam do odtwarzania tej stylizacji i wrzucania zdjęć na Instagram z oznaczeniem @kosmetycznahedonistka #hedonistkanails. Dziękuję za mnóstwo prac, które już opatrzyłyście tym hasztagiem!


A tak wyglądają nowe kolory lakierów hybdyrowych od Provocater z kolekcji Cascade of Colors. Następna stylizacja będzie z tym przepięknym, kobaltowym ocieniem (91). Lakiery tej marki oraz Shape Base do przedłużania płytki paznokcia zamówicie tutaj klik. 


Dajcie znać czy przedłużałyście kiedyś paznokcie samodzielnie i co myślicie o takim sposobie na migdałki. Może macie ochotę na jakiś konkurs, gdzie do wygrania byłyby produkty Provocater? Dajcie znać w komentarzach! 






NOWOŚCI W MOJEJ SZAFIE I KOSMETYCZCE: H&M, JO MALONE, PRETTY GIRL, ZOEVA, MOHITO, TOM FORD, BOBBI BROWN I INNI.

$
0
0
Wiem, że bardzo lubicie wpisy zakupowe, więc dziś mam dla Was mały przegląd kosmetycznych i ubraniowych nowości, jakie trafiły do mnie w ostatnich tygodniach. Pokażę Wam kilka kosmetyków oraz buty i sukienki na wiosnę, więc wpadajcie do dalszej części wpisu.



Zacznę od nowości w mojej garderobie i będą to klapki na obcasie, które kupiłam w H&M. Moda na lata 90 wciąż trwa. Chokery, dżinsowe spódnice, krótkie, rockowe top-y i  klapki na szerokim klocku są bez wątpienia symbolami tamtych czasów. Na tego typu buty miałam ochotę już od dawna, ale dopiero teraz zdecydowałam się na ich zakup. Żałuję tylko, że tak późno, bo są niesamowicie wygodne i stylowe. Pasują zarówno do dżinsów, jak i do spódnicy czy sukienki. Miałam mylne wrażenie, że będą niewygodne, natomiast to jedne z bardziej komfortowych klapek jakie w życiu nosiłam. Spodobały mi się na tyle, że od razu kupiłam dwie pary. Jedne w kolorze czarnym z lekko połyskującego materiału, a drugie beżowe, które wykonane są już z tworzywa przypominającego zamsz. Zazwyczaj noszę rozmiar 39, ale w przypadku tego modelu musiałam wziąć 40 i pasują idealnie. 

sukienka-na-komunie-elegancka-linia a

A to już proste sukienki o linii A, które znalazłam w sklepie Pretty Girl. Pięknie układają się na sylwetce i są na tyle eleganckie, że mogą nadawać się do pracy czy na spotkanie biznesowe. W połączeniu z klasycznymi, cielistymi szpilkami cała stylizacja wygląda naprawdę genialnie. Pierwsza jest w odcieniu nude, a druga w kolorze śmietankowym. Przy rękawach zdobione są tak modną w tym sezonie falbanką, która nie jest przesadzona i nie wygląda w tym przypadku infantylnie. 

sukienka-mohito-khaki-biala-koronkowa

Od dawna szukałam sukienki na ramiączkach z koronkowym wykończeniem, która przypomina nieco koszulę nocną, ale nią nie jest. Idealny model znalazłam w Mohito. W połączeniu ze skórzaną ramoneską i klapkami z H&M wygląda świetnie. Lubię ją nosić także z cięższymi, rockowymi botkami, na które jest niestety aktualnie zbyt gorąco. 

Biała sukienka również jest z Mohito i to typowy, letni model. Zwiewna, dziewczęca i delikatna. Będę ją nosić z płaskimi, lekkimi sandałkami. 

jo-malone-lime-basil-mandarin-woda-kolonska

Byłam niesamowicie ciekawa zapachów, jakie w ofercie ma Jo Malone i do mojej kolekcji trafił flakon Lime Basil & Mandarin. To woda kolońska zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn czyli tak zwany usisex. Muszę przyznać, że zapach jest naprawdę osobliwy, intrygujący i niszowy. Znajdziecie go w perfumeriach Douglas.


Wiele razy wspominałam, że jestem fanką kremu pod makijaż czyli Clinique Moisture Surge w wersji żelowej. Tym razem postanowiłam wypróbować Hydrating Supercharged Concentrate, który jest jeszcze lżejszy, ale bardziej nawilżający niż standardowy Moisture Surge. Po jego aplikacji skóra jest natychmiast ukojona i nawilżona, przy czym nie wydaje się lepka i obciążona. Uwielbiam takie lekkie konsystencje, a już szczególnie, kiedy na dworze jest gorąco. To produkt na bazie wody, więc polecam go wszystkim posiadaczkom cery tłustej i mieszanej. Kosmetyki na bazie wody zdecydowanie mniej zapychają i lepiej sprawdzają się pod makijażem nie skracając jego trwałości.


Kosmetyki Tom Ford są bardzo uzależniające. Ich jakość jest niesamowita, a opakowania zachwycają. Do mojej kolekcji trafiły trzy produkty: paletka do makijażu ust Shade and Illuminate Lips, paletka do makijażu policzków Shade and Illuminate Cheeks oraz paletka z rozświetlającym różem Love Lust. Niebawem wracam na bloga z makijażami i z pewnością zobaczycie je w akcji. Są to kosmetyki wielofunkcyjne tzn. kremowe róże do policzków świetnie nadają się też jako pomadki i za to również cenię markę Tom Ford. 

nabla-dreamy-matte-liquid-lipstick

Marka Nabla obdarowała mnie niesamowitym prezentem w postaci zestawu matowych pomadek Dreamy Matte Liquid Lipstick. Górny rząd idealnie nadaje się do dziennego makijażu, natomiast dolny jest nieco bardziej wieczorowy i...kontrowersyjny. Nie sądzę, abym kiedykolwiek użyła koloru niebieskiego czy czarnego :-) Formuła jest bardzo lekka, nie lepi się na ustach i szybko zastyga, nie tworząc na ustach suchej skorupki. Pomadki są komfortowe w noszeniu i ładnie się "zjadają". 

bobbi-brown

Mam też słabość do marki Bobbi Brown, która podobnie jak Tom Ford zachwyca mnie jakością swoich produktów oraz prostotą opakowań. Większość z rzeczy pokazanych na zdjęciu została kupiona na prezent dla moich najbliższych solenizantek, bo są to produkty sprawdzone i wiem, że ucieszą każdą obdarowaną kobietę. Szczególnie polecam sztyft rozświetlający Glow Stick, którego można używać jako rozświetlacza oraz cienia do powiek. 

dr-irena-eris-spa-resort-fiji

Pamiętam, że kilka lat temu dostałam w prezencie krem do rąk marki Dr Irena Eris z serii SPA Resort i urzekł mnie swoim pięknym zapachem. Teraz skusiłam się na odżywczy balsam FIJI z tej serii oraz peeling do ciała i muszę przyznać, że ich aromat jest naprawdę powalający. Utrzymuje się na skórze przez kilka dobrych godzin. Dla mnie to zapach lata, czystości i świeżości z lekką nutką egzotyki. 


Zoeva w szalonym temmpie wypuszcza nowe paletki do oczu i policzków. Tym razem to coś dla fanek delikatnego, dziennego i rozświetlonego makijażu czyli seria Basic Moment. W palecie cieni do oczu mamy 5 cieni matowych i 5 cieni błyszczących, ale nie jest to nic nachalnego. Myślę, że tego typu paleta mogłaby być idealnym prezentem dla naszych mam z okazji zbliżającego się święta. Paletka do policzków to matowy róż, brązer oraz połyskujący rozświetlacz. Bardzo delikatne, dzienne kolorki pasujące do każdego typu urody. Puder brązujący będzie nadawał się zarówno do konturowania, jak i lekkiego opalania skóry. Jakość tych dwóch paletek jest typowa dla marki Zoeva.


I na koniec produkt, który poleciła mi moja koleżanka, a mianowicie żel Osis+ Soft Glam marki Schwarzkopf. Jest przeznaczony do podkreślania plażowych fal, którym nadaje miękkość i połysk, ale ja używam go przed nawinięciem włosów na termoloki czy papiloty z gąbki. Pozwala włosom uzyskać ładniejszy i trwalszy skręt. Są też o wiele bardziej błyszczące i sprężyste. Żel nie obciąża, nie skleja i nie sprawia, że włosy wydają się nieświeże. To mój aktualny ulubieniec, którego używam przed każdym kręceniem włosów. 

I tak prezentują się moje nowości. Zainteresowało Was coś? 



WRASTAJĄCE WŁOSY PO DEPILACJI, CZERWONE KROPKI I KROSTY NA NOGACH - JAK SIĘ ICH POZBYĆ?

$
0
0
Wrastające włosy po depilacji, podrażnienie, czerwone kropki, bolesne krosty na nogach, suchość i ogromny dyskomfort - z takimi problemami borykałam się kilka lat temu. Wypróbowałam wiele sposobów, aby temu zaradzić i dziś napiszę Wam o tych najskuteczniejszych, które pozwoliły mi na dobre pozbyć się tej przykrej dolegliwości. Co mi najbardziej pomogło i dlaczego ten problem się w ogóle pojawił?


WRASTAJĄCE WŁOSY - CO TO WŁAŚCIWIE JEST?
_______
Wrastające włosy to problem, który który dotyka wiele z nas. Pojawia się na nogach, w okolicach bikini, pod pachami i w zasadzie wszędzie tam, gdzie usuwamy włosy metodami mechanicznymi czyli woskiem, depilatorem, a nawet maszynką. Dotyczy również mężczyzn i jest szczególnie widoczny na twarzy, a nawet u małych dzieci. Wygląda to w ten sposób, że włos wrasta w skórę, zamiast unosić się nad nią, pod normalnym kątem. W rezultacie pojawiają się krosty, pęcherzyki (często wypełnione ropą), grudki, swędzące podrażnienia, pieczenie i ogólny dyskomfort. Jeśli zaniedbamy ten problem, to mogą pojawić się blizny, które ciężko będzie usunąć.


DLACZEGO WŁOSY WRASTAJĄ W SKÓRĘ? 
_______
Główną przyczyną wrastania włosów w skórę jest dziedziczne rogowacenie mieszków włosowych. Jeśli włosy wrastają na dużej powierzchni i dzieje się to od dłuższego czasu, to warto wybrać się do dermatologa. Lekarz zazwyczaj zaleca kurację złuszczającą na bazie mocznika, który w pewnym stężeniu wykazuje działanie złuszczające (toniki, kremy i lotiony). Po pewnym czasie naskórek nie narasta tak intensywnie i włos ma szansę przebić się przez skórę pod prawidłowym kątem. Natomiast w dalszej części polecę pewien specyfik bez recepty, który został przepisany mojej mamie i całkowicie wyeliminował ten problem. Rogowacenie mieszkowe jest dziedziczne, ale może mieć na nie wpływ także długotrwała suchość skóry, a także problemy hormonalne (niedoczynność tarczycy). 

Jeśli problem wrastania włosów pojawia się miejscowo lub na większej powierzchni, ale sporadycznie, to jest prawdopodobnie spowodowany niewłaściwą depilacją. U mnie przyczyną wrastania włosów była nieprawidłowa depilacja woskiem w jednym z salonów kosmetycznych, a konkretnie jego niedokładne usunięcie ze skóry. Wosk tak do niej przywarł, że po kilku dniach na moich nogach pojawiło się mnóstwo bolesnych krostek i wykwitów. Pomogło mi regularne szczotkowanie ciała na sucho, smarowanie olejem z pestek winogron na noc, a na dzień krem Pilarix. Do tej pory sceptycznie podchodzę do depilacji woskiem, choć wiem, że to wina nieprofesjonalnego podejścia osoby, która wykonywała zabieg. Teraz najchętniej używam zwykłej, jednorazowej maszynki do golenia o której pisałam tutaj klik i nie mam żadnego problemu z wrastaniem włosów. Wbrew pozorom jednorazowe maszynki są najlepsze, jeśli macie skłonność do wrastania. Najczęściej dzieje się to właśnie po depilacji woskiem, czy usuwaniu owłosienia depilatorem. Nie polecam przebijania pęcherzyków igłą i wydobywania w ten sposób włosa - to pomaga tylko na chwilę, a często może spowodować jeszcze większe problemy. 


KILKA ZASAD, KTÓRYCH WARTO SIĘ TRZYMAĆ, BY UNIKNĄĆ WRASTANIA WŁOSÓW I POZBYĆ SIĘ TEGO PROBLEMU
_______
✓ Peeling, ale niezbyt często
Złuszczanie naskórka peelingiem jest bardzo pomocne przy tym problemie, ale nie można tego robić zbyt często. Jeśli peelingujemy skórę kilka razy w tygodniu, to pobudzamy ją do jeszcze szybszego narastania naskórka, który staje się coraz grubszy i włos po jakimś czasie nie ma szansy się przez nią przebić. I wtedy właśnie mogą pojawić się krosty i stany zapalne w miejscu, gdzie wyrasta włos. Jeśli macie skłonności do wrastania, to taki mechaniczny peeling (np. kawowy) najlepiej wykonywać raz w tygodniu. 

✓ Delikatne szczotkowanie ciała na sucho
O szczotkowaniu ciała na sucho pisałam tutaj klik i również może pomóc przy wrastaniu włosów. Najlepiej robić to z samego rana delikatnymi, głaskającymi ruchami, nie przyciskając szczotki zbyt mocno do skóry zaczynając od stóp ku górze. Szczotką przesuwamy po skórze tylko raz w jednym miejscu. 

✓ Pilarix lub olej z pestek winogron
Kiedy moja mama miała problem z wrastaniem włosów, to dermatolog zalecił jej krem Pilarix. U niej prawdopodobnie wrastanie było spowodowane przewlekłą suchością skóry, którą zlekceważyła. To krem na bazie kwasu salicylowego, mocznika, panthenolu, alantoiny i masła shea. Jeśli planujecie opalanie, to warto odstawić krem na około tydzień przed. W przypadku mojego problemu wrastania smarowałam nogi Pilarixem na dzień, a na noc olejem z pestek winogron, który zmiękcza naskórek. 

✓ Unikanie kremów i balsamów z parafiną w składzie
Parafina pokrywa skórę tłustą warstwą, przez co możemy mieć pozorne wrażenie nawilżenia i ukojenia skóry. Osoby, które mają skłonności do wrastania włosów muszą na nią uważać, bo może utrudniać włoskom prawidłowe przebicie się przez skórę. Niektóre peelingi takie jak Tutti Frutti z Farmony w odkręcanym pudełku mają parafinę już na pierwszym miejscu w składzie.

✓ Golenie ostrą maszynką z ruchomą głowicą
Tak jak wspomniałam wcześniej - jednorazowe maszynki są wbrew pozorom najmniej szkodliwe. Muszą być jednak ostre i najlepiej z ruchomą głowicą. O mojej ulubionej pisałam tutaj klik. Kosztuje grosze, a jest naprawdę fajna. 

✓ Poślizg podczas depilacji czyli pianka, żel lub odżywka do włosów
Równie ważne od ostrej maszynki jest odpowiednie przygotowanie skóry do depilacji. Kiedy maszynka nie ma poślizgu lub jest tępa włosy są nierówno ucięte, przez co mogą zmienić kierunek swojego wzrostu. Najlepiej wcześniej zrobić delikatny peeling, a następnie nasmarować skórę pianką lub żelem do golenia. U mnie najlepiej sprawdza się gęsta maska do włosów np. Kallos Blueberry. Zapewnia odpowiedni poślizg, skóra nie piecze i nie pojawiają się na niej żadne podrażnienia. Sprawdzone!

✓ Uwaga na depilację woskiem
Znam mnóstwo osób, które problem wrastania załatwiły sobie poprzez nieumiejętną depilację woskiem w domowym zaciszu. Nie chodzi już o samą depilację, a niedokładne usunięcie wosku po całym zabiegu. Moja historia pokazuje jednak, że nawet w profesjonalnym salonie można zafundować sobie taką przyjemność, więc lepiej uważać na depilację woskiem. Tak jak wspomniałam - najbardziej lubię jednorazowe maszynki. Fakt, włosy odrastają szybko, ale mam pewność, że na skórze nie pojawią się dodatkowe problemy. 

✓ Elektrokoagulacja
Jeśli macie problem z uporczywym wrastaniem włosów w tych samych, pojedynczych miejscach i naprawdę nic nie pomaga, to warto udać się na zabieg elektrokoagulacji, która bezpowrotnie niszczy włos w tym miejscu.


Macie lub miałyście problem z wrastającymi włosami? Co Wam najbardziej pomogło? Mam nadzieję, że mój post będzie dla Was choć trochę przydatny.



PIELĘGNACJA TWARZY - CO WARTO KUPIĆ NA PROMOCJI ROSSMANN 2+2?

$
0
0
Rossmann przygotował kolejną promocję dla swoich klubowiczów i tym razem dotyczy ona produktów do pielęgnacji twarzy. Kupując cztery różne kosmetyki do pielęgnacji cery np. tonik, krem pod oczy, krem na dzień i serum, dwa z nich otrzymacie gratis (te tańsze).  W dalszej części wpisu podpowiem na co warto zwrócić uwagę i co ja sama planuję kupić.




GARNIER, PŁYN MICELARNY 3W1
Kiedy skończyła mi się moja Bioderma Sensibio, to sięgnęłam do swoich zapasów i zaczęłam zmywać swój makijaż płynem micelarnym Garnier. Kiedyś za nim nie przepadałam, a dzisiaj sprawuje się u mnie wyśmienicie. Nie podrażnia oczu, dobrze domywa pozostałości po tuszu do rzęs czy eyelinerze. Przeszkadza mi jedynie to, że podczas demakijażu lekko się pieni na waciku, ale nie jest to coś, co go dyskwalifikuje. Ważne, że nie powoduje żadnych nowych niedoskonałości i dobrze oczyszcza. I to właśnie ten płyn micelarny wpadnie do mojego koszyka w Rossmannie. 


AVA, SERIA AKTYWATOR MŁODOŚCI
Produkty marki Ava z serii Aktywator Młodości, a szczególnie ich kolagen morski i kwas hialuronowy to coś, na co warto zwrócić uwagę szczególnie, jeśli jesteście posiadaczkami cery tłustej i mieszanej. Tego typu sera są świetnym "podkładem" pod maskę algową, krem na noc czy maseczkę w płachcie. Są niesamowicie wydajne - niewielka ilość wystarczy, aby zafundować skórze porządną dawkę nawilżenia. Sera są lekkie i nie zapychają.


ALTERRA, OLEJEK DO TWARZY Z GRANATEM
Olejki z Alterry kupowałam niegdyś hurtowo, ale nie służyły mi do pielęgnacji twarzy czy masażu. Używałam ich do olejowania włosów i bardzo dobrze wspominam ich działanie. Mają rewelacyjny skład i za taką cenę naprawdę warto się skusić. Olejek z granatem jest przeznaczony do skóry bardzo suchej. Zawiera witaminę E, olej migdałowy i oczywiście olej z granatu. Jeśli jesteście posiadaczkami cery suchej, to warto włączyć go do nocnej pielęgnacji. Moja mama jest nim zachwycona już od wielu lat. Dołączę go do prezentu, który kupię mamie z okazji jutrzejszego święta. 


HADA LABO, SMOOTHING ANTI-FATIGUE EYE CREAM, KREM POD OCZY PRZECIW OZNAKOM ZMĘCZENIA 
To produkt, którego sama jestem bardzo ciekawa. Ma intensywnie nawilżać, redukować zmarszczki oraz oznaki zmęczenia, wygładzać skórę wokół oczu. Zawiera kolagen, wyciąg z Różowego Drzewa Jedwabnego oraz Kofeinę, która niweluje cienie i obrzęki pod oczami. Ciekawa jestem czy przebije swoim działaniem mojego ulubieńca czyli Clinique Pep-Start. To kolejny produkt, który wrzucam do koszyka. 


GLINKI Z L'OREAL 
Marka L'oreal wypuściła ostatnio oczyszczające glinki w trzech wersjach. Ja zdecyduję się na tę z węglem oraz na tę z eukaliptusem. Na drogeryjnych półkach brakuje produktów z glinkami i przyznam, że marka L'oreal doskonale wstrzeliła się w lukę. Czekam jeszcze tylko na czyste, sypkie glinki, które będzie można kupić w zwykłym Rossmannie, a nie zamawiać w internecie. 


FLOSLEK , KREM POD OCZY DO SKÓRY WRAŻLIWEJ
Był to prawdopodobnie pierwszy krem pod oczy jakiego zaczęłam używać. Dobrze nawilża, jest lekki i nie podrażnia. Nie daje efektu liftingu, więc będzie odpowiedni dla młodych dziewczyn, które nie wiedzą co wybrać, a już chciałyby zapobiegać pierwszym zmarszczkom. 


MINCER PHARMA, HYDROLIPIDOWY WYPEŁNIACZ ZMARSZCZEK 
Hydrolipidowy wypełniacz zmarszczek i ampułka hydroliftingująca to dwa produkty, na które warto zwrócić uwagę szczególnie wówczas, gdy zależy Wam na ujędrnieniu skóry. Ampułka to mój zdecydowany ulubieniec, o którym pisałam Wam w ostatnich ulubieńcach. Myślę, że będzie to świetny pomysł na prezent dla naszych mam. 


LIRENE, PEELING DROBNOZIARNISTY WYGŁADZAJĄCO - OCZYSZCZAJĄCY
To jedyny, drogeryjny peeling, który mnie nie zapycha, a bardzo dobrze usuwa wszystkie odstające skórki i zapewnia efekt odświeżenia. Nie ma w składzie parafiny, nie pozostawia lepkiej warstwy na powierzchni skóry i nie jest też zbyt mocno zdzierający. Pozostawia ładny, nienachalny zapach. Ostatnie opakowanie starczyło mi na około 8 miesięcy używania, więc tym chętniej kupię kolejny egzemplarz. 


EVREE, MAGIC ROSE, RÓŻANY TONIK DO TWARZY
Podczas ostatnich upałów idealnie sprawdził się u mnie do zwilżania skóry twarzy i nie tylko, gdy spędzałam czas na słońcu. Wspaniale odświeża i pięknie pachnie. Lubię pryskać nim twarz po demakijażu, ale jeszcze przed nałożeniem kremu na noc. Łagodzi wszelkie zaczerwienienia i sprawia, że skóra jest jakby bardziej miękka i przyjemna w dotyku. Jest jeszcze wersja niebieska dla cery z niedoskonałościami (odświeżający, hammelisowy tonik do twarzy), ale jej akurat nie polecam, ma dosyć wysoko alkohol w składzie. 


Promocja trwa od 20.05 do 30.05.2017.  Planujecie z niej skorzystać?





NAJLEPSZE PUDRY MATUJĄCE I UTRWALAJĄCE NA LATO DO PUDROWANIA NA MOKRO.

$
0
0
Pamiętacie mój stary wpis na temat pudrowania skóry na mokro (tutaj klik)? To moje absolutne odkrycie, jeśli chodzi o utrwalanie makijażu i gładką skórę jak z Photoshopa. Dziś zaprezentuję Wam 5 najlepszych pudrów z różnych półek cenowych, które warto nakładać mokrą gąbeczką, aby uzyskać najbardziej korzystny efekt. 



Zacznę od mojego faworyta w kategorii pudrów utrwalających i matujących, który świetnie sprawdza się nakładany zwilżoną gabeczką typu Beauty Blender czy Blend It (osobiście wolę właśnie Blend It, bo jest tańsza i tak samo świetna!). Mowa o pudrze marki Rouge Bunny Rouge Diaphanous - niewyczuwalny puder transparentny Poranne Dmuchawce. Znacie ten efekt ściągniętej, suchej skóry po aplikacji pudru transparentnego? Ten absolutnie tego nie robi i tak jak obiecuje producent jest niewyczuwalny. Bardzo miałki, unoszący się z opakowania jak dym sprawia, że skóra po przypudrowaniu na mokro jest naprawdę gładka. Różnicę po jego nałożeniu zobaczą te z Was, które mają rozszerzone pory i drobne dziurki po trądziku. Dzięki pudrowaniu na mokro skóra wygląda bardziej gładko i jedwabiście, a ten puder jest do tego idealny. Jedyny minus to cena, ale uważam, że przy takiej wydajności warto zainwestować tym bardziej, że nigdy mnie nie uczulił, ani nie spowodował wysypu niedoskonałości. Będzie dobry również dla tych z Was, które mają skórę normalną, nawet suchą. Nie zrobi z makijażu suchej skorupy i nie podkreśli odstających skórek.


Kolejny faworyt to kultowy już Kryolan Anti-Shine. Jego struktura jest już nieco mniej miałka, niż wcześniej omawianego pudru, ale to nie znaczy, że Kryolan jest gorszy. Muszę przyznać, że nieco lepiej wypada pod względem utrwalania makijażu, który po przypudrowaniu na mokro jest zaskakująco trwały. Jeśli macie naprawdę tłustą skórę, na której każdy podkład przy wyższych temperaturach się warzy i dosłownie spływa, to ten puder aplikowany na mokro powinien pomóc. Wady? Może być wyczuwalny na skórze po nałożeniu -  ściąga ją i przesusza, więc uwaga przy codziennym stosowaniu. Ja używam go tylko na strefę T czyli tam, gdzie naprawdę mocno się świecę. Jest to puder wodoodporny, więc przyda się na bardziej upalne dni. No i ta wydajność... Ciężko zużyć jedno opakowanie przed upływem daty ważności. 


Tańsza alternatywą do pudru z Kryolana może być Catrice Nude Illusion. Jeśli chodzi o działanie, to umieściłabym go pomiędzy Kryolanem, a Rouge Bunny Rouge. Nie jest tak mocno ściągający jak Kryolan, ale zmielony w podobny sposób jak RBR. Nałożony na mokro bardzo ładnie modeluje twarz, bo delikatnie wybiela strategiczne miejsca (strefę T). Dzięki takiej aplikacji możemy uzyskać naturalne konturowanie bez potrzeby nakładania dużej ilości pudru brązującego. Efekt matu utrzymuje się około 2-3 godzin, co przy produkcie z tej półki cenowej jest świetnym wynikiem. Nanoszenie go na mokro fantastycznie wypełnia pory i wygładza skórę, więc warto się nim zainteresować. 


Puder Vichy Dermablend jest w mojej kosmetyczce już od dawna, ale dopiero teraz doceniłam jego świetne działanie. Wystarczyło zmienić metodę aplikacji! Kiedy nakładałam go suchą gąbeczką lub pędzlem nie powalał mnie swoim działaniem. Nanoszony zwilżonym jajkiem Blend It sprawia, że skóra jest bardzo gładka, więc spróbujcie tak z pudrami, które wcześniej nie sprawdzały się zbyt dobrze. Minusem Vichy Dermablend jest to, że czasem powoduje u mnie lekki wysyp niedoskonałości, ale nie dzieje się to za każdym razem. 


I na koniec puder bananowy od Wibo o lekko żółtawym zabarwieniu. Używam go pod oczy nanosząc zwilżoną gąbką Blend It, ale w tym małym rozmiarze. Świetnie utrwala korektor pod oczami i zapewnia dodatkowy efekt zniwelowania cieni, zasinień oraz zaczerwienień w tych okolicach. Nie przesusza delikatnej skóry wokół oczu i jej nie podrażnia. Pamiętajcie natomiast o tym, aby nakładać go w niewielkich ilościach, aby uniknąć zbytniego zażółcenia. Kiedy puder "posiedzi" trochę na skórze i połączy się z sebum, makijaż twarzy wygląda równomiernie nawet przy dużych ilościach nałożonego produktu, ale na zdjęciach może się kolorystycznie wybijać. 


I tak prezentują się moi letni faworyci do utrwalania i matowienia podkładu metodą na mokro.  Warto zauważyć, że nie każdy puder się do tego nadaje. Raczej unikałabym próbowania tej metody w przypadku pudrów z kolorem (mogą powstać ciemniejsze plamy) lub transparentnych, ale w kamieniu (można w ten sposób zniszczyć puder). Jeszcze raz przypominam Wam wpis, w którym dokładnie opisywałam pudrować na mokrotutaj klik. 


Jaki jest Wasz ulubiony puder do pudrowania na mokro? A może nie próbowałyście jeszcze tej metody?







JAKIEJ WCIERKI AKTUALNIE UŻYWAM? LETNIA, KOJĄCA WCIERKA WZMACNIAJĄCA CEBULKI WŁOSÓW.

$
0
0
Uwielbiam naturalne wcierki do włosów, które można łatwym i niedrogim sposobem zrobić w domu. Dzięki stosowaniu wcierek odżywiamy skórę głowy i pobudzamy włosy do szybszego wzrostu. Dziś podam Wam prosty przepis na wiosenno-letnią wcierkę, która pomoże w walce z przetłuszczającą się skórą głowy, łupieżem oraz wzmocni cebulki, a także przyspieszy wzrost włosów.



Wcierki to prócz olejowania mój ulubiony sposób pielęgnacji włosów. Dzięki systematycznemu wcieraniu konkretnej mikstury w skórę głowy można pozbyć się wielu problemów takich jak łupież, nadmierne przetłuszczanie czy wypadanie włosów. Temat wcierek był już poruszany na blogu wiele razy i między innymi tutaj klikpisałam o wielu ciekawych wcierkach, które pomogą w walce o piękne włosy. Dziś prosty przepis na kolejną wcierkę i tym razem będzie to coś idealnego na upały. Mowa o wcierce na bazie świeżej mięty, z dodatkiem olejku z drzewa herbacianego. Dwa składniki, a potrafią czynić cuda.


Czego możecie się spodziewać po takiej wcierce? Już przy pierwszej aplikacji poczujecie przyjemne uczucie chłodu i odświeżenia. To wcierka idealna dla osób mających problemy z nadmiernym przetłuszczaniem się włosów i łupieżem. Mięta ma działanie przeciwświądowe, tonizujące i przeciwgrzybiczne. Jeśli borykacie się z łupieżem, który jest często przyczyną wypadania, to taka wcierka może naprawdę pomóc. Poza tym zwiększa  ukrwienie skóry głowy, dzięki czemu włosy są pobudzone do wzrostu. Olejek z drzewa herbacianego niszczy grzyby i bakterie oraz ma działanie chłodzące i odświeżające. Więcej o tym cudownym specyfiku pisałam tutaj klik - przeczytajcie koniecznie, bo ma wiele zastosowań! Połączenie tych dwóch składników jest wręcz idealne do wykonania letniej, kojącej wcierki do włosów. Aktualnie to moja ulubiona mikstura.

Jak zrobić taką wcierkę? Wieczorem zalewam gotującą wodą około 6 dużych listków świeżej mięty i przykrywam spodeczkiem. Kiedy napar nieco przestygnie wkładam go do lodówki i zostawiam na całą noc. Rano przelewam płyn (bez listków) do buteleczki, wkładam tam jeszcze 2-3 liście świeżej mięty i dodaję jedną kropelkę olejku z drzewa herbacianego. Wystarczy dosłownie jedna kropla i nie warto dodawać więcej, aby włosy nie były później przetłuszczone. Wstrząsam buteleczką i zaczynam wcieranie w skórę głowy. Robię kilka przedziałków na głowie i wcieram w nie przygotowaną miksturę. Jeśli się śpieszę, to podsuszam włosy suszarką, aby nie były mokre i układam jak zawsze. Butelkę z wcierką wkładam do lodówki i aplikuję jeszcze kolejnego dnia. Robię dzień przerwy i przygotowuję nową miksturę. Buteleczki z atomizerem możecie kupić np. w Superpharm - są w zestawach podróżnych, ale możecie też wykorzystać każdą inną buteleczkę po jakimś kosmetyku. Moja jest niewielkich rozmiarów, ale idealnie starcza na dwie aplikacje. 


Wcierkę stosuję już od miesiąca i świetnie poradziła sobie z nawracającym łupieżem. Poza tym włosy są bardziej puszyste i mięsiste u nasady oraz mniej się przetłuszczają. Mam również nadzieję na kolejne "baby hair", ponieważ moja mama, która stosuje ją dłużej niż ja zauważyła sporo nowych włosków! 


Moje drogie włosomaniaczki - jakie aktualnie wcierki stosujecie? Może skusicie się na moją miętówkę? Więcej porad na temat pielęgnacji i stylizacji włosów znajdziecie tutaj klik. 






NAWILŻAJĄCE KREMY POD OCZY - CO SIĘ U MNIE SPRAWDZIŁO, A CO NIE? HITY I KITY!

$
0
0
Skóra pod moimi oczami jest wyjątkowo wrażliwa - szybko się przesusza i łatwo ją podrażnić. Często pojawia się też opuchlizna, a także alergiczne zaczerwienienie oczu. Od dobrego kremu wymagam dużej dawki nawilżenia i ukojenia skóry, rozjaśnienia delikatnych cieni oraz działania liftingującego. Musi też dobrze wyglądać pod makijażem. Jakie kremy sprawdzają się u mnie najlepiej, a które były kompletną porażką? 



Moim faworytem od kilku dobrych miesięcy jest bogaty i treściwy krem pod oczy Clinique All About Eyes Rich. Jest też wersja żelowa - o wiele lżejsza i zdecydowanie mniej nawilżająca. To jak dotąd najbardziej gęsty krem pod oczy jaki miałam okazję stosować. Ma formę masła, które idealnie rozprowadza się na skórze i daje wrażenie natychmiastowego ukojenia. Nie tworzy na powierzchni skóry silikonowej powłoczki, która mogłaby rolować się w kontakcie z korektorem czy podkładem. Już po dwóch aplikacjach zauważyłam ogromną różnicę, jeśli chodzi o poziom nawilżenia mojej skóry pod oczami. Zniknęły suche, zmarszczone miejsca, które były spowodowane totalnym odwodnieniem. Po dwóch tygodniach regularnego stosowania zauważyłam, że jakby wypycha zmarszczki od środka i skóra wygląda naprawdę lepiej! Często pytacie mnie czy warto kupić All About Eyes Rich - w mojej opinii to jeden z lepszych kremów pod oczy, które są obecnie dostępne na rynku. Używam na noc, ale pod makijażem również spisuje się świetnie. Mam go w pojemności 15 ml i jest szalenie wydajny. Przy codziennym stosowaniu starcza mi na około 6 miesięcy. 


Żel od La Roche Posay Hydraphase Intense Yeux jest dla mnie produktem do zadań specjalnych. Mam na myśli sytuacje, kiedy moje oczy są zaczerwienione od alergii lub podrażnione jakimś kosmetykiem do makijażu. Wówczas żel od La Roche Posay to istne wybawienie - praktycznie od razu likwiduje uczucie pieczenia, swędzenia czy jakiegokolwiek dyskomfortu. Niestety nie nawilża tak dobrze, jakbym sobie tego życzyła, natomiast znajduje się w moim niezbędniku jako produkt ratunkowy. Przy mojej częstej alergii na różne pyłki, to prawdziwy "must have". 


I na koniec krem, którego używam na dzień, pod makijaż. Znów pojawia się tutaj marka Clinique, która absolutnie nie sponsoruje tego wpisu. Niektóre ich produkty są po prostu genialne w swoim działaniu i Pep-Start jest jednym z nich. To niepozorny krem pod oczy, który daje uczucie nawilżenia przez cały dzień. Dzięki niemu korektor pod oczami nie wygląda sucho i nie zbiera się w załamaniach. Mam też wrażenie, że ma działanie liftingujące i rozjaśniające cienie pod oczami, a skóra po jego aplikacji jest rozświetlona i wypoczęta. Ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania, ale uwaga - z nałożeniem makijażu trzeba poczekać do jego całkowitego wchłonięcia. W przeciwnym razie połączy się z pigmentem korektora czy podkładu i będzie wyglądał fatalnie. Zużyłam już pięć opakowań tego produktu i nie zamierzam z niego rezygnować. Nie podrażnia moich oczu i daje mi dokładnie to, czego oczekuję od dobrego kremu pod oczy. Jedynie opakowanie pozostawia wiele do życzenia - wolałabym coś bardziej precyzyjnego, bo podczas wyciskania kremu z opakowania czasem wydostaje się zbyt duża ilość.


A tak prezentują się konsystencje moich ulubionych kremów pod oczy. Pierwszy od lewej to Clinique Pep-Start, drugi to Clinique All About Eyes Rich, trzeci Clinique All About Eyes (wersja żelowa), a czwarty to La Roche Posay Hydraphase Yeux.


Ostatnio miałam okazję przetestować kilka nowych kremów pod oczy. O dwóch z nich jest w sieci dosyć głośno i oczywiście nie mogłam się oprzeć, by sprawdzić, czy naprawdę są tak dobre. Niestety żaden z nich nie spełnił moich oczekiwań. Pokazuję Wam je na grafice, bo już zdążyłam się ich pozbyć - może komuś innemu posłużą. Oto produkty, które się u mnie nie sprawdziły:

RESIBO
O marce Resibo jest dosyć głośno w sieci. Ich składy są całkiem niezłe, natomiast przetestowałam kilka kosmetyków i żaden z nich się u mnie nie sprawdził. I takim właśnie produktem był ich krem pod oczy, który sprawiał, że codziennie rano budziłam się z opuchnięciami na powiekach i ogromnym podrażnieniem spojówki. Miał nawilżać i redukować cienie oraz obrzęki - niestety u mnie przyniósł więcej szkody, niż pożytku. Plus za ładny zapach i wygodne opakowanie z pompką. 

KIEHL'S CREAMY EYE TREATMENT WITH AVOCADO
O kremie marki Kiehl's z awokado również było bardzo głośno. Przyznam, że skojarzenie z tym owocem to trafny zabieg, który mnie samą przekonał do zakupu. Uwielbiam maseczki na bazie awokado, bo są niesamowicie nawilżające, natłuszczające i regenerujące zarówno włosy, jak i skórę. Niestety krem od Kiehl's mnie zawiódł. Nie był ani mocno nawilżający, ani natłuszczający i w zasadzie nie zauważyłam żadnych pozytywnych efektów. Miałam nawet odczucie większego przesuszenia skóry po umyciu twarzy, co przed stosowaniem kremu nie miało miejsca aż w takim stopniu. Podarowałam go kuzynce i jestem ciekawa czy u niej będzie podobnie.

HADA LABO, SMOOTHING ANTI-FATIGUE EYE CREAM
A to już produkt, który kupiłam przy okazji ostatniej promocji w Rossmannie. Krem jest bardzo przeciętny, a obietnice producenta mocno przesadzone. Miał intensywnie nawilżać - nie robi tego. Czy niweluje obrzęki? Niestety nie. Obietnicę redukcji zmarszczek sobie podarowałam, bo puściłam krem w świat. Być może ktoś inny będzie z niego zadowolony. 


Jakie są Wasze ulubione kremy pod oczy? Macie jakieś zdanie na temat produktów, które się u mnie nie sprawdziły? Jestem ciekawa Waszych opinii.






MUST HAVE W MOJEJ KOSMETYCZCE CZYLI 8 CUDOWNYCH ZASTOSOWAŃ KREMU DLA DZIECI BEPANTHEN SENSIDERM!

$
0
0
Od kiedy pamiętam zawsze chętnie spoglądałam na drogeryjne półki z pielęgnacyjnymi produktami dla dzieci. Można tam znaleźć wiele kosmetycznych hitów o dobrych składach, które posłużą również osobom dorosłym. I tak trafiłam na krem Bepanthen, który jest moim absolutnym hitem! Jedno jest pewne - warto mieć go w swojej kosmetyczce. Dlaczego? Czytajcie dalej.



Krem Bepanthen odkryłam kilka miesięcy temu i przetestowałam kilka wersji tego produktu. Najlepiej sprawdził się u mnie Sensiderm Krem, który ma całkiem przyzwoity skład i szerokie zastosowanie. Uwielbiam produkty, które odkrywam zupełnie przypadkowo i okazuje się, że za całkiem przyzwoitą cenę otrzymujemy coś tak wielofunkcyjnego! Aktualnie w Rossmannie kupicie go za 19,99 i ja zrobiłam już mały zapasik. Bepanthen poradzi sobie z takimi problemami jak:

→ MOCNO PRZESUSZONA I PODRAŻNIONA SKÓRA
Moja skóra rządzi się swoimi prawami. Jest tak kapryśna, że nie mogę przewidzieć czy jednego dnia będzie tłusta, a drugiego totalnie przesuszona. Już jakiś czas temu pisałam Wam, że wdrażam nowy schemat pielęgnacji, bo poprzedni przestał się sprawdzać. Przełomem był właśnie krem Bepanthen, który doprowadził moją skórę do idealnej równowagi. Nakładałam go po zmyciu makijażu na noc i już po kilku dniach zauważyłam, że przestała się szaleńczo przetłuszczać, a po suchych, odstających skórkach nie było nawet śladu. Obawiałam się trochę tej oliwy z oliwek w składzie, ale na szczęście nie spowodowała żadnych nowych niedoskonałości. Jeśli zatem macie problem z suchością i podrażnieniem cery, to polecam wypróbować. 

→ ALERGICZNY ŚWIĄD SKÓRY I WYSYPKI
Jestem totalnym alergikiem i aktualnie przechodzę przez małe piekło. Uciążliwe swędzenie skóry i miejscowe wysypki są u mnie na porządku dziennym. Latem dochodzi jeszcze posłoneczna wysypka, która jest moim utrapieniem. Próbowałam już wielu specyfików - od tych drogeryjnych, po apteczne, przepisane przez dermatologa, ale nic tak dobrze nie koi mojej skóry i nie powoduje ustąpienia wysypki, jak właśnie Bepanthen. Dodam, że bardzo szybko się wchłania, nie jest lepki i nie tworzy na skórze nieprzyjemnej, tłustej warstwy, co jest dla mnie bardzo ważne.

→ OPARZENIA SŁONECZNE
Kiedy zdarzy mi się przesadzić z opalaniem, to również sięgam po Bepanthen. Wspaniale koi skórę, łagodzi uczucie ściągnięcia, pieczenia i przede wszystkim zaczerwienienie. Jeśli opalacie się na tak zwanego "raczka", to Bepanthen powinien pomóc. 

→ ZAJADY, PĘKAJĄCE KĄCIKI UST I ŚLADY PO PRYSZCZACH
Bepanthen sprawdza się także w przypadku wszelkich dolegliwości, które mogą występować w kącikach ust. U mnie zdarza się to w momencie, kiedy przypadkowo dotknę kącika podczas smarowania twarzy maściami przeciwtrądzikowymi typu Duac, Acnelec czy Isotrex. Wówczas kolejnego dnia kąciki ust są zaczerwienione i popękane. Wystarczy grubsza warstwa Bepanthenu, aby wszystko wróciło do normy. Powinien pomóc także po przebytej opryszczce, kiedy zostaje zaczerwieniony ślad w miejscu jej wystąpienia. Wszelkie ślady po pryszczach również znikają szybciej i są bardziej blade. 

→ PODRAŻNIENIA POD NOSEM
Co prawda sezon grypowy za nami, natomiast alergicy mają problem z katarem praktycznie przez cały rok. Myślałam, że będę musiała przyzwyczaić się do ciągłego podrażnienia okolicy pod nosem i suchych skórek, aż w końcu nałożyłam tam grubszą warstwę Bepenthenu. I to był strzał w dziesiątkę!

→ PODRAŻNIENIE PO GOLENIU OKOLIC BIKINI I NIE TYLKO
Borykacie się z ciągłym podrażnieniem skóry po depilacji? Do moich łagodzących hitów prócz żelu Nivea Men (o którym pisałam tutaj klik) oraz żelu aloesowego dołączył Bepanthen. Używam go aktualnie profilaktycznie zaraz po depilacji i nie mam już problemu z jakimkolwiek podrażnieniem czy krostkami. 

→ MOCNE PRZESUSZENIE OKOLIC POD OCZAMI
Wczoraj pisałam Wam o moich ulubionych kremach pod oczy, a także tych, które zupełnie się nie sprawdziły. Jeśli jeszcze go nie czytałyście, to zapraszam tutaj klik. W stanach bardzo mocnego przesuszenia skóry pod oczami, a przede wszystkim alergicznego zaczerwienienia, kiedy tak naprawdę nic nie pomaga, warto nałożyć grubszą warstwę Bepanthenu w formie maseczki. Ja robię tak, że aplikuję sporą ilość pod oczy, biorę kąpiel, a następnie po około 20 minutach ścieram to, co się nie wchłonęło. Efekt ukojenia gwarantowany.

→ SUCHE SKÓRKI WOKÓŁ PAZNOKCI
Krem idealnie sprawdza się także do nawilżania suchych skórek wokół paznokci. Jeśli macie problem z twardymi, zrogowaciałymi miejscami, to Bepanthen również sobie z tym poradzi. 


Przyznam, że uwielbiam polecać Wam tego typu produkty, które same mnie totalnie zaskoczyły. Mam nadzieję, że Bepanthen na stałe zagości w Waszych kosmetyczkach. Ja z uwagi na moją alergię noszę go nawet w torebce :-) Dajcie znać czy już próbowałyście!




TRENING W DOMU CZYLI JAK ĆWICZYĆ, KIEDY NIE MASZ CZASU NA SIŁOWNIĘ? SPALACZ TŁUSZCZU, SEXY UDA I POŚLADKI ORAZ BODY PUMP ZE SZTANGĄ.

$
0
0
Dzisiejszy wpis powstał z myślą o tych z Was, które nie mają czasu na siłownię i zdecydowanie bardziej preferują ćwiczenia w domowym zaciszu. Lubię trening w domu, bo nie trzeba tracić czasu na dojazd do siłowni, stanie w korkach i powrót. Pokaże Wam swoje ulubione ćwiczenia i sprzęt, którego używam, więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam do czytania dalej.


Trening na siłowni ma kilka niewątpliwych plusów. Muszę przyznać, że patrząc na tych wszystkich ludzi w okół, którzy wylewają siódme poty, jestem bardziej zmotywowana do pracy nad swoją sylwetką. Poza tym trenerzy, którzy są tam obecni mogą skorygować naszą technikę i podpowiedzieć jaki rodzaj treningu będzie dla nas najlepszy. Już samo wyjście na siłownię ma na nas pozytywny wpływ - mamy poczucie dobrze zainwestowanego czasu, który za kilka tygodni zaprocentuje lepszym samopoczuciem i bardziej atrakcyjnym ciałem. Jeśli jednak nie możecie się przekonać do treningu na siłowni, albo po prostu nie jesteście w stanie wyrobić się czasowo (dojazd, powrót itp), to wówczas warto zainteresować się treningiem w domu. dla mnie to zdecydowanie lepsza opcja i siłownię odwiedzam aktualnie dosyć sporadycznie. Jeśli to robię, to wybieram zajęcia grupowe typu joga czy pilates.


Na początek kilka słów na temat stroju, w jakim ćwiczę. Trening w domu nie oznacza, że trzeba robić to w byle jakich ciuchach. Uwierzcie mi, że strój ma ogromne znaczenie z psychologicznego punktu widzenia. Kiedy zakładamy fajne leginsy, wygodny stanik sportowy i buty, to będziemy bardziej zmotywowane do pracy. Na zdjęciu widzicie moje ulubione, zielone leginsy z Gym Hero (na pierwszym zdjęciu), które ładnie modelują nogi. Lubię też leginsy z Nike Pro - są bardzo obcisłe i nie zsuwają się podczas ćwiczeń, a to również bardzo ważne (nie ma chyba nic bardziej denerwującego niż zjeżdżające gacie podczas wykonywania przysiadów czy innych tego typu aktywności). Jeśli chodzi o staniki sportowe, to u mnie bardzo dobrze sprawdzają się te z H&M. Są wygodne, mięciutkie i nigdzie nie uciskają. Mam je w dwóch kolorach - różowym i czarnym. Na stanik sportowy zakładam jakąś luźną koszulkę na ramiączkach lub z krótkim rękawem. Jeśli idę na jogę, to wolę coś bardziej obcisłego, bo wykonując te różne akrobacje luźna koszulka będzie się zsuwać odsłaniając brzuch. Przy ćwiczeniach siłowych i cardio wolę coś mniej przylegającego do ciała. Buty to chyba jeden z najważniejszych elementów stroju do ćwiczeń. Pod żadnym pozorem nie róbcie treningu w domu na boso, bo to może przyczynić się do powstania kontuzji. Model z Nike Coremotion TR2 służy mi już ponad rok i jestem z tych butów bardzo zadowolona. Wygoda na pierwszym miejscu!


A teraz troszkę o treningach na YouTube, z których korzystam. Na początek zestawy, do  których nie musicie mieć żadnych dodatkowych sprzętów - wystarczy wygodny strój. Moje ulubione cardio przed treningiem siłowym, to zestaw ćwiczeń, który zamieszczam poniżej. Jest prawdziwym spalaczem tłuszczu - męczący, ale za to różnorodny i nie nudzi mnie tak, jak trening z Ewą Chodakowską. Ewa ma bardzo fajne i dające rezultaty treningi, ale osobiście nie przypadły mi do gustu na tyle, by do nich wracać. W poniższym treningu omijam jedynie ćwiczenia rozciągające, które są pod koniec. Wykonuję je dopiero po zakończonym treningu siłowym, o którym napiszę w dalszej części. 



Innym treningiem rozgrzewającym przed ćwiczeniami siłowymi jest ten w stylu Victoria's Secret :-) Trwa nieco krócej, niż ten wcześniejszy, ale również pozwala się nieźle rozgrzać przed sztangą i kettlem. Lubię go za to, że dziewczyny skupiają się na mięśniach nóg I pośladków, które są moimi ulubionymi partiami do ćwiczeń.



Często wybieram też treningi z Natalią Gacką, która również ma bardzo ciekawe zestawy ćwiczeń na różne partie ciała. Mój ulubiony to oczywiście ten na uda i pośladki. Jeśli interesuje Was rozruszanie innych partii ciała, to Natalia ma mnóstwo świetnych zestawów, które wycisną z Was siódme poty. Jedno jest pewne - efekty przyjdą bardzo szybko!



Przejdę teraz do treningu siłowego, do którego będziecie potrzebowały sztangi. Długo zwlekałam z zakupem tego typu sprzętu, ale nie żałuję ani jednej, wydanej złotówki. Sztanga o ile jest używana poprawnie i macie wyrobioną technikę, przynosi bardzo szybkie efekty w modelowaniu nóg i pośladków. Wzmocni też mięśnie klatki piersiowej, ramion, barków czy brzucha. Nie musicie się obawiać o utratę kobiecości w związku z treningiem siłowym. Bez żadnych wspomagaczy i naprawdę morderczych treningów nie zbudujecie sylwetki kulturystki. Ćwicząc ze sztangą nabierzecie pięknych, jędrnych kształtów jak u lasek z Instagrama. Najlepiej zacząć od najmniejszych obciążeń i stopniowo dokładać ciężaru. Pamiętajcie jednak, aby dowiedzieć się jak prawidłowo wykonywać takie ćwiczenia, bo nieumiejętna postawa może sprawić, że nabawicie się kontuzji. Na YouTube jest mnóstwo poradników na temat odpowiedniego używania sztangi dla kobiet, a najlepiej wybrać się na jakieś zajęcia typu "Body Pump" i tam instruktor powinien skorygować ewentualne błędy. Wówczas późniejsze ćwiczenia w domu będą dla Was bezpieczne. Poniżej zestaw ćwiczeń ze sztangą, który naprawdę uwielbiam. 



I jeszcze zestaw od Natalii, który również bardzo lubię. Jest trochę mniej wykańczający, jak ten pierwszy, ale również daje nieźle popalić. Trwa co prawda tylko 16 minut, ale to najgorsze 16 minut, jakie początkowo przeżywałam. Teraz nie mogę się doczekać tego przyjemnego zmęczenia po zakończonym treningu. Uwaga, taki wysiłek uzależnia!



Kiedy mam słabszy dzień, to wykonuję ćwiczenia zaproponowane przez Agatę z bloga Fitness All Day (klik). Jej blog to prawdziwa skarbnica wiedzy na temat ćwiczeń, które są pokazane w bardzo jasny i zrozumiały sposób. Gdybym mieszkała w Kaliszu, to chciałabym, aby to właśnie ona została moim trenerem personalnym :-) A zestaw ćwiczeń ze sztangą od Agaty znajdziecie tutaj klik - wykonuję 4 serie. A poniżej bardzo fajny zestaw ćwiczeń na mięśnie brzucha, z którego również często korzystam. 



I to na dzień dzisiejszy wszystkie zestawy ćwiczeń, z których regularnie korzystam. Na koniec wykonuję rozciąganie, o którym wspomniałam przy okazji pierwszego filmu. Jak często ćwiczę? To zależy. Czasem codziennie, a w słabszych momentach co drugi dzień. Staram się jednak robić to minimum 3 razy w tygodniu. 

Dziewczyny, napiszcie jak to jest z Wami, jeśli chodzi o siłownię lub ćwiczenia w domu. Co wolicie? Podzielcie się też w komentarzach linkami do Waszych ulubionych ćwiczeń na YouTube! 


MIESIĄC OLEJOWANIA WŁOSÓW OLIWKĄ DLA MAM BABYDREAM PFLEGEOL - JAKIE EFEKTY?

$
0
0
Dziś mija miesiąc regularnego olejowania moich włosów oliwką pielęgnacyjną dla mam Babydream Pflegeol. Produkt co prawda jest przeznaczony dla kobiet w ciąży i ma nawilżać skórę przeciwdziałając rozstępom, ale z uwagi na świetny skład postanowiłam przetestować go na moich włosach. Jak się sprawdził? O tym przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu.



Niedawno pisałam Wam, że chętnie zaglądam na drogeryjne półki z produktami dla maluchów i mam. To właśnie tam znalazłam krem Bepanthen (pisałam o nim tutaj klik) i do dziś jest moim hitem, jeśli chodzi o pielęgnację skóry. Moją uwagę zwróciła też oliwka na rozstępy dla mam. Zainteresował mnie przede wszystkim świetny skład - jest tam olej ze słodkich migdałów, olej makadamia, olej sojowy, olej ze słonecznika, olej jojoba i witamina E. Do tego jedynie substancja zapachowa i to koniec. Co prawda kiedyś używałam tej oliwki do nawilżania skóry, ale nie testowałam jej na włosach. Dziś mija miesiąc od kiedy pierwszy raz postanowiłam użyć jej do całonocnego olejowania moich włosów. Jakie są efekty? 

→ Zmiękczenie i wygładzenie włosów - muszę przyznać, że żaden olej, którego używałam do olejowania włosów nie zmiękczył ich tak, jak oliwka Pflegeol. Moje włosy przez jakiś czas były sztywne i dosyć nieprzyjemne w dotyku, ale już po kilku nocach spędzonych z tą oliwką wróciły do swojej jedwabistości. Są teraz miękkie jak u dziecka! Uważam to za niesamowite osiągniecie, bo wcześniej używane oleje nie przynosiły już tak spektakularnego efektu. 

→ Dociążenie włosów - moje włosy są z natury skłonne do puszenia i to właśnie olejowanie sprawia, że są odpowiednio dociążone, ale nie przetłuszczone. Nie każdy olej się u nich sprawdza i mieszkanki zazwyczaj nie przynosiły oczekiwanego rezultatu. Zupełnie inaczej było w przypadku oliwki Babydream - moje włosy przestały się puszyć nawet przy dużej wilgotności na zewnątrz. Najbardziej zadowolona jestem z wyglądu moich końcówek, które znów są gładkie i nie przypominają rozczochranej szczotki. Dochodzę do wniosku, że połączenie olejów w składzie musi być po prostu wyjątkowo udane.

→ Nabłyszczenie włosów - przez to, że moje włosy były ciągle spuszone i szorstkie zniknął ich połysk. Teraz znów wróciły do dawnej świetności i pokuszę się nawet o stwierdzenie, że lśnią nieco bardziej. 

→ Koniec z elektryzowaniem - mimo, że okres grzewczy się skończył, to moje włosy zaczęły się niemiłosiernie elektryzować. Co prawda zmieniłam trochę rzeczy w pielęgnacji i podejrzewam który produkt jest winowajcą, ale nawet po jego odstawieniu moje włosy nadal się elektryzowały. Nie pomagała odżywka bez spłukiwania, ani silikonowe serum. Dopiero po kilku olejowaniach z udziałem oliwki Babydream problem całkowicie ustąpił! 


Plusem jest też to, że oliwka pięknie pachnie i jest niesamowicie wydajna. Za około 12 złotych kupicie produkt o świetnym składzie - komponując oleje samodzielnie zapłacicie o wiele więcej. Używam jej też do nawilżania ciała po kąpieli na jeszcze wilgotną skórę. Robię tak, że po wyjściu spod prysznica rozsmarowuję odrobinę oliwki na całym ciele, chwilkę czekam i delikatnie wycieram się ręcznikiem. Efekt to miękka, delikatna skóra, a zapach jest tak kojący i przyjemny, że wręcz ułatwia zasypianie. Wyczuwam ten zapach jeszcze rano :-) Oliwki używam też do masażu antycellulitowego przy bańkach chińskich. Jest to kolejny produkt z półki dla dzieci i mam, który mogę zaliczyć do swoich kosmetycznych hitów.


Dziewczyny, dajcie znać czy próbowałyście olejować włosy oliwką Pflegeol!



TRZY TOREBKI NA WIOSNĘ/LATO: MOHITO, RESERVED, CCC.

$
0
0
Torebki to moja mała słabość. Lubię je zmieniać w zależności od sezonu i dziś pokażę Wam trzy ulubione modele. Będą to dwie małe listonoszki oraz jedna duża torba, w której mieści się mój komputer. Wszystkie torebki pochodzą z aktualnych kolekcji popularnych sieciówek, więc będziecie mogły je jeszcze dorwać.



Małe torebki w stylu listonoszek mają wiele plusów. Są lekkie, można je przewiesić przez ciało i mieć wolne ręce, a poza tym mieszczą niewiele rzeczy, co jest dla mnie bardzo ważne. Nie zabieram ze sobą połowy dobytku i będąc np. na spacerze czy zakupach nie dźwigam dodatkowych ciężarów. Do szarej torebki z Reserved wchodzi telefon, klucze, kosmetyczka i portfel, a więc wszystko to, czego najbardziej potrzebuję. Torebka jest świetnej jakości - materiał przypomina fakturą skórę saffiano jak w modelach od Michaela Korsa, więc jest odporna na wszelkie zarysowania. Sama w sobie jest bardzo lekka, a więc nawet z dodatkową zawartością nie stanowi dużego obciążenia. Kupiłam ją głównie z uwagi na neutralny kolor, który do wszystkiego pasuje oraz jasne wnętrze. Pasek można regulować, ale niestety nie jest odpinany. Mimo to bardzo ją lubię i jeśli szukacie tego typu torebki, to powinna jeszcze być w aktualnej kolekcji Reserved. Kosztowała 79,90. 


Kolejnym modelem, który bardzo często noszę jest mała listonoszka z Mohito w odcieniu brudnego różu. Pamiętacie torebkę Michaela Korsa w odcieniu Dusty Rose, którą kiedyś pokazywałam na blogu (tutaj klik)? Kolor torebki z Mohito jest bardzo podobny. Uwielbiam ją za to, że jest bardzo dobrze wykonana i wbrew pozorom mieści naprawdę mnóstwo rzeczy. Pasek można odpiąć i co ważne - ma obrotowe uchwyty, więc nie ma problemu z jego plątaniem się. Kiedy pokazałam ją pierwszy raz na blogu, to dostałam mnóstwo pytań o to jak się nosi i muszę przyznać, że jestem z niej bardzo zadowolona. Nie ustępuje jakością torebkom z wyższej półki, a kosztowała zaledwie 69 złotych. Chciałam kupić jeszcze ten sam model w odcieniu pudrowego różu, natomiast torebki bardzo szybko się wysprzedały. Nic dziwnego, bo są naprawdę rewelacyjne. Jeśli gdzieś je jeszcze dorwiecie - bierzcie w ciemno.


I na koniec torebka, którą kupiłam niedawno w CCC. Pierwsze skojarzenie? Michael Kors Jet Set Travel. Długo zastanawiałam się nad kupnem właśnie tego modelu od MK, natomiast miałam inne wydatki. Póki co zdecydowałam się na torebkę marki Jenny Fairy i jak dotąd bardzo dobrze mi służy. Mieści komputer, portfel, kosmetyczkę, dokumenty, klucze i kilka innych rzeczy, które są dobrze zabezpieczone przed uszkodzeniem, bo torebka jest dosyć sztywna i nie traci kształtu. Pod spodem ma złote nóżki, więc można ją stabilnie postawić na ziemi. Najbardziej jednak przypadł mi do gustu jej kolor, który jest szlachetny i elegancki, a na żywo prezentuje się jeszcze lepiej. Kiedy weszłam do sklepu, to właśnie ta torebka od razu przykuła moją uwagę. Faktura materiału również przypomina skórę saffiano. To bardzo wdzięczne tworzywo, bo nie widać na nim żadnych rysek i otarć. Odpięłam od torebki jedynie złoty brelok, który trochę hałasuje podczas chodzenia. To idealny model do pracy czy na uczelnię, więc jeśli szukacie takiej torebki - zajrzyjcie do CCC. Kosztowała stówkę, więc to naprawdę fajna cena za taką jakość. 

I tak prezentują się moje trzy ulubione torebki na sezon wiosna/lato. Dziewczyny, co sądzicie o kupowaniu tańszych torebek? A może wolicie wydać więcej na coś bardziej markowego? Ile byłybyście w stanie wydać na torebkę? Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi! 

BRAUN FACESPA 851V DO DEPILACJI, OCZYSZCZANIA I WITALIZACJI TWARZY - CZY WARTO?

$
0
0
Ostatnio dostaję od Was mnóstwo pytań odnośnie depilacji wąsika i tzw. meszku na twarzy. Kiedy marka Braun zaproponowała mi przetestowanie depilatora do twarzy, który posiada końcówki oczyszczające i końcówkę witalizującą  pomyślałam, że to świetna okazja, aby podzielić się z Wami moją opinią na temat takiego urządzenia. Czy warto zainwestować w FaceSpa? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu, który powstał we współpracy z marką Braun.



Jak wiecie bardzo lubię najróżniejsze formy oczyszczania i peelingu mojej cery. Przetestowałam już mnóstwo szczoteczek sonicznych i myjek, z których nie byłam do końca zadowolona. Mimo, że jestem posiadaczką cery tłustej/mieszanej, to moja skóra jest bardzo wrażliwa i łatwo ją podrażnić. Dostaję też od Was wiele pytań odnośnie usuwania wąsika i meszku na twarzy, a że sama borykam się z drobnymi włoskami nad górną wargą, to postanowiłam wypróbować gadżet od Braun i napisać Wam jak się sprawdził. W zestawie, który posiadam są trzy wymienne końcówki - szczoteczka soniczna do mycia twarzy, nakładka witalizująca oraz oczywiście depilator. Do tego jest jeszcze podświetlane lusterko powiększające, kosmetyczka, szczoteczka do oczyszczania urządzenia oraz nasadka ochronna. Na zdjęciu widzicie dokładnie jak to wygląda. 


Na początek kilka słów o końcówce depilującej, która osobiście interesowała mnie najbardziej. Obawiałam się, że nie będzie w stanie usunąć drobnych włosków np. nad górną wargą, ale radzi sobie z tym doskonale. Wcześniej wyrywałam włosy pęsetką, co było dosyć czasochłonne i bolesne, natomiast dzięki temu depilatorowi udaje mi się to zrobić w kilka sekund. Bałam się bólu, ale cały proces depilacji trwa tak krótko, że nie odczuwam takiego dyskomfortu jak w przypadku pęsety. Nie próbowałam usuwać tzw. meszku na twarzy, ponieważ osobiście mi on nie przeszkadza, ale wiem, że wiele z Was to robi, aby podkład wyglądał na skórze jeszcze lepiej. Myślę, że depilator również sobie z tym poradzi. Podsumowując, nakładka depilująca jest naprawdę genialna i jeśli szukacie tego typu urządzenia, to FaceSpa będzie dobrym wyborem. Tym bardziej, że ma jeszcze dwie inne końcówki, które można wykorzystać, ale o tym za chwilę. 


Jeśli chodzi o końcówkę myjącą, to używam jej co drugi dzień wieczorem, aby dobrze oczyścić skórę z wszelkich zanieczyszczeń. Nie jest zbyt twarda, ani zbyt miękka, więc nadaje się także do lekkiego peelingu. Najpierw zmywam makijaż żelem myjącym, a następnie nakładam go na środek szczoteczki i masuję nią całą twarz omijając okolicę oczu. Lubię ten efekt odświeżenia i miękkości skóry po jej użyciu. Usuwa wszelkie suche skórki, więc sięgam po nią także przed większym wyjściem kiedy chcę, aby podkład prezentował się naprawdę dobrze. Tak jak już wcześniej wspomniałam - jestem posiadaczką bardzo wrażliwej skóry, którą większość tego typu szczoteczek mocno podrażnia. W przypadku FaceSpa nic takiego się nie dzieje, ale na wszelki wypadek używam jej co drugi dzień. 


Ostatnim wymiennym elementem jest nakładka witalizująca. która jest dla mnie prawdziwym hitem. Używam jej zazwyczaj rano, kiedy chcę pobudzić skórę do życia i w tej roli sprawdza się naprawdę genialnie. Jest bardzo mięciutka i sprężysta, dzięki czemu masaż to prawdziwa przyjemność. Nakładam na nią odrobinę żelu myjącego, delikatnie zwilżam skórę i zaczynam masaż, który trwa około 2 minut. Zauważyłam, że skóra po jej użyciu jest jakby bardziej "gęsta" i jędrna. 


W zestawie znajduje się powiększające i podświetlane lusterko, które przydaje się podczas depilacji twarzy i "wyłapuje" wszelkie nieusunięte włoski. Fajny gadżet, który noszę w torebce i ilekroć go wyciągam, to wzbudza sensację.


Decydując się na test tego urządzenia najbardziej zależało mi na końcówce depilującej, która spisała się naprawdę wzorowo. Nasadka myjąca nie spowodowała żadnych podrażnień i rewelacyjnie sprawdza się przed większym wyjściem kiedy chcę, aby skóra wyglądała naprawdę dobrze. Natomiast największym zaskoczeniem zestawu jest dla mnie nasadka witalizująca, po którą sięgam każdego ranka. FaceSpa jest zasilane na jedną baterię AA, co może być jego mankamentem, ale ta, którą miałam w zestawie nadal mi służy, a używam tego urządzenia codziennie.  Podsumowując, jest to bardzo przydatny gadżet, który mogę Wam śmiało polecić. Kupicie go np. w Media Expert (tutaj klik).


Co myślicie o takim urządzeniu? Miałyście okazję testować? 




SPOSÓB NA KURZĄCE SIĘ PĘDZLE DO MAKIJAŻU!

$
0
0
Dziś wpadam do Was z moim małym odkryciem, jeśli chodzi o przechowywanie pędzli do makijażu. Od dawna szukałam sposobu na to, aby zabezpieczyć je przed osiadaniem kurzu, jednak nie chciałam ich chować w szufladzie z obawy przed odkształcaniem włosia. I w końcu wpadła mi w oko szklana kopuła z piękną, złotą podstawką, którą pokażę Wam bliżej w dalszej części dzisiejszego wpisu. 



Próbowałam już wielu form przechowywania pędzli do makijażu, ale większość z nich wiązała się z tym, że musiałam je chować np. do szuflady czy toaletki. To nie do końca zdawało egzamin, bo pędzle brudziły wnętrze szuflady, ich włosie się odkształcało, a poza tym odnalezienie konkretnego modelu zajmowało mi trochę czasu. Drugą kwestią jest to, że pędzle, które posiadam są na tyle ładne, że stanowią ozdobę mojej toaletki i mam ochotę je wyeksponować. Niestety kiedy są postawione na toaletce osiada na nich kurz, co jest trochę niehigieniczne. Jako posiadaczka cery problematycznej staram się unikać wszelkich sytuacji, które mogłyby pogorszyć stan skóry, a higiena pędzli czy gąbeczek do podkładu to podstawa. 

Podczas ostatniej wizyty w sklepie Ikea natknęłam się na szklaną kopułę Harliga ze złotą podstawką i to był strzał w dziesiątkę. Kosztowała 69,90 i była też wersja z drewnianą podstawką. Lubię ładne i funkcjonalne gadżety do domu, a ten jest wprost stworzony do przechowywania pędzli i innych akcesoriów do makijażu. Kopuła jest teraz ozdobą mojej toaletki, a pędzle mają swój nowy, bezpieczny domek. 


Muszę przyznać, że całość prezentuje się naprawdę świetnie i cieszy oko. Jeśli tak jak ja macie bzika na punkcie organizacji swoich produktów do makijażu, to pewnie zrozumiecie moje zachwyty :-) Dajcie znać jaki jest Wasz sposób na przechowywanie pędzli! A może macie ochotę na taką kopułę? Polecam! Fajna rzecz szczególnie, jeśli w domu grasuje kot lubiący podkradać gąbeczki do podkładu :-) 




Viewing all 851 articles
Browse latest View live