Quantcast
Channel: HEDONISTKA
Viewing all 851 articles
Browse latest View live

KU PRZESTRODZE CZYLI 3 NAJGORSZE, URODOWE WPADKI OSTATNICH TYGODNI.

$
0
0
Mimo, że już sporo wiem na temat pielęgnacji i makijażu, to zdarzają mi się jeszcze typowe, urodowe wpadki. Pośpiech, roztargnienie, a czasem zbytnia ufność w obietnice producenta potrafią być zgubne. W ciągu ostatnich tygodni zaliczyłam trzy tego typu sytuacje, więc jeśli chcecie uniknąć moich błędów, to zapraszam do dalszego czytania.



RAJSTOPY W SPREJU BEZPOŚREDNIO PO DEPILACJI

Pamiętacie zeszłoroczny wpis na temat rajstop w spreju od Sally Hansen (tutaj klik)? Dawałam tam kilka praktycznych rad na temat przygotowania skóry do nałożenia tego produktu oraz samej jego aplikacji, aby uniknąć smug i niedociągnięć. To taki mały poradnik w pigułce, więc jeśli planujecie zakup rajstop w spreju, to naprawdę warto o kilku rzeczach wiedzieć. 

Wracając jednak do mojej wpadki - zaraz po depilacji nałożyłam na nogi owe rajstopy w spreju. Efekt? Po kilkunastu minutach skóra zaczęła mocno swędzieć i piec tak, jakby wbijano w nią setki igieł. Jakby tego było mało, to później na skórze pojawiły się czerwone kropki i nogi wyglądały naprawdę fatalnie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że skóra po depilacji jest bardzo wrażliwa i w zasadzie nie powinno się na nią nakładać nic prócz kosmetyków łagodzących/nawilżających, ale jednak coś mnie podkusiło z tymi rajstopami. W pośpiechu wyszłam z domu pędząc na ważne spotkanie, a później już tylko marzyłam o tym, aby jak najszybciej wrócić i to z siebie zmyć. Po kąpieli poczułam ogromną ulgę, a nogi kolejnego dnia wróciły do "normalności". Podsumowując, depilację najlepiej wykonać dzień przed planowanym użyciem rajstop w spreju i wówczas nie ma żadnego ryzyka podrażnień. Warto o tym pamiętać szczególnie, jeśli jesteście posiadaczkami wrażliwej skóry. 


SKARPETKI ZŁUSZCZAJĄCE

Wizja pięknych, gładkich i "odnowionych" stóp po użyciu skarpetek złuszczających od zawsze była dla mnie bardzo kusząca. Dużo o tym czytałam i spotkałam się z wieloma pozytywnymi opiniami na temat tego zabiegu. Miałam go wykonać w zeszłym roku, ale coś cały czas mi mówiło, że to jednak nie jest najlepszy pomysł. Sezon na sandałki właśnie się rozpoczął, więc kilka tygodni temu postanowiłam skusić się na skarpetkowe złuszczanie. Z jakim skutkiem? Skóra ze stóp zaczęła schodzić po dwóch dniach. Najpierw było to lekkie łuszczenie, później zaczął się prawdziwy hardkor. Odpadały naprawdę grube płaty naskórka i wyglądało to wprost przerażająco. Z niecierpliwością oczekiwałam dnia, w którym stopy będą już wyglądać normalnie, a ja ujrzę piękne, gładkie stópki bez żadnej skazy. Niestety tak się nie stało. Efekt oczywiście był, ale to samo mam po dobrym pedicure u kosmetyczki, czy nawet zwykłym użyciu pumeksu. Cały proces trwał zbyt długo i nie był wart uzyskanych rezultatów. Przez ten czas nasilonego złuszczania nie mogłam nosić sandałów (choć było naprawdę gorąco), poza tym naskórek znajdował się w skarpetkach, na łóżku, a nawet na podłodze. Wiem, że brzmi to nieco obrzydliwie, ale cały zabieg był  dla mnie totalnym niewypałem i staram się Wam wytłumaczyć dlaczego. Na szczęście uniknęłam podrażnienia czy innych, nieprzyjemnych niespodzianek, o których czytałam w sieci. Zauważyłam też, że stopy po jakimś czasie stały się jeszcze bardziej szorstkie, niż przed zabiegiem, a naskórek narasta bardziej intensywnie. Zabieg zaliczam do moich największych wpadek ostatnich tygodni i na pewno do niego nie wrócę.


PRZEPROTEINOWANIE WŁOSÓW SZAMPONEM

Jestem włosomaniaczką z krwi i kości, ale mimo to zdarzają mi się czasem prawdziwe wpadki. I tak było w przypadku przeproteinowania włosów szamponem Himalaya Herbal, o którym pisałam tutaj klik. Efekt uniesionych, lekkich i odbitych od nasady włosów spodobał mi się na tyle, że używałam tego szamponu przez dłuższy czas. Jest to szampon proteinowy, więc nie należy go używać w sposób ciągły, a ja o tym zwyczajnie zapomniałam. Po dwóch tygodniach moje włosy stały się sztywne, suche, sianowate i mocno się elektryzowały. Głównym winowajcą okazał się właśnie ten szampon i kiedy go odstawiłam, a ponad to zaczęłam stosować regularne olejowanie oliwką dla mam, której zresztą poświęciłam cały post tutaj klik, to wszystko wróciło do normy. Szamponu Himalaya używam aktualnie raz w tygodniu, a w pozostałe dni myję włosy szamponem Babydream. Taki schemat pozwala mi utrzymać odpowiednią równowagę między pielęgnacją proteinową, a emolientową.

Jeśli jesteście początkującymi włosomaniaczkami i nie wiecie jak odpowiednio dobrać odżywkę/szampon do włosów, to koniecznie przeczytajcie ten post (tutaj klik). Dzięki zawartym tam informacjom będziecie mogły właściwie poprowadzić swoją pielęgnację i inaczej spojrzycie na produkty z drogeryjnych półek.



Dajcie znać czy zdarzają się Wam jakieś urodowe "wpadki". A jeśli macie jakieś pytania, to chętnie na nie odpowiem w komentarzach pod tym postem. 



ŚLUBNY MANICURE - NAJPIĘKNIEJSZE, DELIKATNE LAKIERY ORAZ LŚNIĄCE PYŁKI PROVOCATER + KONKURS!

$
0
0
Sezon ślubny w pełni, a więc dziś przygotowałam dla Was kilka pomysłów na okazjonalny manicure. Pokażę Wam najpiękniejsze, pastelowe odcienie, które idealnie wpisują się w ślubny klimat oraz pyłki, które każdy lakier zamieniają w lśniącą biżuterię. Czeka też na Was niespodzianka, więc zapraszam do dalszego czytania. 



Moja propozycja ślubnego manicure na ten sezon, to połączenie pastelowego różu z bielą. Róż to odcień 36 Bunny Rouge, a biel 01 White od Provocater. W tej stylizacji postanowiłam wykorzystać motyw serduszka, który połączyłam z techniką "open space" czyli tzw wolnej przestrzeni. Serduszko malowałam pędzlem od lakieru Provocater, natomiast do wykonania białych linii i kropek wykorzystałam pędzel do żelowego eyelinera. Nigdy nie wyrzucam tego typu pędzelków, bo przydają się do precyzyjnych zdobień. 


Po prawej stronie znajdują się odcienie, które możecie śmiało wykorzystać do ślubnych stylizacji. Mój ulubiony kolor, to oczywiście Bunny Rouge oraz Biscuit Tan. Wyglądają naprawdę pięknie na lekko opalonych dłoniach i optycznie wydłużają płytkę. Po lewej stronie widzicie te same kolory w połączeniu z opalizującymi pyłkami od Provocater, które są wprost idealne na takie okazje jak ślub. Dłonie nie potrzebują już biżuterii, ponieważ pyłki są na tyle ozdobne, że będą świetnym dodatkiem do całej stylizacji. Nakładając je na różne kolory za każdym razem uzyskacie inny efekt.

A jak nakładać pyłki od Provocater?

Pyłki nanosimy na utwardzony lakier hybrydowy, ale przed nałożeniem Top-u. W skrócie wygląda to tak, że najpierw nakładamy bazę (utwardzamy pod lampą), następnie dwie warstwy koloru (każdą osobno utwardzamy pod lampą), obsypujemy lepki paznokieć danym pyłkiem, delikatnie wcieramy palcem i resztę omiatamy pędzelkiem, na koniec nakładamy Top i ostatni raz utwardzamy pod lampą. Liczy się wyczucie przy wcieraniu pyłku i jego omiataniu pędzlem, ponieważ przy mocniejszych ruchach mogą powstać luki. Pyłki dostępne są tutaj klik. 


Od lewej: Provocater Gold, Diamond Stardust, Efekt Syrenki Multicolor, Holo Effect



A tu już widzicie cztery stylizacje, które pojawiły się niedawno na moim Instagramie. Odsyłam Was właśnie tam, jeśli chcecie poznać dokładne nazwy lakierów. Być może zainspiruję Was do stworzenia swojego ślubnego/weselnego manicure. 


Mam dla Was też małą niespodziankę. Wraz z marką Provocater przygotowałam konkurs, w którym jedna osoba zgarnie zestaw startowy do samodzielnego wykonania manicure hybrydowego, a dwie kolejne osoby otrzymają po dwa dowolnie wybrane lakiery, które możecie podejrzeć na stronie internetowej tutaj klik.  Konkurs będzie odbywał się na moim Instagramie i wszystkie warunki poznacie właśnie tam ≥≥KLIK≤≤


LETNI SPRZYMIERZENIEC - OCTENISEPT NA PODRAŻNIENIA PO GOLENIU, TRĄDZIK, OPRYSZCZKĘ, ZAJADY, SKALECZENIA, BÓL GARDŁA I WIELE INNYCH PROBLEMÓW.

$
0
0
Latem borykamy się z różnymi problemami, które pojawiają się na naszej skórze. Dotychczas polecałam Wam kilka "ratunkowych" produktów, ale ten, o którym dziś napiszę jest najlepszy. Pomoże na uporczywe podrażnienia po goleniu, opryszczkę, rany, odparzenia, odciski, a nawet trądzik. A to tylko niewielka część jego możliwości, więc jeśli chcecie wiedzieć więcej, to zapraszam do czytania dalej. 

octenisept-hedonistka

Jakiś czas temu zagłębiłam się w czeluściach mojego bloga przeglądając bardzo stare wpisy. Lubię wracać do dawnych publikacji i Waszych komentarzy, które są jakby przedłużeniem każdego posta. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale tworzycie to miejsce razem ze mną i Wasz odzew jest niezwykle cenny. Cieszę się, że blog stał się platformą do rozwiązywania kobiecych problemów, o których często w "prawdziwym"życiu nie mamy z kim pogadać. Tutaj możecie się nimi podzielić anonimowo i otrzymać pomoc od osób, które przeżywają to samo. I to jest najcenniejsze w prowadzeniu bloga! Wybaczcie ten przydługi wstęp, ale zmierzam do tego, że to właśnie jedna z Was poleciła mi Octenisept, który dziś jest moim letnim sprzymierzeńcem. Dzięki niemu w końcu na dobre pozbyłam się uporczywych podrażnień po goleniu, a także corocznej, letniej wysypki na czole przypominającej trądzik. Pojawia się zawsze w okolicach lipca i sierpnia, kiedy siłą rzeczy mój makijaż ma kontakt z potem oraz dużą ilością słońca, ale o tym przeczytacie za chwilę. 

CO TO JEST OCTENISEPT?
_________
To lek bez recepty w formie spreju. Można go stosować na rany, błonę śluzową i skórę. Ma bardzo szerokie spektrum działania - kiedy pojawia się jakaś miejscowa infekcja, to radzi sobie z nią w ekspresowym tempie. Niszczy różnego rodzaju bakterie, w tym także gronkowca złocistego, grzyby, drożdżaki, pierwotniaki, a także wirus opryszczki. Wiecie co jest w nim najlepsze? Nie szczypie po aplikacji i natychmiastowo przynosi uczucie ukojenia. Wszelkie zmiany stają się od razu mniej zaognione i bardzo szybko się goją. Wygodne jest także to, że nie brudzi ubrań, łatwo się wchłania i ma bezproblemową aplikację. Nie zawiera też alkoholu. Przejdźmy do konkretów - z jakimi problemami sobie radzi? 

✓ PODRAŻNIENIA I RANKI PO GOLENIU
Jest kilka sposobów, które pomogą ukoić podrażnienia po goleniu, a które już Wam polecałam - krem Nivea Men Sensitive, ałun, żel aloesowy czy Bepanthen. Dziś z pełną odpowiedzialnością mogę przyznać, że najlepszy na tego typu problem jest Octenisept. Bepanthen też dawał radę, ale nie był tak szybki w działaniu. Wystarczy spryskać skórę Octeniseptem od razu po depilacji i nie ma mowy o żadnym podrażnieniu i czerwonych krostkach. Od kiedy go stosuję, to mogę depilować skórę najgorszą maszynką bez ryzyka podrażnienia. Sprawdził się też po mojej przygodzie z rajstopami w spreju, o której ku przestrodze pisałam tutaj klik. 

✓ POSŁONECZNA WYSYPKA NA SKÓRZE I TRĄDZIK
Każdego lata borykam się z tym samym problemem. Makijaż + słońce + pot powoduje u mnie dziwną wysypkę na czole i skroniach, która nie znika przez kilka tygodni. Wygląda to jak trądzik u bardzo młodych osób czyli mnóstwo podskórnych krostek rozsianych po całym czole. Kiedyś na tego typu problem dermatolog przepisał mi Zineryt - to pomagało, ale nie od razu. Octenisept likwiduje problem w kilka dni i wystarczy kilkukrotne przemycie skóry tym specyfikiem. Moja nastoletnia kuzynka używa go także w pielęgnacji cery trądzikowej i zauważyła ogromną poprawę! Z informacji na stronie producenta wynika, że można go też stosować po zabiegach kosmetycznych takich jak peeling, a także po przekłuciu uszu.

✓ OPRYSZCZKA, ZAJADY, PĘKAJĄCE KĄCIKI
Co prawda nigdy nie miałam problemów z opryszczką, ale wiem jakie to uciążliwe. Octenisept zawiera substancję, która leczy zakażenie opryszczką wargową, a także przyspiesza gojenie zajadów oraz przynosi ulgę przy pękających kącikach. Miałam okazję polecić już ten produkt kilku moim koleżankom i były zaskoczone jego skutecznością. Nawet specjalistyczne maści na opryszczkę nie działały w ich przypadku tak szybko. 

✓ BÓL GARDŁA, AFTY, PLEŚNIAWKI
Octenisept można też stosować w przypadku bólu gardła, który u mnie pojawia się dosyć często, kiedy piję zimne, gazowane napoje. Jest też niezastąpiony przy aftach, pleśniawkach, a także podrażnieniach spowodowanych noszeniem aparatu ortodontycznego. 

✓ ODPARZENIA, ODLEŻYNY
Moja znajoma używa go też w przypadku odparzeń u swojego malucha i powiedziała mi, że nie ma nic lepszego na tego typu problem. 

✓ OTARCIA, ODCISKI
To chyba jeden z najczęstszych, letnich problemów, który dotyka każdą z nas po zakupie nowych sandałków. Moje stopy są ewenementem i czasem żartuję, że nawet klapki japonki obetrą mnie na pięcie :-) Octenisept szybko przynosi ulgę, a odciski i otarcia znikają w ekspresowym tempie.

✓ UKĄSZENIA OWADÓW
Z kolei moja mama od zawsze ma problem z puchnącymi miejscami po ukąszeniu owadów. Wystarczy, że ugryzie ją jakiś mały robaczek, a już po kilku minutach widać duży obrzęk i zaczerwienienie w miejscu ukąszenia. Nie pomagał Fenistil, ani żadne specyfiki przepisane na receptę - zbawieniem okazał się Octenisept. Teraz zawsze ma go na podorędziu.

✓ RANY, SKALECZENIA
Można nim przemywać też każde skaleczenie i ranki, o które latem wcale nie jest trudno. Warto mieć go w torbie szczególnie na plaży, kiedy nadepniemy w piasku na jakąś rozbitą butelkę czy kapsel (ała, znam z autopsji, więc uwaga). 

✓ PRZY LECZENIU BAKTERYJNEGO I GRZYBICZEGO ZAPALENIA POCHWY 
Spektrum działania tego leku jest naprawdę szerokie i sprawdza się także w przypadku leczenia bakteryjnego i grzybiczego zapalenia pochwy, a to przecież może się zdarzyć np. przy okazji wakacyjnych kąpieli w basenie itp. Jeśli jesteście ciekawe na co jeszcze może pomóc, to zerknijcie sobie na stronę internetową producenta. Tam znajdziecie mnóstwo zastosowań, o których sama nie miałam pojęcia, ale dzięki temu wiem, że już zawsze będę go miała w tak zwanym "pogotowiu". 



To tylko część problemów, z którymi można sobie poradzić używając tego leku, który jest dostępny bez recepty w każdej aptece. Jeszcze raz dziękuję anonimowej czytelniczce, która mi go poleciła, bo to coś naprawdę fajnego. Osobiście najbardziej jestem zadowolona z jego działania kojącego miejsca po depilacji i działania na te koszmarne krostki na czole, bo nic tak szybko sobie z tym nie radziło. Zdecydowanie warto mieć go w swojej wakacyjnej kosmetyczce. 


Dziewczyny, dajcie znać czy już go próbowałyście!



NAJLEPSZE I NAJGORSZE MASAŻERY ANTYCELLULITOWE.

$
0
0
Statystyki mówią, że problem cellulitu dotyka 80-90% kobiet. Stres, zła dieta, brak ruchu i problemy hormonalne sprawiają, że na naszym ciele pojawia się tzw. skórka pomarańczowa, z którą możemy, a nawet powinnyśmy walczyć różnymi sposobami. Ja przetestowałam sporo metod, a wśród nich są masażery antycellulitowe, o których dziś Wam napiszę. Który okazał się najlepszy, a który najgorszy? 


Cellulit to zmora większości kobiet. Czy zauważyłyście, że nawet bardzo młode i szczupłe dziewczyny mają cellulit? Każda z nas marzy o pięknych, jędrnych i gładkich nogach, ale walka ze skórką pomarańczową jest prawdziwym wyzwaniem. Nie wystarczą pojedyncze "zrywy" i trzeba przygotować się na to, że jeśli już mamy skłonność do cellulitu, to będziemy z nim walczyć przez całe życie. Masaże powinny wejść do naszej codziennej rutyny i nawet, jeśli początkowo nie widzimy poprawy, to wierzcie mi, że z czasem przyniosą rewelacyjne efekty. Jak zwykle liczy się  regularność wykonywanych zabiegów, ale też odpowiednio dobrany masażer. Wypróbowałam już mnóstwo dziwacznych gadżetów, ale okazuje się, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Nie trzeba wydawać fortuny na wymyślne urządzenia, ale o tym dalej.  


Na początek przyjrzyjmy się masażerowi, który w mojej opinii sprawdził się najgorzej, a jest to ten oto dziwny stworek na trzech nogach (niestety nie znam jego profesjonalnej nazwy o ile taka w ogóle istnieje). Jeśli mnie pamięć nie myli, to dostałam go kiedyś w paczce PR-owej od marki Lirene i początkowo wydawał się całkiem fajny. Niestety w praktyce to coś, co zupełnie nie zdaje egzaminu. Masaż z jego udziałem jest bardzo trudny do wykonania, bo urządzenie ciężko sunie po udach. Działa w ten sposób, że trzeba go mocno przycisnąć do ciała, dzięki czemu zaczyna wibrować. Masażer szybko się zepsuł, a poza tym potrafił włączyć się sam w szufladzie. Kiedyś przez pół nocy zastanawiałam się co to za dźwięk w domu, a to był właśnie on :-) Jeśli gdzieś się na niego natkniecie, to osobiście uważam, że lepiej zainwestować w coś innego. 


Masażer, który również mnie mocno rozczarował, jest czymś w rodzaju próżniowej pompki. To urządzenie, które powoduje zassanie skóry i jest teoretycznie bardziej zaawansowaną bańką chińską. Niestety również nie spełnił moich oczekiwań - bardzo mocno zasysał skórę, przez co trudno było go po niej przesunąć (zawsze używałam oliwki antycellulitowej). Po jego użyciu pojawiały się zasinienia, czego nie było w przypadku masażu bańką chińską. Masażer wydawał naprawdę głośne, dziwne dźwięki i bardzo szybko się wyładowywał, a jego ponowne naładowanie trwało praktycznie cały dzień. Ostatecznie po kilku tygodniach się zepsuł i zupełnie przestał działać. Kupiłam go na Allegro za około 50 zł i uważam, że to naprawdę bezsensownie wydane pieniądze. 

Przejdźmy teraz do nieco lepszych gadżetów do masażu antycellulitowego i zacznę od szczotki z wypustkami, którą możecie znaleźć w każdej drogerii. Pamiętam, że kiedyś coś takiego było dostępne w Oriflame i działało na podobnej zasadzie. Masaż można robić pod prysznicem lub na sucho z dodatkiem oliwki. Generalnie szczotka daje uczucie wymasowanych ud, ale to dla mnie za mało. Na efekty musiałabym poczekać znacznie dłużej, niż w przypadku zwykłej bańki chińskiej. Myślę jednak, że może to być pewna alternatywa dla tych z Was, które mają skłonność do siniaków i pękających naczynek. 


Kolejnym gadżetem do masażu jest Cellu-cup, który można kupić w perfumerii Sephora. To silikonowy kubeczek, który działa tak, jak bańka chińska, ale w mojej opinii jest nieco mniej skuteczny. Wystarczy nałożyć na masowane miejsce trochę oliwki, ścisnąć kubeczek i przyssać go do skóry. Następnie wykonujemy masaż, a jego technikę możecie podpatrzeć tutaj klik.  Gadżet nie jest zły, ale uważam, że bańki chińskie są tańsze (za 30 zł kupicie zestaw 5 baniek w różnym rozmiarze), bardziej poręczne i dają szybsze efekty. 

Baniek chińskich używam w swojej antycellulitowej pielęgnacji od kilku dobrych lat. Muszę przyznać, że to właśnie dzięki nim zauważyłam zauważalne rezultaty. Masaż jednego uda trwa u mnie około 10-15 minut i wykonuję go co drugi dzień. Kiedy pierwszy raz użyłam bańki chińskiej, to  na następny dzień pojawiły się małe siniaczki, ale nie było to nic spektakularnego. Bardzo szybko się wchłonęły i przy kolejnych masażach nie miałam z nimi problemu. Wiem jednak, że tego typu masaż nie jest dla każdego i jeśli macie skłonność do pękających naczynek i siniaków, które przez długi czas nie chcą zniknąć, to lepiej unikać wszelkich masaży próżniowych. Bańki to jeden z moich ulubionych gadżetów do masażu i możecie je kupić w aptekach, na Allegro, lub w zestawie z oliwką marki Lirene. Osobiście jednak wolę te w zestawach z apteki, bo są większe. 


Ostatnim gadżetem, który lubię na równi z bańkami jest tzw. rolka z wypustkami. Moja pochodzi z zestawu Lirene, w którym była jeszcze maska antycellulitowa. Masaż tym gadżetem jest nieco mniej męczący (nie wymaga tyle siły w rękach, co przy bańce), ale pozostaje po nim uczucie odprężenia i napięcia skóry na udach. Robię tak, że jednego dnia masuję nogi bańką, a drugiego tym rolkowym masażerem. Kupicie go np. w Rossmannie. 

Podsumowując, dwa ostatnie gadżety zaliczam do moich ulubieńców. Pozostałe są albo średnie, albo całkowicie do niczego. Jeśli chodzi o zabiegi profesjonalne, to z braku czasu musiałam zrezygnować z endermologii, o której kiedyś Wam wspominałam, ale mam ją na uwadze. Myślę, że niedługo wygospodaruję kilka wolnych chwil i udam się na tego typu zabieg. Jeśli chcecie, to napiszę Wam jakie są moje wrażenia. Dziewczyny, macie jakieś doświadczenia z endermologią? Polecicie jakiś dobry salon z Trójmiasta?


ULUBIEŃCY CZERWCA: FILTRY NA LATO, NAJLEPSZE TAGLIATELLE W TRÓJMIEŚCIE, GDZIE PARKUJĘ, PROJEKTANTKA I INNI.

$
0
0
Przyszedł czas na ulubieńców czerwca, a w nich napiszę Wam o kilku kosmetycznych perełkach i nie tylko, bo będzie też lajfstajlowo. Polecę Wam fajny film i dobre jedzenie w Trójmieście, więc jeśli macie ochotę na porcję czerwcowych ulubieńców, to zapraszam d dalszego czytania.


Na początek kilka słów o filtrach, których aktualnie używam. Kremy z filtrami są obecne w mojej pielęgnacji przez cały rok. Mam dosyć wymagającą cerę i nie każdy filtr jest dla niej odpowiedni. Wybieram lekkie, nietłuste formuły, które dobrze współpracują z podkładem i tutaj jak dotąd najlepiej sprawdza się filtr SPF 50 od Mineral Sunscreen Fluid For Face od Clinique. Ma leciutką, lejącą konsystencję, nie bieli skóry, nie jest lepki (zastyga na matowo) i naprawdę świetnie wygląda pod makijażem. Kładę grubszą warstwę szczególnie nad ustami, ponieważ tam co roku pojawia się u mnie ostuda - ciemniejsze zabarwienie skóry, które pojawia się właśnie latem pod wpływem słońca. Wygląda to trochę jak wąsy, więc aby uniknąć głębszego zabarwienia tego miejsca używam sporą ilość kremu z filtrem. Niestety ten filtr przy codziennym stosowaniu potrafi nieco wysuszyć skórę, więc używam go naprzemiennie z filtrem SPF 30 również od Clinique Anti Wrinkle Face Cream. Z powodzeniem zastępuje mi krem na dzień, bo ma bardziej bogatą formułę i czuję, że prócz ochrony przed promieniowaniem daje mi także odpowiednią dawkę nawilżenia. Nie roluje się pod podkładem i co najważniejsze - nie zapycha i nie uczula mojej skóry. Filtry od Clinique poznałam w zeszłym roku i na dobre zdeklasowały kremy od La Roche Posay z serii Anthelios, których używałam przez wiele lat. A jeśli chodzi o ciało, to niezastąpiona jest chłodząca mgiełka Virtu-oil Body Mist SPF 30, także od Clinique. Daje przyjemne uczucie orzeźwienia i ma formę takiego lekkiego olejku. Uwielbiam używać jej podczas dużych upałów i opalania np. na plaży.


Przejdźmy teraz do produktów makijażowych. Nadal króluje u mnie totalny mat, jeśli chodzi o makijaż ust i tutaj faworytką okazała się Nabla Dreamy Matte Liquid w pięknym odcieniu brudnego różu o nazwie Roses. Jeśli miałabym krótko scharakteryzować te matowe pomadki od Nabla, to cenię w nich przede wszystkim trwałość, jedwabistą, zastygającą formułę oraz to, że można nimi precyzyjnie wyrysować kontur ust, dzięki kryjącej formule i dobrze ściętemu aplikatorowi. Nie wyglądają na ustach sucho, ale trzeba pamiętać, aby dobrze pokryć wszelkie bruzdy (najlepiej na lekko rozciągniętych ustach). Do tego ten piękny, budyniowo-waniliowy zapach!


Jeśli chodzi o makijaż oczu, to tutaj niespodziewanym faworytem okazała się paletka od Maybelline The Blushed Nudes. Niespodziewanym, ponieważ drogeryjne paletki są w mojej ocenie bardzo słabe i rzadko można trafić na coś godnego uwagi. Cienie mają świetną pigmentację i są jakby lekko kremowe, dzięki czemu wspaniale nakłada się je na powiekę palcem. Kolorystyka również mnie zachwyca, bo mamy tu odcienie dopasowane tak naprawdę do każdego koloru oczu. Wszystkie cienie są niestety lekko połyskujące - to takie satynowe perły, więc nie jest to paletka samowystarczalna. Do podkreślenia załamania powieki będziemy jednak potrzebowały cienia matowego, którego tutaj brakuje. Jeśli jednak szukacie fajnego zestawu połyskujących cieni, który kupicie w praktycznie każdej drogerii, to The Blushed Nudes będzie trafnym wyborem.


Ostatnio znów powróciłam do kredek, jeśli chodzi o podkreślanie brwi. Muszę przyznać, że to dla mnie jednak najbardziej naturalna forma, choć kiedyś miałam na ten temat zupełnie inne zdanie. Wydawało mi się, że za pomocą kredki można uzyskać przerysowany efekt, więc sięgałam po cienie i pomady. Wszystko się zmieniło, kiedy wypróbowałam kredki od Nabla Brow Divine - są absolutnie najlepsze! Niektórzy określają je nawet jako tańszy zamiennik kredek od Anastasia Beverly Hills Brow Wizz. Aktualnie używam koloru Jupiter i Mercury, a kiedy jestem trochę mniej opalona, to sięgam po odcień Venus, który, jest najjaśniejszym, chłodnym i naprawdę przyjemnym kolorkiem. Uwielbiam twardość i trwałość tych kredek, do tego nie są tłuste i nie pozostawiają dziwnych kawałków we włoskach. Końcówka ma niewielki rozmiar, więc Brow Divine sprawdzą się nawet dla cieniutkich i rzadkich brwi. I ostatni plus - spiralka z drugiej strony, dzięki czemu można wyczesać ewentualny nadmiar kredki i brwi prezentują się wówczas bardzo naturalnie. Polecam, polecam, polecam.


A dla lekkiego zagęszczenia i wydłużenia swoich rzęs mogę zarekomendować Wam kępki Ardell Duralash, które kupicie w każdym Rossmannie. Kupuję je zawsze w rozmiarze Medium. Nie mają węzełka (knot free) czyli tej kuleczki przy nasadzie, dzięki czemu są praktycznie niezauważalne w miejscu przyklejenia. Dokładam sobie po trzy kępki w zewnętrznym kąciku oka i od razu wydaje się większe, bardziej otwarte, pełniejsze. Najlepsze jest to, że dają naprawdę naturalny efekt i nie niszczą naszych rzęs jak w przypadku przedłużania w salonie. Jeśli nie wiecie jak prawidłowo przyklejać kępki, to odsyłam Was do wpisu tutaj klik. Znajdziecie tam dokładny instruktaż krok po kroku.


Przejdźmy teraz do lajfstajlowej części dzisiejszego wpisu. Lubicie filmy z tzw. czarnym humorem? Myślę, że do tego gatunku można zaliczyć film "Projektantka" z Kate Winslet w roli głównej. Opowiada o kobiecie, która po latach wraca do małego, rodzinnego miasteczka, aby wyrównać rachunki z przeszłości. Jest teraz znaną projektantką, która zupełnie nie pasuje do niewielkiej, wiejskiej społeczności, z której się wywodziła. Film jest inny niż wszystkie, ma niepowtarzalny klimat i mimo, że Kate Winslet nigdy nie należała do moich ulubionych aktorek, to dzięki tej roli naprawdę ją polubiłam. Polecam na letni, deszczowy wieczór :-)


Dobra, a teraz muszę się Wam do czegoś przyznać. Praktycznie zawsze, kiedy jestem na zakupach w galerii handlowej, to gubię swoje auto na parkingu. Nie wiem jak to się dzieje, ale nigdy nie potrafię zapamiętać, gdzie zaparkowałam. Wyobraźcie sobie moją panikę, kiedy krążę po parkingu i nie mogę trafić do auta obładowana zakupami. Najśmieszniejsze jest to, że co jakiś czas mijam dziewczyny z tą samą paniką w oczach :-) Jakiś czas temu koleżanka, która ma identyczny problem poleciła mi darmową aplikację "Gdzie parkuję", którą możecie ściągnąć na telefon. Kiedy jesteście już na miejscu, to włączacie usługę lokalizacji, odpalacie aplikację, wybieracie "parkuj" i idziecie na zakupy. Wracając wystarczy ponownie wejść w aplikację i nacisnąć czarną strzałkę - aplikacja przekieruje Was do nawigacji i wówczas już bez problemu traficie do swojego samochodu :-) Proste i niesamowicie przydatne dla takich "specjalistek" od orientacji w terenie jak ja :-)


I na koniec kulinarne miejsce na mapie Trójmiasta, które naprawdę warto odwiedzić czyli "Śliwka w kompot". Knajpka znajduje się na sopockim Monciaku i kiedy chcę zjeść coś naprawdę pysznego, to idę właśnie tam. Danie, które mnie totalnie zaskoczyło, to Tagliatelle z kurczakiem - pikantne i bardzo specyficzne w smaku. Polecam! Lubię klimat tego miejsca, bo jest niesamowicie przyjazne i ma świetną obsługę, więc jeśli chcecie zjeść coś dobrego, świeżego i dobrze przyrządzonego, to zajrzyjcie do Śliwki.


Jeśli obserwujecie mój Instagram, to pewnie zdążyłyście już poznać dwie kruszyny, które od niedawna stały się pełnoprawnymi członkiniami naszej familii. I to właśnie one są największymi ulubienicami czerwca! Wniosły do naszego domu wiele radości po stracie suni, która była z nami blisko 15 lat. Nie sądziłam, że jej odejście będzie dla mnie tak bolesne i długo nie mogłam się po tym pozbierać. Do dziś wspominam ją z ogromnym wzruszeniem i pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy pojawiła się z naszym domu. Przygarnęliśmy ją ze schroniska i okazała się być człowiekiem w psiej skórze. Myślę, że nic nie będzie w stanie nam jej zastąpić, ale wiem jedno - Zoya i Sonia będą miały u nas najlepszy domek pod słońcem :-)


Czy są tu jakieś snapowiczki? W końcu mam trochę czasu, aby się tam poudzielać, więc jeśli macie ochotę poznać mnie od tej bardziej prywatnej strony, to zapraszam. Moja nazwa użytkownika to hedonistkaaa.



STARY I DOBRY SPOSÓB NA MIĘKKIE, BŁYSZCZĄCE I GŁADKIE WŁOSY.

$
0
0
W pielęgnacji moich włosów często wracam do starych sposobów, które wiele lat temu przekazała mi babcia. Okazuje się, że niektóre z nich są tak dobre, że żaden nowoczesny produkt nie daje tak spektakularnego efektu. Jesteście gotowe na prosty i niedrogi przepis na miękkie, błyszczące i gładkie włosy? Zapraszam do dalszego czytania.


Myślę, że każda włosomaniaczka miała kiedyś do czynienia z naftą kosmetyczną. To nic innego jak parafina, która oblepia włos i sprawia, że od razu staje się bardziej lśniący, gładki i grubszy. Jeśli więc jesteście posiadaczkami zniszczonych, szorstkich, suchych i pozbawionych blasku włosów, to nafta może Was zaskoczyć swoim działaniem. Trzeba jednak użyć jej w umiejętny sposób, o którym za chwilę napiszę. Na rynku dostępne są różne wersje tego produktu i w mojej ocenie najlepsza jest nafta marki New Anna Cosmetics z dodatkiem oleju rycynowego. Kupuję ją w aptece za około 6 złotych. 


ZŁE DOŚWIADCZENIA Z NAFTĄ KOSMETYCZNĄ CZYLI JAK JEJ NIE UŻYWAM?
________
Moje doświadczenia z naftą kosmetyczną były naprawdę różne. Początkowo zupełnie nie rozumiałam jej fenomenu, bo używałam jej w nieprawidłowy sposób. Zazwyczaj mieszałam ją z odżywką lub maską i nakładałam na umyte włosy. Po około 20 minutach zmywałam ciepłą wodą bez użycia szamponu i to był duży błąd. Włosy po wysuszeniu były obciążone, lekko tłuste i wyglądały na nieświeże, co zupełnie mi nie odpowiadało. Myślałam, że być może ten produkt nie jest dla mnie odpowiedni. Próbowałam stosować ją także jako dodatek do olejowania - to również nie zdawało egzaminu i moje włosy nawet po kilkukrotnym myciu były zbyt obciążone. Z kolei moja koleżanka, która jest posiadaczką ekstremalnie suchych włosów lubi mieszać naftę z olejem i zostawiać taką miksturę na włosach przez całą noc (rano wszystko dokładnie zmywa 2 razy). Ostatnio pytałam nawet, czy nie robiła brazylijskiego prostowania, bo nigdy nie widziałam jej czupryny w tak dobrej kondycji! Okazało się, że to zasługa regularnego olejowania włosów mieszanką oleju migdałowego i nafty kosmetycznej. Natomiast u mnie taka metoda nie zdała egzaminu, ale zawsze warto spróbować na sobie. Ostatnim sposobem, który niezbyt dobrze się u mnie sprawdził była maseczka na bazie żółtka i nafty. Mieszałam dwa żółtka i łyżkę nafty w naczyniu, a następnie nakładałam na suche, nieumyte włosy i pozostawiałam taką maseczkę przez 20 minut. Efekt po myciu był taki, że włosy stały się miękkie i gładsze, ale bez spektakularnego efektu, na który liczyłam. 

MÓJ NAJLEPSZY SPOSÓB NA UŻYCIE NAFTY KOSMETYCZNEJ
________
Po długim czasie prób i błędów w końcu odnalazłam najlepszy sposób na użycie nafty. Mieszam dwie płaskie łyżki maski lub odżywki do włosów (obecnie to  Macadamia Natural Oil Deep Repair Masque) i jedną łyżkę nafty kosmetycznej New Anna Cosmetics z olejem rycynowym. Wszystko dokładnie mieszam i nakładam na nieumyte, suche włosy omijając skórę głowy. Dlaczego omijam skalp? W moim przypadku aplikacja nafty na skórę głowy zawsze kończyła się źle - bardzo szybko pojawiał się łupież, swędzenie i podrażnienie. Po dokładnym rozprowadzeniu mieszanki zbieram włosy w ciasny, niski koczek i owijam całość folią spożywczą. Podgrzewam ciepłem suszarki przez około 5 minut, a następnie zakładam robię turban z ręcznika. Ciepło rozchyli łuski włosa i pozwoli wniknąć substancjom odżywczym z maski, a parafina z nafty oblepi włos, powodując zatrzymanie tego nawilżenia w jego wnętrzu. Maseczkę trzymam przez 20 minut, następnie myję włosy dwa razy szamponem i na koniec spryskuję je jeszcze odżywką bez spłukiwania np. Schauma Krem i Olejek. Po wysuszeniu włosy są tak gładkie, miękkie, lśniące i sprężyste jak nigdy!


MINUSY STOSOWANIA NAFTY KOSMETYCZNEJ
________
Niestety ta metoda ma również swoje minusy. Efekt gładkich, lśniących i miękkich włosów utrzymuje się tylko do kolejnego mycia. Druga kwestia - nafta kosmetyczna to parafina, więc jeśli użyjecie jej bez udziału dobrej, nawilżającej maski, to możecie jeszcze bardziej przesuszyć włosy. Parafina zablokuje wówczas dostęp do nawilżenia, które włos pobiera również z powietrza. Ostatnią rzeczą jest zapach nafty, który jest niestety dosyć nieprzyjemny, ale na szczęście nie utrzymuje się długo na włosach. Biorąc pod uwagę te wszystkie minusy myślę, że i tak warto spróbować. Pamiętajcie o tym, aby dobrze umyć włosy szamponem po użyciu nafty, która silnie przywiera do ich struktury. Jeśli zrobicie to niedokładnie, to włosy nie będą miękkie i lśniące, a raczej obciążone i tłuste, bo pozostanie na nich zbyt dużo produktu. Potraktujcie użycie nafty jako zabieg bankietowy, co najwyżej raz w tygodniu, kiedy chcecie, aby włosy wyglądały naprawdę pięknie. Ich blask w letnim słońcu może Was naprawdę zaskoczyć. 


Jaki jest Wasz najlepszy sposób na użycie nafty kosmetycznej? A może pierwszy raz dopiero przed Wami? Więcej na temat pielęgnacji i stylizacji moich włosów znajdziecie tutaj klik.



6 ZŁYCH RZECZY, JAKIE ROBISZ SWOJEJ SKÓRZE LATEM.

$
0
0
Latem nasza skóra i włosy wymagają trochę innego traktowania, niż w pozostałe pory roku. Wyjeżdżając na  wakacje często popełniamy kilka podstawowych błędów, które mogą być przykre w skutkach. Zapraszam Was do dalszej części dzisiejszego wpisu, gdzie opowiem o sześciu letnich grzeszkach i o tym, jak ich uniknąć.


#1 UŻYWANIE PERFUM BEZPOŚREDNIO NA SKÓRĘ I WŁOSY

Perfumy mają w składzie alkohol, który mocno przesusza skórę, a poza tym znajdziemy tam też inne, uczulające substancje, takie jak na przykład olejki eteryczne. Latem, kiedy wystawiamy nasze ciało na działanie promieni słonecznych lepiej używać perfum na ubranie, ponieważ skóra może zareagować alergią, a także przebarwieniami, których ciężko się później pozbyć. To samo tyczy się włosów, które spryskujemy perfumami - alkohol, obecny w składzie perfum i kontakt ze słońcem może im poważnie zaszkodzić. Generalnie warto czytać składy i latem unikać masek/odżywek/mgiełek z alkohol denat.


#2 PODKŁAD Z FILTREM? 

Kiedyś do kremów z filtrami miałam zupełnie inne podejście. Unikałam ich, bo były ciężkie, źle wyglądały pod makijażem i skracały jego trwałość, rolowały się i co najgorsze - bardzo bieliły skórę. Wybierałam zatem podkłady z filtrami i żyłam w błędnym przekonaniu, że to wystarczy. Niestety prawda jest taka, że filtry w podkładach są bardzo słabe i skóra nie otrzymuje dostatecznej ochrony. W rezultacie pojawiają się nowe przebarwienia, zmarszczki, pieprzyki, a przecież nie o takie pamiątki po wakacjach nam chodzi. Pamiętajcie więc o tym, aby zawsze nakładać pod makijaż odpowiednio dobrany krem z filtrem i nie ufać ochronie, jaką daje nam sam podkład. O swoich ulubionych filtrach pisałamtutaj klik - jest tam zarówno coś dla cery tłuste/mieszanej, jak i normalnej/suchej. Co ważne - włosy też potrzebują ochrony! Jestem przekonana, że wiele z Was zapomina o odpowiedniej ochronie włosów latem, a to również bardzo ważna sprawa. Czasem samo nakrycie głowy nie wystarcza i dobrze zaopatrzyć się z ochronną mgiełkę lub chociaż silikonowe serum. Jeśli chcecie wiedzieć jak dbać o włosy latem (tam polecałam kilka ochronnych produktów), to wpadnijcie tutaj klik. 



#3 PEELING PRZED OPALANIEM


Peeling przed wyjściem na słońce jest jednym z najgorszych grzeszków, jakie zdarza się nam popełniać. Niby wszystkie dobrze o tym wiemy, aby nie podrażniać skóry przed opalaniem, ale znam kilka osób, które robią to notorycznie twierdząc, że opalenizna będzie wówczas szybsza do uzyskania. To chyba najkrótsza droga do uwrażliwienia skóry, podrażnień, oparzeń i innych, przykrych w skutkach problemów, które mogą się pojawić. 


#4 NIEZABEZPIECZANIE ZNAMION I PIEPRZYKÓW


Corocznie w Polsce odnotowuje się ponad 12000 zachorowań na nowotwory złośliwe skóry. Każda z nas powinna pamiętać o odpowiedniej ochronie przeciwsłonecznej znamion i pieprzyków nakładając w te miejsca grubszą warstwę kremu z filtrem. Są też dostępne specjalne sztyfty, które ułatwiają sprawę. Ja dla pewności zaklejam niektóre znamiona okrągłymi plasterkami, bo doskonale pamiętam sytuację z zeszłego roku, kiedy do dermatologa szłam z duszą na ramieniu, by obejrzał podejrzaną zmianę. Na szczęście nie było to nic groźnego, ale od tamtego momentu zupełnie inaczej podchodzę do opalania.


#5 STOSOWANIE PRODUKTÓW Z KWASAMI I RETINOLEM


Mój dermatolog uważa, że latem należy całkowicie odstawić produkty z kwasami, nie wspominając już o typowych zabiegach kwasowych, które najlepiej zacząć dopiero późną jesienią. Sprawdźcie czy w Waszych ulubionych kosmetykach nie ma złuszczającego kwasu lub retinolu. Co prawda współczesne receptury kosmetyków z retinolem są już tak opracowane, że nie działają fotouczulająco, ale lepiej zachować odrobinę ostrożności. W zeszłym roku nabawiłam się kilku przebarwień pod oczami w miejscu stosowania kremu z tym składnikiem. 


#6 PRZYSPIESZANIE OPALANIA


Przyspieszacze opalania zawierają substancje, które wzmagają produkcję melaniny, a to powoduje skrócenie czasu potrzebnego do uzyskania pożądanej opalenizny. Tego typu produktów jest na rynku całe mnóstwo, ale czy są bezpieczne? Zapytałam o zdanie swojego dermatologa, który odradził mi ich stosowanie. Jeśli jednak zdecydujecie się na przyspieszacz, to najlepiej wybrać taki, który ma w swoim składzie również filtr przeciwsłoneczny. Natomiast z mojego doświadczenia wynika, że opalenizna uzyskana po zastosowaniu przyspieszacza jest co prawda głęboka, ale też znacznie mniej trwała. Czy warto zatem narażać zdrowie swojej skóry dla takiego efektu?


Jak to jest u Was z pielęgnacją skóry i włosów latem? Popełniacie jakieś grzeszki? Jeśli macie pytania, to chętnie pomogę :-)




...i na Snapie :-) 


ZŁOTA PIĄTKA CZYLI 5 NAJLEPSZYCH KOSMETYKÓW KIKO MILANO.

$
0
0
Dziś wpadam do Was z pierwszym wpisem rozpoczynającym cykl postów o najlepszych kosmetykach danej marki. Na pierwszy ogień wezmę pod lupę produkty Kiko Milano. To marka pochodząca z Włoch, a w tym roku obchodzi dwudziestolecie swojego istnienia na rynku. W dalszej części dzisiejszego wpisu poznacie pięć produktów Kiko Milano, które moim zdaniem warto mieć w swojej kosmetyczce. Jest też mała niespodzianka, więc zapraszam do czytania dalej.



Pierwszym produktem, który totalnie mnie oczarował, jeśli chodzi o markę Kiko jest pomadka i róż do policzków w jednym (Stick For Lips And Cheeks). Kolory, które najbardziej wpadły mi w oko to 03 (mam go na ustach) oraz intensywna, ale nie nachalna fuksja w odcieniu 04. Mają matowe wykończenie, ale nie tak suche jak np. w przypadku Bourjois REV. Bardzo dobrze się noszą i nie dają uczucia skorupy na ustach. Ładnie się "zjadają" i są trwałe. U mnie utrzymują się nawet do 4 godzin bez żadnych poprawek. Na policzkach również prezentują się świetnie - wystarczy wklepać odrobinę w policzek i delikatnie rozetrzeć, aby uzyskać świeży, lekki rumieniec. Osobiście bardziej wolę róże w formie wypiekanej, ale jeśli jesteście fankami produktów kremowych, to warto celować właśnie w Kiko. Rzadko zdarza się, aby kosmetyki 2w1 wzorowo spełniały swoją rolę. Wiecie jak to jest - pomadka może być zbyt kremowa, aby dobrze utrzymywała się na policzkach, natomiast róż zbyt suchy do podkreślania ust. Formuła tego produktu jest na tyle wyważona, że naprawdę warto w coś takiego zainwestować. 


Kolejnym produktem, który zasługuje na piątkę z plusem jest Baked Bronzer w odcieniu 02 Mediterranea Tan. Już na pierwszy rzut oka zachwyca samo opakowanie, które ma piękny, złoto-cielisty odcień, jest solidne i posiada spore lusterko. Po jego otwarciu wyczuwam słodki zapach, przypominający mleczną czekoladę. Sam produkt ma idealny odcień, pasujący do letniej opalenizny. Nie jest to typowo matowy brązer - posiada delikatną, rozświetlającą poświatę, ale to nic nachalnego. Mimo, że staram się raczej używać matowych pudrów brązujących, to ten jest wyjątkiem. Twarz nabiera zdrowej, naturalnej opalenizny, która nie jest zbyt żółta, ani zbyt czerwona. Obok Benefit Hoola to mój ulubiony puder brązujący. W dalszej części wpisu pokażę Wam również próbkę jego koloru. 


Jeśli natomiast jesteście fankami rozświetlaczy, to mam tu coś dla Was czyli Highlighting Drops. Jest to rozswietlacz w płynnej formie, który można stosować zarówno na szczyty kości policzkowych, jak i na powieki w roli połyskującego cienia. Wygląda naprawdę spektakularnie i kiedy już zastygnie, to utrzymuje się na skórze przez cały dzień. Posiadam odcień Golden Shell, który jest takim szampańskim złotem. Najbardziej urzekło mnie w nim to, że wygląda niezwykle naturalnie i daje efekt zdrowej, nawilżonej skóry, a nie złotej tafli, która nie do końca mi odpowiada. To idealny rozświetlacz pasujący do dziennego makijażu i mogę go zarekomendować także posiadaczkom cery tłustej/mieszanej. Nie będziecie wyglądać jak spocone :-)


Teraz coś, czego używam tak naprawdę codziennie czyli płynne cienie do powiek Ombretto w kolorze 01 (złoto) i 02 (złocisty brąz). Są bardzo wygodne w aplikacji, bo wystarczy kilka ruchów palcem, aby je dobrze rozetrzeć i letni, rozświetlający makijaż powiek jest w zasadzie gotowy. Mają zastygającą formułę, więc będą idealne dla tłustych powiek. Używam ich też jako bazy pod cienie brokatowe i tu również sprawdzają się genialnie. A teraz czas na próbki kolorów :-)


Od lewej: 1. Baked Bronzer 02 Mediterranea Tan |2. rozświetlacz Highlighting Drops Golden Shell |3. cień Ombretto 02 |4. cień Ombretto 01



I na koniec pędzel kabuki, którego używam do nanoszenia transparentnego pudru, a w zasadzie jego wciskania w skórę, aby uzyskać trwały, matowy efekt na dłużej. Posiadam mnóstwo pędzli tego typu, ale żaden nie jest tak idealnie zbity. Mam na myśli to, że jego miękkość pozwala na dobrą aplikację pudru bez ścierania podkładu. Sięgam po niego także wówczas, kiedy chcę rozetrzeć jakiś produkt, który pozostawił smugi. Wystarczy kilka okrężnych ruchów i rozblenduje nawet najbardziej wredny róż. Nadaje się również do aplikacji pudru brązującego w celu ocieplenia karnacji. Jest na tyle duży, że robi to szybko i sprawnie. Jeśli miałabym wybrać najlepszy pędzel kabuki w mojej kolekcji, to byłby właśnie ten. 


I tak prezentują się moje typy, jeśli chodzi o najlepsze produkty Kiko Milano. W najbliższym czasie spodziewajcie się kolejnych wpisów z ulubieńcami innych marek. Jaką kolejną mam wziąć pod lupę?  Macie jakieś specjalne życzenia?

A teraz czas na małą niespodziankę. Napiszcie w komentarzu pod spodem jak wygląda Wasz codzienny, wakacyjny makijaż i zostawcie adres mailowy. 28 lipca wybiorę jedną osobę i wyślę do niej cztery kosmetyki Kiko :-) Wyniki pojawią się w tym poście. 


Snap 👉 hedonistkaaa


Q&A | ODPOWIADAM NA 10 NAJCZĘŚCIEJ ZADAWANYCH PYTAŃ CZ.1

$
0
0
Na blogu i w moich mediach społecznościowych zadajecie codziennie setki pytań. Najczęściej dotyczą one kwestii urodowych, kosmetyków i makijażu, ale zdarzają się też te bardziej prywatne. Postanowiłam wybrać 10 najczęściej zadawanych pytań i odpowiedzieć na nie w pierwszym Q&A na moim blogu. Jesteście ciekawe? To zapraszam do czytania dalej.


#1 Jakiej farby do włosów używasz?
To jedno z najcześciej zadawanych pytań, które pada za każdym razem, gdy moje włosy pojawiają się na blogu czy w mediach społecznościowych. Aktualnie nie farbuję włosów, a moja ostatnia koloryzacja miała miejsce kilka dobrych lat temu po ściąganiu koloru czyli tzw. dekoloryzacji. Zaraz po zabiegu była to farba Loreal Excellence Creme w kolorze 7, a około 3 miesiące później Loreal Preference 7.1 Islande w celu ujednolicenia i ochłodzenia koloru. Aktualnie stosuję tylko naturalne metody zmiany odcienia włosów, o których pisałam tutaj klik. 


#2 Jaką uniwersalną paletkę cieni do oczu polecisz na początek? 
Przetestowałam już mnóstwo najróżniejszych paletek z cieniami do powiek i jeśli miałabym wybrać taką najbardziej uniwersalną, która będzie pasować do każdego koloru tęczówki i każdego typu urody i dzięki której będziecie w stanie wykonać cieniowanie oka od początku do końca, to mój wybór pada na Makeup Revolution Girl Panic. W paletce znajdziecie naprawdę piękne kolory, które świetnie się rozcierają i są trwałe. Mamy tu sporo matów i cieni błyszczących: od tych szampańskich, po złoto, brązy, a nawet róż. Na myśl przychodzi mi jeszcze kilka innych paletek, ale ta jest zawsze pierwsza. 

#3 Jaki olej do włosów porowatych/niskoporowatych mogłabyś polecić?
Kierowanie się porowatością włosów przy wyborze oleju nie jest do końca dobrą metodą. Bardziej sugerowałabym się ich sztywnością/miękkością (włos sztywny nie musi być przecież porowaty i odwrotnie). Olejowanie ma za zadanie zmiękczyć/usztywnić włosy, co jest odczuwalne już po pierwszym użyciu oleju. Później zauważamy większy połysk, a przy regularnym stosowaniu odżywienie i poprawę kondycji. Z mojego doświadczenia wynika, że teoretycznie moje włosy powinny polubić olej kokosowy, a tymczasem są po nim w naprawdę złej kondycji. Olej najlepiej dobierać metodą prób i błędów i u mnie jak na razie najlepiej sprawdza się olej z awokado, olej ze słodkich migdałów (więcej o nim tutaj klik) i oliwka z Rossmanna, o której pisałam tutaj klik

#4 Czy zmieniasz podkład w zależności od pory roku i jakiego aktualnie używasz?
Pytania na temat podkładów również zdarzają się bardzo często. Trudno mi zarekomendować coś, co na 100% się sprawdzi, bo każda skóra jest inna mimo, że czasem wydaje się, że ktoś ma identyczny problem. Wracając do konkretnego pytania - nie zmieniam podkładu w zależności od pory roku. Kieruję się bardziej tym jaki efekt chcę uzyskać i kiedy na mojej skórze pojawia się więcej niedoskonałości, które chcę zakryć, to mieszam podkład Dr Irena Eris Provoke Matt Fluid z Estee Lauder Double Wear. Uzyskuję wówczas duże krycie i trwałość całego makijażu. Kiedy moja skóra jest w dobrej kondycji, to na ogól używam tylko podkładu Provoke, który już od kilku lat jest moim absolutnym faworytem. Latem nanoszę cieńszą warstwę tego produktu i nie czuję, aby moja cera była jakoś szczególnie obciążona. Często pojawiają się też pytania o jakiś dobry krem BB, CC itp. - niestety tego typu produkty zupełnie się u mnie nie sprawdzają ze względu na niskie krycie i słabą trwałość. Moja tłusta, trądzikowa cera potrzebuje czegoś innego. 

#5 Jakiego kremu pod makijaż używasz?
Wybór odpowiedniego kremu pod makijaż jest bardzo istotny i sama bardzo długo szukałam lekkiego, nawilżającego produktu, który nie powoduje nowych niedoskonałości i który dobrze współgra z podkładem. Aktualnie używam kremu, a w zasadzie żelu Clinique Moisture Surge Hydrating Supercharged Concentrate i jestem z niego bardzo zadowolona. Wcześniej również używałam produktu z serii Moisture Surge, ale w słoiczku, który był trochę bardziej "treściwy". Latem wolę jednak coś super lekkiego i Supercharged Concentrate jest pod tym względem idealny. Koi skórę, nawilża ją, nie skraca trwałości podkładu i dobrze z nim współgra. 

#6 Poleć dobry tusz do rzęs.
Polecenie "dobrego" tuszu do rzęs jest tak samo trudne, jak dobranie komuś podkładu przez internet. Na ten moment jestem wierna tuszowi L'oreal Volume Million Lashes So Couture So Black, który jednak najlepiej "dogaduje się" z moimi rzęsami. Pięknie je rozdziela, wydłuża, pogrubia i utrwala skręt zalotki. Kiedyś bardzo lubiłam tusz Maybelline Colossal Volum Express z fioletowymi napisami, ale miałam okazję ostatnio do niego wrócić i już mnie nie zachwycił. Tak naprawdę tusz od L'oreal totalnie mnie zaskoczył, bo maskary z silikonowymi szczoteczkami nigdy mi nie odpowiadały. Tymczasem ta jest naprawdę świetna. 

#7 Jakiej suszarki używasz?
Pisałam o niej kiedyś na blogu, więc jeśli macie ochotę zapoznać się z pełną recenzją, to odsyłam tutaj klik. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że ma kilka wad. Przede wszystkim ten standardowy dyfuzor cały czas mimowolnie się odkręca i jest to trochę irytujące. Poza tym już raz przestała działać, ale tato MacGyver zdołał ją naprawić. O jonizacji pisałam w recenzji i moje zdanie na ten temat nie uległo zmianie.


#8 Ile czasu spędzasz przy pracy na blogu?
Muszę przyznać, że stworzenie każdego wpisu na bloga jest bardzo czasochłonnym zajęciem. Nie nazwałabym tego jednak "pracą", bo to dla mnie czysta przyjemność, relaks i pasja, która pozwala mi oderwać się od codziennych zajęć. Wykonanie zdjęć, ich obróbka oraz napisanie tekstu trwa kilka dobrych godzin (3-4h) i często robię to po nocach, albo bardzo wcześnie rano. Jestem jednak na tyle zorganizowaną osobą, że zawsze znajdę czas na przyjemności nawet kosztem kilku nieprzespanych nocy :-)

#9 Gdzie mieszkasz?
Aktualnie mieszkam w Gdańsku, który w mojej opinii jest jednym z piękniejszych miast w Polsce. Generalnie Trójmiasto daje mnóstwo możliwości. Zawsze chciałam mieszkać w tam, gdzie dużo się dzieje, a jednocześnie jest szansa totalnego wyluzowania w pięknych okolicznościach przyrody. I to marzenie się spełniło.

#10 Ile masz lat?
Czy są tu jakieś szalone 30-stki?



To pierwszy post z serii Q&A i niedługo spodziewajcie się kolejnej odsłony. Jeśli macie jakieś pytania, to zadawajcie je w komentarzu pod spodem. Wybiorę najciekawsze i odpowiem na nie w następnej części :-)


Snap 👉 hedonistkaaa


SEKRET PIĘKNEJ CERY HINDUSEK CZYLI MASECZKA Z KURKUMY.

$
0
0
Kurkuma jest znana i ceniona nie tylko w kuchni. Zawiera przeciwutleniacze (antyoksydanty), które spowalniają proces starzenia się skóry i ma silne właściwości przeciwzapalne, antybakteryjne i przeciwgrzybiczne. Jakiś czas temu odważyłam się zrobić z niej maseczkę i krótko mówiąc - jestem w szoku. Jak zrobić maseczkę z kurkumy i jakich efektów możemy się spodziewać? Czytajcie dalej.

kosmetyczna-hedonistka-maseczka-z-kurkumy
DLA KOGO MASECZKA Z KURKUMY?
Poleciłabym ją przede wszystkim osobom z cerą problematyczną czyli taką, jaką sama posiadam. Mam tu na myśli trądzik, zaskórniki, wągry oraz przebarwienia i blizny. Jeśli macie problem z zaczerwienieniami, to maska z kurkumy może sprawdzić się z typowo estetycznego punktu widzenia. Żółty odcień, który pozostawi na skórze zadziała jak neutralizująca baza pod podkład. Ze względu na obecność antyoksydantów, które usuwają nadmiar wolnych rodników maseczka z kurkumy będzie też idealna dla osób, które chcą spowolnić proces starzenia się skóry. Przeciwutleniacze wspomagają też usuwanie toksyn, więc tak naprawdę jest to maska, którą każda z Was powinna wypróbować. 

JAK ZROBIĆ MASECZKĘ Z KURKUMY?
Sama kurkuma nie wystarczy. Przygotowujemy szklane naczynie, wsypujemy jedną łyżkę kurkumy, dodajemy jedną łyżkę naturalnego miodu, jedną łyżkę naturalnego, gęstego jogurtu oraz odrobinę soku z cytryny (opcjonalnie). Wszystko dokładnie mieszamy, aby powstała jednolita, kremowa konsystencja - jeśli będzie zbyt gęsta, to dodajemy więcej soku z cytryny. Ważne, aby papka była na tyle gęsta, by nie spływała z twarzy. Jaką kurkumę wybrać? Bez żadnych domieszek, najlepiej ze sklepu ekologicznego, ale niekoniecznie.


JAK NAKŁADAĆ MASECZKĘ Z KURKUMĄ?
Najlepiej nakładać ją płaskim, syntetycznym pędzelkiem do podkładu. Rozprowadzamy na powierzchni skóry omijając okolicę oczu i linię włosów oraz brwi. Staracie się robić to w łazience nad umywalką, aby nie ubrudzić ubrania czy innych rzeczy, ponieważ kurkuma zostawia żółte ślady, które ciężko usunąć. Maskę trzymam na skórze około 20 minut, następnie zmywam ciepłą wodą. 


ŚRODKI OSTROŻNOŚCI
Kurkuma barwi wszystko na żółto, więc uważajcie przy jej nakładaniu i zmywaniu. Najlepiej wykorzystać jakieś stare naczynie, stary pędzelek i "niewyjściowy" ręcznik. Na pewno warto też wykonać próbę uczuleniową na niewielkim odcinku skóry, ponieważ każda, naturalna metoda może uczulać. 


JAK ZADZIAŁAŁA NA MNIE MASECZKA Z KURKUMY I DLACZEGO JEST MOJĄ ULUBIONĄ, LETNIĄ MASECZKĄ?
Efekty, jakie zauważyłam po pięciu maseczkach z kurkumy (robiłam ją raz w tygodniu) były wprost niesamowite. Nawet najstarsze przebarwienia po trądziku są rozjaśnione. Poza tym zmniejszyła się ilość zaskórników, a wągry całkowicie zniknęły. Skóra jest bardziej jędrna, miękka i gładka. Nie sądziłam, że tak banalny, kuchenny składnik jest w stanie poradzić sobie z tego typu problemami. To moja ulubiona, letnia maseczka. Dlaczego? Pozostawia na skórze żółty odcień, a że latem nie opalam twarzy, to dzięki temu bardziej dopasowuje się kolorystycznie do reszty ciała. Wiem, że ten żółtawy kolor po kurkumie może być dla wielu z Was problemem, ale po pierwsze zmyje się po 2-3 myciach, a po drugie to właśnie ten żółtawy barwnik jest substancją aktywną. Poza tym bez problemu da się to przykryć podkładem i tak jak już wcześniej wspomniałam - żółty odcień neutralizuje zaczerwienienia, więc posiadaczki cery naczynkowej powinny wziąć to pod uwagę.


Podsumowując, jestem naprawdę zachwycona działaniem maseczki z kurkumą i nadal będę ją wykorzystywać w moim domowym SPA. Wiecie, że to jeden z ulubionych sposobów pielęgnacji cery hindusek? Dajcie znać czy już próbowałyście!



Snap 👉 hedonistkaaa


PORANNA PIELĘGNACJA MOJEJ CERY W 8 KROKACH.

$
0
0
Od jakiegoś czasu otrzymuję od Was mnóstwo próśb na temat rozpisania porannej pielęgnacji mojej cery. W dzisiejszym wpisie dowiecie się jak krok po kroku przygotowuję swoją skórę do nałożenia makijażu, więc zapraszam do czytania dalej.



KROK 1
Pierwszym, porannym krokiem w pielęgnacji mojej cery jest dokładne mycie za pomocą wody i żelu La Roche Posay Effaclar. Zwilżam twarz wodą, następnie wyciskam z opakowania jedną pompkę żelu i masuję skórę aż do powstania takiej lekkiej piany. O żelu z LRP wspominałam na blogu już wiele razy - jest dla mnie najlepszy.

KROK 2
Później do akcji wkracza szczoteczka Braun z końcówką witalizującą, o której pisałam tutaj klik. Przesuwam nią kilka razy po skórze wykonując okrężne ruchy i jeszcze bardziej spieniając żel. Później wszystko dokładnie spłukuję letnią wodą. Twarz jest idealnie czysta i odświeżona, a ja budzę się do życia. Wiem, że wiele z Was nie używa wody do oczyszczania swojej skóry i stosujecie tylko płyny micelarne. Ja zupełnie sobie tego nie wyobrażam :-)


KROK 3
Latem praktycznie codziennie budzę się z opuchniętymi powiekami. Nie potrafię znaleźć jednoznacznej przyczyny, ale podejrzewam, że to wina mojej sypialni, w której rano jest bardzo słonecznie i gorąco (mimo opuszczonych rolet). To sprawia, że wstaję lekko zmęczona, a na mojej skórze pojawiają się obrzęki i podrażnienia. Po dokładnym myciu skóry spryskuję ją tonikiem różanym z Evree, który wspaniale koi wszelkie zaczerwienienia i dodatkowo odświeża.

KROK 4
Następnie stosuję mój ulubiony trik na opuchnięte powieki czyli przykładam do oczu schłodzoną, żelową maskę, kładę się i w ten sposób spędzam jakieś 5 minut popijając poranną kawkę. Opuchlizna znika w ekspresowym tempie! Żelową maseczkę kupiłam w Rossmannie i trzymam ją w lodówce. Kosztuje grosze, a działa cuda.


KROK 5
Teraz czas na krem pod oczy. Jak wiecie od dawna używam kremu Clinique Pep-Start, który jest moim absolutnym faworytem. Po pierwsze - fantastycznie nawilża nie pozostawiając tłustej warstwy. Po drugie - nie roluje się pod podkładem. Po trzecie - nie szczypie w oczy i nie powoduje ich zamglenia. Przez moją kosmetyczkę przewinęło się mnóstwo kremów pod oczy, ale aktualnie to właśnie ten jest najlepszy. Szkoda tylko, że ma tak niewygodne opakowanie, z którego trudno przy końcu coś wydobyć. Poza tym wygląda troszkę tandetnie, ale już się nie czepiam - liczy się efekt :-)


KROK 6
A na resztę twarzy nanoszę żel również marki Clinique Moisture Surge Hydrating Supercharged Concentrate, który na ten moment w 100% odpowiada potrzebom mojej skóry. Jest lekki, nawilżający i świetnie "dogaduje się" z podkładem od Ireny Eris Provoke Matt. 

KROK 7
Kiedy żel dobrze się wchłonie nakładam jeszcze odrobinę kremu z filtrem i tutaj znów produkt od Clinique czyli Mineral Sunscreen SPF 50 Fluid For Face. Ostatnio zauważyłam, że produkty tej marki wyjątkowo służą mojej cerze i nie ukrywam, że odczuwam małą ulgę z tego powodu. Mam tak problematyczną skórę, że ciężko dopasować do niej jakąkolwiek pielęgnację, więc jeśli trafię już na coś, co jej nie szkodzi, to odczuwam coś w rodzaju ulgi. 

KROK 8
Na usta jeszcze odrobina Tender Care z Oriflame i zaczynam makijaż. Jak widzicie trzymam się takiego podstawowego schematu pielęgnacji czyli oczyszczanie, tonizowanie, nawilżanie i ochrona przeciwsłoneczna. Wieczorna pielęgnacja jest trochę bardziej rozbudowana. Chcecie zobaczyć jak to wygląda?


Dajcie znać jaka jest Wasza poranna, pielęgnacyjna rutyna!


Snap 👉 hedonistkaaa

CZY PASTA BOROWINOWA WYSZCZUPLA CIAŁO?

$
0
0
Borowiną zainteresowałam się z uwagi na moje problemy z kręgosłupem. Próbowałam już wielu metod pozbycia się bólu odcinka lędźwiowego, ale dopiero okłady z borowiny przyniosły ukojenie. Kiedy podczas spotkania ze znajomą wspomniałam o uzdrowicielskich właściwościach borowiny, to usłyszałam: "a używasz jej do body wrappingu? Dzięki paście borowinowej straciłam w udach 2 cm w tydzień!" Namówiła mnie. Jakie efekty zauważyłam? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu.



BOROWINA - CO TO JEST I NA CO POMOŻE?
____________
Borowina to rodzaj torfu, który zawiera wiele cennych dla naszej skóry substancji. Są tu białka, kwasy fulwonowe i humusowe, bituminy, garbniki oraz makro i mikroelementy. Okłady i kąpiele borowinowe są już znane od wielu lat. Pomagają w leczeniu ostrych stanów zapalnych mięśni i stawów, a także łagodzą ból kręgosłupa. Wskazaniem do kąpieli i okładów borowinowych są także choroby reumatyczne, choroby układu nerwowego (np. rwa kulszowa), choroby układu krążenia, choroby układu pokarmowego oraz niektóre, kobiece dolegliwości takie jak nadżerki czy nawet niedoczynność hormonalna jajników. Wyczytałam także, że borowina pomaga w usuwaniu toksyn, przyspiesza wydalanie nadmiaru wody zatrzymanej w organizmie, wygładza skórę i ją odżywia. Brzmi jak idealna zachęta do body wrappingu, prawda?


BODY WRAPPING Z PASTĄ BOROWINOWĄ
____________
Do okładów na odcinek lędźwiowy mojego kręgosłupa używałam specjalnych saszetek z borowiną, które trzeba było podgrzać i położyć na obolałe miejsce. Do body wrappingu potrzebowałam pasty borowinowej, którą kupiłam w pobliskiej aptece. Pierwszy kontakt z tą konsystencją nie był zbyt zachęcający. Pasta wygląda jak błoto, w którym widoczne są małe włoski i paproszki. Nie jest to typowa, kremowa formuła, którą bezproblemowo nałożymy na ciało. Potrzebujemy jeszcze jakiegoś kremu lub balsamu (najlepiej antycellulitowego). Całe wiaderko z pastą zanurzam w gorącej, ale nie wrzącej wodzie i czekam około 5 minut, aż pasta będzie ciepła. Wybieram z opakowania dwie garstki pasty, przekładam do szklanej miseczki i dodaję tam trochę balsamu antycellulitowego. Wszystko dokładnie mieszam, a następnie nakładam na uda, które chwilę wcześniej wyszczotkowałam na sucho (pisałam o tym tutaj klik). Całość owijam przeźroczystą folią spożywczą, zakładam dresowe spodnie i wskakuję pod kocyk. W takim okładzie spędzam 40 minut, a później zmywam pod prysznicem. Później ponownie wcieram balsam antycellulitowy lub nawilżający.


EFEKTY
____________
Już po pierwszym zabiegu zauważyłam, że skóra jest niesamowicie przyjemna w dotyku. W sieci można napotkać wiele opinii mówiących o tym, że skóra przy regularnych zabiegach z borowiną jest gładka jak jedwab. Dziś mam za sobą już 5 zabiegów i efekty są wprost niesamowite. Obwód moich ud zmniejszył się o 2 centymetry na przestrzeni niecałych dwóch tygodni. W tym okresie nie wykonywałam żadnych ćwiczeń i nie trzymałam się jakiejś specjalnej diety, więc to ewidentna zasługa borowiny. Widzę, że moje uda są bardziej zwarte, twarde i czuję wyraźną lekkość w nogach. Myślę, że gdybym włączyła w to jeszcze odpowiednią dietę, ćwiczenia, basen i masaż np. bańką chińską, to efekty byłyby bardziej spektakularne. Body wrapping na bazie pasty borowinowej wykonuję dwa razy w tygodniu, a czasem nawet i trzy w zależności od tego ile mam czasu.


GDZIE KUPIĆ PASTĘ BOROWINOWĄ?
____________
Muszę przyznać, że trochę się za nią nachodziłam. W końcu znalazłam ją w jednej z pobliskich aptek, która jest zawsze dobrze zaopatrzona w różnego rodzaju zioła i oleje. Koszt jednego kilograma pasty borowinowej to około 8 złotych. Mieszając ją z balsamem antycellulitowym do body wrappingu starczy Wam na jakieś 2 miesiące.


Podsumowując, pasta borowinowa to moje wielkie odkrycie i mimo, że nie jest najprzyjemniejsza w użyciu (błotnista konsystencja), to naprawdę warto włączyć ją do swojej pielęgnacji. Podobno działa też na włosy, ale to będę musiała jeszcze sprawdzić. Dajcie znać czy macie ochotę wypróbować, a może już testowałyście? 


Snap 👉 hedonistkaaa

CO U MNIE NOWEGO? ADIDAS GAZELLE, TOM FORD MANDARINO DI AMALFI, THE BALM NUDE BEACH, STRÓJ MERLIN I INNI.

$
0
0
W dzisiejszym wpisie pokażę Wam kilka nowości, które trafiły do mojej szafy i kosmetyczki. Snapowicze mają lepiej, bo niektóre z tych rzeczy już się tam przewinęły. Będzie letnio, pachnąco i sportowo, więc zapraszam do dalszej części dzisiejszego posta. 



Kiedy tylko mam okazję, to wyskakuję z bardziej formalnego stroju i zakładam coś wygodniejszego. Najczęściej są to jeansy, zwykły t-shirt, albo jakaś wygodna kiecka i obowiązkowo sportowe buty. Od jakiegoś czasu na moim celowniku był model Gazelle marki Adidas. Buty są niesamowicie lekkie, wygodne i świetnie prezentują się na stopie. Zazwyczaj noszę rozmiar 39, ale udało mi się "wbić" w 38 i 2/3 czyli trafiłam jeszcze w rozmiarówkę juniorską, dzięki czemu zaoszczędziłam ponad 100 zł. Jeśli szukacie wygodnych butów, które będą pasować do wielu "casualowych" stylizacji, to polecam.


Bluzę Adidas w pudrowo-różowym odcieniu również pokazywałam Wam w moich mediach społecznościowych. Zamówiłam ją na Zalando, jak również czarną sukienkę, którą musiałam nieco skrócić (długość 7/8 zdecydowanie nie schlebia mojej figurze). Ostatnio mam "fazę" na markę Adidas i muszę przyznać, że aktualna kolekcja jest naprawdę interesująca.


Nowością jest też torebka Ariella (dostępna tutaj klik) w odcieniu jasnego beżu ze złotymi dodatkami. Pięknie wykonana, miękka i bardzo pojemna. Mam słabość do listonoszek i aktualnie na moim celowniku znajduje się marka Tous. Czy są tu posiadaczki modelu Obraian? Jak się nosi?

W Mohito znalazłam piękną, czerwoną bluzkę z baskinką. Falbana zaczyna się na odpowiedniej wysokości, dzięki czemu nie pogrubia i świetnie modeluje sylwetkę. Będzie idealnie pasować do czarnych rurek i eleganckich szpilek.


A na wyprzedaży udało mi się upolować dwa stroje marki Merlin, które zostały przecenione ze 199 zł na 139 zł. Świetnie podtrzymują biust, mają odpinane ramiączka i są bardzo komfortowe w noszeniu. Zazwyczaj omijałam ten sklep, kiedy szukałam jakiegoś bikini na lato i to był błąd. Wpadło mi tam w oko mnóstwo modeli, ale niestety nie było już mojego rozmiaru.


W mojej kosmetyczce pojawił się nowy zapach marki Collistar o nazwie Profumy dell' Amore. Jest to lekka mgiełka do ciała i włosów. Niech Was nie zwiedzie różana nuta, która  jest określana jako główny składnik tej kompozycji. Mamy tu jeszcze bergamotkę, mandarynkę, peonię, magnolię i drzewo cedrowe. Mimo, że to mgiełka, to utrzymuje się na ciele i ubraniach zaskakująco długo. Ten zapach unosi się w pomieszczeniach nawet przez kilka dobrych godzin. Polecam fankom odświeżających kompozycji z lekkim pazurem.

Kiko to marka, która w swoim asortymencie posiada też kosmetyki do pielęgnacji skóry. Postanowiłam wypróbować ich krem pod oczy Hydra Pro Eyes, który na razie spisuje się wzorowo, ale na pełną opinię musicie jeszcze troszkę poczekać.


Uwielbiam perfumy od Toma Forda, a zapach Mandarino Di Amalfi Acqua jest wprost zniewalający. Lekko męski, orzeźwiający, wielowymiarowy, z długim ogonem. Idealna kompozycja na lato dla zdecydowanych i pewnych siebie kobiet.


O nowej paletce The Balm Nude Beach jest aktualnie dosyć głośno. Wcale mnie to nie dziwi, bo kolory są wprost stworzone dla skóry muśniętej letnim słońcem. Formuła i pigmentacja jak zawsze świetnej jakości. Paletkę kupicie np. na Mintishop.pl.


Słyszałyście o bazie pod pomadki marki Eveline Ideal Stay Lipstick Primer? Ciekawe, czy faktycznie przedłuży trwałość makijażu ust, o czym na pewno Was poinformuję. Od dawna szukam dobrej bazy, która sprawi, że matowe pomadki będą trzymać się dłużej i nie przesuszą ust.


Do mojej kosmetyczki trafiła też paletka Artdeco Wanted Brows z trzema cieniami i woskiem do podkreślania brwi. Jest tu też grzebyk, skośny pędzelek i pęseta. Ostatnio mam ochotę na powrót do miękkiego podkreślania brwi cieniem, a ta paletka urzekła mnie kolorami i pigmentacją. Dam znać jak się sprawuje.


I na koniec paletka cieni do oczu Eveline Nude All in One, która zwróciła moją uwagę dzięki neutralnej kolorystyce. Planuję wpis z najciekawszymi kosmetykami tej marki ("Złota piątka"), bo ostatnio trafiam tam na same perełki.


Wpadło Wam coś w oko? Jeśli macie jakieś pytania - piszcie! Ostatnio trochę mnie tu nie było, ale to za sprawą bólu po usuniętej ósemce i szyciu (ała). Powoli wracam do żywych, ale nie było lekko :-)


Snap 👉 hedonistkaaa

TRIKI NA ZWIĘKSZENIE OBJĘTOŚCI I UNIESIENIE WŁOSÓW U NASADY.

$
0
0
Lato nie jest zbyt łaskawą porą roku, jeśli chodzi o nasze włosy, które szybko się przetłuszczają, a cała fryzura wygląda płasko i nie ma objętości. Ciepło i wilgoć powodują, że skóra głowy wydziela duże ilości sebum, które obciąża włosy i sprawia, że wyglądają na nieświeże. Dziś podzielę się z Wami moimi trikami na zwiększenie objętości fryzury latem, więc zapraszam do dalszej lektury.
 

Mam długie i ciężkie włosy, a to wcale nie sprzyja ich odbiciu od nasady. Gdybym kładła się spać z mokrymi, a nawet lekko wilgotnymi włosami nie używając suszarki, to moja fryzura wyglądałaby naprawdę fatalnie. Mam tak naprawdę kilka trików, które stosuję od lat, by uzyskać efekt "push up" na głowie. Zacznijmy od początku czyli od mycia.

1. WYBIERZ ODPOWIEDNI SZAMPON
Wbrew pozorom uzyskiwanie dużej objętości i lekkości fryzury zaczyna się już na etapie mycia. Wybierając nieodpowiedni szampon skazujemy naszą fryzurę na "przyklapnięcie" i mowa tu np. o szamponach z dodatkami olejków i maseł. Kiedy chcecie odbić włosy u nasady szukajcie szamponów proteinowych, takich jak Himalaya Herbal, który dokładnie oczyszcza i sprawia, że włosy stają się lekkie i nieco sztywne, co sprzyja uzyskaniu większej objętości. To za sprawą protein, więc  pamiętajcie, aby nie używać go zbyt często. Jak wiadomo przeproteinowanie jest dla włosów bardzo szkodliwe, a o mojej przygodzie z przedawkowaniem szamponu Himalaya pisałam tutaj klik. Używam go tylko w bardzo gorące, wilgotne dni, kiedy wiem, że moje włosy mogą szybko się przetłuścić i stracić na objętości.


2. PŁUKANIE CHŁODNĄ WODĄ
Kiedy spłukujecie szampon gorącą wodą, to podrażniacie skórę głowy, która reaguje wzmożonym wydzielaniem sebum. Lepiej robić to chłodną, ale nie zimną wodą, bo tak naprawdę każdy drastyczny skok temperatury będzie prowokował skalp do tego typu reakcji. Generalnie warto myć włosy w chłodnej wodzie, bo to pozwala na domknięcie ich łusek, dzięki czemu są gładkie i lśniące. Pamiętajcie, że ciepło je rozchyla, dlatego tak często wspominam o ograniczeniu stylizacji na gorąco.


3. ODŻYWKA NA ODPOWIEDNIEJ WYSOKOŚCI
Im wyżej nałożycie odżywkę, tym włosy będą bardziej obciążone, a co za tym idzie - bez objętości u nasady. Odżywki, a tym bardziej maski obklejają włos sprawiając, że jest gładszy i chroniony przed wpływem czynników zewnętrznych, ale także znacznie cięższy. To sprawia, że nie jest mu łatwo odbić się od nasady, więc jeśli chcemy uzyskać efekt "push-up", nakładajmy odżywkę nieco niżej, niż zwykle. Ja zaczynam aplikację odżywki na włosy tam, gdzie kończy się mój podbródek. Generalnie zawsze tak robię, ponieważ włosy u nasady nie potrzebują takiego odżywienia i wystarczy im samo sebum, które również ma właściwości ochronne/nabłyszczające. Warto pamiętać też o dokładnym spłukaniu odżywki. 


4. PŁUKANKA PIWNA
Do ostatniego płukania włosów najlepiej użyć...piwa! Płukanka piwna jest już znana od wielu pokoleń i faktycznie sprawia, że włosy są bardziej puszyste i lekkie, a do tego przepięknie lśnią. To również trik do sporadycznego stosowania, bo w dłuższej perspektywie może mocno przesuszyć włosy.


5. JOANNA STYLING EFFECT LOTION LUB PIANKA
Kiedy chcę nieco bardziej usztywnić włosy, które będą dzięki temu bardziej plastyczne i uniesione, to po spłukaniu odżywki i osuszeniu ręcznikiem spryskuję nasadę lotionem z Joanny. Dopiero później przystępuję do suszenia, o którym niżej. To produkt do sporadycznego stosowania, ponieważ ma w składzie wiele wysuszających składników, jednak kiedy zależy mi na uzyskaniu dużej objętości, to chętnie po niego sięgam. Możecie użyć też pianki do włosów, która również ma właściwości usztywniające. 


6. SUSZENIE CHŁODNYM NAWIEWEM Z GŁOWĄ W DÓŁ
Co prawda suszenie chłodnym nawiewem suszarki trwa nieco dłużej, ale tak jak w przypadku mycia włosów chłodną wodą ma to ogromne znaczenie. Nie podrażniamy skóry głowy i nie zmuszamy jej do nadprodukcji sebum. O tym, że warto suszyć włosy z głową w dół z pewnością już wiecie, bo to prawda stara jak świat. 



7. RZEPOWE WAŁKI
A teraz czas na obowiązkowy trik czyli rzepowe wałki. Wydzielam niewielkie pasmo włosów, delikatnie spryskuję je u nasady produktem Bumble and Bumble Surf Foam Spray, następnie pryskam odrobinę na rzepowy wałek i nawijam włosy. Na koniec spinam wałek przy głowie wsuwką lub klipsem i przez 3 minuty suszę suszarką. W wałkach spędzam minimum 30 minut. To idealny trik, który sprawi, że fryzura nabierze objętości, a włosy nie będą miały tak szybkiego kontaktu z sebum, które w ciągu dnia zacznie się gromadzić przy skalpie. Rzepowe wałki kupicie w Rossmannie - polecam średnią wielkość. 


Mam nadzieję, że rozwiałam Wasze wątpliwości w kwestii uzyskiwania dużej objętości mojej fryzury. Myślę, że moje triki sprawdzą się również u Was i zachęcam do ich wypróbowania krok po kroku. Więcej porad na temat pielęgnacji i stylizacji moich włosów znajdziecie TUTAJ kliklub kliknijcie w powyższe zdjęcie. Macie swoje triki na włosowy efekt "push-up"? 

_______________________
Snap 👉 hedonistkaaa



MIRROR NAILS CZYLI LUSTRZANE PAZNOKCIE KROK PO KROKU I INNE EFEKTY OD PROVOCATER | NEON STARDUST, SEQUIN, OPAL.

$
0
0
Lakiery hybrydowe prócz swojej trwałości mają jeszcze jeden plus - można nakładać na nie "magiczne" pyłki, które każdy kolor zmieniają w istne cudo. I w dzisiejszym wpisie pokażę Wam jak krok po kroku zrobić tak modne w tym sezonie lustrzane paznokcie oraz kilka innych efektów, które proponuje marka Provocater. 


Efekt lustra na paznokciach jest niesamowicie efektowny i zaskakujący. Nie jest to perła, ani zwykły, metaliczny manicure. Lustrzane paznokcie przykuwają uwagę wszystkich i za każdym razem, kiedy decyduję się na tego typu mani, to dostaję mnóstwo pytań co to właściwie jest. Wszystko za sprawą jednego pyłku o nazwie Metal Glass od Provocater. Nakładając go na różne kolory lakierów uzyskacie inny efekt, ale gwarantuję Wam, że każdy Was zaskoczy. W dalszej części pokażę jak krok po kroku prawidłowo zrobić lustrzane paznokcie. Dokładnie się przypatrzcie, bo zmieniając kolejność nakładania, zamiast efektu lustra uzyskacie jedynie brokat. Zaczynamy!


CZEGO POTRZEBUJESZ DO WYKONANIA LUSTRZANYCH PAZNOKCI?
_______
Bloczek polerski (klik), pilnik 100/180 (klik
Odtłuszczacz Cleaner Provocater (klik
waciki bezpyłowe (klik)
Baza Provocater (klik)
Lakier hybrydowy w dowolnym kolorze (u mnie Provocater 41 Pink Whisper klik)
Top No Wipe Provocater (klik)
Efekt Metal Glass  Provocater (klik
Miękki pędzelek
Lampa UV/LED (klik)


KROK 1
Przygotowuję paznokieć do standardowej stylizacji pod lakier hybrydowy czyli wycinam skórki, piłuję i poleruję bloczkiem, a następnie odtłuszczam Cleanerem. Powierzchnia paznokcia powinna być idealnie równa, bez żadnych zadziorków i wybrzuszeń, ponieważ efekt lustra uwydatni wszelkie niedoskonałości. Nakładam bazę i utwardzam w lampie. Następnie dwie warstwy lakieru hybrydowego 41 Pink Whisper od Provocater i każdą utwardzam osobno w lampie.


KROK 2
Nakładam Top No Wipe i utwardzam pod lampą. Musi to być Top bez warstwy dyspersyjnej czyli taki, który nie klei się po wyjęciu spod lampy. Jeśli nałożycie Metal Glass na zwykły Top, to uzyskacie jedynie brokatowy efekt, a nie lustro. 


KROK 3
Po utwardzeniu Top-u zaczynam nanosić pyłek o nazwie Metal Glass od Provocater. Wysypuję trochę z pudełeczka trzymając paznokieć nad wieczkiem i pokrywam dokładnie całą płytkę. 


KROK 4
Delikatnie wcieram pyłek paznokciem okrężnymi ruchami, a resztę pyłku zdmuchuję.


KROK 5
Wszelkie pozostałości pyłku, które utkwiły w szczelinach wymiatam delikatnym pędzelkiem. Pamiętajcie, że do momentu nałożenia Top-u na efekt lustra jeszcze wszystko można poprawić. Jeśli ocenicie, że Metal Glass nie jest zaaplikowany równo, to można go jeszcze usunąć za pomocą Cleanera. 


KROK 6
Nanoszę ostatnią warstwę Top-u No Wipe i utwardzam pod lampą. Należy pamiętać o dokładnym naniesieniu Top-u, uwzględniając boki paznokcia. I gotowe! 


Prócz efektu Metal Glass w ofercie marki Provocater znajdziecie mnóstwo innych pyłków, za pomocą których można wyczarować na paznokciach prawdziwe cuda. Muszę przyznać, że jestem typową sroką i gustuję w takich błyskotkach. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że dany pyłek nałożony na różne kolory lakieru da zupełnie inny efekt końcowy. 


Bardzo ciekawą propozycją na lato są pyłki Neon Stardust (trzy pierwsze od lewej). Dodają każdej stylizacji soczystości i niesamowicie podbijają opaleniznę dłoni. Można zaaplikować je na cały paznokieć lub tylko na niewielką część. Moje propozycje stylizacji z udziałem Neon Stardust zobaczycie w dalszej części dzisiejszego wpisu. 


2.Coctail Berry + Metal Glass
4. Blue Lagoon + Stardust 2 nałożony jedynie na końcówkę płytki
5. Coctail Berry + Neon Stardust 1 nałożony jedynie na końcówkę płytki
6.Fun Coral + Stardust 3 nałożony jedynie na końcówkę płytki
7. Pink Whisper + Metal Glass nałożony jedynie na końcówkę płytki


Lustrzane paznokcie to mój ulubiony trend w zdobieniu. Lubię go na wszystkich paznokciach, ale też jako akcent w stylizacji. Wszystkie pokazane efekty oraz lakiery hybrydowe zakupicie na stronie internetowej www.provocater.pl

Dziewczyny, dajcie znać czy macie ochotę na lustrzane paznokcie lub inne błyskotki, które można wykonać pyłkami! Jeśli są jakieś pytania, to służę pomocą :-)

_______________________
Snap 👉 hedonistkaaa




3xNIE CZYLI MAŁE, KOSMETYCZNE NIEWYPAŁY.

$
0
0
Dziś wpadam do Was z kolejną porcją produktów, które z pewnych powodów zasługują na miano małych, kosmetycznych niewypałów. Dlaczego? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu. I dajcie koniecznie znać co u Was się ostatnio nie sprawdziło. 



PALETKA POMADEK MAYBELLINE COLORAMA LIP CONTOUR PALETTE BLUSHED BOMBSHELL
_________
Zacznę od paletki Maybelline, którą od dawna chciałam wypróbować. Przy okazji każdej wizyty w drogerii miałam ochotę ją kupić, ale brak testera powodował, że nie byłam do niej w 100% przekonana. Ostatecznie otrzymałam ją w paczce PR-owej od Maybelline i natychmiast zabrałam się za jej test. Plusy to piękna kolorystyka i możliwość mieszania ze sobą odcieni tak, aby uzyskać idealny kolor. Podoba mi się również dołączony, dwustronny pędzelek, który pomaga precyzyjnie nałożyć każda pomadkę bez użycia konturówki. Na tym w zasadzie zalety się kończą. Niestety formuła pomadek jest tak tłusta i lekka, że to uzyskania pełnego krycia trzeba nałożyć bardzo dużą ilość. Trwałość również pozostawia wiele do życzenia. Rozświetlacz, którym można podkreślić Łuk kupidyna jest tak tłusty i nietrwały, że można go zetrzeć ze skóry jednym pociągnięciem. Pomadki nieestetycznie się "zjadają" i nie zaryzykowałbym ich użycia przed posiłkiem czy nawet piciem. Najlepiej wyglądają lekko wklepane w usta palcem i to bardzo cieniutką warstwą. Posiadam dwie wersje kolorystyczne tej paletki i z każdą jest ten sam problem. Muszę przyznać, że w porównaniu do tych wszystkich pomadek, które miałam okazje przetestować w przeszłości, paletka z Maybelline wypada dosyć słabo. Nie oznacza to jednak, że jest totalnym niewypałem. Myślę, że przypadnie do gustu bardzo młodziutkim dziewczynom, które chcą delikatnie podmalować się np. do szkoły. Dzięki tej paletce uzyskacie idealny, "szkolny" efekt subtelnych i naturalnych ust. Ja szukam czegoś więcej, więc paletkę zaliczam to małych niewypałów. 


ODŻYWKI FRUCTIS HYDRA FRESH I OIL REPAIR 3
_________
Odżywki Garnier Fructis przewijały się w mojej pielęgnacji od kilku, a nawet kilkunastu lat. Nigdy nie traktowałam ich jako coś, co dogłębnie odżywi i zregeneruje moje włosy, ale do natychmiastowego "podrasowana" zawsze były niezastąpione. Zawierają w składzie silikony, które fantastycznie wygładzają i nabłyszczają włosy, więc kiedy miałam ochotę na ich szybkie upiększenie, to Fructis był strzałem w dziesiątkę. Poza tym ten piękny, owocowy zapach zawsze mnie zachwycał. Nowa odżywki z wodą kokosową Hydra Fresh i z olejkami Oil Repair 3 to duże zaskoczenie, bo z moimi włosami nie robią właściwie nic. Nie wygładzają ich, nie dociążają i nie nabłyszczają. Nie ułatwiają też jakoś specjalnie rozczesywania, więc to spory zawód. Plus jak zwykle za piękny, orzeźwiający zapach. Nadal jestem fanką niektórych produktów od Fructis (np. serum na porost włosów, o którym pisałam tutaj), ale nowe odżywki wykorzystam raczej na nogi, w roli kremu do depilacji. Swoją drogą - jeśli nie wiecie jak wykorzystać nietrafione kosmetyki/buble, to zajrzyjcie do tego wpisuklik.  U mnie nic się nie zmarnuje :-) 


PĘDZEL KABUKI KIKO
_________
I na koniec pędzel, którego kształt jest jak dla mnie kompletnie niepraktyczny. Mowa tu o pędzlu Kiko, który ma posłużyć do konturowania, a tymczasem naprawdę trudno to precyzyjnie i szybko zrobić tak dużym, fikuśnym pędzlem. Oczywiście można tego dokonać, ale po co aż tak utrudniać sobie życie. Dobry pędzel do konturowania powinien być o połowę mniejszy i ścięty raczej na prosto. Co do miękkości, to jest akurat idealna i ogólnie pędzel prezentuje się bardzo ciekawie, a nawet futurystycznie. Mały minusik również za to, że pędzle w tym kształcie są trudne do przechowywania - nie mieszczą się w standardowych organizerach/szklankach i najlepiej byłoby je trzymać na leżąco. To jest jednak dosyć kłopotliwe z uwagi na zabrudzenia. Podsumowując, pędzel jak dla mnie jest trochę przekombinowany i jestem chyba typową tradycjonalistką w tej kwestii. 


I tak prezentują się produkty, których niestety nie zaliczę do ulubieńców. Dziewczyny, macie jakieś swoje kosmetyczne niewypały? Wyrzucacie je do kosza, czy jakoś wykorzystujecie? Dajcie znać w komentarzu :-)

_______________________
Snap 👉 hedonistkaaa

ULUBIEŃCY WAKACJI: OKULARY, DANIEL WELLINGTON, MASECZKA EVELINE, ARBUZÓWKA I INNI.

$
0
0
Wakacje powoli dobiegają końca, choć studenci mają nieco lepiej ;-) Nie mogę uwierzyć w to, że sezon wakacyjny już się kończy i niebawem jesień, która mimo, iż ma pewne plusy, to nadciąga zdecydowanie za szybko. W dzisiejszym wpisie chciałabym podzielić się z Wami moimi ulubieńcami wakacji czyli wszystkim tym, co najbardziej umilało mi ten słoneczny czas. 


Mam kilka, a nawet kilkanaście par okularów przeciwsłonecznych, ale od dwóch sezonów króluje u mnie jeden model. To okulary zakupione w zeszłym roku, ale w tym również są dostępne. Zaopatrzyłam się już nawet w kolejny egzemplarz. Co prawda jest nieco mniejszy, ale wygląda równie genialnie. Ilekroć te okulary pojawiają się na zdjęciach, to wzbudzają Wasze zainteresowanie, więc informuję, że możecie je zakupić za kilkanaście złotych w sklepie Sinsay. 


Pozostajemy w klimacie dodatków. Jak wiecie jestem ogromną fanką zegarków Daniel Wellington. To ponadczasowa klasyka, a poza tym są bardzo dobrze wykonane i służą mi latami. Bez zegarka i bransoletki na nadgarstku czuję się co najmniej dziwnie. Najbardziej lubię te, które mają czarną tarczę i tego lata najczęściej nosiłam model Classic Petitte Melrose w kolorze różowego złota. Świetnie komponuje się w duecie z letnią opalenizną i bransoletką tej samej marki. Łapcie ode mnie kod "hedonistka", który daje 15% zniżki na wszystkie zegarki i bransoletki ze strony www.danielwellington.com/pl + otrzymujecie gratis dodatkowy pasek. 


W życiu nie spodziewałabym się, że tego typu buty mogą być tak wygodne i zostaną moimi ulubionymi. Kiedy pierwszy raz pojawiły się w sklepach, to pomyślałam, że muszą być cholernie niepraktyczne. Klapki, to jednak klapki, a do tego na klocku, więc nie miałam co do nich żadnych złudzeń. Po przymiarce w sklepie stwierdziłam jednak, że całkiem nieźle trzymają się stopy, są stabilne i miękkie. Kupiłam je w kolorze czarnym, a później wróciłam jeszcze po beżowe i to moje absolutnie ulubione, letnie obuwie. Aż żałuję, że te ciepłe dni powoli się kończą i niedługo letnia garderoba pójdzie w odstawkę. Buty kupiłam w sklepie H&M. 



Powoli przechodzimy już do klimatów kosmetycznych i zacznę od ulubionych perfum, które towarzyszyły mi przez całe wakacje. Mowa tu o zapachu Michael Kors Wonderlust Sensual Essence. Niezwykle ciepła, nieco słodka i uwodzicielska kompozycja, która idealnie nadaje się zarówno na dzień, jak i na wieczór. Znajdziecie tu takie nuty jak czarna wiśnia, chińska gruszka, piwonia, różowy pieprz, jaśmin i kwiat pomarańczy. Do tego ambra i drzewo kaszmirowe. Cudowna kompozycja, która obok Midnight Shimmer jest aktualnie moją ulubioną, jeśli chodzi o perfumy Michael Kors. 



O rajstopach w spreju z Sally Hansen chyba nie muszę wspominać, bo pisałam o nich na łamach bloga wiele razy. Wracam do nich każdego lata i to z ogromną przyjemnością. To "must have" w mojej wakacyjnej kosmetyczce. Najczęściej używam najciemniejszego koloru Tan Glow, ale zdarza mi się też sięgnąć po ten pośredni odcień czyli Medium Glow. Próbowałam rajstop w spreju innych marek, ale te z Sally Hansen są bezkonkurencyjne. 

W kwestii makijażu nie będzie zaskoczenia. Podkładu Dr Irena Provoke Matt Fluid używam tak naprawdę przez cały rok, ale najbardziej doceniam go właśnie latem. Dobrze kryje, nie tworzy efektu maski i jako jeden z nielicznych nie powoduje u mnie powstawania nowych niedoskonałości. Czasem podkłady, które sprawdzają się u nas poza sezonem letnim potrafią nieźle nabroić na naszej skórze w wyższej temperaturze i nasłonecznieniu. Ten zawsze sprawdza się u mnie wzorowo. Jestem jednak trochę zaniepokojona, bo jedna z Was zwróciła uwagę, że te podkłady są obecnie wyprzedawane. Czyżby mój ulubiony podkład podzielił los pudru Manhattan Clearface i jest wycofywany ze sprzedaży? Jeśli będę wiedzieć coś więcej - dam znać. 


A najczęściej używanym pudrem brązującym, którym wzmacniałam i podkreślałam swoją opaleniznę był niezastąpiony Benefit Hoola. Ma wspaniały odcień, który wypada na mojej skórze niezwykle naturalnie. Nie ściera się, nie tworzy plam i tak samo, jak w przypadku podkładu Provoke - nie powoduje nowych niedoskonałości. Dla mnie ideał i ogromny ulubieniec sezonu letniego. Drogi, ale warty każdej wydanej złotówki. 


Najlepszym kremem, a w zasadzie żelem, który nakładam każdego ranka pod makijaż jest wielokrotnie zachwalany już na łamach bloga Clinique Moisture Surge Hydrating Supercharged Concentrate. Genialnie "dogaduje się" z moją cerą szczególnie podczas upalnych dni. Nawilża, jest lekki i nie skraca trwałości podkładu. 



Latem częściej sięgam po różnego rodzaju maseczki. Szczególnie lubię glinki i raczej sceptycznie podchodziłam do wszelkich, drogeryjnych "mieszanek", które prócz glinek w składzie miały też np. parafinę, która potrafi totalnie zrujnować moją skórę w przeciągu kilku dni. Detoksykująco-oczyszczająca maseczka Eveline z aktywnym węglem i glinką wulkaniczną, to moje ogromne, letnie odkrycie. Znacie to uczucie przeciążonej, tłustej, podrażnionej i nawet lekko swędzącej skóry pod koniec dnia? Myślę, że posiadaczki skóry tłustej i mieszanej doskonale znają ten stan. To, jak maseczka z Eveline wspaniale "uspokaja" i odświeża skórę jest nie do opisania. Mogę ją nazwać znacznie tańszym zamiennikiem maseczki Origins Clear Improvement, a nawet jest to coś więcej. Dla mnie hit!



Dzisiejszy wpis z ulubieńcami wakacji zakończę napojem, który umilał mi letnie, upalne dni czyli arbuzówka. Arbuz+mięta+miód+sok z cytryny+gazowana woda + lód. Pycha!



Wakacje minęły mi w mgnieniu oka i nie mam pojęcia, gdzie "uciekły" te dwa miesiące. Ja powoli wracam już ze swojego urlopu, który spędziłam u rodziców w Ustce i planuję dla Was wiele ciekawych wpisów, więc bądźcie czujne. 


_______________________

Snap 👉 hedonistkaaa

ZŁOTA PIĄTKA | 5 NAJLEPSZYCH KOSMETYKÓW POLSKIEJ MARKI EVELINE COSMETICS + KONKURS.

$
0
0
Produkty marki Eveline Cosmetics są obecne w mojej pielęgnacji od wielu lat. Myślę, że wszystkie dobrze znacie kultowe już balsamy antycellulitowe i odżywki do paznokci, ale marka ma w swojej ofercie kilka innych perełek, na które warto zwrócić uwagę. Dziś nadszedł czas na kolejny wpis z cyklu "Złota Piątka", w którym przedstawię Wam mój prywatny ranking produktów Eveline Cosmetics. 



#1 MATOWE POMADKI VELVET MATT LIP CREAM
_______
Pamiętacie, jak kilka dobrych miesięcy temu pierwszy raz polecałam Wam matową pomadkę od Eveline (tutaj klik)? Dziś mam w swojej kolekcji wszystkie dostępne odcienie, bo totalnie zakochałam się w ich formule i trwałości. Na tle innych, matowych pomadek wyróżnia je to, że mają świetną pigmentację, łatwo się rozprowadzają i są szalenie trwałe. Do tego dobrze kryją już przy pierwszej warstwie, są lekkie jak pianka i pięknie pachną soczystą żurawiną. Jeśli miałabym Wam polecić dobrą, matową pomadkę w niskiej cenie, która jest łatwo dostępna (np. w drogeriach Rossmann), to stawiam na Velvet Matt Lip Cream od Eveline. Mój ulubiony odcień to intensywny róż Hawaiian Flowers 411, który mam na ustach na zdjęciu zajawkowym i neutralny, dzienny odcień Cashmere Pink 413.


#2 ODŻYWKA DO PAZNOKCI NAIL THERAPY 8W1 TOTAL ACTION
_______
Jestem ogromną fanką lakierów hybrydowych i w przerwach, kiedy ich nie stosuję zawsze używam wzmacniającej odżywki do paznokci Eveline 8w1 Total Action. Odwyk od hybryd robię raz w miesiącu i to właśnie wtedy przeprowadzam taką odżywczą kurację, dzięki której moje paznokcie są w świetnej kondycji. W zauważalny sposób wygładza płytkę paznokcia, wzmacnia ją i zabezpiecza przed pękaniem. Podczas kuracji pierwszego dnia nakładam jedną warstwę, drugiego kolejną, a trzeciego zmywam i powtarzam cały proces od nowa. Cała kuracja trwa u mnie zazwyczaj 10 dni, ale producent zaleca nawet 2 tygodnie, a później przerwę na miesiąc. Myślę, że to właśnie tej odżywce zawdzięczam tak dobrą kondycję moich paznokci. Preparat jest bestsellerem marki i wcale się nie dziwię, bo naprawdę działa. 


#3 ANTYCELLULITOWA MASKA REMODELUJĄCA SLIM EXTREME 4D
_______
Do balsamów i masek antycellulitowych zawsze podchodzę z dużą rezerwą. Owszem, pomagają uelastycznić skórę, ale bez diety i treningu nie pozbędziemy się cellulitu. Wypróbowałam już naprawdę mnóstwo najróżniejszych balsamów, również marki Eveline i dopiero antycellulitowa maska remodelująca zrobiła na mnie wrażenie. To produkt, który w zauważalny sposób poprawia kondycję skóry w krótkim czasie. Przede wszystkim zapewnia szybki efekt nawilżenia, co przy mojej ekstremalnie suchej skórze na nogach jest trudne do uzyskania. Poza tym to maska, dzięki której faktycznie zauważyłam większą jędrność i wygładzenie skóry na udach. Daje lekki, chłodzący efekt, który jest znacznie mniejszy, niż w przypadku innych produktów tej marki. Maski używam do body wrappingu na około 40 minut lub bez owijania folią, po użyciu borowiny, o której niedawno pisałam. Jeśli chcecie porządnie zadbać o skórę po lecie, to warto włączyć do swojej antycellulitowej pielęgnacji właśnie maskę remodelującą od Eveline, bo to jak dotąd jeden z niewielu produktów, który u mnie zadziałał. 


#4 INTENSYWNIE ODŻYWCZY BALSAM DO CIAŁA BODYCAREMED+ Z MALINĄ NORDYCKĄ
_______
Odkąd  chodzę na basen, to moja skóra na ciele z normalnej stała się sucha, a nawet podrażniona. Do tego dochodzą jeszcze kąpiele słoneczne i od dłuższego czasu szukałam dobrego, nawilżającego balsamu. Zależało mi też na tym, aby nie był zbyt "ciężki", bo nie lubię tłustego filmu na skórze. Balsam z maliną nordycką poleciła mi moja koleżanka i od tamtej pory używam go w zasadzie codziennie. W składzie znajdziemy ekstrakt z maliny nordyckiej, masło shea i olej makadamia. Mimo to jest lekki, szybko się wchłania i od razu powoduje takie przyjemne odprężenie skóry. Poza tym cudownie pachnie i już kilka razy po wyjściu z basenu zostałam zapytana o ten zapach. 


#5 MASKA OCZYSZCZAJĄCO-DETOKSYKUJĄCA FACEMED+ Z AKTYWNYM WEGLEM I GLINKĄ WULKANICZNĄ
_______
Nie wierzyłam, że jakakolwiek drogeryjna maska z glinką zrobi na mnie tak ogromne wrażenie, ale o tym pisałam Wam już we wczorajszym poście z ulubieńcami wakacji. Prócz glinki wulkanicznej w składzie znajdziemy też węgiel aktywny, który już od dawna pomaga mi utrzymać moją skórę w dobrej kondycji. Działa jak magnes na wszelkie zanieczyszczenia! Maska ma za zadanie odblokować, oczyścić oraz zwęzić pory, poprawić koloryt skóry, odświeżyć ją i zapobiec powstawaniu nowych niedoskonałości. Aplikuję ją co drugi dzień wieczorem po zmyciu makijażu i jest prawdziwym ukojeniem dla mojej cery. Zauważyłam, że wszelkie zmiany goją się szybciej i od razu po zmyciu maski są jakby mniej zaognione. Poza tym skóra przestała nadmiernie wydzielać sebum, ponad to jest gładka i miękka w dotyku. Do kompletu zachwytów dodam jeszcze, że nie spowodowała u mnie żadnego podrażnienia nawet przy tak częstym stosowaniu. Nie ukrywam, że najchętniej używałabym jej codziennie.

Wszystkie produkty, o których dzisiaj napisałam możecie kupić np. w drogerii Rossmann lub za pośrednictwem sklepu internetowego www.sklep.eveline.eu


NAGRODY DLA WAS!

Czy w Waszych ulubieńcach znajduje się jakiś produkt od Eveline? Jeśli tak, to napiszcie jaki i dlaczego, a spośród wszystkich komentarzy wybiorę 3 osoby, do których powędruje zestaw moich ulubieńców czyli maska oczyszczająca, matowe pomadki we wszystkich kolorach, balsam nawilżający, maska antycellulitowa i odżywka do paznokci. Pamiętajcie, aby zostawić komentarz tutaj na blogu i wpisać swój adres e-mail. Wyniki podam w tym wpisie 1 września!


_______________________
Snap 👉 hedonistkaaa

JAKIE PRODUKTY DO PIELĘGNACJI WŁOSÓW WARTO KUPIĆ NA PROMOCJI -49% W ROSSMANNIE?

$
0
0
Rossmann znów przygotował promocję, dzięki której kupując dwa produkty z różnych kategorii otrzymacie zniżkę -49%. Zgodnie z obietnicą przygotowałam dla Was mały przegląd odżywek, masek i olejków, które warto kupić, więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam do dalszego czytania. 

Pewnie będziecie pytać, więc na zdjęciu mam zegarek Daniel Wellington Classic Pettite Merlose w kolorze różowego złota. Podając kod "hedonistka" otrzymujecie 15% zniżki na wszystkie zegarki i bransoletki ze strony  www.danielwellington.com/pl + dodatkowy pasek gratis :-)

Aby skorzystać z rossmannowskiej promocji -49%, trzeba należeć do klubu Rossmann i kupić dwa produkty z różnych kategorii. Wystarczy zatem ściągnąć sobie na telefon darmową aplikację i zarejestrować się podając kilka podstawowych danych. Promocja trwa do 30 sierpnia. Jakie kategorie produktów wchodzą w skład promocji?

→ maseczki do twarzy
→ pielęgnacja ciała (samoopalacze, balsamy, olejki, masła, rajstopy w spreju)
→ pomadki ochronne do ust
→ odżywki do paznokci
→ odżywki do włosów (odżywki, maski, olejki, eliksiry, sera)

Tak jak wspominałam Wam na moim Instastory (ostatnio często się tam udzielam) w dzisiejszym wpisie skupię się na produktach do pielęgnacji włosów. Muszę przyznać, iż mimo, że Rossmann nie jest moją ulubioną drogerią, w której kupuję kosmetyki do włosów, to jest tam kilka ciekawych produktów w które warto się zaopatrzyć. Zacznę od odżywek i masek, a następnie przejdę do olejków i serum na końcówki.



ODŻYWKI O'HERBAL (1)
Cieszę się, że w Rossmannie są dostępne odżywki O'Herbal, bo mają całkiem niezły skład i to właśnie po nie sięgam najchętniej w mojej rutynowej pielęgnacji włosów. Moją ulubioną odżywką tej marki jest ta z ekstraktem z korzenia tataraku. Świetnie nawilża i wygładza włosy nie obciążając ich. Przetestowałam też inne warianty, ale jednak ta jest dla moich włosów najlepsza i zużyłam już kilka/kilkanaście opakowań. 

ODŻYWKI I MASKI ALTERRA BIO GRANAT I ALOES (2)
Masek i odżywek z tej serii używam kilka dobrych lat. Szczególnie chętnie wracam do nich latem, kiedy moje włosy są nieco bardziej obciążone i potrzebują czegoś lżejszego, ale też nawilżającego. Świetne produkty w niskiej cenie, a jeśli można je kupić jeszcze taniej, to aż żal nie skorzystać. 

ODBUDOWUJĄCY BALSAM-MASKA ŁOPIANOWA DO WŁOSÓW ELFA PHARM (3)
Ten produkt również pojawił się na łamach bloga i to nawet kilka razy. Zapach nie należy do najprzyjemniejszych, ale to jedyny kosmetyk w formie maski, który nakładam również na skórę głowy. Wspaniale ją tonizuje, niweluje problemy z nadmiernym przetłuszczaniem i łupieżem, koi i sprawia, że włosy łatwiej odbijają się od nasady. 

ODŻYWKA PROTEINOWA HIMALAYA HERBALS ODBUDOWA I REGENERACJA (4)
Wiecie już jak bardzo lubię ich szampon proteinowy, którego trzeba jednak używać z głową, bo jak każdy produkt z proteinami potrafi po jakimś czasie zaszkodzić. To samo tyczy się masek i odżywek na bazie protein. Trzeba najpierw poznać potrzeby swoich włosów, a następnie dobrać odpowiedni produkt. Jeśli jednak Wasze włosy od jakiegoś czasu są przetłuszczone i obciążone na całej długości, strączkują się, brak im objętości i życia, to znak, że czas na produkt z proteinami. I w tym przypadku polecę Wam odżywkę od Himalaya Herbals, która jest naprawdę fantastyczna w swojej kategorii. 

MASKA PRZYWRACAJĄCA MIĘKKOŚĆ DO WŁOSÓW SUCHYCH BOTANICALS (5)
To produkt, który poleciła mi moja przyjaciółka i jest z niego szalenie zadowolona. Sama jednak nigdy nie miałam okazji bliżej przyjrzeć się produktom tej marki, więc zamierzam zaopatrzyć się w tę maskę. Tym bardziej, że jej cena regularna jest dosyć wysoka. 

ODŻYWKI REGENERUJĄCE NATURA SIBERICA (6)
Moje włosy wprost uwielbiają odżywki tej marki i przyznam, że zupełnie nie wiedziałam, że są dostępne w Rossmannie. Szczególnie polecam Wam maskę rokitnikową, która genialnie wygładza i dociąża moje włosy. 

ODŻYWKA NABŁYSZCZAJĄCA ULTRA SHINE PETAL FRESH  (7)
To odżywka do zadań specjalnych, a mowa tu o nadaniu wyjątkowego połysku włosom. Kiedy chcę, aby ładnie lśniły i były dobrze wygładzone, to sięgam właśnie po nią. Marka ma w ofercie jeszcze kilka innych odżywek, ale ta jest w mojej opinii najlepsza. 

ODŻYWKA NIWELUJĄCA ŻÓŁTY ODCIEŃ WŁOSÓW SWISS O PAR (8)
Jeśli farbujecie włosy na blond, to zapewne nieraz już walczyłyście z niechcianymi refleksami, które mogą wpadać w żółć lub rudość. O tym jakie produkty pomogą Wam z tym walczyć pisałam już tutaj klik i właśnie tam polecałam odżywkę Silver marki Swiss O Par. Mimo, że mam włosy brązowe i niefarbowane, to od czasu do czasu jej używam, bo nadaje im takiego fajnego, chłodnego połysku. 

ODŻYWKA DO WŁOSÓW BRĄZOWYCH ISANA (9)
A jeśli macie włosy w odcieniu brązowym (naturalne lub farbowane), to bardzo ciekawą odżywką jest ta od Isany Farbglanz Braun. Mam wrażenie, że faktycznie nieco pogłębia kolor, a poza tym to całkiem niezła, dociążająca odżywka dla włosów puszących się. 

ODŻYWKA Z OLEJKIEM AWOKADO I MASŁEM KARITE GARNIER ULTRA-DOUX (10)
Muszę przyznać, że ta odżywka nigdy nie była moją faworytką i tak jest do dziś. Wiem jednak, że to prawdziwy bestseller i mnóstwo osób ją uwielbia. Jest hitem wielu moich koleżanek i dziwią się, że moje włosy niezbyt się z nią polubiły. Także polecam ją Waszej uwadze, bo być może u Was również się sprawdzi. 





ODŻYWKI BEZ SPŁUKIWANIA GLISS KUR (1)
W mojej pielęgnacji nie może oczywiście zabraknąć odżywek bez spłukiwania. Moja ulubiona w tej kategorii odżywka Schauma Krem i Olejek jest już aktualnie bardzo słabo dostępna w Rossmannie, ale jeśli miałabym polecić Wam coś w zamian, to warto zwrócić uwagę na odżywki Gliss Kur. Pamiętajcie jednak, że większość z nich zawiera w składzie keratynę i hydrolizowane proteiny mleczne, więc nie będą nadawały się do codziennego stosowania. Dlaczego? Koniecznie przeczytajcie wpis o zrównoważonej pielęgnacji (tutaj klik) i wszystko będzie jasne. 

SILIKONOWE SERUM DO CODZIENNEGO STOSOWANIA GLISS KUR (2)
Co prawda jestem fanką zupełnie innego serum, ale nie jest akurat dostępne w Rossmannie. Jeśli jednak miałabym coś wybrać, to stawiam na serum z Gliss Kur do codziennego stosowania. Jak wiecie - ja zupełnie nie wyobrażam sobie, aby takiego serum mogło w mojej pielęgnacji zabraknąć, więc jeśli jeszcze go nie używacie, to polecam. 

OLEJE DO OLEJOWANIA ALTERRA (3)
Olejami Alterra zainteresowałam się już kilka dobrych lat temu, kiedy dopiero zaczynałam swoją przygodę z olejowaniem. Mają fantastyczne składy i co prawda są przeznaczone do pielęgnacji ciała, ale ja akurat zawsze używałam ich do włosów. Są absolutnie rewelacyjne do całonocnego olejowania, które jak wiecie - jest podstawą mojej pielęgnacji. A że promocja w Rossmannie obejmuje także oleje do ciała, to warto się na nie skusić. 

MASKA Z GLINKĄ PRZED MYCIEM WŁOSÓW L'OREAL ELSEVE (4)
To produkt, który sama planuję dopiero wypróbować, więc nie wiem czy się sprawdzi, ale opis producenta brzmi całkiem obiecująco. Testowałyście już tę maskę?

OLEJEK DO WŁOSÓW Z TERMOOCHRONĄ ISANA INTENSIV (5)
Świetny, lekki produkt do zabezpieczania włosów przed suszeniem czy jakąkolwiek stylizacją na ciepło. Lubię używać go przed nawinięciem włosów na termoloki czy wygładzaniem ich szczotką prostującą. 

OLIWKA DLA MAM BABYDREAM (6)
To mój prawdziwy hit do olejowania włosów, któremu zresztą poświęciłam osobny wpis tutaj klik. Zatem nie będę się już więcej rozpisywać, ale wpadajcie do Rossmanna i zróbcie mały zapas :-)


Dziewczyny, zanim jednak wybierzecie się do Rossmanna na "włosowe"łowy, to jeszcze raz odsyłam Was do wpisu na temat tego jak właściwie wybrać odżywkę czy maskę, aby faktycznie ZADZIAŁAŁA. Koniecznie przeczytajcie tutaj klik.  A więcej porad na temat pielęgnacji i stylizacji moich włosów znajdziecie tutaj klik




_____________________
Snap 👉 hedonistkaaa

DWA SPOSOBY AZJATYCKIEJ PIELĘGNACJI, KTÓRE ZRUJNOWAŁY MOJĄ CERĘ.

$
0
0
Moda na azjatycką pielęgnację cery trwa w najlepsze. Nic dziwnego, bo o pięknej skórze Azjatek krążą już legendy. Sama jestem posiadaczką dosyć wymagającej i kapryśnej cery, więc pomyślałam, że wprowadzenie pewnych zmian i podążanie za azjatyckim schematem będzie świetnym pomysłem. I tu się myliłam. Dlaczego? O tym przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu.

pielegnacja-cery-kosmetyczna-hedonistka
sekrety-urody-koreanek-charlote-cho

DWUETAPOWE OCZYSZCZANIE
Charlotte Cho w swojej książce pt. "Sekrety urody koreanek" wielokrotnie podkreśla, że najważniejszą kwestią w dbaniu o cerę jest jej dokładne oczyszczenie z makijażu oraz nagromadzonego sebum. Pomysł na dwuetapowe oczyszczanie wydał mi się zatem całkiem rozsądny. Sama dobrze wiem, że kiedy nie zmyję dokładnie swojego makijażu, to na mojej skórze szybko pojawiają się nowe niedoskonałości. Azjatycki demakijaż polega przede wszystkim na tym, aby najpierw użyć olejku (może być rycynowy, kokosowy lub specjalny olej myjący) i wmasować go w skórę tak, aby rozpuścił nasz makijaż. Następnie dodajemy odrobinę wody, aby olej zmienił się w emulsję i dalej masujemy skórę, by na jej powierzchni powstała biała warstwa. Charlotte podkreśla również jak ważny w całym tym procesie jest masaż twarzy, którego nigdy nie powinnyśmy pomijać. Po takim masażu zmywamy olej ze skóry ciepłą wodą i przechodzimy do kolejnego etapu jakim jest użycie kosmetyku na bazie wody np. zwykłego żelu myjącego. W moim przypadku był to żel, którego używam od wielu lat czyli La Roche Posay Effaclar. I tu kolejna, cenna uwaga od Charlotte - kosmetyki myjące, które się pienią są niekoniecznie bardziej skuteczne od tych, które tej piany nie tworzą. Sama jednak nie trafiłam jeszcze na produkt bez piany, który usunął mój makijaż w stu procentach. Dwuetapowe, azjatyckie oczyszczanie stosowałam rano i wieczorem przez 3 dni. Charlotte podkreśla, że poranne oczyszczanie jest równie ważne, ponieważ pozwala pozbyć się nagromadzonego sebum i pozostałości po produktach do nocnej pielęgnacji. 

Dlaczego wytrzymałam tylko 3 dni? Już po pierwszej nocy po zastosowaniu powyższego schematu na mojej skórze zaczęły pojawiać się małe krostki w okolicach czoła. Później było ich już tylko więcej, a stan mojej skóry uległ znacznemu pogorszeniu. Winą obarczam oczywiście olej kokosowy, którego użyłam do pierwszego oczyszczania. Później dałam jeszcze szansę olejowi rycynowemu oraz specjalnemu produktowi od Clinique na bazie oleju, ale niestety - sytuacja znów się powtórzyła. Fakt jest taki, że skóra po dwuetapowym oczyszczaniu jest naprawdę czysta, miękka i ukojona, jednak w moim przypadku był to tylko chwilowy efekt. Teraz wiem już na pewno, że moja alergiczna, wrażliwa i skłonna do powstawania nowych niedoskonałości skóra nie toleruje żadnych olejów w czystej postaci  i choć miałam już takie podejrzenia wcześniej, to ciekawość zwyciężyła. Mimo wszystko cieszę się, że dzięki wprowadzaniu nowych sposobów pielęgnacji jestem w stanie dobrze poznać swoją skórę i uniknąć wielu błędów w przyszłości, co nie zmienia faktu, że po tej "olejowej" przygodzie leczyłam cerę kilka tygodni.

pielegnacja-cery-kosmetyczna-hedonistkacharlotte-cho-sekrety-urody-koreanek

MASECZKI CAŁONOCNE
Maseczki "upiększające" podczas snu tzw. sleeping pack cieszą się w Korei ogromną popularnością. Charlotte Cho w swojej książce podkreśla, że skóra najlepiej regeneruje się właśnie w nocy i to między godziną 22:00, a 4:00 nad ranem. Nigdy nie używałam maseczek na całą noc, ale wizja takiego porządnego, całonocnego odżywienia była bardzo kusząca. Zaopatrzyłam się więc w dwie maseczki typu "sleeping pack". Pierwszą z nich była maska marki Holika Holika Honey Sleeping Pack Acerola Blueberry, która dzięki zawartości miodu i wyciągu z czarnej jagody miała koić wszelkie zmiany zapalne, regulować wydzielanie sebum, zapobiegać powstawaniu nowych niedoskonałości, a ponad to nawilżać i zmiękczać skórę. Drugą maseczką była Missha Super Aqua Ice Tear, o działaniu kojącym, odżywczym i nawilżającym. Niestety obydwie maseczki mnie zawiodły. Miałam wrażenie, że po ich użyciu moja skóra jeszcze bardziej się przetłuszczała i takie całonocne maseczkowanie to dla niej zbyt wiele. Skóra o poranku była bardzo tłusta, lekko zaczerwieniona i swędząca. Poza tym po dwóch tygodniach takiego maseczkowania pojawiło się na niej mnóstwo zaskórników, których tak naprawdę pozbywam się do dziś. Aby moja cera była dostatecznie nawilżona i ukojona wystarczy jej zwykły krem na noc, a całonocne maseczkowanie ją ewidentnie przerosło. Niepotrzebnie kombinowałam, ale w moim przypadku zawsze wygrywa ciekawość. 

Muszę przyznać, że książkę "Sekrety urody Koreanek" przeczytałam jednym tchem i to z bardzo dużym zaciekawieniem. Dzięki niej do mojej rutynowej pielęgnacji weszły takie produkty jak esencje, toniki i maseczki w płachcie. Jeszcze bardziej doceniłam też moc złuszczania kwasami. Książka w prosty, a czasem nawet zabawny sposób motywuje do systematycznego dbania o swoją skórę. Dzięki kilku prostym radom nie będziemy robić tego po omacku i być może stanie się to dla nas nawet przyjemnością. Mimo wszystko musimy zwrócić uwagę na to, że Azjatki żyją w nieco innym klimacie, więc ich skóra może mieć też inne potrzeby. W mojej pielęgnacyjnej kosmetyczce znajduje się mnóstwo azjatyckich produktów, o których niedługo Wam napiszę, ale całonocnym maseczkom i olejom do demakijażu mówię nie.


Dziewczyny, dacie znać czy próbowałyście azjatyckich sposobów na piękną cerę i jak to się u Was sprawdziło. Czy w Waszej kosmetyczce są jakieś koreańskie produkty? 


_____________________

Snap 👉 hedonistkaaa




Viewing all 851 articles
Browse latest View live