Quantcast
Channel: HEDONISTKA
Viewing all 851 articles
Browse latest View live

BIORĘ SIĘ ZA SIEBIE CZYLI URODOWY PLAN DZIAŁANIA NA JESIEŃ: MANICURE KOMBINOWANY, WAMPIRZY LIFTING, TCA...

$
0
0
Muszę przyznać, że w ostatnich tygodniach kompletnie straciłam motywację do dbania o siebie. Chroniczny brak czasu, grafik wypełniony do granic wytrzymałości, a do tego piękna, letnia pogoda nie sprzyjały ćwiczeniom, diecie i pielęgnacyjnym zabiegom, które zawsze lubiłam. Nadchodzi jesień, a z nią mój urodowy plan działania. Jeśli macie ochotę wdrożyć go razem ze mną, to zapraszam!


1. WRACAM NA SIŁOWNIĘ
Jeszcze niedawno byłam stałą bywalczynią siłowni i podczas moich regularnych treningów czułam się naprawdę fantastycznie. Przypływ energii, coraz większa sprawność i zauważalna poprawa sylwetki to coś, co naprawdę uzależnia. Niestety kilka niesprzyjających okoliczności sprawiło, że totalnie wypadłam z rytmu i zaniedbałam ćwiczenia. Ok, spójrzmy prawdzie w oczy - po prostu nie chciało mi się chodzić na siłownię. Obiecuję poprawę i już jutro ruszam na siłownię. Wracam na stare tory czyli siłka 3 razy w tygodniu co drugi dzień. A kiedy nie będę miała czasu na siłownię, to nie odpuszczę ćwiczeń w domu, o których pisałam Wam tutaj klik


2. BASEN RAZ W TYGODNIU
A na zakwasy i zmęczone ciało najlepszy jest basen. Myślę, że zainteresuję się też tematem Aqua Areobiku. Przepłynięcie kilkunastu długości basenu sprawia, że czuję się naprawdę przyjemnie zmęczona i to jedna z moich ulubionych, sportowych aktywności.


3.  KWASY
Jesień to idealna pora na rozpoczęcie zabiegów kwasami złuszczającymi. Przyznam, czekam na nią z ogromną niecierpliwością i już za kilka tygodni wybiorę się na pierwszy zabieg kwasem TCA, o którym zresztą pisałamtutaj klik. To kwas, który najlepiej radzi sobie z moimi przebarwieniami, bliznami i ogólnym ujędrnieniem skóry. Niestety - po jego wykonaniu zalecana jest siedmiodniowa rekonwalescencja. Twarz wygląda naprawdę koszmarnie, ale po wygojeniu różnica jest widoczna gołym okiem. Jeszcze raz odsyłam Was do wpisu na temat tego zabiegu, który wykonałam w zeszłym roku tutaj klik. A oprócz kwasu TCA planuję też regularne peelingi kwasem glikolowym i migdałowym. 


4. WAMPIRZY LIFTING CZYLI DERMAPEN
Od dawna noszę się z zamiarem wykonania zabiegu Dermapen, który polega na nakłuwaniu skóry przy pomocy pulsujących igieł w celu wprowadzenia w nią substancji czynnych. To pozwala na stymulację produkcji kolagenu i elastyny, a więc poprawę gęstości i elastyczności skóry. Zabieg jest wskazany w przypadku blizn potrądzikowych, drobnych zmarszczek czy utraty jędrności i owalu twarzy. Dermapen jest zalecany także przy likwidacji rozstępów i wspomaga terapię przeciwdziałającą wypadaniu włosów. Wiele przydatnych informacji oraz przebieg całego zabiegu możecie zobaczyć oglądając poniższy film.



5. MANICURE KOMBINOWANY
Manicure kombinowany przywędrował do nas podobno z Korei (o azjatyckich zabiegach, które zrujnowały moją skórę możecie przeczytać tutaj klik). Mam na niego ogromną ochotę, bo wizja idealnie wyciętych i wypielęgnowanych skórek, dzięki którym manicure wygląda wprost idealnie jest bardzo kusząca. Jestem miłośniczką wszelkiego rodzaju precyzji, a jeśli chodzi o paznokcie, to mam na tym punkcie prawdziwego bzika. Pewnie kilka razy spotkałyście się już w sieci z paznokciami, które wyglądają tak, jakby lakier wyrastał od razu z płytką. Nie widać żadnej przerwy między skórkami, a lakierem, dzięki czemu cała stylizacja prezentuje się perfekcyjnie. Jestem bardzo ciekawa tej techniki i być może dzięki kilku profesjonalnym radom za jakiś czas będę mogła wykonać manicure kombinowany samodzielnie. Tymczasem szukam dobrego salonu w Trójmieście. Polecicie coś?



6. PRZEDŁUŻANIE RZĘS
Do przedłużania rzęs przymierzam się już od kilku dobrych miesięcy. Argumentem "za" jest to, że  mój poranny makijaż byłby o wiele szybszy, natomiast tych "przeciw" jest o wiele więcej. Z moich obserwacji wynika, że rzęsy zazwyczaj wyglądają niesamowicie sztucznie - są za długie, zbyt wywinięte, za czarne i przytłaczające. Nie dla mnie typowy "Russian Effect", choć podobno o gustach się nie dyskutuje. W sieci natomiast znalazłam mnóstwo cudownych prac, które mnie urzekły, ale stylistki są z Warszawy. Jeśli znacie jakiś fajny salon z Trójmiasta, w którym można wykonać subtelne i staranne przedłużenie, to dajcie znać w komentarzach :-)


Dziewczyny, macie jakiś swój prywatny plan działania na jesień? 


_____________________

Snap 👉 hedonistkaaa


5 TRIKÓW Z SUCHYM SZAMPONEM.

$
0
0
Suchego szamponu używam do odświeżania swoich włosów bardzo sporadycznie. Zazwyczaj powoduje u mnie łupież, swędzenie i podrażnienie skóry głowy. Mimo to zawsze muszę go mieć w swojej torebce czy kosmetyczce i w dzisiejszym wpisie dowiecie się dlaczego. Oto 5 trików z suchym szamponem, które możecie wykorzystać.


Głównym składnikiem suchych szamponów (np. tych z Batiste) jest skrobia ryżowa. To ona odpowiada za pochłanianie sebum, łagodzenie podrażnień np. swędzenia skóry i zaczerwienień. Likwiduje nieprzyjemne zapachy i sprawia, że powierzchnia, którą nią pokryjemy staje się sucha i gładka. Wiedząc o tych wszystkich właściwościach skrobi można znaleźć mnóstwo zastosowań dla suchego szamponu. O tych, które się u mnie sprawdziły przeczytacie dalej. 


→ SUCHY SZAMPON NA SPOCONE RĘCE
Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy idziecie na ważne spotkanie, a Wasze ręce są spocone i lepkie. W dodatku nie macie możliwości ich umycia. Nie ma chyba nic gorszego, jak uściśnięcie takiej nieświeżej dłoni i tutaj najlepszym wyjściem jest suchy szampon. Wystarczy spryskać nim wewnętrzną część dłoni i potrzeć, a w ekspresowym tempie staną się suche i gotowe do uścisku. Tak jak już wcześniej wspomniałam - skrobia zawarta w suchych szamponach ma właściwości pochłaniające sebum i minimalizują wszelką lepkość. Do tego często mają też przyjemny zapach, który jest dodatkowym atutem. Suchy szampon w wersji mini mam zawsze w swojej torebce i odświeżanie dłoni to jeden z najczęstszych sposobów, w jaki go używam. 

→ SUCHY SZAMPON MATOWIENIA SKÓRY
A skoro mam go już zawsze przy sobie w mojej torebce, to używam go czasem do... matowienia strefy T na skórze! Skrobia ryżowa jest jednym z naczęściej spotykanych składników pudrów matujących i nic w tym dziwnego - doskonale pochłania nagromadzony na skórze tłuszczyk. Kiedy zabieram ze sobą naprawdę niewielką torebeczkę, w której mieści się jedynie telefon, kilka dokumentów, klucze i suchy szampon, to brakuje tam już miejsca na puderniczkę. Spryskuję szamponem kawałek chusteczki, wacik, albo nawet kawałek papieru toaletowego i przykładam do błyszczących miejsc na twarzy. Po chwili skóra jest zmatowiona, a makijaż znów wygląda okej. 

→ SUCHY SZAMPON DO ODŚWIEŻANIA BUTÓW
Częste pranie Conversów czy butów sportowych to nie jest najlepszy pomysł. Można je w ten sposób bardzo szybko zniszczyć, więc staram się czyścić je takimi pośrednimi sposobami. Do miejscowego prania używam szamponu Bama, do zabrudzeń na conversowej gumie używam zwykłej gumki do mazania, a do odświeżania butów w środku najlepszy jest właśnie suchy szampon. Spryskuję nim wnętrze buta, zostawiam na całą noc, a rano delikatnie wytrzepuję resztki proszku. Buty tracą wszelkie, nieprzyjemne zapachy i zyskują nowy aromat szamponu, który w przypadku szamponów Batiste utrzymuje się dosyć długo. 

→ SUCHY SZAMPON NA NADMIERNIE POCĄCE SIĘ STOPY
Skoro jesteśmy już przy butach, to suchy szampon może pomóc także w przypadku nadmiernie pocących się stóp. Możemy je spryskać przed założeniem skarpetek lub wówczas, gdy nakładamy jakieś buty i boimy się, że mogą nas obetrzeć lub się odparzyć. Chyba już kilka razy wspominałam Wam, że mam ekstremalnie wrażliwe stopy, którym ciągle coś dolega. Jak nie obtarcia, to odciski i odparzenia. Odkąd przed każdym włożeniem do buta spryskuję je suchy szamponem, to jest znacznie lepiej. I to do tego stopnia, że buty, które zawsze mnie obcierały już tego nie robią. 

→ SUCHY SZAMPON DO ODŚWIEŻANIA DYWANU
Skoro suchy szampon tak wspaniale pochłania wszelkie nieprzyjemne zapachy, to nadaje się również do takiego powierzchownego odświeżenia dywanu. O tym sposobie wiedziałam już od bardzo dawna, ale jakoś nigdy wcześniej nie miałam odwagi go spróbować. I to był błąd, bo dziś stosuję go regularnie. Spryskuję suchy szamponem powierzchnię dywanu, czekam około 30 minut, a następnie dokładnie odkurzam. Efekt jest taki, że dywan jest bardziej puszysty i przede wszystkim traci wszelkie zapachy, co dla posiadaczy czworonożnych przyjaciół może mieć znaczenie.


Ciekawa jestem, czy Wy również używacie suchego szamponu w tak niestandardowy sposób. Pamiętajcie jednak, aby do powyższych trików wybierać szampon bezbarwny, bo są jeszcze te dla brunetek :-) 

_____________________

Snap 👉 hedonistkaaa

TANIE NIE ZNACZY ZŁE CZYLI 6 PRODUKTÓW ZA GROSZE, KTÓRE WARTO WYPRÓBOWAĆ.

$
0
0
Dziś mam dla Was kolejną porcję tanich i dobrych produktów, na które warto się skusić. Wszystkie z nich znajdziecie w stacjonarnych drogeriach, a nawet supermarketach. Jesteście gotowe? Zapraszam do czytania dalej.



Wibo, to marka, która chyba najbardziej zaskakuje w ostatnim czasie. Widać, że ludzie zajmujący się rozwijaniem marki uważnie śledzą trendy i co rusz proponują tańsze wersje kosmetyków znanych na całym świecie. W asortymencie marki znalazłam już kilka "perełek", a ostatnio jest nią pomadka do ust Juicy Color Lipstick w odcieniu numer 7. To połączenie ciepłego brązu i różu, a ja uwielbiam taką kolorystykę. Usta są podkreślone, ale nie krzyczą wściekle swoim odcieniem. Formuła pomadki jest mocno nawilżająca (zawiera w składzie masło shea), kremowa i całkiem nieźle utrzymuje się na ustach przez cały dzień. Czego chcieć więcej za około 12 złotych? Jak dla mnie rewelacja.


Pozostając w temacie pomadek, to kolejną wartą uwagi propozycją jest Color Wear Long Lasting Lipstick od Lovely. Ja posiadam ją w odcieniu numer 2 i jest to ciepły brązik z domieszką koralu. Pomadka jest w formie wykręcanej kredki, którą bardzo wygodnie pomalować usta nawet bez użycia konturówki. Tak jak w przypadku Wibo idealnie nadaje się do dziennego makijażu i pięknie podkreśla letnią opaleniznę. Jeśli jesteście fankami brązów, ale nie w ciężkiej, postarzającej wersji, to celujcie właśnie w tego typu odcienie. Pomadka kosztowała niecałe 10 złotych i kupicie ją np. w Rossmannie.


Przechodzimy do makijażu oczu i tutaj znalazłam naprawdę fajną, cielistą kredkę na linię wodną. Wbrew pozorom ciężko znaleźć idealną, jasną kredkę, która odświeży nasze spojrzenie i sprawi, że oczy będą wypoczęte i powiększone. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze odcienie niektórych kredek są zbyt widoczne, przez co linia wodna zbyt mocno się "wybija", co skutkuje efektem odwrotnym od zamierzonego. Oko wydaje się wtedy jeszcze mniejsze i widać, że próbowałyśmy je nieudolnie powiększyć. Z tego względu rzadko sięgam po kredki typowo białe i decyduję się na odcień cielisty. Po drugie niektóre kredki są tak twarde, że mimo usilnego malowania linii wodnej nic na niej nie zostaje i kończymy z czerwoną, podrażnioną okolicą oka. Byłam bardzo zaskoczona, że w szafie Bell znalazłam swój niedrogi ideał, a jest nim kredka Long Wear Eye Pencil z serii Hypoallergenic. Mój odcień to 03 czyli naturalny, cielisty kolorek, dzięki któremu oko wygląda tak, jakbym sobie tego życzyła. Kredka jest kremowa, mięciutka, a jej formuła idealnie przylega do linii wodnej już za jednym pociągnięciem. Wielki plus za to, że dzięki niezbyt tłustej konsystencji nie zostawia "klusek" na dolnych rzęsach. Kolejną zaletą jest niewielki rozmiar końcówki, za pomocą której można precyzyjnie pomalować linię wodną. I to wszystko za około 14 złotych np. w Rossmannie lub w Biedronkach, bo tam również stoją szafy Bell.


Skoro jesteśmy już przy marce Bell, to warto również zwrócić uwagę na korektor Skin Stick Concealer, który świetnie maskuje wszelkie niedoskonałości. Zużyłam już chyba 5 opakowań i na razie nie znalazłam nic lepszego w tak niskiej cenie. Fajnie, że jest w sztyfcie, a więc nie musimy wkładać palucha do opakowania, co jest oczywiście bardziej higieniczne. Poza tym korektor można zaaplikować precyzyjnie czyli dokładnie tam, gdzie znajduje się dana niedoskonałość. Jest mocno napigmentowany, kremowy, zastygający i trwały. Mój odcień to 02, a kosztuje około 12 złotych w Rossmannach i Biedronkach.


Kojarzycie gąbeczkę Beautyblender w wersji Blotterazzi? Doczekałyśmy się tańszej wersji, bo marka BeBeauty proponuje coś podobnego za około 6 złotych. Za co cenię takie płaskie gąbeczki? Kiedy przeciągniemy nimi po pudrze w kamieniu i przyłożymy do skóry ruchem dociskającym, to uzyskamy największe krycie, jakie tylko można wycisnąć z danego produktu. Czasem zdarza się, że podkład niezbyt dobrze poradził sobie z naszymi przebarwieniami, więc wówczas najlepszym wyjściem jest ponowna korekta za pomocą pudru w kamieniu. Dzięki aplikacji tego typu gąbką skóra będzie mocno wygładzona, bo wszelkie dziurki i rozszerzone pory się wypełnią, a puder osiągnie maksymalne krycie. Gąbeczki używam zawsze na sucho. W zestawie znajdziecie też przeźroczyste etui do jej przechowywania. Możecie jej użyć także do zdejmowania sebum ze skóry, gdyż pełni rolę bibułki matującej. Do kupienia w drogeriach Rossmann.


A na koniec coś z Biedronki czyli zwykłe płatki kosmetyczne, ale w wersji maxi. Nie byłoby w nich nic nadzwyczajnego, gdyby nie ten duży rozmiar. Dopiero niedawno się do nich przekonałam z jednego, konkretnego powodu. Wprost idealnie nadają się do zmywania maseczek z glinki i innych, które nie chcą ot tak zejść z twarzy po zmoczeniu. Kiedy chcę zmyć maseczkę, to zwilżam twarz wodą, a następnie przeciągam kilka razy takim dużym płatkiem, który w ekspresowym tempie ją usuwa. Wiecie do czego jeszcze ich używam? Do domowych maseczek w płachcie. Nasączam je danym składnikiem np. kwasem hialuronowym, zieloną herbatą itp, a następnie przykładam tam, gdzie moja skóra tego wymaga. Kosztują grosze, a naprawdę się przydają i sięgam po nie znacznie częściej, niż po te okrągłe.  

I to już wszystkie niedrogie produkty, jakie na ten moment chciałabym Wam polecić. Jesteście ciekawe innych wpisów z TANIMI I DOBRYMI PRODUKTAMI? Poniżej lista postów, które już kiedyś dla Was przygotowałam. Cały czas są aktualne :-)


Dajcie znać czy trafiłyście ostatnio na jakąś niedrogą, kosmetyczną perełkę i jeśli macie jakieś pytanka, to zachęcam do ich zadawania w komentarzach. Postaram się pomóc :-)


_____________________


Snap 👉 hedonistkaaa



MANICURE NA JESIEŃ CZYLI NAJMODNIEJSZE KOLORY SEZONU WEDŁUG PANTONE I PROVOCATER.

$
0
0
Jesienią najchętniej sięgam po ciemne, głębokie odcienie na paznokciach. To dla mnie czas, w którym często rezygnuję z wszelkich zdobień, a główną rolę gra kolor. Jakie odcienie będą najmodniejsze tej jesieni? Dziś wraz z marką Provocater przygotowałam dla Was przegląd lakierów hybrydowych, których kolory były inspirowane najnowszym raportem Pantone. Zapraszam po małą dawkę inspiracji. 


Jeśli śledzicie modowe trendy, to zapewne spotkałyście się już z nazwą Pantone. To takie światowe centrum kolorów, gdzie wszystkie możliwe barwy zostały usystematyzowane i nazwane. System kolorów Pantone jest znany na całym świecie i korzystają z niego zarówno designerzy, jak i graficy. Dzięki niemu wskazanie konkretnej barwy jest znacznie prostsze, bo przecież nie dla każdego kolor fioletowy będzie oznaczał to samo. Instytut Pantone co pół roku wydaje specjalny raport, w którym ujawnia najmodniejsze kolory danego sezonu. Jesteście ciekawe jak dokładnie wyglądają? Zajrzyjcie do raportu tutaj klik. Marka Provocater również podąża za światowymi trendami i w nowej kolekcji znajdziecie barwy inspirowane owym raportem. 


Kolor nieoczywisty, który od razu zwraca na siebie uwagę. Pięknie wygląda w połączeniu z brązami lub bielą. W raporcie Pantone znajdziecie wiele zieleni, które będą w tym sezonie szalenie modne. 

Kolor ciemnego atramentu, który na paznokciach prezentuje się niezwykle świeżo i intensywnie, przy czym nie jest tandetny. Dobrałam go ostatnio to prostej, czarnej stylizacji i muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. 

Szarości to również odcienie tego sezonu. Dark Evening jest kolorem ciemnego, matowego kamienia z domieszką chłodnej zieleni. Nie sprawia, że dłonie wyglądają na sine i nie podkreśla ich niedoskonałości. Powiedziałabym nawet, że optycznie je wygładza i sprawia, że prezentują się czysto i schludnie. W mojej opinii najlepiej wygląda na paznokciach krótkich. 

Nazwa może być nieco dezorientująca, ponieważ wskazuje na odcień kawowy. Tutaj mamy raczej subtelną domieszkę brudnego różu i dobrze, bo takie całkowicie cieliste odcienie nie zawsze wyglądają na dłoniach korzystnie. Powiedziałabym, że to kolor mleka z odrobiną kakao :-)

To już typowy, cielisty, ale czysty odcień, który nie sprawi, że paznokcie będą wyglądały na pożółkłe. Pamiętajcie jednak, że tego typu kolory mogą podkreślać niedoskonałości na dłoniach. Odcień Milky Caramel zobaczycie w stylizacji, którą dla Was przygotowałam.

Piękny kolor mlecznej czekolady -  również będzie szalenie modny w tym sezonie. Uwielbiam go na króciutkich paznokciach ściętych w kwadrat.

Jasny, mysi kolor, idealnie pasujący do czerni i bieli. 

Brudny, kakaowy róż, który może być celnym wyborem dla jesiennych panien młodych.

Apetyczna, malinowa czerwień z subtelnymi drobinkami. Uwielbiam tego typu kolory.

Ciemny, głęboki odcień oberżyny, który aktualnie mam na swoich paznokciach. 

To mój ulubiony kolor z całej kolekcji. Świetnie prezentuje się na długich, migdałowych paznokciach. Wysmukla je i sprawia, że wyglądają elegancko.

A to już odcień dla fanek klasycznego burgundu o lekko metalicznym, drobinkowym wykończeniu. Możecie go podziwiać na poniższym zdjęciu. Piękny, prawda?

mystery-wine-provocater
Mystery Wine 24

purple-plum-provocater
Purple Plum 25

stylizacja-na-jesien-hedonistka
Od kciuka: Milk Chocolate 11, Milky Caramel 12, Beige Mouse 08, Dark Evening 62 i ponownie Milky Caramel 12


Dziewczyny, co sądzicie o najmodniejszych kolorach tej jesieni? Ja jak zwykle stawiam na fiolety, burgundy oraz ciemne brązy, co nie zmienia faktu, że nadal uwielbiam mleczne róże, które wyglądają wspaniale na paznokciach o każdej porze roku. Wszystkie lakiery, które dziś zaprezentowałam, możecie zamówić na stronie www.provocater.pl.  Jestem ciekawa Waszych opinii o nowych kolorach Provocater. Czekam na komentarze!

_____________________


Snap 👉 hedonistkaaa



5 WPADEK JAKIE PRAWDOPODOBNIE POPEŁNISZ WYBIERAJĄC SIĘ NA PROMOCJĘ -55% W ROSSMANNIE.

$
0
0
-55% na kosmetyki do makijażu w Rossmannie? Można by rzec - znowu, ale pewnie znajdą się tutaj dziewczyny, które chciałyby uzupełnić swoje kosmetyczne zapasy. Aktualna promocja potrwa do 19 października i obejmuje wszystkie produkty kolorowe. Tytuł dzisiejszego posta jest trochę podchwytliwy, bo mam nadzieję, że dzięki kilku moim wskazówkom unikniecie wpadek, jakie sama często zaliczałam podczas tego typu akcji.


BRAK PLANU DZIAŁANIA
Pierwsza, fundamentalna zasada zakupów i to nie tylko tych na promocjach brzmi: "miej plan i się go trzymaj". Kupowanie pod wpływem impulsu nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Na blogach trwa obecnie istny szał na posty w stylu "co kupić na promocji w Rossmannie" i sama często je dla Was przygotowuję. Pokazuję w nich produkty, które są w mojej ocenie godne uwagi i z których jestem zadowolona. Warto jednak zastanowić się, czy potrzebujemy kolejnej pomadki w odcieniu brudnego różu, albo nowej paletki, kiedy w kosmetyczce mamy pięć podobnych. Ja często łapałam się na tym, że wchodziłam do Rossmanna bez żadnej listy, co skutkowało zakupem nadprogramowych kosmetyków, a te niezbędne gdzieś mi umykały. Dlatego podczas takich promocji odpowiedni owcześnie przygotowuję swoją "wishlistę"i rezerwuję na zakupy określoną kwotę. Najlepiej wybrać konkretną sumę pieniędzy z bankomatu, bo płatność kartą potrafi człowieka niesamowicie rozbestwić. 

NIEUZUPEŁNIANIE ZAPASÓW
Kolejna wpadka, która poniekąd wynika z punktu pierwszego, ale warto się na niej szczególnie skupić. Doskonale rozumiem, że wizja testowania zupełnie nowych produktów jest niesamowicie kusząca. Nowy podkład, który ma być podobno drugą skórą, pomadka powiększająca usta o trzy rozmiary czy eyeliner wytrzymujący na powiekach 48h? Sama często łapię się na tym, że zamiast swoich sprawdzonych, ulubionych produktów kupuję jakieś wynalazki, które zazwyczaj (choć nie zawsze) są totalną wtopą. Zatem do Rossmanna na tego typu promocję idę przede wszystkim w celu uzupełnienia zapasów. Kupuję swój ulubiony podkład w sprawdzonym odcieniu, puder, pomadkę czy tusz do rzęs, a dopiero później rozglądam się za kolejnymi rzeczami z listy, które wpadły mi kiedyś w oko. 

KUPOWANIE NIEZAFOLIOWANYCH PRODUKTÓW
Możecie mi wierzyć lub nie, ale jestem jedną z tych osób, które nie otwierają pełnowymiarowych kosmetyków, aby sprawdzić, czy były użyte. Wyznaję taką wewnętrzną zasadę, by dotykać tylko testerów i fajnie, gdyby więcej kobiet myślało podobnie. Kto wie, może dzięki temu udałoby się kiedyś kupić nierozpaćkaną pomadkę czy niewyschnięty na wiór tusz? Aby jednak tego wszystkiego uniknąć, to staram się kupować produkty, które są po prostu zafoliowane. Coraz więcej producentów to robi i chwała im za to. Swoją drogą szkoda, że nadal wiele marek nie wsadza do swoich szaf testerów, bo dzięki temu mamy dokładnie to, o czym piszę. Kobietki nabrały złego nawyku otwierania pełnowymiarowych produktów, przez co trudno kupić "niemacany" kosmetyk. 


WYBIERANIE KOLORU PODKŁADU NA MIEJSCU
Nie ma chyba gorszej metody sprawdzania koloru podkładu, jak robienie tego bezpośrednio w Rossmannie, przy sztucznym oświetleniu. A jeśli wokół siebie mamy jeszcze milion ludzi dyszących nam przez ramię, to dochodzi jeszcze ta dziwna presja i kończymy ze świńskim podkładem w koszyku. Mimo, że przedstawiłam sprawę w dosyć przerysowany i humorystyczny sposób, to sama miewałam tego typu wpadki. Zawsze staram się wybierać kolor podkładu spoglądając na niego w świetle dziennym. Schemat działania jest prosty. Nakładam na dłoń kilka odcieni obok siebie i wychodzę z drogerii na dwór. Czasem nakładam trochę z dłoni na żuchwę, aby zobaczyć czy kolor pasuje do mojej szyi i czekam chwilę na ewentualną oksydację (ciemnienie podkładu). Dopiero wówczas decyduję się na zakup konkretnego produktu i mam pewność, że wybrałam właściwie. 

DZIKIE KOLORY
Co to są dzikie kolory? Takie, których na pewno nie będziemy używać. Powiedzenie, że "kobieta zmienną jest" oczywiście nadal obowiązuje, ale są pewne kolorystyczne rejony, w które żadna z nas nie lubi się zapuszczać. Ja na przykład w zasadzie nigdy nie noszę niebieskich czy zielonych cieni do powiek, bo wyglądam wówczas jak słynna pani Kleczkowska ze Złotopolskich. Nie zrozumcie mnie źle - są kobiety, którym takie odcienie najzwyczajniej w świecie pasują. Należą do nich brązowookie piękności, a ja do nich na pewno nie należę. Tak więc nie ma się co oszukiwać i na siłę kupować paletki czy pomadki w dzikich kolorach, które "może kiedyś się przydadzą". Nie przydadzą się. Będą leżeć w otchłani Waszych toaletek przez 5 kolejnych lat. 

PRZEPŁACANIE
Niestety, promocje w Rossmannie mają to do siebie, że często te same produkty możemy kupić w drogeriach internetowych znacznie taniej i to ponosząc już nawet koszt przesyłki. Już niebawem napiszę Wam o tym gdzie zaopatruję się w moje ulubione kosmetyki w okazyjnych cenach. Czasem jednak nie mamy ochoty na czekanie, szperanie w sieci i ten cały, żmudny proces zakupów online, więc z czystej wygodny ulegamy stacjonarnym promocjom. A to błąd, bo przepłacamy.


Dziewczyny, a jakie są Wasze największe, zakupowe wpadki?


Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa



NOWOŚCI W MOJEJ KOSMETYCZCE - JAK KUPUJĘ TANIEJ?

$
0
0
Która z moich czytelniczek nie lubi zakupów kosmetycznych? Ja je uwielbiam. A jeśli do tego mam okazję nieco zaoszczędzić, to radość jest podwójna. W dzisiejszym wpisie pokażę Wam kilka nowości w mojej kosmetyczce oraz zdradzę gdzie zamawiam moje ulubione produkty znacznie taniej. Będzie też coś dla Was, ale o tym przeczytacie w dalszej części. Zapraszam do lektury. 


Mam kilka takich produktów, którym jestem wierna od wielu lat. Niestety nie są to kosmetyki najtańsze, więc zawsze poluję na okazje w sieci. Kiedyś podczas poszukiwania samoopalacza St.Tropez trafiłam na drogerię iperfumy.pl i totalnie przepadłam, bo znajduje się tam mnóstwo produktów, które można dorwać nawet o 50% taniej. Co więcej, jeśli wejdziecie do sklepu bezpośrednio z platformy Bonusway.pl, to otrzymacie dodatkowy zwrot części wydanych pieniędzy. Bez haczyków, opłat czy zobowiązań, ale o tym w dalszej części wpisu. Przejdźmy do kosmetyków, jakie trafiły do mojej kosmetyczki. 


Zacznę od produktów do pielęgnacji  twarzy. Jeśli śledzicie mojego bloga regularnie, to nie będzie tutaj żadnego zaskoczenia. Do mojego koszyka wpadł Clinique Moisture Surge w wersji żelowej, którego codziennie używam pod makijaż. Dodatkowo zamówiłam też krem pod oczy Clinique All About Eyes w wersji rich, bo lubię do niego wracać w okresie jesienno-zimowym. Jest gęsty, masełkowaty i wspaniale nawilża oraz koi okolice pod oczami. Używam go też na popękane kąciki ust - w tej roli również sprawdza się wyśmienicie (przetestowane!). Ceny tych produktów w stacjonarnych drogeriach potrafią zaskoczyć, a na iperfumy.pl jest znacznie taniej. 


Cena mojego ulubionego zapachu Michael Kors Midnight Shimmer również mnie pozytywnie zaskoczyła (179zł, a nie 339zł jak w innych drogeriach), więc postanowiłam zaopatrzyć się w mały zapas. A dla mojej mamy zamówiłam wodę perfumowaną DKNY Be Tempted Eau So Blush, która od jakiegoś czasu jest jej faworytem.


Kolejnym produktem w zamówieniu był mój absolutnie ulubiony samoopalacz w piance St. Tropez Untinted Classic. Używam go zawsze do podtrzymania letniej opalenizny. Na mojej skórze wygląda bardzo naturalnie, ale trzeba pamiętać o odpowiednim przygotowaniu skóry do jego aplikacji. Jeśli dobrze go rozsmarujecie to nie stworzy smug i sprawi, że skóra będzie ciemniejsza nawet o 2-3 tony. W stacjonarnych drogeriach jest niedorzecznie drogi, więc zamawiam go właśnie na iperfumy.pl.


Zawsze, kiedy robię zakupy na iperfumy.pl, to do koszyka wrzucam podkład Estee Lauder Double Wear, który na sezon jesienno-zimowy jest moim absolutnym "must have". Nakładam go solo lub mieszam z podkładem Dr Irena Eris Provoke Matt Fluid. Jak wiecie mój ulubiony puder w kompakcie Manhattan Clearface został wycofany ze sprzedaży, więc długo szukałam jakiegoś zamiennika. Obecnie jest nim puder z Estee Lauder Double Matt przeznaczony do skóry tłustej. Zapewnia dodatkowe krycie i ładnie matuje skórę na kilka godzin. Zachowuje się w zasadzie tak samo, jak mój faworyt z Manhattanu, więc jeśli szukacie czegoś w zamian, to polecam. Dodatkowo znajduje się w pięknej, gustownej puderniczce i jest bardzo wydajny. Używam go do poprawek w ciągu dnia.


A do pudrowania na mokro, o którym pisałam tutaj klik zawsze używam sypkiego pudru transparentnego. Ostatnio wróciłam do starego, dobrego Vichy Dermablend i jestem z niego bardzo zadowolona. Jeśli jeszcze jakimś cudem nie znacie triku z nakładaniem pudru sypkiego na mokro, to koniecznie odwiedźcie mój starszy wpis, który podlinkowałam wyżej. 


Wiecie jak to jest z zakupami przez internet - czasem do koszyka wrzucamy więcej, żeby ponieść jeden koszt przesyłki i dlatego też skusiłam się na mały zapas mojego ulubionego żelu do mycia twarzyLa Roche Posay Effaclar oraz kremu kojąco-nawilżającego Effaclar H, którego używam tylko i wyłącznie na noc. Skóra jest po nim wspaniale ukojona, nawilżona i miękka. Cena tych produktów również była niższa, niż w zwykłych aptekach. 


W moim zamówieniu nie mogło zabraknąć rajstop w spreju od Sally Hansen. Mimo, iż sezon na gołe nogi już dawno za nami, to tego typu produkt świetnie sprawdza się także aplikowany na dekolt, ramiona i ręce. Przyda się szczególnie w okresie karnawału, kiedy będziecie chciały wyrównać koloryt odsłoniętej skóry. 


Zakupy na iperfumy.pl zwykle kończę olejkiem do włosów Macadamia Natural Oil Healing Oil Spray (pachnie obłędnie, nabłyszcza i ułatwia rozczesywanie) oraz moją ulubioną maską do włosów również tej marki o nazwie Deep Repair Masque. Niestety nie załapała się na zdjęcie, bo zostawiłam ją w hotelu podczas mojego ostatniego wypadu do Warszawy. Jeśli chcecie porządnie nawilżyć, dociążyć i odżywić włosy po lecie, to ta maska jest naprawdę rewelacyjna. 


I na koniec wybielająca pasta do zębów, którą również zawsze zamawiam w tej drogerii internetowej czyli Crest 3D White Radiant Mint. Używam jej od lat i nie znam lepszej pasty, która naprawdę widocznie rozjaśnia zęby. Poza tym rewelacyjnie odświeża. 


To, że na iperfumy.pl można zrobić zakupy z dużą oszczędnością już wiadomo. Jeśli natomiast zarejestrujecie się na stronie Bonusway.pl (rejestracja jest całkowicie darmowa i szybka) i z jej poziomu wejdziecie na stronę sklepu (np. iperfumy. pl), to otrzymacie bonus w postaci zwrotu części wydanych pieniędzy. Dodatkowo za pierwsze zakupy otrzymacie 15 zł. Wybór sklepów jest naprawdę ogromny (np. Sephora, Douglas, iZebra, Tołpa czy Avon). Ja o serwisie Bonusway dowiedziałam się stosunkowo niedawno i naprawdę polecam poświęcić kilka chwil na rejestrację, bo warto. Pozwólcie, że wyjaśnię Wam jak to działa.

Wystarczy:
1. Przejść na stronę Bonusway.pl (klik)
2. Zarejestrować się podając swój e-mail i hasło
3. Kliknąć w link aktywacyjny na mailu
4. Wybrać z listy sklep, w którym chcemy zrobić zakupy i kliknąć w niego
5. Po przekierowaniu na stronę sklepu robimy zakupy jak zawsze i czekamy na zwrot części wydanych na zakupy pieniędzy.


Dziewczyny, na moim Instagramie rozdam 5 bonów o wartości 100 zł każdy na zakupy z drogerii  internetowej iperfumy.pl.Wystarczy, że zarejestrujecie się na Bonusway.pl (przypominam, że rejestracja jest całkowicie darmowa i niezobowiązująca) i zaobserwujecie ich profil na Insta. Więcej szczegółów podaję tutaj klik.


A jakie są Wasze sposoby na tańsze zakupy w sieci? Dajcie koniecznie znać w komentarzach :-) 

_____________________

Snap 👉 hedonistkaaa

ULUBIONE TRIKI Z KOREKTOREM CZYLI JAK ZWIĘKSZYĆ KRYCIE, TRWAŁOŚĆ I NIE PODKREŚLAĆ ZMARSZCZEK.

$
0
0
Prawdopodobnie każda z nas ma w swojej kosmetyczce korektor, który okazał się totalnym rozczarowaniem. Wiele korektorów daje zbyt małe krycie, a pod oczami wyglądają sucho i podkreślają nawet najmniejszą zmarszczkę. Problemem może być również słaba trwałość. Można sobie z tym wszystkim poradzić bez konieczności inwestowania w nowy produkt i dziś zdradzę Wam kilka swoich trików.


PO PIERWSZE: nakładaj na przypudrowaną skórę
To trik, o którym już kiedyś słyszałam, ale dopiero ostatnio miałam okazję przekonać się, że naprawdę działa. Większość korektorów w kontakcie z nawet lekko tłustą skórą (krem, sebum) traci swoje właściwości kryjące. Poza tym trwałość takiego korektora jest o wiele mniejsza, bo dosłownie ślizga się po skórze bez szans na jakąkolwiek przyczepność. Oczywiście nie warto rezygnować z kremu nawilżającego i nawet trzeba go nakładać. Rozwiązaniem jest odczekanie, aż krem się wchłonie i lekkie przypudrowanie sypkim, transparentnym pudrem tego obszaru skóry. Dopiero wówczas nakładamy korektor, który będzie miał 100-procentową przyczepność i o wiele większe krycie. Ten trik stosuję zarówno pod oczami, jak i na całą twarz.

PO DRUGIE: poczekaj na zastygnięcie
Nałożenie korektora na daną niedoskonałość czy pod oczy i jego natychmiastowe roztarcie sprawia, że nie uzyskamy maksymalnego krycia. Moim ulubionym wyjściem z tej sytuacji jest rozprowadzenie korektora i odczekanie około 30 sekund, nawet do minuty. Trzeba dać korektorowi trochę czasu, aby lekko zastygł i dopiero później go dokładnie rozetrzeć. Dzięki temu trikowi otrzymacie maksymalne krycie, ale musicie wyczuć moment, kiedy korektor będzie jeszcze plastyczny i da się rozetrzeć. W przypadku produktów, których używam 30 sekund do minuty to idealny moment. 

PO TRZECIE: nie rozcieraj palcem
Wiecie dlaczego nie używam placów do aplikacji podkładu czy korektora? Ich ciepło sprawia, że pigment zawarty w produkcie traci swoje właściwości kryjące. Dlatego do rozcierania zawsze używam gąbeczki typu Blend it lub ewentualnie pędzla.


PO CZWARTE: użyj suchej gąbeczki
Do rozcierania takiego lekko zastygniętego korektora pod oczami zawsze używam małej, ale suchej gąbeczki Blend it. Efekt krycia jest większy, niż w przypadku gąbki zwilżonej. 

PO PIĄTE: zmieszaj z kremem nawilżającym
A teraz trik dla dziewczyn, które nie oczekują maksymalnego krycia, ale chcą, by korektor nie podkreślał zmarszczek pod oczami. Chyba każda z nas spotkała się z korektorem uwidaczniającym nawet najmniejsze załamanie pod oczami. Sama znam kilka takich produktów, które dosłownie tworzą nowe zmarszczki, których na czystej skórze zupełnie nie widać. Idealnym rozwiązaniem jest zmieszanie korektora z kremem pod oczy w odpowiedniej proporcji. 

PO SZÓSTE: nałóż trochę wazeliny
Trik, który co prawda zmniejszy trwałość korektora, ale jeśli macie problem, który polega na tym, że każdy korektor podkreśla Wasze zmarszczki pod oczami, to warto przed jego aplikacją nałożyć w te okolice odrobinę bezbarwnej wazeliny. Ja do tego triku używam balsamu Tender Care z Oriflame. Pamiętajcie wówczas, aby na koniec wszystko dobrze przypudrować.


Dziewczyny, podając kod "hedonistka" otrzymacie 15% zniżki na wszystkie zegarki i bransoletki ze strony www.danielwellington.com/pl 

Korektorem, który początkowo bardzo mnie zawiódł był Smashbox Studio Skin 24 hours. Dzięki zastosowaniu wszystkich powyższych trików osiągam zadowalające krycie i trwałość, a z wazelinką Oriflame pod oczami wygląda naprawdę świetnie. Jeśli macie w swojej kolekcji jakiś korektor, który nie spełnia Waszych oczekiwań - dajcie mu ostatnią szansę i wypróbujcie kilku moich trików. 



A jakie są Wasze sposoby na beznadziejny korektor? Dajcie znać ku przestrodze jaki produkt tego typu Was ostatnio zawiódł :-)


Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa

MAT VS. BŁYSK - CO WYBIERASZ? NAJGORĘTSZY TREND SEZONU CZYLI MATOWE PAZNOKCIE OD PROVOCATER.

$
0
0
Nigdy nie byłam fanką matowych paznokci, a to dlatego, że wszystkie dostępne na rynku Top-y nie dawały tego pięknego, welurowego efektu o jaki mi chodziło. Dziś w końcu znalazłam produkt, który w stu procentach spełnia moje oczekiwania i jestem pewna, że Wam również się spodoba. W dalszej części dzisiejszego wpisu zobaczycie co można wyczarować za pomocą Top Matt No Wipe od Provocater. 


Matujące Top-y z którymi miałam wcześniej do czynienia były matowe tylko w teorii. I tak pozostawiały lekki połysk, a poza tym zmieniały odcień lakieru, co było totalnie rozczarowujące. Jako fanka manicure hybrydowego lubię skrajności. Paznokcie mają być lśniące jak tafla wody lub zupełnie welurowe, a te pośrednie efekty zupełnie mi nie odpowiadają. Na potrzeby dzisiejszego wpisu stworzyłam dla Was trzy stylizacje, które są połączeniem błysku i matu w czystej postaci. W dalszej części opowiem Wam jak to zrobiłam. 


Top Matt No Wipeto nowość marki Provocater. Aby uzyskać matowy efekt na lakierze hybrydowym wystarczy nałożyć go na dany kolor i utwardzić pod lampą. Top nie wymaga już przemywania, więc zaraz po wyjęciu spod lampy manicure jest gotowy. W kilka chwil uzyskacie piękny, welurowy efekt bez najmniejszego połysku. Zobaczcie jak wygląda nowa kolekcja lakierów hybrydowych Provocater o nazwie Find Mepo nałożeniu Top Matt No Wipe. 


W kolekcji znajdziecie 9 kolorów, które idealnie wpasowują się w jesienne trendy. Moimi ulubieńcami z całej gromadki są Spanish Flamenco, French Quarter oraz Roman Grapes, ale tak naprawdę wszystkie odcienie prezentują się fenomenalnie. Lakiery z nowej kolekcji są wyposażone w nowe, mniejsze pędzelki, które dokładniej rozprowadzają lakier na płytce paznokcia. Dzięki mniejszemu rozmiarowi można jeszcze bardziej precyzyjnie dociągnąć lakier do linii skórek bez ich zalewania. Ponad to lakier nie spływa po szyjce i nie zalewa buteleczki, więc to dobra zmiana :-)


A tak prezentują się te same odcienie, tylko z błyszczącym Top-em, również marki Provocater. Ciekawym pomysłem na stylizację jest połączenie błysku i matu, co zresztą same zobaczycie w dalszej części wpisu. 


Do moich matowo-błyszczących stylizacji postanowiłam wykorzystać większość odcieni z nowej kolekcji. Będzie coś dla fanek różu i fioletu, a także eleganckich, głębokich kolorów, które w macie są jeszcze bardziej atrakcyjne. 


Od kciuka:Broadway Musical, French Quarter, Lavender Provence i na dwóch pozostałych palcach ponownie Broadway Musical + Top Matt No Wipe. 


A tutaj w roli głównej odcieńSpanish Flamenco. Utwardziłam dwie warstwy tego koloru pod lampą, a następnie nałożyłam Top Matt No Wipe ponownie go utwardzając. Na palcu wskazującym, środkowym i małym pomalowałam końcówkę w szpic błyszczącym Top-em i znów utwardziłam. Palec serdeczny dla urozmaicenia jest błyszczący. To chyba jednak z najprostszych, a zarazem najbardziej efektownych stylizacji, jakie udało mi się stworzyć. Na żywo wygląda to jeszcze lepiej! 


W tej stylizacji wykorzystałam odcień Evening in Moscow, który jest taką ciepłą czekoladą. Końcówkę na palcu serdecznym zrobiłam w ten sam sposób, co we wcześniej opisanej stylizacji. 


Dziewczyny, wolicie MAT CZY BŁYSK? Napiszcie w komentarzu do tego posta jaki jest Wasz wybór i dlaczego, a 3 wybrane osoby nagrodzę matowym Top-em od provocater.pl oraz trzema wybranymi kolorami z nowej kolekcji. Zaobserwujcie też koniecznie @provocater_official na Instagramie i zostawcie mi swój adres mailowy. Wyniki 6 listopada  w tym wpisie :-) 


Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa




JESIENNA PIELĘGNACJA CERY CZYLI MÓJ PLAN NA PIĘKNĄ, GŁADKĄ SKÓRĘ BEZ NIEDOSKONAŁOŚCI.

$
0
0
Stałe czytelniczki mojego bloga wiedzą, że jestem posiadaczką cery z niedoskonałościami. W przeszłości borykałam się z dużym trądzikiem, po którym zostały przebarwienia i blizny. Poza tym nadal walczę z zaskórnikami i moja skóra jest daleka od ideału. Wiem, że wiele z Was ma podobne problemy, a jesień to doskonały czas na rozpoczęcie odpowiedniej pielęgnacji. Jak to u mnie  aktualnie wygląda? Zapraszam do dalszego czytania.


Jesień jest idealną porą roku do walki o gładką, nieskazitelną skórę. To właśnie wtedy warto zdecydować się na zabiegi i kosmetyki z kwasami oraz różne formy głębszego peelingu. Dlaczego? Jesienią promieniowanie UV jest mniejsze, a jak wiadomo wszelkie kuracje złuszczające odsłaniają świeży, podatny na powstawanie nowych przebarwień naskórek. Na takie powakacyjne złuszczanie powinny zdecydować się osoby po przebytym trądziku, ale nie tylko. Jeśli zauważyłyście, że Wasza skóra jest poszarzała, traci jędrność, blask, jest zbyt tłusta lub przesuszona, a pory są widoczne i rozszerzone, to warto wdrożyć specjalną pielęgnację. Myślę, że taką gruntowną "odnowę" powinnyśmy fundować sobie co najmniej raz w roku i to szczególnie teraz. Jaki jest mój plan działania? 


I. KWAS GLIKOLOWY RAZ W MIESIĄCU
Muszę przyznać, że stęskniłam się już za działaniem kwasów, dlatego z niecierpliwością czekałam na koniec lata. Wiem, że złuszczanie kwasami to najlepsze, co mogę zrobić, aby totalnie odświeżyć moją skórę. Dzięki regularnemu złuszczaniu widzę, że podkład na mojej twarzy prezentuje się o niebo lepiej, jest trwalszy, a uporczywe zaskórniki znikają. Na pierwszy peeling kwasowy zawsze warto udać się do gabinetu dermatologicznego. Lekarz dobierze odpowiedni kwas ze względu na rodzaj i stan Waszej skóry. Ponad to możecie z nim ustalić, jakie są Wasze oczekiwania. Jeśli chcecie już kolejnego dnia iść do pracy i nałożyć podkład, to wówczas zostanie dobrany odpowiedni preparat   i jego stężenie tak, by nie straszyć podrażnioną skórą. Mój lekarz zaproponował regularne złuszczanie kwasem glikolowym raz w miesiącu. Pozostawia lekkie podrażnienie, a skóra przez kilka dni subtelnie się łuszczy, ale nie jest to nic spektakularnego. Mimo to widzę, że moja cera się rozjaśnia, jest miękka i wygładzona.

II. KWAS TCA RAZ NA 2 MIESIĄCE
Na tego typu zabieg muszę znaleźć troszkę więcej czasu czyli minimum 7 dni, ponieważ tyle trwa gojenie mojej skóry. Szerzej o TCA rozpisałam się tutaj klik. Znajdziecie tam również zdjęcia przed pelingiem, w trakcie złuszczania i po wygojeniu. Nie mogę się już doczekać pierwszego, zaplanowanego TCA, ponieważ potrafi u mnie zdziałać cuda. Często pytacie o stężenie kwasu - dermatolog dobiera je indywidualnie, zaufajcie mu. Mi zaproponowano 25% na początek. 



III. NOCNA PIELĘGNACJA CZYLI SESDERMA AZELAC RU 
O marce Sesderma pierwszy raz usłyszałam od dermatologa. Jakiś czas temu przypomniała mi o niej moja przyjaciółka, która również walczy z przebarwieniami, a także z pierwszymi oznakami starzenia się skóry. Poleciła mi wówczas produkt Sesderma Azelac RU, który w składzie ma między innymi kwas azelainowy, retinol i aż cztery czynniki wzrostu skóry! Od dłuższego czasu szukałam w produktach owych czynników wzrostu, o których ostatnio jest bardzo głośno. Mają ogromne znaczenie w procesach odnowy skóry, bo pobudzają oraz zwiększają produkcję kolagenu i elastyny. Dodatkowo wspomagają krążenie krwi i odżywienie komórek, stymulując je do wzrostu, a im jest ich więcej, tym nasza skóra wygląda młodziej. W skrócie - produkty z czynnikami wzrostu są bardzo skuteczne w walce z przebarwieniami, bliznami oraz starzejącą się skórą, której brakuje jędrności. Wbrew pozorom trudno na naszym rynku znaleźć produkty zawierające czynniki wzrostu. Są popularne w Azji, a u nas ten temat dopiero raczkuje. Kwas azelainowy, który również znajdziemy w produkcie ma genialne właściwości rozjaśniające przebarwienia, a także hamuje rozwój bakterii odpowiedzialnych za powstawanie trądziku i zaskórników. W składzie obecny jest też retinol mający za zadanie złuszczyć i wygładzić naskórek. Zatem skład jest naprawdę imponujący. 


Krem-żel Azelac RU nakładam codziennie wieczorem na oczyszczoną skórę. Bardzo przyjemnie pachnie i szybko się wchłania. Już po pierwszych kilku aplikacjach zaobserwowałam, że skóra jest bardziej ujednolicona i gładka. Na całe szczęście nie zauważyłam żadnej alergii, ani wysypu niedoskonałości, a to zawsze powoduje, że muszę zrezygnować ze stosowania danego produktu. Pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne i nie ukrywam, że czekam na więcej. Przeglądając opinie w internecie, FB marki oraz ich Instagram zainteresowałam się jeszcze kilkoma produktami Sesdermy i myślę, że po konsultacji z moim dermatologiem włączę je do swojej pielęgnacji. Azelac RU, który stosuję zakupiłam w aptece, ale są też np. w gabinetach kosmetycznych. Dostępność w Waszej okolicy możecie sprawdzić tutaj klik.


IV. PEELINGI MECHANICZNE CO DRUGI DZIEŃ
Pamiętacie post, w którym pisałam o peelingu ręcznikowym (tutaj klik)? Nadal bardzo go lubię i to chyba najtańsza metoda na usunięcie odstających skórek. Lubię peelingi mechaniczne, ale stosuję je tylko wtedy, gdy na mojej skórze nie ma żadnych stanów zapalnych. Ostatnio moim ulubionym, mechanicznym peelingiem jest ten, o którym wspominałam na moim Insta tutaj klik. 


V. MASECZKA Z GLINKI 
Po maseczkę z zielonej glinki sięgam wówczas, gdy moja skóra po całym dniu jest nadmiernie przetłuszczona, obciążona i swędząca. Czasem miewam takie dni, kiedy nie mogę doczekać się już wieczornego demakijażu. Czuję, że moja skóra się dusi i potrzebuje jakiegoś szybkiego odświeżenia. To właśnie wtedy sięgam po glinki. Najczęściej używam zwykłej, sproszkowanej glinki zielonej (marka Argiletz, dostępna na Allegro i w sklepach EKO) lub tej, o której pisałam tutaj klik. Nadal ją uwielbiam!



VI. MASECZKA Z KURKUMY RAZ W TYGODNIU
O maseczce z kurkumy również powstał osobny post (tutaj klik) i nadal chętnie ją wykonuję. Jest trochę problematyczna w wykonaniu, ale jak na coś, co znajdziemy w praktycznie każdym supermarkecie daje genialne efekty. 


VII. NAWILŻANIE 
Często dostaję od Was sygnały, że dany krem Was "zapchał", albo w ogóle nie działa. Może być tak, że w składzie faktycznie znajduje się jakiś składnik, który Wam szkodzi. Istnieje jeszcze jedna przyczyna, a mianowicie brak odpowiedniego złuszczania. Nic dziwnego, że skóra staje się coraz bardziej zanieczyszczona, skoro brak jej fundamentalnego elementu pielęgnacji jakim jest odblokowanie porów i złuszczenie zalegającego naskórka. Tak samo sytuacja ma się w odwrotną stronę. Jeśli będziemy złuszczać, a zapomnimy o nawilżaniu, to skóra również może źle zareagować.  Ilekroć odwiedzam mojego dermatologa, to dopytuje o to czy nie zapominam o dobrym kremie pod makijaż i o całonocnym nawilżaniu. Mimo, że jestem posiadaczką cery tłustej/mieszanej to zawsze nakładam pod podkład krem nawilżający i obecnie jest to Clinique Moisture Surge w wersji żelowej. A na noc raz na kilka dni serum Estee Lauder Advanced Night Repair i na to krem La Roche Posay Effaclar H.



Dziewczyny, jakiś czas temu pisałam Wam, że rozważam Dermapen, ale niestety po konsultacji z moim dermatologiem postanowiłam zrezygnować. Moja skóra najprawdopodobniej nie byłaby gotowa na tego typu zabieg, w związku z czym odpuszczam i pozostaję przy powyższych metodach.


Dajcie znać czy Wy również macie problematyczną skórę i jak sobie z tym radzicie. Chętnie odpowiem też na Wasze pytania, więc zapraszam do dyskusji w komentarzach pod wpisem :-)



Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa


ZŁOTA PIĄTKA: 5 NAJLEPSZYCH KOSMETYKÓW NABLA.

$
0
0
Marka Nabla Cosmetics opanowała internet tak, jak kiedyś zrobiła to Zoeva. Ich produkty szybko zyskały sympatię wśród wśród pasjonatek makijażu. Ja również jestem pod ogromnym wrażeniem tych kosmetyków i dziś nadszedł czas na kolejną odsłonę wpisu z cyklu "ZŁOTA PIĄTKA", a w nim zaprezentuję pięć najlepszych produktów marki Nabla. Jesteście ciekawe? To wskakujcie do dalszej części posta.

Tradycyjnie, jak na wpis z cyklu "złota piątka" przystało, napiszę Wam kilka słów na temat samej marki. Nabla pochodzi z Włoch i to właśnie tam narodziła się jej filozofia. Głównym założeniem jest produkcja kosmetyków wysokiej jakości, opartych na naturalnych składnikach. Na uwagę zasługuje fakt, iż marka Nabla uzyskała certyfikat Cruelty-Free, który zresztą można sprawdzić na oficjalnej stronie Peta. Możemy mieć zatem pewność, że produkcja ich kosmetyków nie wiązała się z jakimikolwiek testami z udziałem zwierząt. Jedyne produkty Nabla, które nie są wegańskie to te zawierające wosk pszczeli, jednak zdecydowana większość z nich jest pozbawiona substancji pochodzenia zwierzęcego. Miałam okazję przetestować większość produktów z asortymentu marki Nabla i dziś przedstawię Wam mój prywatny ranking.



1. PALETA CIENI DO POWIEK "DREAMY"
Kiedy tylko się pojawiła, to od razu wzbudziła spore zainteresowanie i zniknęła z półek sklepów internetowych. Przepis na taki sukces jest bardzo prosty. Piękne, uniwersalne kolory (zarówno matowe, jak i błyszczące) + wspaniała pigmentacja i trwałość + lekkie, poręczne opakowanie z lusterkiem. Tyle w zasadzie wystarczy, aby paleta cieni do powiek dobrze się sprzedała, a jednak wielu producentów nadal nie ogarnia tego tematu :-) Z przyjemnością dołączam do wszystkich "ochów i achów" moich koleżanek po fachu. Zarówno na blogach, jak i na YouTube spotkałam się z pozytywnymi opiniami na temat tej palety. Wcale się nie dziwię, bo trudno się tu do czegoś przyczepić. To paletka, której używam w zasadzie codziennie. Błyszczące cienie nakładam na powiekę palcem, bo wówczas mają najlepszą pigmentację, a maty potrzebują dosłownie lekkiego muśnięcia pędzelkiem, aby pozostawić na skórze mocno nasycony kolor. Kolory w palecie są idealnie skomponowane. Podkreślą tak naprawdę każdy kolor tęczówki. Nabla "Dreamy" będzie idealnym wyborem do wykonania makijażu świątecznego i na wszelkie karnawałowe imprezy. Jeśli gdzieś ją jeszcze dorwiecie - bierzcie w ciemno. Dla mnie to prawdziwy hit. 


2. KREDKA DO BRWI NABLA "BROW DIVINE"
O kredce Nabla  Brow Divine pisałam już wielokrotnie (pełna opinia tutaj klik), ale powtórzę raz jeszcze - to najlepszy produkt do makijażu brwi z jakim kiedykolwiek się spotkałam. Nigdy nie spodziewałabym się, że będę podkreślać swoje brwi kredką. Od zawsze kojarzyła mi się z bardzo przerysowanym, sztucznym efektem i dopiero Nabla wyprowadziła mnie z błędu. Kredka ma idealną twardość, kolor, trwałość, grubość i formę. Można nią piórkować i dorysowywać pojedyncze włoski, a spiralka z drugiej strony sprawi, że wszystko będzie wyglądało naturalnie. Myślę, że na największą uwagę zasługują dwa odcienie: Venus i Jupiter. Venus to najjaśniejszy kolor, pozbawiony rudych tonów. Wybierzcie go jeśli jesteście blondynkami, szatynkami, a nawet brunetkami, które nie lubią mocno podkreślać swoich brwi. Dla dziewczyn o ciemnej oprawie oczu polecam odcień Jupiter, który nie jest czernią, ale takim niesamowicie naturalnym, ciemnym brązem bez żadnych rudości. Droższy odpowiednik? Brow Wiz od ABH.


3. POMADA DO BRWI "BROW POT"
A jeśli jesteście fankami bardziej intensywnego makijażu brwi, to polecam Wam pomadę do brwi marki Nabla o nazwie "Brow Pot". Pomady znajdują się w tych samych odcieniach, co kredki, więc to dodatkowe ułatwienie. Znów polecam odcień Venus oraz Jupiter, ale wybór jest naprawdę szeroki. Wodoodporne, mocno napigmentowane, o idealnej konsystencji. 



Od lewej: Vanilla Queen, Grande Amore, Rumors, Kernel, Five O'Clock

4. MATOWE POMADKI "DREAMY MATTE"
To jedne z najlepszych, matowych pomadek jakie możecie znaleźć. Dają aksamitny, welurowy efekt i są niesamowicie trwałe. Dodatek masła shea sprawia, że nie są tak bezwzględne dla naszych ust jeśli chodzi o przesuszanie. Do tego pachną budyniem waniliowym i znajdują się w pięknych opakowaniach. Czego chcieć więcej? Mój ulubiony odcień to Roses, Five O'Clock, Grande Amore, Kernel i Unspoken.


5. CIENIE DO POWIEK I RÓŻE DO POLICZKÓW
Tu być może Was zaskoczę, ale nie wszystkie cienie do powiek marki Nabla są dobre. Te pojedyncze mają swoje wady. Większość się sypie i mają słabą pigmentację, ale ja dziś skupię się na tych "jedynakach", które warto mieć. Przede wszystkim odcień Selfish (na zdjęciu) - cudowny fiolet podkreślający zieleń oraz brąz tęczówki oka, idealny na karnawałową imprezę. Najlepiej nanosić go palcem na nieprzypudrowany korektor lub lepką bazę, bo wtedy uzyskacie maksymalny efekt. Danae to brąz w odcieniu starego, lekko rudawego złota. Wspaniale podkreśli zieloną i niebieską tęczówkę oka. Ma fajną, kremową konsystencję, dzięki czemu nakładając go palcem osiągam maksymalną pigmentację. Alchemy - kolor kameleon, który raz jest brązem, raz rudością, a raz spektakularnym turkusem. Zaletą tego typu cieni jest to, że nie potrzeba żadnych umiejętności blendowania/rozcierania, aby na naszych powiekach powstał trójwymiarowy, profesjonalny efekt. W zależności od kąta padania światła cień będzie miał inny kolor. Godne uwagi są także róże do policzków (Happytude, Satellite of love, Coralia) oraz pudry brązujące takie jak Cameo czy Gotham. Fajnie, że można je kupić zarówno w formie wkładów do paletki, jak i w osobnych, solidnych opakowaniach z lusterkiem. Gdzie znajdziecie kosmetyki tej marki? Niestety nie ma ich w drogeriach stacjonarnych, ale można je zamówić online np. na Mintishop.pl.


CO SĄDZICIE O MARCE NABLA? MIAŁYŚCIE JUŻ Z NIĄ STYCZNOŚĆ? 


Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa


PAŹDZIERNIK W ZDJĘCIACH.

$
0
0
Posty w stylu "miesiąc w zdjęciach" mają w sobie coś fajnego i sama chętnie podglądam je na innych blogach. Pamiętacie czasy, kiedy na "Hedonistce" pojawiało się więcej luźnych, lajfstajlowych wpisów? Bardzo chętnie je odwiedzałyście i sama nie wiem dlaczego z nich zrezygnowałam. Nadszedł czas na mały przegląd tego co działo się u mnie w październiku, więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam do czytania dalej.


Jesień... Co chwila łapie mnie jakieś przeziębienie, więc staram się dbać o swoją odporność wszelkimi, możliwymi sposobami. W grę wchodzi oczywiście czosnek, miód i ziółka, które regularnie przyrządzam. Do tego oczywiście hektolitry herbaty i kawy z mlekiem oraz dobra książka. Powoli przygotowuję się do pisania swojej drugiej w życiu pracy magisterskiej i przeglądam literaturę, która mogłaby mi się przydać. Jeśli interesujecie się kryminologią, to polecam Wam książkę o profilowaniu pt. "Seryjni i wielokrotni mordercy"Łukasza Wrońskiego. Tytuł brzmi groźnie, ale to naprawdę ciekawa pozycja na temat sposobów myślenia i działania ludzi, którzy zdecydowali się popełnić jakąś zbrodnię. 


W październiku miałam ogromną przyjemność obejrzeć na żywo mecz Polska vs. Czarnogóra na Stadionie Narodowym w Warszawie i ja, jako rasowa kibicka z krwi i kości byłam pod wielkim wrażeniem. Fantastyczne widowisko i cały wypad wspominam bardzo miło. Niedługo nasza reprezentacja pojawi się w Gdańsku na towarzyskim meczu z Meksykiem i  mimo szczerych chęci nie udało mi się kupić biletów poprzez portal kupbilet.pl. Ciągłe problemy techniczne skutecznie zniechęciły mnie do tej strony, więc tym razem mecz obejrzę przed telewizorem. 


Będąc w Warszawie zatrzymaliśmy się w hotelu Sofitel Warsaw Victoria. Obiekt znajduje się na Śródmieściu, całkiem blisko najważniejszych punktów, które mieliśmy w planach odwiedzić. Warszawskie Śródmieście jest naprawdę piękne!


W hotelu zatrzymaliśmy się na dwie noce i był to naprawdę udany pobyt. Najprzyjemniej jednak wspominam hotelowy basen, który robił ogromne wrażenie. Cały sufit był lustrem, a zmieniające się światła i nastrojowa muzyka to coś, co tworzyło genialny klimat. 


W hotelu przywitało nas śniadanie w typowo jesiennej aranżacji. Muszę przyznać, że było naprawdę różnorodne i smaczne. Słodkie śniadania to coś, co lubię najbardziej, więc drożdżowe ciasto z jagodami zostało pochłonięte w pierwszej kolejności :-)


1. U stóp Pałacu || 2. Gdzieś na Śródmieściu || 3. Wnętrze Pałacu za każdym razem zachwyca ||4. Widok z ostatniego piętra PKiN

 
Październik był międzynarodowym miesiącem zdrowych piersi. 25 lat temu założycielka marki Estee Lauder zapoczątkowała całą kampanię szerzącą wiedzę na temat raka i możliwości walki z tą straszną chorobą. Kupując produkty z różową wstążką takich marek jak Estee Lauder, Clinique, Bobbi Brown, La Mer, Smashbox, Origins czy Bumble And Bumble aż 20% ich ceny zostanie przekazane na wsparcie badań. A każdy post na Insta oznaczony #PinkRibbon25 oraz #ELCDonates to 25$ dla Fundacji na rzecz badań nad rakiem piersi. 


Od jakiegoś czasu szukałam klasycznego, dobrze skrojonego płaszcza, który nie przypomina wielkiego wora. Znalazłam taki w Zarze i mimo, iż nie jest zbyt ciepły, to do eleganckich stylizacji na pewno się przyda. 


W październiku trochę eksperymentowałam z kuchnią i próbowałam różnych smaków. Jeśli lubicie krewetki, to najlepsze znajdziecie w restauracji "Tam Gdzie Zawsze" na gdańskim Śródmieściu. To mała, przytulna knajpka z dobrym jedzeniem, którą bardzo często odwiedzam. 


Jesień=przytulny klimat. Uwielbiam różnego rodzaju świeczki i lampiony, a ten kupiłam w Rossmannie za kilka groszy. Wygląda naprawdę świetnie i można do niego wstawić zarówno zwykłą świecę, jak i podgrzewacz. Napis jest wówczas fajnie podświetlony i tworzy ciekawy efekt. 


1. Nowe perfumy Michael Kors Sexy Ruby || 2. Ulubiony deser czyli Panna Cotta ||3. Relaks po ciężkim dniu || 4. Najpiękniejszy zapach do sypialni, którym pachnie moja pościel -  Zara Home Red Berries 


Czy jest tu ktoś, kto kupuje jeszcze zwykłe płyty? Oto mój jesienny arsenał czyli cztery ulubione krążki, do których wracam w te deszczowe wieczory. Szczególnie polecam nową płytę Kings Of Leon "Walls" - jest rewelacyjna!


Niedawno odwiedziły mnie moje trzy pociechy zwane kalafiorami :-) Zadajecie mnóstwo pytań odnośnie tej rasy, pielęgnacji, wychowania itd. Czy byłybyście zainteresowane osobnym wpisem wyczerpującym ten temat? Jeśli tak, to dajcie znać. 

 
W Home&You już na początku listopada jest bardzo świątecznie. Osobiście nie mam nic przeciwko, bo uwielbiam ten wyjątkowy czas przygotowań do Wigilii i Świąt Bożego Narodzenia. Już nie mogę się doczekać ubierania choinki i dekorowania mojego mieszkanka. Październik obfitował u mnie w wiele zmian, a jedną z nich była przeprowadzka do nowego miejsca. Już niedługo obiecane wpisy wnętrzarskie (wiem, że bardzo czekacie), ale jeszcze trochę cierpliwości. Które pomieszczenie chciałybyście zobaczyć jako pierwsze?

P.S.
Sezon wałkowania "Last Christmas" - czas start! 


________________

Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa



PIELĘGNACJA MOICH WŁOSÓW W PAŹDZIERNIKU.

$
0
0
Dziś mam dla Was jeden z najbardziej wyczekiwanych wpisów na blogu czyli aktualna pielęgnacja moich włosów. Ostatni post tego typu pojawił się kilka miesięcy temu, ale obiecuję, że teraz aktualizacje będą publikowane regularnie raz w miesiącu. Mam nadzieję, że dzięki temu będziemy mogły wspólnie rozwiązywać nasze "włosowe" problemy. 



I. MYCIE WŁOSÓW
W kwestii mycia włosów nadal jest tak, jak kiedyś czyli na co dzień używam szamponu dla dzieci Babydream z Rossmanna, a kiedy stają się zbyt obciążone i brakuje im lekkości, to stosuję przez kilka dni ten z Himalaya Herbals, o którym więcej pisałam tutaj klik. Dzięki zawartości protein sprawia, że włosy znów są lekkie, sypkie i odbite u nasady, a fryzura zyskuje na objętości. Pamiętajcie jednak, aby nie stosować go zbyt długo, a jeśli już, to w duecie z odżywką emolientową (na bazie olejów). Raczej nie polecam używania go z odżywkami i maskami keratynowymi itp. ponieważ bardzo łatwo w tej sytuacji o przeproteinowanie, przez co włosy będą wyglądały na suche i zniszczone. O co chodzi z tymi proteinami i emolientami? Jeśli jeszcze nie wiecie, to przeczytajcie ten wpis (tutaj klik).  

Ostatnim odkryciem jest szampon John Frieda Brilliant Brunette, na który natknęłam się podczas zakupów w Hebe. Jak wiecie nie farbuję włosów i staram się zmieniać ich kolor naturalnymi sposobami. Do tego celu świetnie nadaje się płukanka z łupin orzecha włoskiego czy z kory dębu, a o wszystkich naturalnych metodach przyciemniania/rozjaśniania włosów pisałam tutaj klik. Opisanymi tam sposobami można zmienić lub pogłębić odcień swoich włosów i to bezpiecznie oraz tanio. Kiedy mam tzw. lenia i nie chce mi się przygotowywać płukanki, to sięgam po szampon pogłębiający kolor i ten od John Frieda sprawdza się naprawdę rewelacyjnie! Włosy nabierają czekoladowego, głębokiego koloru, ale to tylko delikatny efekt pogłębienia. 

Raz na dwa tygodnie oczyszczam skórę głowy płynem do higieny intymnej Biały Jeleń z kwasem mlekowym. 


II. ODŻYWKI I MASKI
Jesień i zima to czas, kiedy najchętniej sięgam jednak po odżywki i maski emolientowe czyli takie z olejami w składzie. Niekiedy trafią się też te z niewielkim dodatkiem protein, ale moje włosy szybko reagują na nie przesuszeniem, a w rezultacie zesztywnieniem. W październiku najczęściej sięgałam po cztery odżywki i maski, a mianowicie:

→ Kallos Blueberry - mój hit, do którego co jakiś czas wracam. To odżywka emolientowa, a więc zmiękcza, nawilża, dociąża i wygładza włosy. Używam jej najczęściej wówczas, gdy planuję nawijać włosy na termoloki lub papiloty z gąbki. Sprawia, że są naprawdę miękkie i plastyczne, przez co loki wychodzą sprężyste, foremne i po prostu ładne. Zazwyczaj nakładam ją na 15 minut, ale kiedy mam więcej czasu, to zakładam na włosy foliowy czepek i ręcznik, a następnie podgrzewam to ciepłem suszarki. W takim kompresie spędzam około 50 minut i zmywam.

Macadamia Natural Oil Deep Repair Masque - bardzo bogata, nawilżająca, a wręcz natłuszczająca maska, która zawsze ratuje moje włosy po mocnym przeproteinowaniu. Używam jej profilaktycznie raz w tygodniu pod czepek lub częściej, kiedy moje włosy tego potrzebują. Uwaga z ilością, którą będziecie nakładać na włosy i z jej późniejszym zmywaniem - jeśli zrobicie to niedokładnie, to włosy będą wyglądały na nieświeże. 

Natura Siberica Rokitnikowa odżywka z efektem laminacji do słabych i zniszczonych włosów - to przykład odżywki, która jest połączeniem emolientów i protein - w mojej ocenie w bardzo dobrych proporcjach. O laminowaniu włosów, dzięki któremu wyglądają jak tafla wody pisałam jużtutaj klik, więc zachęcam do lektury. Odżywka marki Natura Siberica nie daje aż tak mocnego efektu, ale faktycznie dobrze wygładza i nabłyszcza włosy, przy czym ich nie przesusza, jak typowe laminowanie. Używam jej raz w tygodniu. Jedyny minus to zapach, ale to już kwestia gustu. 

Shikioriori Tsubaki Ekstra Treatment Terapia intensywnie regenerująca z olejem tsubaki, aminokwasami i ceramidami AP. Długa, skomplikowana nazwa, w dodatku na opakowaniu znajduje się błąd (zamiast olej tsubaki jest tusbaki). Swoją drogą to zabawne z jaką ignorancją producenci kosmetyków podchodzą do etykiet, na których często znajdują się merytoryczne i ortograficzne błędy. Trochę wstyd, a nawet strach czegoś takiego używać. Wracając do tej odżywki, to była dosyć droga, bo zapłaciłam za nią około 40 złotych, ale skusił mnie właśnie owy olej tsubaki w składzie. Olej z kamelii japońskiej to podobno sekret pięknej skóry i włosów Japonek - dogłębnie nawilża i domyka łuski włosa. Już po pierwszym użyciu zauważyłam spore wygładzenie włosów, które stały się naprawdę bardzo lekkie i sypkie. To właśnie tę odżywkę zabieram w podróż, bo po jej użyciu włosy nie wymagają tak naprawdę jakiejś większej stylizacji i wystarczy je jedynie wysuszyć bez wygładzania na szczotce. 


A moją ulubiona maseczką domowej roboty jest ta na bazie żelu aloesowego (kupicie go np. w Superpharm) i żelu lnianego. Do małego garnuszka wlewam dwie szklanki wody, dosypuję tam dwie łyżki niemielonego siemienia lnianego i gotuję aż zgęstnieje. Odstawiam do wystudzenia, dodaję dwie łyżki żelu aloesowego i mieszam. Nakładam na włosy łącznie ze skórą głowy i owijam głowę foliowym czepkiem oraz ręcznikiem. Całość podgrzewam ciepłem suszarki i w takim kompresie spędzam około 40 minut. Później spłukuję, nakładam silikonowe serum i suszę. Włosy są niesamowicie miękkie, nawilżone, dociążone, błyszczące... Same pozytywy. Koniecznie spróbujcie, ale nie za często. Raz na 1-2 tygodnie wystarczy. 

III. PŁUKANKI PO ODŻYWKACH
Po spłukaniu odżywek wodą raz w tygodniu stosuję jeszcze różne ziołowe płukanki. Najczęściej jest to napar z kory dębu, który przyciemnia włosy lub napar z pokrzywy, który tonizuje skórę głowy i wzmacnia cebulki. Zamiast naparu z pokrzywy stosuję czasem kupny sok z pokrzywy, który mam wrażenie, że działa trochę lepiej likwidując wszelki świąd spowodowany np. reakcją uczuleniową po jakimś szamponie.

 

IV. SERUM NA KOŃCÓWKI I TERMOOCHRONA
W październiku używałam tylko jednego, silikonowego serum "na zakładkę" czyli Artego Feel&Shine. Jest najlepsze, a na jego temat już wiele razy Wam pisałam. Często pytacie mnie co zrobić, żeby włosy łatwo się rozczesywały, nie puszyły się w ciągu dnia i były gładkie oraz miękkie w dotyku. Wiele z Was nadal nie używa żadnego serum na bazie silikonów, bo zraziłyście się swego czasu obciążającym jedwabiem itp., a to błąd. Wybierajcie profesjonalne produkty, najlepiej te fryzjerskie. 


V. OLEJOWANIE WŁOSÓW
Do olejowania moich włosów na całą noc w październiku naprzemiennie stosowałam trzy oleje - z awokado, marula i olejek konopny. Nie wyobrażam sobie pielęgnacji moich włosów bez olejowania, ale nadal uważam, że najlepszy jest dla nich olej awokado i ten ze słodkich migdałów, o którym pisałam tutaj. Cały sprawdzam właściwości innych olejów, ale zwykle okazują się słabsze, niż moi starzy ulubieńcy. Olej marula bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ale stosuję go na razie zbyt krótko, aby wydać obiektywną opinię. Dam Wam znać w listopadowej aktualizacji pielęgnacyjnej włosów. 


VI. WCIERKI NA POROST I ZAHAMOWANIE WYPADANIA WŁOSÓW
Jesienne wypadanie włosów, to u mnie standard. W październiku używałam wcierki La Roche Posay Kerium i jak zawsze szybko zahamowała wypadanie. Stosuję ją od kilku lat i nadal niezmiennie cenię za skuteczność. A czego używam na porost włosów? Jesień to najlepszy czas na rozpoczęcie wcierania kropli żołądkowych i ja również to robię. Jesienią nie ma już ryzyka fotouczulenia, a dziurawiec w połączeniu ze słońcem może wykazywać takie właściwości. Po żadnej wcierce moje włosy nie rosły tak szybko! Jeśli nie macie uczulenia oraz żadnych przeciwwskazań, to koniecznie spróbujcie jej właśnie teraz. O wcierce z kropli żołądkowych pisałam tutaj klik. 



VII. STYLIZACJA
Jeśli już poddaję swoje włosy stylizacji, to zwykle używam termoloków. Aby loki były trwalsze i bardziej regularne, to przed nawinięciem na wałki spryskuję włosy sprejem z Bumble and Bumble Thikening Spray, który sprawia, że staną się bardziej plastyczne. Następnie nanoszę na każde pasmo odrobinę Osis+ Soft Glam ze Schwarzkopf. 


A na koniec dwa niewypały czyli odżywka dla dzieci w spreju Johnson's, która nie ułatwia rozczesywania moich włosów, ani ich jakoś specjalnie nie nabłyszcza. Skusiłam się na nią, bo zazwyczaj produkty do pielęgnacji włosów i skóry dzieci sprawdzają się u mnie świetnie. Nie tym razem, a szkoda, bo ładnie pachnie. 

Intensywna kuracja wzmacniająca w takich mini kapsułkach od DermoFuture z retinolem również nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Próbowałam używać tych małych kapsułek na różne sposoby, również mieszając zawartość z innymi produktami, ale nie widziałam żadnej widocznej zmiany. Aby domknąć łuski moich włosów chyba najlepiej sprawdza się płukanka octowa. 


I właśnie w ten oto sposób wyglądała moja pielęgnacja w październiku. Tak jak obiecałam tego typu posty będą pojawiały się regularnie raz w miesiącu. Czy chciałybyście, abym uzupełniała je także o akcesoria, których używam (suszarka, szczotki, grzebienie i inne gadżety)? Jeśli macie jakieś pytania, to piszcie w komentarzach pod spodem, postaram się pomóc :-)

________________

Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa



PRZETESTOWAŁAM 3 POPULARNE PODKŁADY - JAK SIĘ SPRAWDZIŁY? | Estee Lauder Double Wear Nude Water Fresh, Smashbox Studio Skin, Maybelline Fit Me.

$
0
0
Tak naprawdę poszukiwanie idealnego podkładu nigdy nie ma końca. Potrzeby naszej skóry cały czas się zmieniają, jak zresztą ona sama. Ja od jakiegoś czasu jestem wierna jednemu podkładowi, ale chętnie testuję nowości. Jak każda kobieta cały czas poszukuję ideału w pełnym tego słowa znaczeniu i dziś wspomnę o trzech podkładach jakie ostatnio wypróbowałam. Jak się sprawdziły? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu. 



Podejrzewam, że każda z nas miała lub będzie mieć kiedyś do czynienia z klasyczną wersją podkładu Estee Lauder Double Wear. Ja poznałam go już kilka lat temu i moja relacja z tym podkładem od zawsze była burzliwa. Uściślając - im bardziej "burzliwa" jest moja skóra, tym większą miłością do niego pałam. Bardzo dobrze kryje wszystkie niedoskonałości i jest nieprawdopodobnie trwały, co również ma znaczenie przy mojej tłustej skórze. Kiedy problemy z niedoskonałościami mijają, to wolę lżejsze podkłady, bo klasyczny Double Wear jest dla mnie za ciężki. Tworzy na skórze taką gumową powłoczkę, która na większe wyjścia jest zbawienna, bo przysłowiowe "krew, po i łzy" nie są w stanie jej rozpuścić, ale na co dzień to trochę za dużo. Nie bez powodu Double Wear jest podkładem dla panien młodych, bo to właśnie ten produkt wybierają najczęściej na swój najważniejszy w życiu dzień. 

Po lewej: Estee Lauder Double Wear Nude Fresh Makeup w kolorze 2N1 Desert Beige, a po prawej odcień Fresco 2C3 obok 2N1 Desert Beige

Powstało już kilka wersji tego podkładu i o każdej z nich mogłabym napisać naprawdę wiele, ale dziś skupię się na nowości, jaką miałam okazję wypróbować. Jest nią podkład Estee Lauder Double Wear Nude Water Fresh Makeup, który miał być chyba odpowiedzią na zarzuty w związku z ciężkością tego klasycznego Double Wear-a. I faktycznie jest to podkład niesamowicie lekki oraz nawilżający, który pozostawia na skórze taki młodzieńczy, świeży blask. Niestety tego właśnie blasku powinny wystrzegać się osoby z rozszerzonymi porami, bliznami i niedoskonałościami, a ja do nich niestety należę. Nie kryje tak dobrze, jak ta klasyczna wersja i nie jest też tak trwały i zastygający., więc raczej nie spełnił moich oczekiwań. Podkład fantastycznie wygląda na suchej cerze mojej mamy, która ma skłonność do zaczerwienień i pękających naczynek. Jej skóra wygląda w nim tak młodzieńczo, świeżo i lekko, jakby nie było na niej żadnego produktu.  Podkład mogłabym porównać do Bourjois Healthy Mix w tej żelowej wersji, ale Double Wear jest nieco bardziej kryjący. Konsystencja jak widzicie na zdjęciu jest lejąca i trzeba uważać podczas wydobywania podkładu z buteleczki. Double Wear Nude Water Fresh Makeup leci do mojej mamy, która jest nim totalnie oczarowana, natomiast dla mnie to za mało. Jeśli jesteście posiadaczkami cery suchej, bez większych niedoskonałości, to powinien się u Was sprawdzić. Ciekawostką jest dla mnie też kolor 2C3 Fresco, który wpada w odcień...fioletowy. 


Studio Skin 15 Hour Wear, odcień 1.1

Z podkładami Smashbox nigdy nie było mi jakoś szczególnie po drodze, aż przyszedł czas na przetestowanie kultowego już Studio Skin. Pierwsze wrażenie po rozsmarowaniu na ręce było takie, że podkład jest zbyt tłusty, gęsty i generalnie nie miałam ochoty nakładać go na twarz. Postanowiłam jednak zaryzykować i spotkała mnie bardzo miła niespodzianka. Po pierwsze podkład ma dobre krycie, które można z powodzeniem budować. Po drugie łatwo się rozsmarowuje, ale trzeba robić to szybko, bo Studio Skin należy do produktów zastygających. W końcu po trzecie - ten podkład fantastycznie wypełnia pory i małe dziurki na skórze tworząc coś na zasadzie silikonowej, wygładzającej warstwy. Jest trochę podobny do podkładu Revlon Colorstay dla cery tłustej i mieszanej, który zastygał w taki specyficzny, gumowy sposób. Podkład od Smashboxa ma podobnie, tylko że jeszcze bardziej wygładza skórę tworząc efekt "zblurowania". Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona możliwościami tego produktu i będę go używać na specjalne okazje. Niestety - przy codziennym stosowaniu spowodował u mnie pogorszenie stanu skóry, ale coś za coś. Moja ekstremalnie wrażliwa cera to chyba ewenement i trudno jej dogodzić. Minusik za to, że ciemnieje, więc weźcie to pod uwagę dobierając sobie kolor. Podsumowując - świetny podkład na większe wyjścia!


Od lewej: kolor 105, następnie 115

Maybelline Fit Me to podkład, który również w końcu porządnie przetestowałam. Jest najtańszy z całej trójki i wcale nie najgorszy. Moje pierwsze wrażenia były kiepskie, bo dobrałam sobie fatalny odcień, który na dodatek ściemniał. Po wybraniu odpowiedniego koloru, a jest nim 105 Natural Ivory w końcu mogłam przekonać się o możliwościach tego produktu. Okazało się, że całkiem nieźle kryje i fantastycznie matuje. Po nałożeniu nie wymaga nawet pudrowania, bo zostawia takie aksamitne, suche wykończenie. Minusy to mała gama kolorystyczna oraz to, że podkład nie należy do najtrwalszych. Dosyć szybko się ściera, ale tak jak już wspominałam - mam cerę bardzo problematyczną w tej kwestii, która ostatnio jeszcze mocniej się przetłuszcza (sezon grzewczy :-() Podsumowując, jest to jeden z lepszych, drogeryjnych podkładów, który nie kosztuje jakoś bardzo dużo, a jest naprawdę przyzwoity. Śmiało mogłabym go polecić dziewczynom z cerą mieszaną, ale nie ekstremalnie tłustą, a już na pewno nastolatkom, które szukają fajnego, matującego podkładu. Najczęściej używam go na co dzień, na zmianę z moim ulubieńcem czyli Dr Ireną Eris Provoke Matt Fluid. Przy okazji - Irena uciekła z Rossmannów, ale będzie dostępna w perfumeriach Douglas, Sephora  na stronie internetowej. Uff, kamień z serca, bo już myślałam, że mój faworyt podzielił los pudru Manhattan Clearface. 


Dziewczyny, znacie któryś z pokazanych podkładów? Jakie jest Wasza opinia? 

________________

Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa

10 POWODÓW DLA KTÓRYCH POWINNAŚ UŻYWAĆ ŻELU ALOESOWEGO.

$
0
0
Żel aloesowy to mój ulubieniec wszech czasów. Im dłużej go używam, tym więcej zastosowań dla niego znajduję. To zaskakujące jak jeden produkt potrafi poradzić sobie z najróżniejszymi problemami, które dotykają zarówno naszej skóry, jak i włosów. W dalszej części dzisiejszego wpisu podam Wam 10 powodów, dla których warto używać żelu aloesowego.


Miałam okazję wypróbować kilka żeli aloesowych. Wśród nich były takie marki jak GorVita, Mizon, Equilibra czy Organic Heaven. Potrafią różnić się nieznacznie składem, ale przede wszystkim działaniem. Nie każdy sprawdzał się tak dobrze, jak ten z Holika Holika, na który jakiś czas temu natknęłam się podczas zakupów w SuperPharm. Już dawno chciałam go wypróbować, ale jakoś nigdy nie było mi z nim po drodze. Szybko okazał się moim totalnym ulubieńcem, którego wprost nie może zabraknąć w mojej kosmetyczce. Stosuję go na kilka sposobów, o których Wam chętnie napiszę. 


→ IDEALNY POD MAKIJAŻ KIEDY KAŻDY KREM CIĘ ZAPYCHA
Czy są tu dziewczyny, które mają problem z dobraniem odpowiedniego kremu nawilżającego, bo każdy powoduje wysyp niedoskonałości i "zapycha"? Sama miałam z tym kłopot. Żel aloesowy ma właściwości nawilżające, przy czym jest lekki i szybko się wchłania. Poza tym nie pozostawia tłustej warstwy, więc nadaje się także pod makijaż. Dzięki naturalnej zawartości kwasu salicylowego zmniejsza łojotok, zapobiega wypryskom i przyspiesza ich gojenie, a także zapobiega szorstkości skóry.

→ LIKWIDUJE OBRZĘKI POD OCZAMI
Jeśli borykacie się z workami pod oczami i ze zmęczonym spojrzeniem każdego ranka, to taki okład z żelu aloesowego jest istnym wybawieniem. Wystarczy nałożyć go wokół oczu taką grubszą warstwą, następnie położyć na powieki zimny plasterek zielonego ogórka i w takim okładzie spędzić około 5 minut, a następnie nadmiar żelu usunąć. U mnie taki "zabieg" czyni cuda, bo opuchlizna znika w przysłowiowym mgnieniu oka. 


→ PODKŁAD POD KREM I MASECZKI
Żel aloesowy świetnie sprawdza się w roli serum pod krem czy maseczkę np. algową. Zapewni dodatkową porcję nawilżenia i sprawi, że skóra będzie bardziej nawodniona i ukojona.


→ NA ŚWIEŻE ŚLADY PO PRYSZCZACH
Po każdym, nawet najmniejszym pryszczu na mojej skórze pojawia się przebarwienie. Aby było jak najmniejsze, to już podczas gojenia się takiej niespodzianki nakładam na nią odrobinę żelu aloesowego. Przyspiesza to proces znikania takiej niedoskonałości i sprawia, że ślad jest o wiele mniej widoczny. 


→ DO NAWILŻANIA WŁOSÓW W DUECIE Z ŻELEM LNIANYM
O mojej ulubionej maseczce do włosów domowej roboty na bazie żelu aloesowego pisałam tutaj klik. Uwielbiam moje włosy po takiej masce, bo są niesamowicie lśniące, sprężyste, sypkie i gładkie. Żel aloesowy jest idealnym humektantem, a więc zatrzymuje wilgoć w miejscu jego użycia. 


→ DO URATOWANIA BEZNADZIEJNEJ ODŻYWKI 
Jeśli macie w swojej kosmetyczce beznadziejną odżywkę do włosów, która nic z nimi nie robi,  a nawet sprawia, że wyglądają jeszcze gorzej, to spróbujcie ją zmieszać pół na pół z żelem aloesowym. Jest szansa, że dopiero wówczas taka odżywka pokaże na co ją stać. Miałam tak kilka razy (między innymi z kiepską odżywką Biowax), więc naprawdę warto spróbować. 


→ POD OLEJE
Jeśli każdy olej powoduje u Was puszenie włosów i już straciłyście chęć do dalszych zabaw z olejowaniem, to spróbujcie najpierw nałożyć żel aloesowy na suche włosy, a dopiero później dany olej. To sprawi, że unikniecie efektu siana, a olej będzie miał szansę zadziałać. Ja od niedawna stosuję żel lniany pod każdy olej, ale o tym napiszę więcej w listopadowej aktualizacji pielęgnacyjnej moich włosów. Wychodząc naprzeciw Waszym prośbom takie aktualizacje będą pojawiały się regularnie raz w miesiącu :-)


→ LIKWIDUJE ŁUPIEŻ I KOI SKÓRĘ GŁOWY
Tu również żel aloesowy sprawdził się u mnie wzorowo. Jestem włosomaniaczką i staram się robić dla moich włosów same najlepsze rzeczy, ale czasem zdarza mi się popełnić typową wpadkę. O kilku z nich napisałamtutaj klik, a taką najczęstszą jest używanie suchego szamponu, po którym zawsze pojawia się u mnie łupież. Żel aloesowy znosi świąd, pieczenie, skóra głowy jest ukojona, a łupież znika. 


→ KOI SKÓRĘ PO DEPILACJI
Ciągle pojawiające się czerwone kropki i podrażnienie po depilacji to zmora wielu kobiet. Ja również miewam z tym problemy, a już szczególnie, kiedy użyje złej maszynki. Test jednorazowych maszynek już kiedyś pojawił się na blogu, więc sprawdźcie która wypadła najlepiej tutaj klik. Najlepszym, kojącym produktem, który od razu przynosi ulgę jest żel aloesowy i to właśnie marki Holika Holika. Skóra jest po nim tak gładka, miękka i ukojona, że nie mamy ochoty nakładać już niczego więcej.


→ NA WYSYPKI
A jeśli macie problem z jakimiś wysypkami np. uczuleniem po zastosowaniu  kosmetyku, proszku do prania czy perfum, to żel aloesowy świetnie sobie z tym poradzi. Po wysypce bardzo szybko nie ma śladu. U mnie żel aloesowy najlepiej sprawdza się latem, kiedy doświadczam wysypek posłonecznych. 


Ciekawa jestem czy używacie żelu aloesowego w swojej pielęgnacji? Dla mnie to kosmetyk obowiązkowy i już jutro wybieram się po kolejną buteleczkę. Żel z Holika Holika ma dodatkowo tę zaletę, że pięknie pachnie, więc przyjemność z jego używania jest jeszcze większa. Plus również za wydajność, bo wystarczy odrobinka, aby pokryć spory obszar skóry. Tak jak wspomniałam - kupuję go w Superpharm za około 30 zł, ale w sieci jest troszkę tańszy.


________________

Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa

SŁYNNA CZARNA MASKA NA ZASKÓRNIKI I WĄGRY PILATEN BLACK MASK - HIT CZY KIT?

$
0
0
Kiedy pierwszy raz w sieci natknęłam się na test czarnej maski Pilaten, to pomyślałam, że to coś dla mnie. Producent zapewnia o tym, że maseczka jest wyjątkowo skuteczna w dogłębnym oczyszczaniu, usuwaniu zaskórników i wągrów, więc jako posiadaczka cery problematycznej postanowiłam ją wypróbować. Czy było warto? O tym przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu.


Maseczka Pilaten kusiła mnie już od dawna. Na YouTube przewijały mi się jej kolejne recenzje, które zwykle były pozytywne. Jej świetne właściwości potwierdzały dziewczyny z cerą podobną do mojej, a więc tłustą/mieszaną i skłonną do powstawania zaskórników czy wągrów. Pamiętam, że wówczas ta maska nie była dostępna w polskich sklepach, a jedynie na azjatyckich stronach typu Romwe czy Choies. Coś mówiło mi, że skoro jest takim hitem, to niedługo i u nas się pojawi. Jakiś czas temu zobaczyłam ją na półce w Superpharm i pomyślałam, że to świetna okazja, aby ją w końcu wypróbować. 


Zawsze lubiłam maseczki typu "peel off" czyli takie, które po zastygnięciu można usunąć jednym ruchem. I taka jest właśnie czarna maska Pilaten. Jak jej używać? Na oczyszczoną z makijażu skórę nakładamy cienką warstwę tej maseczki, czekamy około 10 minut i kiedy już przeschnie -  ściągamy w jednym kawałku. Nie warto nanosić zbyt grubej warstwy, bo będziemy czekać wieki zanim to wszystko dobrze zaschnie, a kiedy maseczka jest mokra, to nie odchodzi w jednym kawałku i sprawia więcej kłopotu przy ściąganiu. Ja za pierwszym razem nałożyłam ją na całą twarz i to był błąd. Maseczka zafundowała mi ekspresową depilację meszku z twarzy i przyznam, że ściąganie jej było bardzo bolesne. Za drugim razem nałożyłam ją już tylko na strefę T, na której swoją drogą mam najwięcej niedoskonałości. Na nosie pojawiają się pojedyncze wągry i zaskórniki, więc liczyłam na porządne oczyszczenie i odblokowanie porów. 


Jakie efekty zauważyłam? Maseczka nie poradziła sobie z oczyszczeniem porów - nie zlikwidowała wągrów, ani tym bardziej zaskórników, co było w sumie do przewidzenia. Jedynym plusem jest pozbycie się pojedynczych, suchych skórek i przymusowa "depilacja" meszku z twarzy. Nigdy nie miałam jakoś specjalnie ochoty na to, by się go pozbywać, ale dzięki tej maseczce poszedł w zapomnienie. Maseczka sprawiła mi ból przy ściąganiu, szczególnie na tych bardziej delikatnych obszarach przy żuchwie. Bardzo mocno przywiera do skóry i podczas usuwania można nabawić się niemałych podrażnień. Lepiej sprawdza się na strefie T, bo tam skóra jest mniej wrażliwa, a sama maseczka nie przykleja się tak mocno. Jeśli chodzi o jakieś plusy, to cera po jej usunięciu jest lekko odświeżona i to w zasadzie tyle. 


Muszę przyznać, że o wiele większy efekt odświeżenia, oczyszczenia i rozjaśnienia skóry mam po czarnej maseczce z Eveline lub po jakiejkolwiek glince. Maska z Pilaten na szczęście nie spowodowała u mnie jakiegoś podrażnienia, a czytałam o wielu takich przypadkach. Natomiast nie zrobiła też nic takiego, abym mogła ją kupić ponownie, więc nie zaliczę jej do moich hitów. Co do nazwy - proponuję dePilaten, bo z włoskami radzi sobie całkiem fajnie. Niestety jest podstępna - wąsika nie ruszy :-)


Dziewczyny, a jak ta maska sprawdziła się u Was? 

________________

Zapraszam na mój Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa



DLACZEGO TWOJA ULUBIONA ODŻYWKA PRZESTAŁA DZIAŁAĆ? 7 POMYSŁÓW, ABY TO ZMIENIĆ!

$
0
0
Każda z nas ma swoją ulubioną odżywkę lub maskę do włosów. Często jest tak, że produkt, który przez wiele miesięcy się sprawdzał, nagle przestał działać i wręcz pogarszał wygląd włosów. Pierwsze, co przychodzi nam do głowy w tym przypadku, to fakt, że producent mógł zmienić skład, ale nie zawsze tak jest. Jak sobie z tym poradzić i jak sprawić, żeby odżywka znów działała?


JAKA ODŻYWKA PRZESTAŁA U MNIE DZIAŁAĆ?
__________
Jeśli śledzicie mojego bloga już jakiś czas, to pewnie wiecie, że moją ulubioną maską (w dodatku niedrogą), jest Kallos Blueberry. Jeśli miałabym scharakteryzować moje włosy i wymienić trzy ich cechy, to byłaby to suchość, sztywność i skłonność do puszenia. Wybierając jakąś odżywkę zawsze kieruję się tym, aby była w stanie te cechy wyeliminować. Mając już sporą wiedzę na temat pielęgnacji włosów wiem, że muszę unikać produktów na bazie protein, bo jeszcze bardziej usztywniają włosy, co w moim przypadku nie jest pożądane. Dlatego głównie decyduję się na produkty emolientowe, które w składzie mają oleje. Mogą mieć niewielką domieszkę protein, ale przeważać muszą emolienty. I tak od kilku lat podstawą pielęgnacji moich włosów jest olejowanie, a ulubioną maską Kallos Blueberry. Niestety od jakiegoś czasu zauważyłam, że kompletnie przestała u mnie działać. Używałam jej tak, jak zawsze, a efekt był zupełnie inny, niż zwykle. Włosy były spuszone i nieprzyjemne w dotyku. 


DRUGA SZANSA
__________
Postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę i dodałam do niej żelu aloesowego, któremu zresztą poświęciłam osobny post tutaj klik. Dzięki temu stworzyłam typową maskę humektantową, a takiej pielęgnacji moje włosy aktualnie potrzebowały. 


OD TEGO ZACZNIJ 
__________
Uważam, że w zasadzie nie można mieć pięknych i zadbanych włosów bez wiedzy o podstawowym podziale odżywek na emolientowe, proteinowe i humektantowe (dokładnie opisałam to tutaj klik). Jeśli nie znamy tego podziału i nie wiemy o co tam chodzi, to wybieramy odżywki po omacku, najczęściej kierując się reklamą. To w sumie tak, jakbyśmy kupowały sobie pokład rozświetlający o małym kryciu mając cerę tłustą z trądzikiem oraz bliznami i miały pretensje, że produkt jest beznadziejny. Nie działa, bo jest źle dobrany i tak samo jest z odżywkami.


7 POMYSŁÓW NA TO, ABY ULUBIONA ODŻYWKA ZNÓW ZACZĘŁA DZIAŁAĆ JAK NA POCZĄTKU (A NAWET LEPIEJ)
__________

→ Zmieszaj ją z produktem na bazie emolientów lub protein. 
Jeśli włosy po naszej ulubionej odżywce są zbyt miękkie, przetłuszczone, oklapnięte i strączkujące  się, to dodajcie do niej odżywki na bazie protein czyli takiej, która w składzie ma mleko, jedwab, kolagen, keratynę, proteiny soi czy pszenicy, jajka lub piwo.  Takimi odżywkami są np. Biovax Proteiny Mleczne, Kallos Keratin, Kallos Milk Latte, CeceMed Jedwab. Jeśli natomiast są zbyt suche, sztywne, szorstkie, puszące i elektryzujące się, matoweto dodajcie odżywki na bazie emolientów czyli takiej, która w składzie ma oleje (np. olej awokado), masło shea, silikony, parafinę. Takimi odżywkami są np. Biovax do włosów suchych i zniszczonych (pomarańczowe opakowanie), Kallos Blueberry, Garnier Ultra Doux Awokado i Karite. Najlepiej robić to w proporcji pół na pół. 

→ Dodaj czystego oleju
Aby nieco wzmocnić działanie odżywki, możemy dodać do jednej porcji (nigdy do całego opakowania) 1-2 krople swojego ulubionego oleju do olejowania, ale tylko w przypadku, kiedy nasze włosy po użyciu ulubionej odżywki są suche, szorstkie, sztywne, matowe i puszące się. Osobiście polecam Wam olej awokado (Delawell, dostępny w Hebe) lub ze słodkich migdałów. 

→ Dodaj żelu aloesowego
Żel aloesowy należy do humektantów. Humektanty posiadają zdolność do wiązania wody i są odpowiedzialne za jej magazynowanie w łusce włosa. Jeśli dodamy żelu aloesowego do maski emolientowej (czyli takiej z olejami), to możecie być zaskoczone efektem. Włosy będą jeszcze bardziej nawilżone, gładkie i sprężyste. I tak było w przypadku mojego Kallosa Blueberry, do którego go dodałam. 

→ Nakładaj pod czepek
Jeśli na włosy pokryte odżywką nałozymy czepek i ręcznik, a następnie podgrzejemy ciepłem suszarki, to łuski włosa się rozchylą, a odżywka lepiej tam wniknie. Czasem włosy tracą tą naturalną zdolność rozchylania i domykania się swoich łusek, więc trzeba im pomóc. Ja co jakiś czas robię sobie takie odżywianie pod tzw. "kompres" i każda odżywka działa lepiej. 

→ Zmywaj zimną wodą
Tak jak już wspomniałam wcześniej - włosy z czasem tracą naturalną zdolność do rozchylania i domykania swoich łusek. Jeśli zmyjemy odżywkę zimną wodą, to łuski się domkną zachowując składniki odżywcze we wnętrzu włosa. 

→ Sprawdź skład
To, że jakaś odżywka czy maska przestała działać może wynikać po prostu z tego, że producent zmienił skład. Warto porównać skład z etykietą ze starego opakowania. A jeśli nie macie starego opakowania, to znajdziecie je w sieci np. w grafice Google. 

→ Odpocznij
Potocznie mówi się, że nasza skóra lub włosy "przyzwyczaiły się" do jakiegoś produktu. Jest w tym trochę prawdy. Warto zmieć taki produkt na taki z innym olejem w składzie lub innym rodzajem protein. I obserwować. Jeśli to podziała, to za jakiś czas można powrócić do starego ulubieńca. 


A czy Wam zdarzyła się sytuacja, w której ulubiona odżywka po prostu przestała się sprawdzać? Dajcie znać jak sobie z tym poradziłyście :-) 


Zapraszam na Instagram @kosmetycznahedonistka
Snap 👉 hedonistkaaa


JAK ZROBIĆ SWETERKOWE PAZNOKCIE? ZIMOWY MANICURE Z MARKĄ PROVOCATER.

$
0
0
W tym roku trend na sweterkowe paznokcie znów jest modny. Wzór wełnianej plecionki można wykonać w bardzo prosty sposób. Nie musicie mieć nawet jakiegoś specjalnego pędzelka i dziś zdradzę Wam jak to robię. Gotowe na zimowe inspiracje? To zapraszam do dalszej części wpisu, który powstał we współpracy z marką Provocater. 


Prócz swetrowego wzoru bardzo modny jest również trend "dots" czyli kropki. Najlepiej prezentuje się na przeźroczystej płytce paznokcia. Kropeczki mogą być w różnych kolorach i im mniejsze, tym lepiej to wygląda. Ja skusiłam się na wykonanie białych kropeczek na transparentnej płytce, bo przypominają mi śnieg, na który czekam! Muszę przyznać, że to bardzo proste i niesamowicie efektowne zdobienie, z którym z pewnością każda z Was sobie poradzi. 


Aby wykonać wzór sweterka na paznokciach potrzebujecie bazy, lakieru hybrydowego w wybranym kolorze oraz matującego top-u. Kiedy płytka jest matowa, to sweterkowy wzór wygląda najlepiej. Ja użyłam produktu Top Matt od Provocater, którego możliwości pokazywałam Wam już w poprzednim poście tutaj klik. Jeśli jeszcze go nie macie, to można go kupić tutaj klik. 


Krok 1
Wykonuję standardową stylizację lakierem hybrydowym czyli na odtłuszczoną płytkę nakładam bazę, utwardzam, następnie dwie warstwy koloru (u mnie to Provocater 01 White), każdą osobno utwardzając pod lampą. Nie nakładam Top-u. 

Krok 2
Do wykonania sweterkowego wzoru nie używam żadnego pędzelka - wystarczy końcówka od pędzelka lakieru hybrydowego Provocater. Jest naprawdę idealna do malowania takich prostych wzorków, lepsza od wszystkich pędzelków, które mam. Zamaczam końcówkę w lakierze (01 White) i maluje wzorki, a następnie utwardzam pod lampą. Aby wzór był bardziej wypukły nakładam kolejną warstwę lakieru na wzorek i ponownie utwardzam. 

Krok 3
Na całą płytkę paznokcia nakładam matujący Top (Top Matt od Provocater) i utwardzam. Top nie wymaga już przemywania odtłuszczaczem. I w ten oto sposób sweterkowa stylizacja jest gotowa!


Do wykonania tej stylizacji użyłam kolorów (od kciuka): 103 French Quarter oraz 01 White. Paznokcie przedłużyłam na formie produktem Shape Base od Provocater. 


Czy obserwujecie nas już na Instagramie  @maltese_pl? 



Pozostając w temacie zimowych stylizacji, to wykonałam jeszcze dwa proste wzorki z użyciem tej szpiczastej końcówki od pędzelka lakieru Provocater. Są to tak modne w tym sezonie kropki (trend "dots"). I znów owa końcówka świetnie się sprawdziła. Dzięki niej można wykonać bardzo foremne i drobniutkie kropeczki, które na przeźroczystej płytce paznokcia przypominają śnieg. Uwielbiam ten wzór!


Do wykonania tej stylizacji użyłam koloru białego (01 White od Provocater) oraz efektu o nazwie Sequin (do kupienia tutaj klik). To bardzo błyszczące, efektowne drobinki, które przykleiłam na jeszcze mokry, ale utwardzony, biały lakier. Następnie nałożyłam błyszczący Top. Drobinki są na tyle małe, że jedna warstwa Top-u je dobrze pokryje i nie będą zaciągać nam np. wełnianych sweterków.


I jak się Wam podobają moje zimowe stylizacje? Wszystkie produkty, które wykorzystałam do ich wykonania możecie zakupić na stronie provocater.pl. A jeśli nie widziałyście jeszcze poprzedniego wpisu z Top Matt w roli głównej, to zapraszam tutaj klik. 


CO NAJBARDZIEJ NISZCZYŁO MOJE WŁOSY?

$
0
0
Wiele z Was zadaje mi jedno pytanie - czy zawsze moje włosy były takie, jak teraz? Otóż nie. Kiedyś dbałam o nie w zupełnie inny sposób. Moja pielęgnacja była nieświadoma, a do tego sięgałam po gadżety, które choć niepozorne, to bardzo szkodziły (i wcale nie chodzi o lokówkę czy prostownicę). Czytajcie dalej, aby dowiedzieć się czego tak naprawdę unikać dbając o włosy.


Łapcie zniżkę -15% na zegarki ze strony www.danielwellington.com/pl, a wybierając dwa produkty otrzymujecie jeszcze dodatkowe -10% . Wystarczy podać kod  HEDONISTKA


Pewnie dla każdej włosomaniaczki to będzie nie do pomyślenia, ale jeszcze kilka lat temu zupełnie nie wiedziałam o istnieniu wcierek czy olejowania. Moja pielęgnacja była totalnie przypadkowa i kupowałam to, co aktualnie było reklamowane w telewizji. Przemawiały do mnie te wszystkie hasła o scalaniu końcówek, bo informacje na temat świadomej pielęgnacji nie były jeszcze tak łatwo dostępne. Dopiero później odkryłam w czeluściach internetu różne publikacje, kanały na YouTube i blogi, na których dziewczyny dzieliły się swoimi doświadczeniami. Zaczęłam czytać książki, odwiedzać dermatologów i trychologów, od których wyciągałam najróżniejsze ciekawostki na temat pielęgnacji włosów. A później zaczęłam się tą wiedzą dzielić z Wami. Dziś nie mogę uwierzyć, że każdy post o pielęgnacji moich włosów na tym blogu ma po kilkaset tysięcy odsłon! 

Poniżej zdjęcia pokazujące stan moich włosów sprzed sześciu lat i dziś. Na zdjęciu po lewej widzicie efekt po pierwszej, nieudanej zresztą dekoloryzacji. O tym jak pozbyłam się czarnego koloru z włosów pisałam tutaj klik. 

Moje włosy 6 lat temu i dziś

Ostatnio zastanawiałam się nad tym co tak naprawdę szkodziło moim włosom w przeszłości i dziś postanowiłam to podsumować w kilku punktach. Oto 8 najgorszych rzeczy, których dziś unikam. 

1. Farby do włosów/ farbowanie nawet 2 razy w miesiącu
Jeśli pamiętacie jeszcze początki mojego bloga, to pewnie wiecie, że przez wiele lat farbowałam włosy. Zaczęło się od szamponetek, którymi koloryzowałam je na czerwono (tak, miałam kiedyś czerwone włosy prawie do pasa), a później było kilka lat farbowania na granatową czerń. Najczęściej wtedy używałam farby Palette, która była uznawana za jedną z najmocniejszych na rynku. Odrost pojawiał się u mnie na tyle szybko, że musiałam poddawać się koloryzacji nawet 2 razy w miesiącu. Te z Was, które kiedykolwiek używały czarnej farby wiedzą, że jaśniejszy odrost sprawia wrażenie "łysiny" na głowie, więc byłam wręcz zmuszona tak często sięgać po farbę. Moje włosy nie były wówczas w najlepszej kondycji. Z każdą koloryzacją stawały się coraz bardziej suche, łamliwe i matowe. Zauważyłam też, że są rzadsze, bo w końcu taka ilość chemii nakładana na skórę głowy dwa razy w miesiącu nie jest dla cebulek obojętna. Dekoloryzacja była najlepszą "włosową" decyzją w moim życiu. Co prawda zaraz po samym zabiegu włosy nie wyglądały idealnie, ale stopniowo dochodziły do siebie. Dziś już nie używam żadnej farby. Co więcej, znacznie lepiej czuję się w swoim naturalnym kolorze, który subtelnie pogłębiam/rozjaśniam naturalnymi sposobami. Z perspektywy czasu mogę przyznać, że farbowanie miało najgorszy wpływ na stan moich włosów i nie zamierzam do niego wracać. Zrobię to dopiero wówczas, gdy osiwieję :-) 

2. Szampony przeciwłupieżowe
Moja skóra głowy zawsze była bardzo wrażliwa. Raz na jakiś czas pojawiał się łupież i mocne przetłuszczanie, więc nagminnie sięgałam po drogeryjne szampony przeciwłupieżowe. Kiedy łupież i podrażnienie mijało, to nadal używałam tych szamponów, co doprowadzało do jeszcze większego uwrażliwienia skalpu. Nie wspomnę już o totalnym przesuszeniu włosów na długości, ponieważ produkty tego typu nie są przeznaczone do codziennego stosowania, o czym często zapominamy (a producent o tym nie informuje).  Dziś używam tylko delikatnych szamponów (najczęściej dla dzieci) i tylko raz na jakiś czas decyduję się na mocniejsze oczyszczenie. Często bagatelizujemy samo mycie w całym etapie pielęgnacji i wybieramy byle jaki szampon, a to błąd.

3. Zbyt częste mycie
Pamiętam czasy, kiedy myłam głowę codziennie. Mogłabym to nawet robić częściej, bo moje włosy ciągle wyglądały na nieświeże i przyklapnięte u nasady. Zbyt częste mycie pobudza skórę głowy do jeszcze większej produkcji sebum, a włosy na długości są coraz bardziej przesuszone. Jeśli do tego dołożymy jeszcze używanie drażniących szamponów (np. tych przeciwłupieżowych z najniższej półki), to problem staje się nie do opanowania. U mnie pomogło przerzucenie się na łagodny szampon i stopniowe wydłużanie czasu między kolejnymi myciami. Po jakimś czasie skóra głowy przestała się nadmiernie przetłuszczać i dziś myję włosy raz na 2-3 dni. Oczywiście nie można mylić zwykłego, nadmiernego przetłuszczania z łojotokowym zapaleniem skóry głowy. Jeśli macie taki problem, to rzadsze mycie raczej nic nie pomoże i trzeba udać się do dermatologa, który zaleci odpowiednią kurację. 

4. Plastikowe szczotki
Kojarzycie te stare szczotki z plastikowymi lub metalowymi wypustkami i gumowym środkiem? To właśnie nimi najczęściej czesałam swoje włosy. Kilka lat temu tylko takie były dostępne na naszym rynku, więc nie było większego wyboru. Pamiętam, że bardzo wyrywały i łamały włosy. Do tego okropnie drapały po skórze głowy, co pobudza ją do nadprodukcji sebum. Efekt? Ciągły problem z przetłuszczającymi się włosami. Kiedy odkryłam Tangle Teezery dużo się zmieniło. Na szczotce po czesaniu zostaje po kilka włosów, a nie kilkanaście jak w przypadku tych koszmarnych, plastikowych szczotek z piekła rodem. Chętnie sięgam też po zwykły grzebień o szerokim rozstawie zębów, który jest już totalnie bezinwazyjny. 

5. Tapirowanie
Tak, tapirowałam włosy u nasady, bo taka była moda. Niewiele mi to dawało, bo zawsze miałam długie i ciężkie włosy, przez co tapir nie utrzymywał się na nich długo. W przeciwieństwie do kołtunów, które miałam później na całej długości. Tapirowanie naprawdę niszczy włosy, które są mechanicznie uszkadzane i po prostu się łamią.

6. Częste noszenie kucyka/mocne gumki
Kiedyś byłam bardzo aktywna fizycznie, więc na treningach musiałam mieć związane włosy. Na rynku nie było wtedy zbyt wielkiego wyboru, jeśli chodzi o gumki. Najczęściej używałam tych sztywnych, które ledwo oplatały moje włosy dwa razy. Juz po kilku godzinach czułam ogromny ból głowy spowodowany mocnym uciskiem. Często też spałam w kucyku, a rano ciężko było taką gumkę usunąć bez wyrwania kilkunastu włosów. Pamiętam, że nawet po umyciu włosów nadal pozostawało na nich odkształcenie po gumce, więc możecie się domyślać jak negatywnie wpływało to na kondycję włosów. Dziś używam tylko gumek typu Invisibobble, ale generalnie staram się nosić włosy luźno, ewentualnie zebrane spinką-klipsem. A pamiętacie gumki recepturki? Na samą myśl aż mnie wzdryga.

7. Spanie z mokrymi włosami
Często też spałam z mokrymi włosami, które na następny dzień wyglądały naprawdę fatalnie. Wilgotny włos ocierający się o poduszkę jest narażony na poważne uszkodzenia i odkształcenia, więc naprawdę nie warto tego robić. Od wielu lat używam suszarki i nie widzę jej negatywnego wpływu, ale zawsze używam termooochrony. 

8. Odżywki proteinowe
Używanie odżywek proteinowych naprawdę niszczyło moje włosy, a stosowałam je tak naprawdę po każdym myciu. Jeśli czytałyście już post o równowadze w pielęgnacji włosów (tutaj klik), to pewnie wiecie, że produktów proteinowych można używać tylko raz na jakiś czas. Ja nie miałam kiedyś o tym pojęcia i z każdym użyciem moje włosy wyglądały gorzej.


Dziewczyny, a co najbardziej niszczyło Wasze włosy? Jeśli macie jakieś pytania (niekoniecznie "włosowe"), to piszcie. Postaram się pomóc. A po więcej porad na temat pielęgnacji włosów zaglądajcie >>tutaj klik<<

_________
 Instagramkosmetycznahedonistka 
Facebook Hedonistka
Snaphedonistkaaa


3 KOSMETYCZNE ROZCZAROWANIA...

$
0
0
Ostatnio mam chyba złą passę, jeśli chodzi o testowanie kosmetyków, bo trafiam na same niewypały. W dzisiejszym wpisie pokażę Wam trzy produkty, które się u mnie nie sprawdziły i na pewno nie kupię ich ponownie. Jestem ciekawa czy miałyście z nimi styczność i jakie są Wasze spostrzeżenia, więc zapraszam do dalszej lektury.



Na pierwszy ogień pójdzie peeling, z którym wiązałam duże nadzieje i jest to Deep Peeling Gel marki I Want (dostępny w drogeriach Hebe). W sieci robi prawdziwą furorę, a to za sprawą specyficznego sposobu złuszczania naskórka. Wystarczy wycisnąć trochę produktu z buteleczki, a następnie rozetrzeć na skórze. Wytwarza się wówczas delikatne ciepło i już po chwili poczujemy pod palcami jakby zrolowany naskórek. To dosyć ciekawy i ekspresowy sposób na usunięcie wszystkich odstających skórek bez konieczności wykonywania peelingu z drobinkami. Niestety po użyciu tego produktu moja skóra totalnie wariuje. Już po kilkunastu minutach od zmycia peelingu zaczyna się mocno przetłuszczać, piec, czerwienić, a kolejnego dnia widoczne są nowe, podskórne niedoskonałości. Szkoda, że moja skóra zareagowała w ten sposób, bo produkt zapowiadał się dosyć ciekawie. Miałyście okazję go używać? Jak wrażenia?


Pewnego razu podczas zakupów w Hebe natknęłam się na tzw. depilator z wymiennymi wkładami o nazwie Epilette. Jest to taka zwykła, gumowa nakładka na dłoń, na którą przyklejamy dyskietkę depilacyjną i masujemy powierzchnię, którą chcemy wydepilować, wykonując koliste ruchy. Gadżet jest przeznaczony dla kobiet, które nie chcą używać wosku, jednorazowych maszynek czy depilatora i ma być dla nich idealną alternatywą. Niestety u mnie totalnie się nie sprawdził. Sam proces depilacji trwa znacznie dłużej, niż podczas golenia zwykłą maszynką. Poza tym musiałam zużyć kilka "dyskietek peelinegujących", aby moja skóra była gładka. Trzeba uważać na boki tego gadżetu, ponieważ są dosyć ostre i posiadaczki delikatnej skóry mogą zrobić sobie krzywdę. Bardzo cenię proste rozwiązania, które ułatwiają takie rutynowe czynności jak depilacja, ale w tym przypadku  nadal pozostanę wierna zwykłej maszynce. Tym bardziej, że koszt tego depilatora, to około 30 zł.


I na koniec odżywka marki Cece of Sweden Hello Nature z olejem marula. Produkt ma za zadanie zmiękczyć i nadać połysk naszym włosom, a to właśnie za sprawą oleju marula, który jest uznawany za lżejszy odpowiednik oleju arganowego. Odżywka poza bardzo przyjemnym, orzechowym zapachem nie wywarła na mnie większego wrażenia. Jest lekka, nie obciąża włosów i być może sprawdziłaby się latem, przy większej wilgotności powietrza. Na ten moment moje włosy potrzebują czegoś znacznie bogatszego, najlepiej z olejem awokado/migdałowym w składzie. Muszę również  dodać, że po użyciu tej odżywki moje włosy okropnie się elektryzują, co o tej porze roku jest naprawdę irytujące (kontakt z czapką, swetrami, szalikiem...). Życzyłabym sobie także, aby odżywki  z olejami miały je w składach trochę wyżej, bo to oznacza, że jest ich po prostu więcej. Produkt marki Cece jest średniakiem, którego na pewno nie kupię ponownie. Będę go jeszcze próbowała wykorzystać sposobami, o których pisałamtutaj klik. 


Znacie któryś z pokazanych produktów? Jaka jest Wasza opinia?

_________
 Instagram kosmetycznahedonistka 
Facebook |  Hedonistka
Snap | hedonistkaaa

NOWOŚCI W MOJEJ KOSMETYCZCE I POMYSŁY NA PREZENT ŚWIĄTECZNY DLA KOBIETY: NABLA, BOBBI BROWN, MBRUSH, KIKO, LA MER, CLAUDIA SCHIFFER I INNI.

$
0
0
Posty z kosmetycznymi nowościami są moimi ulubionymi, zarówno jeśli chodzi o ich tworzenie, jak i oglądanie na innych blogach. Wyniki wczorajszej ankiety na moim InstaStory potwierdziły, że Wy także lubicie tego typu wpisy, więc zapraszam do czytania dalej. Być może znajdziecie tu inspirację do zakupu prezentu dla kogoś bliskiego? 



Na początek coś do pielęgnacji okolicy pod oczami, a mowa o nowym serum Estee Lauder Advanced Night Repair Eye Concentrate Matrix. Marka Estee Lauder donosi, że nasze oczy każdego dnia mrugając bezwiednie wykonują 10 000 mikroruchów, co pod względem wysiłku równa się przejściu 8 kilometrów dziennie. Wychodzi na to, że moje oczy są bardziej wysportowane, niż nogi :-) Lubię produkty z tej serii, bo używałam już serum na całą twarz, więc tym chętniej sięgnę teraz po produkt przeznaczony na okolicę wokół oczu. Myślę, że to też bardzo fajny pomysł na prezent dla mamy, siostry czy babci. Kosmetyki Estee Lauder znajdziecie w perfumerii Douglas lub Sephora. 


A pozostając w temacie prezentów, to ja swojej mamie podaruję w tym roku kultowy już krem marki La Mer The Moisturizing Cream. Produkt ma działanie nawilżające i przeciwstarzeniowe z przeznaczeniem dla skóry suchej, normalnej i dojrzałej. 


A oto kilka nowości ze świątecznej kolekcji Kiko Milano o nazwie Arctic Holiday, na której chciałabym się zatrzymać troszkę dłużej. Opakowania tych wszystkich produktów są tak piękne i świąteczne, że stanowią gotowy prezent dla kobiety interesującej się makijażem. Znajdziemy tu brokatowe lakiery do paznokci, palety cieni, zestawy np. puder plus pędzel lub pomadka plus konturówka. Moją uwagę jednak najbardziej zwróciły pędzle, do których dołączone jest to małe, srebrne etui.  Myślę, że to idealny pomysł na prezent dla fanki makijażu. 


W kolekcji jest też cudowna paleta cieni All-In-One Palette, która zawiera cienie do powiek, róż, brązer i rozświetlacz. Znajdują się w niej bardzo spokojne, delikatne kolory, które na pewno wpasują się w gust większości kobiet. Opakowanie tej paletki jest pokryte srebrnym brokatem, więc idealnie nawiązuje do tematyki świąt. 


Moją uwagę zwróciły też malutkie paletki w pięknych, srebrnych i solidnych opakowaniach z lusterkiem. Cienie mają wypiekaną formułę, więc starczą na wieki. 


A tu już rozświetlający puder z innej kolekcji Kiko Into The Dark Shimmering Face Powder. Puder Idealnie sprawdzi mi się podczas karnawału, kiedy będę chciała rozświetlić nieco dekolt. Po zmieszaniu wszystkich odcieni uzyskuję piękny, naturalny połysk. 


Marka Nabla wprowadziła kilka nowych kolorów do kolekcji matowych pomadek Dreamy Matt. Pewnie Was zdziwię, ale moim ulubionym kolorem nie jest kolejny, cielisty odcień, a piękna, świąteczna czerwień. To odcień metaliczny i bardzo niespotykany, a mowa o kolorze Silky Road. Poniżej zestawienie czterech odcieni, które moim zdaniem są najładniejsze. 


1. Silk Road | 2. Ritual | 3. Zen | 4. Noblesse Oblige 

A poniżej znajdziecie próbki wszystkich, dostępnych w kolekcji odcieni. Myślę, że tym najmniej twarzowym będzie kolor anarchy, który na mnie nie wygląda zbyt korzystnie. Jeśli jednak chcecie postawić na coś uniwersalnego i delikatnego, to wybierzcie Noblesse Obligue lub Closer. Większość odcieni jest teraz dostępna z konturówką w zestawie czyli w tak zwanych Lip Kit-ach. Jeśli chciałybyście zamówić dla siebie jakiś kolor, to polecam sklep mintishop.pl lub bezpośrednią stronę producenta czyli nabla.com. Macie wówczas tę pewność, że kupujecie produkt oryginalny.


Od lewej: Annarchy, Bad Boy, Silky Road, Noblesse Obligue, Ritual, Zen, Closer, Broadway, Grace

W nowej kolekcji Nabla znajdują się też trzy połyskujące eyelinery. Złoto to odcień Comet, metaliczne srebro to Industrial, a bordo Cruel Jewel. Ten ostatni kolor jest boski, szczególnie do zielonej lub niebieskiej tęczówki oka. 


Czy wiedziałyście o tym, że Claudia Schiffer (popularna modelka lat 90-tych) ma swoją linię kosmetyków kolorowych marki Artdeco? Z całej kolekcji najbardziej spodobał mi się róż do policzków w kolorze  60 Cherry Blossom. Samo opakowanie jest naprawdę śliczne, bo to połączenie pudrowego różu i złota. 


Nowe pędzelki M Brush by maxineczka trafiły również do mnie i jest to model 05 oraz 24. Pędzle prezentują się niesamowicie - połączenie koloru bordowego i złota po prostu nie mogło być nieudane. Jeśli szukacie fajnego pomysłu na prezent, to polecam właśnie pędzle, które możecie zakupić za pośrednictwem mintishop.pl. Podobnie zresztą jak nowe gąbeczki Blend It, których nie może u mnie zabraknąć. Codziennie używam ich do rozprowadzania podkładu i tak, jak kiedyś nie lubiłam tej metody, tak dzisiaj nie wyobrażam sobie innego sposobu aplikacji podkładu.


W mojej kosmetyczce pojawiła się też nowość od Bobbi Brown, a mianowicie paletka cieni Caviar&Rubies Eye Shadow Palette. Jeśli chcecie przeznaczyć na prezent troszkę więcej pieniędzy, to taka paleta będzie świetnym wyborem. Opakowanie jest ciężkie, solidne i prezentuje się niezwykle  luksusowo. W środku znajdziecie 9 cieni w neutralnej kolorystyce oraz duże lusterko. 


Marka Clinique przysłała mi w paczce PR-owej nowy podkład Even Better Glow Light Reflecting Makeup w trzech odcieniach. Jest to produkt bardzo leciutki, pozostawiający na skórze delikatny połysk. Efekt mogłabym porównać do jakiegoś kremu BB, ale o nieco lepszym kryciu. Dla mnie to niestety za mało, bo potrzebuję czegoś cięższego, ale produkt na pewno spodoba się mojej mamie. 


Te trzy maleństwa w złoto-białych opakowaniach to nowe pomadki Tom Ford z kolekcji Lips&Boys. Od lewej kolor Nico, Mariko i Ellie. Lubię pomadki tej marki, bo są mocno kryjące i długo utrzymują się na ustach mimo, że ich formuła jest lekka. A na zdjęciu wyżej dwa tusze Estee Lauder z kolekcji Pure Color Envy. Ten w niebieskim opakowaniu jest wodoodporny. Moją uwagę zwróciła szczoteczka, które jest dla mnie fajnym kompromisem. Z jednej strony są krótkie, silikonowe ząbki, a z drugiej tradycyjna szczoteczka. Tusze i pomadki są dostępne np. w perfumerii Douglas. 


Dziewczyny, dajcie znać co Was tu zainteresowało najbardziej i czy kupiłyście już wszystkie prezenty dla swoich najbliższych? U mnie tradycyjnie wszystko na ostatnią chwilę... Jeśli macie ochotę zobaczyć moje przygotowania do świąt (zakupy, strojenie mieszkania, pakowanie prezentów itp.) to zapraszam na mój Instagram, a konkretnie do śledzenia relacji :-) Ostatnio udzielam się tam niemalże codziennie. 

_________
 Instagram kosmetycznahedonistka <<klik
Facebook |  Hedonistka <<klik
Snap | hedonistkaaa <<klik


Viewing all 851 articles
Browse latest View live