Quantcast
Channel: HEDONISTKA
Viewing all 851 articles
Browse latest View live

PODARUJ BLISKIEJ OSOBIE PRZEPIS NA PIĘKNE WŁOSY CZYLI IDEALNY PREZENT DLA KAŻDEJ WŁOSOMANIACZKI.

$
0
0
Idealny prezent dla osoby lubiącej dbać o włosy - czy coś takiego w ogóle istnieje? Tak! Długo zastanawiałam się czy opublikować dla Was post w stylu "pomysł na prezent dla kobiety/mężczyzny", ale pomyślałam, że w tym roku będzie troszkę inaczej. Bardziej od serca i od siebie. W dzisiejszym wpisie osobiście skomponowałam zestaw, który pomoże poprawić stan włosów każdej osobie, która zacznie go odpowiednio używać.


Zestaw, który dla Was skomponowałam jest bardzo uniwersalny. Jeśli dołączycie do niego instrukcję, którą Wam podam przy każdym punkcie, a osoba obdarowana będzie jej przestrzegać, to już po miesiącu zobaczy dużą poprawę stanu swoich włosów. To nie czary - to świadoma pielęgnacja. Dodam, że jest to prezent, który sama chciałabym dostać, kiedy jeszcze czułam się zagubiona w temacie dbania o włosy. Dobra informacja jest taka, że wszystkie produkty z zestawu kupicie w sklepach stacjonarnych typu Rossmann, Hebe, więc nie będzie trzeba czekać na przesyłkę i zdążycie z prezentem na czas. 




1. Mycie włosów 
__________
W zestawie powinny znaleźć się dwa szampony - jeden do codziennego stosowania czyli szampon Babydream dla dzieci (można również kupić wersję ułatwiającą rozczesywanie) i proteinowy szampon Himalaya Herbals, który najlepiej stosować raz w tygodniu dla większego oczyszczenia. Zarówno szampon Babydream, jak i Himalaya zakupicie w Rossmannie.

→ Myj włosy co drugi dzień szamponem Babydream, a raz w tygodniu proteinowym szamponem Himalaya Volume&Bounce. Ostatnie płukanie zrób zimną wodą. 


2. Olejowanie
__________
Do olejowania proponuję jeden olej i może być to np. mój ulubiony olej awokado marki Delawell (dostępny w Hebe) lub olej ze słodkich migdałów z Nacomi czy Etja (również dostępne w Hebe).  Obydwa rodzaje olejów doskonale zmiękczają i wzmacniają włosy.

→ Nałóż olej na włosy zaczynając od wysokości brody w dół, rozczesz grzebieniem, zwiąż w warkocz lub koczek i zostaw na całą noc, a rano zmyj szamponem. Włosy mają być dokładnie pokryte olejem, ale nie mokre. Nie nakładaj oleju na skórę głowy, bo możesz ją podrażnić. Jak często olejować? Kiedy wiesz, że kolejnego dnia włosy nadają się już do mycia. Jeśli nie lubisz nakładać oleju na całą noc, to możesz to zrobić na godzinę przed samym myciem. 


3. Peeling skóry głowy
__________
Raz w miesiącu warto wykonać dokładny peeling skalpu, który tak, jak skóra na całym ciele wymaga złuszczenia martwych komórek. Dzięki peelingowi substancje zawarte we wcierkach będą miały szansę zadziałać bardziej efektywnie. Jest to też sposób na pozbycie się nawracającego łupieżu. Dobrym i łatwo dostępnym peelingiem dla skóry głowy jest ten rokitnikowy z Natura Siberica, który znajdziecie w każdym Rossmannie.

→ Wykonaj peeling skóry głowy raz w miesiącu. 


4. Odżywianie 
__________
Do zestawu warto włączyć dwa rodzaje odżywek/masek - jedną proteinową, a drugą emolientową.  Proponuję takie duety:

- Kallos Blueberry + Kallos Milk lub
- Biovax do włosów suchych i zniszczonych + Kallos Milk lub
- Macadamia Natual Oil Deep Repair Masque + Kallos Milk.

Wybór należy do Was i tutaj możecie kierować się ceną. Ostatni duet będzie najdroższy, a poza tym maska Macadamia Natural Oil nie jest dostępna w sklepach stacjonarnych, a jedynie w sieci. Resztę produktów bez problemu kupicie w takich drogeriach jak Rossmann czy Hebe.

→ Kiedy Twoje włosy są suche, sianowate, szorstkie i matowe - używaj odżywki Kallos Blueberry lub Biovax lub Macadamia Natural Oil. Kiedy stają się zbyt obciążone, przetłuszczone, brak im puszystości i zbijają się w strąki, to użyj maski Kallos Milk. Możesz łączyć dwa rodzaje masek ze sobą. Raz na jakiś czas nałóż maskę na dłużej, niż 30 minut zakładając na włosy foliowy czepek i turban z ręcznika, który następnie podgrzej ciepłem suszarki. Substancje, które znajdują się w odżywkach zadziałają lepiej. 


5. Wcierka
__________
Jeśli osoba, którą chcecie obdarować takim zestawem ma problem z wypadaniem włosów, to świetnym wyborem będzie wcierka La Roche Posay Kerium, którą kupicie w większości aptek. Tańszą alternatywą, która jeszcze dodatkowo pobudza włosy do wzrostu jest wcierka z kropli żołądkowych (do kupienia w aptece np. marki Hasco), o której pisałam tutaj klik. Wybierzcie jedną z tych opcji.

→ Używaj wcierki co drugi dzień. Rób przedziałki na głowie i skrupulatnie wcieraj preparat w skalp wykonując przy tym masaż. Nie zmywaj. W przypadku wcierki z kropli żołądkowych wykonaj próbę uczuleniową.


6. Silikonowe serum
__________
W zestawie nie może zabraknąć silikonowego serum na końcówki i tutaj proponuję to z Artego Feel&Shine. To moje ulubione serum na bazie silikonów i kupicie je np. w sklepie Fale Loki Koki w Waszym mieście.

→ Silikonowe serum nakładaj na włosy po umyciu i osuszeniu ręcznikiem oraz jeszcze odrobinę po ich wysuszeniu suszarką. Zaczynaj od wysokości brody w dół - nigdy wyżej, bo włosy będą oklapnięte. Uważaj z ilością - na moje długie włosy używam tylko jednej pompki.  


7. Czesanie
__________
Fajnym gadżetem w takiej paczuszce będzie na pewno coś do czesania i myślę, że dobrym wyborem będzie szczotka Tangle Teezer w wersji Elite (dostępna w Hebe, Rossmann) lub grzebień z szeroko rozstawionymi zębami. Pamiętacie jak pisałam kiedyś o grzebieniu, który mam już chyba z 15 lat i nadal go używam? Ostatnio identyczny znalazłam w sklepie Piotr i Paweł. Jest marki Ewa Schmitt i to jak dotąd najlepszy grzebień jaki miałam. Możecie również dorzucić do paczki gumkę Invisibobble.


8. Stylizacja
__________
Jeśli Wasz budżet na to pozwoli, to proponuję do takiej paczki dołączyć też suszarkę z obrotową szczotką np. marki Babyliss (AS200E) lub Rowenta z serii Elite. Najlepiej wybrać taką, która ma szczotkę tylko z tymi giętkimi wypustkami. Z doświadczenia wiem, że te z plastikowymi bardziej plączą i wyrywają włosy. Tańszą opcją będą rzepowe wałki, które kupicie np. w Rossmannie.

→ Suszarka z obrotową szczotką to wspaniały sposób na gładkie, lśniące włosy, które nie będą ulegać zniszczeniu tak, jak przy stosowaniu prostownicy. Wysusz włosy zwykłą suszarką, a następnie wygładź je za pomocą suszarki z obrotową szczotką. Po kilku użyciach dojdziesz do wprawy. Rzepowe wałki idealnie sprawdzają się do "obdijania" włosów od nasady, więc po każdym wysuszeniu nawiń niewielkie pasma na wałek i zepnij go wsuwką. Wystarczy 10 minut w takich wałkach, a fryzura nabierze ładniejszego kształtu. 


Dajcie znać czy obdarujecie kogoś takim zestawem. A może same zrobicie sobie taki prezent w tym roku? Jeśli macie jakiś pytania, to piszcie śmiało.


_________
 Instagram kosmetycznahedonistka <<klik
Facebook |  Hedonistka <<klik
Snap | hedonistkaaa <<klik





ULUBIONE I TANIE PRODUKTY DO MAKIJAŻU W MOJEJ KOSMETYCZCE.

$
0
0
Kosmetyczna snobka? To na pewno nie ja. Używam zarówno tych drogich,  jak i tanich produktów do makijażu, o których chciałabym Wam dzisiaj wspomnieć. Będą to kosmetyki takich marek jak Wibo, Bell, Miss Sporty, Golden Rose czy Astor, więc jeśli jesteście ich ciekawe, to zapraszam do dalszej części. 


Lubię to słynne, blogowe powiedzenie "tanie nie znaczy złe", bo ma w sobie dużo prawdy. Oczywiście nie można generalizować, bo wiadomo, że zarówno w grupie drogich, jak i tanich kosmetyków znajdzie się tak zwana czarna owca, ale nie o tym dziś mowa. Pokażę Wam kilka niedrogich produktów, których używam niemalże codziennie do wykonania swojego makijażu. Większość to pomadki, ale będzie też puder i kredki do oczu. 


Zacznę od mojej absolutnie ulubionej pomadki, która kosztuje nieco ponad 10 złotych czyli Wibo Juicy Color w odcieniu 7. Używam jej praktycznie codziennie, bo pasuje do większości makijaży i pięknie podkreśla usta takim czekoladowo-różowym kolorem. Wiecie co jest w niej najlepsze? Mimo lekkiej, wręcz balsamowej formuły fantastycznie trzyma się na ustach przez cały dzień, świetnie kryje, a ponad to ładnie się "zjada" nie tworząc żadnych dziwnych odcięć. To pomadka, której jestem pewna i nie muszę sprawdzać stanu swojego makijażu w lusterku w ciągu dnia. Co więcej - nie wysusza ust, bo ma w składzie masło shea. Opakowanie również jest niczego sobie i prezentuje się całkiem zgrabnie. Bardzo żałuję, że reszta kolorów w gamie kompletnie do mnie nie pasuje. Mam też wrażenie, że mają mniej kryjącą formułę i nie są już tak fajne. Jeśli odcień numer 7 przypadnie Wam do gustu - kupujcie w ciemno. 


A jeśli zajrzycie do szafy Miss Sporty, to koniecznie zwróćcie uwagę na pomadki z serii My Bff Lipstick. W całej gamie kolorystycznej mam dwóch ulubieńców i jest to kolor 104 i 102. Odcień 104 wręcz idealnie współgra z równie tanią konturówką z Wibo Lip Define Pencil nr 2 i to połączenie wprost uwielbiam (duet o którym mowa mam na ustach w zajawce tego wpisu). Pomadki są bardzo trwałe, kryjące, nie podkreślają załamań ust oraz ich nie wysuszają. To naprawdę świetny produkt w niskiej cenie!


Jeśli szukacie fajnej i niedrogiej, matowej pomadki, to polecam tą w płynie od Bell Mat z serii Hypoallergenic. Mój ulubiony odcień to 02 i jako fanka brudno-różowych odcieni mogę ją z czystym sumieniem polecić. Uważajcie jednak na to, aby aplikować ją na wypielęgnowane i nawilżone usta, bo w sezonie kaloryferowym może je jeszcze bardziej przesuszać. Na zdjęciu znajduje się też moja ulubiona konturówka, którą kupuję wręcz hurtowo i jest to Wibo Lip Define Pencil w odcieniu 2. Piękny, brudny róż, który pasuje do każdego makijażu. Nakładam ją zarówno jako podkład pod inne pomadki (np. te o których wspomniałam wcześniej) lub solo. Jeśli mam być szczera, to nie spotkałam się jeszcze z lepszą kredką do ust, a miałam ich naprawdę wiele. Z doświadczenia jednak wiem, że egzemplarz egzemplarzowi nierówny - trafiłam już na dwa takie, które się łamały i tworzyły dziwne grudki, więc miejcie to na uwadze zanim się zniechęcicie. 


Wiem, że się powtarzam, ale w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć mojego ulubionego pudru Manhattan Clearface Compact Powder w odcieniu 77 natural (czasem używam Sand), który został już niestety wycofany z polskiej dystrybucji i muszę zamawiać go na Allegro. Nie wyobrażam sobie mojego makijażu bez tego pudru, bo pięknie wygładza, przykrywa niedoskonałości, które ewentualnie przebijają przez podkład oraz matuje na dosyć długo. Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że nie powoduje powstawania nowych niedoskonałości na mojej skórze, a każdy inny puder to robi. Dopóki będą go produkować, to pozostanę mu wierna. 


Idealna, cielista kredka do oczu na linię wodną? Bell Long Wear Eye Pencil z serii Hypoallergenic w odcieniu 03. Kremowa, kryjąca, trwała i tania. Do tego nie podrażnia okolicy oka. Używam jej codziennie, bo moje oczy bez cielistej kredki wyglądają na zmęczone i mniejsze. 


Jeśli już jesteśmy w temacie kredek do oczu, to jeśli wykonujecie makijaż typu smoky eye lub lubicie przyciemniać górną linię wodną oka aby zagęścić rzęsy, to polecam Wam produkt Astor Perfect Stay Smokey Duo w odcieniu czarnym. Jedna końcówka jest całkowicie czarna, a druga ma takie malutkie, srebrne drobinki. Kredka jest miękka i świetnie trzyma się linii wodnej po wyschnięciu. 


A jeśli miałabym polecić jakąś pomadkę marki Maybelline, to z pewnością była by to ta z serii Color Sensational o numerze 987 Smoky Rose. Ma przepiękny odcień brudnego różu, który będzie pasował do każdego, dziennego makijażu. Jest niby matowa, ale to nie taki welurowy mat jak w przypadku Bourjois Rouge Edition Velvet. I dobrze, bo pomadka nie wygląda na ustach sucho i ich nie ściąga. Plus również za piękny, budyniowy zapach! 


Na koniec nie mogło zabraknąć tu niedrogich pomadek Golden Rose z serii Velvet Matte. Czy ktoś ich jeszcze nie zna? Myślę, że stałe bywalczynie mojego bloga doskonale wiedzą co to za produkt. To pomadki, które są trwałe, niesamowicie kryjące i mają całkiem fajne kolory. Moje ulubione to: 34 (czerwień wpadająca w brąz), 17 (czerwień wpadająca w fuksję) oraz 12 (róż wpadający z domieszką brązu). 

Dziewczyny, czy są tu Wasi ulubieńcy? Może polecicie mi coś jeszcze, co same bardzo lubicie, a nie kosztuje miliona monet?

_________
 Instagram kosmetycznahedonistka <<klik
Facebook |  Hedonistka <<klik
Snap | hedonistkaaa <<klik





ELEGANCKI MANICURE NA ŚWIĘTA.

$
0
0
Czy zastanawiałyście się już jak będzie wyglądał Wasz świąteczny manicure? Jeśli nie, to dziś mam dla Was dwie, eleganckie propozycje w kolorach bieli, czerwieni i srebra, które przygotowałam we współpracy z marką Provocater.


Świąteczny manicure rządzi się swoimi prawami. Zazwyczaj główną rolę odgrywają takie kolory jak nieśmiertelna czerwień, biel, złoto i srebro. Lubię połączenie złota i czerwieni, ale dziś mam dla Was duet ze srebrem, który wygląda równie uroczyście. Moje dwie propozycje będą pasować do eleganckiej, białej koszuli, czerwonej sukienki lub do tradycyjnej, małej czarnej. Są to stylizacje, które z łatwością wykonacie w domowym zaciszu i to nie posiadając większych zdolności manualnych, więc liczę na to, że Was zainspiruję. 


Spanish Flamencoto moja ulubiona czerwień od marki Provocater. Nie jest zbyt krzykliwa i ma w sobie dużo klasy. Pięknie komponuje się ze srebrem i w tej stylizacji użyłam efektuMetal Glass, również marki Provocater. Wystarczy wetrzeć pyłek w warstwę utwardzonego Top-u (koniecznie No Wipe) i po chwili uzyskamy piękny, lustrzany efekt. Jeśli chcecie zobaczyć szczegółową instrukcję, to kliknijcie tutaj- tam pokazywałam krok po kroku mój sposób na efekt lustra. Końcówki srebrnych paznokci również pomalowałam kolorem Spanish Flamenco. 


Odcień Spanish Flamenco jest dostępny w świątecznym zestawie Provocater o nazwie Red Expression. Znajdziecie tam też kolor Provocater Red i Mystery Wine. Myślę, że to świetny prezent dla osoby, która lubi manicure hybrydowy, a kupując lakiery w zestawie można nieco zaoszczędzić. Zestaw Red Expression dostępny jest tutaj klik.


Czerwień prezentuje się równie dobrze ze złotem, więc polecam Waszej uwadze odcień Gold Star od Provocater. Jest to lakier brokatowy i ma idealny, świąteczny odcień. To jak na razie mój ulubiony, złoty lakier brokatowy ze wszystkich, które posiadam w swojej kolekcji. Możecie go także znaleźć w świątecznym zestawie Chic and Glow. Jest tam jeszcze odcień Midnight in Tokio oraz Dark Evening. 


Srebrny pyłek wykorzystałam też w drugiej stylizacji. Tutaj użyłam odcienia białego Provocater White, który w duecie z efektem lustra prezentuje się naprawdę ciekawie. Kropeczki na palcu serdecznym wykonałam metodą, o której wspominałam tutaj klik. 


A fankom różu z pewnością przypadnie do gustu zestaw Nude Passion w którym są takie odcienie lakierów hybrydowych jak Powder Rose, Lavender Provence, Biscuit Tan. Swoją drogą - to kolory, które również pięknie prezentują się w duecie ze złotem czy srebrem i ja właśnie na takie połączenie postawię w tym roku. 


A dwie powyższe stylizacje możecie zobaczyć w tymwpisie, gdzie pokazywałam jak wykonać poszczególne zdobienia. Dowiecie się tam również jak nazywają się kolory użyte w stylizacji. 


Wszystkie zestawy i lakiery możecie zakupić na stroniewww.provocater.pl


Dziewczyny, a jak będzie wyglądał Wasz świąteczny manicure? 

_________
 Instagram kosmetycznahedonistka <<klik
Facebook |  Hedonistka <<klik
Snap | hedonistkaaa <<klik


WESOŁYCH ŚWIĄT!

$
0
0
Wigilia już jutro i sama nie mogę w to uwierzyć. Uwielbiam to oczekiwanie na święta, przygotowywanie się do nich i delektowanie urokami grudnia, choć w tym roku ten czas upłynął zdecydowanie za szybko. Dzisiejszy wpis jest małym podsumowaniem tych świątecznych przygotowań. Znajdziecie w nim także życzenia, które chciałabym Wam przekazać, więc zapraszam do czytania dalej. 


Sukienka - Orsay | Kolczyki i bransoletka - I am | Torebka - Goshico | Zegarek - Daniel Wellington 

Święta od zawsze były dla mnie czasem absolutnie magicznym i wyjątkowym. Często nie mogę zrozumieć dlaczego niektórzy ludzie ich nie lubią, ale być może to kwestia wspomnień z dzieciństwa. Będąc dzieckiem święta kojarzyły mi się z cudownym zapachem choinki i mandarynek, z przytulnym, domowym klimatem i oczywiście z prezentami. Dziś prezenty nie mają już dla mnie takiego znaczenia. Najbardziej liczy się ta niepowtarzalna atmosfera, która panuje w domu, kiedy wszyscy spotykają się przy jednym stole. 


Należę do tych osób, które świąteczne dekoracje zawieszałyby w swoim domu już w listopadzie. Nie mogłam się wprost doczekać kiedy udekoruję choinkę, a każdy kąt w mieszkaniu będzie miał ten cudowny, przytulny klimat. 


Ostatnio panuje duża moda na lampiony i ja również jej uległam. Mam jeden z Ikei, który pokazywałam Wam na moim InstaStory, a ten ze zdjęcia pochodzi ze sklepu Home&You. Uwielbiam światło świec, a taki lampion robi jeszcze większy klimat. Dodatkowo wydziela ciepło, więc to coś przydatnego dla takich zmarzluchów jak ja.  


Domyślam się, że należę do wąskiego grona osób, które nie lubią pakować prezentów. Zdecydowanie brak mi do tego cierpliwości i w tym roku postanowiłam pójść na małą łatwiznę. Wiem, że to szczyt lenistwa, ale cóż...prezenty zapakuję w ozdobne, papierowe torby :-) 


Jeśli miałabym wymienić jedną rzecz, która kojarzy się ze świętami, a ja jej nie lubię, to stawiam na pierniki. Nie przepadam za ich smakiem, ale ostatnio w cukierni Peelowski kupiłam krajankę piernikową, która tak mi pachniała truflami, które uwielbiam, że musiałam tego spróbować. Jakie to jest pyszne!


W tym roku moja świąteczna stylizacja będzie bardzo prosta i klasyczna. Wybrałam małą czarną, z Orsay oraz dodatki marki I am. Do tego zwykłe, czarne rajstopy oraz czerwone, zamszowe szpilki, które chyba ostatecznie zmienię na takie same, ale w kolorze czarnym. Co myślicie? 


Dziewczyny, niech te święta będą dla Was cudownym, kojącym czasem spędzonym w gronie ukochanych osób...

Wesołych Świąt!

_____________
Instagram kosmetycznahedonistka <<klik
Facebook |  Hedonistka <<klik
Snap | hedonistkaaa <<klik



7 SYLWESTROWYCH WPADEK - JAK ICH UNIKNĄĆ?

$
0
0
Pewnie wiele z Was zadaje sobie dziś pytanie jak przygotować się do sylwestrowej imprezy, aby nie popełnić jakiejś wpadki. W dzisiejszym wpisie postanowiłam zebrać kilka praktycznych wskazówek, których trzymam się od lat i mam nadzieję, że z nich skorzystacie. Zapraszam do lektury!



✓ UŻYWAM SAMOOPALACZA NAJPÓŹNIEJ NA DWA DNI PRZED IMPREZĄ
Myślę, że niejedna z nas ma jakieś traumatyczne wspomnienie związane z samoopalaczem i ja również takie posiadam. Nieodpowiednio dobrany odcień, plamy, smugi i nieprzyjemny zapach, który długo pozostaje na skórze, to takie typowe wpadki, które możemy zaliczyć. Jak ich uniknąć? Najlepiej wybrać samoopalacz, który jest przez Was już kilkukrotnie sprawdzony i wiecie czego można się po nim spodziewać. Dzień wcześniej zróbcie peeling i zadbajcie o nawilżenie skóry. Samoopalacz najlepiej aplikować specjalną rękawicą (dostępna np. w Douglasie), która zabezpieczy dłonie przed mocnym zabarwieniem i dobrze rozprowadzi produkt. Ja robię to najpóźniej na dwa dni przed jakąś imprezą, bo wówczas opalenizna jest najbardziej naturalna i mam ewentualnie czas na to, aby pozbyć się drobnych niedoskonałości. 

Powiedzenie "szewc bez butów chodzi" jest w moim przypadku bardzo trafione, bo ostatnio sama zaliczyłam najbardziej typową, samoopalaczową wpadkę. Nie założyłam rękawicy na dłonie, które w kilka sekund tak wchłonęły pigment produktu, że nie dało się go niczym zmyć. Próbowałam wielu sposobów, ale ostatecznie pomogła oliwka dla niemowląt, którą rozsmarowałam na dłoniach i założyłam foliowe rękawiczki na godzinę. Następnie zrobiłam porządny, kawowy peeling i kolor w końcu zszedł. Mój ulubiony samoopalacz? Na ten moment to St Tropez w piance Self Tan Classic, który kupicie np. w perfumerii Douglas. Myślę jednak, że to produkt tylko dla osób, które mają doświadczenie z odpowiednim rozprowadzaniem tego typu produktu. 


✓ SIĘGAM PO SPRAWDZONE KOSMETYKI
Przed większymi imprezami takimi jak Sylwester wystrzegam się wszelkich nowości i kosmetycznych "wynalazków". W przeszłości zdarzało mi się kupić jakiś mocno polecany lakier do włosów, którego pierwszy raz użyłam przed samym wyjściem i był naprawdę kiepski, ale to akurat najmniejszy problem. Najgorzej, gdy jakaś nowa maseczka lub krem nas uczuli. Tak samo w przypadku wszelkich utrwalaczy, podkładów, pomadek i generalnie rzecz ujmując - kosmetyków do makijażu. Używajcie tylko sprawdzonych kosmetyków, co do których macie pewność, że nie zawiodą. 


✓ NIE UŻYWAM FILTRA I PUDRÓW Z KRZEMIONKĄ
Kojarzycie efekt białej twarzy na zdjęciach z fleszem? Zdarza się to nawet największym gwiazdom, których makijażyści zapomnieli, że niektóre produkty w ich kufrze powodują efekt "flashback". Jeśli na co dzień używacie kremów z filtrami pod makijaż i utrwalacie go pudrem z krzemionką, to radzę odstawić te dwa produkty szykując się na imprezę sylwestrową. Filtry UV i krzemionka mają to do siebie, że silnie rozpraszają i odbijają światło podchodzące właśnie od flesza w aparacie. To samo tyczy się produktów, które mają w nazwie HD. Kojarzymy je z tym, że idealnie nadają się do makijażu fotograficznego. Owszem, w kamerze dadzą efekt wygładzenia, ale w przypadku flesza najprawdopodobniej zobaczymy białą plamę. Ostrożnie także w przypadku "bakingu", który stał się ostatnio niesamowicie popularny - tu również  może pojawić się ten "trupi" efekt. Podsumowując, w normalnym świetle wszystko wydaje się okej, natomiast cała prawda wyjdzie na zdjęciu robionym z lampą błyskową, a na sylwestrowych imprezach to przecież standard. Jeśli już musicie użyć kremu lub podkładu z filtrem, to niech będzie bardzo niski (max do 15). I podpowiedź: krzemionka w składach pudrów ma nazwę "silica". Wystrzegajcie się też "zinc oxide" i "titanium dioxide".


✓ ODPUSZCZAM PROFESJONALNE ZABIEGI
Mikrodermabrazja czy peeling kwasowy na dzień przed imprezą? To nie jest najlepszy pomysł chyba, że doskonale znacie swoją skórę i macie pełne zaufanie do kosmetyczki. Osobiście nigdy nie zdecydowałabym się na taki zabieg przed jakimś wyjściem, bo moja skóra jest naprawdę nieprzewidywalna. 


✓ NIE IDĘ DO SOLARIUM
Pamiętam czasy, gdy często chodziłam do solarium, a było to kilka dobrych lat temu. Dziś zupełnie z tego zrezygnowałam i sięgam po samoopalacz. Gdybym jednak jakimś cudem znów zaczęła korzystać z solarium, to nigdy przed imprezą. Świeżo opalona skóra pod wpływem tańców, hulanek, swawoli i oczywiście alkoholu może przybrać naprawdę koszmarny odcień. U mnie było to połączenie koloru sinego z żywą czerwienią, więc warto o tym pamiętać. 


✓ NIE EKSPERYMENTUJĘ Z WŁOSAMI
Mam jedną, fundamentalną zasadę, jeśli chodzi o moje włosy - nigdy z nimi nie eksperymentuję przed jakimś wyjściem. Jakieś nowe fryzury czy sprzęty do stylizacji kompletnie odpadają. Na pewno nie zdecydowałabym się też na jakiś nowy kolor czy drastyczne cięcie, bo po co psuć sobie nastrój w razie jakiegoś niepowodzenia? Mam też dla Was małą radę, jeśli chodzi o kręcenie włosów na termoloki czy lokówkę. U mnie tego typu stylizacja jest najbardziej udana i trwała na włosach, które były umyte dzień wcześniej. Kiedy zrobię to od razu, to loki szybko się rozpadają, są spuszone i po prostu brzydsze. 


✓ UWAGA NA DEPILACJĘ + RAJSTOPY W SPREJU...
Wbrew pozorom rajstopy w spreju możemy też aplikować na inne części ciała takie jak dekolt czy ramiona. Jeśli zdecydujecie się dodać sobie troszkę koloru taką metodą, to nie róbcie tego zaraz po depilacji np. paszek. Wierzcie mi na słowo :-) 

A jeśli nie czytałyście jeszcze wpisu o moich NAJGORSZYCH, URODOWYCH WPADKACH, to kliknijcie tutaj.  Jest tam właśnie kilka słów na temat rajstopek w spreju.


Dziewczyny, korzystając z okazji, iż to już ostatni post w tym roku, chciałabym Wam serdecznie podziękować za Waszą obecność. Za miliony komentarzy, wiadomości i gestów sympatii. Za wzajemne wsparcie i za to, że dzięki Wam mogę spełniać się w swojej pasji, jaką jest blogowanie.  Oby w tym 2018 roku wszystko szło po Waszej myśli - trzymam kciuki za realizację nawet najbardziej zwariowanych planów. Niech ten nowy rok będzie dla Was pełen optymizmu, uśmiechu i miłości ♥ Udanej zabawy sylwestrowej i do zobaczenia w kolejnych postach!


_____________

Instagram kosmetycznahedonistka <<klik
Facebook |  Hedonistka <<klik
Snap | hedonistkaaa <<klik



MAKIJAŻOWE HITY 2017 ROKU!

$
0
0
Nadszedł czas na kosmetyczne podsumowanie minionego roku. Dziś skupię się na kosmetykach do makijażu, a w kolejnych wpisach zobaczycie akcesoria i gadżety oraz produkty do pielęgnacji twarzy, ciała i włosów, które w 2017 roku były moimi hitami. Gotowe na garść ubiegłorocznych faworytów? Jeśli tak, to zapraszam do czytania dalej. 


Najlepszy podkład 
Moim najlepszym podkładem 2017 roku był bez wątpienia produkt od Dr Ireny Eris - Provoke Matt Fluid. Używam go już od kilku dobrych lat i mimo, że testuję jakieś nowe podkłady, to ciągle do niego wracam. Po pierwsze ma bardzo dobre krycie, po drugie nie przesusza mojej skóry, a po trzecie jej nie zapycha. Mała ciekawostka - odcień 220 powoduje u mnie powstawanie nowych zaskórników, a już 210 nie. Ilekroć skuszę się na nałożenie ciemniejszego koloru, bo na przykład przyciemniłam skórę samoopalaczem, to w przeciągu kilku dni na mojej twarzy pojawia się mnóstwo pryszczy. Mam zatem podejrzenia,  że głównym problemem dla mojej skóry jest barwnik zawarty w produkcie, a jak wiadomo barwniki są bardzo uczulające i mogą powodować pogorszenie stanu skóry. 
_____
Do kupienia w perfumeriach Douglas oraz na stronie internetowej marki


Najlepszy puder
Tutaj również znajdzie się produkt, który uwielbiam za to, że nie powoduje u mnie pogorszenia stanu skóry i jest to puder Manhattan Clearface. Lubię go też za dodatkowe krycie, bo po nałożeniu podkładu jest w stanie zamaskować to, co jeszcze przebija. Nie matuje na bardzo długo, ale z pudrami matującymi jest jeden, duży problem - mocno przesuszają skórę. A jak jest przesuszona, to reaguje mocnym przetłuszczaniem i powstawaniem nowych niedoskonałości. Mat, który uzyskuję pudrem od Manhattanu jest wystarczający i nie muszę obawiać się o rujnowanie cery. Niestety ten produkt został wycofany z Rossmanów i jest dostępny tylko na aukcjach internetowych, więc kupuję go hurtowo co jakiś czas. 
____
Do kupienia na Allegro i w niemieckich DM-ach. 


Najlepszy korektor pod oczy i nie tylko
Wiecie o co tyle szumu, jeśli chodzi o korektor Tarte Shape Tape? Ma naprawdę nieprzeciętne krycie, trwałość i formułę. Odkryłam go już kilka miesięcy temu i nie wyobrażam sobie makijażu bez tego produktu. Wspaniale zakrywa wszelkie zasinienia w okolicach oczu i potrafi ukryć nawet mocne cienie. Tak samo w kwestii przebarwień na skórze np. po trądziku - zakryje naprawdę wszystko, a wystarczy tylko jedna warstwa. Ja używam koloru Light Neutral, który idealnie pasuje do aktualnego koloru mojej cery. To bezapelacyjnie najlepszy korektor 2017 roku!
____
Do kupienia np. na stronie looktop.pl


Najlepszy puder brązujący
Z pudrami brązującymi miałam ten sam problem, co z ciemniejszym odcieniem podkładu Dr Irena Eris i większość powodowała u mnie powstawanie nowych niedoskonałości. Na szczęście trafiłam na produkt, którego mogę używać bez obaw o swoją skórę, a jest nim puder brązujący marki Benefit Hoola. To już moje 6, albo 7 opakowanie i mimo, że jest bardzo drogi, to nie żałuję ani jednej złotówki wydanej na niego. Myślę, że posiadaczki cery problematycznej doskonale znają ten problem i jak trafią już na coś, co nie pogarsza stanu cery, to się tego trzymają bez względu na cenę. Benefit Hoola lubię też za odcień, który jest bardzo naturalny oraz to, że nie robi żadnych plam i smug nawet po kilku godzinach, kiedy skóra zaczyna się już mocno świecić. Plus również za wydajność, bo takie małe opakowanie starcza mi na pół roku codziennego używania. 
_____
Do kupienia w perfumeriach Sephora


Najlepszy produkt do makijażu brwi
Nie zliczę ile to już produktów do makijażu brwi miałam okazję przetestować. Były cienie, pomady, pisaki, ale ostatecznie najlepszą metodą do subtelnego podkreślania moich brwi jest kredka. To zaskakujące, bo kiedyś wydawało mi się, że kredki dają najbardziej przerysowany i sztuczny efekt. Kluczem było oczywiście znalezienie dobrego produktu i jest nim kredka Nabla Brow Divine w odcieniu Venus, której używam na co dzień. Jeśli mam ochotę na mocniejsze podkreślenie, to sięgam po kolor Jupiter lub Mercury. Idealna twardość, wielkość koncówki, trwałość i odcienie, a do tego jest to tańszy zamiennik kredki Anastasia Beverly Hills Brow Wiz.
____
Do kupienia na mintishop.pl lub na stronie marki


Najlepszy tusz do rzęs
W tej kategorii mam mały problem, bo nie znalazłam jeszcze ideału. Kilka miesięcy temu byłam zachwycona tuszem od L'oreal Volume Million Lashes So Couture, aż ostatnio kupiłam nowe opakowanie i klapa... Na promocji w Rossmannie dałam mu jeszcze jedną szansę i znów wrzuciłam go do koszyka. Ponownie mnie rozczarował. Może to też kwestia moich rzęs, które trochę zmarniały i żaden tusz mnie nie satysfakcjonuje. Do miana najlepszego tuszu aspiruje L'oreal Paradise Extatic, ale muszę go jeszcze trochę potestować. Póki co świetnie pogrubia i wydłuża rzęsy już na samym początku używania i ciekawe jak będzie dalej.
____
Do kupienia w drogerii Rossmann


Najlepsza paletka cieni do oczu
To naprawdę trudny wybór, ale będę kierować się po prostu tym po jaką paletkę sięgam najczęściej w moim codziennym makijażu i będzie to The Balm Meet Matt(e) Adore. Zawiera same, matowe cienie świetnej jakości, które dobrze się rozcierają i mają fajne, dzienne odcienie. To paletka, dzięki której mogę wykonać delikatny, dzienny makijaż, jak i ten o wiele mocniejszy na wieczór. Są tu brązy, idealny, cielisty odcień i rewelacyjna czerń, którą można zrobić kreskę wzdłuż górnej powieki. Poza tym paleta jest lekka, cieniutka, ma duże lusterko, a cienie starczają na bardzo długo. 
____
Do kupienia w sieci np. na mintishop.pl lub w perfumeriach Douglas


Najlepsza cielista kredka na linię wodną
Cielista kredka to obowiązkowy punkt mojego makijażu oka. Powiększa je i sprawia, że spojrzenie od razu staje się bardziej wypoczęte. Moim ulubionym produktem w tej kategorii  jest kredka Long Wear Eye Pencil z serii Hypoallergenic w odcieniu 03. Miękka, trwała, wydajna i tania.
____
Do kupienia w sklepach Biedronka lub w Rossmannach


Najlepsza pomadka do ust
Długo zastanawiałam się jaką jedną, najlepszą pomadkę tutaj wskazać, ale znów będę kierować się tym czego używam najczęściej. Ostatecznie wybieram pomadkę Miss Sporty My Bff Lipstick w odcieniu 104. Sięgam po nią niemalże codziennie, bo idealnie pasuje do każdego makijażu, ma świetną formułę, nie wysusza ust i posiada piękny, naturalny kolor. A jeśli chcecie poznać inne, niedrogie pomadki, które również bardzo lubię, to kliknijcie tutaj. 
____
Do kupienia w Rossmannie 


Najlepsza konturówka do ust 
Najlepszą kredką do ust 2017 roku jest dla mnie Wibo Lip Define Pencil w kolorze 2. Jeśli czytacie mojego bloga regularnie, to natknęłyście się na nią już wielokrotnie. 
____
Do kupienia w Rossmannie


Czy wśród moich makijażowych faworytów jest jakiś Wasz ulubieniec? Jestem bardzo ciekawa co było Waszym makijażowym hitem 2017 roku - dajcie koniecznie znać w komentarzach :-) 



Mój Instagram  ❤  Mój Facebook  ❤  Snap hedonistkaaa 


NAJLEPSZE KOSMETYKI DO PIELĘGNACJI TWARZY I WŁOSÓW 2017 ROKU.

$
0
0
Czas na kolejne, kosmetyczne podsumowanie! W poprzednim wpisie mogłyście zobaczyć makijażowych ulubieńców minionego roku i jeśli jeszcze go nie widziałyście, to zachęcam do lektury. Dziś zgodnie z obietnicą mam dla Was zestawienie najlepszych produktów do pielęgnacji twarzy i włosów, których używałam w 2017 roku. Zapraszam do czytania dalej.

Najlepszy żel do mycia twarzy
Zacznę od demakijażu, bo to bardzo ważny element mojej pielęgnacji twarzy. Kiedy niedostatecznie zmyję swój makijaż, to bardziej niż pewne, że na mojej skórze pojawią się jakieś nowe niedoskonałości. Demakijaż zawsze zaczynam od mycia skóry wodą i żelem, a ulubieńcem w tej kategorii jest oczywiście La Roche Posay Effaclar. Używam go od kilku lat i to jak dotąd jedyny produkt, który spełnia moje oczekiwania. Doskonale oczyszcza, nie przesusza nadmiernie mojej cery i jej nie podrażnia. 
____
Do kupienia w aptekach lub Superpharm


Najlepszy płyn micelarny
Po umyciu twarzy żelem zawsze przemywam skórę płynem micelarnym, aby jeszcze dokładniej pozbyć się wszelkich pozostałości po makijażu. Bardziej chodzi tu o porządny demakijaż oczu, bo jeśli chodzi o twarz, to na waciku nie widać już żadnych pozostałości podkładu po umyciu skóry żelem. Ulubieńcem minionego roku był płyn Bioderma Sensibio, który jest naprawdę bardzo skuteczny, a zarazem łagodny dla mojej skóry. Tańszym zamiennikiem był dla mnie płyn Garnier 3w1 dla skóry wrażliwej, który równie dobrze usuwa makijaż, ale jest nieco mniej łagodny dla moich oczu. Nie jest to jakieś wielkie podrażnienie, ale czuję, że Bioderma radzi sobie troszkę lepiej.
___
Bioderma do kupienia w aptekach/Superpharm, a Garnier w Rossmannie


Najlepszy krem pod oczy
W tej kategorii mam kilku ulubieńców, ale jeśli musiałabym wybrać tylko jeden produkt, to stawiam na Clinique Pep Start. W końcu znalazłam kosmetyk pod oczy, który dobrze nawilża, szybko się wchłania, jest lekki i nadaje się pod makijaż. Jest dla mnie takim prawdziwym "opatrunkiem" na przesuszoną okolicę oczu i patrząc na jego konsystencję, w życiu nie pomyślałabym, że będzie tak dobrze nawilżał. Zazwyczaj przy wyborze kremu pod oczy kierujemy się tym, aby był mocno tłusty, gęsty, treściwy, więc początkowo nie wierzyłam, że sobie poradzi. Póki co to mój ulubiony produkt, który nakładam pod oczy każdego dnia. 
___
Do kupienia w perfumerii Douglas


Najlepszy krem na dzień
Produkt, o którym chcę wspomnieć już wiele razy przewijał się na blogu, a jest nim Clinique Moisture Surge w tej lekkiej, żelowej wersji. Jestem posiadaczką cery mieszanej, w kierunku tłustej i długo szukałam kremu, który jej nie obciąży, nie "zapcha" i będzie nadawał się pod makijaż. Taki jest właśnie Moisture Surge. Lubię też wersję Hydrating Supercharged Concentrate, ale w sezonie jesienno-zimowym to jednak dla mojej skóry za mało. Chętnie wracam do niego latem.
___
Do kupienia w perfumerii Douglas


Najlepszy krem na noc
Dwa razy w tygodniu używam kremu nawilżającego La Roche Posay Effaclar H. Pozostawia na skórze taką lepką, tłustą warstwę, ale rano już jej nie ma, a moja cera jest idealnie nawilżona i miękka. W pozostałe dni używam maści przepisanych od dermatologa i jest to Acnelec oraz Duac. oraz produktu na przebarwienia, o którym napiszę dalej. Jeśli są tu dziewczyny, które mają problemy z trądzikiem, to zachęcam do lektury wpisu na temat mojej walki z trądzikiem. Znajdziecie tam całą, moją historię wraz z lekami, które mi najbardziej pomogły - klik tutaj. 
___
Do kupienia w aptekach/Superpharm


Najlepszy produkt na przebarwienia
Na blogu pojawił się już wpis na temat mojej walki z przebarwieniami tutaj klik.  Najbardziej skutecznym produktem okazał się Azelac Ru marki Sesderma, którego w 2018 roku nadal będę używać. Wspaniale rozjaśnił moje przebarwienia i ujednolicił skórę, więc jeśli same walczycie z tego typu problemami - polecam. 
___
Do kupienia w aptekach lub w gabinetach kosmetycznych


Najlepsza maseczka nawilżająca 
Faworytem w tej kategorii jest odżywczo-regenerująca maseczka po kwasach marki Bielenda. Odkryłam go wówczas, gdy złuszczałam skórę kwasami w domu. Maseczka była elementem peelingu kwasem migdałowym z Bielendy, o którym pisałam tutaj klik (te zdjęcia, hah). Dziś używam jej za każdym razem, gdy moja skóra jest mocniej przesuszona i sprawdza się naprawdę rewelacyjnie. Wszystkie suche skórki są zmiękczone, więc można je usunąć np. pocierając ręcznikiem. Poza tym cera jest miękka i odprężona, bez żadnego uczucia napięcia i ściągnięcia. 
___
Do kupienia np. na Allegro lub w gabinetach kosmetycznych


Najlepsza maseczka na niedoskonałości
Czasem po całym dniu noszenia makijażu czuję duży dyskomfort. Moja skóra jest obciążona i mocno przetłuszczona, więc potrzebuję natychmiastowego ukojenia. Ulubioną maseczką, która przynosiła mi największą ulgę była Eveline z aktywnym węglem i glinką wulkaniczną. Lubię ten efekt odświeżonej i uspokojonej cery po jej zmyciu.
___
Do kupienia w Rossmannie


Najlepsza maska do włosów
Przez moją pielęgnację włosów przewinęło się w minionym roku naprawdę mnóstwo produktów. Kiedy myślę o takim najlepszym, który zrobił na mnie największe wrażenie, to stawiam na maskę Macadamia Natural Oil Deep Repair Masque. To jedyna maska, która w 15 minut robi z moimi włosami coś niesamowitego. Są gładkie, dociążone, miękkie, lśniące i sprężyste. Wiem, że nie każdej z Was może przypaść do gustu. Włosy bardzo cienkie będą nią nadmiernie obciążone, więc trzeba znaleźć idealną ilość, którą aplikujecie i przede wszystkim - dobrze zmyć. 
___
Do kupienia w sieci np. na Allegro lub na iperfumy.pl


Najlepsze serum na końcówki
Jeśli czytacie mojego bloga jakiś czas, to nie będzie większego zaskoczenia. Najlepszym serum na końcówki 2017 roku jest Artego Feel&Shine. Wiem, że może być trudno dostępne w sieci, ale warto poszukać. 
___
Do kupienia w sieci lub w sklepach fryzjerskich np. Fale Loki Koki


Najlepsza wcierka na porost włosów i zatrzymanie wypadania
Tutaj nie mogło pojawić się nic innego, jak wcierka z kropli żołądkowych, o której pisałam Wam tutaj klik. Moje włosy rosną po niej jak szalone i wyrastają nawet w tych miejscach, gdzie nigdy ich nie było. To idealny czas, aby zacząć jej używać, bo latem może powodować fotouczulenie. Wiem, że nie każda z Was zdecyduje się na kurację kroplami żołądkowymi z uwagi na uciążliwy zapach, tak więc inną wcierką, którą mogłabym również polecić jest La Roche Posay Kerium. Już nie raz uratowała moja włosy w stanach ogromnego wypadania i również wzmaga porost nowych włosów. O tych dwóch produktach pisałam już na blogu tak dużo, że nie chcę Was zanudzać ponownymi zachwytami. Zajrzyjcie proszę do październikowej pielęgnacji włosów, gdzie pisałam o nich więcej tutaj klik. 
___
Do kupienia w aptekach


Najlepszy olej do olejowania
Najchętniej stosowanym przeze mnie olejem w minionym roku był olej awokado Delawell. Zużyłam już wiele opakowań tego produktu i to własnie on aktualnie najlepiej sprawdza się na moich włosach. Doskonale je zmiękcza, wzmacnia, pogrubia i  nabłyszcza - po prostu go uwielbiam! Drugim, rewelacyjnym olejem, który stosowałam był olej migdałowy, któremu poświęciłam osobny post, który możecie przeczytać tutaj klik. 
___
Do kupienia w aptekach i drogeriach Hebe


I tak oto prezentują się moi ulubieńcy 2017 roku w tej pielęgnacyjnej kategorii. Czy są tu jakieś Wasze hity? 



***
Mój Instagram  ❤  Mój Facebook  ❤  Snap hedonistkaaa 




4 UPIĘKSZAJĄCE ZABIEGI, KTÓRYM PLANUJĘ SIĘ PODDAĆ: ICOONE, LIFTING, PODCINANIE MASZYNKĄ, MICROBLADING.

$
0
0
Nowy rok, nowa ja? W styczniu zawsze robię listę rzeczy, które chciałabym zrealizować. Nie potrafię funkcjonować bez określenia konkretnych celów i postanowień. Z realizacją bywa różnie, ale zazwyczaj udaje mi się odhaczyć większość rzeczy na mojej liście. Jakie cztery, upiększające zabiegi mam w planach? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu. 


ICOONE LASER
W 2018 roku chciałabym zadbać o swoją sylwetkę bardziej, niż kiedykolwiek. Jędrne i wysportowane ciało nie jest celem samym w sobie. Końcówka minionego roku przyniosła mi ogromny spadek mocy, a co za tym idzie - motywacji do działania. W pewnym momencie powiedziałam sobie dość i postanowiłam zbudować konkretny plan działania. Już od pierwszych dni stycznia jadę z ćwiczeniami, dietą i mimo, że zakwasy nie dają mi żyć, to wiem, że niedługo poczuję się znacznie lepiej. Brakuje mi tych buzujących endorfin i przede wszystkim kondycji, bo w tym momencie dostaję zadyszki na samą myśl o wejściu po schodach na 4 piętro. Prócz ćwiczeń i diety chciałabym też w końcu skorzystać z dobrodziejstw zabiegów ujędrniająco-wyszczuplających, jakie można wykonać w profesjonalnych gabinetach. Pamiętacie, jak w jednym z wpisów wspominałam Wam o endermologii? Nie zdecydowałam się na nią z uwagi na brak czasu, ale tym lepiej, bo trafiłam na coś znacznie lepszego. Zabieg Icoone został mi polecony przez osoby mające porównanie z endermologią, która podobno przyniosła o wiele gorsze rezultaty. Icoone to ogólnie rzecz biorąc zabieg, który podobnie jak endermologia ma za zadanie zlikwidować cellulit, wyszczuplić dany obszar ciała i ujędrnić skórę, ale bez jej rozciągania. Polega na masażu danej partii zmechanizowanymi głowicami wyposażonymi w rolki. Dodatkowo każda głowica ma laser diodowy oraz światło LED, które wspomagają zmniejszenie obwodu ciała i produkcję kolagenu. Wiem, że istnieją dwa rodzaje urządzeń do tego typu masażu - jedno posiada laser, a drugie nie, przez co jest trochę mniej efektywne. To tak w wielkim skrócie, a jakie będą efekty na moich udach napiszę Wam za jakiś czas. Jestem aktualnie na etapie poszukiwań dobrego gabinetu w Trójmieście i mam już kilka na oku. Nie jest to zabieg tani i najlepiej wykonać go w serii, ale widząc efekty u moich koleżanek jestem gotowa ponieść taki koszt. Chciałabym jednak jeszcze poznać Wasze zdanie na ten temat, bo niejednokrotnie poddałyście mi jakiś fajny pomysł, albo wręcz przeciwnie - wybiłyście mi go z głowy. Czy są tu dziewczyny, które mają jakieś doświadczenie z Icoone? Dajcie koniecznie znać jakie były u Was efekty i czy Waszym zdaniem warto z tego skorzystać bardziej, niż z endermologii. 


LIFTING RZĘS
To zabieg, który chodzi mi po głowie już od dłuższego czasu, bo uwielbiam efekt po użyciu zalotki. Szkoda tylko, że utrzymuje się dosyć krótko i jest to w zasadzie zależne od tuszu. Jeden utrzyma skręt zalotki, a drugi nie. Fajnie byłoby budzić się już z pięknie podkręconymi rzęsami, bo wtedy oko wydaje się większe i bardziej wypoczęte. Ja mam dosyć głęboko osadzone oczy i lekko opadającą powiekę, więc długie, podkręcone rzęsy są u mnie obowiązkowe. Niestety trwałe przedłużanie rzęs nie zdało u mnie egzaminu i nie wiem, czy to kwestia złej metody, czy też rodzaju rzęs, jakie były przyklejone. Cały czas je "czułam", a poza tym miałam wrażenie, że jest ich za dużo, przez co oko wyglądało na przytłoczone. Myślę, że lifting rzęs czyli potocznie mówiąc trwała na rzęsy to coś dla mnie i w najbliższym czasie zdecyduję się na taki zabieg. Jeśli chciałybyście zobaczyć efekt przed i po, to dajcie znać. Chętnie wrzucę na bloga kilka fotek i opiszę swoje wrażenia, żebyście same mogły ocenić czy warto. 


MICROBLADING
Mam z natury dosyć gęste brwi, ale są pewne miejsca, w których włoski nie chcą wyrastać. Bez nich linia brwi nie jest tak regularna, jakbym sobie tego życzyła. Oczywiście domalowanie tych kilku włosów kredką czy też innym produktem do brwi nie jest problemem, ale w 2018 roki będę dążyć do skrócenia czasu podczas porannego ogarniania. Fajny byłoby, gdyby te włoski zostały dorysowane metodą permanentną i dlatego w najbliższym czasie zdecyduję się na microblading. 


PODCIĘCIE WŁOSÓW MASZYNKĄ
Podczas pielęgnacji mich włosów szczególną uwagę przykładam do końcówek. To właśnie one zdradzają kondycję całej czupryny i to od nich zależy wygląd całej fryzury. Na moich włosach najlepiej wygląda równa, wręcz geometryczna linia końcówek, więc jestem zdecydowana na cięcie za pomocą maszynki. Taka metoda najlepiej sprawdzi się na włosach z natury prostych i niskoporowatych. Wyglądają wtedy na bardziej mięsiste i zdrowe, dlatego w najbliższym czasie wybiorę się do fryzjera, który przeprowadzi cięcie profesjonalnym sprzętem. 


A Wy macie jakieś upiększające zabiegi w swoich planach? I jak z Waszymi noworocznymi postanowieniami? 


***
Mój Instagram  ❤  Mój Facebook  ❤  Snap hedonistkaaa 



NAJGORSZE SPOSOBY NA POZBYCIE SIĘ TRĄDZIKU I NIEDOSKONAŁOŚCI, KTÓRE PRZETESTOWAŁAM NA WŁASNEJ SKÓRZE.

$
0
0
Stałe czytelniczki mojego bloga doskonale wiedzą, że kiedyś borykałam się z dużym trądzikiem. Moje problemy zaczęły się gdzieś w okolicach 15 roku życia i mimo, że dziś nie mogę narzekać na swoją cerę, to nadal daleko jej do ideału. Ostatnio sięgnęłam pamięcią do samych początków mojej walki z trądzikiem i dziś napiszę Wam jakie były moje najgorsze pomysły na pozbycie się tego problemu. Jestem bardzo ciekawa czy Wy też popełniałyście takie błędy.


ZAMRAŻANIE PRYSZCZY
To nie do wiary jak na przestrzeni lat zmieniło się podejście lekarzy do leczenia trądziku. Doskonale pamiętam moją pierwszą wizytę u dermatologa, który zalecił serię zabiegów, mających na celu likwidację mojego problemu. I wiecie co to było? Punktowe zamrażanie pryszczy. Mimo, że ani ja, ani moja mama, która zaciągnęła mnie do tego lekarza nie miałyśmy żadnej wiedzy na temat leczenia trądziku, to wiedziałyśmy, że te zabiegi nie są chyba najlepszym pomysłem. Całe szczęście, że nie skorzystałam z rad tego specjalisty, bo mogłam zostać oszpecona na całe życie. Sytuacja sprzed kilkunastu lat wydaje mi się absurdalna, ale wówczas po raz pierwszy nabrałam dystansu do tego co mówią lekarze i zaczęłam weryfikować pozyskane od nich informacje. Do dziś mam tak, że zanim zdecyduję się na jakiś zabieg czy kurację, to długo rozważam wszystkie za i przeciw. 


AFRODYTA ADONIS (później Afronis)
Kolejny lekarz, do którego się wybrałam również nie miał  pojęcia czym tak naprawdę jest trądzik. Jego zaleceniem było codzienne stosowanie płynu o nazwie Afrodyta Adonis, którym miałam przemywać skórę. Pamiętam, że stan mojej cery po kuracji tym specyfikiem mocno się pogorszył i to do tego stopnia, że skóra zaczęła dosłownie pękać. Kiedyś podejście do leczenia trądziku było takie, że należy go wysuszyć i chyba czekać, aż odpadnie (hah ;P). Do dziś wiele preparatów na trądzik ma w składzie alkohol, który niestety tylko pogarsza sprawę.  




BENZACNE NA CAŁĄ SKÓRĘ
Generalnie nie mam nic do nadtlenku benzoilu, który jest substancją czynną w żelu Benzacne, bo fantastycznie zasusza pojedyncze zmiany i hamuje ich dalszy rozwój. Mój lekarz zalecił mi jednak stosowanie go na całą powierzchnię skóry, przez co efekt znów był opłakany. Towarzyszyło mu ogromne przesuszenie, podrażnienie i zaostrzenie objawów trądziku. I znów kolejny lekarz nie miał zielonego pojęcia o leczeniu trądziku, bo zalecił coś, co tak naprawdę miało likwidować oznaki, a nie przyczyny problemu. Benzacne na pojedyncze zmiany tak - na całą skórę zdecydowanie nie!

SOLARIUM
Kiedy zauważyłam, że po wizytach w solarium stan mojej cery zaczyna się poprawiać, to chodziłam tam naprawdę regularnie. Po czasie okazało się, że to pułapka. Kiedy przerwy między opalaniem były większe, to wtedy moja cera totalnie wariowała. Pamiętacie czasy, gdy w zwykłych solariach były dostępne lampy, które miały likwidować trądzik? Też się na to nabrałam. Okres, w którym chodziłam do solarium mogę śmiało nazwać najgorszym czasem mojej skóry. Pojawił się na niej taki trądzik, którego skutki w postaci blizn mam do dziś. 




ŁYŻECZKA UNNY
To narzędzie, które w rękach amatora może zrobić naprawdę dużą krzywdę i oczywiście musiałam jej doświadczyć na własnej skórze. Kiedyś wpadłam na pomysł, żeby pójść do kosmetyczki na oczyszczanie tego typu gadżetem. Nie dość, że zrobiła to nieumiejętnie (nie zrobiła nawet parówki!) i na mojej skórze pojawiły się rany, to przecież w ogóle nie powinnam zdecydować się na taki zabieg. Mechaniczne oczyszczanie skóry przy czynnym trądziku jest kolejną pułapką!

MECHANICZNE OCZYSZCZANIE U KOSMETYCZKI
Był również czas, gdy chodziłam do kosmetyczki na mechaniczne oczyszczanie skóry czyli potocznie mówiąc wyciskanie palcami. Przy czynnym trądziku to jeden z najgorszych pomysłów, na który można wpaść, ale kilkanaście lat temu takie rozwiązanie było normą. Nie chodzisz do kosmetyczki na oczyszczanie? To dlatego masz trądzik! Właśnie takie było podejście zarówno lekarzy, jak i osób nie mających o trądziku zielonego pojęcia, choć dziś te dwie grupy wrzuciłabym do jednego wora. Wyciskanie praktycznie zawsze prowadzi do pogorszenia stanu cery, ale przede wszystkim nie leczy przyczyn trądziku. Nie hamuje rozwoju bakterii, nie normalizuje pracy gruczołów łojowych, nie złuszcza martwych komórek... Pozbywamy się jedynie podskórnych niedoskonałości, które i tak wrócą. A jeśli takie oczyszczanie jest zrobione nieumiejętnie, to można nabawić się trwałych blizn.

OLEJOWANIE
Jeśli czytacie mojego bloga dłużej, to wiecie, że mam małą awersję do nakładania czystych olejów na twarz, ale chyba nie dzieliłam się z Wami całą historią, która do tej niechęci doprowadziła. Kilka dobrych lat temu odwiedziłam specjalistę medycyny niekonwencjonalnej, który cieszył się bardzo dobrą opinią wśród osób mających trądzik. Każdemu swojemu pacjentowi serwował kurację opierającą się na regularnym wcieraniu w skórę mieszanek olejów. Moja cera zareagowała na taki eksperyment naprawdę fatalnie i pojawiły się na niej niedoskonałości, które leczyłam przez kilka miesięcy. Nie dość, że trądzik się zaostrzył, to jeszcze dostałam ogromnego uczulenia. Oczywiście później jeszcze miałam kilka epizodów pielęgnacyjnych z olejami, ale dziś definitywnie wiem, że to nie dla mnie. Moja skóra po prostu nie toleruje tak ciężkich konsystencji. Muszę uważać też na kremy z olejami w składzie - nie wszystkie mnie uczulają, ale większość to niestety robi. 


Oto najgorsze sposoby na pozbycie się trądziku, jakie przetestowałam na własnej skórze. Wiem, że pewnie niektóre z nich są dla Was czystym absurdem, ale tak właśnie kilkanaście lat temu wyglądało  podejście wielu lekarzy do tego tematu. Dajcie znać czy Wy również pamiętacie jakieś swoje najgorsze sposoby na trądzik. Bardzo chętnie poczytam o Waszych pryszczatych historiach :-) A jeśli jesteście ciekawe co tak naprawdę pomogło mi wyleczyć trądzik, to kliknijcie →tutaj←


_____________
Mój Instagram  ❤  Mój Facebook  ❤  Snap hedonistkaaa 



4 PRZYDATNE GADŻETY Z ROSSMANNA: APLIKATOR DO SZTUCZNYCH RZĘS, MINI ATOMIZER NA PERFUMY, ORGANIZER NA BIŻUTERIĘ I PUDEŁKO MAKARONIK.

$
0
0
Przyznaję - jestem nałogową gadżeciarą. Najbardziej cieszą mnie jednak takie gadżety, na które natknę się przypadkowo, zupełnie nie mając w planach ich kupna. Dziś pokażę Wam kilka z nich, bo okazały się naprawdę przydatne, więc jeśli jesteście ciekawe, to wskakujcie do dalszej części dzisiejszego wpisu. 


Wizyty w drogerii zawsze kończą się u mnie tak samo. Jestem typem szperaczki i lubię przeszukiwać drogeryjne półki w poszukiwaniu jakichś ciekawostek, które mogłabym w pewien sposób wykorzystać. Oczywiście zdarza się, że dany gadżet okazuje się totalnym niewypałem, ale zazwyczaj odkrywam coś fajnego. Tak było w przypadku mini atomizera do perfum, o którym napiszę dalej.


Pewnie większość z Was kojarzy atomizery Travalo, które jakiś czas temu robiły szał w internecie. To takie małe buteleczki, do których możemy przelać swoje perfumy z dużych butelek. Posiadam mnóstwo perfum w ogromnych, ciężkich flakonach, których nie mam ochoty dźwigać w swojej torebce lub w ogóle się do niej nie mieszczą. Świetnym rozwiązaniem jest wówczas taki malutki atomizer, do którego można łatwo wpompować swój ulubiony zapach. Jest niewielki i lekki, więc mieści się do każdej mojej torebki, a nawet do kieszeni. Już od dawna nosiłam się z zamiarem zamówienia w sieci tego gadżetu, aż w końcu natrafiłam na niego w Rossmannie. Co prawda nie jest to oryginalny Travalo, ale rewelacyjnie spełnia swoją funkcję, więc nie ma sensu przepłacać. Ja za ten gadżet zapłaciłam około 20 złotych w Rossmannie, a jeśli chciałybyście go odszukać, to znajduje się na półce z pojemniczkami na kosmetyki. Minusem jest to, że jeśli wpompujecie do niego jeden zapach, to nie da się go już stamtąd całkowicie usunąć, więc kolejne dodane tam perfumy mogą pachnieć inaczej. Jest to też pewien plus, bo można zmieszać swoje dwa ulubione zapachy i stworzyć własną kompozycję!


Kolejnym gadżetem, bez którego aktualnie nie wyobrażam sobie nakładania sztucznych rzęs jest pęseta/aplikator marki Ewa Schmitt Boutique. Wcześniej nie widziałam jej na Rossmannowskich półkach i również miałam ochotę zamówić coś takiego w sieci. Faktycznie bardzo ułatwia przyklejenie i dociśnięcie sztucznych rzęs na pasku do linii naturalnych rzęs. Dzięki takiemu aplikatorowi można zrobić to szybko oraz precyzyjnie i jest to znacznie łatwiejsze, niż zwykłą pęsetą czy palcami. Cena tego gadżetu to około 13 zł. 


Następne znalezisko z Rossmanna to taki plastikowy organizer z przegródkami, który można wykorzystać do wielu rzeczy. Ja akurat lubię tam przechowywać biżuterię, której mam naprawdę mnóstwo i w moim organizerze z Muji nic się już nie zmieści. To bardzo fajne rozwiązanie do przechowywania i transportowania pierścionków, kolczyków lub innych drobiazgów, które mogą się łatwo zgubić. Myślę, że taki organizer przyda się także do sztucznych rzęs, a ja wykorzystuję go także do przechowywania kart pamięci na których trzymam zdjęcia i filmy. Pudełko kosztowało około 8 zł w Rossmannie. 


I na koniec coś, co skusiło mnie do zakupu swoim wyglądem, a mianowicie małe pudełeczko w kształcie ciasteczka. Do czego mi służy? Wrzucam je do torebki i w ciągu dnia chowam tam kolczyki, które zwykle ściągam, a to dlatego, że po kilku godzinach od ich założenia zawsze pojawia się u mnie ból uszu. I nie ma znaczenia, czy są to kolczyki ze złota/srebra/sztuczne - tak już mam, szczególnie zimą :-) Zazwyczaj gubiły się gdzieś w czeluściach mojej torebki, a to małe pudełeczko pozwala mi je okiełznać. Chowam tam też czasem sztuczne rzęsy lub kępki. Myślę, że sprawdzi się także do przechowywania np. tabletek. Cena takiego pudełeczka to około 3 zł w Rossmannie (są różne kolory). 

Czy są tu jakieś gadżeciary? :-) Dajcie znać czy coś wpadło Wam w oczko!


________

INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 



JAK SPRAWDZIŁ SIĘ U MNIE UWIELBIANY KOREKTOR POD OCZY MAYBELLINE INSTANT ANTI-AGE THE ERASER EYE?

$
0
0
Dziś przyjrzymy się bliżej uwielbianemu i niemalże kultowemu już korektorowi pod oczy od Maybelline Instant Anti-Age. Od dawna obserwowałam w sieci opinie na jego temat i większość z nich była bardzo pozytywna. Korektor ma mieć dobre krycie, nie podkreślać zmarszczek i nie wysuszać okolicy pod oczami. Jak się u mnie sprawdził? O tym przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu, więc serdecznie zapraszam. 


Co jakiś czas wśród blogerek i jutuberek urodowych pojawia się jakiś kosmetyczny hit. Muszę przyznać, że nie zdarzyło mi się jeszcze, aby kupić z polecenia moich ulubionych "beauty guru" coś, co było do kitu. Nie wiem czy to instynkt samozachowawczy, czy może pewnego rodzaju doświadczenie i znajomość tematu, ale zazwyczaj te mocno polecane produkty sprawdzają się u mnie doskonale. Pamiętam, że jakiś czas temu na wielu kanałach i blogach zaczął pojawiać się korektor Maybelline Anti-Age z tą specyficzną gąbeczką. Wtedy nie był jeszcze dostępny w Polsce i dziewczyny zamawiały go w internecie. Wiele razy byłam dosłownie o krok od zakupu, ale jakoś nigdy do tego nie doszło. I dobrze, bo korektor niedawno pojawił się w polskich drogeriach. Niewiele myśląc udałam się do Rossmanna i moim oczom ukazała się praktycznie pusta półka. Zostały pojedyncze, ciemne kolory, więc zrezygnowałam z zakupu. Później zdarzało się to jeszcze kilka razy w różnych Rossmannach, więc kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że ten produkt musi być naprawdę dobry. W końcu udało mi się dorwać jakiś sensowny odcień i dziś napiszę Wam jakie są moje wrażenia. 


Już na wstępie byłam zdziwiona ceną tego korektora, bo kosztował około 50 zł w Rossmannie. Myślę, że jak na korektor drogeryjny, to dosyć dużo tym bardziej, że w sieci można go dorwać za niecałe 30 zł. Kupiłam odcień Light, który wydawał mi się najbardziej sensowny. Posiada wyraźne, żółte tony, których szukam w tego typu produktach. Fantastycznie neutralizują zaczerwienienia i ładnie stapiają się z makijażem. Dopiero w domu zobaczyłam jak odcień Light różni się od koloru mojego ulubionego podkładu Dr Irena Eris Provoke Matt 210 (możecie to zobaczyć na zdjęciu niżej). Ostatecznie ładnie stopił się z podkładem i pudrem, więc nie było widocznych odcięć. 


Po lewej podkład Provoke Matt 210, po prawej korektor Maybelline Instant Anti-Age w odcieniu Light

Konsystencja tego korektora jest niesamowicie kremowa, przy czym nie jest to produkt ciężki. Faktycznie wygląda na skórze bardzo ładnie i naturalnie. Nałożyłam go także nieco niżej w dół policzka i byłam zaskoczona jak pięknie wypełnił wszystkie pory wygładzając skórę. Spodobał mi się również ten efekt lekkości i nietłustości tego produktu, a jestem na to wyczulona. Jako posiadaczka skóry mieszanej, w kierunku tłustej nie lubię ciężkich konsystencji, więc tu wieeeeelki plus!


Na powyższym zdjęciu możecie zobaczyć efekt przed nałożeniem korektora (po lewej) i po jego aplikacji palcami (po prawej). Krycie? Naprawdę świetne, choć nie mam mocnych zasinień w tej okolicy. Wokół oczu posiadam raczej dużo zaczerwienień (częste alergie) i od korektora oczekuję przede wszystkim zneutralizowania tego efektu. Szczególną uwagę zwracam na to miejsce z boku nosa aż do wewnętrznego kącika oka - tam często pojawiają się u mnie zasinienia i widoczna jest taka odcięta linia, która sprawia, że oko wydaje się być osadzone bardzo głęboko. Jeśli tego nie przykryję korektorem, to moje spojrzenie wygląda na zmęczone (zombie) i cały makijaż jest niechlujny. Korektor bardzo dobrze poradził sobie z przykryciem wszelkich niedoskonałości, ale ma dla mnie jedną, dużą wadę, a mianowicie podkreśla zmarszczki i uwidacznia te, których bez nałożenia tego produktu zupełnie nie widać. Próbowałam go nakładać na różne kremy, a także na czystą skórę, ale dalej było tak samo. To w moim przypadku dyskwalifikuje go do nakładania pod oczy i będę go używać tylko do tego miejsca z boku nosa i jako bazę pod cienie. Co do wysuszania skóry pod oczami, to faktycznie tego nie robi. Utrzymuje się bardzo dobrze - nie znika w ciągu dnia i nie roluje się na powiece, ale trzeba go delikatnie przypudrować. 


Wiele dziewczyn ma też zastrzeżenia do opakowania, a konkretnie gąbeczki, która zdaje się być niehigieniczna w utrzymaniu. W mojej opinii jest tu zupełnie zbędna, bo i tak do rozprowadzenia korektora używam gąbeczki Blend It, palca lub pędzla. Nie zauważyłam, aby pomagała w czymkolwiek, więc po jakimś czasie na pewno ją zdejmę. Korektora używam już 2 miesiące i dotarłam dopiero do połowy opakowania, więc jest całkiem wydajny. Stosuję go też czasem jako podkład na całą twarz i na pojedyncze przebarwienia, bo lubię jego krycie i lekkość. 

Podsumowując, nie mogę nazwać tego produktu bublem, bo faktycznie świetnie kryje, jest lekki i dobrze się utrzymuje, ale jednak podkreśla i "wynajduje" nowe zmarszczki pod oczami, a tego nie lubię. Mimo wszystko chętnie sięgam po niego w moim codziennym makijażu i jeśli szukacie czegoś, co nie obciąży skóry w okolicach oczu i nie macie tam jeszcze zmarszczek, to mogę go polecić. 

Dajcie koniecznie znać czy ten hit internetu się u Was sprawdził i jakie są Wasze odczucia! 

________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 



MOTYWACJA DO ĆWICZEŃ I ZDROWEJ DIETY - SKĄD JĄ CZERPIĘ?

$
0
0
Styczeń to dla wielu z nas czas postanowień. Snujemy plany na temat naszej przyszłości i wyznaczamy sobie nowe cele. Te noworoczne postanowienia mają to do siebie, że często są po prostu nierealne do zrealizowania. Chcemy czegoś natychmiast i jest tego za dużo, przez co już pod koniec stycznia tracimy motywację. Doskonale znam ten stan, ale w tym roku będzie zupełnie inaczej. Chcecie mieć fajne ciało, ale nie macie motywacji do ćwiczeń i zdrowej diety? Dziś przybywam z małym wsparciem i piszę o tym co daje mi pozytywnego kopa, więc zapraszam do czytania dalej.


Zawsze byłam typem "fighterki" i jeśli coś sobie zaplanowałam, to prędzej czy później osiągałam swój cel. Tak było w przypadku pracy, nauki czy nawet relacji z innymi ludźmi i muszę przyznać, że dziś jestem z tego bardzo dumna. Satysfakcja to jeden z moich ulubionych stanów i to właśnie z niej czerpałam największą motywację. Jest jednak pewna sfera mojego życia, co do której mogę powiedzieć, że mam "słomiany zapał" i są to właśnie ćwiczenia oraz dieta. Na wizualne efekty pracy nad sylwetką trzeba poczekać, a ja od zawsze byłam bardzo niecierpliwa. Wszystkiego chciałam "na już" i tu był mój błąd, bo przecież sylwetka nie zmienia się w tydzień. Czyniąc małe, noworoczne postanowienia uwzględniłam również pracę nad swoim ciałem, ale tym razem moje podejście będzie trochę inne. Postanowiłam stworzyć listę rzeczy, które motywują mnie do ćwiczeń i do której będę mogła wrócić w chwilach zwątpienia. Nie od dziś wiadomo, że ćwiczenia i dieta wymagają systematyczności. I tu znów pojawia się słowo klucz czyli motywacja, która powinna być na tyle silna, żeby przezwyciężyć lenistwo, zwątpienie, a nawet brak czasu. Wierzę w to, że jeśli każda z nas wypisze sobie na kartce kilka rzeczy, które naprawdę napędzają do działania, to jesteśmy w stanie osiągnąć każdy cel, również ten sylwetkowy! Co najbardziej motywuje mnie do ćwiczeń i trwania w zdrowej diecie? Oto moja lista "motywatorów", może skorzystacie " :-) 


KAC MORALNY I POCZUCIE ZMARNOWANEGO CZASU
Nie wiem czy to normalne, ale jestem osobą, która czerpie czasem motywację z negatywnych rzeczy. Kac moralny i poczucie zmarnowanego czasu to dla mnie coś, czego zawsze się boję i czego szczerze nie znoszę. Ta niechęć jest tak wielka, że staram się robić wszystko, żeby tego uniknąć. Już wyjaśniam o co chodzi. Trzy lata temu latem miałam średnią formę, dwa lata temu jeszcze gorszą, a już rok temu przeszłam samą siebie, bo naprawdę rzadko ćwiczyłam i uskuteczniałam śmieciową dietę. Kiedy zaczynało się lato, wjeżdżał mi tzw. kac moralny, bo nie czułam się dobrze w swojej skórze, którą trzeba było odsłonić. Byłam na siebie zła, że przecież miałam tyle czasu i tyle okazji, żeby o siebie zadbać, a jednak to olałam. Wygrało lenistwo i wymówki, które sobie powtarzałam. A to jestem zmęczona, a to mam katar, a to boli mnie mały palec u stopy - znacie to, prawda?  W końcu wyciągnęłam lekcję z tych corocznych moralniaków. Za każdym razem, gdy nie mam ochoty się poruszać, to przypominam sobie jak bardzo tego żałowałam przez ostatnie lata. I mogę powiedzieć, że to główne źródło mojej motywacji. Może u Was też zadziała? 


METAMORFOZY 
Instagram to w głównej mierze fikcja i mam nadzieje, że większość z Was zdaje sobie z tego sprawę. Zdjęcia ociekające fotoszopem, manipulacja i kreacja to trzy słowa, które można przytoczyć podglądając niektóre fit-blogerki (ale nie wszystkie!). Zejdźmy na ziemię i przypatrzmy się osobom w naszym otoczeniu. Myślę, że znacie choć jedną osobę, która dużo schudła lub wyrzeźbiła swoją figurę nie do poznania. Znam kilka takich dziewczyn i naprawdę je podziwiam. Wiem, że to nie jest zasługa chirurgii plastycznej, tylko efekt ciężkiej i systematycznej pracy. Tak więc skoro ona mogła, to dlaczego ja nie mogę? Skoro jej się chciało, to dlaczego ja mam odpuścić? I to dla mnie kolejny motywator, bo wiem, że ze swoim ciałem można zrobić naprawdę wiele, ale trzeba po prostu chcieć. Przyznajcie - która z Was ma takie myśli, że nie ma sensu ćwiczyć, bo i tak nie zrobi formy do lata? Byłam mistrzynią tej wymówki, dopóki nie uświadomiłam sobie jednej rzeczy. Każda, nawet niewielka, ale systematyczna forma aktywności ruchowej poprawi wygląd naszego ciała. P.S Zerknijcie sobie czasem na metamorfozy dziewczyn u Ewy Chodakowskiej - to prawdziwe źródło motywacji!


UBRANIA
Mam w swojej szafie kilka takich rzeczy, które wiszą tam jeszcze z metkami. Kupiłam je z myślą o "lepszych czasach", kiedy to już wyrzeźbię sobie to i owo. To zabawne, ale mam je już od kilku lat i jeszcze nigdy ich nie założyłam. Naczelną zasadą porządkowania szafy jest to, aby wyrzucać z niej ubrania, których nie miałyśmy na sobie od dwóch sezonów, bo prawdopodobnie już nigdy ich nie wykorzystamy i tylko zajmują miejsce. Ja tej zasadzie mówię "nie" i tego lata planuję ich mały debiut :-) I tak oto z ubrań uczyniłam sobie kolejne źródło mojej motywacji. 


ENDORFINY!
Ile to już razy czytałyście o tych buzujących hormonach szczęścia po treningu? Sama w to nie wierzyłam, bo jak można czuć się szczęśliwym, kiedy zakwasy chcą nas po prostu zeżreć :-) Muszę przyznać, że powrót do regularnych ćwiczeń, zarówno w domu jak i na siłowni zawsze jest dla mnie okrutnie ciężki. Przez pierwszy miesiąc mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę i dać mojemu cellulicikowi spokojnie żyć, a udom radośnie dyndać. Jednak po chwili przywołuję się do porządku, bo wiem, że to minie. Z każdym, kolejnym treningiem będzie tylko lepiej, tylko nie można tracić motywacji. Właśnie znajduję się w takim momencie, że po każdej wizycie na siłowni zaczynam czuć przypływ endorfin i cieszę się, że wytrwałam, bo to naprawdę wspaniała rzecz. Uwaga - uzależnia!


PRZYPŁYW ENERGII
Kiedy nie ćwiczę, to czuję, jak schodzi ze mnie powietrze. Nie mam na nic siły i do wszystkiego podchodzę bardzo negatywnie. Podsumowując - nie chce mi się chcieć. Czuję się wtedy jak robot, który wstaje o poranku i robi wszystko mechanicznie, a życie gdzieś tam się toczy bez mojego udziału. Pod koniec roku zrobiłam mały rachunek sumienia. Wyszło mi, że bardzo tęsknię za czasami, gdy miałam dużo energii, bo to ona wiele determinuje. Pomyślałam, że tak dłużej nie może być i zaczynam lecieć z treningami. Energia przyszła wraz z odejściem zakwasów i to również uzależniające. Wiem, że jeśli będę regularnie ćwiczyć i dobrze jeść, to ten stan nie zniknie. Wracająca energia, to moje kolejne, zdrowe uzależnienie.


LEPSZA CERA
Dużo jest prawdy w powiedzeniu, że jesteś tym, co jesz. Dla niewtajemniczonych, to wcale nie oznacza, że jeśli pochłaniasz dziennie jednego hambuksa z McDonalda, to nim jesteś. Bardziej chodzi o to, że jemy te wszystkie, niezdrowe substancje, które bardzo szybko potrafią negatywnie wpłynąć na nasz wygląd. Nie dość, że po takim jedzeniu czuję się fatalnie (dolegliwości żołądkowe), to jeszcze moja skóra potrafi zmienić się nie do poznania. Jest poszarzała, przetłuszczona i pojawia się mnóstwo niedoskonałości. Od kiedy zaczęłam pilnować jakości, kaloryczności i stałych pór moich posiłków, to widzę jak to korzystnie wpływa na moją cerę. Wiem też, że jedzenie, to moje paliwo. Bez niego treningi nie przyniosą żadnych korzyści. Ćwiczenia stanowią podobno tylko 30% sukcesu - reszta to dieta! Nie chodzi o to, żeby jeść same kiełki i rzeczy, które w sumie nam nie smakują, bo szybko się poddamy. W sieci można znaleźć naprawdę mnóstwo pysznych i zdrowych przepisów dla osób, które ćwiczą. Dostarczają wielu witamin i pozwolą na redukcję tkanki tłuszczowej oraz przyrost mięśni. Polecam Wam też fajną aplikację na telefon o nazwie myfitnesspal. Można podliczyć tam ilość spożywanych dziennie kalorii, dzięki czemu wiemy na czym stoimy. U mnie na przykład wyszło, że jem zdecydowanie za mało przy moim obecnym planie treningowym. 


NOWE RZECZY NA SIŁOWNIĘ
Na koniec kwestia najbardziej błaha, ale również w pewien sposób motywuje mnie do ćwiczeń. Są to nowe ubrania na siłownię, które regularnie kupuję. Niezależnie od tego czy ćwiczycie w domu, czy wśród ludzi na siłce, to warto robić to w fajnych ciuchach. Działa tu efekt psychologiczny, bo w nowych rzeczach czujemy się bardziej atrakcyjne, a poza tym skoro wydałyśmy już tyle kasy na te ubrania, to aż wstyd ich nie wykorzystać. Z doświadczenia wiem też, że dobre legginsy, stanik sportowy i buty znacznie ułatwiają wykonywanie niektórych ćwiczeń i trening idzie o wiele lepiej. Zapraszam Was do śledzenia mojego Instagrama, a konkretnie InstaStory, gdzie co jakiś czas mówię o swoich treningach i o tym, co jem :-) Klik tutaj


Dziewczyny, myślę, że nieprzypadkowo zajrzałyście do tego wpisu. Być może również nie macie zapału do tego, aby w końcu się za siebie wziąć i przede wszystkim - wytrwać w tej walce. To co, stworzycie swoją listę "motywatorów"? Co na niej będzie? Mówię Wam - to działa! 


________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 

KARNAWAŁOWE STYLIZACJE KROK PO KROKU I NAJPIĘKNIEJSZE, BROKATOWE LAKIERY PROVOCATER.

$
0
0
W okresie studniówek oraz imprez karnawałowych błyszczące paznokcie to prawdziwy "must have"! Dziś post dla wszystkich "sroczek" i zaprezentuję Wam najpiękniejsze lakiery z brokatem i drobinkami, które posiadam w swojej kolekcji. Będą też dwie, proste stylizacje krok po kroku, więc zapraszam do dalszej części wpisu, który powstał we współpracy z marką Provocater.


Karnawał kojarzy mi się przede wszystkim z błyskiem. Jeśli poszukujecie paznokciowej inspiracji, to dziś przybywam do Was z dwoma, prostymi pomysłami, które możecie wykorzystać. Obydwie stylizacje są w mojej ulubionej, różowej tonacji, ale Wy możecie użyć dowolnych kolorów. 

STYLIZACJA NR 1

Pierwszy mani to połączenie dwóch najpiękniejszych moim zdaniem lakierów od Provocater czyli Young Skin i Gold Star (pierwsze zdjęcie powyżej). Przyznajcie, że duet łososiowego różu i złota jest naprawdę udany. 


KROK 1
Na paznokciu mam już dwie warstwy lakieru Gold Star od Provocater. Do wykonania tej stylizacji użyłam cieniutkiej, samoprzylepnej tasiemki do paznokci, którą możecie kupić np. w Rossmannie. Najpierw przyklejam pierwszą część i odcinam nożyczkami. 

KROK 2
Następnie przyklejam kolejną część tak, aby stykała się z pierwszą przy skórkach. 

KROK 3
Trzecią część również doklejam tak, aby stykała się w rogu z dwiema pozostałymi. Dokładnie dociskam tasiemki na brzegach, aby nic nie odstawało, ponieważ będzie to tworzyło mój szablon to namalowania prostych linii kolejnym kolorem. 


KROK 4
Najpierw maluję bok paznokcia kolorem Young Skin od Provocater. Robię to tak, aby dokładnie pokryć całe "okienko", które stworzyłam za pomocą tasiemki. Możecie na nią delikatnie najechać kolorem, ale nie wyjeżdżać poza nią. Lakiery Provocater mają teraz nieco mniejsze i bardziej precyzyjne pędzelki, więc bez problemu wypełniłam "okienko" bez użycia żadnych dodatkowych narzędzi. Nie utwardzam jeszcze lakieru pod lampą. Nie musicie martwić się o to, że lakier spłynie, bo formuła hybryd od Provocater ma idealną gęstość. 

KROK 5
Następnie wypełniam kolejne "okienko" lakierem Young Skin. Dokładnie dojeżdżam pędzelkiem tam, gdzie stykają się tasiemki, aby wzór był jak najbardziej precyzyjny. Znów nie utwardzam lakieru pod lampą.

KROK 6
Ostrożnie odklejam tasiemki jedna po drugiej i jeśli wzór jest równy, to utwardzam paznokieć pod lampą. Przed utwardzeniem możecie go jeszcze poprawić i zmyć jakieś nierówności. Na koniec nakładam Top No Wipe od Provocater i znów utwardzam pod lampą. Takie same czynności wykonuję na drugim paznokciu, tylko wypełniam inne okienka, żeby było trochę ciekawiej. I stylizacja jest gotowa! 


Na stylizacji po lewej widzicie lakier Gold Star od Provocater bez naniesionego wzoru w świetle sztucznym, a po prawej już gotowymi wzorkami w świetle dziennym. Uwielbiam to połączenie kolorów, ale taki brokatowy lakier będzie wyglądał fajnie z każdym, innym odcieniem. 

STYLIZACJA NR 2

Druga stylizacja to coś zupełnie prostego, ale zarazem bardzo efektownego czyli brokatowe końcówki. Efekt na żywo w sztucznym oświetleniu jest naprawdę oszałamiający i jeśli wybieracie się na imprezę w małej czarnej, to taki błyszczący akcent na paznokciach będzie strzałem w dziesiątkę!


KROK 1
Na paznokciu mam już dwie warstwy lakieru o nazwie French Rose. To piękny, mleczny róż, który w połączeniu ze złotem Gold Star wygląda również bardzo efektownie. Na samą końcówkę paznokcia nakładam pędzelkiem lakier Gold star i delikatnie przeciągam nim w górę. 

KROK 2
Następnie dociskam kilka razy do płytki palcem, aby rozprowadzić drobinki lakieru tak, aby nie było widocznych odcięć. Najwięcej lakieru ma być na końcówce, a na środku paznokcia już tylko troszkę. 

KROK 3
Dokładam palcem jeszcze kilka drobinek Sequin od Provocater, aby wzmocnić efekt błysku. Paznokieć utwardzam pod lampą, następnie nakładam Top No Wipe i znów utwardzam pod lampą. I gotowe :-) 


PRODUKTY UŻYTE DO STYLIZACJI (LINKI)

Tasiemka do zdobień (do kupienia np. w drogerii Rossmann)


Jeśli chodzi o moje ulubione, połyskujące lakiery, które wykorzystuje do swoich imprezowych stylizacji, to przede wszystkim stawiam na złoto. Pięknie prezentuje się w połączeniu z każdym lakierem i za pomocą takiego lakieru można wykonać mnóstwo zdobień. Najpiękniejsze złoto w ofercie marki Provocater to oczywiście Gold Star. Lubię także Pure Gold oraz perłowy Snow Flake, który na każdym lakierze wygląda zupełnie inaczej. 


Nie wiem dlaczego, ale karnawał kojarzy mi się z odcieniem niebieskim i zielonym. I tu również mam swoich faworytów marki Provocater. Jest to Christmas Tree, Heavy Rain oraz Mermaid Blue. Zerknijcie jak fajnie wygląda połączenie niektórych kolorów ze sobą. Zrobiłam to metodą, którą opisywałam w stylizacji nr 2. 


Czas na odcienie różowe i czerwień. Tutaj faworytami są: Frosty Pink, Cristal Pink i  Hot Sparkle. Duet tego ostatniego z Heavy Rain jest dosyć nieoczywisty, a w sztucznym oświetleniu wygląda oszałamiająco. 


I tak prezentują się moi błyszczący ulubieńcy. Dajcie znać czy lubicie brokat i drobinki na paznokciach :-) Wszystkie produkty z dzisiejszego wpisu zakupicie na stronie internetowej Provocater tutaj klik. 


________

INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 


ZIMOWY HIT DO OLEJOWANIA WŁOSÓW - OLEJ MARULA!

$
0
0
Pamiętacie, jak w październikowej pielęgnacji włosów wspominałam Wam o oleju marula? Już wtedy bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ale w przypadku olejów potrzebuję dużo czasu, aby wyrazić ostateczną opinię. Dziś ukończyłam drugą buteleczkę tego produktu i napiszę Wam dlaczego jestem nim tak zachwycona. Myślę, że posiadaczki włosów suchych, łamliwych, szorstkich i skłonnych do puszenia się będą z niego bardzo zadowolone, ale o tym w dalszej części dzisiejszego wpisu.


DLACZEGO ZREZYGNOWAŁAM Z MOICH ULUBIEŃCÓW DO OLEJOWANIA?
Jak wiecie od dłuższego czasu byłam fanką oleju awokado oraz tego ze słodkich migdałów. Fantastycznie uelastyczniały włosy, nadawały im miękkości, wygładzały je i nabłyszczały. Przy dłuższym stosowaniu miałam wrażenie, że moje włosy przeszły totalną metamorfozę i to właśnie dlatego tak chętnie je polecałam. Zima rządzi się jednak swoimi prawami. Gdy za oknem mróz, a w domach grzejniki włączone są na maksymalną moc, wilgotność powietrza jest bardzo niska i często spada nawet do 20%. To wyjątkowo niesprzyjające warunki dla kondycji naszych włosów i ja również to zauważyłam. Moje włosy stały się ekstremalnie suche mimo, że regularnie pielęgnowałam je swoimi ulubionymi olejami. Do tego noszenie czapki, mróz i ciągłe zmiany temperatury również przyczyniły się do tego, że nie byłam zadowolona ze swoich włosów. Miałam wrażenie, że są cieńsze, sianowate i straciły swój blask. Wiedząc o tym, że to właśnie olejowanie ma największą moc, postanowiłam zrezygnować ze swoich ulubionych olejów na rzecz tylko jednego i był nim właśnie olej marula. Szybko okazało się, że to strzał w dziesiątkę!


DLACZEGO TEN OLEJ JEST TAK WYJĄTKOWY?
Olej marula przybył do nas z Afryki i to właśnie tam jest często wykorzystywany do pielęgnacji delikatnej skóry noworodków, które muszą być silnie chronione przed słońcem. Wytłaczany jest na zimno z pestek  owoców drzewa marula i zawiera ogromną ilość witamin oraz flawonoidów. W jego składzie przeważają jednonasycone kwasy tłuszczowe, a to sprawia, że idealnie nadaje się do olejowania włosów średnioporowatych. Olej ten jest w stanie dopasować swoje cząstki do stopnia rozchylenia łusek włosów i sprawić, że zaczną bardziej przylegać do ich powierzchni. Dzięki temu włosy mogą przejść ze stanu średnioporowatości do niskoporowatości i to w krótkim czasie, czego sama jestem dobrym przykładem. Ponad to olej marula wspomaga krążenie podskórne oraz zawiera takie witaminy jak C (trzykrotnie więcej niż cytryna) i E, które odpowiadają za prawidłowe kształtowanie się włosa w cebulce. Nie bez powodu są okrzyknięte witaminami młodości. Zdolność tego oleju do zwiększania krążenia podskórnego sprawia, że te dwie witaminy zadziałają z pełną mocą, a więc można go stosować do olejowania skóry głowy przy problemach z wypadaniem włosów, łupieżem czy suchością. A to najbardziej powszechne problemy, które dotykają nasze włosy zimą. 

JAK GO STOSOWAŁAM? 
Olej marula (u mnie marki Nacomi, kupiony w Hebe) stosowałam przez 2 miesiące. Używałam go co 2-3 dzień, na noc. Nakładałam go trochę inaczej, niż wszystkie inne oleje i zaczynałam od dołu ruchami głaskającymi, przechodząc ku górze. Niewielką ilość nakładałam też na skórę głowy, wcierając ruchami kolistymi. Później rozczesywałam włosy szerokim grzebieniem, aby jeszcze lepiej rozprowadzić na nich olej i zaplatałam w ciasny warkocz. Rano zmywałam. 


MOJE WRAŻENIA ZE STOSOWANIA OLEJU MARULA
To nie do wiary, ale pozytywne efekty zauważyłam już po drugim użyciu. Wygląda na to, że moje włosy miały już dosyć oleju awokado i migdałowego, a olej marula idealnie wstrzelił się w ich potrzeby. Bardzo szybko stały się bardziej dociążone, gładkie, jedwabiste w dotyku i mięsiste. Po ukończeniu pierwszej buteleczki zauważyłam, że znów wrócił im ten blask, którego tak mi brakowało. Nie są już suche i proste jak drut - łatwiej mogę je modelować i o wiele dłużej utrzymują skręt termoloków. Przestały się elektryzować i potocznie mówiąc "rozczapierzać" na końcach (efekt miotły). Uwielbiam to uczucie, gdy moje włosy dobrze reagują na dany produkt, bo potrafią przejść ze stanu totalnej suchości, w stan odżywienia. I muszę przyznać, że ten olej faktycznie wpływa na zmianę porowatości włosów. Zimą to w mojej opinii najlepszy wybór, bo olej marula jest jak szczelny opatrunek chroniący przed czynnikami zewnętrznymi takimi jak zmiany temperatury, suchość powietrza czy mechaniczne działania. Nie można go porównać do parafiny czy silikonu, który tylko oblepia daną powierzchnię. W składzie oleju marula mamy jeszcze wiele cennych składników, które mogą szansę poprawić kondycję włosa. Zauważyłam też, że włosy zupełnie przestały wypadać, ale od nowego roku wprowadziłam inną dietę, która również mogła się do tego przyczynić. 

Podsumowując, to mój aktualny mistrz do olejowania włosów i nie wyobrażam sobie, abym mogła z niego zrezygnować. Dajcie znać jakie oleje najlepiej sprawdzają się u Was w okresie zimowym i czy znacie marulkę :-

____________________________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 



ULUBIEŃCY STYCZNIA: BLACK ORCHID, SKIKIORIORI TSUBAKI I SOPOT ZIMĄ.

$
0
0
Dziś przygotowałam dla Was małe zestawienie produktów, które podbiły moje serce w ostatnim czasie. Będzie kilka kosmetyków kolorowych takich jak paletka cieni, pomadka, kredka do oczu i błyszczyk, a także coś do pielęgnacji ciała i włosów, więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam na moich styczniowych ulubieńców. 



Zacznę od zapachu, po który w styczniu sięgałam najczęściej i jest to woda perfumowana Tom Ford Black Orchid. Kiedy ją pierwszy raz powąchałam, to wzbudziła u mnie skrajne emocje. Z jednej strony wyczuwałam tam moje ulubione nuty czyli czarną porzeczkę, a z drugiej odrzucał mnie trochę aromat kwiatowy, za którym nie do końca przepadam. Jednak prawdziwe oblicze tego zapachu dostrzegłam dopiero po aplikacji na skórę. To perfumy niejednoznaczne, bardzo eleganckie i powiedziałabym nawet, że nieco osobliwe i niszowe. Niezwykle ciekawie rozwijają się na skórze i po kilku minutach od aplikacji zapach zupełnie nie przypomina tego, który wydobywa się bezpośrednio z flakonu. Lubię takie kompozycje, które zaskakują i nie wiadomo czego można się po nich spodziewać. Najlepsze jest jednak to, że u mnie ten zapach utrzymuje się nieprawdopodobnie długo, podobnie jak w zasadzie wszystkie perfumy od Michaela Korsa (np.Sexy Amber). Podsumowując - to w mojej opinii zapach dla kobiety z charakterkiem, która lubi się wyróżniać :-)


Pozostanę jeszcze chwilkę w tematyce zapachów. Gdzieś w otchłani mojej szafki z kosmetykami odnalazłam resztkę balsamu, którego bardzo często używałam w okresie letnim i jest to Dr Irena Eris Odżywczy Balsam-Nektar FIJI. Jego zapach przywiódł mi na myśl same pozytywne wspomnienia, a przede wszystkim ten ciepły, słoneczny klimat, którego mi brakuje. Przypomniałam sobie jak bardzo lubiłam ten balsam - rewelacyjnie nawilża, szybko się wchłania, a zapach jest niezwykle trwały i kuszący. Kupiłam kolejne opakowanie i w zeszłym miesiącu używałam tego balsamu codziennie. Uwielbiam go!


Jeśli chodzi o pielęgnację włosów, to faworytką w tej kategorii okazała się japońska maseczka Skikioriori Tsubaki - terapia intensywnie regenerująca z olejkiem Tsubaki, aminokwasami i ceramidami. To jak wspaniale uelastycznia, wygładza i wspomaga rozczesywanie jest nie do opisania. Prócz silikonów ma w składzie jeszcze olej migdałowy, argininę, sok aloesowy, wyciąg z brzoskwini, arbutynę oraz oczywiście olejek tsubaki. Lubię ją za to, że daje wyraźną poprawę stanu włosów już po pierwszym użyciu. Są w dotyku jak sztuczne, gładkie włosy lalki (w tym pozytywnym znaczeniu).


Najczęściej używanym i ulubionym produktem do ust w zeszłym miesiącu była pomadka Maybelline Color Sensational Matte o nazwie Smoky Rose 987. Uwielbiam ją za ten cudowny, brudno-różowy kolor, krycie i to, że nie podkreśla suchych skórek jak to maty mają w zwyczaju. Jest bardzo kremowa i ładnie się "zjada" nie tworząc żadnych odcięć i nieestetycznych linii. Można dzięki niej wyrysować precyzyjny kształt ust, ale ja zazwyczaj używam jej w duecie z moją ulubioną konturówką od Wibo Lip Define Pencil nr 2. Poza tym pięknie pachnie budyniem waniliowym!

A kiedy nie miałam ochoty na mat, to używałam błyszczyka Clinique Pop Lacquer 01 Cocoa Pop. To według mnie najlepszy wybór do dziennego makijażu, bo jego kolor jest na tyle zgaszony, że nie będzie się wybijał na pierwszy plan. Formuła jest dosyć gęsta i lepka, ale ja akurat jestem fanką takich konsystencji. Dzięki temu błyszczyk utrzymuje się na ustach bardzo długo. Jego również można spokojnie używać w duecie z Wibo Lip Define Pencil nr 2 i to combo jest naprawdę idealne.


Do łask powrócił u mnie balsam Tisane, o którym moje pękające usta skutecznie mi przypomniały. Nie ma chyba nic lepszego, niż ten kultowy już miodek. Pierwszy słoiczek kupiła mi wiele lat temu moja mama i za każdym razem, kiedy mam jakieś problemy z ustami, to lecę do apteki po Tisane. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł i to aż dziwne, że producent przez tyle lat nie zepsuł jego receptury. Używam go też czasem pod oczy i to najlepszy sposób na ukojenie mocno przesuszonej skóry w tych okolicach.


A co w temacie makijażu oczu? Tutaj faworytką była u mnie paletka Isa Dora 66 Divine Eyes. Zawiera same cienie błyszczące, których używam na całą, górną powiekę ruchomą lub jako akcent np. w wewnętrznym kąciku (najjaśniejszy kolor). Myślę, że to paletka przede wszystkim dla posiadaczek niebieskich i zielonych oczu, bo dzięki takim odcieniom kolor tęczówki jest idealnie wybity. Cienie mają dobrą pigmentację, ale aby ją uzyskać najlepiej nakładać je palcem i to na nieprzypudrowany korektor lub mokrą bazę.


Przetestowałam już wiele kępek rzęs, ale dopiero niedawno kupiłam te idealne i są nimi kępki marki Kiss (dostępne w Superpharm). W zestawie znajdziecie trzy długości, dzięki czemu można pięknie wymodelować oko według swoich preferencji. Nie wyobrażam sobie makijażu na jakieś specjalne okazje bez "podrasowania" oczka kępkami, bo to robi ogromną różnicę. Trochę odeszłam od rzęs na pasku, bo przy nich trzeba się bardziej namęczyć podczas aplikacji. Dużo łatwiej idzie mi z kępkami i są też bezpieczniejsze, bo jeśli coś się odklei, to aż tak tego nie widać, jak w przypadku rzęs na pasku. Kępki, o których piszę nie są błyszczące, więc nie odróżniają się od naturalnych rzęs i mają malutki węzełek, co również jest bardzo ważne.


Gdzieś w akcji zagubiła mi się moja ulubiona, cielista kredka z Bell, o której już wiele razy Wam wspominałam. Przeszukując swoje zapasy natrafiłam na kredkę Kiko z kolekcji Asian Touch w kolorze 01 i również jestem z niej bardzo zadowolona. Jest mięciutka, kremowa i już za jednym pociągnięciem pokrywa całą linię wodną bez konieczności poprawek. Ma też fajny kształt, bo wygląda trochę jak pędzel.


Ostatnim produktem jest maseczka z Bielendy z serii profesionalnej Antibacterial Face Mask z zieloną glinką. Zazwyczaj podchodzę z dużą rezerwą do gotowych maseczek z glinkami, bo wolę te sypkie, do samodzielnego rozrabiania, ale tym razem postanowiłam skusić się na jakiegoś gotowca. Uwielbiam maskę po kwasach z tej profesjonalnej serii, więc pomyślałam, że może i ta będzie tak dobra. Nie pomyliłam się, bo faktycznie pięknie uspokaja cerę i mam też wrażenie, że lekko ją rozjaśnia, co akurat jest dla mnie dużym plusem. Nie spowodowała u mnie żadnej, alergicznej reakcji i chętnie do niej wracam po całym dniu noszenia makijażu.


I na koniec trochę zdjęć z mojego ukochanego, zimowego Sopotu. W końcu przyszła do nas zima! Z kolei na Walentynki wybieram się do Zakopanego, więc jeśli chciałybyście zobaczyć relację z tego wyjazdu, to zapraszam do oglądania mojego InstaStory klik:-) 


Dajcie znać czy coś wpadło Wam w oko i jeśli macie jakieś pytania, to postaram się pomóc :-)


____________________________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 



MOJE ZAKUPY Z WYPRZEDAŻY I NIE TYLKO: MICHAEL KORS DANIELA, ALDO, DEICHMANN, RESERVED, PULL&BEAR, NEW YORKER, CUBUS, HOUSE I INNI.

$
0
0
Wyprzedaże już powoli dobiegają końca, ale udało mi się jeszcze z nich skorzystać. Tak jak wspominałam Wam na moim InstaStory - na ukojenie nerwów po jakże wyczerpującej sesji egzaminacyjnej wybieram się do Zakopanego. Zaopatrzyłam się więc w kilka niezbędnych rzeczy konkretnie na ten wyjazd, ale nie tylko, więc jeśli macie ochotę obejrzeć moje zakupy, to zapraszam do czytania dalej. 



Tej zimy mam jakąś obsesję kupowania swetrów w kolorze kremowym. Mam ich w szafie co najmniej sześć i kiedy idę na zakupy, to dalej rozglądam się właśnie za takimi odcieniami. Wyglądają niezwykle świeżo i pasują zarówno do dżinsów, czarnych rurek, legginsów czy spódnic w różnych kolorach. Tym razem w oko wpadł mi dłuższy sweterek z Reserved w jasnym, śmietankowym odcieniu, ozdobiony perełkami. Jest bardzo miękki i ciepły, więc z pewnością zabiorę go na wyjazd do Zakopanego i pewnie zobaczycie mnie w nim na zdjęciach (koniecznie obserwujcie mnie na Insta @kosmetycznahedonistka :-)


Kolejną rzeczą, którą kupiłam jest bluza z kapturem, również w jasnym kolorze. Już od jakiegoś czasu szukałam takiej bluzy, która nie ma żadnych napisów i nie jest przykrótka. Wszystkie inne, jakie do tej pory mierzyłam, były z tak fatalnego materiału, że pewnie nie przetrwałyby pierwszego prania. Bardzo fajną bluzę znalazłam w sklepie Pull&Bear (dział męski!), ale niestety nie pochodzi z wyprzedaży. Ostatnio podoba mi się połączenie zwykłych, prostych spódniczek i właśnie takiej bluzy (+ botki i kryjące rajstopy).


A skoro już jesteśmy przy butach, to w końcu znalazłam baaaardzo wygodne botki z kożuszkiem, dzięki którym nie straszne mi żadne dłuższe spacery. Można je nosić na kilka sposobów np. z całkiem w wywiniętym kożuszkiem, albo zasznurowane do końca. Kupiłam je w sklepie Deichmann i z ich kartą dostałam na nie 30% rabatu. 


Na wyprzedaży w sklepie New Yorker udało mi się upolować bardzo ciepłą kurtkę z ogromnym, puchatym kapturem. Zależało mi na czymś jasnym i może niekoniecznie pikowanym, więc kiedy zobaczyłam tę oto kurtkę, to od razu ją przymierzyłam. Świetnie leży, ma długie rękawy i jest ściągnięta w talii. Podobają mi się też te czarne dodatki, duże kieszenie i cena. Pierwotnie ta kurtka kosztowała 300 zł, a po przecenie 90 zł. 


Znalezienie fajnych dżinsów w tym sezonie graniczyło dla mnie z cudem. Wszystkie były jakieś przykrótkie i dziwnie skrojone, więc długo nic nowego nie kupowałam. Aż w końcu odwiedziłam Cubusa i tam w zasadzie trudno było mi się zdecydować tylko na jedną parę, bo wszystkie modele leżały fantastycznie. To model Jegging Jane i jeśli szukacie komfortowych w noszeniu dżinsów ze średnim stanem, to polecam je Waszej uwadze. 


Jestem fanką spódniczek, szczególnie w sezonie zimowym, do kryjących rajstop. Lubię spódnice o linii A i to w takim fasonie czuję się najbardziej swobodnie. Do tego jakiś zwykły, czarny golf i jestem gotowa do wyjścia. Świetną spódnicę dorwałam w sklepie Befree Fashion (Riviera Gdynia) i ten model na tyle mi się spodobał, że kupiłam też identyczną, ale w kolorze czarnym. 


Jakiś czas temu zamówiłam na Zalando z dużym rabatem torebkę Michael Kors Daniela, która już od jakiegoś czasu bardzo mi się podobała. Jest klasyczna, ładnie wykonana, ale ma jedną, podstawową wadę. Mieści się do niej znacznie mniej, niż do Jet Set Travel, przez co nie jest dla mnie dostatecznie wygodna. Wkładając do niej portfel, etui z dokumentami, telefon, puderniczkę, pomadkę i klucze jest tak wypchana, że z trudnością się domyka. Jeśli zastanawiacie się nad tym właśnie modelem, to weźcie to koniecznie pod uwagę. 


Uwielbiam takie proste, czarne półgolfy bez rękawów - idealny znalazłam w sklepie House. Zestawiam je z równie prostymi spódnicami w każdym kolorze i takie duety są bardzo w moim stylu. Były różne odcienie i wrócę jeszcze po kolor szary. 


Ostatnio stawiam na dużą, wyrazistą biżuterię szczególnie, jeśli chodzi o pierścionki. Ten środkowy kupiłam w sklepie Orsay ( marka I am ), a dwa pozostałe były w zestawie H&M. 


I na koniec jeszcze jedna torebka, którą również kupiłam z rabatem (wystarczy zapisać się do newslettera w sklepie, a otrzymacie 20% zniżki). Jest mała, ale wbrew pozorom bardzo pojemna. Zmieści w zasadzie tyle, ile Michael Kors Daniela, a jest od niej o wiele mniejsza. Brelok można odpiąć i szczerze, to wolę to zrobić, bo z nim torebka jest bardzo "głośna". Poza tym jestem z niej bardzo zadowolona i jakość torebek Aldo zawsze mnie zachwyca. 

Dziewczyny, dajcie znać czy coś wpadło Wam w oko i jeśli macie ochotę zobaczyć małą relację z mojego wyjazdu do Zakopanego, to zachęcam do obserwowania mnie na moim Instagramie oraz Instastory tutaj klik :-)


____________________________

INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 








NAJLEPSZE GADŻETY DO MAKIJAŻU 2017 ROKU: PĘDZLE, PĘSETA, GĄBECZKA, ZALOTKA, GRZEBYK.

$
0
0
Zgodnie z obietnicą czas na ostatnie podsumowanie minionego roku i tym razem znajdą się w nim najlepsze gadżety do makijażu. Dziś przedstawię Wam moich niezastąpionych pomocników do aplikacji pokładu, pudru, cieni, a także najlepszą zalotkę, pęsetę oraz grzebyk do rozczesywania rzęs. Gotowe? To zaczynamy!



NAJLEPSZA GĄBECZKA DO PODKŁADU I PUDRU 
Jeśli chodzi o jajowate gąbeczki do nakładania podkładu, to nie miałam z nimi najlepszego startu. Zaczęłam od tych drogeryjnych, które były twarde jak kamień nawet po zmoczeniu, później testowałam nieco lepsze typu Real Techniques, aż w końcu dotarłam do Beauty Blendera, który również mnie jakoś specjalnie nie zachwycił. Zarówno na mokro, jak i na sucho uzyskiwałam niezadowalające krycie podkładu. Poza tym dużo lepiej było mi posługiwać się pędzlem typu Flat Top. Pamiętacie wpis na temat pudrowania skóry na mokro (link niżej)? To właśnie wtedy zupełnie zmieniłam podejście do tego typu gadżetu i teraz już wiem, że to kwestia jakości gąbki. Bezdyskusyjnym faworytem w tej kategorii jest gąbka Blend It, której używam teraz zarówno do pudrowania skóry na mokro, jak i do rozprowadzania podkładu. Cera wygląda bardziej gładko,  podkład jest mało widoczny, a krycie zachowane w stu procentach. Nie wyobrażam sobie, aby w mojej kosmetyczce zabrakło gąbeczki Blend It. Można ją łatwo doczyścić i jeśli odpowiednio się z nią obchodzimy, starczy na bardzo długo. 

Warto przeczytać:


NAJLEPSZE PĘDZLE DO PODKŁADU I BRĄZERA
Czasem zdarza się, że wszystkie gąbeczki mam "w praniu" i wtedy sięgam po pędzel do nakładania podkładu. Najlepszym pędzlem w tej kategorii został Flat Top Zoeva 104 Buffer. Jeśli oczekujecie od podkładu największego krycia i mimo wszystko gąbeczka Wam nie służy, to spróbujcie aplikacji tym właśnie modelem pędzla. Jest duży, odpowiednio zbity, a jednocześnie dosyć miękki - takie lubię najbardziej. Faworytem do brązera został pędzel Zoeva 127 Luxe Sheer Cheek, który co prawda jest przeznaczony do różu, ale u mnie najlepiej sprawdza się właśnie do pudrów brązujących. Bardzo dobrze i szybko je rozprowadza bez żadnych smug czy plam. W pędzlach Zoeva najlepsze jest to, że mimo upływu lat (a modele ze zdjęcia mam już jakieś 3 lata) nadal są w dobrej kondycji, czego nie można powiedzieć pędzlach innych marek, które mam w swojej kolekcji. 

Warto przeczytać:


NAJLEPSZE PĘDZLE DO MAKIJAŻU OCZU
A teraz czas na cztery modele pędzli, po które zarówno w tym, jak i w minionym roku sięgałam najchętniej. Do blendowania (rozcierania cieni lekką chmurką koloru) najlepszy jest dla mnie model Zoeva 228 Crease i Luxe Crease (dwa pierwsze modele obok siebie). Pierwszy z nich mam najdłużej i pochodzi z najstarszej kolekcji pędzli Zoeva. Jest już mocno rozczapierzony, ale to właśnie taka jego forma pozwala mi na uzyskanie lekkiej poświaty koloru w załamaniu górnej powieki. Pędzel, który leży obok jest już z najnowszej kolekcji Aristo Brush Set i używam go do bardziej precyzyjnego podkreślenia załamania. Za jakiś czas również stanie się bardziej puchaty. Kolejnym pędzlem, który bardzo lubię jest Zoeva 234 Luxe Smoky Shader. Używam go do rozcierania kreski wzdłuż górnej powieki oraz do podkreślania cieniem tej dolnej - jest najlepszy! I na koniec pędzel skośny Zoeva 317 Wing Liner, którego używam zarówno do wypełniania brwi, jak i do malowania kreski na górnej powiece. Mimo upływu lat nadal jest giętki i zachował swój precyzyjny kształt. To cztery modele pędzli, których używam do codziennego makijażu oka i w zasadzie nie potrzebuję niczego więcej. 


NAJLEPSZA ZALOTKA I GRZEBYK DO ROZCZESYWANIA RZĘS
Bardzo często prosicie o polecenie dobrej i łatwo dostępnej zalotki. Moją ulubioną jest ta z Inglota, która służy mi już dosyć długo i jest naprawdę rewelacyjna. Wiecie, że nie wyobrażam sobie makijażu bez podkręcenia rzęs na zalotce i wybór dobrego modelu był dla mnie bardzo ważny. Kolejny raz zaufałam marce Inglot i nie zawiodłam się, więc Wam również mogę ją śmiało polecić. Po wytuszowaniu rzęs zawsze rozczesuję je jeszcze takim metalowym grzebykiem i mój jest marki Neicha. To kolejny gadżet, którego w mojej kosmetyczce nie może zabraknąć. 


NAJLEPSZA PĘSETA
Nawet nie macie pojęcia ile to już pęset w życiu przetestowałam. Niektóre są tak złe, że nadają się od razu do kosza i pewnie doskonale wiecie o co chodzi. Końcówki nie stykają się ze sobą idealnie, przez co trudno złapać jakikolwiek włosek, nie mówiąc już o jego wyrwaniu. Pesety bywają też zbyt ostre na końcach, albo są tak sztywne, że ciężko je ścisnąć, aby chwycić za włos. Nie wspominam już o tych pęsetkach w dziwnych kształtach, które jak dla mnie pełnią tylko funkcję ozdobną. Do rzeczy - moją ulubioną pęsetą, którą odkryłam jakoś w zeszłym roku jest ta z Sally Hansen i kupiłam ją w Rossmannie. Łatwo łapie nawet za te najmniejsze, niewidoczne włoski i jest niesamowicie wygodna w użyciu. Mam jeszcze jeden egzemplarz, którego używam w innym celu, ale o tym dowiecie się przy okazji kolejnego wpisu. 

Na blogu pojawiły się już dwa podsumowania najlepszych produktów 2017 roku, więc jeśli macie ochotę, to zajrzyjcie do tych wpisów:


Mam nadzieję, że moje podsumowanie będzie dla Was odpowiedzią na ciągle pojawiające się pytania odnośnie polecenia konkretnych pędzli czy innych akcesoriów. Dajcie koniecznie znać jakie są Wasze ulubione gadżety do makijażu!


______________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 




NAIL HACKS CZYLI MOJE TRIKI Z PAZNOKCIAMI.

$
0
0
W dzisiejszym wpisie zdradzę Wam kilka paznokciowych trików, które ułatwiają mi zarówno pielęgnację, jak i stylizację moich paznokci. Będzie to kilka prostych, praktycznych "nail-hacków" i być może z nich skorzystacie, więc zapraszam do dalszej lektury. 


Jeśli macie pytania o kolor lakieru z moich stylizacji, to z pewnością znajdziecie go w zakładce  MANICURE (KLIK)


TRIK NA SMUKŁE, WĄSKIE PAZNOKCIE
W poprzednim wpisie wspominałam Wam o mojej ulubionej pęsecie, jak również o tym, że nie używam jej tylko do usuwania włosków. Służy mi także do zwężania płytki i robię to za każdym razem, gdy przedłużam płytkę na formie. Po zdjęciu szablonu i opiłowaniu paznokcia w pożądany kształt, zaciskam pęsetę mniej więcej w połowie płytki i zostawiam tak na około 30 sekund. Następnie ściągam pęsetę, nakładam na płytkę kolorowy lakier hybrydowy i utwardzam go pod lampą. Efekt jest taki, że paznokcie wyglądają zgrabniej i są bardziej smukłe. 


NAJLEPSZY GADŻET DO PRECYZYJNYCH ZDOBIEŃ
Wbrew temu, co myślicie, wcale nie posiadam specjalistycznych akcesoriów do zdobień na paznokciach. Najczęściej używam zwykłego pędzelka od żelowego eyelinera np. Rimmel, który jest bardzo precyzyjny i odpowiednio giętki. Można nim namalować najróżniejsze wzory, a także dojechać lakierem tak blisko skórek, jak tylko się da. To moje ulubione narzędzie, jeśli chodzi o precyzyjną robotę.


JAK POMALOWAĆ PAZNOKCIE "POD SKÓRKI"?
Często pytacie mnie o to jak dojechać lakierem bardzo blisko skórek, aby uzyskać złudzenie, że dosłownie wychodzi on spod nich. Bardzo ważne jest to, aby dokładnie odsunąć oraz wyciąć skórki i nie ukrywam, że tutaj najważniejsza jest praktyka. Następnie stosuję mój ulubiony trik, a mianowicie  podciągnięcie skórek palcem do góry. Lekko naciągam skórę tak, aby odsłonić jeszcze odrobinę płytki i maluję lakierem tak blisko skórek, jak tylko się da. Czasem posługuję się też pędzelkiem od żelowego eyelinera, o którym pisałam wyżej i dzięki niemu docieram lakierem naprawdę daleko bez zalewania skórek. Kiedy puszczam skórki, to po chwili jakby wracają do swojej starej pozycji i same nachodzą na lakier, dzięki czemu uzyskuję wrażenie bardzo precyzyjnie pomalowanych paznokci. 


JAK ZROBIĆ IDEALNIE PROSTE LINIE NA PAZNOKCIU?
Jeśli tradycyjny frencz sprawia Wam trudności, bo końcówka nie jest tak równa i czysta, jakbyście sobie tego życzyły, to koniecznie wypróbujcie tasiemki do paznokci. Tak samo, jeśli chcecie ozdobić płytkę jakimiś prostymi, geometrycznymi kształtami (paski, kwadraty, trójkąty itp.) Taka tasiemka kosztuje grosze, a można z jej pomocą wykonać naprawdę piękne, precyzyjne zdobienia. Wystarczy nakleić ją na paznokieć, pomalować dane miejsce lekko najeżdżając kolorem na tasiemkę, a następnie szybko odkleić. Ważne jest, aby nie utwardzać koloru pod lampą z tasiemką, tylko odkleić ją przed utwardzaniem. Tak samo w przypadku zwykłego lakieru - lepiej odkleić ją zaraz po malowaniu, a nie czekać aż lakier wyschnie. 


TRIK NA TWARDE I SUCHE MIEJSCA WOKÓŁ PAZNOKCI 
Skórki najlepiej wyciąć, ale co z twardymi, wysuszonymi miejscami wokół paznokci? U mnie są to najczęściej boki, które piłuję pilniczkiem o gradacji 180/240. Kiedy już pozbędę się tych najbardziej twardych, ostrych miejsc, to na całą płytkę wraz z jej bokami nakładam żel do skórek od Sally Hansen Instant Cuticle Remover. Po około 3-4 minutach usuwam drewnianym patyczkiem wszystkie zbędne pozostałości, których można się wtedy bardzo łatwo pozbyć. Płytka jest wówczas idealnie przygotowana do malowania.


NAJLEPSZA POZYCJA DO MALOWANIA PAZNOKCI
Wiem z doświadczenia, że bardzo ważną rolę podczas malowania paznokci pełni pozycja, jaką przyjmiemy. Ręka, którą maluję musi być całkowicie położona na stole. Dzięki temu mam najbardziej stabilną i pewną pozycję, przez co malowanie jest dużo łatwiejsze. 


JAK PRZYSPIESZYĆ WYSYCHANIE LAKIERU?
A teraz coś dla fanek zwykłych lakierów, z których ja również czasem korzystam, szczególnie, jeśli chodzi o stopy. W sprzedaży dostępne są najróżniejsze preparaty przyspieszające wysychanie lakieru i kiedyś również je kupowałam do czasu, gdy zorientowałam się, że nałożenie jakiegokolwiek oleju (także takiego do smażenia) przyspieszy jego wysychanie. Dodatkowo odżywi, zmiękczy i nawilży skórki. Ważne, aby najlepiej zanurzyć paznokcie w takim oleju, a nie dotykać nim płytki, bo możemy zostawić sobie odciski. Przed nałożeniem oleju można również wsadzić świeżo pomalowany paznokieć pod zimną wodę na kilka sekund, bo to również przyspiesza wysychanie.


OLIWKA W PISAKU ZAWSZE W TOREBCE
Moim ulubionym sposobem na to, aby paznokcie wyglądały na zadbane (mimo, że czasem nie są) jest oliwka w pędzelku, którą zawsze mam w torebce. Czasem zdarza się, że nie mam czasu wyciąć skórek, które zaczynają wyglądać na mocno wysuszone, co prezentuje się bardzo nieestetycznie. To właśnie wtedy oliwka jest wręcz zbawieniem, bo"ukrywa" wszelkie tego typu niespodzianki. Oliwka w pędzelku jest przede wszystkim wygodna w aplikacji i nie zajmuje dużo miejsca w torebce. 


CO ZAMIAST ODTŁUSZCZACZA (CLEANERA)?
Czasem zdarzy się, że w najmniej odpowiednim momencie zabraknie mi Cleanera, który jest przecież bardzo ważny, aby manicure był trwały. Czego wówczas używam? Może to być ocet spirytusowy, aceton, a także zwykła wódka czy spirytus. Acetonu używam tylko przed nałożeniem hybrydy, bo do usuwania warstwy dyspersyjnej nie będzie się nadawał (zabierze połysk).



A jakie są Wasze ulubione triki, jeśli chodzi o pielęgnację i stylizację paznokci? 

______________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 



ZIMOWY WYJAZD DO ZAKOPANEGO - CO, GDZIE I ZA ILE? SKUTERY ŚNIEŻNE, KULIG, KASPROWY WIERCH, HOTEL ARIES.

$
0
0
Czas na obiecany wpis o naszym wyjeździe do Zakopanego! Jeśli obserwowałyście relację na moim Insta, to już wiecie, że w zeszłym tygodniu odwiedziliśmy to wspaniałe miejsce i dziś mała relacja z tego wypadu. Znajdziecie tu kilka praktycznych informacji takich jak koszt pobytu w hotelu Aries, cena śnieżnego safari na skuterach Snowdoo, kuligu oraz wjazdu na Kasprowy Wierch. Polecę Wam też kilka fajnych knajpek z góralską muzyką na żywo, które warto odwiedzić, więc zapraszam do czytania dalej.


Wypad do Zakopanego mieliśmy zaplanowany już kilka miesięcy temu. Bardzo czekałam na ten wyjazd, bo ostatnie tygodnie były dla mnie dość wyczerpujące. Sesja na studiach ciągnęła się w nieskończoność, a ponura aura w Trójmieście nie pozwalała mi naładować baterii. Pobyt w Zakopanem był nas nas momentem, kiedy mogliśmy w końcu "odpiąć wrotki" i oddać się czystemu relaksowi. Droga do tego relaksu była jednak dosyć długa, bo z Gdańska do Zakopanego jest blisko 700 kilometrów, a więc spędziliśmy w aucie ponad 7 godzin.


Planując ten wyjazd obawialiśmy się tylko jednej rzeczy - pogody. W związku z tym, że w Trójmieście śniegu było jak na lekarstwo, to chcieliśmy nacieszyć się nim w górach. Prognozy nie były zbytnio optymistyczne, bo zapowiadały dodatnią temperaturę i słońce, a nie tego oczekiwaliśmy od zimowego wypadu do Zakopanego. Na miejscu jednak czekała na nas miła niespodzianka. Nie mogliśmy nacieszyć oczu wspaniałymi widokami i prawdziwie zimową aurą. Do szczęścia brakowało nam tylko odrobiny słońca, aby ujrzeć góry w pełnej okazałości.


Po 7 godzinach w aucie w końcu dotarliśmy do naszego hotelu. To właśnie tu zarezerwowaliśmy nasz pobyt kilka miesięcy temu. Dlaczego padło na hotel Aries w Zakopanem? Przede wszystkim urzekło nas jego piękne wnętrze, które łączy w sobie prawdziwie góralski klimat z odrobiną nowoczesności. Nigdy wcześniej nie miałam okazji być w tak bajkowym miejscu i zdjęcia w sieci absolutnie nie oddają jego uroku. Hotel już z zewnątrz robi ogromne wrażenie, a mieści się w samym sercu Zakopanego, nieopodal Krupówek. Mieliśmy do nich przysłowiowy "rzut beretem". 


Już na wejściu do hotelu przywitał nas zapach drewna palonego w kominku i spokojna, kojąca muzyka. Ja oczywiście nie mogłam powstrzymać się od robienia zdjęć i relacjonowania wszystkiego na moim InstaStory, więc jeśli macie ochotę, to zerknijcie do wyróżnionej relacji o nazwie "Zakopane". Dzięki niej zdjęcia ożyją :-) 

Co do kosztu pobytu w hotelu, to wyniósł łącznie 2070 zł za 3 doby + 90 zł za parking. W cenie było śniadanie oraz dostęp do siłowni, basenu, zewnętrznego jacuzzi oraz sauny. Wybraliśmy pokój o nazwie Executive Double.


Po zabukowaniu się w hotelu i krótkim odpoczynku udaliśmy się na Krupówki, żeby coś zjeść. Klimat tego spaceru był niesamowity - padał śnieg, panował lekki mrozik, a z każdej knajpki wydobywał się zapach palonego drewna i mięsa z grilla. Prosiłam Was wtedy na InstaStory o polecenie jakiejś fajnej, góralskiej knajpy z muzyką na żywo i dostałam ponad 200 odpowiedzi! Najwięcej osób polecało wówczas Owczarnię, a że byliśmy całkiem niedaleko, to postanowiliśmy ją odwiedzić. Przywitało nas tam piękne, karczmiane wnętrze z mnóstwem ludzi i góralska muzyka na żywo - coś pięknego! Na Instagramie wspominałam Wam już, że w poprzednim wcieleniu byłam chyba góralką, bo takie klimaty niesamowicie mi się podobają. W kwestii jedzenia - na co dzień jem bardzo mało mięsa i zazwyczaj jest to drób, więc obawiałam się o jakieś żołądkowe rewolucje, ale na szczęście nic takiego się nie stało (jeszcze...). Taka deska mięsa wraz z dodatkami i grzanym piwkiem kosztowała nas 110 złotych. W kolejnych dniach odwiedziliśmy jeszcze kilka innych restauracji i całkiem przyjemnie było również w Stek Chałupie, chociaż na górnym piętrze było bardzo gorąco. 


Kolejny dzień zaczęliśmy od wizyty w hotelowej restauracji o nazwie Halka. Śniadania są tu serwowane w formie szwedzkiego stołu i naprawdę jest z czego wybierać. Klimat restauracji również nas urzekł i generalnie cały hotel jest nieprawdopodobnie spójny w całym swoim wystroju. Detale, które znajdują się w restauracji czy w lobby obecne są także w pokojach, co tworzy jedną, harmonijną całość. 


Po śniadaniu wyruszyliśmy kolejką na Kasprowy Wierch. Bilety mieliśmy już kupione przed wyjazdem do Zakopanego, co miało swoje plusy, bo przy kasach ciągnęła się ogromna kolejka. Minusem jest jednak to, że akurat w tym dniu było bardzo pochmurno i nie zobaczyliśmy pełnego krajobrazu gór. Już kolejnego dnia na Kasprowym świeciło słońce, więc chyba jednak warto było kupić bilety będąc na miejscu i czuwając nad pogodą. Wjazd kolejką linową trwał około 15 minut (z jedną przesiadką na Myślenickich Turniach) i był dla mnie przeżyciem niemalże traumatycznym. Najgorsze były chyba przejazdy przez podpory, bo to wtedy cały wagonik zaczyna się trochę bujać, a ludzie wydają z siebie jęki przerażenia. Niesamowite jest to, że wagon porusza się z prędkością 8 metrów na sekundę, a w środku zupełnie tego nie czuć. Na Kasprowym czekała na nas śnieżna zamieć i zerowa widoczność. Szacuneczek dla snowboardzisty, który zjechał sobie jakby nigdy nic w dół stoku, gdzie na wyciągnięcie ręki nic nie było widać! (możecie to zobaczyć na moim InstaStory). Niemniej jednak wyprawa i tak była nas nas bardzo udana -  pokonałam swój lęk wysokości, a herbatka z cytryną nigdzie nie smakowała tak dobrze, jak tam. Wjazd i zjazd kolejką kosztował nas łącznie 200 zł za dwie osoby. 


Zmarznięci i trochę zmęczeni wróciliśmy do naszego hotelu, aby odpocząć i przygotować się do następnych atrakcji. W pokoju czekał na mnie piękny, walentynkowy bukiet kwiatów :-) Wpakowaliśmy się w naszą bieliznę termoaktywną i koło godziny 15:30 ruszyliśmy w umówione miejsce, a konkretnie na ulicę Krzeptówki.


Kolejną atrakcją tego dnia był kulig. Przy ulicy Krzeptówki czekał już na wszystkich autobus, którym następnie pojechaliśmy na miejsce startu całego kuligu. Wpakowaliśmy się w czteroosobowe sanie i wyruszyliśmy na godzinną przejażdżkę tzw. Zaczarowaną Doliną. Klimat podczas tej wyprawy był naprawdę magiczny. Po powrocie znów wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy do góralskiej chaty na walentynkową zabawę, która również była w cenie tego wypadu. 


Usmażyliśmy sobie kiełbaskę i zasiedliśmy w przytulnej chatce, gdzie przygrywała nam góralska kapela. Było grzane wino, coś słodkiego na deser i tańce z niespodziewanym gościem na końcu. Wszystko odbywało się w niesamowicie miłej, przyjaznej atmosferze, a organizator spisał się na medal. Cała impreza z kuligiem trwała około 3 godziny i kosztowała 140 zł za dwie osoby. 


Kolejnego dnia wybraliśmy się na Snow Safari, na które chyba czekałam najbardziej podczas całego wypadu. Już o 9:00 rano byliśmy w umówionym miejscu na Gubałówce, skąd pojechaliśmy na skuterach śnieżnych w piękne, podhalańskie okolice. Pogoda wyjątkowo nam dopisała, bo nie padał śnieg, nie było wiatru, ale utrzymywał się lekki mróz. Nie da się opisać słowami tego, jak ogromną frajdą jest jazda na takim skuterze, wchodzenie w zakręty na granicy upadku i wyskakiwanie z niewielkich górek, które są na trasie. A to wszystko w pięknych okolicznościach przyrody! Przed całą wyprawą przewodnik dokładnie pokazuje jak jeździć skuterem oraz wyjaśnia zasady bezpieczeństwa, więc nie musicie się martwić, jeśli jeszcze nigdy nie jeździliście. Dla nas to również był pierwszy raz, ale z pewnością nie ostatni. W połowie wyprawy zatrzymaliśmy się na ciepły poczęstunek przy ognisku i ruszyliśmy w drogę powrotną. Całość trwała 3 godziny, koszt to 800 zł + 45 zł/ os. za strój ochronny (spodnie, kurtka, buty). W cenie było już wypożyczenie kasku, maski i rękawic. 


Kolejnego dnia musieliśmy już wyjeżdżać i naprawdę żal było nam opuszczać to wspaniałe miejsce. Droga powrotna była już nieco dłuższa, bo trwała 9,5 godziny z uwagi na kiepskie warunki atmosferyczne, ale nie tylko. To był mój pierwszy, zimowy wypad do Zakopanego, pierwsza jazda na skuterze śnieżnym, pierwszy kulig i... pierwsza w życiu grypa żołądkowa. Teraz już wiem o czym mówili moi znajomi, gdy ich to spotykało, a ja nie chciałam wierzyć, że może być tak źle. Mimo to wypad zaliczam do bardzo udanych i myślę, że wrócimy tam jeszcze latem. Mam nadzieję, że post przypadł Wam do gustu, bo ja osobiście miałam dużą frajdę przy jego tworzeniu. 


A Wy miałyście już okazję być zimą w Zakopanem? Dajcie znać jakie są Wasze wrażenia!

______________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 


HIT! NABŁYSZCZAJĄCA, UTRWALAJĄCA I ODŻYWCZA MGIEŁKA DO WŁOSÓW DOMOWEJ ROBOTY.

$
0
0
Czy można stworzyć idealną, nabłyszczającą mgiełkę do włosów w domu? Zazwyczaj w tych gotowych produktach czegoś mi brakuje, a że mam naturę eksperymentatorki, to lubię komponować coś samodzielnie. Nie zawsze się udaje, ale tym razem mam dla Was prawdziwy hit! Będzie to nabłyszczająca mgiełka domowej roboty, która utrzymuje skręt loków i ma odżywcze właściwości. 



CZEGO POTRZEBUJESZ DO WYKONANIA MGIEŁKI? 

→ siemię lniane - odżywia, nabłyszcza, nawilża, ma właściwości utrwalające skręt loków
→ żel aloesowy (post o nim tutaj klik) - nawilża, odżywia, uelastycznia i nabłyszcza włosy
→ silikonowe serum - nadaje połysk, zapobiega puszeniu, nadaje włosom sprężystości 
→ miód - nawilża, utrwala, nadaje połysk i ma właściwości utrwalające skręt loków
→ butelka z atomizerem


KROK 1
3 łyżeczki siemienia lnianego zalewam gorącą wodą do 1/2 kubka, mieszam i przykrywam kubek spodkiem czekając aż woda będzie letnia.

KROK 2
Wlewam płyn bez ziarenek do buteleczki z atomizerem (do połowy). Może być to czysta butelka po jakiejś odżywce w spreju lub pojemniczek, który kupicie np. w Rossmannie na dziale z miniaturkami. 

KROK 3
Następnie do butelki dodaję łyżeczkę żelu aloesowego (u mnie marki Holika Holika)

KROK 4
Dodaję tam też 2 pompki silikonowego serum (u mnie Artego Feel&Shine, ale może to być np. Wasze ulubione serum na bazie silikonu).

KROK 5
Dodaję też pół łyżeczki miodu - w letniej wodzie lepiej się rozpuszcza, niż w zimnej. 

KROK 6
Zakręcam butelkę i wszystko bardzo dokładnie mieszam ze sobą.


JAK UŻYWAĆ MGIEŁKI?
Mgiełki używam na pojedyncze pasma przed kręceniem włosów na termoloki i nie ma chyba lepszej mikstury do ich utrwalania i nabłyszczania. Robię to w ten sposób, że najpierw rozczesuję pojedyncze pasmo, które chcę nawinąć na wałek, a następnie lekko spryskuję je moją mgiełką (włosy nie mają być mokre, a jedynie delikatnie zwilżone). Nawijam włosy na wałek i czekam aż do jego wystygnięcia. Po usunięciu wałków nie rozczesuję już włosów i ponownie lekko spryskuję je moją mgiełką - robię to z daleka tak, by nie zmoczyć włosów. Można pochylić głowę w dół i delikatnie ugniatać loki, aby stały się bardziej zbite.  Mgiełka nie sprawi, że włosy będą sztywne jak po lakierze, ale zapewni im podobne utrwalenie. Najbardziej jednak zachwyca mnie w niej to, że nadaje włosom cudowny połysk. 

Mgiełki można również używać do nabłyszczania i przywracania/podkreślania skrętu włosów naturalnie kręconych. Wystarczy spryskać nią włosy po umyciu i odsączeniu w ręczniku, wysuszyć i wgnieść jeszcze trochę na sucho. 

Używam jej też do nabłyszczania moich naturalnie prostych włosów. Wówczas po ich umyciu i wysuszeniu delikatnie je spryskuję z pewnej odległości.


EFEKT?
Zarówno siemię lniane, jak i żel aloesowy oraz miód mają właściwości utrwalające, bo same w sobie są lepkie, więc zadziałają jak najlepszy lakier do włosów. Dodatkowo wszystkie składniki z silikonowym serum na czele mają jeden, wspólny mianownik - nabłyszczają włosy. Zazwyczaj te gotowe produkty nadające połysk i utrwalające fryzurę nie mają właściwości odżywczych, a wręcz szkodzą włosom z uwagi na obecność alkoholu. Tutaj mamy tylko te "dobre" składniki, które prócz efektów wizualnych zapewnią naszym włosom dodatkowe nawilżenie i odżywienie. Ta mgiełka domowej roboty jest jak dotąd najlepszą miksturą do utrwalania i nabłyszczania włosów, z jaką się spotkałam!


PRZECHOWYWANIE
Taką samodzielnie przygotowaną mgiełkę można przetrzymywać w lodówce przez maksymalnie 3 dni i za każdym razem, kiedy chcecie jej użyć trzeba nią dobrze wstrząsnąć, aby składniki ponownie się ze sobą połączyły.


CO JESZCZE WARTO WIEDZIEĆ?
Musimy pamiętać o tym, aby spryskiwać mgiełką włosy z pewnej odległości. Chodzi o to, aby nigdy nie były nią zmoczone, a jedynie delikatnie zwilżone. Nigdy nie rozczesuję też włosów po jej aplikacji, ponieważ mogą powstać wtedy nieestetyczne, białe płatki wyglądające jak łupież (aloes). Przygotowane siemię lniane nie ma być gęstym glutkiem, a jedynie nieco zagęszczonym płynem. Nie spryskuję też nasady włosów, aby ich nie obciążać, więc zaczynam gdzieś na wysokości brody w dół. Warto pamiętać, że w przypadku tej mgiełki mniej znaczy więcej i nie warto z nią przesadzać. 


I to już wszystko, co powinnyście wiedzieć na temat mojej ulubionej mgiełki domowej roboty i mam nadzieję, że skorzystacie z tego przepisu! Dajcie znać czy również robicie takie eksperymenty i czy udało się Wam coś fajnego stworzyć. 



______________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 



Viewing all 851 articles
Browse latest View live