Quantcast
Channel: HEDONISTKA
Viewing all 851 articles
Browse latest View live

ŚWIĄTECZNE STYLIZACJE PAZNOKCI | RÓŻ, LUSTRO I PERŁY KROK PO KROKU

$
0
0
Pewnie wiele z Was myśląc o świątecznej stylizacji paznokci ma na myśli jeden kolor - czerwień. To odcień bardzo elegancki, klasyczny i ponadczasowy, ale jednak nieco oczywisty.  Specjalnie dla fanek różu przygotowałam dzisiaj dwie stylizacje, które będą idealnie dopełniać świąteczny look, a przy okazji przełamią nudę i pewną rutynę. Do ich wykonania zainspirowała mnie... moja choinka, a właściwie ozdoby, które się na niej znajdują. Będzie zimowo, mroźnie, błyszcząco, perłowo i różowo!


Pierwsza stylizacja, którą dla Was przygotowałam to połączenie efektu lustra od Provocater (Metal Glass), białego wzoru malowanego cieniutkim pędzelkiem oraz ozdobnych perełek. Manicure jest inspirowany świąteczną bombką, która wisi na mojej choince. Tak mi się spodobała, że od razu zamarzyłam o podobnym efekcie na moich pazurkach! W dalszej części wpisu zobaczycie jak krok po kroku stworzyłam wzór na paznokciu serdecznym.



KROK 1
Na całą płytkę paznokcia nałożyłam odcień 102 od Provocater w dwóch warstwach i utwardziłam całość pod lampą. Następnie nałożyłam Top No Wipe i również utwardziłam pod lampą. 

KROK 2
Następnie opuszkiem palca wtarłam pyłek Metal Glass od Provocater, który jest również tworzy tak zwany efekt lustra. Dzięki temu, że był wtarty w mocno różowy lakier, to uzyskałam piękny odcień różowego srebra. Po dokładnym wtarciu pyłku o usunięciu go pędzelkiem z brzegów paznokcia, nałożyłam na całość Top No Wipe i utwardziłam pod lampą. 


KROK 3
Teraz czas na malowanie wzoru. Potrzebujecie do tego długiego, cieniutkiego pędzelka (mój pochodzi z zestawu pędzli od Provocater) i białego lakieru 01 White. Maluję dwie linie i utwardzam je pod lampą.

KROK 4
Następnie między tymi liniami namalowałam zygzak i ponownie utwardziłam wzór pod lampą. Jeśli jesteście w stanie stworzyć bezbłędnie cały wzór bez utwardzania poszczególnego etapu pod lampą, to oczywiście możecie tak zrobić. Ja jednak wolę metodę małych kroków, w razie gdyby coś miało się nie udać. 


KROK 5
Kolejnym krokiem jest namalowanie małych brzuszków przyległych do dwóch linii, które stworzyłam w kroku nr 3. Ponownie utwardzam całość pod lampą.

KROK 6
Teraz już tylko postawiłam małe kropeczki przy każdym brzuszku i utwardziłam pod lampą. Całość pokryłam jeszcze raz Top-em No Wipe utwardzając go w lampie.


KROK 7
Czas na perełkowe zdobienie. To akcent biżuteryjny, który doda każdej stylizacji zimowo-świątecznego charakteru. Perełki przykleiłam na Top No-Wipe i utwardziłam pod lampą. Najlepiej pokryć cały paznokieć Top-em i dopiero wówczas przyklejać na niego ozdoby. Będą się mocniej trzymać, niż gdybyście stawiały Top-em małe kropeczki i na nie przyklejały perełki. Możecie również użyć kleju typu Kropelka i wtedy utwardzanie jest zbędne.


Produkty użyte do tej stylizacji:

baza Provocater Hard Base
lakier Provocater 102
lakier Provocater 37 (na kciuku, wskazującym i środkowym palcu)
lakier 01 White Provocater
efekt Metal Glass Provocater
Top No-Wipe Provocater
Pędzelek z zestawu Provocater
Perełki (kupione na Allegro)


Druga stylizacja również jest inspirowana ozdobą z mojej tegorocznej choinki i jest to piękna śnieżynka, którą kupiłam na stoisku świątecznym w Obi. Tym razem na palec serdeczny nałożyłam odcień 113 Aruba Flamingo i na to efekt Metal Glass od Provocater. Takie połączenie zaowocowało pięknym, metaliczno-złotym kolorem, na którym namalowałam białą śnieżynkę i ozdobiłam ją białymi perełkami.


Produkty użyte w tej stylizacji:

baza Provocater Hard Base
lakier Provocater 37 (kciuk)
lakier Provocater 12 (palec wskazujący) i końcówka Provocater 37 
lakier Provocater 113
efekt Metal Glass Provocater
lakier 01 White Provocater
Top No-Wipe Provocater
Pędzelek z zestawu Provocater
Perełki (kupione na Allegro)


A jeśli jednak jesteście wierne czerwieni, to tak prezentowały się moje zeszłoroczne, świąteczne stylizacje, które dokładniej możecie zobaczyć tutaj klik. Być może Was zainspirują? Po więcej moich pazurkowych propozycji zapraszamtutaj klik. 


Wszystkie produkty możecie zamówić na stronie www.provocater.pl, gdzie aktualnie trwa świąteczna promocja 2+2 czyli kupując dwa lakiery tej marki drugie tyle macie gratis.


Dajcie koniecznie znać która z moich propozycji najbardziej przypadła Wam do gustu!


_____________________________
Wpadnijcie też na mój INSTAGRAM | FACEBOOK 


TANIE I DOBRE KOSMETYKI DO MAKIJAŻU: SENSIQUE, MY SECRET, WIBO, CATRICE, KOBO, ISANA.

$
0
0
Witam Was serdecznie w nowym roku! Dziś kolejna już odsłona wpisu z tanimi i dobrymi kosmetykami do makijażu, które przetestowałam i uważam, że mogą śmiało konkurować z ich znacznie droższymi odpowiednikami. Zaprezentuję Wam naprawdę świetne pomadki w dobrej cenie, a także piękne rozświetlacze, iskrzący cień sypki, cienie w kremie oraz sztuczne rzęsy warte wypróbowania. Kolejny raz udowodnię, że tanie nie znaczy złe, więc zapraszam do dalszego czytania. 



POMADKI DO UST SENSIQUE VOLUME&SHINE  W ODCIENIU 319 ORAZ 312
···
Markę Sensique poznałam będąc nastolatką i od zawsze kojarzyła mi się z tanimi, ale niekoniecznie dobrymi kosmetykami. Wielokrotnie się na nich zawiodłam i do niedawna omijałam szerokim łukiem stoisko tej marki w Naturze. Ostatnio jednak postanowiłam do niej zajrzeć i wyszperałam tam dwie pomadki w odcieniu brudnego różu z domieszką fioletu. Patrząc na opakowanie od razu skojarzyłam je z Maybelline Color Sensational, jednak sam produkt łudząco przypomina mi swoją formułą My Bff Lipstick od Miss Sporty. Jeśli czytacie mojego bloga już od dłuższego czasu, to pewnie wiecie, że moją absolutnie ulubioną, tanią pomadką jest właśnie Miss Sporty My Bff Lipstick w odcieniu.... Ma piękny, brudno-różowy odcień, wspaniałą konsystencję i mimo, że jest lekka i balsamowa, to pozostaje na ustach zaskakująco długo. Bardzo podobne są właśnie pomadki z Sensique Volume&Shine, ale mają nieco mniejszą pigmentację. To absolutnie mi nie przeszkadza, bo nadal mogę ładnie podkreślić usta i wygląda to bardzo naturalnie. Uwielbiam też zapach tych pomadek, który kojarzy mi się z winogronowym błyszczykiem w kulce (namiętnie używanym przeze mnie w czasach gimnazjalnych). Jeśli szukacie tanich i dobrych pomadek do dziennego makijażu - polecam! Moje odcienie to 319 Pretty You oraz 312 Doin' Good. To, jak prezentują się na ustach zobaczycie na poniższym zdjęciu. Cena to 10,39/szt.


KREDKA DO UST MY SECRET I LOVE MATTE LIPS W ODCIENIU 03
ᐧᐧᐧ
Mam małego bzika na punkcie kredek i konturówek do ust. Są idealną bazą pod wszystkie pomadki i przede wszystkim można nimi skorygować kształt ust oraz je powiększyć. Szczególnie uwielbiam te w odcieniu brudnego różu, bo takich kolorów używam teraz najczęściej. Moich ostatnim odkryciem jest kredka My Secret w odcieniu 03. Cudowna pigmentacja, piękny odcień, świetna trwałość. Mogłaby ją porównać do konturówek marki Nabla, które są o wiele droższe. Cena to 8,09/szt.


CIENIE W KREMIE CATRICE LIQUID METAL CREAM EYESHADOW W ODCIENIU 020 ORAZ 060
ᐧᐧᐧ
Nigdy nie przepadałam za cieniami w kremie, bo potrafiły się rolować na powiece, a poza tym trudno było mi je dobrze rozetrzeć. Te marki Catrice są absolutnie genialne w swojej formule. Mają świetną pigmentację, dobrze rozkładają się na skórze i po chwili na niej zastygają, więc będą fantastycznym wyborem dla dziewczyn z tłustymi powiekami. Mogą stanowić też bazę pod inne, błyszczące cienie, więc w czasie karnawału z pewnością się u Was sprawdzą. Spójrzcie tylko na te dwa kolory. Pierwszy to piękne, szampańskie złoto czyli 020 Champagne Shower, który jest odcieniem bardzo uniwersalnym i w połączeniu z jakimś brązem w załamaniu powieki z pewnością zrobi wrażenie. Drugim kolorem, który przetestowałam jest miedziany brąz 060 When In Doubt, Add Glitter. Będzie pięknie podkreślał niebieską lub zieloną tęczówkę oka. Cena to 13,59/szt.


SYPKI PIGMENT KOBO LOOSE PIGMENT W ODCIENIU 603 PARADISE BLUE
ᐧᐧᐧ
Tak naprawdę trudno było mi się zdecydować na jeden odcień stojąc przed szafą Kobo, bo jest ich dosyć sporo. Są złotka, srebra, odcienie z domieszką różu czy brązu. Ja wybrałam kolor, który jest połączeniem srebra, bieli, zieleni i niebieskości. Niesamowicie iskrzy się na powiece, ale pamiętajcie, aby nałożyć ten pigment na wilgotną bazę (np.korektor). To cień, który wygląda świetnie na całej powiece, ale także jako akcent, np. pod tęczówką albo w kąciku oka. Coś pięknego! Cena to 18,39/szt.


ROZŚWIETLACZ MY SECRET FACE ILLUMINATOR POWDER W ODCIENIU PRINCESS DREAM
ᐧᐧᐧ
Aż mi głupio, że dopiero teraz wypróbowałam rozświetlacz, który w sieci zrobił aż taką furorę. Mowa oczywiście to produkcie My Secret Face Illuminator w kolorze Princess Dream, który jest ulubieńcem wielu blogerek i youtuberek. Muszę przyznać, że jego odcień jest naprawdę idealny. To takie ciepłe, niezwykle twarzowe złoto. Wspaniale się błyszczy, jednocześnie nie mając w sobie jakiegoś brokatu czy nachalnych drobin. To fantastyczny rozświetlacz w dobrej cenie, który z uwagi na to, że jest wypiekany, starczy Wam na wieczność. Na powyższym zdjęciu jest trzeci od lewej.  Cena to 9,99/szt. 

Ten rozświetlacz spodobał mi się do tego stopnia, że postanowiłam też kupić paletkę Face Illuminator Powder Palette, która prócz odcienia Princess Dream zawiera też trzy inne rozświetlacze My Secret. Mamy tu odcień Glow Baby, Glamour Goddess oraz Golden Girl. To paletka, którą zabieram ze sobą na wyjazdy i nie pakuję już do kosmetyczki żadnych, błyszczących cieni do powiek, bo te rozświetlacze genialnie sprawdzają się też w makijażu oka. Koszt tej palety to 54 zł, więc całkiem sporo, ale jakby podzielić tę cenę na 4 produkty, to nie wychodzi tak źle.


SZTUCZNE RZĘSY CATRICE LASH COUTURE #INSTAVOLUME LASHES
ᐧᐧᐧ
Nie ukrywam, że trudno w polskich drogeriach stacjonarnych o naprawdę naturalnie wyglądające sztuczne rzęsy na pasku. Nawet marki profesjonalne takie jak Inglot czy MAC mają z tym jakiś problem i muszę przyznać, że nie trafiłam jeszcze w ich asortymencie na coś godnego polecenia. Jedyne rzęsy, które w miarę mi odpowiadają, to te z Ardell i je możecie kupić np. w Rossmannie, ale też nie każdy model wygląda na moim oku dobrze. Zdecydowanie częściej korzystam z kępek. Podczas moich zakupów w Naturze natknęłam się na rzęsy z Catrice #instavolumelashes, które zaskoczyły mnie tym jak fantastycznie wyglądają na oku. Są na bardzo miękkim, przeźroczystym pasku, dzięki czemu można je precyzyjnie dokleić i są niewyczuwalne. Używam ich też jako połówek (przecinam rzęsę na pół i doklejam w zewnętrznym kąciku górnej powieki). Jeśli szukacie niedrogich i łatwo dostępnych, sztucznych rzęs, to zajrzyjcie koniecznie do szafy Catrice. Cena to 13,59/szt.


KREDKA DO BRWI WIBO FEATHER BROW W ODCIENIU SOFT BROWN
ᐧᐧᐧ
Jeśli natomiast szukacie taniego i naprawdę godnego zamiennika kredki z Nabla Brow Divine lub nawet Anatasia Beverly Hills Brow Wizz, to mam dla Was bardzo dobrą wiadomość. Marka Wibo ma w swoim asortymencie rewelacyjną kredkę, którą odkryłam całkiem niedawno i okazała się po prostu fantastyczna! Nie przesadzę, jeśli napiszę, że można za jej pomocą wypiórkować swoje brwi bardziej precyzyjnie, niż kredką Nabla Czy ABH. Mój kolor to Soft Brown i jest to taki delikatny brąz, który na pewno przypasuje większości z Was. Myślę, że ta kredka będzie sprzedażowym hitem. Cena to 15,99/szt. 


MYDŁA DO RĄK ISANA
ᐧᐧᐧ
I na koniec chciałabym Wam polecić tanie i dobre mydełka do rąk. Niby nic, ale to przecież obowiązkowy produkt w każdej łazience. Ja wypróbowałam już naprawdę mnóstwo mydeł i w tej kategorii również można znaleźć buble. Niektóre (i to znacznie droższe!) mydła potrafią koszmarnie przesuszać dłonie, a poza tym są mało wydajne i mają nieciekawy zapach. Mydełka z Isana są dla moich dłoni wprost idealne. Ładnie się pienią, starczają na długo i cudownie pachną. Szczególnie lubię zapach egzotyczny i grejpfrutowo-miętowe. Aktualnie w Rossmannie jest na nie obniżka i kosztują 2,39/szt. 

To już kolejny wpis z tanimi i dobrymi kosmetykami, więc jeśli jeszcze nie czytałyście poprzednich, to poniżej załączam Wam całą listę do klikania:



Dziewczyny, mam nadzieję, że odpoczęłyście po świętach i wkroczyłyście w ten nowy rok z dobrą energią. Ja przed samą Wigilią zdążyłam się poważnie rozchorować (wirusowe zapalenie gardła) i końcówka roku była dla mnie wyjątkowo ciężka, ale wszystko już powoli wraca do normy. Zaplanowałam dla Was mnóstwo wpisów o tematyce włosowej, ale nie tylko, bo będzie też modowo, makijażowo i lifestylowo. Od jakiegoś czasu regularnie ćwiczę na siłowni przygotowując się do sezonu bikini, więc pojawi się też kilka wpisów na temat bycia fit. Tymczasem życzę Wam miłego wieczorku i trzymajcie kciuki, żeby nas tu w Gdańsku nie zmiotło z powierzchni ziemi ;-) 


_____________________________
Wpadnijcie też na mój INSTAGRAM | FACEBOOK 


NAJLEPSZE ODŻYWKI I MASKI DO WŁOSÓW, KTÓRYCH UŻYWAŁAM W 2018 ROKU.

$
0
0
Dzisiejszym wpisem chciałabym zapoczątkować mały cykl kosmetycznych podsumowań 2018 roku i na pierwszy ogień pójdą produkty do pielęgnacji włosów, a konkretnie maski i odżywki. Przygotowałam dla Was zestawienie najlepszych i najchętniej używanych przeze mnie produktów pielęgnacyjnych, które mam nadzieję sprawdzą się również u Was! Zapraszam do lektury. 


Miniony rok upłynął mi pod znakiem testowania najróżniejszych masek i odżywek do włosów. Skupiłam się zarówno na markach profesjonalnych, jak i tych z drogeryjnej półki. Muszę przyznać, że większość moich eksperymentów była zaskakująco nieudana. Jeszcze nigdy nie trafiłam na tyle bubli i mam wrażenie, że producenci wypuszczają na rynek coraz gorsze kosmetyki do pielęgnacji włosów. Kiedyś wybór był co prawda mniejszy, ale za to produkty pod względem składu prezentowały się o wiele lepiej. Skład to oczywiście nie wszystko, bo liczy się też unikalna receptura i jakość składników (nawet tych syntetycznych). W 2018 roku spotkało mnie wiele "włosowych" rozczarowań, szczególnie podczas testowania kosmetyków profesjonalnych, ale dziś nie o tym. Skupmy się na produktach, które są naprawdę świetne i to właśnie po nie sięgałam najchętniej w minionym roku. To kosmetyki, których jestem pewna i wiem, że dzięki nim moje włosy będą wyglądały dobrze przez cały dzień. Mam nadzieję, że i Wam dobrze posłużą.


1. MACADAMIA NATURAL OIL DEEP REPAIR MASQUE
To maska, która już nieraz ratowała moje włosy, kiedy były bardzo mocno przesuszone lub przeproteinowane. Jest niesamowita, bo już po pierwszym użyciu przemienia sianowate, szorstkie i spuszone włosy w gładką taflę. Warto jednak używać jej w określony sposób. Po pierwsze - mniej znaczy więcej. Wystarczy naprawdę niewielka ilość, aby pokryć całe włosy. Po drugie - trzeba zostawić ją na włosach co najmniej 40 minut i założyć na włosy czepek oraz owinąć ręcznikiem, bo wtedy zadziała najlepiej. Po trzecie -  należy ją naprawdę porządnie zmyć z włosów, bo w przeciwnym razie włosy będą bardzo obciążone, ciężkie i posklejane. Ja płuczę swoje włosy co najmniej 3-5 minut po jej użyciu. To jak dotąd najlepsza, emolientowa maska, która sprawdziła się też u wielu moich znajomych o różnych typach włosów. Jest więc szansa, że i Wam przypadnie do gustu. 


2. ALTERNA BAMBOO SMOOTH KENDI INTENSE MOISTURE MASQUE
To produkt, który daje wspaniałe, wizualne rezultaty, bo niesamowicie wygładza i dociąża moje włosy. Używam jej wówczas, gdy chcę, aby były maksymalnie lśniące, gładkie i proste. Kiedy mam w planach zakręcić włosy na termoloki, to rezygnuję z tej maski, bo loki bardzo szybko się później prostują. To taka idealna maska bankietowa czyli przed większym wyjściem, bo sprawia, że włosy wyglądają na zdrowsze, niż są w rzeczywistości. 


3. MOROCCANOIL HYDRATING CONDITIONER
To odżywka, której używałam najczęściej latem, ale teraz również sprawdza się wzorowo. Wygładza, nabłyszcza  i dociąża włosy, ale przede wszystkim sprawia, że są bardzo sypkie i sprężyste. Jest przy tym lekka w swojej konsystencji i polecałabym ją przede wszystkim posiadaczkom włosów, które łatwo obciążyć. Do jej walorów zaliczę też cudowny zapach, który szalenie długo utrzymuje się na włosach. U mnie to w zasadzie aż do następnego mycia. 


4. EKOS Z PROTEINAMI NASION MORINGA
Świetna maska z dobrym składem, bo blisko 99% składników jest pochodzenia naturalnego i tutaj spotkało mnie duże zaskoczenie, bo moje włosy raczej średnio reagują na takie formuły. Tymczasem maska wspaniale wygładziła i przede wszystkim zmiękczyła moje włosy już po pierwszym użyciu. Warto zauważyć, że to jedna z niewielu tak świetnie skomponowanych składowo masek, bo mamy tu zarówno emolienty, proteiny jak i humektanty. Będzie to zatem naprawdę idealna propozycja dla dziewczyn, które dopiero rozpoczynają przygodę z włosomaniactwem, nie wiedzą jak dokładnie ugryźć ten temat i od czego zacząć. 


5. MARION MAKADAMIA & MASŁO ORZECHOWE ORAZ KWAS HIALURONOWY&BAMBUS
Niedrogie, a naprawdę fajne maski, które można kupić np. w Biedronce. Używałam ich latem, bo nie obciążały moich włosów, a zapewniały im odpowiednią dawkę nawilżenia. Są też bardzo wydajne i jedno opakowanie starczyło mi na kilka dobrych miesięcy. 


6. BIOVAX MASKA INTENSYWNIE REGENERUJĄCA DO WŁOSÓW SUCHYCH I ZNISZCZONYCH
To moje absolutnie ulubiona maska marki Biovax i używam jej już od wielu lat. Próbowałam dosłownie wszystkich rodzajów, ale ta z pomarańczową etykietą jest najlepsza. Nawilża, wygładza, dociąża i zapobiega puszeniu w ciągu dnia. Zawsze używam jej pod czepek, który jest zresztą dołączony do każdej maski tej marki. Z opinii dziewczyn, które są w mojej grupie badawczej wynika, że to właśnie tę maskę od Biovax lubią najbardziej. 


7. PALMER'S COCONUT OIL REPAIRING CONDITIONER
Kokosowej odżywki od Palmer's używam od czasu do czasu, bo mam z nią dosyć dziwną relację. Przy ciągłym stosowaniu jej wygładzające i nabłyszczające działanie jest coraz mniejsze, więc używam jej coraz na kilka tygodni. Po takiej przerwie zawsze jestem zaskoczona jak wspaniale zmiękcza moje włosy i sprawia, że są cudownie sprężyste. Duży plus za naprawdę intensywny, kokosowy zapach, który unosi się nawet przy zamkniętym opakowaniu. 


8. O'HERBAL MASKA WZMACNIAJĄCA Z KORZENIEM TATARAKU
Zużyłam co najmniej 5 opakowań tej maski i właśnie uzupełniłam swoje kosmetyczne zbiory o kolejne sztuki. Produkt ma całkiem niezły skład i mogę go bez problemu używać po każdym myciu bez konieczności robienia przerwy. W tej masce lubię to, że włosy są po niej bardzo miękkie i plastyczne, a więc używam jej wówczas, gdy mam w planach kręcenie na termoloki. Minusem jest z pewnością ziołowy zapach, za którym nie przepadam, ale na szczęście szybko się ulatnia. 


9. OBLEPIKHA SIBERICA ODŻYWKA ROKITNIKOWA Z EFEKTEM LAMINOWANIA
Jeśli jesteście fankami laminowania włosów, to polecam Waszej uwadze odżywkę rokitnikową, którą znajdziecie np. w Superpharm. Nie daje tak spektakularnego efektu wygładzenia, jak standardowe laminowanie żelatyną, ale to coś bardzo zbliżonego. Włosy są po niej niesamowicie śliskie i lśniące. 


10. SHIKIORIORI TSUBAKI TERAPIA INTENSYWNIE REGENERUJĄCA Z OLEJEM TSUBAKI
Bardzo fajna odżywka, która daje efekt wygładzenia, ale bez żadnego obciążenia włosów. Nakładając ją na dłonie można wyczuć taką suchą śliskość, a to zwiastuje podobny efekt na włosach. Moje włosy bardzo szybko się do niej przyzwyczajają, więc nigdy nie używam jej kilka razy pod rząd. 


11. GLISS KUR ULTIMATE REPAIR EKSPRESOWA ODŻYWKA REGENERACYJNA
To obecnie jedyna odżywka bez spłukiwania, której używam. Szczególnie lubię ją zimą czyli w okresie grzewczym, gdy moje włosy są skłonne do elektryzowania. Wystarczy wtedy kilka psiknięć na dłonie i wtarcie produktu w końcówki. 


12. ZIAJA MASŁO KAKAOWE MASKA WYGŁADZAJĄCA
Tę maskę marki Ziaja odkryłam kilka miesięcy temu i naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła. Jakoś nigdy nie było mi po drodze z produktami do pielęgnacji włosów Ziaja, więc postanowiłam coś wypróbować i to był strzał w 10! Wspaniale nawilża i dociąża włosy, a ponad to je zmiękcza oraz nadaje połysk. 


I tak prezentują się moje ulubione odżywki i maski, które mogłabym zaliczyć do faworytów minionego roku. Dajcie koniecznie znać jakie produkty z tej kategorii sprawdziły się u Was! 

Więcej moich porad na temat pielęgnacji włosów znajdziecie tutaj klik. 

_____________________________
Wpadnijcie też na mój


MOJE FIT ODKRYCIA I NOWOROCZNE POSTANOWIENIA: WAŁEK DO MASAŻU MIĘŚNI, TRENING Z GUMAMI MINI BAND, KIEŁKI, KASZA BULGUR, LEGGINSY NA SIŁOWNIĘ USA PRO, ODŚWIEŻACZ DO BUTÓW...

$
0
0
Noworoczne postanowienia zaczęłam wyjątkowo realizować już w październiku. Dlaczego? Stwierdziłam, że pewnych rzeczy nie ma sensu odsuwać w czasie i im wcześniej zacznę działać, tym szybciej osiągnę swój cel. Można powiedzieć, że w moim życiu trwa aktualnie mała fit-rewolucja i w związku z tym odkryłam też kilka fantastycznych rzeczy, o których przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu. 


NOWY ROK, NOWA JA?

W tym roku na różnych blogach i YouTube można zaobserwować wysyp materiałów, w których ich autorzy ironizują na temat noworocznych postanowień. Wyśmiewanie powiedzenia "nowy rok, nowa ja" stało się już niemalże modne! Ciągle spotykam się z wypowiedziami, że noworoczne postanowienia są bez sensu i że lepiej ich nie robić, bo później czeka nas już tylko frustracja i rozczarowanie tym, że nie możemy ich dotrzymać. Śledząc takie wypowiedzi wykonuję klasyczny gest ręką (face palm) i zastanawiam się w jaki sposób można coś w życiu osiągnąć, bez konkretnego postanowienia? Bez narzucenia sobie pewnych ograniczeń, obowiązków? To, że chcemy wprowadzać zmiany wraz z  nadejściem magicznej daty 01.01 jest może trochę dziwne, bo przecież każdy moment jest dobry, aby coś zmienić, niemniej uważam, że akurat ten dzień w roku daje nam pewną symboliczną moc. Jest taką czystą kartką i nowym rozdziałem, który możemy dowolnie zapisać. I nie ma sensu tego wyśmiewać, czy ironizować na ten temat. Najważniejsze jest to, żeby mierzyć siły na zamiary i wyznaczyć sobie realny cel, a nie coś ponad nasze siły, bo wtedy na pewno się zniechęcimy. Ja akurat lubię technikę małych kroków. Wyznaczam sobie mały cel, a jak go osiągnę, to wyznaczam kolejny. Takie pozytywne zaliczenie każdego zadania daje mi pozytywnego kopa do działania i dzięki temu nabieram ochoty na więcej. Chcesz schudnąć? Nie myśl zaraz o zrzuceniu 30 kilogramów i figurze modelki do 2020 roku, bo istnieje duże ryzyko, że Ci się jednak nie uda i będzie rozczarowanie. Postaw sobie drobne cele, których osiąganie będzie Cię dopingować, aby działać dalej. 

MOJE NOWOROCZNE POSTANOWIENIE

Moim postanowieniem na ten rok jest między innymi trwała zmiana stylu życia. Od kiedy pamiętam zawsze miałam takie nagłe fit-zrywy i przez miesiąc jadłam same zdrowe rzeczy, zarzynałam się na siłowni i ćwiczyłam jogę. Z każdym tygodniem mój zapał był coraz mniejszy, a ja znajdowałam milion usprawiedliwiających wymówek. A to sesja, a to brzydka pogoda, katar, słabszy dzień... I właśnie w październiku zeszłego roku pomyślałam, że to bez sensu i sama siebie robię w przysłowiowego konia. Od tego momentu zaczęłam wprowadzać systematyczne zmiany do mojego sposobu żywienia i planu dnia. Wszystko jest teraz bardziej usystematyzowane, ale nadal znajduje się na takim poziomie, że nie odczuwam zmęczenia tym stylem życia. Plan na kolejne miesiące jest taki, żeby jeszcze bardziej to wszystko poukładać i co najważniejsze - aby ten nowy styl życia zagościł u mnie na stałe. To chyba najtrudniejsze zadanie, ale taki jest mój cel na 2019 rok. Tak, jak już wspomniałam, te małe zmiany zaczęłam wprowadzać już w październiku zeszłego roku i od tego czasu pojawiło się u mnie kilka ciekawych rzeczy, które mogę nazwać moimi fit odkryciami. 


WAŁEK DO MASAŻU MIĘŚNI I ... CELLULITU!

To gadżet, którego używam po każdym treningu w okolicach ud. Rolowanie takim wałkiem odbywa się na zasadzie automasażu czyli kładziemy się na takim wałku i przesuwamy ciałem w danym kierunku, aby wymasować konkretny mięsień (zobacz jak to zrobić niżej). To masaż mięśniowo-powięziowy, dzięki któremu możemy rozluźnić punkty spustowe. W efekcie mięśnie po wysiłku znacznie szybciej się zregenerują i będą bardziej elastyczne oraz sprawne. Efektem dodatkowym takiego masażu jest to, że wałek genialnie rozmasowuje cellulit i rozbija grudki, co u mnie jest bardzo zauważalne. Nawet bańka chińska nie dała mi takich efektów!



W sprzedaży znajdziemy wałki o różnej twardości, gładkie i z wypustkami. Te bardziej miękkie i gładkie są polecane dla osób początkujących, natomiast te z wypustkami, to już coś dla bardziej zaawansowanych. Początkowo masaż takim wałkiem sprawia ból, ale ciało bardzo szybko się przyzwyczaja. U mnie pojawiły się nawet malutkie siniaki, które na szczęście szybko znikają. Ja swój wałek kupiłam w sklepie Decathlon.



TRENING Z GUMAMI MINI BAND

Trening z gumami oporowymi mini band to moje kolejne i chyba największe odkrycie, jeśli chodzi o kształtowanie mięśni pośladków i ud. Te elastyczne gumy mają różny poziom rozciągliwości i ja mam akurat czarną, dającą największy opór i czerwoną, która jest nieco "lżejsza". Zazwyczaj ćwiczę z czerwoną, bo pozwala mi wykonać ruch o większym zakresie i dzięki temu bardziej czuję pracę mięśnia. Gumę zakładam nad kolana lub na kostki, w zależności od rodzaju ćwiczenia. Trening z gumami to fantastyczna rozgrzewka przed ćwiczeniami siłowymi, bo aktywują mięśnie pośladków.  O co chodzi z tą aktywacją? Jakiś czas temu dowiedziałam się, że możemy wykonywać miliony przysiadów czy ćwiczeń z dużym obciążeniem na pośladki, ale jeśli ich mięśnie nie będą aktywne (dobrze napięte), to nasza pupa nadal będzie pozostawiać wiele do życzenia.



Tak więc ćwiczenia z gumami to mój punkt obowiązkowy przed treningiem siłowym, ale wykonuję je również zamiast takiego treningu, bo potrafią nieźle dać w kość. Gwarantuję Wam, że po kilkunastu minutach z mini bands poczujecie zakwasy życia! Serdecznie polecam trening z Agatą, który zobaczycie wyżej.


LEGGINSY USA PRO

Nie spodziewałam się, że znalezienie dobrych jakościowo legginsów na siłownię jest takie trudne. Mam kilka kryteriów, jeśli chodzi o wybór dobrych legginsów. Przede wszystkim powinny być wygodne, muszą dobrze opinać ciało i najlepiej, gdyby miały wysoki stan.  Materiał powinien być na tyle gruby, żeby nie prześwitywał, ale też "oddychający" i przyjemny w noszeniu. Przymierzyłam już naprawdę wiele różnych modeli i chyba najbardziej rozczarowujące jest to, że większość legginsów prześwituje, albo od spodu mają taką białą powłokę, która naprawdę średnio wygląda, jeśli na siłowni robicie przysiad :-) Jak dotąd najlepsze okazały się dla mnie legginsy marki Gymshark, ale jest problem z dostępnością modeli na ich stronie. Poza tym trudno wycelować w dobry rozmiar zamawiając online. Moim ogromnym odkryciem ostatnich tygodni jest marka USA PRO, na którą natknęłam się z sklepie Sports Direct (Gdańsk Matarnia). Mają legginsy z wysokim stanem, które są dla mnie idealne pod każdym względem. Kupiłam model w kolorze czarnym oraz szarym i spodobały mi się na tyle, że zaopatrzyłam się w kolejne dwie sztuki. Komfort noszenia jest ogromny, a poza tym fantastycznie modelują sylwetkę. Zaskakujące było dla mnie to, że musiałam kupić rozmiar 34 (mój rozmiar spodni to np. 38), bo większe były zbyt luźne, więc weźcie to pod uwagę. Mam też stanik sportowy tej marki i też jest świetny.


KIEŁKI

Ostatnio mam prawdziwą "fazę" na kiełki. To zabawne, bo kiedyś uważałam je za coś obrzydliwego i moja wybujała wyobraźnia podpowiadała mi jakieś dziwne skojarzenia. Tymczasem są bardzo zdrowe i pożywne, poza tym po prostu dobrze smakują i nadają każdemu daniu takiej fajnej ostrości. Mają mnóstwo witamin, mikroelementów, minerałów, białka, błonnika i to w mega dawkach. Najbardziej lubię kiełki rzodkiewki i brokułu, a najmniej kiełki lucerny, bo jak dla mnie są jakieś dziwne w smaku. Zazwyczaj kupuję je w Lidlu, ale planuję zacząć hodować je samodzielnie. Jak widzicie są świetnym dodatkiem do kanapek, ale także różnych sałatek. Lubię podjadać je też solo, w formie przekąski w ciągu dnia. 


KASZA BULGUR

Jeśli chodzi natomiast o obiadowy dodatek do mięsa czy ryby, a także jako składnik sałatek, to ostatnio moim ogromnym ulubieńcem jest mieszanka Trendy Lunch Melvit, którą kupuję w Lidlu. Zawiera kaszę bulgur, pęczak i zieloną soczewicę - pycha! Zazwyczaj jednak nie gotuję tej mieszanki w tym plastikowym woreczku, tylko rozcinam go i wrzucam całość luzem do gotującej wody. Niestety te woreczki mogą szkodzić naszemu zdrowiu i lepiej ich unikać. 


BALSAM ANTYCELLULITOWY I SZCZOTKOWANIE CIAŁA

Wróciłam też do regularnego szczotkowania ciała na sucho, bo ostatnio jakoś o tym zapomniałam. Ten przyjemny rytuał odkryłam jakby na nowo, bo od jakiegoś czasu miałam problem z wrastaniem włosków na łydkach, a dzięki szczotkowaniu totalnie się go pozbyłam! Poza tym takie szczotkowanie jest niesamowicie pobudzające, a po kilku takich zabiegach skóra odwdzięcza się nam gładkością i zdrowym kolorytem. Szczotkuję się zazwyczaj wieczorem, przed prysznicem i robię dosłownie kilka ruchów zaczynając od kostek i przechodząc do pośladków. Na koniec wcieram balsam antycellulitowy i tutaj przedstawiam Wam moje kolejne odkrycie, którym jest balsam Bielenda Anti-Cellulite Ultra Firming Body Lotion. W składzie ma substancje, które korzystnie wpływają na redukcję cellulitu i poprawę napięcia skóry, poza tym dobrze nawilża, szybko się wchłania, nie jest lepki i ładnie pachnie. Nie ma też działania chłodzącego czy rozgrzewającego, co jest dla mnie teraz istotne, bo szczotkowanie ciała bardzo potęguje ten efekt. Balsam kupiłam w profesjonalnym sklepie kosmetycznym, a szczotka jest z Rossmanna. O szczotkowaniu ciała na sucho pisałam więcej tutaj klik. 


DEZODORANT DO OBUWIA 

Pranie butów po każdym treningu to nie jest najlepszy pomysł, ale nie zaszkodzi je troszkę odświeżyć za pomocą dezodorantu do obuwia. Jakiś czas temu przy kasie w sklepie 50 style ekspedientka zaproponowała mi taki odświeżacz (Bama Trainer Fresh) i to naprawdę fajny gadżet. Samo jego użycie jest dosyć ciekawe, bo wystarczy umieścić buteleczkę pionowo w bucie i docisnąć. Dzięki temu sprej dotrze w każde miejsce i dobrze odświeży nasze obuwie. Ma bardzo ładny zapach i muszę przyznać, że jest też całkiem wydajny.

Właśnie uświadomiłam sobie, że mam jeszcze więcej tych moich fit-odkryć, ale ten post byłby wtedy zbyt długi. Dajcie znać, czy chciałybyście częściej widywać tutaj tego typ wpisy. Byłoby fajnie, gdybyście napisały też jakie jest Wasze podejście do noworocznych postanowień i czy same stawiacie sobie takie wyzwania. Ktoś kiedyś powiedział, że obietnica złożona publicznie jest bardziej zobowiązująca, więc piszcie śmiało w komentarzach co Wy chcecie osiągnąć w 2019 roku!

_____________________________
Wpadnijcie też na mój

JAKICH KOSMETYKÓW DO CODZIENNEGO MAKIJAŻU UŻYWAM? MAKIJAŻOWI ULUBIEŃCY ROKU!

$
0
0
Czas na makijażowych ulubieńców minionego roku! W dalszej części dzisiejszego wpisu dowiecie się jakich produktów do makijażu używałam najczęściej i które z nich zasługują na miano hitów 2018. Będą tu same perełki czyli kosmetyki, bez których w zasadzie nie wyobrażam sobie codziennego makijażu. Ciekawe? To zapraszam do czytania dalej.



MAKIJAŻ SKÓRY

Zacznę od makijażu cery i generalnie wszystkie produkty w dzisiejszym wpisie będą pojawiać się w takiej kolejności, w jakiej nakładam je na swoją twarz. Zaczynam od podkładu i jeśli śledzicie mojego bloga już jakiś czas, to nie będziecie zaskoczone. Moim absolutnym ulubieńcem zeszłego roku, jak i kilku lat wstecz jest podkład Dr Irena Eris Provoke Matt Fluid. Ma bardzo dobre krycie, które można budować, świetnie wygląda na mojej skórze, wygładza ją, ujednolica i przede wszystkim jest matowy. Po chwili od aplikacji skóra jest sucha i nawet nie wymaga przypudrowania, choć ja i tak to robię, bo mam mocno przetłuszczającą się strefę T. Najważniejsze jednak jest dla mnie to, że ten podkład NIGDY nie spowodował u mnie powstawania żadnych niedoskonałości. 9 na 10 podkładów, które testuję niestety totalnie rujnuje moją cerę, więc same rozumiecie. 

Kolejnym krokiem jest aplikacja korektora pod oczy oraz na ewentualne niedoskonałości i tutaj najlepiej sprawdzał się u mnie korektor Lovely Liquid Camouflage, który ma wielu zwolenników i przeciwników. Ja akurat jestem jego ogromna fanką i uwielbiam zarówno poziom krycia, jak i efekt wygładzenia skóry. 

Następnie przechodzę do przypudrowania całej skóry i tu korzystam z dwóch produktów na zmianę. Kiedy mam ochotę na większy mat, to wówczas używam sypkiego, transparentnego pudru ryżowego Ecocera. Kiedy natomiast chcę bardziej ujednolicić skórę i dodać jej koloru, to używam pudru Manhattan Clearface w odcieniu 76 Sand. To puder, który został wycofany ze sprzedaży i kupuję go na Allegro w hurtowych ilościach. Noszę do na co dzień w torebce do poprawek w ciągu dnia. 


Czas na brązer i tutaj hitem zeszłego roku była Hoola od Benefit. Cudowny puder brązujący, który wygląda na twarzy niezwykle naturalnie, jest trwały, dobrze się rozciera, nie tworzy plam i nigdy nie sprawił mi żadnych problemów z cerą. 

Na koniec dodaję trochę rozświetlacza na szczyty kości jarzmowych, nos, łuk kupidyna, brodę. Moim totalnym ulubieńcem, kiedy jestem troszkę bardziej opalona jest rozświetlacz z limitowanek kolekcji Victoria Beckham dla Estee Lauder w odcieniu 01 Modern Mercury. Ma niepowtarzalny odcień. Aktualnie, kiedy jestem nieco bledsza, to używam rozświetlacza Lovely Glow Better (mam go również w makijażu ze zdjęć). Jest cudowny!


MAKIJAŻ BRWI I OCZU

Przejdźmy do makijażu brwi i oczu. Jeśli chodzi o brwi, to do niedawna używałam kredki Nabla Brow Divine w odcieniu Venus, ale znalazłam coś znacznie lepszego i tańszego. Mam na myśli kredkę Feather Brow od Wibo i mój kolor to Soft Brown. Jest w zasadzie identyczna, jak ta z Nabla czy Anastasia Beverly Hills z tą różnicą, że można nią jeszcze bardziej precyzyjnie piórkować. Jak dla mnie to totalny hit, jeśli chodzi o makijaż brwi. 

Kolejnym krokiem jest utrwalenie brwi i nadanie im takiego bardziej miękkiego efektu i tutaj najchętniej używałam żelu Essence Make Me Brow w odcieniu 01 Blondy Brows. 


Jeśli chodzi o cienie do powiek, to w codziennym makijażu w zasadzie ciągle używałam i nadal używam tego samego. Załamanie powieki podkreślam brązerem Hoola, a na centralną część powieki nakładam cień Bobbi Brown Luxe Eye Shadow Multichrome w odcieniu Incandescent (na zdj. wyżej). Kiedy mam ochotę na trochę bardziej delikatny makijaż, to na środek powieki wklepuję trochę rozświetlacza z Estee Lauder, o którym pisałam wcześniej. Później już tylko robię kreskę czarnym cieniem i delikatnie ją rozcieram, a dolną powiekę również podkreślam brązerem Hoola Benefit. 

Ostatnim krokiem jest już tylko podkręcenie rzęs zalotką i wytuszowanie ich. Tusz, który jest moim odkryciem 2018 roku to Maybelline Colossal Big Shot w wersji wodoodpornej. Uwielbiam go za to, że nie odbija mi się na górnej powiece, fantastycznie utrzymuje skręt zalotki, wydłuża, pogrubia, nie kruszy się i faktycznie jest wodoodporny. I tak - trudno go zmyć, ale coś za coś. Ja używam aktualnie dwufazowego płynu z Mixa, który świetnie sobie z nim radzi. 


MAKIJAŻ UST
Czas na makijaż ust i tutaj nie byłam w stanie wyłonić jedynego faworyta, więc zatrzymam się przy tej kategorii nieco dłużej. Jak wiecie uwielbiam pomadki i kredki do ust w odcieniu brudnego różu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam na ustach fuksję czy ostrą czerwień, a kiedyś bardzo często sięgałam po takie odcienie. 


Od lewej: 

Golden Rose Velvet Matte w kolorze 12 - cudowny, głęboki odcień różu z domieszką czerwieni i brązu. Fantastycznie podbija biel zębów i jest szalenie trwała oraz komfortowa w noszeniu

Miss Sporty My Bff Lipstick w kolorze 102 My Funny Mauve - to właśnie tej pomadki używam najchętniej na co dzień, bo ma taką balsamową formułę, a mimo to dobrze podkreśla usta i nie wysusza ich. Ma piękny, chłodny odcień. 

Nabla Ombre Rose - kolor bardzo podobny do Golden Rose, ale nieco ciemniejszy. Uwielbiam ją za to, że jest niesamowicie kremowa, a mimo to trwała i ładnie się "zjada. Kolejna pomadka, która optycznie wybiela zęby. 

Wibo Juicy Color w odcieniu 7 - to pomadka i balsam w jednym z dodatkiem masła shea. Ma cudowny, wpadający w chłodny brąz kolor. To odcień bardzo elegancki i klasyczny. Pięknie wygląda na opalonej skórze. 

Estee Lauder Pure Color Love Crazy Beautiful - to pomadka, którą zazwyczaj aplikuję na konturówkę. Ma nieco jaśniejszy odcień od pozostałych pomadek i używam jej wówczas, gdy mam ochotę na bardziej delikatne usta. 


KREDKI DO UST

Przed nałożeniem pomadki zazwyczaj używam kredki do ust i tutaj również mam wielu ulubieńców. 

Od lewej:

Nabla Velvetline Romanticized - mięciutka konturówka w odcieniu brudnego różu, ale  w chłodnej tonacji. Trwała, komfortowa w noszeniu, idealna w duecie z moimi ulubionymi pomadkami, o których pisałam wcześniej. 

Catrice Longlasting Lip Pencil  080 - nieco twardsza konturówka w odcieniu brudnego różu, ale już trochę cieplejsza, niż Nabla. Równie trwała i komfortowa w noszeniu. 

Nyx Suede Matte Lip Liner Shanghai - kredka, która doskonale pasuje do pomadki Golden Rose. Jest troszkę bardziej wysuszająca od pozostałych i raczej nie noszę jej solo, ale w połączeniu z pomadkami bardzo chętnie po nią sięgam. 

Nabla Velvetline Attractive - kredka w odcieniu ciepłego brązu, która fajnie wygląda w duecie z Wibo Juicy Color

Wibo Lip Define Pencil 2 - To już mój ulubieniec od bardzo dawna i pewnie nie muszę Wam jej przedstawiać. Świetna konturówka w niskiej cenie, dostępna w każdym Rossmannie. Uwielbiam za trwałość, kolor, komfort noszenia. 

My Secret I love matte lips w odcieniu 03 - o tej kredce pisałam Wam ostatnio przy okazji tanich i dobrych kosmetyków z drogerii. Ma piękny, brudny odcień różu. Używam jej zazwyczaj solo, bez żadnej pomadki czy błyszczyka. Świetnie się nosi. 

Golden Rose Matte Lipstick Crayon w odcieniu 10 - te kredki są już niemalże kultowe i chyba nie ma osoby, która by ich nie testowała. Najpiękniejszy i najbardziej uniwersalny oraz twarzowy kolor to jak dla mnie 10. Podbija biel zębów, jest trwała, nie wysusza. Uwielbiam!


Na zdjęciu z próbkami kolorów konturówek widzicie jeszcze dwa błyszczyki. Pierwszy od góry to NYX Lingerie Gloss w odcieniu Euro Trash - kryjący, gęsty błyszczyk w kolorze brudnego różu z lekką domieszką brązu. Często używam go w duecie z konturówką Wibo lub Nabla. 

A takim ulubionym, transparentnym błyszczykiem, który ląduje u mnie praktycznie na każdej ponmadce czy konturówce, kiedy mam ochotę na odrobinę błysku to Estee Lauder Pure Color Love w odcieniu Pink Electron. Jest to błyszczyk transparentny, ale z mnóstwem różowo-złotych drobinek, które optycznie powiększają usta. Bardzo unikatowy kolor i fantastyczna formuła. 


To już wszyscy moi ulubieńcy minionego roku. Moje drogie, jestem bardzo ciekawa jakie produkty rządziły u Was! Czy mogę prosić Was o komentarz, w którym wpiszecie jaki był Wasz ulubiony ulubiony podkład, puder, tusz do rzęs i pomadka? 

_____________________________
Wpadnijcie też na mój


PLAN RATUNKOWY DLA BARDZO ZNISZCZONYCH I SUCHYCH WŁOSÓW (ALE NIE TYLKO).

$
0
0
Dziś przygotowałam coś specjalnie dla posiadaczek bardzo zniszczonych włosów, które są już w tak beznadziejnej kondycji, że w sumie najprostszym wyjściem byłoby porządne cięcie. Najprostszym, ale czy najlepszym? Wiem, że ścięcie włosów to nie jest dla kobiety łatwa decyzja. Zatem jeśli chciałybyście je podratować, to dziś napiszę Wam jak powinna wyglądać pielęgnacja Waszych włosów, aby przywrócić je do życia.



A MOŻE WCALE NIE MASZ ZNISZCZONYCH WŁOSÓW? 
Zima to czas, kiedy najczęściej narzekamy na nasze włosy. To właśnie teraz są poddawane najgorszym torturom. Ciągłe zmiany temperatury (zimno na zewnątrz, ciepło w pomieszczeniach), suche powietrze (kaloryfery), pocieranie włosów czapką, szalikiem, kurtką, deszcz, śnieg, wiatr... To wszystko sprawia, że nasze włosy ujawniają swoje najgorsze oblicze.  Są suche, sztywne, szorstkie w dotyku, elektryzują się, puszą i przetłuszczają u nasady. I tu jedna, bardzo ważna rzecz. To wcale nie oznacza, że są zniszczone i trzeba je jak najszybciej ściąć. Takie okresowe kryzysy naszych włosów, spowodowane porą roku trzeba nauczyć się przechodzić w jak najmniej bolesny sposób. Musimy zmienić naszą pielęgnację i poświęcić naszym włosom trochę więcej uwagi. Warto też mieć gdzieś z tyłu głowy myśl, że zimą wszystkie mamy "bad hair day" i trzeba to po prostu przeczekać. Zachęcam też do wdrożenia kilku dzisiejszych wskazówek pielęgnacyjnych, a bardzo szybko zauważycie, że kondycja Waszych włosów uległa poprawie.


PRZECZYTAJ ZANIM ZACZNIESZ...
Plan, który dziś dla Was opracowałam nie przyniesie rezultatów w kilka dni. To tak, jak z dodatkowymi kilogramami czy cellulitem. Hodując tłuszcz przez lata nie możemy oczekiwać, że kilka wizyt na siłowni zrobi z nas modelki Victoria's Secret. Tak się nie stanie - niestety. Musicie uzbroić się w cierpliwość oraz sumiennie, systematycznie dbać o włosy według podanych zasad. Jeśli zamierzacie przestrzegać tylko 50% planu, albo myślicie, że używanie jednej odżywki czy olejowanie od czasu do czasu coś pomoże, to dajcie sobie spokój, to nie zadziała. Plan jest opracowany w ten sposób, żeby zadziałać kompleksowo i kiedy odpuścicie któryś z punktów, to przestanie mieć sens. Pierwsze efekty opracowanej pielęgnacji powinny pojawić się już po 30 dniach. U jednych efekty przyjdą szybciej, a u innych trzeba będzie poczekać nieco dłużej. Nie zniechęcajcie się, bo przerwanie pielęgnacji jest najgorszym, co możecie zrobić. Konsekwencja to słowo klucz w każdej dziedzinie życia (także życia włosów). Przechodzimy zatem do konkretnego planu działania. Oto co powinnyście zrobić, aby poprawić kondycję Waszych bardzo zniszczonych włosów.


1.
PODETNIJ KOŃCÓWKI 
Plan ratunkowy dla zniszczonych i suchych włosów warto zacząć od delikatnego podcięcia końcówek (maksymalnie 2 cm). Trzeba przy tym pamiętać, aby zrobić to bardzo ostrymi i najlepiej fryzjerskimi nożyczkami. W przeciwnym razie jeszcze bardziej postrzępicie końce, które będą się łatwiej rozdwajać. Podcięcie zniszczonych, suchych końcówek jest bardzo ważne, bo to właśnie one pokazują największe zniszczenia i sprawiają, że cała fryzura wygląda fatalnie. Wystarczy podciąć włosy dosłownie o centymetr, a już będą wyglądać bardziej zdrowo. Ja podcinam włosy sama i używam do tego tych oto nożyczek (tutaj klik).


2.
NAŁÓŻ OLEJ (olejowanie przed każdym myciem włosów)
Jeśli nie możecie nałożyć oleju na całą noc i rano ich umyć, to wystarczy, że zaaplikujecie olej przed samym myciem włosów. Im dłużej olej będzie na włosach, tym lepiej, ale wystarczy 20 minut.  Pamiętajcie, że olejowanie to absolutna podstawa dbania o włosy i tego punktu ominąć się po prostu nie da! Nawet, jeśli olejowanie miałoby trwać tylko 10 minut, to warto. Przypominam, że olej nakładamy na włosy od wysokości brody w dół (nigdy wyżej), wcieramy go we włosy, a następnie rozczesujemy grzebieniem o szerokim rozstawie zębów i zaplatamy włosy w warkocz lub kok na czubku głowy. Aby wzmocnić jego działanie można dodatkowo założyć foliowy czepek i podgrzać włosy ciepłem suszarki przez 3-5 minut. Rekomenduję Wam trzy sprawdzone przeze mnie oleje marki NaturalME (do kupienia w SuperPharm).

᛫ olej ze słodkich migdałów

 olej z pestek malin

᛫ olej avocado


3. 
MYJ WŁOSY ŁAGODNYM SZAMPONEM (co drugi dzień)
Włosy zniszczone, to włosy ekstremalnie uwrażliwione. Można je złamać nawet przez delikatne pocieranie, także podczas mycia. Mogą się kruszyć i strzępić bez żadnej, większej ingerencji, więc warto obchodzić się z nimi bardzo ostrożnie. Najlepiej myć je co drugi, a nawet co trzeci dzień. Przede wszystkim należy zmienić szampon na delikatny, a jeśli czujecie, że nie domywa należycie  nagromadzonego sebum, to warto zastosować metodę dwóch szamponów. Tym, którego używacie na co dzień myjecie skórę głowy, a tym delikatnym włosy na ich długości. Łagodne szampony, które polecam widzicie poniżej, ale więcej o nich pisałam tutaj klik. 



4. 
NAŁÓŻ MASKĘ EMOLIENTOWĄ (używaj po każdym myciu włosów i podgrzej włosy pod czepkiem)
Zimą warto używać masek i odżywek z przewagą emolientów czyli olejów w składzie. Te typowo proteinowe, a więc zawierające keratynę, proteiny mleczne czy owsiane mogą jeszcze bardziej usztywniać, przesuszać i uwrażliwiać włosy na fatalne warunki pogodowe. Zdecydowanie lepiej sprawdzają się latem, a zimą postawcie na emolienty i to w formie masek, a nie odżywek. Maskę nakładamy na włosy po ich umyciu, zakładamy foliowy czepek, zwijamy wszystko w turban i podgrzewamy ciepłem suszarki. Po minimum 20 minutach zmywamy chłodną wodą. Maski emolientowe, które polecam to:


᛫ Macadamia Natural Oil Deep Repair Masque

᛫ Marion Makadamia i Masło Shea

᛫ Biovax Bambus i Avocado

᛫ Kallos Blueberry

᛫ Alterna Bamboo Kendi Mask

᛫ Ziaja Masło Kakaowe







5. 
NAŁÓŻ MASKĘ Z SIEMIENIA LNIANEGO I AWOKADO (raz w tygodniu)
Raz w tygodniu warto zrobić sobie taką super odżywczą maskę na bazie naturalnych składników. Maska z miodu, żelu lnianego i awokado będzie dla włosów prawdziwą bombą witaminową oraz płaszczem ochronnym, dzięki któremu włosy staną się bardziej odporne na łamanie, kruszenie i zesztywnienie. Jak zrobić taką maskę? W garnku gotujemy 100 ml wody i dodajemy czubatą łyżkę siemienia lnianego (niemielonego). Gotujemy i mieszamy aż powstanie z tego gęsty żel. Następnie odcedzamy ziarna i uzyskany żel lniany przelewamy do szklanej miseczki. Dodajemy tam łyżkę naturalnego miodu (np. wielokwiatowego) i pół rozgniecionego, dojrzałego awokado średniej wielkości. Wszystko mieszamy aż powstanie z tego papka.  Tak otrzymaną maskę nakładamy na suche włosy, owijamy je folią spożywczą, czepkiem lub zakładamy foliową reklamówkę i robimy turban z ręcznika. Podgrzewamy go suszarką przez 3-4 minuty i pozostawiamy na 30 minut. Po upływie tego czasu myjemy włosy szamponem i nakładamy maskę, którą możemy już potraktować jak odżywkę i zostawić na włosach krócej.



6.
SPRYSKAJ MOKRE WŁOSY ODŻYWKĄ BEZ SPŁUKIWANIA (po zmyciu maski emolientowej, przed suszeniem włosów)
Odżywka bez spłukiwania to również bardzo ważny punkt całej pielęgnacji zniszczonych włosów. Takim włosom trzeba zapewnić maksimum ochrony, nawilżenia i okluzji, aby nabrały sprężystości i wyszły z ekstremalnej suchości, która je charakteryzuje. Dobrą odżywkę bez spłukiwania polecałam tutaj klik, ale możecie ją również zrobić samodzielnie. Wystarczy do buteleczki z atomizerem dodać łyżeczkę odżywki emolientowej, którą akurat macie w domu i 100 ml wody, a następnie energicznie wstrząsnąć i delikatnie spryskać włosy na długości (nasadę omijamy).



7. 
SUSZ ZIMNYM NAWIEWEM (zawsze)
Jednym z najgorszych, zimowych błędów w pielęgnacji włosów jest pozostawianie ich do samodzielnego wyschnięcia. Ponad to, kładąc się spać z mokrymi włosami narazicie je na uszkodzenia mechaniczne (włos mokry, to włos bardziej wrażliwy). Nie wspomnę już o tym, że bez użycia suszarki naprawdę trudno dokładnie dosuszyć włosy nawet po kilku godzinach od mycia, a jak wiadomo nie do końca wyschnięte włosy + wyjście na mróz = ekstremalna łamliwość! Tak więc nawet, jeśli jesteście posiadaczkami bardzo zniszczonych włosów, to warto je wysuszyć, ale chłodnym nawiewem suszarki.



8. 
NAŁÓŻ SERUM NA KOŃCÓWKI (i ponawiaj aplikację w ciągu dnia)
Ostatnim punktem jest aplikacja silikonowego serum na końcówki włosów, które jeszcze bardziej zabezpieczy włosy przed łamliwością i puszeniem. Serum można nosić w torebce i jeśli czujecie taką potrzebę - dołożyć go na włosy w ciągu dnia. Te, które polecam Waszej uwadze znajdują się tutaj klik.



Ponad to:

UŻYWAJ DOBREJ SZCZOTKI
O dobrych szczotkach do czesania włosów pisałam tutaj klik. W przypadku włosów naprawdę ekstremalnie zniszczonych najlepszy do czesania będzie jednak grzebień o szerokim rozstawie zębów.


NIE ZWIĄZUJ WŁOSÓW GUMKĄ
Trzeba unikać uciskania włosów, a więc zrezygnujcie ze wszystkich gumek-recepturek i innych, mocno inwazyjnych akcesoriów do upięć. Jeśli już musicie je wiązać, to najlepiej zrobić to za pomocą gumek pokrytych materiałem, albo robić kok na czubku głowy i spinać klamerką.


NIE ŚPIJ Z ROZPUSZCZONYMI WŁOSAMI
O tym, żeby nie kłaść się spać z mokrymi włosami już wiecie. Nie warto też pozostawiać ich rozpuszczonych, bo w trakcie snu mogą ulegać poważnym uszkodzeniom i nadmiernemu wypadaniu. Ja zazwyczaj robię bardzo luźnego koczka na czubku głowy i spinam go klamrą. Kiedy natomiast mam włosy naolejowane, to robię warkocz, który związuję materiałową gumką.


KOMPRES NA WŁOSY
Jeśli nakładacie odżywkę lub maskę, to pamiętajcie o tym, żeby koniecznie owinąć włosy folią, czepkiem lub nawet jednorazową reklamówką, założyć na to ręcznik i podgrzać całość ciepłem suszarki. To naprawdę robi różnicę, jeśli chodzi o działanie produktów. Dzięki temu łuski włosa się rozchylają, a maska jest w stanie zadziałać bardziej efektywnie.


ŚPIJ NA JEDWABNEJ POSZEWCE
Jedwabnej poszewce i jej wpływie na moje włosy poświęciłam cały post i możecie go przeczytać tutaj klik. Nadal bardzo polecam spanie w takiej pościeli i uważam, że w przypadku bardzo zniszczonych włosów, a także wrażliwej skóry to podstawa.


JEŚLI CHCESZ ZAGĘŚCIĆ WŁOSY, TO UŻYWAJ WCIERKI Z KROPLI ŻOŁĄDKOWYCH
Zima to najlepszy moment na to, żeby używać wcierki z kropli żołądkowych. Zapach jest bardzo specyficzny, ale efekty regularnego wcierania mogą Was totalnie zaskoczyć. Nie ma dnia, żebym nie otrzymała jakiejś wiadomości, w której dziękujecie za polecenie tego sposobu na zagęszczenie włosów i jesteście zachwycone tym jak to działa! Jak używać tej wcierki i jakie krople polecam? Zapraszam do lektury wpisu tutaj klik.



Czy są tu dziewczyny, których noworocznym postanowieniem jest poprawa kondycji włosów? To co, zgłaszacie gotowość do rozpoczęcia planu ratunkowego? Jakby co - trzymam kciuki i czekam na pierwsze dobre wieści :-) 

Więcej porad na temat pielęgnacji i stylizacji moich włosów znajdziecie tutaj klik. 





_____________________________
Wpadnijcie też na mój

ZŁOTA PIĄTKA CZYLI 5 NAJLEPSZYCH KOSMETYKÓW INGLOT.

$
0
0
Czas przywrócić do życia starą serię wpisów, które bardzo lubiłyście czyli "złota piątka". Zgodnie z Waszymi prośbami dziś biorę pod lupę znaną, polską markę Inglot, która odniosła naprawdę spory sukces zarówno w naszym kraju, jak i poza jego granicami. Ostatnio nawet udało jej się nawiązać współpracę z taką gwiazdą jak Jennifer Lopez, która zaprojektowała swoją linię produktów dla Inglota. Jakie kosmetyki i akcesoria  tej marki naprawdę warto kupić? Oto moja złota piątka!



PIGMENTY SYPKIE
Jeśli jesteście fankami makijażu, to z pewnością nie umknęły Waszej uwadze sypkie pigmenty marki Inglot, które potrafią w niesamowity sposób podkręcić każdy make-up! Są szczególnie efektowne i przydatne przy wykonywaniu makijaży imprezowych, ślubnych czy studniówkowych. To dosyć grubo zmielony i nieprawdopodobnie błyszczący pigment. Każdy z nich połyskuje co najmniej trzema kolorami. Są nieoczywiste i dają efekt mokrej powieki. Są też dosyć wymagające, jeśli chodzi o aplikację. Najlepiej nakładać je na powiekę z lepką bazą, ponieważ ze względu na swoją sypką formułę muszą się do czegoś przykleić. Najlepiej sprawdza się tu klej do brokatu, korektor lub po prostu specjalna baza pod cienie. Ja taki pigment zawsze nakładam palcem i lekko przesuwam nim po powiece, bo wówczas osiągam najbardziej intensywny kolor i połysk. Pamiętajcie też o podsypce z pudru (baking) pod okiem przed aplikacją cieni, ponieważ mogą się mocno osypywać. Mimo, że to troszkę trudny w obsłudze produkt, to naprawdę warto mieć w swojej kosmetyczce choć jeden taki cień.


Pigmenty są też bardzo wydajne i nie wiem, czy będziecie w stanie kiedykolwiek zużyć do końca całe opakowanie produktu. Ja miałam kiedyś wszystkie kolory, bo kupowałam pigmenty Inglota na spółkę z koleżankami ze studiów. W powyższym makijażu użyłam koloru 115 (wewnętrzny kącik powieki górnej) oraz 111 (środek powieki górnej).


Od lewej: 111, 115, 50, 85

Tak, jak już wspominałam - to cienie, które mienią się na co najmniej trzy kolory. W zależności od kąta padania światła Wasz makijaż będzie wyglądał nieco inaczej. Najciekawszy jest pigment o numerze 85, który jest typowym kameleonem. Z brązu przechodzi w zieleń i fiolet. To tego typu produkt, który nałożony na całą powiekę nie wymaga jakiejś specjalnej umiejętności posługiwania się pędzlem, a i tak makijaż będzie wyglądał na pięknie rozblendowany. 


MGIEŁKA UTRWALAJĄCA MAKIJAŻ  CZYLI MAKEUP FIXER
Nie jestem fanką typowych utrwalaczy do makijażu w spreju, bo nie widzę jakiegoś spektakularnego przedłużenia trwałości mojego make-upu. Poza tym większość takich produktów powoduje u mnie powstawanie niedoskonałości na skórze oraz dziwne reakcje alergiczne. Póki co jedyną mgiełką, która naprawdę fajnie utrwala mój makijaż jest ta z Inglota. Po spryskaniu twarzy mgiełka jakby zastyga i tworzy na skórze delikatną powłoczkę. Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z przedłużonego efektu matowości mojej skóry. Fajne jest też to, że mgiełkę można kupić w dwóch pojemnościach. Ja zazwyczaj kupuję tą mniejszą, bo zimą fixera używam tylko na specjalne okazje. Zdecydowanie częściej sięgam po niego latem, podczas dużych upałów i wtedy decyduję się na zakup większej butelki.


KONTURÓWKA DO UST SOFT PRECISION LIPLINER W ODCIENIU 74
Nie mogło tu również zabraknąć konturówki w moim ulubionym odcieniu brudnego różu. Uwielbiam ten kolor! Kredka ma idealną twardość, można nią wyrównać wszelkie asymetrie ust oraz je optycznie powiększyć. Jest też bardzo trwała i komfortowa w noszeniu. Porównując ją do mojej ulubionej kredki Wibo czy Lovely wysusza nieco mocniej, ale ma za to ładniejszy, bardziej naturalny kolor. To jak dla mnie prawdziwy "must have" tej marki. 


Kredkę Soft recision Lipliner w odcieniu 74 widzicie po lewej stronie. To w mojej opinii kolor, który będzie pasował każdej z Was i to na każdą okazję. Możecie zobaczyć tę kredkę na moich ustach w makijażu wyżej + bezbarwny błyszczyk. Zaraz obok jest próbka koloru czarnej kredki, która również znajdzie swoje miejsce w tym rankingu. 


CZARNA, TRWAŁA KREDKA KOHL PENCIL 01
Jeśli szukacie bardzo trwałej, czarnej kredki do oczu, która będzie się nadawać na linię wodną oka, to polecam Wam właśnie kohl pencil od Inglota. Jest bardzo mięciutka, mocno napigmentowana i jak już zastygnie, to naprawdę trudno ją zmyć. Ja używam jej w makijażu górnej powieki. Robię wzdłuż linię i szybko rozcieram. Później dodaję jeszcze tylko odrobinę brązowego cienia, podkręcam oraz tuszuję rzęsy i mój codzienny makijaż oka jest gotowy. 


AKCESORIA CZYLI GRZEBYK I ZALOTKA DO RZĘS
Oto dwa akcesoria, bez których w ogóle nie wyobrażam sobie mojego codziennego makijażu. Absolutnie zawsze podkręcam swoje rzęsy przed ich wytuszowaniem i moją ukochaną zalotką jest ta z Inglota z serii PRO. To niesamowite jak taki drobny zabieg jak podkręcenie rzęs zalotką zmienia wygląd wytuszowanych rzęs! Jeśli jeszcze nigdy ich nie podkręcałyście, to będziecie w szoku. Grunt, to przyłożyć zalotkę jak najbliżej nasady rzęs (ale uwaga, żeby nie przyciąć powieki). Jeśli zaczniecie podkręcać w ich połowie, to będą wydawać się bardzo króciutkie. Swoją drogą - czy Wasze mamy lub babcie również Was straszyły, że od używania zalotki wypadają i łamią się rzęsy? To mit! Chyba, że kiedyś zalotki były czymś w rodzaju narzędzia tortur i faktycznie niszczyły rzęsy.

Grzebyk do rozczesywania rzęs jest mi również niezbędny w codziennym makijażu. Po wytuszowaniu rzęs zawsze dodatkowo je rozczesuję, dzięki czemu wyglądają o wiele bardziej naturalnie. W ten sposób usuwam nadmiar tuszu i rozdzielam rzęsy, które się ze sobą skleiły. Są wówczas bardziej gęste.


KOSMETYCZKI 
Wiem, że pięć produktów mamy już za sobą, ale o kosmetyczkach z Inglota po prostu nie wypada milczeć. Używam ich od lat i są najlepszymi kosmetyczkami podróżnymi, jakich kiedykolwiek używałam. W mniejszej transportuję pędzle do makijażu, a w większej kosmetyki. Uwielbiam w nich to, że są lekkie, poręczne i mają przeźroczystą górę, dzięki czemu wszystko dobrze widać. Łatwo je utrzymać w czystości, a poza tym po prostu ładnie i profesjonalnie wyglądają. 


Dziewczyny, to wszystko na dziś. Jeśli miałybyście wybrać Waszą złotą piątkę tej marki, to co by to było? Jestem bardzo ciekawa, więc piszcie :-) I oczywiście dajcie znać jaką markę wziąć pod lupę kolejnym razem! 

_____________________________
Wpadnijcie też na mój

KARNAWAŁOWE STYLIZACJE Z BŁYSKIEM CZYLI BROKAT NA PAZNOKCIACH W TRZECH ODSŁONACH.

$
0
0
Mamy karnawał, a to idealna pora na manicure z błyskiem. Dziś przygotowałam dla Was trzy stylizacje, w których główną rolę gra absolutnie najpiękniejszy, brokatowy lakier w odcieniu jasnego złota czyli Provocater 087 Gold Star. Jeśli szykuje się Wam jakaś szalona imprezka, to akcent w postaci brokatowego zdobienia jest wręcz obowiązkowy! Zapraszam do czytania dalej i zasięgnięcia odrobiny inspiracji. 


Brokatowy lakier od Provocater 087 Gold Star to naprawdę piękne złoto, które mieni się mnóstwem drobinek. W sztucznym oświetleniu ten blask jest wprost oślepiający i dzięki niemu każda stylizacja będzie niezwykle efektowna. Tego typu drobinkowym lakierem nie musicie malować wszystkich paznokci, choć w tym sezonie jest to niezwykle modny trend. Możecie postawić na delikatny, biżuteryjny akcent. 


Do wykonania powyższej stylizacji wykorzystałam następujące lakiery Provocater (od kciuka):

001 White 
012 Milky Caramel
087 Gold Star
012 Milky Caramel + 001 White + 087 Gold Star
001 White


Wzór wykonałam za pomocą długiego, cieniutkiego pędzelka z zestawu pędzli do zdobień od Provocater. Odkąd go używam, to robienie wzorów nie jest już dla mnie większym problemem. Jeśli lubicie "bawić się" w zdobienia, a dotąd nie byłyście z nich zadowolone, to tego typu pędzel naprawdę ułatwia pracę.


Drugą propozycją jest połączenie klasycznej czerni, złota i efektu tiulu, tudzież rajstopy. Jak wyczarować na swoich paznokciach taki efekt czarnej woalki? Przygotowałam na ten temat osobny post z tutorialem krok po kroku, więc zapraszam tutaj klik. 

Do wykonania powyższej stylizacji wykorzystałam następujące lakiery Provocater (od kciuka):

087 Gold Star 
064 Black
087 Gold Star
064 Black + 087 Gold Star
064 Black


Brokatowy lakier 087 Gold Star jest dosyć dobrze kryjący, ale do pełnego krycia będziecie potrzebowały dwóch warstw. Jeśli macie ochotę na nieco cieplejszy odcień złota, to marka Provocater ma w swojej ofercie lakier 086 Pure Gold, który również pięknie się mieni. Obydwa, brokatowe lakiery możecie zobaczyć na powyższym zdjęciu. Na wzorniku jest 086, a na moich paznokciach 087.


Ostatnią propozycją, którą dla Was przygotowałam na dziś jest ponowne połączenie czerni i złota, ale tym razem w nieco innym wydaniu. W końcówkę paznokcia palca wskazującego wklepałam trochę brokatowego lakieru 087, a na paznokciu serdecznym widnieje wzór zrobiony czarnym lakierem. 

Do wykonania powyższej stylizacji wykorzystałam następujące lakiery Provocater (od kciuka):

087 Gold Star 
064 Black + 087 Gold Star
087 Gold Star
064 Black + 087 Gold Star
064 Black


Czy są tu fanki brokatu na paznokciach? Dajcie koniecznie znać która stylizacja podoba się Wam najbardziej, a jeśli potrzebujecie inspiracji, to tutaj klikznajdziecie całe mnóstwo moich prac. Nie zapomnijcie oznaczyć swoich paznokciowych stylizacji na instagramie hasztagiem #hedonistkanails 

Wszystkie lakiery oraz akcesoria do manicure wykorzystane do stworzenia dzisiejszych stylizacji możecie kupić na stronie www.provocater.pl

_____________________________
Wpadnijcie też na mój



DLACZEGO NIE UŻYWAM JUŻ BAŃKI CHIŃSKIEJ?

$
0
0
Jednym z najpopularniejszych, najskuteczniejszych i zarazem najtańszych sposobów na pozbycie się cellulitu jest masaż bańką chińską. Sama go uwielbiałam, bo to, że faktycznie pomaga rozbić podskórne grudki nie podlega żadnej wątpliwości. Niestety - jestem zmuszona zrezygnować z antycellulitowego masażu bańka chińską. Dlaczego? Jakie są alternatywy? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu. 


Gdybym miała wskazać najskuteczniejszy, "domowy" sposób na pozbycie się cellulitu, byłby to masaż bańką chińską. Wykonuję go tak naprawdę od wielu lat. Zazwyczaj masuję swoje uda przez 2-3 miesiące i po tym czasie widać już ogromną różnicę w wyglądzie skóry. Jest zdecydowanie bardziej gładka i nawet największe skupiska podskórnych grudek są jakby mniej zbite. Dzięki temu cellulit przestaje być tak widoczny. Niestety, masaż bańką chińską ma też dla mnie jeden, ogromny minus, a mianowicie bardzo rozciąga skórę. Owszem - jest gładsza, a cellulit ulega znacznej redukcji, niemniej jednak wygląd ud po kilku miesiącach takiego masażu nie jest dla mnie satysfakcjonujący.  Zauważyłam, że skóra jest bardzo rozciągnięta, a uda wyglądają na lekko sflaczałe. Pocieszające jest to, że po zaprzestaniu masażu bańkami skóra wraca do swojej jędrności, ale to też wymaga czasu. Konsultowałam moje spostrzeżenia z masażystą oraz dermatologiem, którzy zgodnie stwierdzili, że faktycznie skutkiem ubocznym takich masaży może być rozciągnięcie skóry, ale nie u każdego ten efekt będzie tak samo zauważalny. Wszystko zależy od jakości naszej skóry i od tego jaką sprężystością się cechuje, a także od naszego wieku. To między innymi dlatego do wszelkich profesjonalnych zabiegów typu Icoone czy endermologia potrzebny jest specjalny, materiałowy kombinezon, który zapobiega nadmiernemu naciąganiu skóry podczas działania podciśnieniowej głowicy. Niestety przy masażu bańką chińską taki kombinezon zupełnie się nie sprawdza.

Drugim minusem, który zauważyłam jest pojawienie się tzw. pajączków na skórze czyli po prostu popękanych naczynek. Kiedyś nie miałam z tym problemu, ale niestety wraz wiekiem ciało potrafi nas coraz bardziej zaskakiwać. Po każdym masażu bańką chińską zauważałam nowe "pajączki" i wiem, że muszę przerzucić się na bardziej łagodne formy masażu. Muszę też bardziej przyłożyć się do pielęgnacji mojej skóry w okolicach ud i zamierzam ponownie sięgnąć po żel wzmacniający naczynka, o którym pisałam tutaj klik. 

O tych dwóch nieprzyjemnych następstwach używania bańki chińskiej piszę Wam w ramach przestrogi. Dodam, że kiedyś mogłam masować się bańką do woli i nic złego się nie działo. Warto więc do takiego masażu podchodzić z pewną ostrożnością i kontrolować stan swojej skóry nawet, jeśli dotychczas wszystko było w porządku. Tak jak już wspomniałam - czasem z wiekiem nasze ciało przestaje dobrze reagować na pewne bodźce :-)


Czy są jakieś alternatywy do masażu bańką chińską? Jest ich naprawdę mnóstwo, ale ja w ramach swojego domowego SPA będę korzystać w trzech sposobów. Pierwszym z nich jest szczotkowanie ciała na sucho, o którym napisałam osobny post tutaj klik. Jeśli chcecie wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i jaką szczotkę wybrać, to koniecznie przeczytacie podlinkowany artykuł.


Na to różowe dziwactwo natknęłam się podczas buszowania w sklepie KIK. Byłam zaskoczona, że między kubkami do kawy, sztucznymi kwiatami, a patelnią można znaleźć antycellulitowy masażer, który, jak się okazuje, spisuje się wprost rewelacyjnie! Te wypustki to tak naprawdę ruchome kuleczki, które bardzo przyjemnie masują ciało i pobudzają krążenie. Masaż jest wyjątkowo przyjemny i nie spowodował u mnie jak dotąd żadnych skutków ubocznych. Podczas masowania skupiam się głównie na udach i łydkach (można to robić na sucho lub pod prysznicem). Plus za komfort używania, bo ta różowa łapka ma bardzo wygodny uchwyt. Szczerze, to myślałam, że ten gadżet będzie totalnym bublem i kupiłam go w zasadzie tylko dlatego, żeby w razie czego Was przed nim przestrzec, ale spotkało mnie bardzo przyjemne zaskoczenie.


Trzecim sposobem na antycellulitowy masaż jest rolowanie ciała takim oto wałkiem. Robię to kilka razy w tygodniu i muszę przyznać, że to moja absolutnie ulubiona forma rozprawiania się z cellulitem. Dodatkowo fantastycznie relaksuje i rozluźnia mięśnie. O rolowaniu ciała pisałam z koleitutaj klik i zanim się za to weźmiecie, to koniecznie przeczytajcie o co w tym chodzi.


Dziewczyny, a jak u Was sprawdza się masaż bańką chińską? Widzicie jakieś negatywne skutki uboczne? 


_____________________________
Wpadnijcie też na mój


MIERZĘ SUKIENKI Z ZARY | ZARA LOOKBOOK 2019

$
0
0
Dziś wpis dla tych z Was, które regularnie proszą o posty modowe i zakupowe z sieciówek. Najnowsza kolekcja Zary jest naprawdę ciekawa i muszę przyznać, że w oko wpadło mi mnóstwo fajnych sukienek. W dzisiejszym wpisie pokażę Wam cztery modele, które zamówiłam w sklepie internetowym. Dajcie koniecznie znać które z nich mam zostawić, a które oddać. Ciekawa jestem czy Wasze opinie będą się pokrywać z moimi.


Tak, jak wspomniałam Wam już na moim Instagramie, tegoroczne wyprzedaże jakoś mnie nie zachwyciły. Jeszcze przed obniżkami nic tak naprawdę nie wpadło mi w oko i nawet cenowe obniżki nie sprawiły, że chciałam cokolwiek kupić. W sklepach powoli zaczyna się robić porządek (kto też nienawidzi tego burdelu podczas wyprzedaży?!) i pojawiają się nowe kolekcje. Zara zachwyciła mnie przede wszystkim sukienkami. 


Ta koszulowa sukienkaod razu mi się spodobała, bo lubię tego typu fasony. Jej krój jest lekko taliowany, a ja czuję się w niej niezwykle luźno. Uwielbiam w niej to, że ma bardzo długie rękawy, które można wywinąć, ale w związku z tym, że mam dosyć długie ręce, to tego nie robię. Sukienka świetnie prezentuje się z paskiem w talii, albo torebką - nerką na pasku. Moja jest akurat ze sklepu Stradivarius. Pamiętam, że jeszcze do niedawna nie byłam w stanie przekonać się do noszenia takich torebek, a teraz uważam to za najlepszy trend,który w tym roku również będzie na topie. Komfort wolnych rąk np. podczas zakupów jest nieoceniony! Link do sukienki zostawiam tutaj klik. 


Nie wiem jak Wy, ale ja dosłownie uwielbiam sukienki o luźnym, zwiewnym kroju. Po pierwsze - maskują mankamenty figury, po drugie - nie podciągają się, więc są komfortowe w noszeniu, a po trzecie - wyszczuplają nogi. Ta jest dodatkowo urokliwa ze względu na plisy, rozkloszowane rękawy oraz kropeczki na materiale. Świetnie wygląda z długimi kozakami za kolano, ale mierzyłam ją również do czarnych, skórzanych spodni/leginsów i również wygląda fantastycznie. Łapcie link do niej tutaj klik. 


A to już sukienka, którą na pewno odeślę, bo jest na mnie po prostu za krótka. O ile taka długość byłaby akceptowalna w luźnych, zwiewnych sukienkach, o tyle w tak dopasowanej miniówie nie czuję się już najlepiej. Mimo to sukienka jest naprawdę świetna. Materiał to ciemno-granatowy jeans z dużą ilością streczu, a więc dopasowuje się do figury. Na stronie widziałam, że modelka zestawiła ją z takimi legginsowymi pantalonami, które będą w tym sezonie podobno bardzo modne. Póki co temu trendowi mówię nie, ale kto wie czy za jakiś czas nie wyskoczę w takich rowerowych gaciach na miasto. Link do sukienki tutaj klik. 


Czwarta sukienka z mojego zamówienia, to mała czarna z długim rękawem. Mamy tu bardzo ciekawe połączenie materiałów, bo na całości jest wykonana z prążkowanej, grubej siatki, a dół to gipiura i to ona dodaje tej sukience fajnego sznytu. Lubię w niej to, że mimo jej klasycznego charakteru można ją również wystylizować na rockowo, dodając skórzaną ramoneskę, albo jeansową, luźną kurtkę. Z glanami, albo biker boots również wygląda rewelacyjnie. Link do niejtutaj klik.


I to już na tyle z tego zamówienia. Dajcie znać które sukienki wpadły Wam w oko! Jak myślicie - które z nich zostawiam, a które odeślę? Jeśli macie jakieś pytania, to zapraszam do komentowania poniżej. 


_____________________________
Wpadnijcie też na mój






JEDEN SZCZEGÓŁ, KTÓRY SPRAWI, ŻE TWOJA ODŻYWKA LUB OLEJ ZADZIAŁA ZNACZNIE LEPIEJ.

$
0
0
Czasem jeden, z pozoru błahy szczegół potrafi zaważyć na tym czy dany produkt u nas w ogóle zadziała. Uwielbiam eksperymentować podczas dbania o moje włosy, które bardzo szybko reagują na różne formy pielęgnacji. Jakiś czas temu odkryłam banalny sposób na zwiększenie mocy działania olejów i odżywek. To coś na tyle niepozornego, że same pewnie nie zwróciłyście na to uwagi, a naprawdę warto. Jeśli Wasza odżywka, maska czy olej nie działa na włosy tak dobrze, jakbyście sobie tego życzyły, to koniecznie czytajcie dalej.


Mowa oczywiście o wczesywaniu produktu we włosy. Kiedyś zupełnie tego nie robiłam i po umyciu oraz osuszeniu włosów ręcznikiem wgniatałam w nie trochę odżywki lub maski i zawijałam w turban. Tak samo z olejami. Najpierw rozczesywałam włosy, później wmasowywałam w nie olej i zaplatałam w warkocz czy koczek. 

CO DAJE WCZESYWANIE PRODUKTU?
Kiedy nakładamy na włosy np. olej i jedynie wmasowujemy go rękami, to nie dotrze on do każdego włosa na całej długości. Co za tym idzie - jedne włosy zostaną poddane pielęgnacji, inne nie lub olej dotrze tylko do kilku miejsc. To może sprawić, że nie będziemy zadowolone z działania naszego produktu. Wystarczy to sobie wyobrazić i nagle stanie się jasne, że dzięki wczesywaniu każdy produkt ma szansę lepiej oblepić pojedynczy włos.


JAK WCZESYWAĆ OLEJ?
Rozczesuję suche, nieumyte włosy, nakładam na nie olej zaczynając od końcówek i kończąc na wysokości podbródka. Następnie grzebieniem o szerokim rozstawie zębów (lub szczotką TT) dokładnie rozczesuję włosy tak, aby olej dotarł do każdego z nich, na całej długości. Później już tylko zaplatam włosy w koczek czy warkocz i idę spać. Rano myję włosy. Robię tak również w przypadku olejowania przed samym myciem i to dobra alternatywa dla osób, które nie lubią całonocnego olejowania. 

JAK WCZESYWAĆ MASKĘ/ODŻYWKĘ? 
Po umyciu włosów oraz osuszeniu ich ręcznikiem nakładamy odżywkę lub maskę i dokładnie je rozczesujemy, zaczynając od końcówek i przechodząc wyżej. Po wczesaniu produktu zostawiamy go na włosach przez określony czas, a następnie zmywamy. Warto robić to bardzo delikatnie i powoli, aby nie wyrywać włosów. Mit na temat zakazu czesania mokrych włosów już dawno został obalony. Jeśli będziecie zaczynać od dołu, a nie od góry, trzymając włosy w ich połowie, to nie powinny ulec żadnemu uszkodzeniu. 


Dziewczyny, dajcie znać czy wczesujecie produkty pielęgnacyjne we włosy. Jeśli nie, to koniecznie wprowadźcie ten element do Waszej włosowej rutyny. Zapewniam, że ta mała zmiana przyniesie bardzo pozytywne efekty.

_____________________________
Wpadnijcie też na mój


HITY I ROZCZAROWANIA STYCZNIA: SAMOOPALACZ ST TROPEZ, NABŁYSZCZACZ DO WŁOSÓW, FRUCTIS HAIRFOOD, MIXA, BED HEAD, PRZEPIS NA PANCAKES I SZKLANKI DO LATTE.

$
0
0
Dziś zapraszam Was na wpis z ulubieńcami stycznia, a wśród nich najlepszy samoopalacz, płyn dwufazowy, rewelacyjne kredki do ust, brązer, mocny lakier i nabłyszczacz do włosów, a także perfumy, których w minionym miesiącu używałam najchętniej. Nie obyło się też bez totalnych rozczarowań i tutaj wspomnę o bardzo popularnej i niejednokrotnie uwielbianej masce do włosów oraz koszmarnym samoopalaczu. Dla łasuchów podam też przepis na pyszne pankejki, więc zapraszam do czytania dalej. 



Zacznę od czegoś kompletnie niekosmetycznego i totalnym umilaczem minionego miesiąca była szklanka do latte, którą kupiłam w Netto. W swoim życiu przechodziłam różne "fazy" na kolekcjonowanie rzeczy. Kiedyś uwielbiałam kupować torebki, koce, pościel, a od jakiegoś czasu trwa u mnie kubko i szklankomania. Teraz w praktycznie każdym sklepie można kupić tego typu szklanki i prócz wyglądu, ich niewątpliwym plusem jest to, że gorące napoje wolno w nich stygną. Jest zatem szansa, że codziennie dopiję do końca ciepłą kawę, co bardzo rzadko mi się zdarza. 


Jeśli chodzi o kosmetycznych ulubieńców, to w styczniu bardzo chętnie sięgałam po brązer Inglot z kolekcji Jennifer Lopez Boogie Down Bronze J215 Golden Sun, który jest w mojej opinii troszkę tańszym zamiennikiem brązera Benefit Hoola. Inglot ma nieco mocniejszą pigmentację i ma lekko połyskujące wykończenie. Daje piękny efekt opalenizny i zapewnia skórze piękny, zdrowy blask. Jeśli szukacie naprawdę fajnego brązera w dobrej cenie, to polecam. 


Na zdjęciu po lewej stronie widzicie próbkę koloru brązera Benefit Hoola, a po prawej Inglot by Jennifer Lopez. Kolory są naprawdę bardzo do siebie zbliżone, ale w mojej opinii ładniejszy efekt na skórze daje Inglot. 


Muszę przyznać, że mam naprawdę mnóstwo paletek z cieniami do powiek. To chyba też już można zaliczyć do pewnego rodzaju zakupowego uzależnienia. Jeśli mam być szczera, to nie trafiłam w życiu na paletę idealną, więc moja zakupomania będzie musiała jeszcze trochę potrwać. W styczniu najchętniej sięgałam po paletę cieni NYX Away We Glow Hooked On Glow, która byłaby bardzo bliska ideału, gdyby zawierała cień w kolorze czarnym. Mimo to chętnie z niej korzystałam, bo ma piękne, ciepłe kolory, które fantastycznie podbijają zieleń moich oczu. Plus za dobrą pigmentację i lekkie, poręczne opakowanie. 


Czym byłby wpis z ulubieńcami miesiąca bez wspomnienia o kredkach do ust? Tym razem pozostaję pod ogromnym wrażeniem konturówek Nabla Velvetline. Są niesamowicie mięciutkie, super napigmentowane i bardzo trwałe. Nie wysuszają ust i przede wszystkim - nie robią z nich pomarszczonej skorupki. Moje ulubione kolory to naturalny brązik Attractive i brudny róż Romanticized.


Ulubionym zapachem stycznia został Michael Kors Sparkling Blush. Z mojego uwielbienia do perfum od MK chyba nie muszę się już tłumaczyć, bo wspominam Wam o nich już od kilku lat. Jeśli miałabym wymienić jedną, jedyną markę, której perfumy utrzymują się na mojej skórze najdłużej, to stawiam na Kors-a. Sparkling Blush to taki mały przerywnik od używania Midnight Shimmer, które są moim ulubieńcem wszech czasów. W zapachach od MK lubię to, że są oleiste, ciężkie, wielowymiarowe i bardzo kobiece. Doceniam także prostotę i elegancję flakonów.


Ostatnio testowałam bardzo dużo nowych samoopalaczy i niestety - większość z nich okazała się jakimś totalnym nieporozumieniem. Z ulgą wróciłam zatem do mojego ogromnego ulubieńca w tej kategorii, a mianowicie samoopalacza St Tropez Self Tan Classic Bronzing Mousse (ten w białej butelce na zdjęciu). W mojej opinii nie ma sobie równych. Pozostawia ładny, intensywny odcień opalenizny, która schodzi ze skóry w estetyczny sposób. To, że samoopalacz nie zrobił plam i ma ładny odcień jeszcze nie świadczy o sukcesie. Niestety większość samoopalaczy już na drugi dzień schodzi ze skóry plamami i wyciera się pod pachami. Ten tego nie robi, a poza tym sama opalenizna utrzymuje się bardzo długo. 

Kiedy mój ulubieniec mi się skończył, to udałam się do perfumerii Douglas po kolejną butelkę . Niestety akurat nie było go w sprzedaży, ale pani ekspedientka poleciła mi coś podobno "jeszcze lepszego" i kupiłam wersję Express (niebieska butelka na zdjęciu). W tym przypadku idealnie sprawdza się powiedzenie, że "lepsze jest wrogiem dobrego". Samoopalacz robi plamy, smugi, ma zbyt żółty odcień, a na domiar złego fatalnie schodzi ze skóry. Dziwne, że w jedna marka ma w swojej ofercie tak dobry i jednocześnie tak zły produkt. 


Jeśli już w jakiś sposób chcę mocno utrwalić swoją fryzurę czy loki, to sięgam po mój absolutnie ulubiony lakier do włosów czyli Bed Head Hard Head. To najmocniejszy lakier, który nie robi z włosów strąków, nie moczy ich i daje efektu kasku. To zdecydowany hit wśród wszystkich lakierów, jakie do tej pory testowałam. 

Jeśli chodzi o nabłyszczanie włosów, to tu z kolei mogę śmiało polecić nabłyszczacz w spreju Osis Sparkler, którym zawsze na sam koniec spryskuję swoje włosy po stylizacji. Nie obciąża włosów, nie tłuści ich i pozostawia widoczny blask. Uwielbiam go!


Bublem natomiast okazał się produkt marki Schwarzkopf Blond Me Shine Elixir. Ma żelową formułę, w której zatopionych jest mnóstwo złotych drobinek. Lubię takie produkty, bo faktycznie dają efekt blasku na włosach, ale nie w tym przypadku. Niestety po wyciśnięciu tego produktu na dłoń i lekkim roztarciu drobinki są ledwo widoczne. Po wtarciu we włosy efekt jest w zasadzie żaden, prócz lekkiego sklejenia i obciążenia fryzury. Produkt jest teoretycznie przeznaczony do włosów blond, ale u znajomych mi blondynek również się nie sprawdza. 


Maska do włosów Garnier Fructis Banana Hair Food jest dosyć popularna w sieci. Marka postanowiła chyba wypuścić coś, co przemówi do włosomaniaczek czyli kobiet, które w bardziej świadomy sposób podchodzą do pielęgnacji włosów. Z opakowania krzyczą napisy, że produkt jest skomponowany aż w 98% ze składników naturalnych, jest wegański i nie zawiera silikonów. Niestety w przypadku moich włosów ta maska zupełnie się nie sprawdza. Nie wygładza, nie nabłyszcza, nie dociąża, nie nawilża... Po prostu nie robi z nimi nic pozytywnego, a wręcz sprawia, że moje włosy są tępe i sztywne w dotyku. Zapach również nie przypadł mi do gustu, bo ten banan jest bardzo sztuczny i  po czasie wyczuwam na swoich włosach jakby smrodek utlenionego samoopalacza. Maska wywołuje dosyć skrajne emocje i są osoby, które ją uwielbiają. Ja niestety nie należę do tego grona i zużyję ją pewnie do golenia nóg. 


Kończąc moje kosmetyczne rozważania chciałabym polecić Wam świetny, drogeryjny płyn dwufazowy, który usunie nawet najbardziej wodoodporny makijaż. Niestety Bioderma średnio radzi sobie ze zmywaniem mojego ulubionego tuszu do rzęs i musiałam na szybko poszukać czegoś bardziej skutecznego.Płyn Mixa Optymalna Tolerancja sprawdza się w tej roli wprost wzorowo, przy czym nie podrażnia oczu i nie wymaga ich pocierania. Szkoda, że nie jest dostępny w większym opakowaniu, bo przy codziennym użyciu bardzo szybko się kończy. 


Czy są tu fanki domowych pankejków? W zeszłym miesiącu bardzo często je serwowałam. To taka szybka, słodka przekąska, która jest przy okazji w miarę zdrowa i nie ma miliona kalorii. Placuszki są w środku lekko mokre, a na zewnątrz puszyste i delikatne. Podaję je z dżemem lub zupełnie bez niczego, bo same w sobie są po prostu pyszne. Przepis znajdziecie tutaj klik (jest banalnie prosty). 


To już wszystkie hity i kity stycznia. Dajcie znać co o nich sądzicie :-) 

_____________________________
Wpadnijcie też na mój

COŚ LEPSZEGO NIŻ OLEJOWANIE DLA WŁOSÓW SUCHYCH, SZORSTKICH I PUSZĄCYCH SIĘ (Z PIELĘGNACJI ASTONA).

$
0
0
Olejowanie to absolutna podstawa pielęgnacji każdego rodzaju włosów, ale czy istnieje coś jeszcze lepszego? Niedawno odkryłam, że tak, a wszystko dzięki mojemu maltańczykowi! Tak więc jeśli Wasze włosy są suche, szorstkie i puszące się, to mam dla Was bardzo dobre wieści.  Dziś napiszę o produkcie, który sprawia, że włosy staną się bardziej gładkie, miękkie i zdyscyplinowane. 


Maltańczyki wymagają specjalnej pielęgnacji swoich włosów. Jednym z elementów tej pielęgnacji jest nakładanie lanoliny, która wspaniale dociąża włos i sprawia, że jest mięciutki, gładki, lśniący oraz przestaje się puszyć. Czym jest lanolina? To naturalny wosk, który pochodzi od owiec. Ich gruczoły łojowe odkładają warstwę naturalnego tłuszczu czyli lanoliny, aby chronić je przed wpływem środowiska zewnętrznego. Lanolina zwana jest tłuszczopotem, ale bez obaw - ta kosmetyczna nie ma praktycznie żadnego zapachu. To coś o konsystencji wosku, ale po ogrzaniu w dłoniach można ją dobrze rozsmarować na skórze lub włosach. Lanolina jest od lat wykorzystywana w kosmetyce i stanowi składnik wielu kremów czy balsamów.  Fantastycznie radzi sobie z przesuszonymi miejscami na skórze, pękającymi ustami czy twardymi skórkami wokół paznokci. To sprawia, że naprawdę warto mieć ją w swojej kosmetyczce! Okazuje się, że można jej używać także w pielęgnacji włosów i muszę przyznać, że jestem zaskoczona jak fantastycznie dociąża i wygładza moje włosy, które przechodziły mały kryzys. Dzięki lanolinie w końcu wróciły do swojej miękkości, bo przez to koszmarne ogrzewanie, noszenie czapki oraz zmienną pogodę były sztywne i szorstkie. Miałam wrażenie, że olejowanie to już dla nich za mało i potrzebowałam czegoś więcej. Podczas codziennej pielęgnacji Astona (mojego maltańczyka) pomyślałam, że skoro lanolina tak świetnie wpływa na jego włos, to może i u mnie się sprawdzi. To był strzał w dziesiątkę! 


JAK UŻYWAM LANOLINY W PIELĘGNACJI WŁOSÓW?
Tak samo, jak oleju. Najczęściej nakładam ją na godzinę przed myciem swoich włosów. Najpierw dokładnie rozczesuję włosy, a następnie zaczynam rozsmarowywać na nich lanolinę. Zaczynam od końcówek i przesuwam się do góry, kończąc na wysokości podbródka. Później ponownie rozczesuję włosy i zwijam w koczek. Po godzinie myję włosy, nakładam odżywkę lub maskę, zmywam i suszę. Możecie śmiało pozostawić lanolinę na włosach przez całą noc i dopiero rano ją zmyć. Efekt będzie jeszcze lepszy. Małą tubeczkę lanoliny noszę też w torebce i w trakcie dnia nakładam odrobinę na końcówki, które od razu staja się bardziej błyszczące i gładkie. To wspaniały, naturalny sposób na zimowe problemy z włosami i jeśli czujecie, ze olejowanie to dla nich zbyt mało - polecam lanolinę! Posiadaczki włosów spuszonych i szorstkich będą najbardziej zadowolone z efektów. 

JAK CZĘSTO?
Lanolina zmywa się z włosów nieco trudniej, niż olej, więc może siłą rzeczy trochę obciążać włosy.  Dla mnie to plus, bo aktualnie lubię efekt dociążonych, super mięciutkich włosów jak u dziecka. Mam wrażenie, że potrzebowały tego składnika, żeby odżyć i przestać się puszyć oraz elektryzować. Dodam, że moje włosy zareagowały na lanolinę tak, jak przed laty na pierwsze olejowanie i fajnie było sobie przypomnieć ten moment. Używam jej aktualnie raz w tygodniu, a w pozostałe dni przed myciem nakładam oleje. Myślę, że już na stałe zagości w mojej rutynowej pielęgnacji. Poza tym jest tak uniwersalna,  że zawsze stoi na moim stoliku nocnym. Smaruję nią także usta czy skórki wokół paznokci. 

GDZIE KUPIĆ LANOLINĘ?
Jeśli chcecie kupić lanolinę stacjonarnie, to polecam wybrać się do sklepu Ziaja. Dostępna jest tam lanolina kosmetyczna w tubce lub Lano-maść. Niestety pojemności są niewielkie, więc bardziej opłacalne jest zamówienie lanoliny kosmetycznej w sieci (dostępna jest w wielu drogeriach internetowych oraz w aptekach). 


Dajcie koniecznie znać czy próbowałyście już lanoliny w pielęgnacji swoich włosów, a może dopiero będziecie ją testować? Przypominam, że jeśli macie jakieś pytania, to najlepiej zadawać je pod najnowszym postem na blogu :-)

_____________________________
Wpadnijcie też na mój



KOLOROWY MARMUR KROK PO KROKU | MARBLE NAILS

$
0
0
Marmur na paznokciach to mój absolutnie ulubiony motyw. Dziś chciałabym Was zainspirować do wykonania kolorowego marmuru z elementami brokatu. Pokażę Wam krok po kroku jak go stworzyć i zaprezentuję jak ten wzór wygląda na różnych kolorach lakierów hybrydowych od Provocater. Koniecznie zajrzyjcie do dalszej części wpisu, bo chyba po raz pierwszy na swoich paznokciach mam zieleń i jestem ciekawa co myślicie o takim połączeniu. 


Jakiś czas temu pojawił się już wpis, w którym pokazywałam Wam jak krok po kroku wykonać tradycyjny, marmurkowy wzór na paznokciach. Możecie do niego przejść klikając tutaj. Kolorowy marmur robi się w bardzo podobny sposób, ale w mojej ocenie jest nieco łatwiejszy w wykonaniu. Same zobaczcie!


KROK 1
Paznokieć maluję kolorem Fairytale Castle od Provocater i utwardzam pod lampą. Nie pokrywam go na razie top-em. 

KROK 2
Na podkładkę wylewam trochę koloru białego (White Provocater) i Top-u No Wipe również od Provocater. Mieszam ze sobą odcień biały i top tak, żeby powstał kolor mocno rozbielony. Nakładam go takimi nierównomiernymi strużkami na paznokieć. Robię to zwykłym pędzelkiem od lakieru, a następnie na płytce lekko blenduję pędzlem wachlarzykowym z zestawu pędzli od Provocater. Tak wykonany wzór utwardzam pod lampą. 


KROK 3
Kolejnym krokiem jest namalowanie kolorem białym cieniutkich, nieregularnych linii imitujących głębokie pęknięcia w marmurze. Robię to za pomocą precyzyjnego pędzelka z zestawu od Provocater. Ponownie utwardzam wzór pod lampą. 

KROK 4
Następnie ozdabiam biały wzór lakierem o nazwie Gold Star od Provocater. To dodaje całej stylizacji nieco błysku i dodatkowego bajeru. Utwardzam wzór pod lampą. 

KROK 5
Ostatnim krokiem jest nałożenie top-u na cały paznokieć i utwardzenie całości pod lampą. Są dwie możliwości. Można pokryć paznokieć błyszczącym top-em No Wipe i wówczas cała płytka będzie miała połysk. Jeśli chcemy uzyskać bardziej kamienny efekt, to można pokryć paznokieć top-em matowym, utwardzić całość pod lampą. Żeby zachować połysk brokatu warto przeciągnąć tylko po nim błyszczącym top-em No Wipe. W tej stylizacji skorzystałam z tej matowej wersji. 


Produkty użyte do tej stylizacji:
baza Provocater Hard Base
lakier Provocater Fairytale Castle (na serdecznym i kciuku)
lakier Provocater Powder Rose (na wskazującym, środkowym i małym)
lakier 01 White Provocater
lakier Gold Disco Provocater
Top No-Wipe Provocater
Top Matt Provocater
Pędzelki z zestawu Provocater


Tak prezentuje się marmurowy wzór na kilku odcieniach lakierów hybrydowych od Provocater. Muszę przyznać, że ten motyw wygląda świetnie zarówno na jasnych, jak i na ciemnych kolorach. 


Zobaczcie tylko jak wspaniale prezentuje się ten wzór na ciemnym granacie oraz głębokiej zieleni. To naprawdę przepiękne kolory, które znajdziecie w ofercie Provocater, a które w tym sezonie są niezwykle modne. Pokrywając je matowym topem uzyskacie efekt prawdziwego  weluru! 


Wygląda na to, że Aston zdecydowanie bardziej lubi ciemne odcienie na moich paznokciach (albo ktoś tu ma tak zwane parcie na szkło :-) A co Wy sądzicie o takiej głębokiej zieleni w stylizacji? To odcień Green Stockholm od Provocateri żałuję, że choć jednego paznokcia nie pokryłam matowym top-em. Efekt byłby jeszcze ciekawszy i mocno welurowy, co w połączeniu z marmurem i złotą tasiemką jest bardzo spójne. 


Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie miałam zieleni na swoich paznokciach i wcześniej raczej nie przepadałam za tym kolorem. Jednak Green Stockholm jest tak piękny i szlachetny, że wprost nie mogłam mu się oprzeć.


Jeśli jednak bardziej podoba się Wam tradycyjny marmur czyli połączenie bieli, czerni i szarości, to zachęcam do odwiedzenia tego wpisu tutaj klik. Tam również pokazywałam kilka wersji tego zdobienia i jest też instrukcja krok po kroku. 


Wszystkie produkty użyte do dzisiejszych stylizacji zakupicie na stronie marki www.provocater.pl, która jest partnerem dzisiejszego wpisu. 


Co sądzicie marmurze w takim wydaniu? 

_____________________________
Wpadnijcie też na mój


NIEBEZPIECZNE TRENDY, TRIKI I PORADY URODOWE, KTÓRE LEPIEJ SOBIE ODPUŚCIĆ... | FISH PEDICURE, PIEGI HENNĄ, PODCINANIE WŁOSÓW OGNIEM, SLUGGING

$
0
0
Ostatnio coraz częściej spotykam się z dziwnymi, a wręcz niebezpiecznymi poradami urodowymi, które są promowane na Instagramie. To dosyć specyficzna platforma i mam wrażenie, że to wszystko zaczyna iść w złym kierunku. Im głupszy i bardziej kontrowersyjny filmik, tym więcej naśladowczyń, które chyba nie do końca zdają sobie sprawę z późniejszych konsekwencji. Jakich? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu, w którym poznacie 9 dziwnych trendów z Insta.


1. SLUGGING - WAZELINA NA CAŁĄ TWARZ
O wazelinowaniu słyszałam już w zeszłym roku. Tę metodę na dogłębne nawilżenie cery wypromowały aniołki Victoria's Secret, więc nie ma się czemu dziwić, że wiele kobiet pokładało w tym "triku" wielkie nadzieje. Wazelinowanie czyli slugging polega na nałożeniu nawilżającego kremu na skórę, a następnie pokryciu jej grubą warstwą wazeliny. Wazelina ma stworzyć na skórze warstwę okluzyjną i sprawić, że krem zadziała jeszcze lepiej. Niestety posiadaczki cery skłonnej do zapychania, trądzikowej i tłustej powinny o tym całkowicie zapomnieć, bo wazelina jest parafiną i może spowodować zaostrzenie skórnych problemów. U mnie wazelina świetnie sprawdza się pod oczami, ale już w innych częściach twarzy powoduje powstawanie zaskórników. Nie chcę sobie nawet wyobrażać co by było, gdybym zafundowała swojej skórze typowy "slugging". 


2. UTRWALANIE MAKIJAŻU LAKIEREM DO WŁOSÓW
Lakier do włosów zawiera wiele substancji, które dla naszej skóry są wysoce drażniące. Na opakowaniach często przeczytamy, żeby unikać kontaktu z oczami czy nie wdychać lakieru, ponieważ może być szkodliwy dla naszego zdrowia. Tymczasem na Instagramie bardzo modne stało się utrwalanie makijażu lakierem do włosów, który ma spełniać rolę makeup fixera. Ja ten trik na utrwalenie makijażu wypróbowałam już kilka lat temu, gdy zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem. Pamiętam, że skończyło się to dla mojej skóry tragicznie i leczyłam ją przez kilka dobrych tygodni. 


3. GOLENIE TWARZY NOŻYKIEM DO TAPET
O goleniu twarzy pisałam już tutaj klik. Wyjaśniłam tam po co właściwie to robić i czym, bo jeśli już się zdecydujecie na ten krok, to lepiej użyć właściwego narzędzia. Niestety, instagramowiczki jak zwykle są bardzo pomysłowe i zamiast specjalnego nożyka używają takiego do przycinania tapet. A to wszystko opatrzone hasłami "po co przepłacać", albo "najlepsze gadżety urodowe ze sklepu budowlanego". Ludzka głupota nie ma granic. 


4. SZKOLNY KLEJ NA WĄGRY
Kolejny "świetny" trik, który polega na nałożeniu szkolnego kleju  na miejsca, w których mamy wągry. Wystarczy zaczekać, aż klej wyschnie i oderwać go razem z wągrami. Ten sposób wypromowała Huda Kattan i pod wpisem na ten temat znalazło się wiele pozytywnych opinii dziewczyn, które to wypróbowały. Niestety były też negatywne opinie dotyczące uczulenia, naderwania skóry czy wyrwania sobie brwi... Na rynku są dostępne specjalne plasterki, które pomogą rozprawić się z wągrami. Poza tym w domowym zaciszu można zrobić maseczkę na bazie białka jajek i tym sposobem pozbyć się tego problemu, ale z tym również bym uważała. Posiadaczki bardzo delikatnej skóry nie powinny z nią w ten sposób eksperymentować. 



5. SZKOLNE KREDKI  DO MAKIJAŻU
Pozostając w temacie przyborów szkolnych, to ostatnio trafiłam na film, w którym jego autorka malowała oczy kredkami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to takie zwykłe, szkolne kredki. Podgrzewała je zapalniczką, aby rozpuścić pigment końcówki i po prostu robiła kreskę na powiece. W sumie nie wiem jak to skomentować...


6. PODCINANIE KOŃCOWEK WŁOSÓW NAD OGNIEM 
Nie wierzę, że ludzie to robią, a jednak jest wielu fanów tego sposobu. Najlepsze jest to, że na wszystkich filmach doskonale widać, że efekt po takim ognistym podcinaniu jest wręcz opłakany, ale nie brakuje komentarzy typu "wow", "muszę spróbować" itd. Instafryzjerzy proponują różne metody - można spalić sobie włosy nad świeczką, specjalnym, gazowym palnikiem, albo małą pochodnią. A może by tak od razu wsadzić głowę w ognisko?


7. PIEGI HENNĄ
Czy wiecie, że henna należy do najbardziej uczulających substancji naturalnych? Nawet, gdy planujemy przyciemnianie rzęs czy brwi henną, to powinnyśmy wykonać próbę uczuleniową, bo w przeciwnym razie możemy skończyć z poważną reakcją alergiczną. Widziałam kiedyś uczulenie po hennie u mojej koleżanki i ten widok naprawdę zapadł mi w pamięć. Miała tak spuchnięte oczy i usta, że jej twarz była nie do poznania. Nie mogła otworzyć oczu przez 2 dni. Uczulenia po hennie są bardzo częste i warto z nią uważać, tym bardziej, gdy chcemy jej użyć na większej powierzchni skóry. Ostatnio bardzo modne stało się robienie piegów tym sposobem. Fakt, piegi to naprawdę fajna rzecz i sama chciałabym być ich posiadaczką, ale z henny nie skorzystam. Są jeszcze gorsze pomysły, bo dziewczyny nawet tatuują sobie piegi, albo używają farby na odrosty. 


8. DEZODORANT W KULCE POD MAKIJAŻ JAKO BAZA
Na Instagramie aktualnie panuje istny wysyp filmów, w których dziewczyny zamiast bazy pod makijaż stosują dezodorant w kulce. Ma to istotnie przedłużyć trwałość makijażu i sprawić, że cera będzie matowa przez wiele godzin. Czasem lubię używać różnych kosmetyków niekoniecznie zgodnie z ich przeznaczeniem, ale są jakieś granice. Substancje zawarte w dezodorantach w kulce mogą totalnie zrujnować cerę, którą będziecie leczyć miesiącami. 


9. FISH PEDICURE
To zabieg, który budzi wiele kontrowersji i osobiście nigdy bym się na niego nie zdecydowała. Polega na wsadzeniu stóp do pojemnika, w którym znajdują się specjalne rybki zjadające martwy naskórek. Rybny pedicure ma wielu zwolenników, który twierdzą, że to wspaniały sposób na pobudzenie krążenia w całym ciele i całkowitym pozbyciu się martwego naskórka. Przeciwnicy natomiast alarmują, że rybki mogą przenosić wirus HIV i HPV. Dodatkowo nie w każdym salonie oferującym taki zabieg woda jest odpowiednio często wymieniana, odkażana i badana przez sanepid, a rybki pochodzą ze sprawdzonych hodowli. Znam znacznie bezpieczniejsze metody na peeling i pobudzenie krążenia w ciele, także rybkom mówię nie. 


Co sądzicie o tych instagramowych sposobach? Próbowałyście czegoś? 

_____________________________
Wpadnijcie też na mój



JAK KRĘCĘ WŁOSY NA TERMOLOKI?

$
0
0
Dziś coś dla tych z Was, które regularnie proszą o wpis na temat kręcenia moich włosów. Loki i fale na tak długich włosach to nie jest taka prosta sprawa, ale dzięki jednemu trikowi znacznie łatwiej je uzyskać.  Zapraszam do dalszej części dzisiejszego wpisu, gdzie krok po kroku pokażę mój sposób na fale.


Zakręcenie tak długich włosów to nie lada wyczyn i muszę przyznać, że długo szukałam właściwej metody. Najlepsze i najbezpieczniejsze dla kondycji moich włosów okazały się termoloki, których z powodzeniem używam już od kilku lat. To model Babyliss Pro i w zestawie znajdziecie trzy rozmiary wałków, klipsy i metalowe spinki. Ja zazwyczaj używam średniego rozmiaru wałków (niebieska końcówka), bo wówczas fale wyglądają naturalnie. Gdybym chciała uzyskać większy skręt, to użyłabym najmniejszych, a jeśli mam ochotę na efekt push up i lekkie fale, to zakręcam włosy na największe wałki. 


Do kręcenia będą mi potrzebne:
- gumka do włosów
- grzebień
- wałki
- klipsy
- lakier do włosów
- nabłyszczacz


KROK 1
Rozczesuję dokładnie wszystkie włosy i zbieram je w wysoką kitkę. Robiąc kitkę na takiej wysokości moje loki nie będą zaczynać się od samej głowy i to zapewni fryzurze naturalny efekt. Polecam spinać włosy gumką typu Invisibobble, bo wówczas na włosach nie będzie odcisków. Kolejna rada, to kręcenie włosów na drugi dzień po myciu, bo włosy "świeże" są mało podatne na kręcenie, a skręt utrzymuje się znacznie krócej. 

KROK 2
Wydzielam jedno pasmo włosów i lekko spryskuję je lakierem do włosów. 


KROK 3
Tak jak już wcześniej wspomniałam - używam wałka o średniej grubości czyli tego z niebieską końcówką. Pasmo zaczynam nawijać na wałek zaczynając od góry, a nie od dołu. 

KROK 4
Włosy nawijam na wałek spiralnie i dzięki temu uzyskuję efekt fal, a nie loków. 


KROK 5
Spinam włosy nawinięte na wałek klamerką i przypinam je gdzieś z boku głowy. Dołączone do termoloków metalowe klipsy niezbyt dobrze trzymają moje włosy w ryzach i zdecydowanie lepsze są klamerki. 

KROK 6
Po zawinięciu wszystkich włosów na wałki jeszcze raz spryskuję całość lakierem do włosów. Moje bardzo krótko trzymają skręt, więc lakier jest opcją obowiązkową. 


Po około 30 minutach usuwam wałki z włosów i lekko rozczesuję włosy palcami. Jeszcze tylko trochę nabłyszczacza i fryzura jest gotowa. Dzięki termolokom moje fale utrzymują się znacznie dłużej, niż po zakręceniu włosów np. na gąbczaste papiloty. Używam tych termoloków już od kilku lat i dzięki temu, że są pokryte welurem nie niszczą włosów, nie plączą ich i nie wyrywają. To znacznie "bezpieczniejsza" metoda kręcenia na gorąco, niż lokówka i jeśli miałabym wybrać ulubioną metodę, to byłaby właśnie ta. 


Jeśli widzicie, że na jakimś starszym zdjęciu mam zakręcone włosy, to na pewno zrobiłam to metodą, którą opisałam wyżej. Czasem jednak używam większych lub mniejszych wałków lub wydzielam mniejsze pasma i dzięki temu uzyskuję zupełnie inny efekt. 


Tu przykładowo użyłam największego rozmiaru wałków i fale są naprawdę luźne. Są plusy i minusy kręcenia włosów na takie duże wałki. Dzięki temu mają większą objętość, ale za to szybciej stają się proste. 


Tu użyłam średniego rozmiaru wałków, ale nie spinałam włosów w kitkę. Dzięki kitce moje długie włosy kręci się znacznie łatwiej i szybciej. Poza tym wałki lepiej trzymają się głowy. 


Mam nadzieję, że rozwiałam wszelkie Wasze wątpliwości odnośnie kręcenia moich włosów, bo dostawałam o to naprawdę mnóstwo pytań. Może chciałybyście więcej wpisów na temat kręcenia włosów różnymi gadżetami? Dajcie koniecznie znać! 

_____________________________
Wpadnijcie też na mój




L'OREAL INFAILLIBLE 24H FRESH WEAR - CZY FAKTYCZNIE JEST NAJLEPSZYM, DROGERYJNYM PODKŁADEM?

$
0
0
Podczas mojej ostatniej wizyty w Douglas dowiedziałam się, że mój absolutnie ulubiony podkład Dr Irena Eris Provoke Matt będzie wycofany ze sprzedaży i aktualnie można go kupić z dużym rabatem. Zrobiłam spore zapasy, ale jednocześnie cały czas rozglądam się już za jakimś zamiennikiem. Ostatnimi czasy w sieci jest bardzo głośno o podkładzie L'oreal Infaillible 24h Fresh Wear i nie byłabym sobą, gdybym go nie wypróbowała. Jak się u mnie sprawdził? 



Podkład L'oreal Infaillible 24h Fresh Wear robi ostatnio prawdziwy szał w internecie. Pamiętam, że dawno temu testowałam już ten podkład w starej wersji i kompletnie mi się nie sprawdził. Zrobił na mnie tak negatywne wrażenie, że do dziś pamiętam ten niesmak po jego użyciu. Strasznie ciemniał, słabo krył i szybko się ścierał. Nowa wersja ma być według obietnic producenta trwała aż do 24 godzin, a ponad to podkład dzięki zawartości kwasu hialuronowego ma mieć właściwości nawilżające. Ma nie zostawiać efektu maski, a jednocześnie dobrze kryć i zapewniać efekt zdrowej, świeżej cery. Jak zatem sprawdził się na mojej mieszanej cerze? I jak wypada w porównaniu z Dr Irena Eris Provoke Matt?

KOLOR
Zacznę od tego, że kupiłam odcień 200 o nazwie Golden Sand. W Rossmannie wydał mi się trochę ciemny, ale ton jaśniejszy miał w nazwie "rose", więc od razu go zdyskwalifikowałam. Kolor jest faktycznie dosyć ciemny, a nawet opalony, więc bladziochy lub dziewczyny o normalnej, słowiańskiej karnacji powinny go sobie bezwzględnie odpuścić. Na mojej cerze prezentuje się w miarę dobrze, o ile jestem świeżo po nałożeniu samoopalacza na resztę ciała. Niemniej uważam, że jest zbyt pomarańczowy.

KONSYSTENCJA
To podkład bardzo rzadki, wręcz lejący, ale dzięki temu na skórze faktycznie wygląda lekko. Trzeba z nim uważać, żeby podczas wyciskania z opakowania rozprysnął się nam na ubraniu, albo dywanie. 


KRYCIE
Mimo tak delikatnej formuły kryje całkiem nieźle, ale jednak nieco mniej, niż mój ulubiony Provoke Matt. Daje się zbudować i dokładając go w miejsca, w których przebijają jakieś niedoskonałości można uzyskać pełne krycie. Dziewczyny, które mają problemy z cerą, rozszerzone pory, blizny i przebarwienia po trądziku nie będą zachwycone efektem końcowym, bo podczas dokładania podkład zaczyna wyglądać na skórze dosyć ciężko. 


WYKOŃCZENIE
Nowy Infaillible wygląda przy jednej warstwie na skórze całkiem okej, ale nie powiedziałabym, że to coś nadzwyczajnie wybitnego. Nie daje typowego, silikonowego wygładzenia, ale nie jest też podkładem, który podkreśla zmarszczki czy wgłębienia w skórze. Wykończenie jest pół-matowe i w mojej opinii wymaga przypudrowania. 


TRWAŁOŚĆ
Niestety nie mogę zaliczyć tego podkładu do trwałych, bo już po niespełna godzinie moja skóra zaczyna się mocno świecić, a podkład bardzo łatwo można zetrzeć ze skóry. Być może lepiej sprawdzi się u osób z cerą normalną lub suchą, natomiast posiadaczki cery mieszanej lub tłustej mogą na niego narzekać. 


OKSYDACJA
Tutaj ogromne rozczarowanie, bo mój kolor 200  naprawdę okropnie ciemnieje i to do tego stopnia, że na mojej twarzy były widoczne smugi po pędzlu, co w przypadku żadnego innego podkładu nigdy mi się nie zdarzyło. Zobaczcie jak to wygląda na zdjęciu. 


PODKREŚLANIE SUCHYCH SKÓREK
Tu również ten podkład kompletnie sobie nie radzi. Myślałam, że nie mam żadnych suchych skórek, a tymczasem ten podkład je po prostu wynajduje. 


ZAPYCHANIE
Na szczęście nie pogorszył stanu mojej cery, a testowałam go w różnych warunkach. Miałam go nawet podczas treningu na siłowni i choć bardzo szybko się pod wpływem potu rozpuścił, to nie zauważyłam nowych niedoskonałości. 


PODSUMOWUJĄC
Niestety nowa wersja podkładu L'oreal Infaillible nie powaliła mnie na kolana. Mało tego, kompletnie nie podzielam zachwytów nad tym produktem, choć rozumiem, że każda z nas ma inną cerę i potrzeby wynikające z tego tytułu. W Rossmannie zapłaciłam za ten podkład ponad 60 zł, więc do tanich wcale nie należy. Nadal moim ulubionym podkładem pozostaje Dr Irena Eris Provoke Matt i choć zostaje podobno wycofany ze sprzedaży, to mam nadzieję, że zapasy starczą mi jeszcze na długo. 

Swoją drogą, czy wiecie, że ten podkład nie nazywa się Infallible tylko Infaillible? Nie trafiłam jeszcze w sieci na poprawną nazwę :-) 

Dziewczyny, dajcie znać czy testowałyście ten produkt i jakie są Wasze wrażenia? Chętnie dowiem się też jaki jest Wasz ulubiony podkład. Koniecznie napiszcie jego nazwę w komentarzu :-) 

_____________________________
Wpadnijcie też na mój




NAJMODNIEJSZE FRYZURY Z OZDOBAMI WE WŁOSACH CZYLI DWA TRENDY NA WIOSNĘ, KTÓRE UWIELBIAM!

$
0
0
Zawsze przed rozpoczęciem danego sezonu lubię sprawdzać jakie trendy w modzie i urodzie będą na topie. Niestety większość z nich zupełnie mi się nie podoba i traktuję je raczej w ramach ciekawostki, niż czegoś, co chciałabym powtórzyć u siebie. Tym razem sezon wiosenno-letni zapowiada się bardzo ciekawie! Moją uwagę zwróciła chustka (bandana) i różne spinki we włosach. W dalszej części dzisiejszego wpisu pokażę Wam najfajniejsze fryzury z wykorzystaniem tych trendów, które okazały się bardzo "użytkowe". 


Najnowsze trendy związane z włosami są zwykle dosyć dziwne i raczej nie chciałabym za nimi podążać. Ekstremalnie krótka grzywka, pejsy, żel na włosach czy rażące, krzykliwe kolory, to zdecydowanie nie dla mnie. Sezon letni przedstawia się jednak bardzo ciekawie, bo znalazłam w nim aż dwa naprawdę fajne trendy, które można przenieść do swojego codziennego wizerunku bez obawy o dziwaczny efekt. 


TREND #1
CHUSTA WE WŁOSACH

Pierwszym trendem, który miał nieśmiałe początki już w zeszłym roku są chustki i bandany. Można je wplatać we włosy na wiele sposobów. Najprostszy to oczywiście zawiązanie takiej chustki wokół kucyka, ale można też wpleść ją w warkocz czy związać go na samym dole. Opcji jest naprawdę mnóstwo i każda z nas znajdzie dla siebie coś odpowiedniego. W sklepach aktualnie znajdziemy coraz więcej wzorów różnych chust i bandan, a także gumek, które imitują chustkę. Jeśli macie ochotę wypróbować ten trend na swoich włosach, to koniecznie zajrzyjcie do dklepu H&M, Bershka, Stradivarius czy Zara, bo tam jest największy wybór jeśli chodzi o chusty i gumki. Warto też odwiedzić lokalny lumpeks, bo tam takich chustek jest całe mnóstwo, a kosztują dosłownie grosze. 


Najwięcej pomysłów na fantastyczne wykorzystanie chustek znajdziecie oczywiście na Pinterest. To prawdziwa kopalnia najróżniejszych, włosowych inspiracji i aż trudno oderwać się od przeglądania tych wszystkich tablic z pinami. W mojej opinii tego typu ozdoba najciekawiej prezentuje się na lekko podkręconych włosach. Warto też podnieść je u nasady i spiąć wsuwką. 


Chusta sama w sobie doda Waszym włosom objętości i sprawi, że cała fryzura będzie prezentować się bardziej okazale. Myślę, że ten trend w pełni rozwinie się latem i widzę go jako dopełnienie zwiewnej, letniej sukienki. To naprawdę świetny dodatek, który doda każdej kobiecie dziewczęcości i lekkości. 

TREND #2
 SPINKI

Drugim trendem, który wyjątkowo wpadł mi w oko są najróżniejsze spinki. Zacznijmy od wsuwek, bo jak się okazuje nawet tak prosta i łatwo dostępna ozdoba do włosów może wyglądać genialnie. Jak widzicie na powyższych zdjęciach wsuwki można ze sobą świetnie skomponować, tworząc różne figury. Jeśli nie przepadacie za ozdobami do włosów, a chciałybyście wyglądać w tym sezonie modnie, to warto zacząć od kilku wsuwek, które w mojej opinii nie są krzykliwe, a dodają fryzurze fajnego sznytu. 


Prócz kompozycji stworzonych na bazie wsuwek modne będą również spinki w różnych kształtach. Najpopularniejsze to spinki okrągłe, trójkąty i księżyce. Można spinać nimi włosy na tyle głowy lub z boku i podobnie jak w przypadku chust opcji jest naprawdę ogrom. 


Osobiście najbardziej przypadły mi do gustu spinki okrągłe, które są proste, a zarazem bardzo efektowne. W sklepach raczej ich nie znajdziecie, ale za to w sieci można zamówić je za kilka złotych. Zamówiłam kilka na Allegro i zapewne niebawem pokażę Wam jak wyglądają na moich włosach, więc obserwujcie mnie na Instagramie (tutaj klik).


Sezon ślubny już tuż tuż i zapowiadam Wam, że będą w nim królować te bardziej ozdobne spinki z cyrkoniami, kryształkami i perłami. Czyż nie wygląda to wspaniale jako uzupełnienie upięcia? Nie przepadam za kokami, ale z taką spinką wygląda to po prostu rewelacyjnie!


Spinki z perłami również będą bardzo w trendach i muszę przyznać, że dodają fryzurze niesamowitej elegancji. Tego typu ozdoby widziałam w sklepie Zara czy Reserved, ale w sieci znajdziecie bardziej wymyślne wzory. Akurat trend z perłowymi spinkami najlepiej sprawdzi się na większe wyjścia takie jak śluby czy inne, ważniejsze uroczystości, ale wszystkie inne zaprezentowane dziś spinki możecie śmiało nosić na co dzień. 

Dziewczyny, który z trendów będziecie nosić w tym sezonie? Postawicie na chusty czy spinki? A może to kompletnie nie dla Was i nie dacie się przekonać? 

_____________________________
Wpadnijcie też na mój



JEDZENIE, KTÓRE RUJNUJE MOJĄ CERĘ!

$
0
0
W prawdzie od zawsze miałam świadomość, że dieta odgrywa szalenie ważną rolę, jeśli chodzi o wygląd mojej cery, ale tak naprawdę przekonałam się o tym dopiero niedawno. Kilka miesięcy temu postanowiłam poważnie wziąć się za siebie. Oczyściłam swój jadłospis, uporządkowałam go i zaczęłam ćwiczyć. Dziś już na 100 % wiem co najbardziej szkodziło mojej cerze, więc postanowiłam o tym napisać, bo być może będzie to dla Was pewną wskazówką w drodze o piękną cerę. 


Stałe czytelniczki mojego bloga wiedzą, że kiedyś borykałam się z dużym i uporczywym trądzikiem. Przeszłam wiele kuracji dermatologicznych i regularnie badałam poziom hormonów, ale to nie do końca rozwiązywało mój problem. Trądzik po czasie i tak wracał. Miał różne formy - od podskórnych, dużych pryszczy, przez wysyp małych krostek na czole i skroniach, aż po mnóstwo zaskórników, które z czasem przeistaczały się w stany zapalne. Poza tym moja skóra była praktycznie cały czas podrażniona, szybko się przesuszała i przetłuszczała na zmianę. Jej nadreaktywność nauczyła mnie podchodzić bardzo selektywnie do pielęgnacji i doboru kosmetyków kolorowych. 

Niby wiedziałam, że to, co jem ma duży wpływ na stan skóry, ale jednak większe nadzieje pokładałam w kuracjach dermatologicznych i odpowiedniej pielęgnacji. To oczywiście "zdawało egzamin", ale na krótką metę. Od kiedy moja nowa dieta i styl życia nie jest już pojedynczym fit-zrywem, zdałam sobie sprawę, że to właśnie od jedzenia powinnam zacząć swoją walkę o lepszą cerę.  Mało tego - poprawa stanu mojej skóry nie wzięła się z tego co jem, a raczej czego NIE jem. I pomyśleć, że wystarczyło wyeliminować z codziennego jadłospisu kilka składników... Pominę chipsy, fast foody, coca-colę i inne słodkie, gazowane napoje, bo to oczywiste, że tego typu produkty bardzo niekorzystnie wpływają na nasze zdrowie i wygląd. Są jednak pokarmy, które pozornie nie wyglądają groźnie, a jednak mogą istotnie wpłynąć na powstawanie pryszczy czy zmarszczek. Co zatem najbardziej rujnowało moją cerę? 


CUKIER
Mogę śmiało przyznać, że to właśnie nadmiar słodkich rzeczy w mojej diecie najbardziej i najszybciej rujnował moją cerę. Wystarczy, że pozwolę sobie na kilka batoników, do tego słodzoną kawę czy herbatę, a już kolejnego dnia widzę na swojej skórze nowe niespodzianki. To już nie jest autosugestia czy coś w tym stylu, tylko efekt moich kontrolowanych eksperymentów. Cukier powoduje wzrost wydzielania insuliny, a co za tym idzie - wzrost poziomu androgenów, które sprzyjają powstawaniu zmian skórnych. Trudno było mi się pogodzić z tym, że to właśnie ze słodyczy będę musiała zrezygnować, bo uwielbiam piec, ale czego nie robi się dla ładnej cery. Oczywiście od czasu do czasu zdarza mi się ulec pokusie i zjeść jakąś dobrą czekoladkę lub domowe ciasto, ale to już raczej od święta gdyż wiem, że moja skóra będzie to musiała odpokutować.  


ŻÓŁTY SER, MLEKO
Nabiał również może mieć istotny wpływ na stan naszej skóry i u mnie cera najbardziej pogarsza się po mleku oraz żółtym serze. Mogę śmiało przyznać, że pryszcze pojawiają się u mnie po zjedzeniu kanapki z serem, pizzy czy wypiciu kakao jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki! Wszystkiemu winne są hormony zawarte w krowim mleku oraz mojej nietolerancji na laktozę. Szkoda, bo od zawsze uwielbiałam wszelkie produkty mleczne i trudno było mi je ograniczyć w codziennej diecie. Udało się i dziś nie piję już nawet kawy z mlekiem. Mleko znajduje się też w pieczywie (np.tostowym) i słodyczach, więc warto mieć te fakty na uwadze. 


ALKOHOL
Generalnie alkohol to największy wróg kobiecej urody i nie mówię tu o jakimś wybitnie nadmiernym jego spożyciu. Przez nasz organizm jest traktowany jak toksyna, która docierając do nerek zaczyna być przez nie neutralizowana. Nerki potrzebują do tego celu dużej ilości wody i pewnie zauważyłyście, że gdy zaczynacie pić alkohol, to często korzystacie z toalety. Organizm zużywa dużą ilość wody, a co za tym idzie - odwadnia się. To z kolei powoduje ogromną suchość skóry, która w przypadku trądzikowców reaguje nadmiernym wydzielaniem sebum i powstawaniem niedoskonałości. Poza tym alkohol zaognia stany zapalne znajdujące się na naszej skórze, więc lepiej unikać jego spożywanie, nawet w najmniejszych ilościach. Od kiedy regularnie chodzę na siłownię, to nie pamiętam, kiedy napiłam się nawet małej lampki Prosecco, za którym swoją drogą kiedyś przepadałam. 


MAKARON Z BIAŁEJ MĄKI I RYŻOWY
Jestem fanką włoskiej kuchni, a tam makarony to podstawa. Niestety - mają bardzo wysoki indeks glikemiczny i podobnie jak cukier szybko podnoszą poziom insuliny we krwi i w efekcie powodują powstawanie niedoskonałości na skórze. Zrezygnowałam ze zwykłego makaronu i ryżu na rzecz produktów pełnoziarnistych, które są równie smaczne i nie szkodzą mojej skórze. Poza tym maja znacznie większą wartość odżywczą.

MIĘSO
Kiedyś mięso jadłam w zasadzie codziennie. Nie wyobrażałam sobie obiadu bez kotleta, albo kanapki bez szynki. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że bardzo źle się czuję po spożyciu mięsa. Było mi po prostu niedobrze i na myśl o mięsie miałam ochotę zwymiotować. Mój organizm chyba powiedział "stop", a ja zaczęłam zgłębiać ten temat. Nadmiar tłuszczu zwierzęcego może powodować powstawanie stanów zapalnych w naszym organizmie i od kiedy zmniejszyłam ilość mięsa w diecie , to czuję się znacznie lepiej, mam więcej energii i rzadziej choruję. Mięso jem maksymalnie 3 razy w tygodniu, a w pozostałe dni na talerzu ląduje ryba, pyszne kotleciki z soczewicy czy ciecierzycy i inne, zdrowe rzeczy. Nie planuję całkowitego odstawienia mięsa, ale staram się trzymać zasady, że "co za dużo to nie zdrowo", a mięsa było w mojej diecie stanowczo zbyt wiele. 


CYTRUSY
W życiu nie spodziewałabym się, że pomarańcze czy cytryny mogą pogorszyć mój stan skóry. Prędzej powiedziałabym, że dostarczają dużej ilości witamin i korzystnie wpływają na cerę, a jednak nie. Wystarczy jedna szklanka soku z pomarańczy, a moja skóra zaczyna wariować. Swędzi, piecze, mocno się przetłuszcza i wysypuje mnie na czole oraz skroniach. Wygląda na to, że jestem po prostu uczulona na cytrusy, a to uczulenie daje objawy skórne. Wiem, że wiele osób ma podobnie, więc może i u Was tak jest. 


OSTRE PRZYPRAWY
Praktycznie zawsze po spożyciu jakiejś ostrej potrawy kolejnego dnia na mojej skórze pojawia się  nowy pryszcz. Na szczęście nigdy nie byłam fanką bardzo ostrych dań, więc rezygnacja z chilli czy pieprzu nie stanowiła dla mnie problemu. Ogólnie staram się jeść mniej soli, ale dorzucam do jedzenia sporo oregano lub bazylii. 


BIAŁE PIECZYWO
Bułki i chleb z białej mąki również są podejrzewane o psucie naszej cery, która jest skłonna do powstawania niedoskonałości. Poza tym, że same w sobie podnoszą poziom insuliny we krwi, to zawierają drożdże, które jak wiadomo żywią się cukrem, a co za tym idzie, mamy większe zapotrzebowanie na słodycze. I tu możecie wrócić do tego, co napisałam wcześniej o cukrze.

Podsumowując, jeśli borykacie się z uporczywym trądzikiem, który mimo wielu prób nadal uprzykrza Wam życie, to warto przyjrzeć się swojej diecie. Myślę, że wykluczenie różnych rzeczy z jadłospisu na co najmniej 8 tygodniu powinno przynieść Wam odpowiedź.


Jestem ciekawa czy jedzenie również ma tak duży wpływ na stan Waszej cery? Dajcie koniecznie znać czego unikacie w codziennym jadłospisie :-)

_____________________________
Wpadnijcie też na mój


PIERWSZA RZECZ, KTÓRĄ POWINNAŚ ZROBIĆ, JEŚLI TWOJE WŁOSY WYPADAJĄ I JAK DZIAŁAĆ DALEJ...

$
0
0
Kiedy nasze włosy zaczynają wypadać, to zazwyczaj pierwszą rzeczą, której zaczynamy używać jest wcierka. Niektóre z Was sięgają też po lecznicze szampony, odżywki, lotiony. Są osoby, które podchodzą do tematu bardziej dogłębnie i odwiedzają lekarza, robią badania, zmieniają dietę itp. Okazuje się, że pierwszą pomocą, jakiej powinnyśmy udzielić naszej czuprynie jest...


...podcięcie włosów! Okazuje się, że cebulka włosa w danym stadium swojego życia może "udźwignąć" tylko określony ciężar. Jak wiadomo - im włos jest dłuższy, tym cięższy i kiedy nasze cebulki są z jakiegoś powodu osłabione, to wypadają z mieszka włosowego pod ciężarem włosa. Najlepszą, pierwszą pomocą będzie lekkie skrócenie włosów i nie chodzi o jakieś drastyczne cięcie - wystarczy dosłownie 5 cm. Od razu zauważymy, że włosy są bardziej odbite od nasady, a fryzura nabierze objętości. Ja ostatnio dosyć mocno podcięłam swoje włosy właśnie z uwagi na ich wzmożone wypadanie. To zawsze bardzo im pomaga.


Poza tym nawet niewielkie, ale "świeże" pocięcie włosów sprawi, że będą wydawały się bardziej gęste i mięsiste. Ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że nigdy nie zwróciłam Waszej uwagi na to jak wielką moc ma podcinanie włosów. To pierwsza rzecz, jaką powinnyśmy zrobić, jeśli zauważymy nadmierne wypadanie. 


O spinkach do włosów, które kupiłam przez internet wspominałam na moim InstaStories. Zerknijcie do wyróżnionych relacji z etykietą "Hair". 


JAKIE NOŻYCZKI WYBRAĆ? 

Jakich nożyczek używam? Lepiej ciąć na sucho czy na mokro? Czym są "białe kulki" na włosach i co to jest podcinanie etapowe? Odsyłam do tego wpisu (tutaj klik), gdzie znajdziecie wiele przydatnych informacji na temat podcinania włosów. 


PODCIĘŁAM WŁOSY... I CO DALEJ?

→ Jeśli pocięcie macie już za sobą, to czas na wcierkę czyli produkt, który będziecie wcierać w skórę głowy i odżywiać cebulki. Jakie wcierki na zahamowanie wypadania i zagęszczenie włosów polecam? Koniecznie odwiedźcie ten oto wpis (tutaj klik). To też ostatni dzwonek, by zacząć używać wcierki z kropli żołądkowych, o której pisałam tutaj klik. 

→ Lubicie wcierki naturalne, skomponowane z ziół? Oto kilka moich sprawdzonych przepisów (tutaj klik), które warto wykorzystać, jeśli chcecie zagęścić włosy i zatrzymać ich wypadanie. To też bardzo fajne, tanie sposoby na wcierki.

→ Warto zadbać też o włosy na całej ich długości. Tutaj klik przygotowałam plan ratunkowy dla suchych i zniszczonych włosów, który pomógł już tysiącom osób.

→ Koniecznie sprawdźcie też jakie są przyczyny wypadania włosów i jak ja poradziłam sobie z największym wypadaniem w moim życiututaj klik.

Kochane, mam nadzieję, że dzięki powyższym informacjom będziecie w stanie uratować swoje włosy lub sprawić, że będą bardziej gęste. Pamiętajcie, że na skórze głowy znajdują się tak zwane "uśpione cebulki" i trzeba im po prostu dać pewien bodziec do produkcji włosa. 


_____________________________
Wpadnijcie też na mój



Viewing all 851 articles
Browse latest View live