Quantcast
Channel: HEDONISTKA
Viewing all 851 articles
Browse latest View live

MÓJ PLAN NA ZAGĘSZCZENIE WŁOSÓW PO WYPADANIU.

$
0
0
Jakiś czas temu pisałam Wam, że przeszłam najgorsze wypadanie włosów w swoim życiu. Niestety grubość mojego kucyka uległa sporemu zmniejszeniu, a ja dostałam od Was w komentarzach mnóstwo słów wsparcia, za co bardzo dziękuję, ale wiecie co? To całe wypadanie jakoś specjalnie mnie nie dobiło. Miałam już w życiu kilka tego typu sytuacji i wiem, że to naturalna rzecz, a poza tym istnieje wiele sposobów na późniejsze zagęszczenie włosów. Jeśli problem wypadania również Was dotyczy lub po prostu chcecie je zagęścić, to zapraszam do czytania dalej. Zdradzę Wam mój plan działania, który już zaczyna przynosić u mnie pierwsze, fajne efekty!


1. 
MYCIE GŁOWY ŁAGODNYMI SZAMPONAMI
Zacznę od mycia, bo to bardzo ważny punkt tego planu, który wiele osób trochę lekceważy. Spotkałam się wielokrotnie z opiniami, że szampon może być byle jaki, bo i tak go przecież zmywamy. Nie wiem skąd takie podejście do tematu, ale każda włosomaniaczka wie, że to totalna głupota. Szampon to bardzo ważny punkt każdej pielęgnacji włosów, a jeśli są one z jakiegoś powodu osłabione, to tym bardziej warto zainwestować w dobry i łagodny szampon. Ja ostatnio wróciłam do szamponu Babydream z Rossmanna i muszę przyznać, że ta nowa wersja jest równie dobra. Mam też wrażenie, że lepiej domywa włosy z olejów. Drugim szamponem, którego używam na zmianę z Babydream jest Vianek - nawilżający szampon do włosów suchych i normalnych. Więcej szamponów z dobrym składem polecałam >>tutaj klik<<. 


2. 
OLEJEK Z DRZEWA HERBACIANEGO JAKO DODATEK DO SZAMPONU
Co drugie mycie włosów dodaję do porcji swojego szamponu 2 krople olejku z drzewa herbacianego, który pobudza krążenie krwi w skórze głowy, działa przeciwzapalnie, przeciwgrzybicznie, antybakteryjnie i wykazuje działanie antywirusowe. Poza tym wspomaga walkę z łupieżem, a także reguluje ilość wydzielanego sebum, więc jeśli macie problem z nadmiernym przetłuszczaniem się skóry głowy, to warto wypróbować ten sposób. 


3.  
PEELING SKÓRY GŁOWY RAZ NA 2 TYGODNIE
Warto od czasu do czasu zrobić peeling również w obszarze skóry głowy, aby złuszczyć martwe komórki naskórka. Dzięki temu cebulki będą miały szansę bardziej efektywnie przyjąć wszelkie odżywcze składniki z naszych wcierek. Ja używam takiego peelingu raz na dwa tygodnie, a nawet troszkę rzadziej. Polecam rokitnikowy peeling marki Siberica, dostępny np. w Rossmannie. 



4. 
WCIERKA Z KROPLI ŻOŁĄDKOWYCH NA NOC (PRZED MYCIEM KOLEJNEGO DNIA)
Powoli zaczynam stosować już wcierkę z kropli żołądkowych, którą sobie odpuściłam w szczycie okresu letniego z uwagi na to, że jej składniki są fotouczulające. Nie planuję już żadnych urlopów i plażowania, więc używam tej wcierki na noc, gdy wiem, że rano będę myła włosy. Niestety jest troszkę śmierdząca, więc jako wcierka całodniowa u mnie odpada. Jeśli chcecie wiedzieć jak dokładnie ją stosować, to polecam lekturę tego wpisu >>tutaj klik<< Efekty jej regularnego stosowania są spektakularne!


5. 
WCIERKA VIANEK I ALPECIN PO MYCIU 
A wcierką "dzienną", której używam po myciu włosów jest Vianek (normalizujący tonik-wcierka do skóry głowy). Sprawdza się u mnie wzorowo - nie obciąża włosów, nie skleja ich, nie powoduje u mnie swędzenia, łupieżu itd. Nie ma też jakiegoś ostrego zapachu, więc póki co używam jej z przyjemnością. Ponawiam jej aplikację również wieczorem. Ostatnio zaczęłam używać jej na zmianę z preparatem kofeinowym Alpecin (caffeine liquid), który ma zmniejszać wypadanie i stymulować cebulki do wzrostu. Kofeina wykazuje bardzo dobre działanie, jeśli chodzi o odrastanie włosów i ich wzmocnienie, więc dobrze, że pojawił się w sprzedaży produkt na jej bazie. 


6. 
MASAŻ SKÓRY GŁOWY PODCZAS WCIERKOWANIA
Kiedy wcieram w skórę głowy wcierkę, to na koniec robię sobie jeszcze porządny masaż. Wykonuję okrężne ruchy palcami i trwa to u mnie około 5 minut. Masaż pobudza krążenie krwi w skórze głowy, dzięki czemu cebulki są lepiej ukrwione, a te "uśpione" mają szansę się w końcu obudzić. Są specjalne przyrządy do masażu skóry głowy, ale ja uważam, że najlepiej w tej roli spisują się nasze własne paluszki. 


7. 
FLORADIX DO PICIA
Czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale możemy mieć duże niedobory żelaza, a to z kolei może być przyczyną wypadania włosów (u mnie tak było).  Floradix-u używałam już wiele razy, gdy moje włosy zaczynały wypadać. Jest źródłem organicznego żelaza, witamin B2B6B12 i C, które przyczyniają się do zmniejszenia uczucia zmęczenia i znużenia oraz do utrzymania prawidłowego metabolizmu energetycznego. Ponadto żelazo pomaga w prawidłowej produkcji czerwonych krwinek (z udziałem witaminy B6 i B12) i hemoglobiny. To znany  ceniony wśród włosomaniaczek "eliksir" na gęste włosy, więc warto spróbować. 


8. 
PICIE NAPARU Z POKRZYWY/ SIEMIENIA LNIANEGO
Raz dziennie wypijam też herbatkę z suszonej pokrzywy (zazwyczaj rano), a wieczorem piję glutki z siemienia lnianego. Włączyłabym do tej kuracji też napar ze skrzypu polnego, ale niestety obserwuję u siebie po nim duże pogorszenie stanu cery, więc odpuszczam. Jeśli jednak u Was jest z tym ok, to warto również sobie popijać skrzyp.



Oto mój plan działania na zagęszczenie moich włosów po wypadaniu i mam nadzieję, że Wam się przyda. Dajcie znać jakie sposoby sprawdzają się u Was i co mogłybyście jeszcze dodać do tej listy. 


Obserwuj mnie na:
____________________________

MAKIJAŻ BRWI - JAKICH KOSMETYKÓW UŻYWAM? TANI ULUBIEŃCY!

$
0
0
"Przede wszystkim stawiam na brwi". Tak oto rzekła Katarzyna Nosowska w swoim (kultowym już) nagraniu, które za każdym razem doprowadza mnie do łez. Jeśli jakimś cudem nie wiecie o czym piszę, to odsyłam tutaj >>klik<< Brwi to rama twarzy. Coś, co nadaje jej charakteru i ja podobnie jak Kasia również przykładam dużą wagę do ich makijażu. Nie ukrywam, że kluczowe są dla mnie odpowiednie produkty i dziś zdradzę Wam czego dokładnie używam. 


W swojej makijażowej historii przeszłam przez naprawdę wiele różnych produktów i technik podkreślania swoich brwi (kto śledził mnie na Wizażu, ten wie...). Miałam już fazę na cieniusieńkie, wygolone brwi "plemniki" czy tak zwane brwi rysowane od ekierki. Bywało naprawdę różnie i kiedy przeglądam czasem swoje stare zdjęcia, to zastanawiam się co tak właściwie autor miał na myśli. Być może to kwestia trendów w makijażu, które wtedy panowały. Tak czy siak - zbyt dużo czasu poświęcałam swoim brwiom, wykonując codzienny mejkap, przez co wyglądały na przestylizowane. Dziś zajmuje mi to dosłownie 5 minut i to chyba najbardziej lekka, naturalna wersja moich brwi ever. Do ich podkreślenia używam zaledwie dwóch produktów.


1. Krok pierwszy to przeczesanie brwi spiralką, która znajduje się z drugiej strony kredki.

2. Następnie delikatnie podkreślam swoje brwi kredką Wibo Feather Brow Creator w odcieniu Soft Brown. Zaczynam od końcówki i przesuwam się do ich początku, gdzie stawiam kilka kreseczek imitujących włoski. Z bliska jest to  delikatnie widoczne, natomiast z odległości, z której ludzie na nas patrzą wygląda to jak naturalny włos. 

3. Krok ostatni to podkreślenie brwi żelem, który absolutnie uwielbiam. Jest to żel Golden Rose Long Stay Brow Styling Gel (jest chyba tylko jeden kolor). Utrwala kształt brwi, więc w ciągu dnia włoski nie latają w każdą stronę i pozostają na swoim miejscu. Najlepsze tym produkcie jest jednak to, że optycznie zagęszcza brwi i sprawia, że stają się bardziej puchate. Zobaczcie na trzecim zdjęciu, jak fajnie się uwidoczniły. Żel je lekko przyciemnia, dzięki czemu efekt jest bardzo naturalny. Zanim odkryłam ten świetny żel, to używałam swojego tuszu do rzęs, który również fajnie przyciemniał i jakby wyodrębniał włoski, dzięki czemu brwi były zagęszczone, ale jednak taka czarna maskara daje mniej naturalny efekt. 

I tyle. Odkąd tak je podkreślam, to nie mam wrażenia, że najpierw idą moje brwi, a potem ja :-)  Dobrze zgrywają się z kształtem i rysami mojej twarzy oraz z wielkością oczu. To, że makijaż moich brwi jest taki szybki również ma kluczowe znaczenie. Niestety im więcej czasu im poświęcam, tym gorzej wyglądają. To trochę tak jak z kreską eyelinerem. Najpierw jest cienka, później chcemy ją troszkę pogrubić, wyrównać, znów pogrubić, znów wyrównać i w rezultacie wyglądamy jak Batman. W mojej ocenie brwi nie powinny być tak super precyzyjne, bo wówczas wyglądają sztucznie. Na zdjęciach taka precyzja wygląda cudownie i sama z zapartym tchem podziwiam takie zbliżenia na oko, ale w realnym życiu efekt jest w mojej opinii zbyt graficzny. U mnie np. wygląda to fatalnie i dziwnie czuję się w takiej wersji. 


Co do żelu z Golden Rose, to kosztuje około 20 zł i myślę, że to bardzo dobra cena jak za taki produkt. Żel Anastasia Beverly Hills jest kilka razy droższy, a w ogóle nie jestem z niego zadowolona. Bardzo słabo utrwalał i już od nowości był jakby suchy. 


Co do kredki, to ta z Wibo jest dla mnie absolutnym hitem. Precyzyjna, trwała, ma ładny kolor i starcza na dosyć długo. Kredka od ABH Brow Wiz w odcieniu Taupe, którą widzicie obok Wibo ma chłodniejszy kolor i na moich brwiach wypada nieco ciemniej. Jest w sumie tak samo dobra, jak Wibo, ale kosztuje kilka razy więcej. Nie widzę sensu przepłacać. Myślę, że Wibo to taki tani, polski zamiennik ABH. 


Od lewej: Wibo Feather Brow Creator Soft Brown (w rzeczywistości nie jest taki ciepły), następnie ABH Brow Wiz Taupe, ostatni to żel Golden Rose (również jest chłodniejszy, niż na zdjęciu). 


I to tyle na dziś. Dajcie znać jakich produktów używacie i czy jesteście fankami mocno podkreślonych brwi, a może delikatnej wersji? 

Obserwuj mnie na:
____________________________

5 CIEKAWOSTEK NA TEMAT ODCHUDZANIA, ĆWICZEŃ I JEDZENIA, KTÓRE MOGĄ ZASKOCZYĆ.

$
0
0
W listopadzie minie rok od kiedy regularnie chodzę na siłownię. Przez ten czas dowiedziałam się naprawdę wiele ciekawych rzeczy o swoim ciele, treningach siłowych, odchudzaniu i żywieniu.  Wcześniej myślałam, że mam sporą wiedzę na temat zdrowego stylu życia, ale to właśnie ostatni rok nauczył mnie najwięcej i obalił pewne mity w mojej głowie. W dzisiejszym wpisie znajdziecie 5 ciekawostek na temat odchudzania, ćwiczenia na siłowni i odżywiania, które mnie totalnie zaskoczyły. Gdybym wiedziała o nich wcześniej, to zaoszczędziłabym sobie czasu i nerwów w drodze o lepszą sylwetkę. Myślę, że taka wiedza może się Wam przydać, więc zapraszam do czytania dalej. 



#1
NIE MOŻNA SCHUDNĄĆ TYLKO Z JEDNEJ PARTII CIAŁA
My kobiety mamy zwykle pewne oczekiwania w stosunku do swojej sylwetki. Jeśli już bierzemy się za dietę i ćwiczenia, to zazwyczaj chcemy wyszczuplić tylko daną część ciała (np. nogi czy brzuch), przy jednoczesnym zachowaniu wielkości biustu czy pośladków. Niestety, zła wiadomość jest taka, że nie da się odchudzić tylko i wyłącznie jednej części ciała. Jeśli schudną nasze nogi, to musimy liczyć się także ze zmniejszeniem biustu czy pośladków. Jeszcze do niedawna wierzyłam, że wykonując regularne ćwiczenia dolnych partii ciała będę w stanie je wyszczuplić, przy czym góra pozostanie taka, jak była. Niestety tak się nie da, a szkoda.


#2
NIE DA SIĘ JEDNOCZEŚNIE CHUDNĄĆ I BUDOWAĆ MIĘŚNI
Kolejną (rozczarowującą) ciekawostką jest to, że nie można jednocześnie chudnąć i budować mięśni poprzez ćwiczenia na siłowni. To chyba najbardziej mnie zaskoczyło, kiedy zaczęłam regularnie ćwiczyć. W uproszczeniu: aby schudnąć, to potrzebny jest przede wszystkim ujemny bilans kaloryczny czyli w ciągu dnia jemy mniej kalorii, niż nasze dzienne zapotrzebowanie (które można obliczyć np. w internetowym kalkulatorze). Jeśli natomiast chcemy zbudować masę mięśniową czyli np. powiększyć pośladki czy ujędrnić nogi, to tych kalorii musi być więcej, niż wymaga nasze zapotrzebowanie. Oczywiście muszą to być kalorie pochodzące z wartościowych i zbilansowanych posiłków, bo jedząc codziennie słoik Nutelli nasze mięśnie raczej nie urosną. Znam kilka pań i panów, którzy na siłownię chodzą regularnie, a nadal wyglądają tak samo (a nawet gorzej) czyli dieta tam najprawdopodobniej leży. Sama nie do końca restrykcyjnie pilnuję posiłków, bo po prostu nie mam czasu na ich przygotowywanie i wiem, że gdybym się do tego przyłożyła, to miałabym lepsze efekty. Napisałam o tym w bardzo telegraficznym skrócie, bo to generalnie dosyć skomplikowany proces. Zdecydowanie bardziej skomplikowany, niż myślałam, więc jeśli zdecydujecie się na rozpoczęcie regularnych treningów, to warto skonsultować swoje cele z trenerem personalnym i dietetykiem, aby zarówno ćwiczenia, jak i dieta się zgrywały. W przeciwnym razie nawet najcięższa praca na siłowni nie przyniesie zadowalających efektów. 


#3
SAME ĆWICZENIA CARDIO NIE UJĘDRNIĄ CIAŁA
Ćwiczenia cardio to taka mała pułapka, w którą wpada wiele początkujących na siłowni dziewczyn. Sama widuję tam bardzo dużo kobiet, które biegają codziennie po bieżni przez godzinę i na tym kończą swój trening. Patrząc na ich ciała aż prosi się, żeby złapały za hantle i zrobiły trening siłowy. Wykonywanie tylko i wyłącznie ćwiczeń cardio (bieganie, rower itp.) sprawi, że może i schudniecie, ale ciało będzie wyglądać na sflaczałe i mało jędrne. Dlatego tak ważne jest, aby cardio łączyć z treningiem siłowym, który da mięśniom bodziec do wzrostu. Warto też wiedzieć, że podczas takiego porządnego treningu siłowego możecie spalić znacznie więcej kalorii, niż biegając przez godzinę po bieżni. I szczerze? Trening z obciążeniem jest dla mnie zdecydowanie bardziej przyjemny, niż kręcenie cardio. 


#4
CZĘSTY TRENING MIĘŚNI SKOŚNYCH BRZUCHA MOŻE POSZERZYĆ TALIĘ
To jak wąska jest nasza talia zależy od trzech czynników: predyspozycji genetycznych, poziomu tkanki tłuszczowej oraz od mięśni brzucha. Wiele kobiet chcąc wyszczuplić talię wykonuje różne akrobacje z ciężarkami takie jak np. skręty tułowia, które paradoksalnie mogą tę talię poszerzyć! To normalne, że dając mięśniom skośnym bodziec do wzrostu czyli ćwicząc siłowo, to będą się powiększać, a co za tym idzie - wcięcie w talii się zmniejszy. Oczywiście nie warto zupełnie pomijać skosów w treningu, ale mocno się na nich skupiając i dodając do tego obciążenie możemy niechcący zaszkodzić proporcjom naszej sylwetki. 


#5
SPOSÓB PICIA WODY MA ZNACZENIE
Picie odpowiedniej ilości wody dziennie jest absolutną podstawą, jeśli chcemy dbać o naszą sylwetkę. Sposób, w jaki pijemy tę wodę ma jednak duże znaczenie. Wiele razy pod koniec dnia orientowałam się, że wypiłam za mało wody i wtedy starałam się jednorazowo uzupełnić ten deficyt, a to duży błąd. Wodę należy pić regularnie, najlepiej małymi łyczkami. Najlepiej pić mniej, a częściej, niż dużo i za jednym razem. Dzięki temu woda będzie nawadniała nasz organizm stopniowo, co pozwoli docierać do poszczególnych komórek. Picie dużej ilości na raz może spowodować wypłukanie cennych minerałów, a także szybsze wydalanie wody z organizmu. 


Jestem ciekawa czy wiedziałyście o tych kilku kwestiach, które poruszyłam w dzisiejszym wpisie. Muszę przyznać, że tworząc ten wpis do głowy przyszło mi jeszcze kilka innych rzeczy i myślę, że niebawem Wam o nich napiszę, bo mogą się przydać. 


Obserwuj mnie na:
____________________________

JAKICH OLEJÓW UŻYWAM DO OLEJOWANIA MOICH WŁOSÓW? AKTUALNI FAWORYCI.

$
0
0
Jak wiecie jestem wręcz uzależniona od olejowania włosów, bo wiem, że to właśnie olejowanie najbardziej wpływa na poprawę ich kondycji. Przetestowałam już chyba wszystkie dostępne na rynku oleje, również te spożywcze i myślę, że mam w tym temacie już spore rozeznanie. Dziś polecę Wam moich trzech faworytów do olejowania i mam nadzieję, że i u Was sprawdzą się tak dobrze. 


Jeśli jesteście stałymi czytelniczkami mojego bloga, to pewnie wiecie, że dawniej najbardziej lubiłam olej awokado (marki Delawell), olej migdałowy (Nacomi, Olvita) oraz olej z nasion bawełny (Nacomi). Nadal bardzo lubię działanie tych olejów, ale po pewnym czasie zauważyłam, że nie działają już tak spektakularnie, jak kiedyś. Oleje, tak jak i odżywki, maski, szampony oraz wcierki warto zmieniać co jakiś czas bo nasze włosy mogą się do nich przyzwyczajać. To w sumie tak samo, jak z produktami do pielęgnacji ciała czy twarzy. 


Pierwszym faworytem, który chyba najlepiej sprawdza mi się w okresie letnim jest olej z pestek malin. Lubię go za to, że wykazuje silne działanie nabłyszczające, a to właśnie latem, kiedy jest duże nasłonecznienie najlepiej widać blask naszych włosów. Olej z pestek malin świetnie zabezpiecza też przed wysuszającym działaniem słońca, a ciepło zwiększa moc jego działania. Najchętniej używałam go podczas letnich wypadów na plażę - był moją termoochroną, a jednocześnie w połączeniu ze słońcem pielęgnował moje włosy. Po powrocie do domu i umyciu włosów były niesamowicie mięciutkie, odżywione i lśniące. Oczywiście oleju z pestek malin używałam też tradycyjnie czyli do całonocnego olejowania. Dostępność: Jeśli chodzi o rekomendację konkretnych marek, to polecam olej z Nature Queen (dostępny w sklepach fryzjerskich) oraz NaturalMe (dostępny w Superpharm). 


Drugim olejem, który bardzo lubię jest olej z dzikiej róży. Ten z kolei świetnie zmiękcza moje włosy, które latem zdarza mi się przeproteinować. Co to właściwie oznacza? Używając masek z proteinami możemy sprawić, że nasze włosy będą lżejsze, bardziej sypkie, mniej puszące i pozostaną świeże na dłużej. Do odżywek i masek proteinowych wracam szczególnie latem, bo moje włosy przy tak dużej wilgotności powietrza są zbyt ciężkie i spuszone. Z proteinami jest niestety tak, że łatwo je przedawkować - włosy mogą stać się zbyt suche, sztywne, nieprzyjemne w dotyku. I tu z pomocą przychodzi mi olej z dzikiej róży. Bardzo szybko przywraca włosom równowagę. Już po pierwszym olejowaniu stają się mięciutkie, śliskie, bardziej sprężyste i mięsiste. Dostępność: Olej z dzikiej róży kupuję w Superpharm i jest marki NaturalMe. 


Ostatnim ulubieńcem jest stara i dobra oliwka Hipp dla niemowląt, którą kupicie w każdym Rossmannie. To dosyć tani produkt, bo buteleczkę o pojemności 200ml kupimy za około 15 zł. To świetna cena za tak krótki i dobry skład! Mamy tu olej słonecznikowy, olej ze słodkich migdałów, witaminę E i na końcu substancję zapachową. Oliwka Hipp była swego czasu produktem kultowym, a dziś mam wrażenie, że trochę zapomnianym. Szkoda, bo to naprawdę rewelacyjna mieszanka! Olej słonecznikowy w duecie z olejem ze słodkich migdałów i witaminą E, jest wręcz odmładzający m koktajlem dla naszych włosów. Jeśli szukacie czegoś w większej pojemności i w dobrej cenie, to polecam właśnie tę oliwkę. Myślę, że będzie świetnym wyborem, jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z olejowaniem.  Dostępność: Rossmann



Dziewczyny,
Jakie oleje lubicie naj naj naj najbardziej? :-)



Obserwuj mnie na:
____________________________




JAK ZACHOWAĆ LETNIĄ OPALENIZNĘ NA DŁUŻEJ? ULUBIONE BALSAMY BRĄZUJĄCE I SAMOOPALACZE + CZYM NAKŁADAĆ I ZMYWAĆ.

$
0
0
Chciałybyście jak najdłużej zachować wakacyjną opaleniznę? A może tego lata nie miałyście czasu na kąpiele słoneczne? Ja muszę przyznać, że należę do tej drugiej grupy, a swój brązowy odcień skóry zawdzięczam samoopalaczom i balsamom brązującym. Jakim? Zapraszam do czytania dalej. 


Mój brak czasu na kąpiele słoneczne w tym roku to jedno. Druga kwestia - opalanie mnie niesamowicie męczy. Kiedyś leżenie plackiem na plaży w pełnym słońcu sprawiało mi nawet przyjemność, a dziś jakoś za tym nie przepadam. Moja opalenizna  jest więc wynikiem stosowania samoopalacza i balsamów brązujących na zmianę. Dzięki nim jestem w stanie uzyskać efekt naturalnie brązowej skóry i to bez plam czy smug. Taka forma "opalania" jest też świetnym sposobem na zintensyfikowanie i przedłużenie wakacyjnej opalenizny. W tym celu najlepiej używać balsamów brązujących, ale o tym napiszę Wam dalej. 


Najważniejszą czynnością, jaką powinnyśmy przed nałożeniem samoopalacza czy balsamu brązującego jest peeling. Ja robię go zwykle dzień wcześniej taką oto rękawicą peelingującą, którą kupiłam w Rossmannie (marka Be Beauty). Po peelingu warto nałożyć balsam nawilżający i dopiero kolejnego dnia po prysznicu nałożyć samoopalacz. Dzięki temu nasza sztuczna opalenizna będzie równa i bardziej trwała. 


Samoopalaczem, którego używam od kilku lat jest pianka St Tropez Bronzing Mousse Classic. Wystarczy jedna aplikacja, aby uzyskać efekt naprawdę intensywnej, ciemnej opalenizny, ale trzeba mieć sporą wprawę w nakładaniu tego produktu. To pianka, która ma brązowy kolor i po nałożeniu na skórę można się trochę przestraszyć, bo ciało wygląda tak, jakby było brudne. W dodatku można odnieść wrażenie, że wszędzie są smugi i plamy, ale spokojnie - po prysznicu wszystko będzie wygadało naturalnie. Muszę przyznać, że potrzebowałam dużo czasu, aby nauczyć się poprawnego używania tego produktu. Jest bardzo intensywny i trzeba nakładać go szybko, sprawnie i w niewielkiej ilości. Na pewno warto zaopatrzyć się też w specjalną rękawicę do nakładania tego samoopalacza, bo bez niej ciężko będzie domyć dłonie. Jeśli nie macie takiej rękawicy, to polecam np. gumową rękawiczkę lub taką, która jest zazwyczaj dołączona do farb do włosów. 


Tu na skórze efekt po samoopalaczu z St Tropez na drugi dzień po aplikacji. Rozświetlacz to Fridge Glow&Beauty, który również uwielbiam. 

Lubię efekt po tym samoopalaczu, bo daje ładny, chłodny kolor, a poza tym utrzymuje się na skórze bardzo długo. Schodzi równomiernie, bez żadnych plam czy odcięć, a to bardzo ważne. Przetestowałam też wersję Express tego samoopalacza (w turkusowej butelce) i niestety okazał się totalną porażką, pozostawiając nierównomierny kolor i mnóstwo plam. Jeśli chodzi o zapach, to niestety w przypadku tego produktu możecie spodziewać się tego typowego smrodku, ale efekty to wszystko wynagradzają. Moim zdaniem są porównywalne do profesjonalnego opalania natryskowego. 

Jeśli używacie tego samoopalacza na noc, to przygotujcie się na pościelowe zabrudzenia. Kiedy planuję noc z samoopalaczem, to ubieram na kołdrę jakąś starą pościel, którą mam już przeznaczoną na takie eksperymenty. Co prawda plamy z samoopalacza zawsze się dopierają, ale wolałabym nie ryzykować przy jakiejś droższej, białej lub jedwabnej pościeli. 


Rękawicę do aplikacji samoopalacza kupiłam w Rossmannie i okazała się naprawdę świetnym gadżetem. Dzięki niej produkt rozkłada się na skórze bardzo równomiernie. Co do pianki, to kupicie ją w perfumeriach Douglas lub nieco taniej w sieci. 


Przejdę teraz do moich ulubionych balsamów brązujących i pierwszym z nich jest Dove Summer Revived (medium).  Kiedyś nie przepadałam za balsamami brązującymi, bo dawały bardzo słabe efekty, jeśli chodzi o intensywność opalenizny. Oczywiście zostawiały delikatny kolor, ale jednak bardziej zażółcały skórę, niż ją brązowiły. Teraz w drogeriach jest naprawdę szeroki wybór balsamów brązujących, które dają opaleniznę porównywalną z typowym samoopalaczem, przy czym są bezpieczniejsze w aplikacji. Jeśli chodzi o balsam Dove, to pozostawia bardzo naturalny kolor na skórze, który nie jest ani zbyt żółty, ani zbyt pomarańczowy. Świetnie "podbija" naturalną opaleniznę, wiec jeśli chciałybyście przedłużyć jej trwałość, to polecam stosowanie tego typu balsamów. Nie miałam z nim żadnych przykrych sytuacji, a więc nie pozostawia plam, smug i równomiernie schodzi ze skóry. Ma typowy zapach samoopalacza, więc jeśli tego nie lubicie, to wybierzcie balsam, o którym napiszę dalej. To naprawdę świetny, drogeryjny produkt, który jak na balsam daje dosyć intensywny kolor opalenizny. i za to go lubię. 

 
Na koniec balsam, który odkryłam całkiem niedawno i jest naprawdę rewelacyjny czyli Bielenda Magic Bronze (dla śniadej karnacji). W zasadzie wszystkie obietnice producenta wypisane na tubce są zgodne z prawdą. Faktycznie nawilża, ma piękny, słoneczny kolor, nie pozostawia smug czy przebarwień. Zauważyłam, że skóra po jego użyciu jest rano bardzo gładziutka i miękka, co jest rzadkością w przypadku używania produktów samoopalających, które będą raczej mocno przesuszające. Co prawda balsam daje nieco słabszy efekt opalenizny, ale ma też małą przewagę nad balsamem Dove - nie śmierdzi typowym samoopalaczem. Powiedziałabym nawet, że pięknie pachnie masłem kakaowym. Jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę ze sztuczną opalenizną, to myślę, że ten produkt będzie idealnym wyborem. 


Na zdjęciu po lewej dzień wcześniej użyłam balsamu z Dove, a po prawej balsamu z Bielendy. Tak, jak już wspomniałam - dawno nie opalałam się na słońcu, więc ostateczny kolor mojej skóry to efekt stosowania produktów samoopalających. 


A tak prezentują się konsystencje omawianych produktów. W przypadku pianki St Tropez wystarczyła dosłownie 1 minuta, podczas której robiłam zdjęcie i już została mi na skórze plama. Także jeszcze raz uczulam Was na ten produkt. Możecie wyglądać jakbyście dopiero wróciły z wakacji, ale przy nieumiejętnym użyciu można zrobić z siebie geparda. 



Oto moja złota trójka produktów brązujących, które uwielbiam i mogę Wam śmiało polecić. Dajcie znać jakie są Wasze ulubione balsamy lub samoopalacze. 


Obserwuj mnie na:
____________________________

8 JESIENNYCH POSTANOWIEŃ | ZABIEGI NA TWARZ, WSPOMAGANIE ODPORNOŚCI, COŚ DLA CIAŁA I LEPSZEGO SAMOPOCZUCIA.

$
0
0
I stało się. Sezon na hektolitry herbaty z cytryną, kocyki  i "ale zimno" uważam za otwarty. Kiedyś nie lubiłam jesieni, bo kojarzyła mi się z ciągłymi przeziębieniami, siedzeniem w domu i ubieraniem na cebulę, ale od kilku lat jestem jej ogromną fanką i wykorzystuję jej zalety na maksa. To dla mnie czas na totalną regenerację, zarówno pod względem zewnętrznym, jak i wewnętrznym. Jaki jest mój plan na jesień? Zapraszam do czytania dalej.

ZBADANIE ZMIAN SKÓRNYCH 
Ostatnio na moim ciele pojawiło się kilka nowych pieprzyków, które przydałoby się zbadać pod okiem specjalisty. Planuję dowiedzieć się też co słychać u starych znamion i czy czasem nie postanowiły przejść na ciemną stronę mocy. Dziewczyny, zachęcam do badania skóry szczególnie po lecie, gdy pod wpływem słońca mogą pojawić się jakieś nowe znamiona. Dermatolodzy alarmują, że w ostatnich latach można zaobserwować znaczny wzrost zachorowalności na nowotwory skóry, w tym czerniaka złośliwego. Czerniak złośliwy może powstawać w obrębie istniejących już wcześniej znamion melanocytowych, ale również może pojawić się na skórze wcześniej niezmienionej, dlatego tak ważne jest obserwowanie zarówno starych zmian, jak i tych nowych. 


ZABIEGI NA TWARZ (DERMAPEN I MEZOTERAPIA)
Jedyne zabiegi, które wykonywałam w przeszłości na swojej twarzy to kwasy. Robiłam już kwas migdałowy, glikolowy, salicylowy, pirogronowy, a także TCA, który zadziałał najsilniej i wyraźny sposób poprawił stan mojej skóry. Pisałam już o nim >>tutaj klik<< oraz pokazywałam zdjęcia przed, po oraz w trakcie złuszczania się skóry. Jesień to doskonały czas na rozpoczęcie kuracji kwasami, bo słońce nie operuje już tak mocno (o ile w ogóle jest), ale ja w tym sezonie postawię na coś nowego czyli dermapen oraz mezoterapię. Dermapen świetnie radzi sobie z poprawą gęstości i jakości skóry, a co za tym idzie - blizny po trądziku są spłycone, a przebarwienia znikają. To zabieg, dzięki któremu pobudza się produkcję kolagenu i elastyny w skórze, więc ma także działanie odmładzające. Pełne efekty widać dopiero po kilku miesiącach, ale podobno warto. Drugim zabiegiem, który planuję wykonać jest mezoterapia osoczem bogatopłytkowym i kwasem hialuronowym. Jeśli zabiegi będą warte swojej ceny i przyniosą oczekiwane przeze mnie rezultaty, to z pewnością pochwalę się tym na łamach bloga. Myślę, że moje wrażenia będą dla Was pomocne, bo wiem, że wiele moich czytelniczek boryka się z podobnymi problemami skórnymi do moich. 


WCIERKA Z KROPLI ŻOŁĄDKOWYCH
O wcierce z kropli żołądkowych >>tutaj klik<< pisałam już tak wiele razy, że aż mi głupio po raz kolejny o tym wspominać, ale trudno. Jesień to doskonały czas na rozpoczęcie wcierania kropli w skórę głowy z tych samych powodów, o których pisałam wyżej (słońce nie operuje już tak mocno, a składniki kropli są fotouczulające). Zatem czas na regularne wcieranie. Kto zaczyna ze mną? 

Poza tym jestem już w trakcie stosowania mojego planu na zagęszczenie włosów po wypadaniu, więc jeśli jeszcze go nie widziałyście - polecam >>tutaj klik<< 


SZCZOTKOWANIE CIAŁA NA SUCHO
O szczotkowaniu również pisałam tu wiele razy. To rytuał, który odpuszczam sobie latem, a wracam do niego właśnie jesienią. Świetnie pobudza skórę do życia, złuszcza martwy naskórek, pomaga w walce z cellulitem, rozstępami i ujędrnia. Poza tym rozgrzewa w chłodne, jesienne poranki, więc naprawdę polecam! Więcej o szczotkowaniu ciała na sucho przeczytacie >>tutaj klik.<<


SUPLEMENTACJA WITAMINY C
Niestety jesień to czas, gdy częściej chorujemy, więc warto wcześniej zadbać o wsparcie swojej odporności. Witamina C nie tylko zwiększa odporność, ale także skraca czas trwania przeziębień. Ma też wpływ na szybsze gojenie się ran, a w przypadku zabiegów, które planuję zrobić, to bardzo istotne. 


PICIE ZIÓŁ - GOJNIK
O gojniku słyszałam już kilka lat temu, gdy  jedna z moich znajomych zachwycała się jego działaniem wspomagającym odporność, a że jest ona u mnie raczej kiepska, to byłam zaciekawiona tym tematem. Ogólnie ziołolecznictwo bardzo mnie fascynuje i może kiedyś napiszę Wam co nie co o moich ulubionych zióołkach, które sobiie popijam. Jesień sprzyja robieniu gorących naparów i jednym z moich ulubionych jest szałwia libańska czyli gojnik. Zawiera mnóstwo cennych minerałów takich jak żelazo, potas, miedź, cynk, magnez a także taniny i flawonoidy. Działa przeciwbakteryjnie oraz przeciwzapalnie, a więc wpływa na zwiększenie odporności na sezonowe choróbska. Napar z gojnika skraca czas trwania zapalenia zatok i oskrzeli a także wykazuje działanie przeciwkaszlowe. Oprócz tego redukuje uczucie zmęczenia, dodając energii, a dzięki  zawartości przeciwutleniaczy, zwalcza wolne rodniki odpowiedzialne za starzenie się komórek. Właściwości gojnika jest o wiele więcej i to naprawdę bardzo cenne ziółko, którego napar ma dosyć specyficzny smak, ale do zniesienia. Herbacino-ziołowy sezon czas zacząć!


WIĘCEJ JODU
Podobno to właśnie jesienią podczas wietrznej pogody nad morzem jest najwięcej jodu, a jod to bardzo cenny pierwiastek dla naszego zdrowia (szczególnie dla osób z niedoczynnością tarczycy). To niesamowite jak mnóstwo energii zyskuję po takim godzinnym spacerze brzegiem morza. Nie daje mi tego spacer po lesie, ani w żadnym innym miejscu, więc coś w tym morzu musi być :-) Niestety nie zawsze mam na to czas, a w sezonie letnim wręcz unikam plaż i terenów typowo turystycznych. Na szczęście jesienią wszystko wraca do normy i spacery po plaży są już teraz czystą przyjemnością, więc zamierzam z tego korzystać. Póki co deszczowa aura nie sprzyja takim wypadom, ale liczę na to, że ta legendarna, polska, złota jesień jeszcze pokaże swoje prawdziwe oblicze. Jeśli macie taką możliwość, to wybierzcie się na urlop nad nasze polskie morze właśnie jesienią. To zupełnie inny klimat, który osobiście uwielbiam.


JOGA I MEDYTACJA
Mój plan jest taki, aby codziennie przed snem sprawić sobie choć 10 minut jogi. Latem zupełnie przestałam to robić, bo panujące upały totalnie zniechęciły mnie do jakiejkolwiek domowej aktywności. Teraz są idealne warunki, aby znów zacząć jogować! Serdecznie polecam Waszej uwadze kanał Małgorzaty Mostowskiej (tutaj klik), gdzie znajdziecie najróżniejsze zestawy do jogi, które można wykonywać w domu. Dzięki Gosi znalazłam swoje ulubione pozycje, a co najważniejsze - nauczyłam się wykonywać je poprawnie. To niesamowite ile miejsca w ciele można zyskać po takiej 10-cio minutowej sesji. Wszystkie spięte mięśnie się rozluźniają, a więc to świetna forma odstresowania po ciężkim dniu. Joga to też dla mnie forma kształtowania sylwetki. Na kanale Gosi można też znaleźć filmiki z medytacją, którą zaczynam praktykować. Dla początkujących polecam coś takiego (tutaj klik). 



Obserwuj mnie na:
____________________________

JESIENNE OBNIŻKI W ROSSMANN DO -70% | CO KUPIĆ I JAKIE SĄ NOWE ZASADY PROMOCJI?

$
0
0
Jak zapewne wiecie - od jutra w Rossmannie zaczynają się wielkie obniżki na kosmetyki do makijażu i paznokci. Tym razem Rossmann wystartował trochę wcześniej ze swoją promocją i zmienił zasady. Już nie będzie trzeba kupować kosmetyków z różnych kategorii, ale to tylko jedna z nowości. O zasadach promocji i o tym jakie kosmetyki planuję kupić przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu. 


O ile dobrze pamiętam, to zeszłoroczna obniżka na kosmetyki w Rossmannie miała miejsce gdzieś w okolicach października, więc tym razem z promocji skorzystamy trochę wcześniej. Cieszę się, bo mam na swojej liście kilka kosmetycznych perełek, które chciałabym wypróbować, a także planuję uzupełnić zapasy ulubionych produktów, ale o tym dalej. Z informacji zamieszczonej na stronie internetowej Rossmanna dowiedziałam się, że:

"Promocja na kolorówkę tej jesieni potrwa aż 2 tygodnie – od 16 do 30 września. W odróżnieniu od dotychczasowych akcji nie będzie obowiązywał stały rabat, lecz mnóstwo indywidualnych promocji na produkty oraz marki makijażowe. Możecie się spodziewać zniżek w wysokości 40, 50, 60, a nawet 70%, a także ofert opartych na zasadzie 1+1 gratis"

Całkiem fajnie, o ile na większość kosmetyków, które mam ochotę kupić będzie rabat powyżej 50%, bo w przeciwnym razie faktycznie lepiej jest zrobić zakupy w internecie. Wiem, że wiele z Was w ogóle nie kuszą te coroczne obniżki w Rossmannie, bo zaopatrujecie się w sklepach internetowych i w sumie macie rację. Kosmetyki, które są dostępne w Rossmannie w sieci można znaleźć znacznie taniej i to bez ryzyka kupna "wymacanego" produktu. Tak czy siak - jeśli chcecie mieć produkt "na już" czyli bez czekania na przesyłkę, to będzie ku temu okazja. Dalej można przeczytać, że: 

➤ "Do tej pory zniżka obowiązywała przy zakupie minimum trzech różnych kosmetyków do makijażu. Teraz nie będzie takiego ograniczenia! Niezależnie, czy wrzucicie do koszyka jeden produkt czy jedenaście, będziecie mogli skorzystać z oferty. Chcecie zrobić sobie zapas ukochanego kosmetyku? Nie ma problemu! Promocja działa także w przypadku wyboru kilku takich samych artykułów"

Zmiana jak najbardziej na duży plus. Sama mam zamiar zrobić zapas kredki do brwi z Wibo czy podkładu, więc aktualne zasady są super. I na koniec:

➤ "Wrześniowa akcja makijażowa wiąże się z jeszcze jedną ważną zmianą – mogą z niej skorzystać nie tylko członkowie Klubu Rossmann, ale absolutnie wszyscy nasi Klienci. Mimo wszystko warto skanować swoją kartę, ponieważ zebrane punkty pozwalają wspierać organizacje charytatywne :) Dodatkowo Klubowiczów, którzy najszybciej skorzystają z promocji na makijaż czeka przy kasie niespodzianka"

Przy zeskanowaniu karty przy kasie będzie można odebrać tak zwany gratis za jeden grosz. Gratisy będą wydawane losowo i można z tego skorzystać tylko raz. Rossmann dodaje, że liczba upominków będzie ograniczona. I tak prezentują się wszystkie zasady gry, więc teraz nie pozostaje nic innego, jak zrobić listę zakupów i ruszyć na łowy. Dodam jeszcze, że akcją objęte są podkłady, korektory, pudry, bronzery, róże, rozświetlacze, bazy, cienie, tusze do rzęs, kredki do oczu, eyelinery, produkty do makijażu brwi, bazy pod cienie, odżywki do rzęs, pomadki, balsamy ochronne do ust, konturówki, lakiery, bazy i top coat, odżywki. A co ja planuję kupić ? 


1. BŁYSZCZYK WIBO HIGH GLOSS
Ostatnio mam fazę na błyszczyki i muszę przyznać, że ciężko znaleźć coś naprawdę dobrego na drogeryjnych półkach. Moją uwagę przykuły jednak błyszczyki z Wibo, a szczególnie odcień 7. Z pewnością skuszę się na jakiś kolor, bo pigmentację mają całkiem niezłą. Uwielbiam lekko podkreślić kontur ust kredką i wypełnić je jakimś ładnym błyszczykiem, najlepiej takim, który daje efekt tafli. 

2. PUDER WIBO MOOD TRANSPARENT BAKING POWDER
Kolejny produkt od marki Wibo i tym razem do mojego koszyka wpadnie transparentny puder utrwalający makijaż. Miałam okazję go już wypróbować i jest naprawdę świetny! Dobrze sprawdza mi się nawet w okolicy pod oczami. 

3. PODKŁAD MAX FACTOR RADIANT LIFT
Kiedyś już miałam ten podkład, ale źle dobrałam odcień i moja twarz wyglądała w nim trupio. Pamiętam, że nie był to podkład mocno matowy, a takich kiedyś szukałam, więc go totalnie zdyskwalifikowałam. Aktualnie moja cera jest na etapie transformacji w tę suchą stronę - sama jestem w szoku, że to w końcu nastąpiło. W związku z tym w podkładach nie stawiam już na totalny mat, a lekko rozświetlające właściwości. Oczywiście bez przesady, bo nadal nie lubię mocnego blasku przypominającego efekt spoconej i nieświeżej skóry. Wiele moich znajomych używa podkładu Max Factor Radiant Lift i bardzo chwali sobie jego duże krycie oraz ładne wykończenie. Jestem ciekawa jak się u mnie sprawdzi. 

4. RÓŻE EVELINE BLUSH SENSATION 4W1
Wracam do używania różu na policzki i tym razem postawię na kółko od Eveline. Przyjrzałam się temu produktowi jakiś czas temu w drogerii i bardzo podoba mi się to zestawienie kolorystyczne. Ma takie ciepłe i ożywcze odcienie, które z pewnością będą pasować do mojej ciepłej karnacji. 

5. KREDKA OD BRWI WIBO FEATHER BROW / ODCIEŃ SOFT BROWN
O tym produkcie chyba nie muszę się zanadto rozpisywać, bo wiele razy już o nim wspominałam. Uwielbiam tę kredkę i nie wyobrażam sobie, aby jej zabrakło w moim codziennym makijażu. Używam koloru Soft Brown. Planuję zrobić duże zapasy, więc zmiana zasad promocji jest mi bardzo na rękę. 

6. ODŻYWKA DO RZĘS CHRISTIAN LAURENT ART LASH
Postanowiłam zrobić sobie małą, bimatoprostową kurację odżywką do rzęs i tym razem chciałabym wypróbować produkt marki Christian Laurent. Kiedyś stosowałam Long4Lashes i pamiętam, że to serum sprawdzało się u mnie całkiem nieźle, ale czas na coś nowego. 

7. KOREKTOR L'OREAL INFAILLIBLE MORE THAN CONCEALER
Czy ktoś jeszcze nie zna tego hitowego korektora? Co prawda nie mam go jeszcze w swoich kosmetycznych zapasach, ale testowałam i faktycznie to prawdziwa petarda wśród korektorów na niedoskonałości oraz pod oczy. Kryje naprawdę fenomenalnie, przy czym jak na tak kryjący korektor nie podkreśla zbyt mocno załamań skóry. I o to chodzi!

8. TUSZ DO RZĘS PARADSE EXTATIC (WODOODPORNY)
Moja absolutnie ulubiona maskara, więc z pewnością zrobię sobie mały zapas. Mam co prawda w planach wypróbować kilka nowych tuszy od Eveline, ale ten kupię na wszelki wypadek, gdyby tamte okazały się beznadziejne. 

9. ŻEL OD BRWI EVELINE BROW&GO
Mam swojego ulubieńca, jeśli chodzi o żele do brwi i jest to żel Golden Rose, o którym niedawno Wam pisałam. Kusi mnie jednak przetestowanie produktu od Eveline, który prócz koloru i lekkiego utrwalenia ma jeszcze małe włókna zagęszczające brwi. Zobaczymy, czy mi się to sprawdzi. 

10. PALETA CIENI EVELINE SPARKLE 
Paletka, która na 100% wyląduje w moim koszyku. Zawiera kolory, które wprost uwielbiam na swoich powiekach, bo podbijają zieleń mojej tęczówki. Poza tym słyszałam m.in. od Zuzi z kanału Lamakeupebella, że mają świetną pigmentację. 

11. BRĄZER WIBO BEACH CRUISER
To jeden z lepszych brązerów, które można znaleźć na drogeryjnej półce. Jestem posiadaczką odcienia Cafe Creme 02 i to coś wspaniałego do podkreślania lekkiej opalenizny. Poza tym lubię w nim to, że nie robi plam, nie uczula, ładnie się rozciera i fajnie pachnie. Ma też sporą wielkość i starcza na dosyć długo. 

12. EVELINE PRECISE BRUSH LINER
Sposób wykonywania mojego makijażu ostatnio mocno się zmienił. Mam tu w zasadzie na myśli produkty, z których korzystam. Jakiś czas temu nie używałam eyelinerów, a teraz nie potrafię się bez nich obejść. Głównym problemem, jeśli chodzi o tego typu produkty jest to, że w trakcie dnia potrafią rozmazać się w wewnętrznym kąciku oka, więc już od jakiegoś czasu szukam czegoś naprawdę dobrego. Podobno ten eyeliner od Eveline jest naprawdę trwały. 

13. TUSZ DO RZĘS EVELINE VOLUMIX FIBERLAST
Kolejny produkt od Eveline, ale wygląda na to, że marka wzięła się ostro za swoje kosmetyki i wiele osób je poleca. Przy okazji wpisu z tuszami, który ostatnio pojawił się na blogu polecałyście mi ten właśnie tusz i myślę, że teraz go w końcu wypróbuję. Kusi mnie jeszcze Volume Celebrities, ale zobaczymy co ostatecznie wybiorę. 

14. POMADKA EVELINE OH MY KISS
Pomadki, które są trochę podobne do tych z Wibo Juicy Color Lipstick. Opakowanie jest wręcz łudząco podobne, zobaczymy czy formuła i kolory także. Lubię takie lekkie, balsamowate pomadki, które ładnie się "zjadają" i nie tworzą odcięć. Kolor nr 11 czyli taki ładny brązik wydaje się być idealny dla mnie.

15. PODKŁAD BOURJOIS HEALTHY MIX BB CREAM MEDIUM
Używałam go praktycznie całe lato i to jeden z moich ulubionych produktów ostatnich tygodni. Ładnie stapiał się z moją skórą i świetny krył wszelkie niedoskonałości. Lubię też jego zapach oraz to, że ma właściwości nawilżające i nie podrażniał mojej skóry. To podkład, który budzi skrajne emocje wśród kobiet, ale ja jestem zdecydowanie na tak. 

Polecam też Waszej uwadze starsze wpisy z moimi rekomendacjami z Rossmanna. Nadal są bardzo aktualne!


A WY CO PLANUJECIE KUPIĆ? A MOŻE POLECIŁYBYŚCIE MI JESZCZE COŚ FAJNEGO? 

Obserwuj mnie na:
____________________________

PONADCZASOWE HITY W MOJEJ KOSMETYCZCE CZYLI KOSMETYKI, KTÓRE KUPUJĘ OD CO NAJMNIEJ 7 LAT...

$
0
0
Mimo, że testuję mnóstwo nowych kosmetyków, to są takie, do których wracam od lat. To takie moje "pewniaki", ponadczasowe klasyki i wieloletni ulubieńcy, do których jestem niemalże przywiązana emocjonalnie. Zapraszam do dalszej części dzisiejszego wpisu,  gdzie przeczytacie o kosmetykach, które kupuję od... co najmniej 7, a nawet 15 lat! 

 Kochane, zanim przejdę do tematu dzisiejszego wpisu mam do Was małe pytanie. Szukam jakiejś nowej, ładnej i pojemnej toaletki (ta jest już bardzo wysłużona). Polecicie coś, niekoniecznie z Ikei? 



SERUM ESTEE LAUDER ADVANCED NIGHT REPAIR

To produkt, który jest chyba takim flagowcem tej marki i wcale się temu nie dziwię. Serum naprawcze od Estee Lauder kupuję regularnie od co najmniej 7 lat, a wcześniej używała go moja mama. Używam z przerwami, bo czasem testuję coś nowego, ale i tak do niego wracam. Dobre kosmetyki już chyba tak mają, że trudno o nich zapomnieć. Każdego wieczoru nakładam odrobinę tego serum na opuszki palców, a następnie wmasowuję w oczyszczoną skórę. Pozostawiam do wchłonięcia i dopiero wówczas aplikuję krem nawilżający. To serum sprawia, że działanie w zasadzie każdego kremu jest jakby "podkręcone", a moja skóra o poranku wygląda na wypoczętą, jest miękka i nawilżona. Polecam, jeśli chcecie opóźnić procesy starzenia skóry. 


ŻEL DO MYCIA TWARZY LA ROCHE POSAY EFFACLAR

O tym żelu wspominałam na blogu już wielokrotnie i wiem, że ma zarówno rzeszę zwolenników, jak i przeciwników. Ja zdecydowanie uwielbiam ten produkt, bo po prostu bardzo dobrze doczyszcza moją skórę z każdego makijażu. I to tak dobrze, że po umyciu twarzy tym żelem na waciku nie ma już praktycznie żadnego śladu po podkładzie. Poza tym żel nie podrażnia mojej skóry, nie zauważyłam też żadnych reakcji alergicznych, co często miało miejsce w przypadku jakichś naturalnych produktów. Oczywiście raz na jakiś czas testuję coś nowego, ale mam wrażenie, że inne kosmetyki nie domywają mojej skóry i związku z tym wieczorny demakijaż trwa o wiele dłużej. Żel Effaclar ma jeszcze jedną zaletę - starcza na baaaaardzo długo, bo jest gęsty i wydajny. Potrzeba naprawdę pół pompki, żeby dobrze go spienić na skórze. 



PŁYN MICELARNY BIODERMA SENSIBIO H2O

Tego produktu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, prawda? Ja pierwszy raz użyłam Biodermy idąc za radą mojej pani dermatolog jakieś 12 lat temu (a może nawet więcej). To jeden z najlepszych, jak nie najlepszy płyn micelarny, po którym nie mam podrażnionej skóry, a oczy mnie nie pieką i nie łzawią po demakijażu. Poza tym nie powoduje powstawania nowych zaskórników, a to też ważne. Dopiero niedawno zaczęłam zmywać ten płyn micelarny wodą - wcześniej tego nie robiłam, bo sam producent tego nie zalecał. Faktycznie moja skóra zaczęła się mniej przesuszać, więc coś w tym musi być. Tak czy inaczej - to naprawdę świetny płyn micelarny, który pozostawia skórę idealnie czystą.  


BRĄZER BENEFIT HOOLA 

W swojej kosmetycznej kolekcji mam kilka brązerów, ale żaden nie jest tak dobrze dopasowany do mojej karnacji, jak Hoola od Benefit. Szkoda, bo wolałabym zaoszczędzić te 170 złotych, ale niestety ten produkt nie ma sobie równych.  Lubię jego odcień, który pasuje do mnie zarówno wówczas, gdy mam opaloną skórę, jak i wtedy, gdy jestem blada - w tym tkwi chyba fenomen tego produktu. Super, że jest też zupełnie matowy. Cenię jego trwałość oraz to, że równomiernie się aplikuje nie pozostawiając żadnych plam czy smug. Poza tym zauważyłam, że po innych brązerach na mojej skórze pojawiają się czasem jakieś niedoskonałości, a po tym absolutnie nic takiego się nie dzieje. Jedno opakowanie starcza mi na około pół roku codziennego używania, można powiedzieć, że jest całkiem wydajny. Na koniec malutka przypominajka - pisownia słowa "brązer", jak i "bronzer" jest poprawna. 


MACADAMIA NATURAL OIL - HEALING OIL SPRAY I HEALING OIL TREATMENT

W sumie cała marka Macadamia Natural Oil to moje życiowe odkrycie, jeśli chodzi o pielęgnację włosów. Maski Deep Repair Masque używam od co najmniej 7 lat, tak samo Healing Oil Spray, który ma działanie termoochronne i ułatwia rozczesywanie (poza tym wspaniale pachnie). Oczywiście mam też innych, włosowych ulubieńców, ale zawsze z ogromną przyjemnością wracam do produktów tej marki, bo zawsze po ich użyciu mówię "wow!". Healing Oil Spray to takie lekkie serum w formie spreju, które będzie dobre dla włosów mających skłonność do obciążania. Dzięki niemu moje włosy zachowują swoją puszystość, ale są wystarczająco zdyscyplinowane, ładnie nabłyszczone oraz zabezpieczone przed działaniem temperatury np. suszarki. Natomiast Healing Oil Treatment to już serum w formie gęstego, ciężkiego olejku, który nakładam tylko na końcówki po umyciu włosów, a następnie jeszcze trochę po wysuszeniu. Pamiętajcie, ze nie jest to olej do olejowania, tylko serum, a to spora różnica :-)



PUDER MATUJĄCY MANHATTAN CLEARFACE

Ile to już lat, od kiedy używam tego pudru? 10? A może 15? To całkiem możliwe! Pamiętam, że kupowałam go jeszcze będąc w gimnazjum. Był wtedy w takim niebieskim opakowaniu, a dopiero później zyska nową "obudowę". Uwielbia ten puder do dziś i choć nie wygląda jakoś specjalnie wyjściowo, przypominając tani produkt dla nastolatek, to ja go po prostu uwielbiam. Pozostanie moim totalnym ulubieńcem już chyba zawsze i szkoda, że nie można go już kupić w polskich drogeriach stacjonarnych. Zaopatruję się w niego na Allegro i zawsze robię to hurtem po 5-7 sztuk. Dobrze matuje, wyrównuje koloryt skóry sprawiając, że wygląda zdrowiej, przykrywa przebijające przez podkład przebarwienia, utrwala makijaż. I co najważniejsze - nie zapycha. Odcień 76 Sand jest moim ulubionym. Które z Was używają go z mojego polecenia? Od czasu do czasu piszecie mi o tym w komentarzach :-) 


POMADKI WIBO JUICY COLOR LIPSTICK W ODCIENIU 7 I MISS SPORTY MY BFF W ODCIENIU 

O tych pomadkach na blogu pisałam naprawdę mnóstwo razy. Cóż, minęło tyle lat, a ja w dosłownie morzu innych pomadek w swojej toaletce szukam właśnie tych. Mają kolory nie do podrobienia. Wibo to taki chłodny, czekoladowy brąz, który w jakiś magiczny sposób sprawia, że wyglądam jakbym była bardziej opalona, a zęby bielsze. Poza tym fajnie się "zjada" nie tworząc żadnych odcięć. Nie czuć jej na ustach w ciągu dnia, co czyni ją bardzo komfortową. Tak samo w przypadku pomadki Miss Sporty My Bff Lipstick, ale ta ma już bardziej naturalny odcień, idealny na co dzień. To połączenie fioletu i brudnego różu. 


WODA PERFUMOWANA MICHAEL KORS MIDNIGHT SHIMMER

O tym zapachu opowiadałam Wam ostatnio na Insta Stories, więc jeśli mnie tam jeszcze nie śledzicie - zapraszam (@kosmetycznahedonistka). Myślę, że Midnight Shimmer mogę śmiało nazwać moją wizytówką zapachową. Wiecie co jest w nich najlepsze?  Używam ich od kilku dobrych lat i jeszcze mi się nie znudziły, a to naprawdę rzadkość. Wiele zapachów po jakimś czasie zaczyna mnie męczyć, drażnić, a nawet przyprawiać o mdłości czy ból głowy. Te mają w sobie coś takiego, że chciałabym je mieć na sobie 24/7. Poza tym utrzymują się na mnie bardzo długo - zarówno na skórze, jak i ubraniach. To zapach, który ciężko opisać, ale bardziej nadaje się raczej na sezon jesień/zima. Trochę tajemniczy, trochę zadziorny, lekko ciepły, delikatnie słodki. Ogólnie mieszanka sprzeczności. Może dlatego tak go lubię. Są osoby, które kojarzą mnie po tym zapachu, więc chyba po prostu potrafi zapaść w pamięć. 


To teraz Wasza kolej moje drogie Czytelniczki! Napiszcie mi koniecznie jakie są Wasze ponadczasowe hity, do których wracacie od lat. Macie w ogóle takie produkty? 



Obserwuj mnie na:
____________________________

HITY Z APTEKI, KTÓRE KUPISZ BEZ RECEPTY, A SĄ LEPSZE, NIŻ NIEJEDEN KOSMETYK: ZINALFAT, TORMENTILE, ALANTAN, RETIMAX, HYDROKORTYZON I INNI.

$
0
0
Dziś przygotowałam dla Was kolejną odsłonę moich aptecznych hitów kosmetycznych, które są niedrogie, a potrafią zdziałać cuda. Pojawi się sporo różnego rodzaju maści na skórne problemy, krople i  tabletki, bez których nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji. Zapraszam do czytania dalej. 




ZINALFAT DERMOCEUTICA KREM KOJĄCO-REGENERUJĄCY

To krem, który kupuję od kilku dobrych lat. Nie używam go co prawda do takiej codziennej pielęgnacji, ale jest niezastąpiony po wszelkiego rodzaju zabiegach takich jak dermapen, kwasy czy mezoterapia. Skóra jest wówczas podrażniona, a więc piekąca, czerwona, łuszczy się, a ten krem to taki kojący opatrunek. Dzięki niemu nie ma ryzyka, że powstaną jakieś powikłania po zabiegu jak np. kolejne blizny czy przebarwienia. Naskórek bardzo szybko się regeneruje, a poza tym dyskomfort pozabiegowy jest o wiele mniejszy. Aktualnie jestem po dermapenie (o czym mówiłam Wam na Insta Stories) i dzięki temu kremowi już dziś moja skóra nie jest tak zaogniona, a naskórek zaczyna ładnie schodzić. Jest tak zmiękczony tym kremem, że proces złuszczania staje się szybszy i mniej bolesny. Oczywiście to nie jest krem, który warto nakładać pod makijaż, bo jest strasznie tłusty i bogaty. Nakładam go grubą warstwą przez kilka dni po zabiegu, głównie na noc.  Zinalfat-u używam też kiedy mam bardzo suche miejsca na ciele, albo np. popękane czy suche kąciki ust. Radzi sobie z tego typu problemami wzorowo!


HYDROCORTISONUM

Hydrokortyzon jeszcze niedawno był sprzedawany tylko na receptę, ale aktualnie można go kupić bez niej w każdej aptece. Należy do leków sterydowych, więc stosowanie ściśle według ulotki jest tu naprawdę wskazane. Ja używam hydrokortyzonu wtedy, gdy na mojej skórze pojawia się jakaś reakcja alergiczna np. po jakimś kosmetyku. Wszelkiego rodzaju wysypki, zaczerwienienia czy wypryski znikają w zasadzie na następny dzień po zastosowaniu tej maści. Można po nią sięgnąć również po ukąszeniu owada, przy lekkich oparzeniach czy swędzeniu skóry. Ma działanie przeciwalergiczne, przeciwświądowe, przeciwzapalnie i przeciwobrzękowo. Zdecydowany "must have" w mojej apteczce. 


RETIMAX 1500 

To już klasyka gatunku, jeśli chodzi o ukojenie popękanych, suchych ust. Powoli wkraczamy w sezon grzewczy, a więc ciągłych zmian temperatur, gdy przychodzimy do domu z mroźnego dworu. To może niestety odbić się na kondycji naszych ust i maść z witaminą A jest wprost niezastąpiona. Jeśli chodzi o Retimax, to w składzie znajdziemy jeszcze lanolinę, wazelinę i bielony wosk pszczeli, a to jeszcze bardziej wzmacnia nawilżające i regenerujące działanie tego produktu. Prócz ust, nakładam Retimax także od czasu do czasu pod oczy, na noc. Świetnie nawilża tę delikatną okolicę i wyjątkowo chętnie używam go zimą. 



ALANTAN PLUS MAŚĆ

Wskazaniem do stosowania Alantanu jest leczenie różnego rodzaju ran, oparzeń, pielęgnacja sutków podczas karmienia piersią, zapobieganie odparzeniom u niemowląt, pielęgnacja skóry podrażnionej i wysuszonej, nadmierne rogowacenie skóry dłoni i stóp, wspomagająco w leczeniu atopowego zapalenia skóry, wyprysku alergicznego, zapaleniu błony śluzowej nosa i owrzodzeniach podudzi. Ja używam go przed pójściem spać na moje skórki wokół paznokci. Dzięki temu wyglądają na zadbane i nie są przesuszone. 


WĘGIEL AKTYWOWANY CARBO VP

Węgiel jest znany już od lat i stosowany głównie w przypadku leczenia biegunek. Ma to do siebie, że chłonie bakterie i toksyny, a następnie pozbywa się ich z organizmu. Jest to jeden z tych składników, który można również stosować zewnętrznie, bo absorbuje wszelkie zanieczyszczenia obecne na powierzchni skóry. Dzięki niemu możemy skutecznie oczyścić pory z zalegającego sebum, pozbyć się wągrów i zaskórników, zadziałać bakteriobójczo, a ponad to rozjaśnić przebarwienia. Jak robię maseczkę oczyszczającą z tabletek węglowych? O tym powstał nawet osobny wpis na blogu jakieś 3 lata temu, więc zapraszam tutaj klik. 


KROPLE ŻOŁĄDKOWE

No dobra, kto jeszcze nie zna wcierki z kropli żołądkowych? Specjalnie umieściłam je  tym zestawieniu, aby przypomnieć Wam, że to najlepszy czas na ich zastosowanie. Słońce już nie operuje tak mocno (o ile w ogóle), więc ryzyko fotouczulenia jest niewielkie. Zatem ruszajcie do aptek i kupujcie krople, bo to genialny sposób na zagęszczenie włosów. O tym jak używam kropli żołądkowych jako wcierki pisałam tutaj klik. 

TORMENTILE FORTE

Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia tego produktu, bo moja tubka jest już tak wymęczona, zduszona i powyginana, ze ledwo widać nazwę, więc wolałam wrzucić tu zdjęcie produktowe z sieci. Tormentile fotre to maść, która jak dotąd wygrywa, jeśli chodzi o szybkie gojenie się takich pojedynczych pryszczy. Jak tylko widzę, że coś już mi się zaczyna wykluwać pod skórą, to smaruję tą maścią i czasem nawet nie dochodzi do "rozkwitu" takiego pryszczola. Natomiast te zmiany, które już wyszły goją się znacznie szybciej, bo maść je fajnie wysusza, a także działa przeciwbakteryjnie, przeciwgrzybicznie, przeciwzapalnie i ściągająco. To naprawdę świetny, punktowy specyfik na pryszcze, więc jeśli jeszcze go nie znacie - polecam. 


ARCALEN

Zdarzają się Wam jakieś siniaczki, które wychodzą nie wiadomo kiedy i z jakiego powodu? Ja czasem tak mam. Wystarczy, że lekko się o coś uderzę, a zaraz pozostaje po tym ślad w postaci dorodnego siniaka. Arcalen to maść, która sprawia, że tego typu problemy znikają znacznie szybciej. Sprawdzi się też po zabiegach takich jak mezoterapia, a także po wzmożonym wysiłku fizycznym, na obolałe mięśnie. Zawiera wyciąg z arniki, nagietka i kory kasztanowca. Składniki te poprawiają elastyczność i stan napięcia ścian naczyń żylnych. Wykazują także działanie przeciwzapalne i gojące. 

♡♡♡

I na dzisiaj to już wszystko. Dajcie koniecznie znać jakie są Wasze hity z apteki, bo jestem strasznie ciekawa. Uwielbiam apteczne specyfiki, bo czasem działają o wiele lepiej, niż niejeden kosmetyk, a kosztują znacznie mniej. Jeśli chcecie być bardziej na bieżąco z kosmetycznymi nowinkami, zakupami, a także z moją zwykłą codziennością, to zapraszam do obserwowania mojego konta na Insta, a szczególnie Stories - klik. 



Obserwuj mnie na:
____________________________

WCIERKI NA POROST, ZAGĘSZCZENIE I WZMOCNIENIE WŁOSÓW, KTÓRE WARTO WYPRÓBOWAĆ: FLORESAN, PLACENT ACTIV, ECOLAB, FRATTI, BANFI I INNI.

$
0
0
Jesień to wręcz idealny czas, aby zacząć używać wcierek do skóry głowy. Po co? Aby "obudzić" uśpione cebulki i zagęścić włosy, przyspieszyć ich porost, zahamować wypadanie i je wzmocnić. Wcierki pomagają też zwalczyć problem nadmiernie przetłuszczających się włosów i łupieżu. Dziś polecę Wam kilka naprawdę rewelacyjnych produktów, o których wcale nie jest aż tak głośno w internecie, a są zdecydowanie godne uwagi. 


Wiem, że wiele z Was uwielbia wcierkę z kropli żołądkowych, która szybko stała się hitem włosomaniaczek (pisałam o niej tutaj klik).  Jej zapach jest jednak na tyle uciążliwy, że można zniechęcić się do regularnego stosowania. W ostatnim czasie testowałam kilka naprawdę świetnych wcierek, które nie są jakoś specjalnie popularne w sieci, a zarówno składy jak i działanie zasługują na uwagę. Wiele z nich odkryłam po poleceniu przyjaciółek, które dzięki mojemu blogowi stały się rasowymi włosomaniaczkami i teraz same potrafią mnie zaskoczyć swoją wiedzą! :-) Oto nasze wcierkowe "perełki". 


1. MIL MIL PLACENT ACTIV
To produkt w formie ampułek zapobiegających wypadaniu włosów. Działa wzmacniająco na włókna włosowe i ich cebulki, zapobiegając zbędnej utracie włosów. W ampułkach znajduje się ekstrakt z placenty (2:1 - 5%), który działa silnie wzmacniająco i pobudzająco włos do wzrostu. Stosowanie placenty zalecane jest w przypadku nadmiernego wypadania włosów, a nawet po inwazyjnych zabiegach chemicznych. Regeneruje strukturę włosów, nadając im objętość i połysk. Lubię wcierki w formie ampułek, bo są wygodne w użyciu i dają wrażenie "świeżości" i sterylności produktu. Moja przyjaciółka Magda jest od tych ampułek wprost uzależniona i faktycznie zauważyłam u niej wysyp "baby hair". 


2. FLORESAN - AKTYWNE SERUM PRZECIW ŁYSIENIU
Floresan zawiera aktywny środek przeciw łysieniu z silnym kompleksem ekstraktów z łopianu, szyszek chmielupokrzywy i papryczki chili. Tak skomponowany skład oddziałuje na korzenie włosów, z uwzględnieniem ich właściwości i struktury. Regularne stosowanie wcierki znacznie zmniejsza ilość wypadających włosów na wszystkich etapach łysienia. W składzie znajdziemy olej z łopianu większego, szyszki chmielu, pokrzywę, a także wyciąg z papryczki chilli, więc jeśli nie lubicie uczucia lekkiego pieczenia zaraz po aplikacji produktu, to odradzam zakup tej wcierki. Papryczki mają jednak działanie pobudzające krążenie skóry głowy,  więc wspomagają wnikanie substancji aktywnych. 


3. ECOLAB SERUM STYMULUJĄCE WZROST WŁOSÓW SKŁONNYCH DO PRZETŁUSZCZANIA
Serum, które dzięki zawartości olejku z drzewa herbacianego normalizuje pracę gruczołów łojowych w skórze głowy, a więc włosy z czasem przestają się nadmiernie przetłuszczać i można je myć rzadziej. Olejek herbaciany działa też przeciwłupieżowo. Produkt zawiera w składzie wyciąg z hubiskusa, który łagodzi podrażnienia, działa oczyszczająco, wzmacniająco, przeciwzapalnie i antybakteryjnie. Jest tu też tak zwany kompleks PROCAPIL wzmacniający cebulki włosowe, i przeciwdziałający wypadaniu włosów.


4. BANIA AGAFIA - AKTYWNE SERUM NA POROST WŁOSÓW 7 ZIÓŁ
Serum Ziołowe Na Porost Włosów to mieszanka 7 ziół: prawoślazu, cytryńca chińskiego, żeń-szenia, melisy, korzenia łopianu, pokrzywy i kotki brzozowej oraz witaminy B5, drożdży piwnych, papryczki chili i substancji aktywnej Climabazol. Tak bogaty skład działa jak zastrzyk energetyczny - pobudza mikrokrążenie i przemianę materii w cebulkach włosów, a tym samym stymuluje proces wzrostu. Ponadto wzmacnia je i zapobiega wypadaniu, odżywia, tonizuje, zapobiega przetłuszczaniu i dodaje zdrowego blasku. Produkt o bardzo ciekawym składzie, między innymi dzięki zawartości drożdży piwnych, które potrafią zdziałać cuda, jeśli chodzi o przyspieszanie porostu włosów. 


5. HERBARIA BANFI HAJSZESZ
Chyba najbardziej znana wcierka pośród wszystkich tu zaprezentowanych. Bogaty ziołowy skład poprawia krążenie skóry głowy, a tym samym wspomaga zwrot wzrost nowych włosów. Zawarte ekstrakty z gorczycy, chrzanu, oregano i jałowca to doskonałe połączenie, które wpływa na wzmocnienie cebulek włosów i zapobiega wypadaniu włosów. Efekty regularnego stosowania widoczne są już po 4-6 tygodniach, a to bardzo krótko, jeśli chodzi o wcierki. Zapach jest dosyć specyficzny, ale mniej uciążliwy, niż w przypadku kropli żołądkowych. 


6. FRATTI - SERUM PRZECIW WYPADANIU WŁOSÓW SZUNGIT I KRZEM
Serum Fratti jest przeznaczone do pielęgnacji włosów osłabionych, cienkich i wypadających. Działa odżywczo, poprawa ukrwienie cebulek włosowych, indukuje metabolizm komórek, sprzyjając procesom różnicowania się komórek naskórka i podziałom komórkowym oraz syntezie włosów. Hamuje wypadanie włosów i przyspiesza porost nowych włosów. Sprawia, że odrastające włosy są mocniejsze. To jedna z tych wcierek, po których naprawdę bardzo szybko widać pojawienie się nowych włosów, szczególnie w okolicach skroni. 


7. ELFA PHARM SERUM ŁOPIANOWE 
To prawdopodobnie jedyny produkt z tego zestawienia, który kupicie w drogeriach stacjonarnych (np. Natura). Pamiętam początki mojego włosomaniactwa i olej z korzenia łopianu, który wcierałam w skórę głowy. Kiedyś nie było na rynku tyle produktów do pobudzania wzrostu włosów i w zasadzie jednym z niewielu był właśnie korzeń łopianu. To serum również ma go w składzie. To serum hamujące nadmierne wypadanie włosów, a także stymulujące ich odrastanie. Aktywny kompleks Bh Intensive + pomaga walczyć z przedwczesnym wypadaniem włosów, wzmacnia pracę cebulek włosowych, stabilizuje fazy wzrostu włosa, stymuluje odnowę komórkową i syntezę keratyny, pobudza mikrokrażenie w skórze głowy, co poprawia odżywienie cebulek włosowych, wzmacnia tkanki otaczające korzeń włosa, łagodzi podrażnienia, swędzenie, zaczerwienienie skóry głowy.




Więcej porad na temat pielęgnacji włosów poznacie klikając tutaj. Jeśli macie jakieś pytanie, to zachęcam do komentowania poniżej i postaram się pomóc :-) 



Obserwuj mnie na:
____________________________

KOSMETYKI DO MAKIJAŻU, KTÓRE ZAWSZE RUJNUJĄ MOJĄ CERĘ...

$
0
0
Uwielbiam kosmetyki do makijażu i to coś, co prawdopodobnie już nigdy się nie zmieni. Jednak jako posiadaczka bardzo kapryśnej cery muszę uważać na niektóre produkty, bo wiem, że po ich użyciu w przeciągu kilku dni moja skóra będzie totalnie zrujnowana. W dzisiejszym wpisie dowiecie się jakich kosmetyków unikam i dlaczego. Być może to właśnie te produkty są przyczyną złego stanu skóry u Was?


Są produkty, po użyciu których zawsze na mojej skórze pojawiają się nowe niespodzianki. Pytanie po co ich używam, skoro rujnują moją skórę? Niestety, niektóre z nich są tak dobre, że czasem sięgam po nie z pełną premedytacją. Robię to rzadko, ale na większe okazje po prostu ryzykuję. Oto lista moich kultowych "zapychaczy". Sprawdźcie czy czasem nie są powodem Waszych problemów z cerą. 



BAZA POD PODKŁAD
Bazy, ach te bazy. Mam z nimi bardzo złe doświadczenia, bo nie dość, że wcale nie przedłużają trwałości mojego makijażu (a to jest ich głównym zadaniem), nie sprawiają, że skóra wygląda jakoś bardziej gładko czy nieskazitelnie (a wręcz przeciwnie - jest obciążona), to jeszcze za każdym razem, gdy użyję bazy na mojej skórze pojawiają się nowe niedoskonałości. I mam tu na myśli dosłownie wysyp zaskórników, których muszę pozbywać się przez kilka tygodni. Nie wiem co w tych bazach jest takiego, ale zawsze powodują pogorszenie stanu mojej skóry. Może to kwestia obecności silikonów w składzie? Trudno powiedzieć, bo silikony są też często w podkładach, które lubię, a nie robią mi żadnej krzywdy. Tak czy siak staram się unikać wszelkiego rodzaju baz, bo te, które dotychczas testowałam nie spełniają swojej roli, a ponad to rujnują moją cerę. 


FIXERY
Czyli tak zwane utrwalacze makijażu. Niektóre są w formie mgiełek i z tymi jeszcze pół biedy, bo nie robią mi żadnej krzywdy. Mimo to nie rozumiem fenomenu "scalania" nimi makijażu. Mój makijaż po użyciu takiej mgiełki nie jest jakoś specjalnie trwalszy i wcale nie wygląda bardziej olśniewająco. Mgiełki mgiełkami, ale są też tak zwane utrwalacze w aerozolu, których używa się na specjalne okazje, żeby makijaż wytrzymał cały dzień i noc. Swoją formą i nierzadko zapachem przypominają lakier do włosów. Zawsze, ale to zawsze po użyciu takiego fixera już kolejnego dnia na mojej skórze mam wielkie, bolące gule i mnóstwo zaskórników. Faktycznie przedłuża trwałość makijażu, ale fatalnie wpływa na stan mojej cery. Cóż, czasem używam fixera z pełną premedytacją, bo zależy mi na nieskazitelnym makijażu przez długi czas, ale wtedy muszę liczyć się z przykrymi konsekwencjami. Coś za coś. 



RÓŻE DO POLICZKÓW
Czerwony pigment obecny w każdym różu do policzków jest silnie komedogenny, a więc powoduje powstawanie niedoskonałości. Osoby z tak wrażliwą skórą jak moja powinny z niego zrezygnować w codziennym makijażu. Jeśli zauważyłyście, że na skórze w okolicach policzków pojawiają się skupiska zaskórników, to prawdopodobnie wina różu lub brązera, bo w brązerach też bywają czerwone pigmenty. 



STICKI DO KONTUROWANIA 
Sticki do konturowania czyli takie kremowe, grube kredki, dzięki którym można bardzo precyzyjnie wykonturować swoją twarz, a następnie to wszystko ładnie rozetrzeć np. gąbeczką. To właśnie one potrafią zrobić na mojej skórze totalne pobojowisko. Myślę, że to kwestia obecności w składzie parafiny, gliceryny, wosku pszczelego lub jeszcze czegoś innego. Niestety nie mogę używać takich ciężkich, kremowych i tłustych produktów, bo to zawsze kończy się u mnie tragicznie.


KOREKTORY W KREMIE 
Tak samo, jak w przypadku sticków - wszystkie korektory w słoiczkach, o gęstej, kremowej konsystencji zawsze powodują pogorszenie stanu mojej skóry. Na przykład taki korektor w słoiczku Catrice lub słynne kamuflaże z Kryolan - kryją fantastycznie, są trwałe i naprawdę "wymazują" pojedyncze niedoskonałości ze skóry. Niestety już podczas wieczornego demakijażu widzę, że pryszcz, na który nałożyłam taki korektor jest bardziej nabrzmiały, a wokół niego pojawiły się nowe "niespodzianki". Wniosek? Takie ciężkie korektory mają w składzie podobne rzeczy, jak sticki do konturowania czyli parafinę, glicerynę, woski, a czasem oleje, które wyjątkowo nie służą mojej cerze. 



Dziewczyny, czy też jesteście posiadaczkami wrażliwej skóry, która źle reaguje na konkretne produkty do makijażu? Jeśli tak, to na jakie? Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi. 


Obserwuj mnie na:
____________________________

PROTEINY W PIELĘGNACJI MOICH WŁOSÓW - CO I JAK | TOP 10 MASEK I ODŻYWEK Z PROTEINAMI W SKŁADZIE.

$
0
0
Proteiny mogą nam pomóc lub wręcz przeciwnie - bardzo zaszkodzić. Warto o tym wiedzieć, bo większość odżywek/masek w drogeriach ma w sobie proteiny. Zdarza się Wam, że po użyciu odżywki włosy są w jeszcze gorszej kondycji, niż przed? To może być wina przeproteinowania.  Oczywiście muszę podkreślić, że proteiny nie są złe i czasem potrafią uratować włosy już po pierwszym użyciu, ale trzeba ich używać z głową. W dzisiejszym wpisie wyjaśnię kiedy sięgać po produkty na bazie protein i polecę Wam kilka moich ulubionych. Liczę też na Wasze propozycje. Może stworzymy tu taką naszą bazę odżywek/masek proteinowych? 


Kiedyś nie miałam bladego pojęcia o tym co proteiny robią z włosami, a odżywek na ich bazie używałam w zasadzie po każdym myciu. Efekt? Włosy były sztywne, łamliwe, szorstkie, puszące się i suche. Myślałam, że takie już po prostu są i nic z tym nie zrobię. Dopiero wiele lat później dowiedziałam się co to jest PEH czyli równowaga proteinowo-emolientowo-humektantowa. Więcej o tym napisałam tutaj klik. To co prawda bardzo stary post, ale w miarę jasno opisałam tam o co właściwie chodzi. Jeśli to zrozumiecie, będzie Wam łatwiej dbać o włosy i przestaniecie dobierać odżywki/maski po reklamach w tv lub z polecenia koleżanki. 


KIEDY UŻYĆ MASKI/ODŻYWKI Z PROTEINAMI W SKŁADZIE? 

- gdy włosy są obciążone i trudno uzyskać efekt objętości
- są przyklapnięte u nasady
- strączkują się czyli rozdzielają na drobne pasemka (tak zwane strąki)
- szybko się przetłuszczają
- przestają reagować na stylizację (nie kręcą się)
- są zbyt "lejące" i śliskie w dotyku
- mimo, że nie zaobserwowałyście większego wypadania, to wydaje się ich jakby mniej


 
KIEDY UNIKAĆ MASEK/ODŻYWEK Z PROTEINAMI W SKŁADZIE?

- gdy włosy są suche
- szorstkie
- puszą się
- elektryzują
- nie mają połysku


PROTEINY W SKŁADACH
Jeśli szukacie odżywki z proteinami, to wypatrujcie tam takich nazw jak Oat Protein, Corn Protein, Keratin, Silk, Milk Protein, Corn Protein, Soy Protein, Colagen, Sericin. Często już w nazwie producent informuje nas, że jest to produkt z proteinami np. w przypadku Biovax Keratyna+Jedwab. Warto jednak sprawdzać skład, bo zdarzyło mi się już kilka razy, że w składzie nie było protein mimo, iż producent trąbił o tym w głównym miejscu na opakowaniu. 



JAK UŻYWAM PRODUKTÓW PROTEINOWYCH?
W zasadzie stosuję je tylko raz na 2 tygodnie, czasem nawet i rzadziej. Obserwuję swoje włosy i odczytuję ich potrzeby. Jeśli są zbyt suche i szorstkie - to przykładam się do olejowania i stosuję maski emolientowe. Jeśli zaczynają być mocno obciążone i strączkują się - sięgam po proteiny. Już po jednym użyciu widzę, jak moje włosy odzyskują równowagę i to naprawdę fajne, że mogę dzięki tak prostej wiedzy odczytać ich potrzeby. Później znów wracam do produktów emolientowych/humektantowych i tak kółko mojego włosomaniactwa się kręci :-) 



POLECANE PRODUKTY Z PROTEINAMI W SKŁADZIE

Trudno znaleźć na rynku odżywki czy maski typowo proteinowe. Większość z nich zawiera domieszki olejów, jednak są w dalszej części składu lub to jakieś śladowe ilości. Na powyższej grafice umieściłam swoich faworytów w tej kategorii, które z łatwością kupicie w drogeriach lub nawet supermarketach. Wszystkie dostępne są też w sklepach internetowych. 


1. Anwen, Proteinowa Orchidea
2. Yope, Mleko owsiane
3. Treseme, Keratin Smooth
4. Ziaja, Kozie Mleko
5. Cafe Mimi, Keratin Hair Mask
6. Nivea, Hair Milk
7. Kallos, Keratin
8. Mila, Latte Mask 
9. Bania Agafii, Maska do włosów jajeczna
10. Biovax, Keratyna+Jedwab 



Dziewczyny, byłoby fajnie, gdybyście w komentarzu wymieniły swoją ulubioną maskę lub odżywkę proteinową. Może powstanie tu taka mała baza, do której będziecie mogły sobie raz na jakiś czas wracać wybierając nowy produkt do wypróbowania?
 

Obserwuj mnie na:
____________________________




CZYM PACHNĘ JESIENIĄ? NAJLEPSZE PERFUMY NA JESIEŃ (W TYM ZASKAKUJĄCY ZAPACH Z POLSKIEJ SIECIÓWKI).

$
0
0
Jesienią przerzucam się na nieco cięższe zapachy. W ogóle jestem fanką mocnych, oleistych i otulających perfum, które są trwałe i ciągną się za mną tak zwanym "ogonem" oraz zostają długo na ubraniach. Lubię też, gdy zapach nie jest jednostajny i gdy ma kilka warstw, przez co potrafi się ciekawie rozwijać na skórze. Dziś mam dla Was moje prywatne zestawienie ulubionych perfum na jesień i jeśli uwielbiacie temat perfum, to będzie coś dla Was.


MICHAEL KORS SPARKLING BLUSH

Nie jestem pewna, czy ten zapach jest traktowany jako taki typowo na jesień (pewnie nie), ale ja lubię go właśnie o tej porze roku. Wszystko przez to, że jest po prostu mocny i latem może być lekko nieznośny dla otoczenia. To zapach wielopłaszczyznowy i dosyć ciekawie rozwija się na skórze. Początkowo jest słodki, później nieco ciężki i oleisty, a na końcu świeży, lekko kwaśny. Bardzo ciekawe połączenie, które na mnie utrzymuje się naprawdę długo. Mamy tu nutę różowego pieprzu, bargamotki, liczi, gruszki, róży, jaśminu, lilii, magnolii, plumerii, drzewa sandałowego, bursztynu, wetiwery i wanilii. Czyż to nie brzmi ciekawie? Na pewno nie jest to taki typowy "słodziak", co można w sumie wywnioskować po flakonie, który swoją drogą jest prześliczny.


LANCOME LA NUIT TRESOR A LA FOLIE

Jest kilka wariantów tego zapachu, ale to właśnie ten najbardziej przypadł mi do gustu. W tym pięknym flakoniku, który przypomina diament zamknięte są takie nuty jak róża z Damaszku, piwonia i jaśmin, ale niech Was nie zmyli to kwiatowe połączenie. Mamy tu jeszcze gruszkę, bergamotkę, czarną porzeczkę, wanilię, piżmo i ambrę. Jeśli miałabym jednym słowem podsumować ten zapach, to jest po prostu sexy. Ciężki, ale nienachalny, oleisty, przytulny, zmysłowy, tajemniczy. Taki na specjalną okazję, może nawet na randkę, szczególnie jesienią. 


MICHAEL KORS MIDNIGHT SHIMMER

Pomyślicie - znowu ten Kors, ale nic nie poradzę, że szczerze kocham te zapachy. Midnight Shimmer to mój największy hicior, o czym już wiele razy tu wspominałam. Ulubieniec od lat i wiele osób mnie z nim kojarzy. Niby jest tu taka niepozorna pigwa, do tego jaśmin, frezja, wanilia, drzewo bursztynowe, balsam peruwiański i mech, a zapach jest dla mnie bardzo wielowymiarowy i nieoczywisty. Idealny na wieczór. Na mnie utrzymuje się szalenie długo, zarówno na skórze jak i na ubraniach. To zapach z ogonem, a to naprawdę uwielbiam, więc jeśli szukacie czegoś intensywnego - polecam. 


MICHAEL KORS WONDERLUST

Zapach, który może nie każdemu przypadnie do gustu, ale wszyscy zgodnie mówią jedno - jest niesamowicie trwały. To chyba pierwsze spostrzeżenie, które sama miałam po pierwszych testach. W przypadku perfum Wonderlust również mamy kilka wariantów zapachowych, ale ta klasyczna jest w mojej opinii najbardziej intensywna i jesienna. Jest tu bergamotka, różowy pieprz, mleko migdałowe, goździk, heliotrop, styraks, drzewo sandałowe i kaszmirowe. Ogólnie zapach mogłabym określić jako bardzo elegancki, luksusowy, ciepły. Raczej dla nieco starszej kobiety :-) Używam go zawsze, gdy jestem ubrana elegancko, ponieważ do sportowego czy luźnego ubioru wręcz nie pasuje i kłóci się z tym wizerunkiem. Myślę, że to ten zapach, który dodaje siły, odwagi i klasy, więc jeśli szukacie czegoś takiego - polecam. 


RESERVED SOUTH JOURNEY

To zapach, który przykuł moja uwagę, gdy stałam w kolejce w Reserved i czekałam na skasowanie moich zakupów ubraniowych. Rzadko kupuję perfumy w sieciówkach z ciuchami, bo wiem, że mimo, iż są interesujące, to mało trwałe. Spryskałam tym zapachem nadgarstek, stwierdziłam, że jest naprawdę fajny i poszłam do domu, nie kupując go. Ku mojemu zdziwieniu był naprawdę mocno wyczuwalny przez kilka godzin i to nawet po umyciu rąk. Stwierdziłam, że muszę po niego wrócić i tak się stało. Nie kosztował dużo, a to jeden z tych zapachów, o który każdy mnie pyta i nie wierzą, że to z Reserved. Niestety nie podpowiem Wam co to za kompozycja zapachowa, bo w sieci nie ma żadnych informacji na ten temat, a teksturowe opakowanie wyrzuciłam. To zapach, który jest z tych nieco ostrzejszych i orzeźwiających. Ma w sobie męską nutę i może dlatego jest tak trwały. Kojarzę tę kompozycję z jakimś  popularnym, markowym zapachem, ale niestety nie mogę sobie przypomnieć z jakim. Może jest trochę w stylu CK IN2U? Jeśli zatem szukacie wody perfumowanej nie za miliony monet, z jesiennym akcentem, to koniecznie sprawdźcie ten zapach w Reserved. 


Jestem ciekawa czym jesienią pachną moje Czytelniczki? A może jesteście wierne jednemu zapachowi niezależnie od pory roku? Koniecznie napiszcie co to takiego :-) 


Obserwuj mnie na:
____________________________

10 RZECZY, KTÓRE POJAWIĄ SIĘ W MOJEJ GARDEROBIE TEJ JESIENI | TRENDY JESIEŃ/ZIMA 2019.

$
0
0
Z tymi trendami w modzie różnie bywa, ale tej jesieni przedstawiają się dla mnie wyjątkowo ciekawie. W końcu to, czego zawsze szukałam dostępne jest na wyciągnięcie ręki w każdej sieciówce. Uwielbiam skórę połączoną ze swetrami, albo przeźroczystymi tkaninami. Lubię też wysokie, szerokie kozaki, zamsz, berety, kuferkowe torebki, bufiaste rękawy, pepitkę i kratę - to wszystko będzie teraz wyjątkowo na topie. Jeśli jesteście ciekawe co trafi do mojej jesiennej garderoby (bądź już trafiło), to zapraszam do czytania dalej. 


Jednym z najciekawszych trendów tego sezonu są bufki w swetrach, koszulach i bluzkach. Sieciówki są pełne takich fasonów i naprawdę jest z czego wybierać. Ja zdecydowałam się na bluzkę ze Stradivariusa, która ma dosyć pokaźnej wielkości bufki. Początkowo nie mogłam się przekonać do tego fasonu, bo takie przeskalowane rękawy mogą wyglądać zabawnie, ale stwierdziłam, że chcę mieć w szafie coś tak dziwnego. Myślę, że taka bluzka będzie też świetnym wyborem na imprezę Halloween, bo jest w niej coś... upiornego :-) Przejdźmy teraz do pozostałych rzeczy, które pojawią (lub już się pojawiły) w mojej garderobie. 



1. CZARNY FUTRZAK
W prawdzie futrzaki były modne już w zeszłym sezonie, ale mam wrażenie, że dopiero teraz ten trend nabrał tempa. I tak w mojej szafie pojawił się już czarny, duży futrzak z Pull & Bear (dokładnie ten ze zdjęcia). Uwielbiam go, bo jest bardzo wygodny, miły w dotyku, ciepły i w zasadzie pasuje do wszystkiego. Szczególnie lubię go nosić w zestawieniu ze skórzanymi spódnicami i jakimś obcisłym, czarnym golfem. Jestem ogromną fanką czerni, więc jesienią i zimą czuję się jak ryba w wodzie! | futrzak Pull&Bear (klik)


2. SZEROKIE KOZAKI
Odkąd pamiętam zawsze szukałam w sklepach jak najbardziej obcisłych kozaków. Miałam problem, bo przy mojej wielkości stopy (rozmiar 39) cholewka zawsze była bardzo szeroka, a ja wyglądałam jak kot w butach. Na szczęście w tym sezonie taki efekt jest jak najbardziej pożądany. I ilekroć widzę jakąś dziewczynę w tego typu kozakach, to coraz bardziej przekonuję się do tego trendu. |kozaki Zara (klik)


3. SPÓDNICA ZE SZTUCZNEJ SKÓRY
Uwielbiam trend na skórzane spódnice i mam w swojej garderobie kilka modeli. W tym sezonie zdecyduję się na coś bardziej szalonego, a ten model ze zdjęcia jest totalnym hitem z Zary. Na Insta jest mnóstwo stylizacji z udziałem tej właśnie spódnicy i przyznam, że prezentuje się naprawdę świetnie. Widzę ją w połączeniu z klasycznym, obcisłym, czarnym golfem i zamszowymi botkami. | spódnica Zara (klik).


4. SZEROKI PASEK
W tym sezonie znów modne jest mocne podkreślanie talii i akurat ten trend również bardzo mi się podoba. Mam w szafie mnóstwo luźnych sukienek, tunik i swetrów, które, jak się okazało, wyglądają jeszcze lepiej, gdy założę do nich pasek. | szeroki pasek Mango (klik). 


5. SPODNIE ZE SZTUCZNEJ SKÓRY
Woskowane rurki lub spodnie z eko skóry to absolutny "must have" w mojej szafie na jesień/zimę. Nie wyobrażam sobie tej pory roku bez takich spodni, bo to coś, co bardzo szybko się stylizuje. Zakładam takie spodnie, do tego jakikolwiek luźny sweter czy białą koszulę, botki i gotowe. Taki skórzany dół dodaje każdej stylizacji pazura. | spodnie Stradivarius (klik).


6. CIĘŻKIE BOTKI
Jak ja lubię takie buty! Jeśli śledzicie mnie na Instagramie i oglądałyście moje Stories, to pewnie wiecie, że zamówiłam sobie klasyczne Martensy. Pytałam Was nawet czy je zostawić/oddać, bo nie byłam do końca przekonana. W ankiecie wzięło udział ponad 20 tysięcy osób i większość była za tym, żeby je odesłać. Miałyście rację - były dla mnie zbyt masywne. W sklepach jest aktualnie szeroki wybór tego typu obuwia i nawet w CCC można znaleźć coś ciekawego. Niektóre modele wyglądają "lżej" niż Martensy, a nadal mają rockowy charakter, który uwielbiam. | botki Zara (klik).


7. TOREBKA KUFEREK
Jeśli chodzi o torebki, to bardzo lubię takie, które trzymają kształt. Niezwykle podobają mi się wszelkiego rodzaju kuferki, bo są dosyć pojemne. Przykładem takiego kuferka jest torebka z Kazar, którą pokazywałam na moim Instagramie. Niedawno znów byłam w tym sklepie i ku mojemu zdziwieniu było tam mnóstwo kuferków i w zasadzie każdy mi się podobał. Jeśli chodzi o torebki, to jestem raczej wybredna, więc sama jestem zdziwiona, że tyle modeli wpadło mi w oko. W ogóle marka Kazar robi świetne jakościowo torebki i to aktualnie mój ulubiony sklep. | torebka Kazar (klik).


8. TWEEDOWA SPÓDNICA W KRATĘ
Krata i pepitka towarzyszą mi jesienią już od kilku lat. Cieszę się, że w tym sezonie jest jeszcze większy wybór spódniczek w takie wzory. Do tego lubię tweedowe ubrania, bo przyjemnie się noszą. Czarny, obcisły golf + taka spódniczka w kratę + kryjące, czarne rajstopy + botki = 100 % mój styl! Do tego futrzak nr 1 z dzisiejszego zestawienia i jestem gotowa do wyjścia. | spódniczka Mango (klik).


9. BLUZKA Z BUFIASTYMI RĘKAWAMI
Bufiaste rękawy to wiodący trend tego sezonu. Długo nie mogłam przekonać się do takich bluzek, bo rękawy wydawały mi się przesadnie napompowane, ale o to właśnie chodzi. Planuję jeszcze kupno innego modelu, tym razem bez wzorków i spory wybór jest w Stradivarius. | bluzki Stradivarius (klik).


10. BERET
Kto lubi berety? W sklepach zaczęły pojawiać się już w zeszłym sezonie, ale teraz to dopiero jest duży wybór. W praktycznie każdej sieciówce znajdziemy klasyczny beret w różnych kolorach, we wzory, z haftami, koralikami czy perłami. Ja dopiero niedawno zaczęłam się przekonywać do tego typu nakrycia głowy i dobrze, bo wygląda bardzo stylowo. | beret Stradivarius (klik).


 Jakie są Wasze ulubione trendy tego sezonu? Napiszcie konieczne co wpadnie do Waszej jesiennej garderoby!


Obserwuj mnie na:
____________________________

TOP 13 FILMÓW NA JESIENNO-ZIMOWE WIECZORY.

$
0
0
Jesień w pełni i podejrzewam, że dzisiejsza deszczowa niedziela w większości polskich domów wygląda podobnie. Kubek gorącej herbaty, coś dobrego do jedzenia, koc, wygodne łóżko i jakiś fajny film z przytulnym klimatem, to jeden z moich ulubionych przepisów na miły, jesienny wieczór. W dalszej części dzisiejszego wpisu poznacie listę moich ulubionych filmów, do których o tej porze roku wracam z niezwykłą przyjemnością. Będą to typowe klasyki, które nigdy mi się nie znudzą. Jestem ciekawa czy też je znacie!


Oto moja prywatna lista filmów do których od lat lubię wracać w jesienno-zimowe wieczory. Nie będą to jeszcze takie typowe, świąteczne klimaty, ale już bardzo blisko. Niektóre z nich oglądałam chyba kilkanaście razy i zawsze tak samo mnie bawią, wzruszają i relaksują. To typowe klasyki i raczej nie znajdziecie tu żadnych nowości. Niestety mimo moich usilnych prób i wielu podejść do najnowszych "produkcji" filmowych, nie mogę się do żadnej z nich przekonać. Jeśli znacie coś nowego, co nadaje się na jesienny wieczór, to czekam na Wasze rekomendacje. 


"PRETTY WOMAN"
Jeśli jeszcze nie znacie tej uroczej historii miłosnej z amerykańską prostytutką i milionerem w roli głównej, to koniecznie musice nadrobić zaległości. Film z kategorii lekkich i przyjemnych, nawet lekko zabawnych i z pewnością nadaje się na długi, jesienny wieczór.




"HOKUS-POKUS"
Te trzy czarownice są już tak kultowe, że stały się praktycznie symbolem Halloween. To historia trzech czarownic z Salem, które zostają skazane na śmierć. Przed wykonaniem wyroku rzucają zaklęcie pozwalające im powrócić do świata żywych. I wtedy zaczyna się zabawa. Polecam, jeśli lubicie klimaty magii z dużą dawką czarnego humoru. 




"DZIENNIK BRIDGET JONES" (wszystkie trzy części!)
Do perypetii Bridget wracam od wielu, wielu lat i za każdym razem bawią mnie tak samo mocno. Ostatnio znów oglądałam trzecią część i mimo, że to już nie ten klimat, to i tak bardzo mi się podobała. Znam osoby, które jeszcze nigdy nie oglądały serii z Bridget Jones i zawsze jestem w niemałym szoku z tego powodu.




"MASZ WIADOMOŚĆ"
Dwoje nieznanych sobie ludzi pracuje w tej samej branży. On jest właścicielem ogromnej sieci księgarń, ona zaś prowadzi niewielki lokal, gdzie sprzedaje się książki dla dzieci. Zgodnie z zasadą konkurencji są wrogami, ale któregoś dnia nawiązują przypadkowy kontakt przez internet i tak rodzi się wzajemna sympatia. Jak się pewnie domyślacie to komedia romantyczna, więc jeśli lubicie tego typu historie - polecam. 




"ZAPACH KOBIETY"
Al Pacino to mój absolutnie ulubiony aktor wszech czasów (rola w trylogii "Ojca Chrzestnego" to mistrzostwo!). Tym razem wcielił się w rolę niewidomego, emerytowanego pułkownika, który  staje się najlepszym nauczycielem życia dla nieśmiałego studenta. Film ma taką niezwykłą magię w sobie i uwielbiam do niego wracać. 




"THE HOLIDAY"
Najlepszy film na jesienno-zimowe wieczory to właśnie "The Holiday". Co prawda mamy tu już bardziej zimowe, niż jesienne klimaty, ale nic nie szkodzi. Zaczynam go wałkować już od jesieni! Historia przedstawia się następująco. Dwie nieznające się kobiety, aby uciec od problemów, postanawiają na święta zamienić się domami. Iris przeprowadza się do słonecznego Los Angeles, a Amanda wyjeżdża na zaśnieżoną angielską wieś. 




"SZKOŁA STEWARDES"
Miły, lekki i zabawny film, w którym gra piękna Gwyneth Paltrow. Wciera się w rolę dziewczyny z małego miasta, która postanawia spełnić swoje marzenia o zostaniu stewardessą. Po drodze zalicza kilka wpadek i zabawnych sytuacji, a także spotyka swoją miłość. Bardzo przyjemny film na jesienny wieczór. 




"ZE ŚMIERCIĄ JEJ DO TWARZY"
Jeśli lubicie czarny humor, to coś dla Was. Madaline Ashton jest aktorką, której przybywa więcej zmarszczek niż dobrych ról filmowych. Helen Sharp to dawna przyjaciółka, która straciła wszystkich narzeczonych na jej rzecz. Niepowodzenia w miłości Helen rekonpensuje sobie obżarstwem, w krótkim czasie podwajając swoją wagę. Ernest - mąż Madeline, wzięty chirurg plastyczny, spędza noce przy drinku - przeklinając chwilę, w której poznał swoją żonę. Tu wkracza czarodziejka, która z pomocą niezwykłego specyfiku zmienia ich życie i śmierć na zawsze. Jest tu trochę magii, trochę komedii i przede wszystkim spora dawka czarnego humoru. 




"ALFIE"
Jude Law w roli głównej. Jego bohater czyli Alfie to mężczyzna, który każdy wieczór i noc spędza w towarzystwie innej kobiety. Wkrótce stawia czoła konsekwencjom życiowych decyzji. Myślę, że to film, który każdy facet powinien sobie obejrzeć. Zresztą tak samo, jak "Fatalne zauroczenie" :-D





"DZIEWCZYNA MOJEGO KUMPLA"
Tank to facet bez żadnych skrupułów. Jego sposobem na życie jest umawianie się na koszmarne randki z dziewczynami swoich kumpli,  aby spowodować ich powrót w ramiona byłych chłopaków. Wszystko idzie świetnie do czasu, gdy poznaje Alexis (w tej roli Kate Hudson).





"PLAN B"
Komedia romantyczna z Jennifer Lopez. Marząca o dziecku singielka decyduje się na sztuczne zapłodnienie . Życie jest jednak na tyle przewrotne, że w tym samym czasie spotyka mężczyznę swojego życia. Film ma swoich zwolenników i przeciwników, ale ja go uwielbiam, bo jest niezwykle lekki i poprawiający humor. 





"CZAROWNICE Z EASTWICK"
I znów  trochę magicznych klimatów. Alex (Cher), Jane (Susan Sarandon) i Sukie (Michelle Pfeiffer) to kobiety z Nowej Anglii pozostawione przez mężów. Każda z nich pragnie spotkać mężczyznę, który zaspokoiłby ich zachcianki. Nowy mieszkaniec miasteczka okazuje się idealnie pasować do ich wyobrażeń. Wkrótce kobiety odkrywają w sobie wielkie moce.




"PROJEKTANTKA"
Kolejny film z kategorii czarnego humoru. Po latach zdobywania doświadczenia w najlepszych paryskich domach mody Tilly Dunnage (Kate Winslet) powraca do rodzinnego miasteczka w Australii, z którego jako dziecko uciekła oskarżona o morderstwo. Chce pogodzić się ze swoją schorowaną, ekscentryczna matką (Judy Davis) i wyjaśnić wydarzenia z przeszłości. Przy okazji, uzbrojona w maszynę do szycia, wytacza prywatną wojnę złym gustom i brakowi elegancji. 



A co Wy lubicie oglądać w jesienno-zimowe wieczory? Napiszcie swoje ulubione tytuły! 

Obserwuj mnie na:
____________________________



DLACZEGO OLEJOWANIE WŁOSÓW U CIEBIE NIE DZIAŁA (ALBO EFEKTY SĄ MARNE)? 7 GŁÓWNYCH POWODÓW. ZMIEŃ TO, A ZOBACZYSZ RÓŻNICĘ!

$
0
0
Zdarza się, że czytam komentarze typu: "olejowanie się u mnie nie sprawdziło", albo "olejowanie nie działa". Ciężko mi to pojąć, bo w mojej opinii olejowanie jest najlepszym co można dla swoich włosów uczynić. Oczywiście pod kilkoma warunkami. Dziś napiszę Wam o siedmiu głównych powodach, przez które olej nie poprawia kondycji Waszych włosów, a czasem może ją nawet pogorszyć...



POWÓD 1
Włosy są ekstremalnie przesuszone (szczególnie w przypadku włosów porowatych). Zauważyłam, że niektóre osoby błędnie postrzegają działanie oleju. Ma on za zadanie przede wszystkim zatrzymać nawilżenie we włosie. A co, jeśli nie ma czego zatrzymać, bo włosy są po prostu totalnie przesuszone? Z pomocą przychodzi olejowanie na podkład czyli np. na żel aloesowy. To tak zwany humektant, który zwiąże wodę we włosie, natomiast olej będzie barierą, która to nawilżenie zatrzyma. Żel aloesowy + olej to wspaniały duet, jeśli jesteście posiadaczkami bardzo zniszczonych i suchych włosów. I jeśli samo olejowanie (bez żelu) u Was nie działa, to koniecznie spróbujcie podkładu z żelu aloesowego. Ja robię to po prostu tak, że na suche, nieumyte włosy nakładam trochę żelu, rozczesuję grzebieniem i dopiero wówczas nanoszę olej i znów rozczesuję grzebieniem. Zaplatam włosy w warkocz i idę spać, a rano zmywam. Często pytacie, czy zawsze jest konieczność olejowania podkład z żelu. Nie i niektóre włosy źle reagują na aloes tj. puszą się i elektryzują, więc musicie same zobaczyć jak to będzie u Was. Niestety - włosomaniactwo to ciągłe eksperymenty, ale gdy znajdziemy swoje ulubione sposoby, to później jest już bardzo łatwo odpowiednio dbać o włosy. 


POWÓD 2
Kolejnym powodem może być to, że nie wczesujecie oleju we włosy. Nawet, gdy nałożycie olej na rozczesane już włosy, to i tak będzie za mało i olej nie dostanie się do każdego włosa, na całej jego długości. Dlatego tak ważne jest wczesanie oleju po jego nałożeniu. Ja robię to grzebieniem o szerokim rozstawie zębów przez około 3-4 minuty i dopiero wtedy zaplatam włosy w warkocz. 


POWÓD 3
Problemem, przez który olejowanie nie działa tak, jak powinno może być też zbyt duża ilość produktów do stylizacji, które mamy na włosach i olej po prostu nie jest w stanie przebić się przez taką "skorupę". Wiele dziewczyn obawia się silikonów w produktach, natomiast z nimi oleje będą w stanie sobie poradzić. Najgorsze są różne żele do stylizacji i lakiery, które dosłownie oblepiają włos i tworzą sztywną barierę, której olej nie jest w stanie rozpuścić oraz dotrzeć do włosa. Jakimś rozwiązaniem może być dokładne wyszczotkowanie włosów gęstą szczotką, ponieważ wówczas tego typu produkty można nieco wyczesać, ale najlepiej jednak, gdy olejowanie przeprowadzimy na niczym nie pokrytych włosach. 


POWÓD 4
Olej jest zepsuty. To być może jest dla niektórych z Was oczywiste, że przeterminowany olej nie działa, a nawet może zaszkodzić, ale chcę uczulić na jedną rzecz. Oleje po otwarciu bardzo szybko zmieniają swoje właściwości. Warto je wąchać po każdorazowym odkręceniu buteleczki i jeśli mają dziwny, chemiczny zapach, to lepiej wyrzucić je do kosza. Olej powinien być bezzapachowy lub pachnieć bardzo łagodnie (są wyjątki np. olej musztardowy, ale to i tak jest organiczny zapach). Te, które pachną chemią już od nowości lub ich zapach zmienił się w trakcie używania zawsze wyrzucamy.


POWÓD 5
Brak systematyczności w olejowaniu to również jest poważny problem. Wiem, że wiele z Was ma takie pojedyncze "zrywy" w dbaniu o włosy. Rozumiem to, bo ja mam podobnie z siłownią i zdrowym jedzeniem. Musimy mieć jednak świadomość, że kiedy dbamy o włosy czy ciało tylko od czasu do czasu, to nie ma sensu liczyć na jakieś spektakularne zmiany. Owszem, zawsze lepiej jest robić coś, niż nic, ale nie oczekujmy też cudów. Ja na szczęście w przypadku olejowania jestem bardzo systematyczna i robię to dzień przed każdym myciem (na noc). I nie ma zmiłuj :-)


POWÓD 6
Źle dobrany olej. Jak już pewnie wiecie - nie do końca jestem zwolenniczką dobierania oleju do porowatości włosów. Tak, to może być jakaś wskazówka dla początkujących włosomaniaczek, ale jednak moja praktyka pokazuje, że czasem oleje nie przeznaczone do naszego typu włosów działają najlepiej. Przez takie sztywne trzymanie się jakiegoś schematu możemy nie dać szansy olejowi, który naprawdę odmieni nasze włosy. Dlatego jeszcze raz podkreślam, że włosomaniactwo to ciągłe próby i eksperymenty. Moja rada jest taka - dajcie czas danemu olejowi i niech to będzie np. 2 miesiące systematycznego używania. Jeśli wówczas nie zauważycie większych efektów (nawet w połączeniu  z żelem aloesowym), to czas na zmianę oleju.


POWÓD 7
Ostatnim powodem, przez który olejowanie Waszych włosów nie przynosi najlepszych efektów jest to, że wybieracie olej rafinowany. Sama zwykle takich używam, ale kiedy zaczynałam swoją przygodę z olejowaniem, to bardzo zwracałam uwagę, żeby były nierafinowane. Oczywiście - są droższe i mniej dostępne w zwykłych sklepach, ale być może Wasze włosy są bardziej wymagające i potrzebują oleju o lepszych właściwościach. Rafinacja zawsze zmienia jakość oleju na gorsze, bo wykorzystywana jest tam wysoka temperatura, która zabija cenne składniki. Na opakowaniu oleju powinno być napisane jakiego rodzaju jest to olej. Nierafinowany czyli pozyskiwany w procesach mechanicznych takich jak tłoczenie, sedymentacja, filtracja, wirowanie, z wykluczeniem wysokiej temperatury. Stąd często na olejach nierafinowanych jest dopisek "tłoczony na zimno".


Lubicie temat pielęgnacji włosów, ale czujecie się jeszcze troszkę zagubione?  To zapraszam do obserwowania mojego konta na Insta, gdzie raz w tygodniu rozpiszę swoją dokładną pielęgnację krok po kroku, dla jeszcze większego rozjaśnienia tematu. Dokładnie tak, jak tutaj klik. 


Obserwuj mnie na:
____________________________

3 POMYSŁY NA ŚNIADANIA BIAŁKOWO-TŁUSZCZOWE, DZIĘKI KTÓRYM SCHUDŁAM I MAM LEPSZE SAMOPOCZUCIE. SPRAWDŹ DLACZEGO!

$
0
0
W większości polskich domów co rano jada się zwykle owsiankę, naleśniki, kanapki lub jajecznicę ze świeżą bułeczką. U mnie też tak było, dopóki nie zorientowałam się, że tego typu śniadania mi zupełnie nie służą. Co rano po zjedzeniu takiego posiłku zaliczałam ogromny spadek energii i najchętniej wróciłabym z powrotem do łóżka. Poranne osłabienie, senność, drażliwość, zwiększona ochota na słodycze, trudności ze schudnięciem, szybkie odczuwanie głodu po śniadaniu - znacie to? Jeśli tak, to powinnyście spróbować śniadań BT i dziś mam dla Was na nie 3 pomysły.


Moim absolutnie ulubionym śniadaniem była owsianka na słodko z różnymi dodatkami. To bardzo szybkie w przygotowaniu i smaczne danie, które serwowałam sobie każdego ranka. Niestety za każdym razem po spożyciu takiego śniadania miałam totalny zjazd energii i zamiast być gotowa do działania, to najchętniej wróciłabym do łóżka. Zaczęłam zagłębiać się w temat i tak trafiłam na śniadania białkowo-tłuszczowe, które jak się okazało - są dla mnie wprost idealne. Po zjedzeniu takiego śniadania nie czuję się ociężała, a wręcz mam mnóstwo energii, aby zacząć dzień. Mało tego, po jakimś czasie zauważyłam, że oporny tłuszcz na moim brzuchu zniknął, z czym od zawsze miałam duży problem. Prócz śniadań w mojej diecie nic się nie zmieniło, trenowałam jak zawsze, a więc te wszystkie korzyści muszą wynikać ze zmiany porannego menu.


CZYM SĄ ŚNIADANIA BIAŁKOWO-TŁUSZCZOWE I DLACZEGO CZUJĘ SIĘ PO NICH LEPIEJ? 
To posiłki bez węglowodanów w roli głównej. Odpadają zatem wszelkiego rodzaju kanapki, placuszki, płatki na mleku, owsianka, jaglanka czy naleśniki. Śniadania białkowo-tłuszczowe przeczą zatem teorii, że pierwszy posiłek powinien być bogaty w węglowodany, bo to one dają najwięcej energii. Owszem, dają, ale nie wszyscy reagują na nie w ten sam sposób. Osoby, które mają problemy z gospodarką węglowodanową będą się czuć po takich śniadaniach fatalnie. Wiecie dlaczego kiedyś nie jadłam śniadań w ogóle? Właśnie dlatego, że miałam po nich energetycznego doła. Nie wiedziałam, że wystarczyło po prostu wyeliminować z nich węglowodany, bo to one mnie "zamulały". 

W dużym skrócie: śniadanie z węglowodanami powoduje gwałtowny wzrost insuliny we krwi, a następnie jej równie gwałtowny spadek, co u osób z zaburzoną gospodarką węglowodanową skutkuje zmęczeniem, ospałością, znużeniem i brakiem chęci do robienia czegokolwiek. Ja tak dokładnie miałam. W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie wykluczenie źródła węglowodanów ze śniadania i zjedzenie pierwszego posiłku złożonego z białek i tłuszczów. Oczywiście węglowodany są obecne w mojej diecie, ale jem je zazwyczaj na obiad lub na kolację (kolejny plus - lepiej mi się wtedy zasypia). 


KILKA KILOGRAMÓW W DÓŁ
Kolejnym plusem, wynikającym ze śniadań BT jest to, że udało mi się w końcu pozbyć uciążliwego tłuszczyku z brzucha! Zawsze mnie to zastanawiało - ćwiczę i ogólnie dużo się ruszam, jem zdrowo, liczę makroskładniki, a opona na brzuchu jak była, tak jest. Wkurzało mnie to. Od kiedy przerzuciłam się na śniadania białkowo-tłuszczowe, to tego tłuszczu jest tam coraz mniej. I to do tego stopnia, że w końcu widać moje mięśnie, co kiedyś było dla mnie nie do osiągnięcia. Przeglądając różne strony w sieci dowiedziałam się, że wyeliminowanie węgli z porannego posiłku faktycznie przekłada się na spadek wagi i jest to naukowo udowodnione u osób z zaburzoną gospodarką węglowodanową. 


CZY WSZYSCY POWINNI JEŚĆ TERAZ ŚNIADANIA BIAŁKOWO-TŁUSZCZOWE?
Absolutnie nie i jeśli po klasycznym śniadaniu np. owsiance czy kanapkach czujecie się pełne energii, to pozostańcie przy tej formie. Śniadania białkowo-tłuszczowe są polecane przede wszystkim osobom mającym problemy ze spadkami energii po zjedzeniu posiłku, po którym szybko stają się głodne. Takie śniadania są też dobre dla tych osób, które mają problemy ze snem i wybudzaniem się, odchudzaniem oraz dla trenujących po południu/wieczorem. 


TRZY POMYSŁY NA ŚNIADANIA BIAŁKOWO-TŁUSZCZOWE
Mam dziś dla Was trzy szybkie i proste przepisy na takie śniadania. W sieci można ich znaleźć całe mnóstwo i niekoniecznie muszą zawierać jajka. Ja akurat bardzo je lubię, więc zazwyczaj to one występują w roli głównej każdego ranka. 


SZAKSZUKA
Na patelnię wlewam łyżkę oliwy z oliwek, następnie dodaję trochę czerwonej papryki pokrojonej w kostkę, pomidory z puszki oraz fasolkę. Na wierzch wbijam jedno jajko i smażę do ścięcia się białka pod przykryciem około 2-3 minuty. Dodaję pieprz i sól, posypuję jakąś zieleniną i gotowe!


ŁOSOŚ WĘDZONY Z WARZYWAMI
Mega szybkie w przygotowaniu śniadanie. Łososia wędzonego na gorąco kupuje w Lidlu i serwuję go z różnymi sałatami oraz warzywkami w zależności od tego co mam w lodówce. Akurat tutaj nie miałam zbyt wiele, więc sałatka jest dosyć biedna, ale zawsze to jakaś mała porcja witamin o poranku. Dla smaku posypuję wszystko prażonymi na patelni ziarnami słonecznika.


MUFFINY JAJECZNE
Do miseczki wbijam dwa duże jajka, roztrzepuję je, dodaję pieprz oraz zioła. Do tego wrzucam garść szpinaku, trochę sera feta, pokrojoną w kostkę paprykę, cukinię oraz przeciśnięty przez praskę czosnek. Wszystko dokładnie mieszam oraz przekładam do silikonowych foremek (może być też foremka szklana posmarowana tłuszczem). Rozgrzewam piekarnik do 180 stopni i piekę 20 minut). Na koniec posypuję szczypiorkiem.  To danie można sobie przygotować dzień wcześniej i rano odgrzać na śniadanko :-)


I to tyle, jeśli chodzi o dzisiejszy wpis. Przepisów jest całe mnóstwo i można sobie kombinować w zależności upodobań. Dajcie znać jak to jest u Was i czy też miewacie problem ze spadkami energii po klasycznym śniadaniu. Jeśli tak, to mam nadzieję, że udało mi się Wam podpowiedzieć co można z tym zrobić. 


Obserwuj mnie na:
____________________________

4XNIE CZYLI HITY MAKIJAŻYSTEK, KTÓRE DLA MNIE SĄ BUBLAMI.

$
0
0
Dziś zapraszam Was w mój smutny świat kosmetycznych bubli. Tego typu wpisy pojawiają się na moim blogu dosyć rzadko, ale wiedzcie, że jeśli już wypowiadam się na temat jakiegoś produktu źle, to naprawdę musi być z nim coś nie tak. Co najciekawsze - wszystkie te produkty są hitami znanych makijażystek, a u mnie okazały się totalną katastrofą. Cóż, bywa i tak. Oto cztery makijażowe rozczarowania, które przysporzyły mi trochę problemów, ale o tym w dalszej części dzisiejszego wpisu. 


Fenty Beauty czyli marka lansowana przez Rihannę jakiś czas temu była silnie promowana przez wielu polskich twórców internetowych. Ja również uległam chwilowej modzie na Fenty i kupiłam sobie pomadkę w płynie Stunna Lip Paint Longwear Fluid Lip w kolorze Uncuffed. Odcień? Zdecydowanie w moim guście, bo to połączenie brązu, różu, fioletu. Pierwsze wrażenie po jej użyciu było świetne, bo pomadka jest lekka i niewyczuwalna na ustach. Niestety jej trwałość pozostawia wiele do życzenia i osobiście uważam, że to porażka jak na produkt za ponad 100 zł, który dodatkowo w nazwie ma "longwear". To w zasadzie jedyna pomadka w mojej kolekcji, która jest tak mało trwała, bo wystarczy jedno dotknięcie ust, a już pojawia się na nich luka w kolorze. Produkt też nieestetycznie rozlewa się poza kontur, gdy nie użyję kredki. Jeśli taka pomadka kosztowałaby 10 zł, to mogłabym ewentualnie przymknąć na to oko, bo faktycznie jej odcień jest bardzo ładny, nie wysusza ust i jest komfortowa w noszeniu. Niestety za taką cenę moje oczekiwania są dużo większe. Sorry Rihanna! 


Korektor, który zyskał już miano hitu i okej - zgadzam się z tym, że naprawdę świetnie kryje. L'oreal Infaillible More Than Concealer jest chyba jedynym, drogeryjnym korektorem, który ma taki stopień krycia. Niestety pod moim okiem wygląda jak skorupa. Początkowo myślałam, że to może kwestia kremu pod oczy lub pudru fixującego, ale nie. Z każdym produktem, a nawet solo wygląda pod moimi oczami tak samo czyli sucho i ogólnie jest tam bardzo widoczny. Daje fenomenalne krycie, ale co z tego, jak z tym korektorem wyglądam o 10 lat starzej. Ponad to zauważyłam, że po całym dniu noszenia tego korektora skóra pod oczami jest ekstremalnie przesuszona i ciężko mi ją później doprowadzić do porządku. Zużyję go na jakieś przebarwienia czy inne niedoskonałości, ale tam również potrafi zrobić ciasto, więc muszę używać naprawdę ekstremalnie małych ilości. Dobrze, że kupiłam go na tych obniżkach w Rossmannie o połowę taniej, bo inaczej smuteczek byłby  o wiele większy.


Matowe pomadki Huda Beauty Liquid Matte również są internetowym hiciorem, więc musiałam je wypróbować. Dorwałam w perfumerii Sephora cały zestaw zamknięty w usteczkowym opakowaniu czyli pomadkę, konturówkę i błyszczyk (taki metaliczny - również porażka na całej linii). Tak wysuszającej, skorupiastej i usztywniającej usta pomadki nigdy jeszcze nie miałam, także brawo dla Hudy! Kolor jest cudowny, bo tak, jak w przypadku pomadki Fenty jest to brudny róż, ale na tym plusy się kończą. Reszta tego zestawu czyli konturówka i błyszczyk są równie kiepskie. Ogólnie najfajniejsze jest opakowanie, które czasem wykorzystuję do zdjęć. 


I na koniec totalne rozczarowanie i naprawdę podwójny smuteczek, bo uwielbiam ten produkt za to jak wygląda na skórze. Niestety powoduje u mnie powstawanie niedoskonałości czyli krótko mówiąc okropnie zapycha moją skórę. Mowa o Bourjois Healthy Mix BB Cream, którym zachwyciłam się już w okresie letnim. Wygląda na skórze bardzo zdrowo i sprawia, że twarz ma taki promienisty blask. Poza tym jak na tak lekki produkty całkiem przyzwoicie kryje. Zapach również bardzo mi się podoba. Miałam do tego produktu 4 podejścia i za każdym razem było dokładnie to samo czyli wysyp bolących pryszczy i mnóstwa zaskórników w okolicach czoła oraz żuchwy. Używałam go prawie całe lato i... prawie całe lato miałam problemy z cerą, zrzucając winę na pogodę i na inne rzeczy. Podchodziłam do niego aż cztery razy, bo miałam nadzieję, że być może przyczyną pogorszenia stanu cery było coś innego, ale teraz już ewidentnie wiem, że to on był winowajcą.  Szkoda, naprawdę wielka szkoda :-( Może znacie coś podobnego, o takim samym wykończeniu, co warto sprawdzić? 



A CO U WAS SIĘ OSTATNIO NIE SPRAWDZIŁO? 
Koniecznie obserwujcie mnie na Instagramie (i Stories), bo będzie się dużo działo.


_____________________________

NAJLEPSZE KRYJĄCE PODKŁADY | MÓJ AKTUALNY TOP 3.

$
0
0
Czas na kilka słów o moich ulubionych podkładach, do których ostatnio najchętniej wracam. Napiszę Wam z jakimi skórnymi problemami aktualnie się borykam i czego na ten moment oczekuję od podkładu. Oto mój TOP 3 podkładów na jesień i zimę.


Jesień to dla mnie czas na złuszczanie skóry kwasami i inne tego typu zabiegi, po których skóra nie wygląda najlepiej. Ciągle się łuszczy, a więc odstające skórki są dla mnie na porządku dziennym. Poza tym kuracji kwasami towarzyszą  przejściowe "wysypy" niedoskonałości, które u mnie zostawiają przebarwienia, więc od podkładu oczekuję przede wszystkim dużego krycia. W moim dzisiejszym zestawieniu nie zobaczycie więc żadnych "lekkich" podkładzików, bo aktualnie moja skóra tego po prostu wymaga. 


GOLDEN ROSE TOTAL COVER | Odcień 03 Almond 
To bardzo gęsty i naprawdę mocno kryjący podkład, z którym aktualnie moja skóra dogaduje się fenomenalnie. Uwielbiam w nim to, że potrzebuję naprawdę niewielkiej ilości, aby uzyskać pełne krycie.  To ważne, bo zazwyczaj im więcej podkładu użyjemy, tym większe ryzyko efektu ciastka na skórze.  W przypadku tego podkładu nie trzeba nakładać dużo, żeby wyrównać koloryt i o to chodzi! Ponad to dobrze wygląda na skórze tj. nie podkreśla suchych skórek, wygładza optycznie pory i nie czuję po nim ściągnięcia czy jakiegokolwiek dyskomfortu. Odcień Almond jest po żółtej stronie i jest dosyć opalony, ale ja aktualnie używam samoopalacza, więc dobrze się zgrywa z resztą ciała.


ESTEE LAUDER DOUBLE WEAR | Odcień Sand
Klasyka gatunku, jeśli chodzi o mocno kryjące podkłady. Wróciłam do niego po dosyć długiej przerwie, ale wcześniej nie potrzebowałam aż tak dużego krycia, więc go odstawiłam na jakiś czas. Jego atuty to duży poziom krycia i niesamowita trwałość, bo ten podkład dosłownie zastyga na skórze. Jest więc idealny na jakieś większe wyjścia - nie ściera się i dobrze wygląda na zdjęciach. Klucz to używanie małej ilości oraz odpowiedni krem jako baza, bo inaczej uczucie ściągnięcia skóry może być nieco dokuczliwe.


Double Wear-a lubię mieszać z bardzo leciutkim podkładem Delia Lumi&Healthy, który solo jest dla mnie zbyt rozświetlający i za mało kryjący. Kiedy jednak dodam go do takich ciężkich podkładów jak właśnie Estee Lauder czy Golden Rose, to na skórze pojawia się taki bardzo przyjemny efekt glow jak po kremie BB z Bourjois, a krycie pozostaje nadal na wysokim poziomie. Lubię tak ulepszać sobie podkłady. 




FENTY PRO FILTR | Odcień 190
Wybaczcie, że nie pokażę Wam tu zdjęcia tego podkładu zrobionego przeze mnie, ale zostawiłam moją buteleczkę u rodziców i szczerze, to już nie mogę się doczekać kiedy po nią wrócę. To aktualnie mój ulubiony podkład, który jest naprawdę blisko mojego podkładowego ideału. Po pierwsze dobrze kryje. Nie jest to tak mocne krycie przy jednej warstwie, jak w przypadku dwóch wcześniej omawianych podkładów, ale Fenty ma też lżejszą formułę, która prezentuje się na skórze o wiele bardziej naturalnie.  Kiedy pierwszy raz zobaczyłam go na Insta Rihanny, to pomyślałam, że musi być strasznie ciężki jak szpachla, ale nic bardziej mylnego. Jest wręcz "cienki" w swojej konsystencji i to chyba dlatego tak ładnie wygląda na buzi. Nie jest całkowicie matowy - pozostawia lekko satynowe wykończenie. Nie podkreśla suchych skórek, nie wysusza, ładnie "wypełnia" pory i optycznie je wygładza. Nie zapchał mnie, a tego w sumie najbardziej się obawiałam, bo opinie o nim są dosyć skrajne. Jeśli jesteście posiadaczkami cery mieszanej, z niedoskonałościami do przykrycia i każdy podkład wcześniej był dla Was zbyt ciężki, to może warto wypróbować własnie ten. Zbliżający się Black Friday może być ku temu dobrą okazją. Sama planuję kupić kolejną buteleczkę. 



I tak prezentuje się mój aktualny TOP 3, jeśli chodzi o podkłady. Używam ich na zmianę i jeśli borykacie się aktualnie z podobnymi problemami, to może któryś z moich ulubieńców się Wam sprawdzi. 


_____________________________

ZIOŁA NA URODĘ I ODPORNOŚĆ - JAKIE ZIOŁOWE NAPARY PIJĘ CODZIENNIE?

$
0
0
Jesień to sezon na herbaty i różnego rodzaju gorące mikstury w naszych ulubionych kubkach, które towarzyszą nam podczas długich, jesiennych wieczorów. Ja zamiast słodkich herbat czy kolejnej kawy wybieram ziołowe napary. Są prawdziwym bogactwem wszelakich witamin potrzebnych naszym włosom, skórze i paznokciom. Poza tym wiele z nich podnosi odporność, ma działanie przeciwwirusowe i antybakteryjne, a także wspomaga odchudzanie. Sezon sprzyja gorącym napojom, więc jeśli jeszcze nie pijecie ziół, to może warto zacząć? Dziś polecę Wam moje trzy ulubione napary.


WAŻNE
Na początek chciałabym zaznaczyć, że wszystkie zioła, jak również te, o których dzisiaj napiszę, mogą wchodzić w interakcję z lekami. Jeśli zatem chorujecie na coś i przyjmujecie leki, to warto skonsultować się z lekarzem zanim zaczniecie popijać ziołowe napary. Ziołolecznictwo to tak naprawdę dział medycyny, a co za tym idzie - do stosowania ziół trzeba podejść poważnie. Mogą mieć na nas bardzo pozytywny wpływ, ale też osłabiać/potęgować działanie leków lub po prostu pogłębiać nasze schorzenia. Także najpierw sprawdzamy, czy nie mamy żadnych przeciwwskazań, a dopiero później ze spokojem ducha popijamy napary. Oto trzy ulubione zioła, które popijam na zmianę czyli jednego dnia gojnik, drugiego czystek i trzeciego morwa biała. Wszystko raz dziennie. Zioła te mają mnóstwo witamin i minerałów, które wzmacniają włosy, skórę i paznokcie. Jesienią nie zaszkodzi też, aby wspomagać swoja odporność pijąc zioła i te mają takie właściwości. 


GOJNIK
Kupuję go w takiej gałązkowej formie, która nie jest może najwygodniejsza, bo aby zaparzyć sobie herbatkę z gojnika, to trzeba połamać te gałązki z liśćmi, które trochę się kruszą. Niemniej taka niezmielona forma jest najbardziej wartościowa i takiej szukajcie w sklepach. Gojnik nazywany jest także szałwią libańską lub herbatą górską. Przywędrował do nas z Bliskiego Wschodu i jest prawdziwą bombą żelazacynkumagnezupotasusodu, tanin, miedzi i innych składników mineralnych, które korzystnie wpływają na nasze włosy, skórę i paznokcie, a także na ogólne samopoczucie. Dzięki zawartości flawonoidów jest również doskonałym antyoksydantem, a więc pomaga nam zachować młodość na dłużej, bo neutralizuje wolne rodniki. Przeciwutleniacze stymulują syntezę kolagenu, więc jeśli korzystacie aktualnie z takich zabiegów jak dermapen czy złuszczacie skórę kwasami, to tym bardziej warto popijać taki napar. Napar z szałwii libańskiej wpływa też korzystnie na układ immunologiczny czyli podnosi  naszą odporność. Redukuje uczucie zmęczenia, dodaje energii i podnosi witalność. Szałwię libańską znana jest przede wszystkim ze swoich przeciwbakteryjnych i przeciwzapalnych właściwości, więc na sezon jesienno-zimowy to ideał.



CZYSTEK
O naparach z czystka pisałam już na blogu kilka dobrych lat temu tutaj klik. Zatem powtórzę się, jeśli chodzi o jego specyfikę. Czystek jest ziołem, które pochodzi z krajów Morza Śródziemnego. Kupimy go w praktycznie każdej aptece lub sklepie zielarskim w zasuszonej formie. Herbata z czystka smakuje dziwnie, ale jeśli jesteście przyzwyczajone do picia ziół, to smak Was nie zaskoczy. Jest trochę cierpki, ale da się do niego przyzwyczaić. Jeśli miałabym wybierać, to czystek smakuje znacznie lepiej, niż typowa, zielona herbata. Sam smak nie ma dla mnie jednak większego znaczenia, bo jak zawsze w przypadku wartościowych ziół chodzi o efekt, jaki mają przynieść. Czystek jest prawdziwym źródłem polifenoli, które są silnymi przeciwutleniaczami. To one odpowiadają za zwalczanie wolnych rodników czyli związków mogących przyczyniać się do powstawania wielu chorób tj. jak np. nowotwory. Polifenole podnoszą naszą odporność na choroby, zapobiegają stanom zapalnym, chronią serce i naczynia krwionośne, obniżają poziom cholesterolu i działają antyalergicznie. Czystek jest też świetny, jeśli chodzi o zwalczanie infekcji górnych dróg oddechowych, bo ma działanie przeciwwirusowe, przeciwgrzybiczne. Łagodzi stany zapalne skóry, pomaga z zwalczaniu trądziku, usuwa metale ciężkie z organizmu (których nadmiar może mieć wpływ na wypadanie włosów) i dodaje energii. Miejmy na uwadze też to, że skoro czystek zawiera polifenole, które likwidują wolne rodniki, to działa również odmładzająco! Istnieje sporo innych korzyści, których tu nie wymieniłam, jednak pamiętajcie, że to tylko suplement diety i żadnego zioła nie możemy traktować w kategorii remedium na jakąś konkretną chorobę. 


MORWA BIAŁA
Przejdźmy do ostatniego ziółka, które sobie popijam, a mianowicie do morwy białej. Odkryłam ją w tym roku i żałuję, że stało się to tak późno. Liście i owoce morwy zawierają sporą dawkę witamin, zwłaszcza z grupy B oraz witaminy PP, C, D i E, a to wszystko świetnie wpływa na naszą urodę (włosy, skórę, paznokcie).  Są bogate  beta-karoten i ksantofile, także żelazo oraz wapń. Zawierają również aminokwasy egzogenne. Ponadto w liściach znajduje się duża grupa flawonoidów, a konkretnie kwercetyny, która chroni komórki, błony komórkowe i DNA przed uszkodzeniami spowodowanymi działaniem wolnych rodników. To sprawia, że starzejemy się wolniej, a także wspomaga walkę np. z cukrzycą. Dzięki flawonoidom możliwe jest także przeciwdziałanie chorobom neurodegeneracyjnym (np. Alzheimera) oraz procesom nowotworowym. Jest też ziołem, które wspomaga odchudzanie i obniża poziom cukru we krwi. To być może wyjaśnia, dlaczego wzrasta konsumpcja herbaty z jej liści, zwłaszcza w Japonii. Morwa biała jest powszechnie znanym środkiem przeciwgorączkowym, moczopędnym oraz pobudzającym laktację. Napar lub nalewka z liści tego drzewa zalecany jest przy grypie, anginie, zapaleniu oskrzeli oraz przeziębieniach. Odwary z kory gałązek i korzeni stosuje się natomiast jako środek na kaszel, a także astmę. 


Gojnik zaparzam wkładając trochę gałązek i liści na dno szklanki, natomiast bardziej sypkie i drobne zioła wsypuję do różnego rodzaju zaparzaczy. Fajne znajdziecie w Homla, a te bardziej praktyczne w Ikei. Zaparzacz znacznie ułatwia sprawę, bo zioła nie pływają w naparze i nie mamy ich później w ustach. 


Pijecie zioła? A może zachęciłam Wam do ich picia? Dajcie znać. 


_____________________________

Viewing all 851 articles
Browse latest View live