Quantcast
Channel: HEDONISTKA
Viewing all 851 articles
Browse latest View live

NAJLEPSZE DOMOWE ZABIEGI UPIĘKSZAJĄCE 2015 ROKU.

$
0
0
Jeśli miałabym podsumować rok 2015 pod kątem pielęgnacji, to byłby to zdecydowanie czas zabiegów domowych. Nie miałam czasu, chęci, ani motywacji, by uczęszczać na specjalistyczne zabiegi w gabinetach, ale jak się okazuje, pewne rzeczy można zrobić w domu. Jakie najlepsze, domowe zabiegi upiększające mogę Wam polecić? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu. 



SZCZOTKOWANIE CIAŁA
_______
Zacznę od szczotkowania ciała, bo jest to zabieg, który najbardziej mnie zaskoczył w ubiegłym roku. Słyszałam wiele dobrego o szczotkowaniu, ale nie spodziewałam się, że przyniesie tak spektakularne rezultaty i to w dosyć krótkim czasie. Żaden peeling, scrub, balsam, czy inny, złuszczający kosmetyk nie był w stanie tak wspaniale wygładzić mojej skóry, jak szczotkowanie. Nie dość, że skóra jest niesamowicie przyjemna w dotyku, to jeszcze stała się bardziej napięta i ma zdrowy koloryt. Nie miałam wcześniej problemu z plamami od samoopalacza, ale teraz opalenizna wydaje się być jeszcze bardziej równomierna i aksamitna. Nie narzekam też na wrastanie włosków po depilacji i nie mam żadnych problemów z łuszczeniem skóry na ciele. Szczotkowanie sprawia też wiele przyjemności i odpręża ciało. Myślę, że to świetny sposób na pielęgnację w domowym zaciszu i na pewno będę to kontynuować. Odsyłam Was do posta, w którym opisałam bardziej szczegółowo cały zabieg z użyciem szczotki - ZA CO LUBIĘ SZCZOTKOWANIE CIAŁA NA SUCHO.

MASAŻ BAŃKĄ CHIŃSKĄ
_______
Jeśli chodzi o walkę z cellulitem, to tutaj niezastąpiona jest bańka chińska. Również poprawia ukrwienie skóry podobnie jak szczotka, natomiast działa głębiej i efektywniej, jeśli chodzi o usuwanie cellulitu i wyszczuplanie ud. Masaże bańką chińską odkryłam już dosyć dawno, ale w ubiegłym roku bardziej się do nich przyłożyłam. Jeśli mam być szczera, to jeszcze przed odkryciem baniek mimo, że dobrze się odżywiałam i uprawiałam sport, to cellulit nadal był zauważalny gołym okiem. Dopiero po masażach moje uda zaczęły się zmieniać i gubić centymetry w obwodzie. Aktualnie mój cellulit jest widoczny w minimalnym stopniu i to raczej przy ściśnięciu skóry palcami. Myślę, że przy regularnych masażach i szczotkowaniu ciała uda mi się ostatecznie rozprawić z cellulitem. Jeśli cały czas zastanawiacie się nad zakupem baniek, to naprawdę nie ma powodu, aby dłużej zwlekać. O ile nie macie przeciwwskazań zdrowotnych do tego typu zabiegów, to naprawdę warto się im poddawać regularnie. No właśnie, regularność to słowo klucz. Wiele z Was zniechęca się po kilku zabiegach twierdząc, że to nic nie daje. Czy wyhodowałyście cellulit ot tak, z dnia na dzień? Nie! Więc nie liczcie na to, że bezpowrotnie zniknie po kilku pociągnięciach bańką. Niestety redukcja skórki pomarańczowej to proces. Jeśli nic nie będziecie w tym kierunku robić, to z każdym miesiącem będzie coraz gorzej i umówmy się, że cudowne działanie kremów wyszczuplających można włożyć między bajki. Owszem, mają korzystne działanie na skórę, ale w połączeniu z masażami, dietą i sportem. Samo smarowanie się kremami może uspokoić nasze sumienie, ale na pewno nie wpłynie spektakularnie na sylwetkę. 


OLEJOWANIE WŁOSÓW
_______
Olejowanie to mój ulubiony zabieg na włosy. Myślę, że to dzięki regularnemu olejowaniu udało mi się odratować je po dekoloryzacji i doprowadzić do aktualnego stanu. Moje włosy mają swoje kaprysy i na pewno nie mogłabym ich określić jako bezproblemowe oraz nie wymagające żadnego wkładu pracy. Największym sukcesem było poznanie ich potrzeb i odnalezienie produktów, które im sprzyjają i pozwalają zachować ładny wygląd. Nie wszystkie olejki, jakie testowałam okazały się dla mnie dobre i aktualnie zostałam przy oleju lnianym oraz awokado. W 2015 roku z większą intensywnością przyłożyłam się do olejowania i ogólnie był to rok, w którym skupiłam się na pielęgnacji włosów. Często czytam Wasze komentarze, w których piszecie, że olejowanie nie jest dla Was i że nie widzicie większych efektów. To może być spowodowane niewłaściwym dobraniem oleju. Nie kierujcie się tabelami i rozpiskami jaki olej nadaje się do konkretnych włosów. Dla mnie to bzdura. Osobiście uważam, że trzeba dojść do najlepszego produktu metodą samodzielnego testowania. Właśnie dzięki temu odkryłam swoich ulubieńców! Inną kwestią jest to, że olejowanie wymaga czasu, podobnie jak masaże bańką chińską. Dziewczyny, cierpliwości. Nie od razu Rzym zbudowano :-) Za pół roku będziecie żałować, że nie zaczęłyście pielęgnacji dzisiaj, więc do dzieła. 


KWASY
_______
Ostatnim zabiegiem, o którym chciałabym Wam dzisiaj napisać jest stosowanie kwasów. To właśnie dzięki nim moja skóra znacznie się wygładziła i pozbyłam się większych nierówności oraz dziurek po trądziku. Moje przebarwienia również zostały rozjaśnione i gdyby nie te "świeże"ślady po sporadycznych niespodziankach, to tak naprawdę nie potrzebowałabym mocno kryjącego podkładu. Nadal borykam się z kilkoma głębszymi bliznami po trądziku, których wygładzenie wymaga jeszcze sporo czasu i cierpliwości, ale ogólnie jestem w miarę zadowolona ze swojej cery. Umówmy się, że dziewczyny dotknięte problemem trądziku nigdy nie będą miały nieskazitelnej skóry i trzeba to zaakceptować. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek była w 100% zadowolona z mojej cery, ale cieszę się, że udało mi się ją w miarę opanować. Dużymi krokami nadchodzi konkretny wpis na temat pielęgnacji mojej skóry i opis kuracji przepisanej od dermatologa, więc pewnie niektóre z Was się z tego ucieszą. Wracając do kwasów, to najlepiej sprawdza się u mnie kwas glikolowy marki Bielenda. Produkty tej firmy stosuję już od kilku lat i jestem z nich bardzo zadowolona, chociaż coraz częściej kusi mnie spróbowanie kwasów innych marek. Jeśli mogłybyście polecić coś bardziej profesjonalnego, to byłabym Wam bardzo wdzięczna. Dla dziewczyn, które nie miały nigdy styczności z kwasami małe info - kwasy, to nie jest zabawa i trzeba mieć doświadczenie w ich używaniu. W przeciwnym razie można sobie zrobić krzywdę. 

***

Macie jakieś swoje ulubione zabiegi, które robicie same w domu? 


Obserwujcie mnie na Instagramie! @kosmetycznahedonistka



JAK DBAM O DŁONIE I PAZNOKCIE? USUWANIE SKÓREK, NAWILŻANIE, OLEJOWANIE I PIŁOWANIE PAZNOKCI.

$
0
0
W dzisiejszym wpisie opowiem Wam trochę o pielęgnacji moich dłoni i paznokci. Wiele z Was dopytuje o to jak dbam o skórki, czym piłuję paznokcie i czy wykonuję jakieś zabiegi nawilżające na dłonie. W dalszej części posta wszystkiego się dowiecie więc zapraszam :-)

toaletka_biała_sotho_ikea

USUWANIE SKÓREK
Kiedyś zupełnie nie miałam problemów z narastającymi skórkami wokół paznokci, ale od kiedy zaczęłam wykonywać regularnie manicure hybrydowy, to ten problem niestety się pojawił. Wydaje mi się, że to za sprawą acetonu, którym ściągam hybrydy, a który ma bardzo wysuszające działanie. Do usuwania owych skórek, zgrubień wokół paznokci i wszelkiego przesuszonego naskórka używam preparatu Sally Hansen Instant Cuticle Remover. Co bardzo ważne - nigdy nie wycinam skórek, a cążek używam tylko wtedy, gdy mam problem z wrośniętym paznokciem z boku płytki. To zdarza się bardzo rzadko, ale wtedy cążki są niezastąpione. Nie ma sensu wycinać skórek, bo preparat z Sally Hansen znakomicie sobie z nimi radzi i nie pozostawia podrażnień. Często pytacie mnie co robić, żeby mieć zadbane "skórki", więc tutaj śmiało mogę polecić ten żel. Używam go już od bardzo dawna i myślę, że to właśnie dzięki niemu cały manicure ma szansę wyglądać nienagannie. 

Nanoszę trochę żelu wokół paznokci i wszędzie tam, gdzie chcę usunąć nadmiar naskórka. Po około 30 sekundach przesuwam drewnianym patyczkiem po płytce, aby usunąć rozpuszczone skórki, a następnie wycieram wszystko wacikiem. Produkt Sally Hansen kupuję w Rossmannie.

PILNICZKI
Po usunięciu skórek zwykle zabieram się za piłowanie paznokci. Najbardziej lubię używać pilniczka o gradacji 120/180, bo można opracować paznokcie w bardzo szybki i łatwy sposób. Wiem, że wiele osób odradza używanie pilniczka metalowego, ale ja wprost nie mogę się bez niego obejść. Dzięki niemu mogę opiłować trudno dostępne miejsca z boku paznokcia. Blokiem polerskim matowię czasem płytkę przed nałożeniem lakieru, ale robię to dosyć rzadko. Blok służy mi zazwyczaj do ostatecznego wygładzenia krawędzi paznokcia. Dzięki temu nie mam problemów z rozdwajaniem, które może być przyczyną odpadania lakieru hybrydowego.

OLEJOWANIE 
Kiedy nadam już swoim paznokciom odpowiedni kształt, to zazwyczaj przygotowuję tzw. mieszankę nawilżającą. Okazuje się, że olejowanie nie jest przeznaczone tylko dla poprawy kondycji włosów, ale świetnie sprawdza się przy pielęgnacji paznokci. Podgrzewam trochę oleju awokado w kąpieli wodnej, następnie dodaję do niego odrobinę soku z cytryny. Sok wybiela płytkę, natomiast olej awokado wspaniale nawilża, regeneruje i odżywia. Paznokcie moczę w miseczce z olejkiem przez około 15 minut, następnie wycieram dłonie w papierowy ręcznik (nie zmywam wodą). U mnie najlepiej sprawdza się olej awokado z Delawell, ale możecie użyć również oleju kokosowego, jojoba, lnianego, macadamia. Wykonywałam kiedyś takie olejowanie bazując na zimnym oleju, natomiast o wiele lepiej spisuje się olej na ciepło. 

MASŁO SHEA
Kiedy nie mam czasu na wykonanie olejowania paznokci, to nakładam na nie zwykłe masło shea i dokładnie wcieram. Masło shea jest składnikiem wielu kremów do rąk, a więc świetnie je nawilża, odżywia, zmiękcza i zabezpiecza przed działaniem czynników zewnętrznych np. mrozu. Taką metodę stosuję na noc, bo masło shea pozostawia tłustą warstwę, a więc podczas codziennych czynności może być to uciążliwe. 

KREMY DO RĄK
Jeśli chodzi o kremy do rąk, to szczególnie polecałabym takie z olejkami i masłem shea w składzie. Najbardziej lubię kremy z L'occitane z 20-25% zawartością masła shea, które ekspresowo nawilżają dłonie i przywracają im komfort. Innym, fajnym kremem jest też balsam z Yves Rocher Expert Reparation, który można stosować na całe ciało, a ja szczególnie upodobałam go sobie stosując na dłonie. To fantastyczny produkt, który przynosi ulgę i bardzo dobrze nawilża. Jeśli dłonie są w naprawdę złym stanie, to możecie śmiało nałożyć na nie krem przeznaczony do stóp. Zawartość mocznika zapewnia długotrwałe nawilżenie i odżywienie, ale ma przede wszystkim właściwości zmiękczające. Aktualnie używam kremu Lirene z 20% zawartością mocznika.

A podczas robienia mani zawsze przeglądam moje ulubione kanały na Youtube :-)

OLIWKA
Od czasu do czasu lubię używać też oliwki, w celu dodatkowego nawilżenia i natłuszczenia miejsc wokół paznokci. Świetnie sprawdza się tutaj oliwka Semilac o zapachu brzoskwiniowym. Jest wygodna w aplikacji, bo ma pędzelek i nie jest tak tłusta, jak tradycyjny olejek. Wchłania się po kilkunastu minutach i zostawia piękny zapach.

***

I tak prezentuje się cała pielęgnacja moich dłoni i paznokci. Jak widzicie nie używam żadnych odżywek. Hybryda pozwala mi zapuścić dowolną długość paznokci, które nie są łamliwe. Gdybym natomiast nie używała lakierów hybrydowych, to pewnie zdecydowałabym się na jakąś odżywkę Eveline np. 8w1. Kiedyś bardzo dobrze się u mnie spisywała. Używacie może preparatu do usuwania skórek? Chyba największe wrażenie wywarł na mojej mamie, która od zawsze była przyzwyczajona do ich wycinania. Jeśli macie jakieś pytania - piszcie śmiało :-)

Obserwujcie mnie na Instagramie! @kosmetycznahedonistka


RZECZY, KTÓRE WARTO ZROBIĆ ZIMĄ.

$
0
0
Dziś przybywam do Was z małą porcją zimowych inspiracji. Zima to niekoniecznie musi być czas leżenia pod kocykiem przed telewizorem i myślę, że można go spożytkować znacznie lepiej. A dobrze wykorzystany czas zimą z pewnością zaprocentuje już wiosną! Nie wiem jak Wy, ale ja odczuwam lekkie znużenie tą ponurą, chłodną aurą za oknem, a do tego szybkie zapadanie zmroku sprawia, że moje samopoczucie jest naprawdę fatalne. Po pracy mam ochotę jedynie rzucić się na kanapę, ale chyba pora powiedzieć "dość" :-) W związku z tym postanowiłam się jakoś zmotywować do działania i sporządziłam listę rzeczy, które warto zrobić zimą. Może skorzystacie? 

lifestyle

Może Was zaskoczę, ale ja takie gruntowne porządki robię w szafie właśnie zimą i to zwykle w styczniu. Dlaczego? W sklepach trwają aktualnie duże wyprzedaże, więc warto zrobić taki szybki rekonesans i sprawdzić czego nam brakuje w garderobie. Styczniowe wyprzedaże to fajna okazja na złowienie ładnego, klasycznego płaszcza za połowę ceny, białej koszuli czy zwykłych jeansów lub t-shirtów. Dlatego zimą warto dokładnie przejrzeć szafę, pozbyć się starych i nienadających się do noszenia rzeczy, zastępując je nowymi. Jeśli można to dodatkowo zrobić za połowę ceny, to tym bardziej się opłaca.

benefit_isadora_porefessional_baza_wygładzająca_vichy_olejek

I znowu będę zachęcać do porządków, ale tym razem w kosmetykach. Muszę przyznać, że zimą chętniej wykonuję różne, domowe prace takie jak organizowanie, układanie czy aranżowanie nowego wystroju. W okresie wiosenno-letnim nie mam do tego weny, poza tym najchętniej każdą wolną chwilę spędzałabym na łonie natury. Mieszkam nad morzem, więc ciężko oprzeć się wypadom na quady czy zwykły spacer po plaży. Wracając do porządków w kosmetykach, to mamy 2016 rok, więc warto sprawdzić daty ważności naszych produktów do makijażu. Może się okazać, że pomadki będą już przeterminowane, a to najszybsza droga do nabawienia się na ustach dziwnych niespodzianek. Dodatkowo dobrze jest porządnie przejrzeć swoją kosmetyczkę i zastanowić się nad tym, czy faktycznie potrzebujemy tylu produktów. Ja jeszcze lubię wracać do kosmetyków, które gdzieś tam kiedyś głęboko upchałam na dnie swojej toaletki. Wcześniej mogły się nie sprawdzać, ale potrzeby i preferencje się zmieniają, więc teraz warto zobaczyć czy dany kosmetyk spełnia nasze oczekiwania. Może się okazać, że coś, co wcześniej było do kitu, teraz jest hitem.

kettlebell_ciezarki_hatle_dla_kobiety_cwiczenia_siłowe_w_domu
Kolejną rzeczą, którą warto zrobić zimą jest zadbanie o naszą sylwetkę, ale to już pewnie dobrze wiecie. Z każdej strony w sieci wyskakują super okazje na karnety do siłowni i zachęty do trenowania. Niestety trochę się ostatnio rozleniwiłam, jeśli chodzi o treningi, ale teraz znów do nich wracam. Chciałabym przede wszystkim poprawić swoją kondycję, wzmocnić mięśnie i co najważniejsze - lepiej się poczuć. Przecież nic tak nie oczyszcza głowy jak porządny wycisk. Poza tym nie oszukujmy się, ale która z nas nie chciałaby wyglądać świetnie latem w bikini? Wiele kobiet demotywuje się tym, że przecież i tak przez te kilka miesięcy nie dadzą rady wypracować figury modelki. Tylko co z tego? Nie chodzi o to, żeby doprowadzić się do stanu Ani Rubik, ale o bardziej jędrne, apetyczne ciało. Pół roku ćwiczeń do lata z pewnością przyniesie pozytywne efekty, gwarantuję to Wam. A więc do roboty, nic samo się nie zrobi :-)

Zima to też doskonały czas na:

# masaże bańką chińską, aby pozbyć się cellulitu (więcej tutaj klik)
# szczotkowanie ciała, aby wygładzić skórę i pozbyć się cellulitu (więcej tutaj klik)
# robienie wcierek na porost i wzmocnienie włosów (więcej tutaj klik)
# picie oleju lnianego (więcej tutaj klik)
# body wrapping na ujędrnienie skóry (więcej tutaj klik),
# peelingi kwasami (więcej tutaj klik)
# inne sposoby walki z przebarwieniami (więcej tutaj klik)
# mikrodermabrazję itd.

ustka_morze_zimą_plaża_bałtyk

Morze zimą jest naprawdę magiczne, dlatego warto tutaj przyjechać również o tej porze roku. Co prawda na narty nie można liczyć, a śnieg pojawia się sporadycznie, ale i tak klimat jest niesamowity. Mimo, że mieszkam na pomorzu już kilka dobrych lat, to te widoki cały czas robią na mnie ogromne wrażenie. Fajnie jest się wybrać na dłuższy spacer brzegiem morza, a później wstąpić do przytulnej knajpki na jakiegoś grzańca, albo gorącą herbatkę. Latem będzie tu już znacznie tłoczniej, za czym osobiście nie przepadam. Mój plan? Więcej zimowych spacerów!

mandarynki_herbata

Co jeszcze warto zrobić zimą? Najeść się mandarynek! To typowo jesienno-zimowe owoce, które zbiera się od października do lutego. Zawierają bardzo dużo witamin i mogą zastąpić nam słodycze. Ja zimą spożywam naprawdę spore ilości tych pysznych owoców i zawsze żałuję, gdy powoli znikają ze sklepów. Za to w okolicach grudnia ponownie je kupuję i zawsze przypominają mi o nadchodzących świętach. Czy Wam również zapach pomarańczy i mandarynek kojarzy się ze świętami?

kosmetyczna_hedonistka_blog

Ostatecznie można też trochę poleniuchować i taki przytulny klimat jest najprzyjemniejszy właśnie zimą. Kawa z bitą śmietaną, świece, coś słodkiego i dobra książka, to "must have" na ten sezon :-) A może macie coś lepszego? Podzielcie się w komentarzach Waszymi planami na tę porę roku!


***


5 BŁĘDÓW, KTÓRE PRAWDOPODOBNIE POPEŁNIASZ PRZY WYBORZE I NAKŁADANIU PODKŁADU.

$
0
0
Wydaje się, że o doborze i nakładaniu podkładu powiedziano już wszystko. Zapewne wiele z moich Czytelniczek doskonale orientuje się w tym temacie, bo podkład jest fundamentem całego makijażu i to od niego zależy w dużej mierze jak będzie prezentował się efekt końcowy. Na nic misterny makijaż oczu czy ust, jeśli cera będzie wyglądała gorzej, niż przed nałożeniem podkładu. Niestety, ale to tego typu kosmetyk, którym możemy sobie bardzo zaszkodzić. W dzisiejszym wpisie podsumuję i skupię się na 5 błędach, które prawdopodobnie wszystkie popełniamy. Jak ich uniknąć? Mam dla Was kilka dobrych rad!

podkłady_5_błędów_przy_wyborze_podkładu_estee_lauder_2go

KOLOR
_______
Wszystkie doskonale wiemy, że odcień podkładu należy dobierać sprawdzając go w dziennym świetle. Najlepiej byłoby nałożyć produkt na linię żuchwy i wyjść z drogerii, aby zerknąć, czy faktycznie odcień pasuje do koloru szyi. Tutaj najczęściej popełniamy błąd, decydując się na produkt, który faktycznie tuż po nałożeniu pasuje idealnie. Niestety, ale współczesne podkłady w dalszym ciągu potrafią ciemnieć nawet o kilka tonów. Jedne robią to w parę minut po aplikacji, a drugie po kilku godzinach. To też zależy od typu naszej cery - na skórze tłustej czy mieszanej podkłady ciemnieją znacznie częściej. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest dobranie podkładu o ton jaśniejszego, niż nasza szyja. Z pomocą przychodzą też różne, wartościowe blogi, na których możemy sprawdzić opinie użytkowniczek danego podkładu. Dziewczyny chętnie dzielą się opiniami na temat tego w jakim stopniu produkt utlenia się na skórze. Warto to prześledzić zanim zdecydujemy się na kupno podkładu, szczególnie takiego z wysokiej półki, bo te równie często płatają nam figle.

Swoją drogą, ja zaliczyłam naprawdę wiele takich podkładowych wpadek i szkoda, że w Polsce nie można zwracać nietrafionych kosmetyków tak, jak w Stanach. Uwierzycie, że tam można oddać każdy produkt do makijażu, który nie spełnił naszych oczekiwań? Wniosek? Wybierajmy podkład co najmniej o ton jaśniejszy od koloru szyi.

USZY, SZYJA
_______
To, że podkład jest dobrze dobrany kolorystycznie do szyi nie oznacza, że mamy ją zupełnie pomijać w całym makijażu. Zdecydowanie lepiej to wygląda, kiedy lekko przeciągniemy resztką podkładu znajdującego się na pędzlu po szyi i uszach, aby ujednolicić odcień skóry. Czasem kilka dodatkowych ruchów pędzlem sprawia, że wszystko do siebie "pasuje", a nie żyje swoim własnym życiem. 


KONSYSTENCJA
_______
Przy wyborze podkładu często kierujemy się opiniami innych. Po zakupie może się okazać, że produkt zupełnie nie spełnia naszych oczekiwań i znowu stajemy przed wyborem kolejnego podkładu. Zaczynamy szukać trochę na oślep, sięgając po to, co jest akurat reklamowane w TV czy polecone przez obsługę w drogerii, a to spory błąd. Czasem mamy szczęście i uda się trafić na produkt idealny, ale to zdarza się dosyć rzadko szczególnie, jeśli skóra jest problematyczna. Myślę, że wybierając podkład warto sugerować się przede wszystkim jego konsystencją, bo to od niej dużo zależy. Osobiście nie przepadam za podkładami o rzadkiej, lejącej konsystencji i praktycznie zawsze wypadają u mnie źle. Są mało trwałe, ścierają się, podkreślają suche skórki i mają przeciętne krycie. Za to podkłady o gęstej, wręcz kremowej formule są wprost idealne. Wygładzają moją skórę, nawilżają ją, ale nie powodują świecenia i przede wszystkim są bardziej kryjące. Czasem produkty o średnio-gęstej konsystencji potrafią wyglądać u mnie całkiem nieźle. Zatem przy kupnie podkładu kierujmy się jego konsystencją. Można przetestować po jednym podkładzie z danej grupy, aby dowiedzieć się co nam mniej więcej odpowiada.


Rzadkie, lejące fluidy to na przykład Maybelline Affinitone, stara wersja Loreal True Match lub nowy Estee Lauder Double Wear To Go Liquid Compact. Takie produkty mogą się sprawdzić u osób z cerą normalną, bez większych niespodzianek, które cenią sobie lekkie wykończenie makijażu.


Średnio-gęste to Revlon Colorstay, Max Factor Lasting Performance, L'oreal Infallible, Bourjois 123 Perfect CC oraz Estee Lauder Double Wear Maximum Cover. Ta grupa podkładów sprawdzi się u większości z nas, bo nie są to produkty zbyt treściwe, ale też zbyt lejące.


Do podkładów gęstych zaliczyłabym Catrice All Matt Plus, Dr Irena Eris Provoke Matt Fluid i Pierre Renee Skin Balance (odcień Champagne jest świetny dla bladziochów) oraz wszelkie produkty o konsystencji musu. Myślę, że podkłady z tej grupy najlepiej sprawdzą się u dziewczyn z cerą problematyczną, mieszaną, tłustą i taką, która może się miejscowo przesuszać, a w innych obszarach jest tłusta. Osobiście najbardziej lubię podkłady gęste i zwykle spełniają moje oczekiwania. Mają najlepsze krycie i są najbardziej trwałe.

OCZY
_______
Sporym błędem, który w dalszym ciągu jest popełniany przez wiele kobiet, to nakładanie podkładu na całą twarz, łącznie z okolicą oczu. Nie jest to dobry pomysł, ponieważ podkłady mogą mieć właściwości drażniące, do tego zawartość alkoholu potrafi mocno przesuszyć delikatną okolicę wokół oczu. Często korci mnie, aby nałożyć podkład na całą twarz i nie bawić się już z korektorem, ale jednak staram się powstrzymywać. Makijaż najlepiej zacząć od nałożenia korektora pod oczy i dopiero wtedy aplikować podkład.


KRYCIE
_______
Wśród wielu kobiet cały czas panuje przekonanie, że podkład musi być mocno kryjący. Sama niejednokrotnie rezygnowałam z danego produktu, bo nie krył idealnie już przy pierwszej warstwie. Wybierałam ciężkie podkładziska, które na twarzy tworzyły fatalny efekt maski. Teraz już wiem, że podkład powinien przede wszystkim tonować skórę, lekko wyrównywać jej koloryt i wyglądać na niej świeżo. W skrócie powinien być jak druga skóra. To korektor lub kamuflaż służy do zakrywania niedoskonałości i to na nim musimy się skupić szczególnie, jeśli mamy problem z cerą. Ważne, aby odpowiednio dobrać jego odcień, aby dobrze stopił się z podkładem. Podsumowując, nie porywajmy się na ekstremalnie kryjące podkłady - lepiej zainwestować w dobry korektor lub kamuflaż.

***
Jakie błędy zdarza się Wam popełniać? Byłybyście za tym, aby w Polsce również istniała możliwość zwrotu kosmetyków, które nie spełniły Waszych oczekiwań? Jeśli macie jakieś pytania, to piszcie śmiało. 




CIEKAWE MIEJSCA W SIECI #1: INSTAGRAM HUSBAND, MEDYCYNA ESTETYCZNA, CHURROS I DREAMLINER OD ŚRODKA.

$
0
0
Nowy rok, nowy cykl na blogu. Dziś pierwszy wpis z serii "CIEKAWE MIEJSCA W SIECI" i podzielę się z Wami kilkoma fajnymi linkami, w które warto kliknąć. Mam nadzieję, że uda mi się Was zainteresować i być może odkryjecie coś nowego, o czym wcześniej nie miałyście pojęcia. A więc co w sieci piszczy? Zapraszam do dalszego czytania.


# Zacznę od zabawnego filmu, który jakiś czas temu krążył po Facebooku. Zastanawiałyście się kiedyś jak wygląda rzeczywistość z punktu widzenia męża/chłopaka/przyjaciela typowej instagramowiczki? "Instagram Husband" odsłania kulisy swojej "pracy". Uwielbiam ten typ humoru :-)

# Jedna z moich ulubionych Youtuberek postanowiła założyć bloga i dziś pojawił się na nim artykuł, który wzbudził moje zainteresowanie. Jak to jest z tym przyznawaniem się do zabiegów medycyny estetycznej? Lepiej mówić o tym otwarcie, czy może zachować tajemnicę tylko dla siebie, aby uniknąć głupich zaczepek? Koniecznie odwiedźcie wpis na blogu LifeByLola i dajcie znać jaka jest Wasza opinia na ten temat.

# Dlaczego nie używam Snapchata? O tym dowiecie się z wpisu The Style DiggerByć może kiedyś podejmę jeszcze próbę rozgryzienia tej przedziwnej aplikacji, która pozwoli mi w lepszy sposób pokazać Wam co jadłam na śniadanie, ale na razie odpuszczę ten temat. Kwintesencją mojego podejścia do Snapa jest ten oto obrazek

# Wiele osób utożsamia jogę z formą dziwnej medytacji i z bezsensownym zastyganiem w karkołomnych pozach nad brzegiem wodospadu. Prawda jest oczywiście zupełnie inna i joga jest świetnym sposobem na wzmocnienie mięśni, rozciągnięcie i odprężenie. Kiedyś interesowałam się tym tematem i byłam nawet na kilku zorganizowanych zajęciach grypowych. Niestety mój zapał szybko zgasł. Teraz znów chętnie wracam do jogi, a to za sprawą filmu Agaty pt. "Joga dla początkujących".

# Kiedy czytałam post Ani na temat jej wyprawy na Kilimanjaro, to nie mogłam uwierzyć ile siły może się zmieścić w tak drobnej kobietce. Na Whatannawears. com znajdziecie szczegółową relację z wejścia na Kili, która sprawia, że można się poczuć jak uczestnik tej wyprawy! Post uzupełniony jest fantastycznymi zdjęciami wprowadzającymi w klimat całej eskapady. Przed przystąpieniem do czytania radzę zrobić sobie solidny kubek herbaty, bo to dłuższa lektura. Na szczęście bardzo wciągająca, dzięki której kolejny raz potwierdziło się moje przekonanie, że kobiety są psychicznie znacznie silniejsze od mężczyzn. 

# To chyba mój nieuzasadniony lęk przed lataniem spowodował, że szybko kliknęłam w filmik Łukasza, który miał okazję zobaczyć Dreamlinera od środka. Przyznam, że spore wrażenie zrobiło na mnie takie dokładne obejrzenie kokpitu i sama rozmowa z pilotem, który opisuje te wszystkie urządzenia, przyciski i monitory. Podziwiam ludzi, którzy wykonują tak specyficzne zawody i myślę, że dzięki temu materiałowi oswoiłam trochę swój lęk przed podróżowaniem samolotem. Żartowałam, teraz boję się jeszcze bardziej. A Wy, boicie się latać?

# Jak już jesteśmy przy lataniu, to macie fajną okazję, aby zobaczyć Ustkę z lotu ptaka, a konkretnie drona. Niesamowite widoki z ciekawej perspektywy i jeśli uruchomicie tryb pełnoekranowy na komputerze, to wrażenia są jeszcze lepsze! 

# Uwielbiam Nothing But Thieves, a ta piosenka była najczęściej odtwarzanym numerem na mojej styczniowej playliście. Cała płyta tej grupy jest do przesłuchania za darmo na Spotify - polecam, jeśli lubicie takie klimaty.

# Jeśli spodobał się Wam jakiś film i chciałybyście zobaczyć coś podobnego, to z pomocą przychodzi strona www.filmypodobnedo.pl. Niedawno ją odkryłam i to naprawdę działa!

# Jakie fryzury najbardziej lubicie nosić po przyjściu do domu? Pamiętam, że jeszcze w czasach liceum uwielbiałam robić koka na długopis i tak spięte włosy trzymały się u mnie cały dzień. Jak zrobić taką fryzurę zobaczycie tutaj klik. 

# Na koniec fantastyczny przepis na domowe Churros. Jeśli jeszcze nie próbowałyście tego hiszpańskiego przysmaku, to polecam. Bardzo proste w przygotowaniu, a smakuje naprawdę wspaniale. 


Pierwszy wpis o ciekawych miejscach w sieci za nami. Mam nadzieję, że taki przegląd inspirujących linków przypadnie Wam do gustu. Już niedługo część druga :-) Dajcie znać czy znalazłyście tu coś interesującego!

Obserwujcie mnie na Instagramie @kosmetycznahedonistka 



NOWE OLEJE DO PIELĘGNACJI WŁOSÓW: SEZAMOWY, Z CZARNUSZKI I NAGIETKOWY.

$
0
0
Olejowanie to podstawa pielęgnacji moich włosów. Wiele razy wspominałam Wam, że najbardziej lubię olej lniany i olej awokado. Po zmyciu takiego oleju moje włosy od razu wyglądają lepiej - takiego efektu nie zapewni żadna odżywka czy maska. Jestem jednak zwolenniczką pielęgnacyjnej rotacji i od czasu do czasu włączam nowe produkty. Jakiś czas temu odwiedziłam swoją ulubioną aptekę, w której zwykle zaopatruję się w różne zioła i inne, naturalne rzeczy. Do koszyka wpadły trzy olejki, którym poświęcę dzisiejszy post. Łączy je jedno - świetnie nadają się do wcierania w skórę głowy i mają działanie łagodzące, przeciwłupieżowe, przeciwzapalne i przyspieszające wzrost włosów. Być może znajdziecie tutaj swojego ulubieńca? 

oleje na wypadanie włosów

Kiedyś miałam już do czynienia z olejem z czarnuszki i było to w czasach, gdy farbowałam włosy na czarno. Oleje służyły mi wtedy znacznie gorzej, niż teraz. Być może ma to związek z tym, że włos naturalny jest bardziej podatny na składniki zawarte w olejach. Może być też tak, że farba, która pokrywała włos skutecznie blokowała przenikanie cennych składników. Ja niestety farbowałam włosy bardzo często (czasami dwa razy w miesiącu) i nie żałowałam farby na całej długości, chociaż farbowania potrzebowały tak naprawdę tylko odrosty. Kiedy dostrzegłam na aptecznej półce olej z czarnuszki marki NatVitato postanowiłam go ponownie wypróbować. Ten rodzaj oleju był podobno stosowany już w starożytności i szczególnie upodobał go sobie sam Tutenchamon - uważał czarnuszkę za lek na wszelkie dolegliwości. Oleju używam już od 2 tygodni i zdążyłam zauważyć, że działaniem przypomina olej lniany. Włosy po całonocnym olejowaniu są gładkie, miękkie i dociążone. Końcówki moich włosów są szczególnie wrażliwe na działanie jakichkolwiek produktów i jeśli coś im się nie spodoba, to potrafią być sztywne, szorstkie i splątane. Olej z czarnuszki wyraźnie przypadł im do gustu, bo są zdyscyplinowane i dają się ładnie ułożyć, bez większych kombinacji z silikonowym serum. Myślę, że ten olej pozostanie ze mną na dłużej i kiedy skończy mi się to opakowanie, to sięgnę po kolejne. Co do jego właściwości, to wspaniale spisze się też na skórze, o ile tolerujecie olejki w pielęgnacji ciała. Warto również wspomnieć, że można go używać do olejowania skalpu w celu przyspieszenia wzrostu włosów i wyeliminowania problemów z łupieżem. Substancje aktywne zawarte w oleju z czarnuszki są wprost stworzone do stosowania na włosy i skórę głowy. 

Wg. Wikipedii i informacji zawartych na stronie producenta:

Olej z czarnuszki - miodowy do ciemnobrązowego olej otrzymywany z tłoczenia nasion czarnuszki siewnej (Nigella sativa). Lekko gorzkawy w smaku, o intensywnym, korzennym zapachu. Olej pełni funkcję przeciwutleniacza, który stabilizuje i chroni nienasycone kwasy tłuszczowe i fosfolipidy wchodzące w skład błon komórkowych przed uszkodzeniem ze strony wolnych rodników. Olej ten zawiera 28% nasyconych kwasów tłuszczowych, 53% kwasu linolowego, 25% kwasu olejowego, 4% kwasu alfa-linolenowego, 0,5-1,5% olejku eterycznego, witaminę E (tokoferole), witaminę A (karotenoidy), biotynę, mikroelementy i pierwiastki śladowe. Stosuje się głównie przy alergiach, neurodermitis, zapaleniach skórnych, grzybicach i trądziku. Olej ma działanie równoważące, pielęgnujące, hamuje rozwój zapaleń.


Kolejny produkt, jaki wpadł mi w oko, to olej nagietkowy marki Aromatika. O oleju z nagietka czytałam wiele dobrego szczególnie w kontekście przyspieszania wzrostu włosów i paznokci. Działa trochę podobnie, jak olej z czarnuszki, bo również wykazuje właściwości bakteriobójcze, antygrzybiczne, antyalergiczne i regenerujące. Będzie dobry dla problematycznej skóry głowy z łupieżem, swędzeniem i nadmiernym przetłuszczaniem. Sama jeszcze nie miałam okazji go używać i zrobię to dopiero za jakieś 2-3 tygodnie. Zobaczymy jak spisze się na długości włosów. 

Kilka informacji producenta:

Olej nagietkowy łagodzi podrażnienia i stany zapalne. Przyspiesza gojenie ran i otarć naskórka, zmniejsza widoczność blizn w miejscach założonych szwów, zmniejsza odczucie bólu. Wzmacnia naczynia krwionośne, poprawia ukrwienie, łagodzi silne reakcje skóry z popękanymi naczynkami krwionośnymi. Wspomaga regenerację komórek skóry po oparzeniach słonecznych, pełni funkcję naturalnego filtra przeciwsłonecznego. Ochrania skórę w kontakcie z agresywnymi czynnikami środowiskowymi. Jest skuteczny w leczeniu ran, owrzodzeń, poparzeń, wysypki, liszaju, odleżyn. Wspomaga pielęgnację każdego rodzaju skóry. Działanie bakteriobójcze jest wykorzystywane w przypadku pielęgnacji skóry tłustej, skłonnej do stanów zapalnych, zwęża rozszerzone pory, reguluje proces produkcji sebum. Wspomaga leczenie pękających brodawek sutkowych u kobiet karmiących piersią. Olej nagietkowy jest szczególnie polecany do pielęgnacji delikatnej i wrażliwej skóry niemowląt. Stosowany w pielęgnacji włosów i paznokci, wzmacnia je i pobudza do wzrostu. 


Ostatnim, nowym olejem w mojej pielęgnacji jest olej sezamowy marki Rapunzel. Z tym produktem również miałam do czynienia w przeszłości. Ten rodzaj oleju występuje bardzo często w najróżniejszych, ajurwedyjskich mieszankach upiększających typu Khadi. Ma świetne działanie przyciemniające, więc to ostatecznie przekonało mnie do jego kupna, bo ciągle próbuję przyciemnić swoje włosiska w jakiś naturalny sposób. Dowiedziałam się również, że olej sezamowy zapobiega przedwczesnemu siwieniu, a często pytacie mnie co można poradzić w tej kwestii sposobami naturalnymi. Poza tym tak, jak dwa poprzednie oleje ma działanie  nawilżające, przeciwłupieżowe, nabłyszczające i wspomagające porost włosów. Z ciekawostek, to można przy jego pomocy leczyć również wszawicę. 

***

Jak pewnie zdążyłyście zauważyć, wszystkie oleje, o których dzisiaj wspomniałam świetnie nadają się do stosowania na skórę głowy. Działają przeciwzapalnie, przeciwgrzybiczo i przyspieszają wzrost włosów, więc jeśli wcierki, o których pisałam TUTAJ klik nie pomagają przy problemach ze skórą głowy, to być może warto zacząć wcierać oleje również w skalp. Ja jestem trochę uprzedzona do wcierania olejków w te okolice, bo dotychczas wypróbowane oleje powodowały u mnie problemy z łupieżem, ale myślę, że w najbliższym czasie skuszę się na takie zastosowanie czarnuszki. Na pewno dam Wam znać co z tego wynikło w  aktualizacji pielęgnacyjnej moich włosów, która pojawia się średnio co 2 miesiące. 

Włosomaniaczki, dajcie znać czy używałyście już jakiegoś oleju, o którym wspomniałam i jakie są Wasze doświadczenia. 

Obserwujcie mnie na Instagramie @kosmetycznahedonistka 



DODATKI, KTÓRE LUBIĘ NAJBARDZIEJ I CO MYŚLĘ O TOREBKACH MICHAEL KORS?

$
0
0
Podczas garderobianych porządków zdałam sobie sprawę, że ilość moich torebek znacznie wymyka się spod kontroli. Oczywiście już dawno wiedziałam o tym, że mam pewną skłonność do częstego kupowania torebek, ale póki jest jeszcze miejsce w garderobie, to nie planuję się ograniczać. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że używam tylko kilku z nich, a reszta leży zupełnie zapomniana. Podobnie z innymi dodatkami - mam ich naprawdę dużo, a noszę zazwyczaj w kółko to samo. Jeśli chcecie zobaczyć co najczęściej wybieram, to zapraszam do dalszej części dzisiejszego wpisu. 

kosmetyczna hedonistka sotho biżuteria celebrytka rozetka

Zacznę od biżuterii, bo w tej kwestii jestem najbardziej określona. Lubię drobne łańcuszki z połyskującymi zawieszkami i takich ozdób mam w swojej kolekcji co najmniej kilkanaście. Jakoś nie po drodze mi ze zdobnymi kolczykami, koralami i masywnymi pierścionkami. Po taką biżuterię sięgam bardzo rzadko i jeśli już, to na specjalną okazję. Czasem wypada założyć do małej czarnej jakieś klasyczne perły, długie kolczyki lub przypiąć ozdobną broszkę. Jeśli chodzi o trendy, to one również bardziej skłaniają się ku minimalizmowi w kwestii doboru biżuterii.

michael kors jet set cross body dusty rose

Ostatnio najczęściej noszę łańcuszek z rozetką, serduszkiem i małym kryształkiem od Sotho. Już przy okazji wczorajszego wpisu dostałam od Was mnóstwo zapytań o niego i w sumie wcale mnie to nie dziwi. Prezentuje się bardzo oryginalnie i jest w kolorze różowego złota, które bardzo lubię. Łańcuszek zdecydowanie wyróżnia się w mojej kolekcji i być może dlatego najczęściej go ubieram. Nie jest tak nachalny jak typowe złoto czy srebro, a naprawdę przykuwa uwagę. Nie ma osoby, która nie zapytałaby o to skąd go mam. Dostępny tutaj klik iakurat jest na niego zniżka 30%, tak jak na wiele innych modeli. Takie drobne łańcuszki możecie też kupić w popularnych sieciówkach typu H&M, natomiast są zdecydowanie mniej wytrzymałe. 

mvmt watches rose gold black leather czarny zegarek czarna tarcza

Wiem, że obiecałam Wam pokazanie mojej małej kolekcji zegarków, ale niestety zbiła się szkatułka, w której je trzymałam. Chciałabym jednak zaprezentować je w pełnej krasie łącznie z ich "domem", więc musicie jeszcze trochę poczekać na taki wpis. Dziś jednak wspomnę o moim ulubionym zegarku, który zresztą znalazł się w ulubieńcach grudniaTo model MVMT Watches Rose Golden/Black Leather, dostępny tutaj klik. Pasuje w zasadzie do wszystkiego i świetnie wygląda połączony z koralowymi bransoletkami. Znów przewija się tutaj motyw różowego złota, do którego dobrałam też bransoletkę w podobnym odcieniu z zawieszką w kształcie serduszka tutaj klik. Zegarek wyparł nawet mojego ulubionego Daniela Wellingtona i mimowolnie sięgam po niego szykując się do wyjścia. 


Ostatnią rzeczą, o której chciałabym dziś wspomnieć jest torebka Michael Kors Jet Set Crossbody w kolorze Dusty Rose. O Korsie powiedziano już naprawdę wiele i pewnie nieraz spotkałyście się z hejtem na temat tej marki - że "oklepana", że "wszyscy mają", że "wydać tyle kasy za torebkę to głupota". Oczywiście nie będę udawać, że całkowicie nie zgadzam się z tymi teoriami. Faktycznie cena jest dosyć wysoka, ale na pewno nie w stosunku do wykonania. Jakość mojej torebki jest rewelacyjna, a mam w tym temacie spore porównanie. O wysokości ceny możemy jedynie mówić w kwestii samego wydawania tak dużej kasy na torebkę (mimo wszystko to tylko torebka, a nie lek ratujący życie). Tutaj jednak nie ma sensu dyskutować, bo jeśli ktoś naprawdę ma ochotę zaoszczędzić i wydać większą kwotę na rzecz o której marzył, to nie widzę w tym żadnego problemu. Ja na swoją zbierałam bardzo długo i czuję pewną satysfakcję, że się udało. Ostatnio nawet przeczytałam dosyć zabawny komentarz na temat tego, że dziewczyny kupują torebki Korsa po to, aby "szpanować". Myślę, że gdybym chciała zaszpanować, to wybrałabym raczej Birkin Bag od Hermesa, albo chociażby taką Chanel pod kolor najnowszego Mercedesa. A tak całkiem serio - szpanować torebką? Heh. Lubię Korsa za jego prostotę, solidność wykonania, ponadczasowe modele, ale głównie za to, że wbrew pozorom dostajemy wysoką jakość za stosunkowo niską cenę. Domyślam się, że wiele z Was ma odmienne zdanie, więc zachęcam do podzielenia się Waszymi przemyśleniami w komentarzach. 

Wracając do mojej torebki, to długo zastanawiałam się nad wyborem czarnej, klasycznej Crossbody i tej, w odcieniu brudnego różu. Ostatecznie zdecydowałam się na coś mniej klasycznego, ale tylko dlatego, że odcień Dusty Rose jest jedyny w swoim rodzaju. Teraz z pewnością będę polować jeszcze na czarnego Korsa, bo jestem totalnie zauroczona poręcznością i wygodą korzystania z tej torebki. Mieści się do niej wszystko, co najpotrzebniejsze, łącznie z tabletem. Zakupiłam ją w gdyńskim CH Klif, ale taniej będzie na Zalando, chociaż trudno tam o akurat taki odcień. To najczęściej noszona przeze mnie torebka i podejrzewam, że czarna może ją trochę "zdetronizować". Czerń jest jednak bardziej uniwersalnym kolorem.

***

I tak prezentują się najczęściej wybierane przeze mnie dodatki. Dajcie znać co Wy najchętniej nosicie!



CZEGO UNIKAĆ, ABY NIE POGARSZAĆ STANU CERY? SKŁADNIKI AKNEGENNE I KOMEDOGENNE.

$
0
0
"Wszystko mnie zapycha" - z takim stwierdzeniem spotkałam się już wielokrotnie czytając najróżniejsze publikacje w sieci. Sama jestem najlepszym przykładem osoby, która musi bardzo uważać na składy kremów, podkładów i w zasadzie każdego kosmetyku do pielęgnacji czy makijażu twarzy. Owe zapychanie objawia się tym, że już po kilku godzinach od nałożenia kosmetyku, na mojej skórze pojawiają się nowe wypryski oraz mnóstwo zaskórników. Kiedy wykonuję wieczorny demakijaż, to wszystko staje się jasne i doskonale wiem, że dany kosmetyk mi zaszkodził, czyli potocznie mówiąc "zapchał". Efekt zapychania jest bardzo rozczarowujący, bo tak naprawdę cały wysiłek, jaki włożymy w pielęgnację naszej skóry idzie na marne przez działanie jakiegoś kosmetyku. Doprowadzenie skóry do "ładu" wymaga później sporo czasu, ale przede wszystkim nerwów. Myślę, że nie do końca mamy wpływ na to, że coś nas zapcha, bo problemem nie są tylko same składniki. Ważne jest ich stężenie, proporcja, jakość, a takich informacji nie znajdziemy na opakowaniu. Warto jednak dokładnie prześledzić skład danego kosmetyku i wiedzieć co ma większy potencjał, aby spowodować pogorszenie stanu naszej cery. Od kiedy wiem o mojej skórnej skłonności do zapychania, a także o różnicy między komedogennością, a aknegennością, to wybieram kosmetyki bardziej świadomie, bacznie przyglądając się składom produktów. W dzisiejszym wpisie opowiem Wam o tym jakich składników unikać i co mi najbardziej szkodzi. 

wszystko_mnie_zapycha_aknegenne_skladniki_komedogenne_czego_unikac_cera_wrazliwa


AKNEGENNOŚĆ, A KOMEDOGENNOŚĆ
_________
Kosmetyki, które nie pomagają, a wręcz szkodzą naszej skórze mogą być aknegenne lub komedogenne. Są to dwa różne pojęcia, które bardzo często ze sobą mylimy. Aknegenność to zaostrzenie trądziku i silna reakcja skórna, która może pojawić się w ciągu kilku dni od użycia danego kosmetyku. U mnie zazwyczaj ma to miejsce już przy wieczornym demakijażu, gdzie wyraźnie zauważam nowe wypryski, które często bolą przy dotyku i mają czerwony kolor. O aknegenności mówi się bardzo rzadko i jest to termin, o którym dowiedziałam się dopiero od mojego dermatologa. Natomiast znacznie częściej posługujemy się terminem komedogenności. W tym przypadku jest to powstawanie zaskórników i wągrów, które możemy zaobserwować dopiero po kilku tygodniach, a nawet miesiącach od pierwszego użycia takiego produktu. Jest to zatem zupełnie coś innego, niż aknegenność, która objawia się bardziej agresywnie i szybko.

Producenci kosmetyków coraz chętniej piszą na opakowaniach, że ich kosmetyk jest niekomedogenny i stało się to dodatkową zaletą danego produktu, mającą skłonić nas do zakupu. Tymczasem sama byłam niejednokrotnie zdziwiona, że taki produkt mimo, iż był teoretycznie bezpiczny, to i tak pogorszył stan mojej skóry. Problem jednak tkwił w tym, że moja skóra reagowała na składniki aknegenne i próżno szukać takiego ostrzeżenia na opakowaniu produktu.

SKŁADNIKI AKNEGENNE
_________
Na szczęście mamy możliwość wglądu do składu danego produktu, który powinien być umieszczony na opakowaniu. W ten sposób możemy choć trochę uchronić się przed potencjalną katastrofą, jaką może zafundować nam nowy krem, podkład czy róż do policzków. Jakich aknegennych składników warto unikać? Przede wszystkim lanoliny (Lanolin, PEG-75), parafiny i jej pochodnych (Paraffinum Liquidum, Mineral Oil, Paraffin, Isoparaffin), gliceryny (Glicerin, 1,2,3-propanotriol), stearyny (stearic acid, kwas stearynowy). Aknegenne mogą być również barwniki w kosmetykach, a szczególnie barwnik czerwony. Często zdarza się, że po użyciu nowego różu do policzków powstają na naszej twarzy ropne zmiany w miejscu aplikacji i to sygnał, że mógł zawinić czerwony barwnik, który działa aknegennie. Szkodliwe są także syntetyczne aromaty, parabeny i SLS-y.



SKŁADNIKI KOMEDOGENNE
_________
Składników komedogennych jest niestety znacznie więcej i poniżej zamieszczam Wam listę wraz ze stopniem komedogenności danej substancji (0 to brak komedogenności, a 5 to wysoka komedogenność). Potraktujcie to jako małą ściągawkę podczas sprawdzania składu danego kosmetyku, ale pamiętajcie, że to czy coś zadziała szkodliwie na Waszą skórę jest kwestią indywidualną. Odkąd znalazłam ten podział na stronie www.beneficialbotanicals.com wiem czego mniej więcej unikać, a co jest bezpieczne. 

OLEJE I MASŁA
Almond Oil - 2 
Apricot Kernel Oil - 2 
Argan Oil - 0
Avocado Oil - 2 
Baobab Oil - 2
Borage Oil - 2
Calendula Oil - 1
Camphor - 2 
Castor Oil - 1 
Cocoa Butter - 4 
Coconut Butter - 4 
Coconut Oil - 4 
Corn Oil - 3 
Cotton Seed Oil - 3 
Emu Oil - 1
Evening Primrose Oil - 2 
Flax Seed Oil - 4
Grape Seed Oil - 2 
Hazelnut Oil - 2 
Hemp Seed Oil - 0 
Jojoba Oil - 2 
Jojoba Oil Sulfated - 3 
Linseed Oil - 4
Mango Butter - 0 
Mineral Oil - 0 
Mink Oil - 3 
Neem Oil - 1
Olive Oil - 2 
Palm Oil - 4
Peach Kernel Oil - 2
Peanut Oil - 2 
Petrolatum - 0 
Pomegranate Oil - 1
Pumpkin Seed Oil - 2
Rosehip Oil - 1
Safflower Oil (Carthamus tinctorius) - 0 
Sandalwood Seed Oil - 2 
Sea Buckthorn Oil - 1
Sesame Oil - 2 
Shea Butter - 0 
Soybean Oil - 3 
Sunflower Oil - 0 
Tamanu Oil - 2
Wheat Germ Oil - 5 
Shark Liver Oil - 3 

WOSKI
Beeswax - 2 
Candelilla Wax - 1 
Carnuba Wax - 1 
Ceresin Wax - 0 
Emulsifying Wax NF - 2 
Lanolin Wax - 1 

WYCIĄGI ROŚLINNE
Algae Extract - 5 
Aloe Vera Gel - 0 
Calendula - 1 
Carrageenans - 5 
Chamomile - 2 
Chamomile Extract - 0 
Cold Pressed Aloe - 0 
Red Algae - 5 
WITAMINY I ZIOŁA
Ascorbic Acid - 0 
Black Walnut Extract - 0 
Tocopherol (Vitamin E) - 2 
Vitamin A Palmitate - 2 
Panthenol - 0 

ANTYOKSYDANTY
Beta Carotene - 1 
BHA - 2 

MINERAŁY
Algin - 4 
Colloidal Sulfur - 3 
Flowers of Sulfur - 0 
Potassium Chloride - 5 
Precipitated Sulfur - 0 
Sodium Chloride (Salt) - 5 
Talc - 1 
Zinc Stearate - 0 

ZAGĘSZCZACZE I EMULGATORY
Carbomer 940 - 1 
Hydroxypropyl Cellulose - 1 
Kaolin - 0 
Magnesium Aluminum Silicate - 0 
Sodium Laureth Sulfate - 3 
Sodium Lauryl Sulfate - 5 
Sorbitan Oleate - 3 

ALKOHOLE, ESTRY I CUKRY
Polysorbate 20 - 0 
Polysorbate 80 - 0 
Sterol Esters - 0 
Behenyl Triglyceride - 0 
Butylene Glycol - 1 
Cetearyl Alcohol - 2 
Diethylene Glycol Monomethyl Ether-0 
Glyceryl Stearate NSE - 1 
Glyceryl Stearate SE - 3 
Glyceryl Tricapylo/Caprate - 1 
Glyceryl-3-Diisostearate - 4 
Hexadecyl Alcohol - 5 
Isocetyl Stearate - 5 
Isopropyl Alcohol - 0 
Laureth 23 - 3 
Laureth 4 - 5 
Octyl Stearate - 5 
Oleth-10 - 2 
Oleth-3 - 5 
Oleyl Alcohol - 4 
Polyethylene Glycol (PEG 400) - 1 
Polyethylene Glycol 300 - 1 
Polyglyceryl-3-Diisostearate - 4 
Propylene Glycol - 0 
Propylene Glycol Monostearate - 4 
SD Alcohol 40 - 0 
Sorbitan Laurate - 1 
Sorbitol - 0 
Steareth 10 - 4 
Steareth 100 - 0 
Steareth 2 - 2 
Steareth 20 - 2 
Wheat Germ Glyceride - 3


CO MOJEJ SKÓRZE SZKODZI NAJBARDZIEJ?
_________
Reakcja mojej skóry na parafinę i jej pochodne pojawia się w ciągu kilku godzin. Wystarczy odrobina kremu z tą substancją, albo bronzer czy podkład zawierający ją w składzie, a bardziej niż pewne, że przy wieczornym demakijażu zobaczę nowe niedoskonałości. Dodam, że takie wypryski są uporczywe w leczeniu i nie znikają po kilku dniach. To samo, jeśli chodzi o lanolinę, większość róży do policzków (nieszczęsny, czerwony barwnik), olejki i algi. Myślę, że powinnyśmy sprawdzać empirycznie co jest dobre dla naszej skóry, a co jej szkodzi. W praktyce może być tak, że to, co ma duży potencjał komedogenny/aknegenny wcale nam nie zaszkodzi. Jestem dosyć stała, jeśli chodzi o produkty do makijażu i pielęgnacji twarzy. Jeśli coś się sprawdza i nie szkodzi, to się tego trzymam. Dlatego też rzadko sięgam po inny podkład niż Dr Irena Eris Provoke Matt, puder Manhattan Clearface, krem nawilżający Effaclar H (mimo, że ma glicerynę, to nie powoduje u mnie zmian na skórze) i Hydraphase Legere czy bronzer Benefit Hoola. To kosmetyki, które nigdy mnie jeszcze nie zawiodły. Czasem sięgam po coś innego, ale aktualnie nie zauważyłam, żeby jakiś kosmetyk z mojej kolekcji był aknegenny, bo można powiedzieć, że to u mnie wychodzi od razu.  

***

Jak to jest u Was z tym "zapychaniem"? Czego unikacie w składach? Napiszcie koniecznie jakie kosmetyki zrobiły Waszej skórze największą krzywdę. Może dzięki temu inne Czytelniczki baczniej przyjrzą się ich składom  :-)




PRZECHOWYWANIE I ORGANIZACJA KOSMETYKÓW: AKRYLOWY ORGANIZER MUJI STORAGE.

$
0
0
Jakiś czas temu wspominałam Wam, że poluję na przeźroczysty, akrylowy organizer na kosmetyki, w którym będę je mogła przechowywać. Kiedyś byłam zwolenniczką chowania wszystkiego w toaletce i szufladki z plexi zupełnie do mnie nie przemawiały. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zmieniła zdania i od jakiegoś czasu marzył mi się oryginalny organizer MUJI. Przechowuję w nim kosmetyki, których używam na co dzień i te, które chcę zużyć jak najszybciej. Jeśli jesteście ciekawe jak wygląda organizacja moich produktów do makijażu, to zapraszam do dalszej części wpisu. 

muji_organizer_na_kosmetyki

organizacja_kosmetyków_muji_akrylowy
acrylic_muji_deawer_storage

Pierwszy raz spotkałam się z takimi przeźroczystymi organizerami na amerykańskich kanałach YouTube i blogach. Dziewczyny pokazywały swoje ogromne kolekcje kosmetyków, które były skrupulatnie posegregowane w akrylowych szafeczkach, co znacznie ułatwiało codzienny makijaż. Przeźroczystość takiego organizera, która kiedyś wydawała mi się wadą, jest jego niewątpliwą zaletą. Od razu widzę co znajduje się w danej szufladce i mogę po to szybko sięgnąć. Jeśli posiadacie trochę więcej kosmetyków, to pewnie wielokrotnie kopałyście w swojej toaletce w poszukiwaniu konkretnego produktu. Przechowywanie kosmetyków w Muji jest bardziej wygodne i praktyczne.

muji_acrylic_storage_drawer_makeup_organization

W pierwszej szufladce trzymam swoje kompaktowe pudry, które chcę zużyć. Znalazł się tu też jeden róż, o którym zupełnie zapomniałam, a jest naprawdę bardzo fajny i nie powoduje u mnie powstawania niedoskonałości. Lubię róże z Astor i nie zdarzyło mi się jeszcze, aby któryś mnie zawiódł. 


W drugiej szufladce trzymam tusze do rzęs, kredki do oczu i eyelinery. To z nimi miałam zazwyczaj największy problem, aby odnaleźć je na szybko w toaletce. 


Kolejna szufladka kryje wszystkie produkty do makijażu brwi i cieliste kredki na linię wodną. Obecnie najchętniej sięgam po kredki do brwi i niedługo Wam o nich napiszę. Kiedyś nie wyobrażałam sobie malowania ich kredką, bo to zawsze kończyło się tragicznie, a teraz ten sposób jest dla mnie najwygodniejszy i najbardziej naturalny. Kluczem do sukcesu jest odnalezienie odpowiedniego produktu, bo nie wszystkie kredki są dobre.


W przedostatniej szufladce kryją się różne korektory, bazy pod cienie, konturówki i pomadki do ust. Chyba wspominałam Wam już, że uwielbiam kółko korektorów z IsaDora. Najczęściej używam tego zielonego kamuflażu do neutralizowania zaczerwienień na skórze i sprawdza się naprawdę świetnie. 


I na koniec pomadki, których tak naprawdę używam najczęściej. Są to matowe Bourjois Rouge Edition Velvet i pomadki IsaDora Twist-Up Gloss Stick oraz Twist-Up Matt Lips. Jest też kilka balsamów z Catrice Pure Shine, które również bardzo lubię. Ich ogromnym minusem jest ścieranie się napisów, co wygląda później nieestetycznie. 

muji_acrylic_akrylowy_organizer_biala_toaletka
Resztę produktów do makijażu trzymam w swojej toaletce. Na co dzień sięgam do niej tak naprawdę po bronzer, podkład i jedną paletkę cieni. Wadą takiego organizera jest z pewnością mała głębokość pojedynczej szufladki i bronzer Benefit Hoola czy podkład Eris niestety się do niej nie zmieszczą. Z tego, co widziałam są też głębsze modele organizerów, ale tylko z dwiema szufladkami. Wadą może być też cena, bo za taki organizer zapłaciłam 155 zł, co może wydawać się dosyć wysoką kwotą, jak za przeźroczysty pojemnik. Miałam już do czynienia z takimi plastikowymi organizerami i ten z Muji to zupełnie inna bajka. Jest ciężki, solidny, szufladki wysuwają się płynnie, a samo tworzywo jest grube i nie daje w odczuciu wrażenia plastikowości, tandety. Jest łatwy w czyszczeniu i kosmetyki nie "wżerają" się w niego. Myślę, że gdyby szufladki były bardziej zróżnicowane pod względem głębokości, to byłby to organizer idealny, mieszczący wszystko, co niezbędne do makijażu. Co prawda można dokupić te wyższe szufladki i dostawić je od góry, co będzie tworzyło zgraną całość, ale koszt wtedy rośnie. Mimo wszystko jestem zadowolona z takiego rozwiązania, które ułatwiło mi podstawową organizację moich kosmetyków. Jeśli zastanawiacie się czy warto kupić organizer z Muji, to uważam, że jak najbardziej TAK. Być może zdecyduję się jeszcze na taki do przechowywania mojej biżuterii, z uwzględnieniem cieniutkich łańcuszków, które lubią się plątać, gdy są powieszone.


***
Dajcie znać co myślicie o takim pomyśle na organizację kosmetyków! W jaki sposób przechowujecie swoje produkty do makijażu?



JAK WYKORZYSTAĆ OPAKOWANIA PO ZUŻYTYCH KOSMETYKACH I DLACZEGO LUBIĘ STARY TUSZ DO RZĘS?

$
0
0
Nie jestem typem zbieracza, ale lubię maksymalnie wykorzystywać kosmetyki łącznie z ich opakowaniami. Często zastanawiam się czy warto zachować jakieś pudełko i do czego mogłoby się jeszcze przydać. Okazuje się, że takie zbieractwo ma swoje ogromne plusy i niejednokrotnie pozwala zaoszczędzić trochę pieniędzy. W dzisiejszym wpisie opowiem Wam o "drugim życiu" opakowań po kosmetykach i kilku akcesoriach, które można jeszcze wykorzystać. Zdradzę też dlaczego uwielbiam stary, zaschnięty tusz do rzęs, więc zapraszam do dalszego czytania.  




MAŁE BUTELECZKI PO TONIKACH, PŁYNACH MICELARNYCH
________
Często pytacie mnie w co przelać wcierkę do włosów, aby ułatwić jej rozprowadzanie na skórze głowy. U mnie najlepiej sprawdzają się małe buteleczki po płynach micelarnych lub tonikach. Takie opakowania mają poręczną dziurkę, przez którą nie wypływa zbyt wiele produktu. Poza tym mała buteleczka mieści idealną ilość wcierki zrobionej na dwa, trzy dni i nic się nie zmarnuje. Osobiście bardziej lubię taką formę aplikacji, niż gdybym miała użyć atomizera czy wacika. Warto też zachowywać takie małe opakowania, bo świetnie przydają się podczas podróży. Chyba nikt nie chce dźwigać półlitrowego płynu micelarnego czy żelu pod prysznic, wyjeżdżając tylko na kilka dni. Oczywiście można udać się wtedy na dział z miniaturami w Rossmannie i kupić małą pojemność produktu, ale mając  puste opakowania w domu, możemy po prostu przelać do nich nasz ulubiony kosmetyk. Wracając do tematu wcierek na porost i zahamowanie wypadania włosów, to TUTAJ klik spisałam wszystkie ulubione przepisy.


OPAKOWANIA Z POMPKĄ I ATOMIZEREM
________
Czasem zdarzy mi się kupić żel pod prysznic, który ma kiepskie opakowanie, wyślizgujące się z dłoni przy każdym użyciu. Wtedy niezastąpione są butelki z pompką, do których przelewam produkt i znów mogę cieszyć się łatwością stosowania. To samo tyczy się w zasadzie wszystkich kosmetyków myjących, które nie zawsze mają trafione opakowanie. Jak dla mnie najbardziej komfortową formą używania tego typu kosmetyków jest pompka, ale nie każdy producent wychodzi z takiego założenia. Dlatego też staram się zachowywać takie wygodne butelki z pompką lub z atomizerem. "Psikacz" może się przydać do rozpylania domowych mgiełek na twarz i ciało np. podczas upału. Będzie też idealny do mgiełki rozjaśniającej włosy na bazie rumianku, o której pisałam TUTAJ klik. 


PIPETA
________
Opakowania z dobrą pipetą, to wciąż rzadkość. Taka forma wydobywania produktu z buteleczki jest szczególnie przydatna, jeśli chodzi o olejki. Często wylewamy z opakowania za dużo, albo za mało, a pipeta daje nam większą kontrolę. Ja przykładowo potrzebuję na całe swoje włosy dwie pełne pipety oleju i taka ilość jest dla mnie optymalna. Bardzo dobrą pipetkę mają produkty Delawell i zawsze przelewam sobie do tych buteleczek inne oleje, które znajdują się w wielkich, nieporęcznych butlach. Jeśli lubicie olejować skalp, to pipeta może być w tym przypadku niezastąpiona!


OPAKOWANIA Z PRECYZYJNYM APLIKATOREM
________
Precyzyjne aplikatory mogą posłużyć nam do robienia starannych kresek eyelinerem, ale również będą świetne do malowania wzorków na paznokciach czy aplikacji oleju rycynowego wzdłuż linii rzęs. Moje ulubione pędzelki pochodzą z opakowań po odżywkach do rzęs np. Magiclash albo Revitalash. Oczywiście nie zapominajmy, że takie płynne eyelinery również mają świetle pędzelki, które warto zachować na przyszłość. Mój najstarszy pędzelek od płynnego eyelinera Astor ma kilka lat i wciąż używam go do malowania wzorków na paznokciach. Jest naprawdę niezastąpiony w tej roli.


PĘDZELEK OD LAKIERU
________
Zdarza się, że lakier nie rozprowadza się tak, jakbyśmy tego chciały. Często jest to wina pędzelka, który ma zły kształt lub zbyt gęste ułożenie włosków. Jeśli trafię na lakier, który ma wygodny pędzelek i maluje się nim wyjątkowo dobrze, to nie wyrzucam go. Przydaje się później przy malowaniu innymi lakierami lub do zdobień.


POJEMNICZKI PO CIENIACH, KREMACH , EYELINERACH, KAMUFLAŻACH
________
Tego typu opakowania są najbardziej przydatne i zawsze je zbieram. Świetnie sprawdzają się do przechowywania ozdób do paznokci i innych, drobnych elementów, które mogą się nam zgubić. Takie pojemniczki posłużą również do pobierania próbek ze sklepów. Często spotykam się z sytuacją, kiedy chciałabym wypróbować jakiś podkład, ale pani w sklepie nie ma go do czego przelać. Kiedy przychodzę z własnym słoiczkiem, to nie ma wtedy żadnego problemu.


GĄBECZKI DO NAKŁADANIA PUDRU
________
Niektóre pudry mają dołączone naprawdę dobrej jakości gąbeczki, których wcale nie trzeba wyrzucać po zużyciu produktu. Można je wyprać i są jak nowe! Lubię tradycyjne gąbeczki, bo wciskają puder w skórę i efekt matu utrzymuje się znacznie dłużej, niż przy aplikacji pędzlem. Oczywiście nie wszystkie gąbeczki nadają się do wielokrotnego użytku i już po pierwszym praniu zaczynają się strzępić i takie niestety trzeba wyrzucić. Na szczęście zdarza się to rzadko i większość pudrów ma w komplecie bardzo dobre jakościowo aplikatory.


ZUŻYTY BEAUTYBLENDER
________
A co z zużytym Beautyblenderem? Oczywiście również można go wykorzystać! Będzie idealny do cieniowania na paznokciach czyli popularnego efektu ombre czy gradientu. Jego struktura jest lekko dziurkowana, przez co cieniowanie jest łatwiejsze, bardziej płynne i staranne. Z doświadczenia wiem, że lepiej pociąć taką gąbeczkę, aby uzyskać bardziej płaski kształt, ponieważ owal Beautyblendera może przeszkadzać w tej technice stylizacji paznokci.


OPAKOWANIE PO PUDRZE Z SITKIEM
________
Niestety niektóre opakowania pudrów sypkich są naprawdę fatalnej jakości. Początkowo wszystko jest w porządku, ale później słoiczek się nie domyka i przy każdym otwarciu puder jest dosłownie wszędzie. Mam swoje ulubione opakowanie, które jest bardzo poręczne, bo zawiera sitko blokujące wydobywanie się produktu w nadmiernej ilości. Kiedy zużyję już puder Rouge Bunny Rouge, to z pewnością pozostawię opakowanie i przesypię do niego puder z Kryolanu Anti-Shine. Będzie mi znacznie wygodniej z niego korzystać, bo w tym momencie przy każdej próbie otwarcia puder unosi się w powietrzu i paskudzi mi wnętrze toaletki.


STARY TUSZ DO RZĘS - DLACZEGO LUBIĘ GO UŻYWAĆ? 
________
Oczyszczone szczoteczki po starych tuszach mają kilka fajnych zastosowań. Możemy używać ich do przeczesywania brwi, do nakładania oleju rycynowego na rzęsy, ale też do usuwania zaschniętego tuszu, kiedy niechcący ciapniemy nim gdzieś w okolicy oka. Ja polubiłam swoje stare maskary dlatego, że świetnie nadają się do malowania dolnych rzęs. Zauważyłam, że kiedy maluję je "świeżym" tuszem, to są zbyt wyraźne i posklejane, co w rezultacie zmniejsza oko i sprawia, że makijaż  wygląda ciężko. Kiedy tusz jest już na wykończeniu, to podkreśla rzęsy w bardzo naturalny sposób. Są wtedy lekko przyciemnione, bardziej puszyste, gęste i makijaż oka prezentuje się znacznie lepiej. Próbowałyście już takiego sposobu?

***

Wyrzucacie zużyte opakowania po kosmetykach czy może również dajecie im "drugie życie"? 



ULUBIEŃCY STYCZNIA: MAŁA TOREBKA NA WESELE, NABLA COSMETICS, CRYSTAL I INNI.

$
0
0
Styczeń za nami i cieszę się, że te zimowe miesiące mijają tak szybko. Z utęsknieniem czekam na wiosnę i wszystko, co się z nią wiąże. Powoli nabieram wstrętu do zimowych kurtek, kozaków i szalików, a to znak, że czas na zmianę pory roku. Czyściutkie Conversy i odświeżone ramoneski już czekają na to, aby je ubrać :-) W dzisiejszym wpisie jak co miesiąc pokażę Wam swoich ulubieńców. Będzie o torebce, którą zabrałam na dwa wesela, trochę o kosmetykach i o kilku smakołykach. Na koniec wyjaśnię Wam dlaczego mnie tak ostatnio mało tutaj i na Instagramie, więc zapraszam do czytania dalej. 

torebka_do_reki_z_perel_wyszywana_kamieniami_romwe_mcqueen

mala_torebka_kopertowka_na_wesele

Styczeń upłynął mi pod znakiem różnych wyjść, imprez i ogólnego biesiadowania. Z wiekiem coraz trudniej przychodzi mi dobieranie stylizacji na takie okazje. Byłam bardzo niezdecydowana w kwestii sukienki, ale w końcu o jej ostatecznym wyborze przesądziła torebka. To przy niej wyjątkowo ciekawie prezentowała się pudrowo-różowa, obcisła sukienka przed kolano, której nawet początkowo nie rozważałam. Ogólnie cała stylizacja wyszła bardzo kobieco, ale jednocześnie elegancko i odświętnie. Niestety okazało się, że na weselu byłam jedną z wielu kobiet ubranych w odcieniach pudrowego różu. Czyżby to jakiś nowy, weselny trend? Wracając do torebki, to wahałam się nad jej zakupem, ale ostatecznie jestem z niej bardzo zadowolona. Jest typowo wyjściowa i oczywiście nie pomieści zbyt wiele, więc musiałam zrezygnować ze swojego torebkowego ekwipunku, o którym pisałam TUTAJ klik. Na szczęście obyłam się bez niego, a potrzebny mi był jedynie puder i pomadka. Jeśli szukacie takiej zdobionej perełkami torebki do ręki, to jest dostępna TUTAJ klik. Była ze mną na dwóch weselach i z pewnością wezmę ją jeszcze na niejedną imprezę, bo jest  świetna. 

nabla_cream_shadow

Nigdy nie byłam wielką fanką cieni w kremie, dopóki nie trafiłam na takie, które mnie zachwyciły. Cienie Nabla są świetnie napigmentowane, równo rozkładają się na powiece i wystarczy rozprowadzić je palcem, aby wyglądały dobrze. Używam ich solo, ale czasem stosuję je jako bazę pod inne cienie, aby wzmocnić i utrwalić efekt. Nabla to popularna, włoska marka i bardzo polubiłam też ich pomadki oraz kredki do brwi. Kremowe cienie dostępne są TUTAJ klik

nabla_lipstick_pomadki_kremowe_trwale_nabla_cosmetics
nabla_diva_lipstick
nabla_diva_lipstick_swatch_cream_shadow_swatches

Próbki kolorów pomadek z serii Diva i kremowych cieni 

Do ulubieńców mogę śmiało zaliczyć też jedną pomadkę Nabla z serii Diva, która ma bardzo ciekawą formułę. Jest niesamowicie mocno napigmentowana i wystarczy jedno przyłożenie do ust, aby kolor był intensywny. Jest to odcień Ombre Rose. Pomadki są bardzo lekkie na ustach, tworzą na nich taką aksamitną warstwę, przy czym nie wysuszają i mają satynowe wykończenie. Pierwszy raz spotkałam się z tak ciekawą konsystencją, bo przy maksymalnej lekkości otrzymujemy dużą pigmentację i trwałość. Pomadki dostępne TUTAJ klik. 

olej_z_czarnuszki_natvita


O oleju z czarnuszki pisałam Wam już TUTAJ klik i śmiało mogę go nazwać ulubieńcem stycznia. Ma naprawdę fantastyczne działanie na moje włosy i po jego zmyciu są bardzo gładkie, lśniące, dociążone i miękkie. Zaopatrzyłam się już w dwie kolejne buteleczki, bo akurat w mojej aptece było -30% na wszystkie naturalne oleje.  Nawet nie pytajcie co jeszcze z tej okazji kupiłam, bo jest tego naprawdę sporo. Będzie co testować i z czego zdawać później relację na blogu. 

elfa_pharm_maska_balsam_do_wlosow_lopianowy


Na maskę Elfa Pharm Intensive Hair Therapy natknęłam się podczas zakupów w drogerii Natura. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z tą maską, więc postanowiłam ją wypróbować. Ma dosyć ciekawy skład, bogaty w różne wyciągi i olejki (np. olejowy ekstrakt z łopianu, z owoców palmy sabalowej), do tego proteiny sojowe i keratyna. Daje moim włosom ładny połysk, ułatwia rozczesywanie i zapobiega puszeniu. Ma hamować wypadanie włosów i aktywować ich wzrost, czego osobiście nie sprawdziłam, ponieważ nie nakładam masek i odżywek na skalp. Pachnie bardzo ziołowo, dzięki olejowi eterycznemu z tymianku, więc nie do końca mi to odpowiada. Zapach utrzymuje się naprawdę bardzo długo. Na szczęście mogę go zneutralizować zapachem serum Mythic Oil i wtedy tymianek znacznie mniej wyczuwalny. Natomiast samo działanie jest świetne i przypomina mi efekt po starych, dobrych maskach z Biovax. Niestety aktualnie wcale u mnie nie działają i zupełnie z nich zrezygnowałam. 

crystal_antyperspirant_ałun_naturalny


Kiedy skończył mi się antyperspirant z Lady Speed Stick, to postanowiłam wrócić do mojego ulubieńca sprzed lat czyli Crystal Body Deodorant Stick. Jest to dezodorant w kamieniu, w 100% naturalny. Wystarczy lekko zwilżyć końcówkę antyperspirantu pod bieżącą wodą i przeciągnąć nim pod pachami. Uwielbiam go za to, że całkowicie neutralizuje zapach potu i mimo, że się pocę, to zupełnie tego nie czuć :-) Nie przepadam za typowymi blokerami, które hamują całkowite wydzielanie potu i osobiście nie mam też większego problemu z nadmiernym poceniem. Lubię produkty, które nie kolidują z zapachem moich perfum, więc Crystal jest pod tym względem idealny. Dostępny w Rossmannie. 

chałka_kaufland_z_rodzynkami_i_prazonymi_migdalami_dynia_bakaland


I na koniec coś do jedzenia. Jeśli macie w swojej okolicy sklep Kaufland, to znajdziecie tam przepyszne chałki z rodzynkami i migdałami. Ja jestem od nich wprost uzależniona i mogę je pochłaniać na każde śniadanie. Ostatnio zajadam się też pestkami dyni z Bakaland. Lekko podprażone na patelni są najlepsze. Mniam :-)


***

Ostatnio trochę mnie mało tutaj i na Instagramie, ale to wszystko dlatego, że kurowałam twarz po peelingu TCA. Kto miał, ten wie, że przez kilka dni wygląda się jak po ocaleniu z pożaru. Dajcie znać czy chciałybyście przeczytać o moich doświadczeniach z tym peelingiem.







BURGUNDY, CZERWIENIE I BORDA CZYLI MANICURE NA WALENTYNKI Z SEMILAC.

$
0
0
Walentynki zbliżają się wielkimi krokami i z tej okazji przygotowałam dla Was mały przegląd odcieni, które idealnie wpisują się w ten klimat. Semilac ma w swojej ofercie spory wybór pięknych czerwieni, śliwek, bordo i burgundów, które z pewnością zainteresują wszystkie miłośniczki takich kolorów na paznokciach. Pokażę Wam też dwie nowości marki, więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam do dalszego czytania.

semilac_deep_red_manicure_na_walentynki

Walentynki kojarzą się przede wszystkim z kolorem czerwonym, który na paznokciach prezentuje się bardzo szlachetnie i elegancko. Jeśli chodzi o lakiery hybrydowe Semilac, to jest z czego wybierać. Mamy tu zarówno piękne, klasyczne czerwienie, jak i ciekawe burgundy w najróżniejszych tonacjach. Jak pewnie zdążyłyście zauważyć, każdy odcień Semilac prezentuje się inaczej w danym świetle. Weźcie to też pod uwagę przy prezentacji odcieni w dzisiejszym wpisie, bo ich ostateczny kolor zależy również od ustawień monitora itd. Ja przy wyborze konkretnego lakieru zawsze wpisuję jego nazwę w grafice Google i mam już pewne wyobrażenie jak dany odcień będzie się prezentował. Moje ulubione, walentynkowe Semilaki to zdecydowanie:

Intense Red 027 - intensywna, ciepła czerwień, bez drobinek, klasyka
Red Carpet 134 - bardziej jaskrawa czerwień, z nutą pomarańczu, bez drobinek
Glitter Red 025 - klasyczna czerwień ze srebrno-różowymi drobinkami
Dirty Red 069 - bardzo trafna nazwa, bo to brudna czerwień, z nudą brązu, bez drobinek
My Love 026 - moja pierwsza czerwień w kolekcji, bardzo elegancka, z drobinkami 
Deep Red 071 - ciemna czerwień, wpadająca w bordo, bez drobinek, aktualnie na moich paznokciach
Pearl Red 070 - perłowa, głęboka wiśnia
Classic Wine 028 - eleganckie, czerwone wino, bez drobinek
Elegant Cherry 098 - metaliczny, winny odcień, ze śliwkową poświatą
Burgundy Wine 083 - ciemna śliwka, bez drobinek
Tutti Frutti 133 - jaskrawy, koralowy odcień, idealny na lato do opalonych dłoni i stóp, bez drobinek

semilac_hybrydy_paznokcie_hybrydowe_czerwienie

semilac_lakiery_hybrydowe_hybrydy_czerwienie


W tym roku postawiłam na prosty manicure z "okienkiem" w odcieniu Deep Red 071 [dostępny tutaj klik], który jest naprawdę pięknym, głębokim kolorem ciemnej czerwieni. Tradycyjnie zaczęłam od bazy, którą utwardziłam w lampie. Zdobienie wykonałam za pomocą cieniutkiego pędzelka (od płynnego eyelinera Astor) i najpierw namalowałam nim górny trójkąt, później dolny, tworząc otwartą przestrzeń na płytce. Następnie dodałam trzy kreseczki łączące dwa końce i tak oto powstał ten prosty wzór. Później już tylko utwardziłam kolor w lampie, nałożyłam Top No Wipe i gotowe. Nic trudnego, a wygląda dosyć ciekawie. Jak pewnie zdążyłyście zauważyć, lubię akcent na jednym paznokciu, bo nie powoduje to przesytu w zdobieniu, a fajnie urozmaica cały manicure. 

semilac_deep_red_071

Dwie nowości Semilac, jakie zasługują na uwagę, to z pewnością baza witaminowa oraz produkt 2w1 czyli baza i top. Baza witaminowa [dostępna tutaj klik] jest lakierem podkładowym, na który bezpośrednio nakładamy kolor. Ma za zadanie dwukrotnie zwiększyć ochronę naturalnej płytki, dzięki zawartości witaminy E i B5. Jeśli macie problem z łamliwymi i słabymi paznokciami, to taka baza powinna być znacznie lepsza, niż tradycyjna. Jeśli natomiast chodzi o drugą nowość Semilac, to mamy tutaj bazę i top w jednym produkcie [do kupienia tutaj klik]. Myślę, że to bardzo ciekawe rozwiązanie, pozwalające zaoszczędzić trochę pieniędzy i miejsca w naszej kolekcji lakierów. Fajnie, że Semilac wprowadza takie nowości i rozwija się pod tym względem. Jak wiecie jestem wierna tej marce już od bardzo dawna i ciągle zaskakuje mnie nowymi kolorami i ciekawymi rozwiązaniami, które ułatwiają pracę. Moim odkryciem jest też Top No Wipe [dostępny tutaj klik], który nie zostawia tzw. warstwy dyspersyjnej i nie wymaga już przecierania Cleanerem. Wystarczy utwardzić Top No Wipe w lampie i gotowe! Poza tym pozostawia wspaniały, szklany połysk na paznokciu, co dodatkowo wzmacnia ostateczny efekt całego manicure. 



Jeśli nie lubicie ciemnych kolorów na paznokciach i zdecydowanie bardziej preferujecie odcienie różowe, delikatne, to w zakładce MANICURE klik na moim blogu jest ich sporo. Ja ostatnio zapałałam wielką miłością do ciemnych lakierów, które ostatnio prezentowałam Wam na moim Instagramie. Zapraszam Was do śledzenia mnie również tam @kosmetycznahedonistka

semilac_migdalki_paznokcie_hybrydowe_nails

Dajcie znać czy planujecie wykonać jakiś wyjątkowy manicure na Walentynki i czy w ogóle obchodzicie to święto. Jeśli jakiś kolor wpadł Wam w oko, to odsyłam do sklepu internetowego semilac.pl 




RANKING FILMÓW NA WALENTYNKI.

$
0
0
Im bliżej walentynek, tym więcej dostaję od Was pytań o to, co z tej okazji kupić swojemu facetowi. Cieszę się, że i w tej kwestii moje zdanie się dla Was liczy. Myślę jednak, że to tak specyficzne "święto", które nie musi być okazją do kupienia kolejnego portfela, gry, czy wody po goleniu. W tym dniu stawiałabym raczej na spędzenie maksymalnej ilości czasu razem. Fajnym pomysłem jest wyjście do kina, na uroczystą kolację, na koncert, albo coś bardziej aktywnego jak pościganie się na gokartach, kręgle lub spontaniczny wypad na narty. Ostatecznie, jeśli faktycznie nie macie ani ochoty, ani czasu na spędzenie walentynek poza domem, to dobrą opcją będzie wieczór filmowy przed telewizorem. Mam dla Was 9 propozycji, do których często wracam, jeśli mam ochotę na coś bardziej romantycznego i będzie to mój subiektywny, filmowy ranking. Jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam dalej. 



# MIEJSCE 9: DIRTY DANCING (1987)
Czy jest jeszcze osoba, która nie widziała tego genialnego filmu? Jeśli dodatkowo lubicie taneczne klimaty, to "Dirty dancing" jest pozycją obowiązkową. Główna bohaterka Baby wraz z rodzicami i siostrą spędza wakacje w ekskluzywnym ośrodku wypoczynkowym. Zapoznaje tam nieziemsko przystojnego instruktora tańca, który nie do końca podoba się jej ojcu. Dalsze perypetie pewnie znacie, a jeśli nie, to polecam ten film na walentynkowy wieczór. W roli głównej Patrick Swayze i Jennifer Grey. Zawsze śmieszy mnie jednak polskie tłumaczenie tytułu, bo "Dirty Dancing" to po naszemu "Wirujący seks". #lol

# MIEJSCE 8: NIGDY W ŻYCIU! (2004)
Jeden z niewielu polskich filmów, które naprawdę lubię. To ekranizacja bestsellerowej powieści Katarzyny Grocholi pod tym samym tytułem. Judyta, główna bohaterka dowiaduje się, że mąż chce od niej odejść. Z dnia na dzień jej świat się wali, ale dzięki swojej determinacji układa swoje życie na nowo. Oczywiście niespodziewanie pojawia się w nim tajemniczy mężczyzna. Film jest niezwykle lekki, a akcja toczy się szybko, więc nie ma czasu na nudę. W roli głównej Danuta Stenka i Artur Żmijewski.

# MIEJSCE 7: ZAKOCHANI (2000)
Zawsze chętnie powracam do tego filmu, bo kilka scen zostało nagranych w Ustce, w której mieszkają moi rodzice. To fascynujące zobaczyć na dużym ekranie znajome miejsca. Film jest utrzymany trochę w stylu amerykańskich komedii romantycznych, ale w bardzo dobrym tego słowa znaczeniu. Zosia, którą gra Magda Cielecka jest sprytną uwodzicielką. "Celuje" w konkretnych facetów, rozkochuje ich w sobie, wyciąga od nich pieniądze, a następnie porzuca. Kiedy poznaje Mateusza (Bartosz Opania) wszystko się nagle zmienia. Myślę, że to film, przy którym Wasz facet nie zaśnie, bo jest trochę zabawny, choć nadal bardzo romantyczny i klimatyczny.

# MIEJSCE 6: JAGODOWA MIŁOŚĆ (2007)
Film w znakomitej obsadzie, bo zobaczymy w nim Rachel Weisz, Natalie Portman, Norah Jones i Jude Law. Główna bohaterka, która boryka się z sercowymi rozterkami wyrusza w podróż po Ameryce. Spotyka wielu ciekawych i inspirujących ludzi, którzy pomagają jej zrozumieć czym tak naprawdę jest miłość. 

# MIEJSCE 5: NOCE W RODANTHE (2008)
Adrienne Willis postanawia zaopiekować się przez kilka dni hotelem znajomej, który mieści się w nadmorskim miasteczku Rodanthe. Chce przy okazji poukładać sobie trochę spraw, bo w jej życiu osobistym nie dzieje się najlepiej. W hotelu tuż przed wielką burzą pojawia się tajemniczy gość, a w tej roli sam Richard Gere. Bardzo klimatyczny film o miłości dojrzałej, do którego często wracam. 

# MIEJSCE 4: UWIERZ W DUCHA (1990)
Kolejny klasyk i znów w roli głównej Patrick Swayze, tym razem w towarzystwie Demi Moore. Pewnego wieczoru Sam zostaje zastrzelony, ale powraca jako duch, bo musi jeszcze ostrzec swoją ukochaną o zbliżającym się niebezpieczeństwie. W nawiązaniu kontaktu z Molly pomaga mu pewna szalona spirytystka, która jako jedyna jest w stanie go zrozumieć. W filmie usłyszymy podczas jednej z początkowych scen utwór The Righteous Brothers pt. "Unchained Melody", który jest moim zdaniem takim walentynkowym hymnem od wielu lat :-)

# MIEJSCE 3: WIELKIE NADZIEJE (1998)
Do jego obejrzenia skłoniła mnie świetna ścieżka dźwiękowa, na którą trafiłam zupełnie przypadkiem. Lubię muzykę z filmów i często zanim jakiś obejrzę, to najpierw przesłuchuję soundtracki. "Wielkie nadzieje" to opowieść o tym, że "stara miłość nie rdzewieje". Finn jest chłopakiem z niezbyt zamożnej rodziny i kiedy poznaje dystyngowaną Estellę, jego życie nabiera innego wymiaru. Ma na jej punkcie prawdziwą obsesję, jednak po jakimś czasie ich drogi się rozchodzą po to, aby znów mogły się spotkać kilka lat później. Ethan Hawke i Gwyneth Partlow tworzą na ekranie bardzo fajną parę i miło się na nich patrzy. W filmie zobaczymy też zwariowaną ciotkę Estelli i w tej roli Anne Bancroft, której makijaże przyprawiają o prawdziwy zawrót głowy. Zdecydowanie polecam, jeśli lubicie filmy o miłości ze świetną muzyką w tle. Moje ulubione kawałki to "Sunshower", "Like a friend", "Siren" i "Success". 

# MIEJSCE 2: PRZEMINĘŁO Z WIATREM (1939)
Film kultowy, wzruszający i porywający, a wszystko za sprawą Vivien Leigh i Clarka Gable. Ilekroć go oglądam, to zachwycam się wspaniałymi kostiumami i ogólną aranżacją. Zdobył aż 10 Oskarów i jedyne, co mogłabym tu dodać, to dlaczego tak mało? Mimo, że trwa prawie 4 godziny i w TV jest często puszczany w dwóch częściach, to warto poświęcić mu tyle czasu. Nie będę zdradzać ani ułamka fabuły, bo to film, który każdy kinomaniak powinien zobaczyć w ciemno. Szczególnie w walentynki.

# MIEJSCE 1: ANGIELSKI PACJENT (1996)
Mój ulubiony film z miłosnym motywem, który za każdym razem mnie zachwyca. Akcja rozgrywa się w upalnych, pustynnych klimatach, co nadaje całemu obrazowi jeszcze większego uroku. Główny bohater trafia do szpitala z poważnymi oparzeniami ciała. Poznaje tam pewną sanitariuszkę, która postanawia się nim zaopiekować. Z jego opowieści dowiaduje się o wielkiej miłości, która pociągnęła za sobą szereg konsekwencji. Bardzo wzruszający film i jak dla mnie prawdziwy wyciskacz łez, szczególnie na końcu. Polecam na długi, walentynkowy wieczór :-)




Jakie filmy polecacie na walentynkowy wieczór? Koniecznie napiszcie jak wygląda Wasz ranking filmów o miłości! Chętnie zobaczyłabym coś nowego, więc czekam na Wasze rekomendacje.

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na INSTAGRAMIE @kosmetycznahedonistka 





AKTUALIZACJA PIELĘGNACJI MOICH WŁOSÓW I MAŁE ODKRYCIE - SOK Z ŻYWORÓDKI.

$
0
0
Dziś trochę spóźniona aktualizacja pielęgnacji moich włosów. Przyznam, że zupełnie zapomniałam o tym wpisie i dopiero kilka z Was wspomniało w komentarzach , że to już najwyższy czas na aktualizację. Jeśli jesteście ciekawe jak wyglądała moja pielęgnacja w ostatnich miesiącach, to zapraszam do czytania dalej. Będzie też o moim małym odkryciu czyli o soku z żyworódki. 

kosmetyczna_hedonistka_wlosy_pielegnacja_wlosow_polecane_odzywki_sok_z_zyworodki


MYCIE WŁOSÓW
_________
W tej kwestii wiele się nie zmieniło i nadal używam szamponu  Babydream z Rossmanna. Jeśli chodzi o zapach, to tu też bez zmian - bardzo mnie męczy i są dni, kiedy po prostu nie mogę go znieść. Myję wtedy głowę w pośpiechu i na wdechu oraz szybko nakładam mocno pachnącą odżywkę, żeby jakoś zabić ten smrodek. Cały czas próbuję też innych, łagodnych szamponów dla dzieci, ale niestety żaden nie jest tak dobry, jak Babydream. Raz na 2 tygodnie myję też włosy płynem do higieny intymnej z kwasem mlekowym i tym razem jest to Lirene Lactima Duo Forte. Sprawdza się tak samo dobrze, jak niegdyś używany przeze mnie Biały Jeleń. O tym dlaczego warto myć włosy płynem do higieny intymnej pisałam jużTUTAJ klik. 


ODŻYWKI
_________
W ostatnim czasie bardzo polubiłam balsam do włosów Elfa Pharm Intense Hair Therapy, który zresztą trafił do ulubieńców stycznia (tutaj klik). Ma ciekawy skład oparty w głównej mierze na olejkach, a jak wiecie ja uwielbiam pielęgnację emolientową. Aktualnie rzadko sięgam po odżywki typowo proteinowe, bo zimą moje włosy wyjątkowo ich nie lubią. Jednak w ostatnim tygodniu skusiłam się na jedno, pojedyncze laminowanie włosów, bo chciałam je maksymalnie wygładzić i nabłyszczyć, co zresztą widać na powyższych zdjęciach. Zawsze jestem bardzo zadowolona z tradycyjnego laminowania, ale wykonuje je rzadko, z uwagi na to, że każdy kolejny zabieg przeprowadzony z rzędu nie przynosi już tak spektakularnych efektów. Zatem laminowanie zostawiam tylko na specjalne okazje. Jeśli chcecie wiedzieć jak to dokładnie robię, to TUTAJ klik dowiecie się więcej. 

Nadal bardzo lubię maskę Kallos Blueberry, po której moje włosy są bardzo gładkie i lśniące, a co najważniejsze - nie puszą się tak, jak po niektórych maskach zawierających oleje w składzie. Często spotykam się z taką opinią, że odżywki emolientowe nie są dla Was, bo po kilku użyciach włosy nadal są suche, a czasem nawet wyglądają gorzej, niż przed myciem. Problem nie tkwi ogólnie w emolientach, tylko w ich rodzaju. Nie każdy olej dodany do odżywki będzie nawilżał i dociążał włosy, więc trzeba po prostu trafić na swojego ulubieńca metodą prób i błędów. Ja na przykład niezbyt lubię odżywki z olejem arganowym w składzie, a takich bardzo dużo na półkach popularnych drogerii. Niestety moje włosy po oleju arganowym stają się suche i szorstkie. 

Zużyłam całkowicie humektantową maskę aloesową Natur Vital i pozostaję z nią w tzw. "love hate relationship". Raz ją uwielbiam, a raz szczerze nie znoszę, bo nie działa tak, jakbym sobie tego życzyła. W sumie cieszę się, że dobrnęłam z nią do końca i chyba w najbliższym czasie już jej nie kupię ponownie. Wiem jednak, że wiele z Was docenia jej działanie, ale to tylko dowód, że każda z nas ma inne, włosowe potrzeby. Moje włosy aktualnie nie potrzebują humektantowej pielęgnacji. 

Za to pozostaję pod sporym wrażeniem odżywek Bania Agafii, które testuję sobie jedna po drugiej. W pewnej małej, osiedlowej aptece, którą często odwiedzam jest spory wybór produktów tej marki i nie są drogie. Bardzo dobrze w ostatnim czasie sprawdzał się u mnie regeneracyjny balsam z olejem szarłatu, żurawiny błotnej i pierwiosnką. Co prawda skład nie jest tak naturalny, jakby się mogło pozornie wydawać, ale produkt naprawdę poprawia wygląd włosów już od pierwszego użycia. Są takie, jak lubię najbardziej czyli wygładzone, błyszczące i przede wszystkim miękkie w dotyku. Są też podatne na loki, więc zawsze, kiedy planuję nakręcić je na papiloty, to używam tego balsamu po myciu. Planuję wypróbować więcej produktów tej marki, bo jak na razie tylko raz trafił mi się "średniak" i była to maska łopianowa. 

PŁUKANKI PO ODŻYWCE
_________
Sama jestem zaskoczona, ale w ostatnich tygodniach zupełnie zrezygnowałam z płukanek po odżywce. Teraz planuję wrócić do przyciemniającej kory dębu i do płukanki kawowej. Pisałam o nich TUTAJ klik. 


SERUM I TERMOOCHRONA
_________
Po spłukaniu odżywki zawsze nakładam na włosy jakieś silikonowe serum lub typowy produkt termoochronny jak np. Kerastase Ciment Thermique. Akurat ten balsam świetnie działa, kiedy modeluję włosy na okrągłej szczotce, bo keratyna aktywuje się pod wpływem ciepła. Przy zwykłym wysuszeniu suszarką nie widzę już tak dobrego efektu, a włosy są nawet trochę spuszone, dlatego sięgam po niego rzadko. Najczęściej w ostatnich tygodniach używałam Loreal Myhic Oil i serum Toni & Guy Casual Radiating Tropical Elixir. Obydwa produkty wygładzają w bardzo podobny sposób i pięknie pachną. Z Toni & Guy trzeba trochę bardziej uważać, bo przy zbyt dużej ilości potrafi obciążyć włosy.



OLEJKI DO OLEJOWANIA
_________
Jak zawsze bardzo dobrze sprawdzał się u mnie olej awokado z Delawell, ale chciałam spróbować czegoś nowego. Dużym hitem okazał się olej z czarnuszki, który naprawdę bardzo polubiłam. Nakładam go na włosy wieczorem na wysokości brody, zaplatam włosy w warkocz i zmywam dopiero następnego dnia rano. Działa podobnie jak olej z awokado i nadaje włosom taką fajną miękkość, a zarazem sprężystość. Niestety zupełnie nie sprawdził się u mnie olej sezamowy, który miał mieć właściwości przyciemniające, a niestety nic takiego nie zauważyłam. Ponadto miałam wrażenie, że po jego kilkukrotnym użyciu włosy zaczęły się puszyć, podobnie jak przy oleju arganowym czy kokosowym. Aktualnie używam na zmianę oleju z czarnuszki i tego od Nacomi o zapachu borówkowym


WCIERKI
_________
Oczywiście czym byłaby moja pielęgnacja bez wcierek? Uwielbiam je i o swoich ulubionych pisałam już TUTAJ klik. Zachwycam się działaniem wcierki z kozieradki, ale na litość boską nie mogę już wytrzymać tego zapachu. Co więcej, nie może go znieść też mój chłopak, który nawet przestał mieć ochotę na niedzielny rosół :-) Wcierka z kozieradki pod względem działania jest niesamowita, bo znacznie zredukowała przetłuszczanie się mojej skóry głowy i przede wszystkim cały czas widzę małe, odrastające włoski na skroniach. W ostatnim czasie trafiłam w aptece na ciekawy produkt jakim jest sok z żyworódki. Nazwę kojarzyłam, ale nigdy wcześniej nie przyjrzałam się jej właściwościom. Okazuje się, że żyworódka jest rośliną o wielu cennych właściwościach, a jej sok działa bakteriobójczo, grzybobójczo, regenerująco, przeciwzapalnie i immunostymulująco. Jest kojący dla skóry głowy i ma właściwości podobne do aloesu. W składzie takiego soku znajdziemy miedź, potas, mangan, selen, glin, krzem, magnez i żelazo, a więc to doskonała mieszanka do stosowania na skórę głowy. Od 2 tygodni regularnie stosuję wcierkę z tego soku i jak na razie nadal obserwuję wiele nowych, odrastających włosów na głowie. Nie wiem natomiast czy jest to zasługa długiego stosowania kozieradki czy żyworódki, ale spotkałam się z wieloma opiniami na temat jej działania przyspieszającego porost. Jeśli tak jak ja nie możecie już znieść zapachu kozieradki, to może warto byłoby wypróbować sok z żyworódki? Przelewam go do małej buteleczki po płynie micelarnym i aplikuję na skórę głowy przed położeniem się spać. Niestety nie usztywnia włosów tak fajnie, jak kozieradka, ale przynajmniej nie przetłuszcza włosów u nasady, a to bardzo ważne, jeśli nie myjecie włosów codziennie. 

***

I tak wyglądała pielęgnacja moich włosów na przestrzeni ostatnich miesięcy. Dajcie znać czy coś Was zainteresowało i jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało. Pomogę, jeśli tylko będę mogła :-)

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na INSTAGRAMIE @kosmetycznahedonistka 



MOJA DIETA KIEDYŚ I TERAZ: CO WYRZUCIŁAM ZE SWOJEGO JADŁOSPISU I DLACZEGO?

$
0
0
Ostatnio zadajecie mi mnóstwo pytań o to jak dbam o swoją sylwetkę, a konkretnie jaką dietę stosuję i czy ćwiczę. Po dłuższym przemyśleniu tematu doszłam do wniosku, że mój jadłospis od jakiegoś czasu diametralnie się zmienił. Wyrzuciłam z niego kilka produktów, które jak się później okazało, były główną przyczyną moich nadprogramowych kilogramów, cellulitu i złego stanu cery. Mogę pokusić się nawet o stwierdzenie, że takie prawdziwe dbanie o moją sylwetkę zaczęło się od wyeliminowania z diety "śmieciowego" jedzenia i nie mam tu na myśli tylko fast foodów. Co wykreśliłam ze swojego jadłospisu i dlaczego? O tym w dalszej części dzisiejszej notki. 

kosmetyczna_hedonistka_dieta_kiedys_i_teraz_czego_nie_jem


DIETA
________
Na początku chciałabym podkreślić, że nie jestem i nigdy nie byłam rygorystycznie nastawiona do diety. Liczenie kalorii, ważenie porcji i komponowanie jadłospisu według matematycznego wzoru to nie dla mnie. Po pierwsze jestem na to zdecydowanie zbyt leniwa, po drugie szkoda mi na to czasu, bo i tak posiłki często jem w biegu, a po trzecie pewnie nie byłabym w stanie wytrwać w tak rygorystycznym podejściu do żywienia. Oczywiście mam na uwadze fakt, że pewnie wiele z Was praktykuje taką formę diety szczególnie, jeśli w grę wchodzi choroba czy też duża nadwaga. W tym przypadku naprawdę szacun dla Was dziewczyny, bo pilnowanie swojego jadłospisu w tak restrykcyjny sposób wymaga sporo wysiłku i samozaparcia. 

CO ZMOTYWOWAŁO MNIE DO ZMIAN W ŻYWIENIU?
________
Kiedyś zupełnie nie zwracałam uwagi na to, co jem. Wychodziłam z założenia, że mam świetną przemianę materii i żadna nadwaga mi nie grozi. Uważałam też, że skoro uprawiam bardzo dużo sportu (byłam przez wiele lat w drużynie koszykarskiej), to w ogóle mogę pozwolić sobie na więcej grzeszków w kwestii jedzenia. Czas oczywiście zweryfikował moje teorie i szybko okazało się, że moja miłość do włoskiej kuchni, fast foodów i słodyczy nie do końca wyszła mi na dobre. Zaczęłam mieć problemy z wagą, ale na szczęście w porę się opamiętałam. Do mojej "normalnej" wagi powróciłam dzięki diecie wykluczającej śmieciowe jedzenie i dzięki regularnemu uprawianiu sportu. Siłownia, bieganie, basen - to była codzienność. Zaczęłam czuć się lepiej i na pierwsze, wizualne efekty nie musiałam długo czekać. Zdałam sobie jednak sprawę, że aby utrzymać prawidłową wagę muszę zmienić swój jadłospis na stałe. Dieta zazwyczaj kojarzy się z czymś przejściowym, natomiast aby być "fit" trzeba zmienić nawyki żywieniowe i do nich przywyknąć.  Do zmian w żywieniu zmotywował mnie też mój fatalny stan cery, obniżony nastrój, ociężałość, brak chęci do czegokolwiek. W pewnym momencie byłam niemalże pewna, że wszystkie moje problemy wynikają z nieprawidłowej diety. Co wyrzuciłam ze swojego jadłospisu, a bez czego kiedyś zupełnie nie mogłam się obejść?



# CHIPSY I INNE SŁONE PRZEKĄSKI
To było jedno z moich największych uzależnień żywieniowych. Trudno mi w to teraz uwierzyć, ale kiedyś codziennie mogłam zjeść jedną paczkę chipsów, a czasem nawet i dwie. Potrzeba zaspokojenia chęci na coś słonego i mocno przyprawionego była ogromna, a po zjedzeniu takich chipsów czułam się ciężko, często bolał mnie brzuch, a moja skóra w tamtym okresie wyglądała po prostu fatalnie. Ciągle doprawiałam domowe jedzenie, bo wydawało mi się jałowe i bez smaku. W rezultacie pochłaniałam ogromne ilości soli, glutaminianu i innych paskudztw, jakie znajdziemy w słonych przekąskach. Wiecznie chciało mi się pić i często sięgałam po gazowane napoje, o których zaraz wspomnę. W czasie, kiedy jadłam chipsy mój cellulit na udach osiągał też największe rozmiary. Dziś nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam chipsy i faktycznie zupełnie wyeliminowałam je ze swojej diety. Było to dosyć trudne, bo tego typu słone przekąski są mocno uzależniające. Od czasu do czasu zdarzy mi się zjeść domowe, solone frytki i to chyba jedyna słona przekąska na jaką się decyduję.

# GAZOWANE NAPOJE
Kiedyś nie mogłam zrozumieć jak można pić niegazowaną wodę. Kojarzyłam ją z czymś naprawdę obrzydliwym, za to Coca-Cola czy inne, gazowane napoje były u mnie na porządku dziennym. Pewnego razu natknęłam się w sieci na film pokazujący ile cukru mieści się w jednej szklance coli i to był moment, w którym zaczęłam zastanawiać się czy w ogóle warto coś takiego pić. Zainteresowałam się tematem spożywania cukru, jego wpływem na organizm i oświeciło mnie, że nie ma sensu pakować w siebie codziennie tak dużej ilości pustych kalorii. Podobnie jak z chipsami - nie pamiętam kiedy ostatnio piłam coś gazowanego i mocno słodzonego. Zawsze pod ręką mam wodę mineralną, albo ewentualnie sok, najlepiej domowej roboty.

# SKLEPOWA WĘDLINA, PARÓWKI, PASZTETY ITP. 
To, że wędlina kupowana w sklepie jest napakowana chemią pewnie wiecie. Czytając skład niektórych wyrobów można się nieźle zszokować. Oczywiście mam świadomość, że teraz wszystko jest przesiąknięte konserwantami, wzmacniaczami smaku i innymi, szkodliwymi substancjami, ale skoro mam wybór, to mogę zrezygnować z niektórych rzeczy. Druga kwestia - wędlina kupowana w sklepie po prostu przestała mi smakować. Niestety nie jestem w stanie całkowicie wyeliminować mięsa z diety, więc od jakiegoś czasu jem tylko wędliny przyrządzane w domu.  Pieczone mięso, albo takie, które w przydomowej wędzarni wędzi mój tatko,  jest u mnie na porządku dziennym. Okazuje się, że bez tych wszystkich polepszaczy smaku można zjeść smaczną kanapkę :-)

# FAST FOODY I ŻYWNOŚĆ WYSOKO PRZETWORZONA 
O tak, ostre skrzydełka z KFC, albo tortille z Maca, to było coś, co uwielbiałam. Kiedyś prawdziwym zwieńczeniem wypadu do galerii na zakupy był szybki skok na fast-fooda. Mrożona pizza i inne "gotowe" jedzenie, które wrzuca się do mikrofalówki na kilka minut - to też zdarzało mi się podjadać. Fast foody to była pierwsza rzecz, z której zrezygnowałam i teraz zupełnie mnie do tego nie ciągnie. Czuję też pewne obrzydzenie do "gotowego", zamrożonego jedzenia.

#  ZUPKI CHIŃSKIE, GORĄCE KUBKI 
Oj jadło się kiedyś te cudowne zupki chińskie z tłuszczem w saszetkach (fu - co to do cholery było?) i te zupy-kremy w formie gorącego kubka. Pamiętam, że uwielbiałam krem z pieczarek z grzankami, albo zupę pomidorową z makaronem. Co za górnolotne nazwy, a to przecież sama chemia. Nie wiem co musiałoby się stać, żebym teraz coś takiego sobie przyrządziła. To jedne z tych rzeczy, których z czystego szacunku do swojego organizmu nigdy więcej nie tknę.

# NABIAŁ
Niestety nie jestem w stanie całkowicie wyeliminować nabiału z diety, ale odkąd zauważyłam jego bezpośredni wpływ na stan mojej skóry, to w znacznym stopniu go ograniczyłam. Kiedyś spożywałam ogromne ilości serów żółtych, serków homegenizowanych, jogurtów i innych produktów mlecznych, a także samego mleka. Wiecznie borykałam się z alergią - stany zapalne skóry, wypryski, swędzenie, kichanie, katar, problemy z gardłem, ból głowy, łzawiące oczy. Byłam przekonana, że to kwestia pyłków i okresowego pylenia roślin, a zupełnie nie brałam pod uwagę alergii nabiałowej. Po eksperymentalnym odstawieniu nabiału praktycznie wszystkie moje problemy się skończyły i to dało mi wyraźny sygnał, że niestety muszę ograniczyć produkty mleczne w swojej diecie. Początkowo myślałam, że to nietolerancja laktozy, a nie alergia na białka mleka, jednak trzeba rozgraniczyć te dwie kwestie. Nietolerancja laktozy jest związana z zaburzeniem jej trawienia i osoby dotknięte tym problemem mają niedobór enzymu zwanego laktazą. Po spożyciu produktów mlecznych odczuwają mdłości, wzdęcia, często występują też biegunki. Natomiast w przypadku alergii mamy do czynienia z nieprawidłową reakcją układu immunologicznego na białka mleka i tu zwykle występują takie objawy jak kaszel, kichanie, bóle gardła, reakcje skórne, pokrzywki, swędzenie itp. Osoby, które mają alergię na białka mleka muszą niestety całkowicie zrezygnować z produktów mlecznych, natomiast w przypadku nietolerancji można spożywać np. kefir czy jogurt (laktoza w tych produktach jest częściowo przetworzona). Niestety nie jestem w stanie odmówić sobie kawy z mlekiem, więc z pełną premedytacją ją piję. Na szczęście tak małe ilości nie odbijają się negatywnie na stanie mojej skóry i samopoczuciu.



Myślę, że gdybym się jeszcze głębiej zastanowiła, to z pewnością znalazłoby się tu więcej rzeczy w diecie, z których w ostatnim czasie zrezygnowałam. Im jestem starsza, tym bardziej świadomie podchodzę do tego, co jem. Tak jak już wspomniałam na początku - nie jestem typem osoby, będącej wiecznie na restrykcyjnej diecie. Zdarza mi się czasem łamać zasady, bo po to w końcu są. Domowa pizza, porządna sztuka mięsa czy frytki? Czemu nie. W rozsądnych ilościach wszystko jest dozwolone. Widzę jednak znaczną różnicę zarówno w moim wyglądzie, jak i samopoczuciu odkąd zmodyfikowałam swój jadłospis pod pewnymi względami. Takie prawdziwe dbanie o sylwetkę i swoje zdrowie powinnyśmy zacząć od zmian w swoim menu i wyrzuceniu z niego śmieci. Uważam, że nawet porządne wyciski na siłowni są bez sensu, jeśli nie zweryfikujemy swojej diety na nowo.

***

Czy jest coś, czego pozbyłyście się ze swojego jadłospisu? Jeśli tak, to dlaczego? Podzielcie się koniecznie swoimi przemyśleniami na ten temat.


Zapraszam do śledzenia mojego profilu na INSTAGRAMIE @kosmetycznahedonistka 





PIĘĆ ZABIEGÓW, KTÓRE ZAOSZCZĘDZĄ TWÓJ CZAS I PIENIĄDZE.

$
0
0
Chciałybyście wyglądać pięknie, ale brakuje Wam na to czasu? A może nie lubicie go spędzać zbyt wiele przed przed lustrem? Dziś wpis kierowany specjalnie dla zapracowanych, ale też dla leniuchów i dla osób, które chcą zaoszczędzić w dłuższej perspektywie trochę pieniędzy. Napiszę Wam o kilku fajnych zabiegach urodowych, którym warto się poddać, jeśli ciągle brakuje Wam chwili dla siebie. 

sekrety_urody_koreanek_zabiegi_urodowe_microblading_keratynowe_prostowanie


DEPILACJA LASEROWA
_______
Muszę przyznać, że tradycyjne golenie maszynką to zabieg, którego naprawdę nie lubię. Tak na dobrą sprawę, aby moje nogi były na maksa gładkie, to musiałabym używać maszynki codziennie. To zajmuje z kolei bardzo dużo czasu, który wolałabym przeznaczyć na coś innego. Z depilatorem jakoś nie mogę się "dogadać" i jego stosowanie powoduje u mnie masę podrażnień. Depilacja laserowa jest aktualnie bardzo popularnym zabiegiem i nie ma w tym nic dziwnego. Można pozbyć się owłosienia z każdej partii ciała (nawet z twarzy) na kilka dobrych lat. Trzeba jednak pamiętać, aby wybrać się na kilka zabiegów. Jeden zdecydowanie nie wystarczy, aby usunąć wszystkie włoski, które są w różnej fazie wzrostu. Zatem czy wizja gładkiego ciała bez codziennego siłowania się z maszynką nie jest kusząca? W dłuższej perspektywie można też zaoszczędzić pieniądze na maszynkach i piankach do golenia. 


MAKIJAŻ PERMANENTNY BRWI / MICROBLADING
_______
Makijaż permanentny zawsze kojarzył mi się z czymś naprawdę przerażającym. Wytatuowane brwi, usta i powieki mogą wyglądać koszmarnie, jeśli traficie do niewykwalifikowanej kosmetyczki. Czasem bardzo doświadczone osoby nie mają zupełnie wyobraźni i mimo, że wykonują permanentny od wielu lat, to i tak robią to skandalicznie źle. Trzeba liczyć się z tym, że to zabieg, który utrzyma się na naszej twarzy nawet kilka lat. Plusy są takie, że poranny makijaż zajmuje o wiele mniej czasu, gdyż budzimy się już z "gotowymi" brwiami, ale mamy też minusy, kiedy kosmetyczka spartaczy swoją pracę i trudno będzie ukryć jej błędy. Najlepiej iść do takiej specjalistki, której prace widziałyśmy na naszych koleżankach, bo to najlepszy dowód umiejętności.  Ostatnio przyglądam się nowemu trendowi w makijażu permanentnym brwi i jest to microblading. Polega na dorysowaniu małych, pojedynczych włosków, które układają się w piękną, naturalną linię łuku brwiowego. Jeśli traficie do odpowiedniej osoby, to brwi będą wyglądać naprawdę pięknie i nie ma tu mowy o grubych, groteskowych krechach. Efekt powinien być taki, że trudno odróżnić narysowaną kreseczkę w brwiach od prawdziwego włoska i to jest naprawdę genialne. Widziałam kilka takich prac i nie mogę wyjść z podziwu jak wspaniale to wygląda. Jeśli spędzacie dużo czasu na codziennym podkreślaniu brwi, to może warto zainteresować się takim zabiegiem? To byłaby też spora oszczędność na wszelkiego rodzaju farbkach, cieniach i innych produktach do stylizacji brwi. 

hybrydowe_hybrydy_paznokcie_semilac_przedluzanie_paznokci_trwaly_manicure


MANICURE HYBRYDOWY
_______
Kiedy pierwszy raz dowiedziałam się o hybrydach, to nie wierzyłam, że mogą przetrwać na paznokciach nawet do 3 tygodni w stanie idealnym. Tradycyjny manicure od zawsze był moją zmorą. Nawet po jednym dniu miałam odpryski i bez znaczenia, czy był to lakier za 10 zł czy za 100 zł. To ciągłe poprawianie paznokci zabierało mi sporo czasu, a to, że kolejnego dnia pojawiały się jakieś odgniecenia od pościeli było nie do zniesienia. Odkrycie lakierów hybrydowych Semilac to dla mnie spory przełom. Mają piękne kolory, są trwałe, błyszczące i cały manicure wykonuje się bardzo łatwo. Można też "naprawić" złamany paznokieć, przedłużyć go lub wzmocnić za pomocą preparatu Hardi. Myślę, że naprawdę warto zainwestować w taki zestaw do robienia hybryd w domu, bo to oszczędność czasu, pieniędzy i nerwów :-) Po ostatecznym utwardzeniu lakieru w lampie możecie robić dosłownie wszystko, a paznokcie pozostaną w stanie nienaruszonym czyli koniec z odgnieceniami od pościeli! 

przedluzanie_rzes_1do1


PRZEDŁUŻANIE I ZAGĘSZCZANIE RZĘS METODĄ 1:1, 2:1 itp.
_______
To kolejny zabieg, dzięki któremu zyskujemy czas podczas porannego makijażu. Obecnie mamy do wyboru wiele technik przedłużania i zagęszczania rzęs na dłużej, niż kiedy przyklejamy takie na pasku. Najbardziej popularną metodą jest 1:1 czyli kosmetyczka przykleja jedną, sztuczną rzęsę do naszej naturalnej, dzięki czemu uzyskujemy efekt większej objętości i długości. Kosmetyczka powinna odpowiednio dobrać rzęsy tak, aby wyglądały naturalnie. Niestety nie zawsze się to udaje i w sieci można spotkać wiele prac pseudo stylistek, gdzie oczy wyglądają jak dwa, ciężkie pająki. Stosuje się też metody 2:1 (przyklejane są 2 rzęsy do naturalnej, pojedynczej) czy 3:1 (3 rzęsy do naturalnej, pojedynczej) i więcej. To jaką metodę wybierzecie zależy od Was i od Waszych preferencji. Efekty zabiegu utrzymują się od 3 do 5 tygodni i jeśli znajdziecie dobrą specjalistkę, to Wasze oczy będą pięknie podkreślone. Tak jak w przypadku makijażu permanentnego radzę poszukać sprawdzonych osób, bo to jednak oczy i warto zachować szczególną ostrożność. 

KERATYNOWE PROSTOWANIE WŁOSÓW
_______
Pewnie nie raz spotkałyście się w sieci ze zdjęciami dziewczyn o idealnie prostych i lśniących jak tafla wody włosach. To najprawdopodobniej efekt keratynowego prostowania, które można wykonać w salonach fryzjerskich. Macie później spokój z codziennym używaniem prostownicy, a włosy przestają się nadmiernie puszyć oraz wyglądają na bardziej zdrowe i zadbane. Zabieg wygląda w ten sposób, że fryzjer rozprowadza na włosach profesjonalny preparat z zawartością keratyny i "wprasowuje" go we włosy za pomocą specjalnej prostownicy (żelazka termicznego). Keratyna wnika w każdy włos uzupełniając wszelkie ubytki, dzięki czemu staje się gładszy i bardziej lśniący. Często pytacie mnie czy keratynowe prostowanie niszczy włosy. Niestety nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Pewnie jest tak, jak w przypadku paznokci hybrydowych - u jednej osoby nic złego nie stanie się z płytką, a u drugiej wprost przeciwnie. Osobiście nigdy nie zdecydowałabym się na taki zabieg, bo moje włosy tego nie wymagają, ale jeśli macie problem z puszeniem i chciałybyście uzyskać idealnie gładki efekt na dłużej, to warto spróbować. Myślę, że to lepsze rozwiązanie, niż codziennie katowanie włosów prostownicą. Taki zabieg to kolejny przykład oszczędności czasu, ale też kondycji włosów, bo nic ich tak nie niszczy, jak ciągłe stosowanie stylizacji na ciepło. 

zabiegi_urodowe_ktore_zaoszczedza_twoj_czas_i_pieniadze

Czy planujecie wykonanie któregoś z powyższych zabiegów? A może macie już z nimi jakieś doświadczenia? Byłoby fajnie, gdybyście napisały też o cenach takiego zabiegu w Waszym mieście.





DROŻSZE KOSMETYKI WARTE SWOJEJ CENY.

$
0
0
Jeśli śledzicie mojego bloga na bieżąco, to pewnie zauważyłyście, że testuję zarówno tanie jak i drogie kosmetyki. Nigdy nie wychodziłam z założenia, że produkty marek selektywnych są z jakiegoś powodu lepsze, niż te tańsze. Oczywiście istnieją też droższe produkty warte swojej dosyć wysokiej ceny, dla których trudno znaleźć tańszy odpowiednik czy zamiennik. W dzisiejszym wpisie pokażę Wam kilka z nich.


estee_lauder_pure_color_envy_lipgloss

Od lewej: 170 Potent Petal, 350 Tempting Melon, 240 Passionate Fuchsia, 340 Flirtatious Magenta, 360 Wicked Apple, 310 Shell Game.

ESTEE LAUDER PURE COLOR ENVY SCULPTING GLOSS & LACQUER
________
Czuję spory przesyt wszechobecnymi, matowymi pomadkami i od jakiegoś czasu starałam się powrócić do błyszczyków. Niestety to, co miałam w swojej kosmetyczce nie do końca mi odpowiadało. Błyszczyki są o wiele mniej trwałe, niż pomadki matowe, do których przywykłam. Niektóre z nich brzydko się rozlewały, inne znów zbierały się w załamaniach i dziwnie rozwarstwiały na ustach. Szybko przypomniałam sobie za co pokochałam długotrwałe pomadki, które pozostają na ustach przez wiele godzin w niezmienionym stanie. Kiedy pierwszy raz miałam styczność z błyszczykami Estee Lauder z serii Pure Color Envy, to przeżyłam niezły szok. Po pierwsze mają intensywną pigmentację, po drugie piękne kolory, a po trzecie i najważniejsze - są bardzo trwałe. Ich konsystencja jest gęsta i delikatnie lepka, przez co są w stanie przetrwać o wiele dłużej, niż inne tego typu produkty. Jeśli szukacie świetnych jakościowo błyszczyków, które nosi się komfortowo przez wiele godzin, to mogę śmiało polecić te od Estee Lauder. Mój ulubieniec to kolor 170 Potent Petal. Cena to około 115 zł/szt.

benefit_ghoola_watts_up


BENEFIT HOOLA 
________
Dla mnie to bronzer idealny i wiele razy o nim wspominałam. Jest matowy, ma neutralny odcień i nie jest też zbyt ciemny. Można nim wykonturować twarz, ale też ją ocieplić. Używam go czasem w makijażu oka do podkreślenia załamania powieki i również sprawdza się świetnie. Cena to 159zł/szt.

BENEFIT WATT'S UP
________
To rozświetlacz w sztyfcie, który naprawdę warto mieć. Używam go do do rozświetlania strategicznych części twarzy jak miejsce nad kością policzkową, punkt nad ustami, kąciki oczu czy łuki brwiowe. Daje  piękną, nienachalną, szampańską taflę rozświetlenia, przy czym nie wyglądamy na spocone czy obsypane brokatem. Nie przypadam za produktami kremowymi jeśli chodzi o rozświetlacze czy róże, ale ten jest na tyle suchy, że nie "kłóci się" z moją tłustą skórą. Cena to około 155zł/szt. 



THE BALM NUDE TUDE
________
Nie wszystkie cienie marki The Balm mogę nazwać moimi ulubieńcami. Niektóre z nich, a szczególnie te w małych paletkach w zwierzęce wzory są  raczej kiepskie. Moją ulubienicą jest Nude Tude i zawiera przepiękne odcienie brązów i złota. Kolory są na tyle uniwersalne, że sprawdzą się zarówno w dziennym, jak i wieczorowym makijażu. Wyjątkowość tej palety tkwi również w jakości cieni. Świetnie się rozcierają i łączą na powiece, więc nie trzeba mieć wybitnych umiejętności z zakresu blendowania. Jak dla mnie to lepsza z droższych palet, którą można spotkać w drogeriach.  Dokładne swatche pokazywałam TUTAJ klik. Cena to około 130 zł/szt.



ZOEVA CORAL SPECTRUM
________
Nowa seria Spectrum od Zoeva, która weszła całkiem niedawno do sprzedaży budzi mieszane uczucia. Z jednak strony palety z różami są wspaniałe, a z drugiej cienie nie do końca wpasowały się w mój gust z uwagi na ich różną pigmentację. Najbardziej podoba mi się paleta róży Coral Spectrum, która zawiera cudowne kolory dla ciepłego typu urody. Zdecydowanie warto skusić się na taką paletę, bo zawiera aż 4 róże, które można też ze sobą dowolnie mieszać. Cena to około 80zł/szt.

PĘDZLE ZOEVA 
________
Często pytacie mnie w jakie pędzle warto zainwestować, jeśli jesteście początkujące w makijażu. Myślę, że to nie jest istotne czy jesteście profesjonalistkami, czy może dopiero zaczynacie swoją przygodę z makijażem. Dobre jakościowo pędzle warto mieć w każdym przypadku. Dla mnie najlepsze jak dotąd są pędzle Zoeva, które w przyjemnością kolekcjonuję. Najstarsze z nich mam  już grubo ponad 2 lata i prezentują się idealnie. Najlepiej kupić je w zestawie, którego cena waha się między 260 zł - 490 zł w zależności od ilości i rodzaju pędzli.  29 lutego do sprzedaży wchodzą nowe modele Rose Golden Vol.3, które pokazywałam Wam już na moim Instagramie tutaj klik. Jutro postaram się napisać o nich więcej, bo znalazłam jeden minus, o którym powinnyście wiedzieć. 

PODKŁAD ESTEE LAUDER DOUBLE WEAR
________
Podkład na wielkie wyjścia - niesamowicie kryjący, ujednolicający koloryt skóry, wygładzający i bardzo trwały. Ideał na śluby i inne okazje, gdy musimy wyglądać nienagannie lub chcemy, aby nasz makijaż przetrwał wiele godzin. Niestety nie polecałabym go do noszenia na co dzień, bo może zbytnio obciążać skórę, zapychać pory i jest po prostu zbyt ciężki. Warto jednak mieć w kosmetyczce taki wyjątkowy produkt, który będzie jak znalazł na większe okazje. Cena to 179 zł ale uwaga - w internetowych drogeriach zakupicie go znacznie taniej.



ISADORA EYEBROW LIFTER
________
Matowa, cielista kredka, którą można aplikować na linię wodną oka, aby odświeżyć spojrzenie i powiększyć oczy. Można jej także używać do rozświetlania i optycznego podniesienia łuku brwiowego, do rozjaśniania kącików oka czy miejsca nad ustami. Jeśli miałabym wybrać najlepszą, cielistą kredkę, to byłaby właśnie ta od Isa Dora. Cena waha się między 40-50zł/szt.

***

Macie swoich droższych ulubieńców, których mogłybyście mi polecić?





NOWOŚCI W MOJEJ SZAFIE I KOSMETYCZCE: URBAN DECAY GWEN STEFANI, ZOEVA ROSE GOLDEN VOL 3, SINSAY I INNI.

$
0
0
Dziś wpadam do Was z przeglądem nowości w mojej kosmetyczce i garderobie. Pokażę Wam kilka ubrań, dodatków i zdradzę jakie jest moje zdanie na temat nowej kolekcji Zoeva Rose Golden Vol. 3. Wskakujcie zatem do dalszej części posta!



Uwielbiam ciemne okulary, a takich w lekko kocim kształcie szukałam od dłuższego czasu. Znalazłam je w sklepie Sinsay za uwaga - 14,99 zł :-) Oczywiście nie można spodziewać się po nich wybitnej ochrony przed promieniowaniem słonecznym, ale jako ozdoba na pewno się przydadzą. 



Biżuteria marki Sotho gości na moim blogu bardzo często, bo jej prosty, a zarazem przykuwający uwagę design wyjątkowo do mnie trafia. Ciągle kuszą mnie jakieś nowe modele i tym razem zdecydowałam się na bransoletkę z połyskującymi, czarnymi kryształami SWAROVSKI®CRYSTAL oraz chwostem (tutaj klik). Do tego naszyjnik z trzema okrągłymi zawieszkami, na których widnieje napis: "be strong, be active, be yourself" (tutaj klik). Na stronie sklepu cały czas trwa wyprzedaż i wiele błyskotek można kupić nawet z 50% rabatem. Czy wspominałam Wam już, że uwielbiam robić zdjęcia biżuterii? 


Kolejna torebka w mojej kolekcji w odcieniu brudnego, zgaszonego różu. Podoba mi się jej kształt i wielkość, do tego jest bardzo pakowna i ma jasne wnętrze, w  którym szybciej odnajduję różne rzeczy. Nie podoba mi się w niej jedynie zawieszka, która ma być chyba podróbką logo Yves Saint Laurent. Nie lubię tego typu śmiesznych imitacji, więc z pewnością to odczepię. Torebka dostępna tutaj klik. 




Nowością u mnie są również pędzle Zoeva Rose Golden Vol. 3, które 29 lutego będą dostępne na Mintishop.pl. Moje pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne, bo od dawna podobały mi się metaliczne pędzle Real Techniques Bold Metals, a później Makeup Revolution Ultra Sculpt. Różowe złoto od zawsze przykuwało mój wzrok, więc Zoeva wyszła naprzeciw moim oczekiwaniom. Włosie jak zwykle jest świetne, ale o tym można się przekonać mając choć jeden pędzel tej marki. Co do trzonków, to szkoda, że są w trochę innym odcieniu, niż sama skuwka. Można to zauważyć przyglądając się trochę uważniej, bo na pierwszy rzut oka tego nie widać. Jest to natomiast zupełnie bez znaczenia, bo i tak pędzle wyglądają nadzwyczaj efektownie. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie mały pasek na wysokości łączenia skuwki z trzonkiem. Wygląda to na odbarwienie i nie wiem czy taki był zamysł marki, czy to może efekt uboczny przy składaniu pędzli (każdy mój pędzel ma ten defekt). Wiecie, że przykładam dużą wagę do detali i moim zdaniem wygląda to po prostu mało estetycznie, może nawet trochę tandetnie. Jestem ciekawa czy przy dłuższym stosowaniu trzonki zachowają swój kolor i nie będą się rysować - czas pokaże. Natomiast już na wstępie daję mały minusik za ten estetyczny defekt, który zamierzony lub nie - wygląda źle. A może tylko moje egzemplarze tak mają? Jeśli kupicie, to dajcie znać czy u Was jest tak samo. Pędzle jak zawsze są zapakowane w pojemną kosmetyczkę, która jest bardzo solidna. 



Wraz z pędzlami wychodzi też nowa paletka z trzema pudrowymi produktami do makijażu twarzy. Róż jest dosyć błyszczący, rozświetlacz ma lekko satynowe wykończenie, a bronzer to mat. Róż jest zdecydowanie najsłabszym ogniwem w zestawie, bo ma opalizujące wykończenie, co na moich policzkach nie wygląda korzystnie. Bronzer jest za to świetny - jasny, delikatny i ma ładny, mleczny odcień. Rozświetlacz to średniak i daje raczej delikatny efekt, chociaż może być fajnym rozwiązaniem w dziennym makijażu do pracy czy do szkoły, gdy nie chcemy zbytnio przyciągać uwagi do kości policzkowych. Ogólnie paletka jest fajna i gdyby róż był matowy, to byłabym z niej bardziej zadowolona. Plus za śliczne opakowanie w klimacie różowego złota. 


Kolejna paletka z różami i tym razem od Urban Decay. To limitowanka, sygnowana przez Gwen Stefani, jaką marka przesłała mi do wypróbowania. To samo, co w przypadku paletki Zoeva - podobałaby mi się bardziej, gdyby miała więcej typowo matowych odcieni. Róże z połyskiem podkreślają wszelkie niedoskonałości na policzkach - rozszerzone pory, blizny, nierówności, pryszcze. Staram się ich unikać w swoim makijażu i wybieram tylko maty, ewentualnie dyskretne satyny. Róże same w sobie ładnie rozprowadzają się na skórze, są trwałe, nie schodzą w dziwny sposób, nie tworzą plam czy prześwitów. Jeśli jesteście posiadaczkami cery bez żadnych problemów, to śmiało możecie używać tego typu produktów. Co do ceny tej palety, to na moje oko jest trochę wygórowana. 


Sukienkę z koronkową górą i zwiewnym dołem założę na zbliżające się przyjęcie weselne moich znajomych. Uwielbiam  jej głęboki, winny odcień. Znajdziecie ją tutaj klik.


Warto mieć taką klasyczną, czarną torebkę ze złotymi dodatkami. Pasuje praktycznie do wszystkiego, a swoją noszę niemalże codziennie i mieści wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Może wpis z aktualizacją zawartości mojej torebki? Sama bardzo lubię tego typu posty. Model ze zdjęcia dostępny tutaj klik.


Sukienkę z koronkową wstawką pokazywałam Wam już na moim Instagramie i bardzo ją lubię. Często dopytujecie o konkretny link do niej, bo nie możecie jej odnaleźć na stronie - jest dostępna tutaj klik.

Pierwszy płaszcz zamówiłam dla mojej mamy i idealnie na nią pasuje. Jest raczej prosty, bez żadnego taliowania, ale na sylwetce układa się bardzo elegancko.  Ja nie przepadam za płaszczami bez kołnierzy, dlatego dla siebie wzięłam ten drugi. Będzie idealny na zbliżającą się wiosnę. Pierwszy płaszczyk dostępny tutaj klik, drugi tutaj klik.


I na koniec nowy krem pod oczy Clinique Pep-Start. Ma nawilżać, rozświetlać i sprawiać, że spojrzenie będzie wyglądać na bardziej wypoczęte. Użyłam go kilka razy i na razie bardzo podoba mi się ten okrągły aplikator i to, że krem jest lekki. Zobaczymy jak dalej będzie się spisywać. Na pewno dam Wam znać.

***

Napiszcie czy coś wpadło Wam w oko! Jeśli macie jakieś pytania, to tradycyjnie zapraszam do zadawania ich w komentarzach. 



IDEALNE POMADKI DO DZIENNEGO MAKIJAŻU: NUDZIAKI, ZGASZONE I BRUDNE RÓŻE, JASNE BRĄZY.

$
0
0
Czy są tu fanki naturalnych odcieni na ustach? Jeśli w makijażu na co dzień lubicie używać pomadek w zgaszonych, stonowanych kolorach, to w dzisiejszym wpisie zobaczycie mały przegląd moich ulubionych "nudziaków". Będzie kilka pomadek, błyszczyków oraz konturówek, po które sama najchętniej sięgam.



NABLA - Panta Rei i Ombre Rose
______
Pomadka Nabla Panta Rei na pierwszy rzut oka może wydawać się intensywna i bardziej wpadająca w ciepłą czerwień. Natomiast to, jak ostatecznie będzie wyglądać na ustach zależy od sposobu aplikacji. Delikatnie wklepana palcem nadaje ustom takiego zdrowego koloru, który wygląda elegancko i kobieco. Jeśli natomiast nałożycie ją prosto ze sztyftu, to będzie bardziej intensywna. O pomadkach Nabla wspominałam już jakiś czas temu tutaj klik i tam też pokazywałam mój drugi ulubiony odcień o nazwie Ombre Rose. Mają w sobie coś niesamowitego - są kremowe, ale przy tym mocno napigmentowane i trwałe. Marka nie jest dobrze znana w Polsce i produkty dostępne są tylko poprzez stronę internetową tutaj klik. 


MISS SPORTY MY BFFLIPSTICK - 102 My Funny Mauve
______
Miss Sporty potrafi mnie czasem zaskoczyć jakością swoich produktów. Od jakiegoś czasu bardzo lubię ich konturówkę, o której w dalszej części wpisu, ale całkiem fajna okazała się też pomadka z serii My Bff Lipstick. To coś idealnego do dziennego makijażu - delikatny, szlachetny, brudny róż o średniej pigmentacji. Nie wysusza ust i ładnie je podkreśla. Kosztuje kilka złotych i naprawdę warto się nią zainteresować. Dostępna w Rossmannie, Naturze.


ASTOR SOFT SENSATION LIPCOLOR BUTTER - 008 Hug Me
______
Bardzo lubię pomadki z tej serii czyli popularne masełka do ust. Jeśli chodzi o odcień idealny do dziennego makijażu, to polecam kolor 008 Hug Me. Jest dosyć specyficzny i nie określiłabym go jako róż czy brąz. Na zdjęciu wyszedł bardziej różowo, natomiast na żywo jest taką ulepszoną wersją czerwieni wargowej. Chyba najbardziej naturalny kolor z jakim kiedykolwiek się spotkałam. Dostępność? Rossmann, Natura, Hebe. 


WIBO GLOSSY NUDE - kolor 3
______
Pomadka, która w opakowaniu wygląda zupełnie inaczej, niż po rozsmarowaniu na dłoni czy ustach. W rzeczywistości to taki róż z dużą domieszką brązu. To samo, co w przypadku pomadki Nabla - nałożona palcem wygląda subtelnie, a prosto ze sztyftu nabiera intensywności. Jest bardzo kremowa i dobrze się utrzymuje jak na tak przystępną cenę. Dostępna w Rossmannie. 


ISADORA  TWIST-UP MATT LIPS SATIN SOFT FEEL - 69 Nude Rose
______
Mam już kilka pomadek z tej serii i jedne sprawują się lepiej, a inne gorzej. Odcień Nude Rose jest dosyć subtelny, a na ustach daje wykończenie satynowe, nienachalne, eleganckie. Nie jest to suchy mat, ale też nic połyskującego i za to bardzo lubię ten odcień. Jeśli szukacie typowego, brudnego różu, to polecam.


ISADORA TWIST-UP MATT LIPS SATIN SOFT FEEL  - 49 Bare 'N Beautiful
______
Pomadka z tej samej serii, co wyżej, ale w nieco jaśniejszym kolorze. Jeśli na co dzień nie możecie się mocno malować, a jednak chciałybyście w jakiś sposób uwydatnić usta, to koniecznie sięgnijcie po ten odcień.  Pomadki IsaDora dostępne są w perfumeriach Douglas. 


KONTURÓWKA ESSENCE LIPLINER - 06 Satin Mauve
______
Jeśli chodzi o konturówki, to czasem zastępują mi one zwykłą pomadkę. Przykładem bardzo naturalnej kredki jest ta z Essence w kolorze Satin Mauve. Na zdjęciu wyszła dosyć intensywnie, ale na ustach wygląda naprawdę naturalnie i podkreślająco. Nie będzie się wybijać na pierwszy rzut oka w całym makijażu, więc warto po nią sięgnąć. 


KONTURÓWKA ESSENCE LIPLINER - 07 Cute Pink
______
Kolejna konturówka z tej serii i tym razem odcień Cute Pink. Jest już bardziej widoczny i jaskrawy, niż pozostałe, zaprezentowane kolory, ale nadaj wpisuje się w naturalną kolorystykę. Lubię konturówki Essence za ich niesamowitą trwałość, dorównującą Inglotowi, a nawet... konturówkom Mac! Kosztują kilka złotych i czekam na poszerzenie gamy kolorystycznej, bo jak na razie jest w niej tylko kilka kolorków. Konturówki Essence dostępne są w Naturze i Hebe. 


KONTURÓWKA LOVELY PERFECT LINE - kolor 1
______
Kolejna, piękna kredka do ust w odcieniu brudnego różu. Bardzo przypomina rozchwytywaną, Inglotowską konturówkę, która jest znacznie droższa. Przyjemnie kremowa, ale nie tak trwała, jak Essence. Tak czy inaczej warto się nią zainteresować, bo aspiruje swoją jakością do o wiele droższych produktów tego typu. Do kupienia  w Rossmannie. 


MISS SPORTY MINI - ME LIP LINER - 010 Toffee
______
Jedna z moich ulubionych kredek do ust w bardzo modnym ostatnio kolorze jasnego brązu, promowanym przez Kylie Jenner. Ładnie wygląda na ustach solo, ale też w połączeniu z każdym błyszczykiem czy pomadką. Miałam już kilka egzemplarzy i zastanawiałam się nawet dlaczego produkt tak szybko się kończy. Ostatnio zauważyłam patrząc pod światło, że rysik z kredką sięga tylko do połowy długości całego produktu, więc wszystko stało się jasne. Mimo to, za tak niską cenę warto się skusić, bo kolor jest piękny, a sama konturówka trwała. Do kupienia w Rossmannie. 


BŁYSZCZYK ESTEE LAUDER PURE COLOR ENVY - 170 Potent Petal
______
Jedyny droższy produkt w zestawieniu, ale uważam, że jest wart swojej ceny. Nawet ostatnio wspominałam Wam o tych błyszczykach tutaj klik. Uwielbiam ten kolor, bo jest subtelny, lekko mleczny i pięknie prezentuje się w połączeniu z wieloma konturówkami czy kredkami do ust. Dosyć unikatowy odcień i jeszcze nie spotkałam się z produktem w tej tonacji i o tak dużej trwałości. Błyszczyk dostępny w perfumeriach Douglas. 


BŁYSZCZYK WIBO LIP LACQUER ROCK WITH ME - kolor 2
______
Równie udany produkt w formie błyszczyka i chociaż nie jest tak trwały jak Estee Lauder, to zasługuje na uwagę. Ma piękny, zgaszony odcień różu, który na ustach wygląda bardzo dziewczęco i świeżo. To dla mnie jakby pomadka w płynnej formie o całkiem intensywnej pigmentacji. Widziałam kilka odcieni w gamie, ale ten mnie wyjątkowo urzekł. Dostępny w Rossmannie. 

Jeśli jeszcze nie widziałyście mojego starszego wpisu na temat 5 TANICH I TRWAŁYCH KONTURÓWEK, to zapraszam TUTAJ klik. 


Torebeczka z ulubieńców stycznia tutaj klik. 


***

I tak prezentują się produkty do ust w dziennych, naturalnych kolorkach, które mogę polecić. Dajcie znać czy jakiś kolor wpadł Wam w oko.  A może macie swoich ulubieńców? Czekam na Wasze propozycje :-)


Zapraszam serdecznie na mój Instagram, gdzie jestem praktycznie codziennie!  @kosmetycznahedonistka





3 ZASKAKUJĄCE PRODUKTY, KTÓRE POWINNAŚ WYPRÓBOWAĆ, JEŚLI...

$
0
0
W dzisiejszym wpisie chciałabym Wam przestawić 3 produkty, które z konkretnych powodów warto wypróbować. Być może znajdziecie tu także coś, czego kiedyś bałyście się użyć, więc postaram się rozwiać wszelkie wątpliwości. Napiszę Wam też króciutko o książce Charlotte Cho "Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji". To co, zapraszam do dalszej części! 

charlotte_cho_sekrety_urody_koreanek_konjac_samsung_galaxy_s4

Małe odejście od tematu - często pytacie mnie, czy warto zainteresować się książką Charlotte Cho "Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji". Myślę, że jest to jedna z lepszych książek o tematyce urodowej, więc mogę ją szczerze polecić. Znajdziecie tu szereg porad odnośnie dbania o skórę: od ciekawego podejścia do oczyszczania, po złuszczanie i regenerację. Niektóre fakty mnie mocno zaskoczyły i na pewno wprowadzę je w życie :-) Całość zilustrowana fantastycznymi grafikami, a książkę czyta się niezwykle lekko oraz przyjemnie. Jest to prawdziwy elementarz pielęgnacji i jeśli wizja pięknej, zadbanej skóry wydaje się Wam kusząca, to zachęcam do lektury. Dostępna w całkiem niezłej cenie tutaj klik, ale możecie ją znaleźć w wielu księgarniach. 


WYPRÓBUJ GĄBECZKĘ KONJAC, JEŚLI CHCESZ DOGŁĘBNIE OCZYŚCIĆ SKÓRĘ I ZROBIĆ MASAŻ
__________
Miałam już naprawdę wiele przeróżnych gąbeczek, ściereczek i rękawic do oczyszczania twarzy, natomiast Konjac (czyt. kondżak) jest produktem wyjątkowym. To gąbka zbudowana z włókien byliny Konjac, a więc jest w 100% naturalna i przyjazna dla skóry. Włókna zapewniają naturalne nawilżenie, a ponad to świetnie oczyszczają z wszelkich pozostałości makijażu i z nadmiaru sebum. Gąbeczka po wyjęciu z opakowania jest bardzo twarda, a dopiero po zmoczeniu w ciepłej wodzie nabiera miękkości i elastyczności. Używa się jej po uprzednim demakijażu skóry. Ja standardowo myję twarz żelem z La Roche Posay Effaclar, a następnie przystępuję do masażu gąbeczką Konjac. Sam masaż jest naprawdę bardzo przyjemny i po jego zakończeniu mam uczucie maksymalnie oczyszczonej, miękkiej i świeżej skóry. To coś w rodzaju delikatnego peelingu, który nie powoduje podrażnienia, a jest bardzo efektywny. Gąbeczka jest świetna, kiedy po całym dniu potrzebujecie takiego gruntownego oczyszczenia skóry. Przy dłuższym noszeniu makijażu odczuwam czasem lekkie swędzenie czy nieprzyjemne ściągnięcie, natomiast po wykonaniu masażu ten dyskomfort zupełnie znika. Znikają też delikatnie odstające skórki, z którymi mam często problem w związku ze stosowaniem kuracji złuszczających. Po wyschnięciu gąbeczka ponownie twardnieje i jeśli będziecie o nią dobrze dbać, to posłuży przez kilka miesięcy.  Ja swoją gąbeczkę znalazłam w jakimś pudełku subskrybcyjnym typu beGlossy i początkowo zupełnie nie wierzyłam, że coś takiego się u mnie sprawdzi. Stacjonarnie gąbkę Konjac zakupicie np. w Rossmannie. 

rozjasniacz_do_brwi_creme_hait_bleach_sally_hansen

WYPRÓBUJ CREME HAIR BLEACH DO BRWI, JEŚLI CHCESZ BEZPIECZNIE JE ROZJAŚNIĆ 
__________
Przyznam, że początkowo bałam się użyć tego produktu na moich brwiach, ale bardzo denerwował mnie ich odcień. Moje brwi były po prostu czarne i bardzo wybijały się w całym makijażu. Przez to każdy, nawet najjaśniejszy cień do brwi nadawał im jeszcze wyraźniejszego charakteru, a twarz wyglądała groźnie. Kiedy w końcu zdecydowałam się na pierwszą aplikację produktu Sally Hansen Creame Hair Bleach, to byłam pozytywnie zaskoczona. Gotową miksturę trzymałam na włoskach trochę krócej, niż zaleca się w instrukcji i włoski rozjaśniły się w delikatny, naturalny sposób. Obawiałam się, że będą rude lub z jakiegoś powodu wypadną czy staną się słabsze - nic bardziej mylnego! Włoski nabrały łagodnego, brązowego, chłodnego koloru i teraz wyglądają o wiele lepiej. Jeśli chciałybyście zatem lekko rozjaśnić swoje brwi, to śmiało polecam Sally Hansen. Sprawdzi się też do włosów na całej twarzy, a także na rękach (jeśli z jakiegoś powodu nie chcecie ich golić, a są bardzo ciemne). Rozjaśniacz dostępny w wielu internetowych drogeriach, niestety nie widziałam go nigdzie stacjonarnie. Pamiętajcie o wykonaniu próby uczuleniowej.

crest_3d_whitestrips_paski_wybielajace_do_zebow
crest_3d_whitestrips_vivd

WYPRÓBUJ PASKI  CREST 3D, JEŚLI CHCESZ WYBIELIĆ ZĘBY
__________
Z paskami Crest 3D Whitestrips miałam styczność już kilka dobrych lat temu. Szukałam wtedy jakiegoś produktu, który w domowym zaciszu pozwoliłby mi wybielić zęby, które co prawda nigdy nie były bardzo żółte, ale marzył mi się ich śnieżnobiały odcień. Trafiłam wtedy na filmik Nieesi25 (tutaj klik), gdzie pokazywała te właśnie paski i od razu postanowiłam je zamówić. Efekt był wprost powalający. Po kilku aplikacjach moje zęby były wręcz przerażająco białe. Pamiętam, że kupiłam wtedy opakowanie zawierające paski do stosowania przez 14 dni, ale wystarczyło mi tylko 7 do uzyskania rewelacyjnego efektu, który utrzymywał się przez wiele miesięcy. Dodam, że moje zęby już nigdy nie wróciły do tego koloru sprzed używania pasków i to naprawdę niesamowite. Mimo, że ostatnio byłam u dentysty na gruntownym czyszczeniu zębów (skaling), to postanowiłam znowu zrobić sobie takie małe wybielanie Crest-ami. Jestem ponownie bardzo zadowolona z rezultatów. Nie zauważyłam osłabienia szkliwa, natomiast zęby podczas stosowania pasków mogą być bardziej wrażliwe, a nawet boleć po kilku pierwszych aplikacjach. Warto dokładnie przeczytać instrukcję i przeciwwskazania, natomiast sam proces aplikacji jest bardzo prosty. Wystarczy przykleić pasek na górny i dolny łuk zębowy, poczekać około 30 minut, zdjąć i przepłukać jamę ustną. Nie spotkałam się jeszcze z osobą, która byłaby niezadowolona z wybielających efektów. Paski dostępne są na Allegro i w niektórych sklepach internetowych, natomiast uważajcie na podróby i pytajcie o daty ważności. Pewnie pojawią się też pytania o Białą Perłę - tak, stosowałam ją kiedyś. Efekty były, ale nie tak spektakularne. Poza tym samo używanie nakładek wypełnionych żelem nie należało do przyjemności. Przy paskach jest znacznie wygodniej :-)



***

Próbowałyście już któregoś z przedstawionych produktów? Jakie są Wasze wrażenia?


Zapraszam serdecznie na mój Instagram, gdzie jestem praktycznie codziennie!  




Viewing all 851 articles
Browse latest View live